• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 … 10 Dalej »
[2.08.1972] Doppelganger. Spokój i ogień | Victoria & Laurent

[2.08.1972] Doppelganger. Spokój i ogień | Victoria & Laurent
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#11
27.05.2024, 23:18  ✶  

- Wymienić energię czy przekazać swoją? To jest bardzo duża i bardzo istotna różnica, Victorio. - Bo to w takim razie albo zaprzeczało, albo właśnie potwierdzało teorię. Teorię, która zaraz miała dostać pewnego rodzaju przypomnienie, bo rzeczywiście - Atreus nie miał w końcu tych wspomnień, nie dotykało go to i jednocześnie - dotyczyło go to inaczej. W zamyśleniu skinął ze dwa razy głową, przytakując temu, co słyszy. - Byłbym zdziwiony, gdyby nie była. - Mogli mówić szumnie o zakazach i nakazach, ale i łatwo było stwierdzić, że niektórzy pewnie nawet medycy potrafili z nekromancji skorzystać, albo ją znać. I każdy tego potrzebował, bo niektóre czarnomagiczne przypadki tego potrzebowały, wiedzy chociażby! Jak tutaj leczyć coś, o czym wiedza jest zakazana! Więc znieczulica społeczna ogarniała to, z czym warto było zawalczyć. - Mogę tylko komuś ofiarować swoją energię. Nie mogę od nikogo jej zabrać. - Wyjaśnił to swoje jednostronne działanie. Nie wiedział w końcu, że Cynthia zrobiła dwie rzeczy - zarówno pozwoliła energii krążyć między nimi jak i pakowała jeszcze Victorię swoją energią. Między nimi - bo był tam jeszcze Sauriel. Laurent nie brał się do tego w taki sposób, bo nawet nie miał na to odwagi. Ale fakt był taki, że przekazanie tej energii Atreusowi niczego zupełnie nie zmieniło, chociaż był taki pewien siebie, kiedy podejmował próbę, że jednak to coś da. I taki zawiedziony, że się nie udało i że zawód przyniósł Atreusowi.

- Dam znać, dam... - Chciał podchodzić do tego z większym entuzjazmem, bardziej się cieszyć, ekscytować... a ledwo się uśmiechnął z rozleniwieniem dyktowanym tym spokojem, który oboje teraz chłonęli do szumu fal i drzew, do śpiewu ptaków i skrzeku mew. Chciał, ale nie chciał sobie robić żadnej nadziei, bo wyjątkowo wiedział, że nie będzie z tego żadnego szaleństwa. Nie to, że od razu zakładał, że się zupełnie nie uda - powiedzenie przez niego "to nie wypali" nie nawoływałoby do dosłownego znaczenia, że wie, że to będzie beznadzieja. Wiedział za to, że nie będzie żadnych fajerwerków. Ale może jeszcze pozytywnie go Nicholas zaskoczy? - Potrzebuję porady stylistycznej na ślub. Nie miałem jakoś czasu i okazji załatwić krawca, a nie mam zbyt wiele czarnych kreacji... ślub Perseusa Blacka i Vespery Rookwood. - Dodał, żeby nie miała wątpliwości. Zakładał, że została na niego zaproszona z narzeczonym, bo to rodzina, ale że narzeczeństwo nie istniało... ta relacja Victorii to było "to skomplikowane". - Do "La la Land", może kojarzysz? Pub, w którym organizują koncerty, akurat wieczorek jazzowy dla talentów ma być. Pośpiewam sobie przy okazji. - Może i świetnym tancerzem nie był, ale lubił raz czy dwa zatańczyć... i lubił żywą atmosferę jazzu.

- Tak... chociaż na pewno miałbym krótszą sierść. - Powiedział z przekonaniem. Nie był aż takim znawcą kocich ras, ale miał jedną z nich głowie wypowiadając to. Tak czy siak - niby minął dzionek, kicia była ciągle zestresowana nowym miejscem, ale nie tak, jak się spodziewał. - Aach... tak, byłbym zapomniał. Chodź, przy okazji pomożesz mi z garniturem na ślub.

Zabrał ją do środka i poprowadził do sypialni, do której prowadziła magicznie zabezpieczona ściana - kiedy ściągał z niej iluzję to zamieniała się w drewniane, rozsuwane przejście, które niechętnie otwierał przed wszystkimi. Zapalił we wnętrzu światła, a była chyba nawet większa od jego sypialni. Na środku wisiał teraz czarny garnitur, wstępnie przygotowany na ślub, który przecież już za kilka dni. Laurent machnął różdżką, żeby przygotować swoje czarne koszule i garnitury, by pięknie im się tutaj zaprezentowały, a sam ściągnął koszulę, składając ją w elegancką kosteczkę. Na jego plecach pięknił się tatuaż symbolizujący skrzypce.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#12
28.05.2024, 21:33  ✶  

Musiała się na kilka sekund zamyślić, cofając się we wspomnieniach do początku maja, gdy wraca z Saurielem siedzieli u Cynthii… poszli tam razem, bo zaprosiła go tam Victoria, już oficjalnie po zaręczynach, żeby spotkali się z jej przyjaciółką. On z resztą… też zabrał ją do swojego przyjaciela. To było duże, prawda? Iść tak gdzieś razem… zaraz jednak odgoniła niechciane myśli.

– O ile dobrze pamiętam, to na początku nastąpiło przekazanie energii, a później… pobranie trochę mojej – albo wcale nie należącej do niej… nie wiedziała. Ale przynajmniej to było możliwe. – Nie wiem czy działo się to jednocześnie, czy najpierw jedno, a potem drugie w konkretnej kombinacji, czy to krążyło, czy co się z tym działo – przyznała jednak, bo nie posiadała takiej wiedzy. Pamiętała tylko, że Cynthia powiedziała jej, że przekaże jej trochę swojej energii, i pobierze trochę od niej. No i jeszcze była w to zamieszana energia Sauriela, który po tym zrobił się głodny – co było całkowicie zrozumiałe, skoro wampiry gdy się pożywiają, to zabierały trochę tej energii. Kradły energię by żyć, a jeśli ukradną wystarczająco… to też zaraz odgoniła.

Victoria miała wrażenie, że Laurent się wcale nie cieszy na tę randkę, że idzie tam tylko dlatego, że chciał to sobie odhaczyć w swoim życiu. Widząc go takim, prawdę mówiąc by mu w takim razie odradzała pójście, żeby się nie rozczarował jeszcze bardziej, bo martwiła się o niego, o jego serce, o to ile pecha miał w ostatnich miesiącach. Oboje mieli prawdę mówiąc – odkąd Victoria zakończyła pomiędzy nimi ten bardzo fizyczny aspekt relacji, to mało co się układało w życiu jednego i drugiego.

– Aaa… Też idziesz? Jakiś czas się zastanawiałam, czy cię nie zaprosić, ale sam wiesz jaka jest sytuacja, więc nie chciałam jej bardziej zaogniać. Tym bardziej, że jednak stanęło na tym, że pójdę z Saurielem – uśmiechnęła się do niego blado. – Ale to dobrze, że też będziesz – tu uśmiechnęła się nieco bardziej, cieplej. – Pokaż mi co masz, coś ci wybierzemy – ożywiła się trochę, bo lubiła buszować w garderobie Laurenta… zresztą chyba ze wzajemnością. Teraz w nowym mieszkaniu też walnęła sobie taką pokaźną, żeby zmieścić wszystkie swoje sukienki, suknie i mnogość koszuli, z czego lwia część od Rosierów, głównie od Christophera, ale nie tylko od niego (za to sukni od matki jej byłego narzeczonego nawet z domu rodzinnego nie zabrała, leżała gdzieś zamknięta w jakimś ciemnym i zakurzonym składziku pod schodami czy czymś takim). – Mmmm kojarzę nazwę i to tyle – mało się wyznawała w tych wszystkich klubach, bo rzadko tam bywała, nie miała na to czasu, zwłaszcza ostatnio. Chociaż do takiego, gdzie się włazi przez lodówkę to poszła z kuzynem ze dwa tygodnie temu. – To coś w stylu tego tam mugolskiego… karaoke? – dopytała jeszcze, coś tam kojarzyła ze świata mugolskiego, mgliście, ale jednak.

Zaśmiała się na jego stwierdzenie, że miałby krótszą sierść i wstała z ławki za Laurentem.

– Te kociaki zostały skrzywdzone, dlatego każdy z nich miał w sobie coś nietypowego. Nora mówiła, że na Kwiatuszka dzieci rzuciły jakieś zaklęcie dlatego jest niebieski i nie da się tego w ogóle cofnąć. Wiesz, że on świeci w ciemności? – dodała, zastanawiając się też przy tym nad Divą i resztą kociej ferajny. – Diva też pewnie swoje przeżyła, może dlatego ma takie długie futro. Może ktoś ją wrzucił do kociołka z eliksirem i chciał jej zrobić krzywdę i… wiesz. Opiła się go i tak już jest – mówiła dalej, wchodząc za blondynem do jego domu, potem do sypialni, w której tyle razy była, a potem do garderoby. Nie przejęła się, kiedy Laurent ściągnął przy niej koszulę, na wszystkich bogów, widziała go tyle razy… Ale nie przypominała sobie żadnych czarnych śladów na wysokość i lędźwi – i przykuły jej uwagę. Aż mógł poczuć lodowaty, choć delikatny jak dotyk motylich skrzydełek dotyk w tamtym miejscu, gdy Lestarnge się nie powstrzymała i musnęła jego skórę.

– A to co? Czy ja dobrze widzę, że masz tatuaż? – na moment te wszystkie koszule i marynarki musiały poczekać. Były sprawy ważne i ważniejsze.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#13
28.05.2024, 23:09  ✶  

- Naprawdę mam nadzieję, że znajdziecie z Brenną więcej odpowiedzi. - Czas tykał. Zegar nieubłaganie odliczał każdą minutę i chociaż Laurent cały czas utrzymywał się pozytywnej myśli, że to się uda. Mądrzy tego świata znajdą te odpowiedzi, chociaż na razie nikt ich nie miał. Wszystko było pokłosiem badań, a cały czas każdy szarpał się z następnymi piętrzącymi problemami. Fatum? Pech dotykał człowieka i zostawiał na skórze siniaki, musieliśmy sobie z nimi poradzić. Zakryjesz je ubraniem albo zaklęciem maskującym, ale jak ktoś cię przytuli od razu się zdradzisz. Niewielu było takich jak Victoria - zdolnych do ucieczkę za kamienną twarz, która niczego nie zdradzała. Jej umysł był jej świątynią. Pozazdrościć, prawda? A przecież to też nie było doskonałe rozwiązanie, to nadal ucieczka, fasada, gdy emocjom powinno się pozwolić płynąć. O ile tylko społeczeństwo dawało na to zezwolenie i nie nakazywało wszystkiego trzymać za tamą. Dłoń Victorii była okładem na ten chłód, mimo to były takie miejsca, w które nawet on nie chciał, żeby sięgała Victoria. Poznali swoje ciała doskonale, ale cienkie granice linii nadal były wytyczone w punktach, gdzie mrok wyzierał z otwartych ran - to już nie były siniaki.

- Ach, daj spokój. - Lekko poruszył dłonią na znak, że nie ma o czym mówić apropo tego wesela. Zastanowił się przez moment, jak to teraz w ogóle grało między nią a tym wampirem, ale na razie zostawił ten temat widząc jej minę, jej uśmiech. Delikatny temat, na pewno wrażliwy, choć niekoniecznie drażliwy. - Naprawdę zaczęliby pisać artykuły że z zerwanych zaręczyn wpadasz w ramiona kawalera na wydaniu, więc nie ma o czym mówić. - To nie tak, że nie chciał z nią iść, ale i tak by odmówił. Nie chciał z nią iść, bo nie chciał pogłębiać plotek, które wykwitnęły po pojedynku Notta z jej kuzynek. Wtedy to była plotka bardziej kontrolowana, wręcz celowa z jego strony - pewna doza malutkiego ostrzeżenia, że idzie pod rękę z aurorką, która stała się rozpoznawalną twarzą w tym kraju. Pomijając sam fakt, że Victorię uwielbiał i miał przy niej lekkość w mówieniu o rzeczach... przeróżnych. Z nikim nie mógł się tak pozachwycać chociażby kwiatami czy, no właśnie - ubraniami. Bo tak, lubił wsadzać nosa do jej garderoby, a ta jaj nowa? Genialna! - Bardziej impreza dla niszowych artystów? Albo takich jak ja, którzy chcą doraźnie pobłyszczeć na scenie. - Czyli artystów-amatorów, chociaż Laurent w życiu by się za artystę nie uznał.

Miał nadzieję, że to właśnie tak było - po prostu napiła się czegoś z kociołka i tyle. Nie to, że coś się jej złego działo - jej albo jakiemukolwiek innemu kotu. Teraz, kiedy weszli do garderoby, to ona ledwo podniosła łeb, patrząc na nich z zaciekawieniem, przeciągnęła się, zwinęła w kłębek i spała dalej na poduszce obok poduszki zajmowanej zazwyczaj przez Laurenta. Tej, na której spała kiedyś Victoria.

- Jak na razie kocha bardziej moją biżuterię niż mnie. - Błysnęły mu oczy ciepłem, przez moment na nią spoglądał, ale zaraz skupił się na tym, po co tutaj przyszli. A właściwie to przyszli tutaj po dwie rzeczy. Jedną z nich był ten wybór i dobór garnituru, ale przede wszystkim chodziło o tatuaż. Dreszcz przeszedł go po plecach od tego chłodu, który był teraz bardzo przyjemny na rozgrzaną i nadal zaczerwienioną skórę. Chociaż dzięki eliksirom i magicznej maści właściwie już nawet za bardzo nie bolało, dopóki tego nie naruszał. - Bardzo dobrze panienka widzi. - Przymknął oczy i na moment wstrzymał oddech w klatce piersiowej. - To właśnie chciałem ci pokazać. Ładne? - Stanął na palcach i zajrzał przez bark, jakby chciał sam dojrzeć ten tatuaż na sobie.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#14
29.05.2024, 12:10  ✶  

Może i potrafiła ukrywać swoje emocje, za tą kamienną maską, ale jej bliscy wiedzieli doskonale, że to nie jest wcale zimna osoba, se przeżywa wiele rzeczy, że się przejmuje, nawet jeśli nie zawsze potrafiła to okazać i przekazać. Starała się, uczyła, ale to nie było proste. Nauczona jednak była, że w tłumie nie powinno się tych emocji pokazywać po sobie, a już zwłaszcza tych negatywnych, że coś cię dotknęło, że jesteś na coś zły - więc się skrywała, i przeżywała w ciszy, albo musiała później odreagować. Czy to było źle? Gorsze niż wystawienie się na śmieszność przed różnymi ludźmi? Victoria sądziła, że robiła dobrze, nie narażając się przy tym na publiczny wstyd. Tak czuła się bezpieczniej.

Kiwnęła głową, bo dokładnie taka myśl jej przyświecała, gdy myślała nad tym, co zrobić z tym weselem. Lubiła rzecz jasna towarzystwo Laurenta, czuła się przy nim swobodnie i dobrze się z nim zawsze bawiła, ale tym razem nie chodziło o niego, a o nią. Nie chciała niepotrzebnego skandalu, kolejnego tarcia na tej linii, kiedy ledwo miesiąc wcześniej zostały zerwane jej zaręczyny, a ludzie w końcu by połączyli te kropki pomiędzy nią a Laurentem… i dodatkowe plotki na tym polu raczej by im się nie przysłużyły. Czuła też, że Sauriel mógłby się o to wkurzyć, nawet jeśli to z jego powodu zaręczyny zostały zerwane… nie, nie wykręciła by ani jemu, ani sobie takiego numeru. Naprawdę chciała być przy tym wszystkim fair.

– Ach, coś jak wieczorki poetyckie? Tylko że śpiewaniem – tak to sobie przynajmniej teraz wyobrażała. Odnosiła wrażenie, że Laurent bardziej cieszy się na to, niż na sam fakt pójścia na randkę.

– Wygląda na nieufną. Ale widzę że się całkiem odprężyła na łóżku, to wszystko jest na dobrej drodze – zapatrzyła się na krótką chwilę na tę księżniczkę, ale zaraz jej uwaga miałam zostać skupiona na garderobie i Laurencie, i ubraniach.

– No no, ładne – stwierdziła i odsunęła się na dwa kroki, żeby lepiej się przyjrzeć tatuażowi. – Kiedy go zrobiłeś, dzisiaj? – nie uszło jej uwadze, że Laurent odrobinę się wzdrygnął, kiedy go dotknęła,.ale była to reakcja całkowicie spodziewana. Za to jednak jej efekt nie był taki mocny, jak mogłaby się spodziewać. – Boli? – sama nigdy nie miała robionego tatuażu, co najwyżej mogło jej się obić o uszy, że to bolesny proces, kiedy ktoś igła wyłącza ci tusz w skórę. – Nie spodziewałabym się tego po tobie, wiesz? – uśmiechała się i chyba nawet było to słychać w jej głosie.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#15
29.05.2024, 16:37  ✶  

Pokiwał głową z entuzjazmem na jej stwierdzenie (pytanie?) o ten wieczorek poezji, uśmiechając się z większą energią. Dopiero teraz docenił, jak to dobrze, że znalazła czas jeszcze dzisiaj, że przyszła tak szybko. I nie chodziło nawet o pomoc z wybraniem tego garnituru, chociaż będzie przydatna. Chodziło po prostu o to, że cokolwiek by się nie działo to zawsze czuł z nią nić połączenia, która nawet przy trudnych chwilach w końcu się luzowała. Nie była ciągle napięta. Teraz to było błogosławieństwo, którego potrzebował po tych zwariowanych dniach, włącznie z tym okropnym Lammas. Przynajmniej wyciągnął z tego kicie, więc ten czas nie mógł być aż tak straconym, prawda? Dobrze go również wyczuła - bardziej cieszył się na samo wydarzenie niż na to, żeby coś zostało z listy skreślone. Chociaż sam o tym głośno nie mówił nawet przed sobą. Bardzo lubił Nicholasa, ale po prostu nauczony doświadczeniem dobrze jednocześnie wiedział, jak będzie to wyglądało.

- Dzisiaj. Zrób okład z twoich pięknych dłoni, są zbawiennie chłodne. - Jeśli wcześniej nie miała okazji skorzystać z pozytywnej strony własnych dłoni to teraz taka okazja sama się stworzyła. Chłód na podrażnioną skórę działał wręcz zbawiennie, nawet jeśli trochę się spinał przez różnicę temperatur między jego własnym ciałem i ciepłem lata a tym, w jakiej temperaturze funkcjonowała ona. Pokiwał głową na jej pytanie. - Byłem rano umówiony i tadaa~! - Cieszyło go to. Ta mała-wielka przyjemność, którą sobie sam sprawił, zainspirowany wizytą w Chinatown i rozmową z Ginny. - Trochę. Boli przy robieniu. - Chociaż też jakoś nie wybitnie, ale jego prób wytrzymałości na ból był śmiesznie mały, więc... co kogo boli bardziej - wedle własnego uznania. - Sam by się po sobie tego nie spodziewał. Byłem w Chinatown i jeden tatuażysta mnie zaczepił z pytaniem, czy bym nie chciał. Nie zdecydowałem się na mugolskie eksperymenty, ale poza tym... czemu nie. Postanowiłem się też zabrać za te blizny, więc jeśli nadal masz maści, albo mogłabyś mi zrobić - będę bardzo wdzięczny. - To "czemu nie" doprowadziło właśnie do tego punktu. Stał tutaj i chociaż istniały sposoby na pozbycie się kilku czarnych plam na skórze magicznymi sposobami to wcale nie było mu prędko do przysposabiania się do tego. - Ostatnio mam wrażenie, że nic nie układa się już dobrze. Czuję się zmęczony tymi spojrzeniami wpatrujących się we mnie jak w boskie objawienie i jednocześnie nie mogę przestać po nie sięgać. Nawet ta terapia mi nie wyszła, bo poszedłem na nią i ewidentnie każde z nas myślało, czy biurko tutaj nadaje się do seksu. - Podszedł parę kroków do tego przygotowanego garnituru i złapał za jego rękaw. - Miałaś w sobie to samo uczucie, prawda? Jakby brakowało ci sił. - Jakby kolejny krok miał być tym ostatnim, bo potem padniesz na twarz w trawę i coś się skończy. Zapewne ty się skończysz. - Nie chcę wylewać swojego pesymizmu, ale mam wrażenie, że powoli tracę poczytalność. - Uśmiechnął się nieznacznie w krytyczny sposób. - Straszne lato. Oby szybko przyszła jesień i oby była o wiele lepsza. - Obrócił się w jej stronę i zmienił uśmiech na ciepły. - Tatuaż wydaje mi się nadal bardzo miłym przecięciem tej czarnej plamy lipca.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#16
30.05.2024, 00:52  ✶  

Jakiekolwiek Lammas nie było, albo jakiekolwiek nie były ostatnie dni, samo to, że przygarnęli po kocie, było jak promyk słońca na policzku, po bardzo ciemnych dniach. Nawet jeśli kot był jeszcze nieufny, syczał – to świadomość tego, że będzie mieć dobry dom i życie ugłaskiwała coś na duszy.

Victoria roześmiała się perliście na to stwierdzenie. Kim była, by mu odmówić? Delikatnie przyłożyła swoje dłonie, zadbane, miękkie i tak okropnie zimnie, do jego pleców, nakrywając miejsca, w których zrobił sobie tatuaż.

– Tak lepiej? – nie była pewna, czy sobie żartował,  czy mówił poważnie, ale i tak go trochę podotykała. Musiało to wyglądać bardzo dwuznacznie – a tak zupełnie nie było. – Po prostu ci zrobię nowe – po sobie widziała ile to trwało pozbycie się tego… Ciągle jeszcze ślady miała na ciele i to pomimo wspomagania się magią. Nie chciała myśleć na jak długo by ją to oszpeciło, gdyby była mugolem. A Laurent? Nie miał tych ran dużo, nie były też rozległe, powinno pójść raz-dwa.

– Widać to nie jest terapeuta dla ciebie. Na pewno jesteś w stanie znaleźć kogoś innego. A może ktoś bez papierka terapeuty? Ale może jest ktoś, kto by ci mógł profesjonalnie pomóc? – z nią mógł rozmawiać, ale chyba nie tego pragnął i nie tego potrzebował, skoro tak wiele jej nie mówił, że musiała się dowiadywać na przykład od jego kuzynki. Pewnie, że ją to trochę zabolało, dowiadywać się od obcych, a nie zainteresowanego – na tyle, że zdołała bardzo szybko połączyć kropki. Ale widać nie chciał jej o tym mówić, więc… Było jak było. – Gwarantuję ci, że nie wszyscy ludzie na świecie pragną tylko tego – ona na przykład przez ten czas kiedy na pewien sposób się ze sobą spotykali, nigdy nie patrzyła na niego jak na piękny przedmiot godny kolekcji. Seks był przyjemny, ale nie był niezbędny – mogli przecież po prostu rozmawiać. Tak jak rozmawiali teraz. Albo wtedy, gdy została u Laurenta na noc i spała z nim w łóżku – a przecież do niczego nie doszło. – Tak – przyznała cicho. To też był delikatny, wrażliwy temat, chociaż wcale nie drażliwy. I tak – miała w sobie to samo uczucie, jakby cały świat jej się walił na głowę, a ona czuła tylko… – Nienawidzę tej bezsilności. Tego, że stoisz i patrzysz jak wszystko po kolei się pierdoli i nie jesteś w stanie nic zrobić, a jak próbujesz, to jest jeszcze gorzej. Jakby świat tylko czekał, żeby skopać cię tak mocno, żeby tylko patrzeć czy w ogóle będziesz mieć siłę się ruszyć – wyrzuciła z siebie potok myśli. Pesymistyczne? Może. Ale ostatnio było jej trochę lepiej, uśmiechała się częściej. Pomogło wyrwanie się z domu, takie ostateczne i oficjalne, zrobienie czegoś dla siebie, zmiana stylu, ten kot… jeden. Teraz drugi. To sprawiało, że Victoria miała siłę i przede wszystkim ochotę się uśmiechnąć. Minimalnie, ale miała. Wisiało ciągle nad nią widmo tego, że w każdej chwili może umrzeć, ale nie mogła, bo miała na utrzymaniu te wspaniałe koty. – To nic złego. Nie układa się, gówniane lato – pozwoliła sobie na tych kilka przekleństw, ale miała nadzieję, że Laurent jej to wybaczy. – Będzie lepiej, bo los musi się w końcu odmienić. Odmawiam wierzyć, że będzie tylko gorzej. Nie może być – wyciągnęła rękę, by pogładzić Laurenta po ramieniu, a potem by delikatnie przeczesać jego włosy i zmusić, by trochę się do niej pochylił i złożyła mu na policzku zimny i zarazem jakże ciepły pocałunek. – A słyszysz głosy? Albo widzisz rzeczy, których nie powinieneś? Przypominają ci się rzeczy, jakich nigdy nie mogłeś przeżyć? – trochę sobie zażartowała, bo sądziła, że nic takiego się Laurentowi nie przytrafiało, przeżywała to za to ona i przez długi czas miała wrażenie, że traci rozum. Nie traciła go jednak, była tego teraz pewna.

– Tak, wyraźna kreska na tym rozdziale – odparła, uśmiechnęła się do Laurenta i sięgnęła dłonią do jednej z koszul, by lepiej jej się przyjrzeć. Zaraz to samo zrobiła z drugą i trzecią.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#17
30.05.2024, 13:53  ✶  

- Uuuf... o wiele... - Kiedy już nieco przywyknął do tego chłodu to z odruchowego cofania tych pleców to wręcz się zgarbił i trochę je wypiął w kierunku tej dłoni. Bardzo przyjemne. Przyjemność, którą mógł dzielić z nią swobodnie nie bojąc się i nie martwiąc o nic. Wiedząc, że Victoria widziała go w różnych wydaniach, różnych stanach i jeśli z kimkolwiek miałby spędzać tak czas to właśnie z nią. Nie myśląc o tym, co zrobi źle, nie naprężając swojego umysłu, by produkował kolejne kalkulacje wydarzeń i nie próbując przewidzieć tego, jak może zareagować, jeśli coś zostanie źle powiedziane. To było bardzo strachliwe bycie samym sobą, którym często nie chciał być. Przy Victorii też miał takie chwile, ale wynoszone były z przeszłości, dalekiej bądź bliższej, a wystarczyło spędzić trochę czasu razem i to wszystko mijało. Najlepsza przyjaciółka? Nawet więcej. I była pierwszą osobą, której przyznał się do swojej słabości. Gdyby nie to, jak bardzo posypał się po ostatnim spotkaniu z Nottem to nadal byłaby jedyną, ale temat wyszedł siłą rzeczy. Fakt był taki, że nadal nie chciał jej o wszystkim opowiadać. Nikomu nie chciał. Trzymał to w sobie jakby stanowiło puszkę Pandory. Victoria nadal patrzyłaby na niego tak samo, był tego pewien. Był też pewien, że on na samego siebie tak samo by nie spojrzał. Zastanawiał się, jak to powiedzieć, jak to ująć, trochę teraz krążył ogólnikiem wokół tematu, bo miał to poczucie, że powinien... nie, że CHCE jej opowiedzieć o tych koszmarach, w które sam się wpakował. Tak, bo mógł być mądrzejszy. Pójść po rozum do głowy. Być silniejszy.

- Będę kontaktować się z następnym, mam parę poleconych osób, więc... byle do przodu? - Spojrzał na nią trochę niepewnie, zawstydzony samym sobą, tymi słabościami, tym, że był taki uparty i nie potrafił sobie powiedzieć, że tak, ożenek to jednak jedyne dobre rozwiązanie! Nie. Musiał od razu doprowadzać do clasha charakterów z własnym ojcem i macochą. - Wiem. Mam przy sobie anioła, którego chyba z księżycowego światła splotła sama Matka. - Obrócił się do niej przodem i złapał jej dłonie, puszczając ten materiał. Był o wiele mniej istotny od istoty, którą przed sobą widział. Bardzo dużo ludzi było od niej mniej istotnych. - Dobrze, że chociaż mamy siebie. Nawet jak upadasz to przynajmniej jest ktoś, kto pogładzi cię po głowie. - Jak powiedział, tak zrobił - wyciągnął dłoń i położył ją na jej włosach, przesunął czule po nich, delikatnie poprawił, by opierały się o jej bark - dodawało to jej zmysłowości. Wsunął palce w te miękkie pasma. - Te wspólne śniadania też nam dobrze robiły. To był wspaniały pomysł. - Może nie byli w najlepszej kondycji, ale przynajmniej coś się poprawiło. I czas spędzony z nią, nawet jak byli skupieni i w zasadzie zajęci mocno swoimi rzeczami, nawet jak było więcej ciszy niż mówienia, był czasem spędzonym razem. I zawsze było wymuszenie, żeby jednak JEŚĆ. Jakby to stanowiło wielkie wyzwanie, ha... stanowiło. Dla nich stanowiło. Zaśmiał się ciepło na jej słowa o tym, że odmawia, żeby to lato było takie, brzydko mówiąc, spierdolone. - Słowo "gówniane" bardzo dobrze do tego pasuje. - Ścisnął go żołądek, kiedy znów pomyślał o Beltane, jakie przeżyła Victoria i wszystkich koszmarach, jakie przez to przeszła. Wszystko, czego doświadczała i przed czym nie mógł jej uchronić. - Miałem znowu bardzo dziwny sen. Wyniosłem z niego kamień, który zamienia się w sztuczne niebo. I parę siniaków, ale dobrowolnie dorobionych. - Uśmiechnął się półgębkiem. - Daleko temu jednak do zwidów i wspomnień po krewnej. - Nawet bardzo daleko. - Jest... ach, jest parę rzeczy, o których chciałbym ci opowiedzieć przy okazji tego, ale jestem tak zawstydzony, że nie potrafię się zebrać. - Przyglądał się, jak wybiera koszule - tych czarnych naprawdę nie było dużo, a potem przypomniało mu się, co jeszcze za nabytek mógł jej pokazać. Podszedł do szafy i otworzył ją, pokazując skórzany, czarny strój ze skórzaną kurtką i zaprezentował go też gestem. - Ale to na ślub odpada, chociaż jestem pewien, że zrobiłbym furorę. Założyłem go tylko raz czy dwa. - I też chciał się jej w nim pokazać, ale zupełnie wypadło mu to z głowy przez to jak przyśpieszyło lato w pewnym momencie. - Mam w głowie ciągle taką myśl, że nie chcę cię martwić, ale z drugiej strony nie wiem, czy to nie moja własna wymówka, żeby nie wychodzić ze strefy komfortu. - Którą było milczenie, bo... wtedy powietrze było czyste. Tym nie mniej powiedział już to Florence... nie, ha... nie dałby rady tego powiedzieć. Ona to przeczytała swoim Trzecim Okiem.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#18
31.05.2024, 20:00  ✶  

Uśmiechnęła się pod nosem, bo to był chyba pierwszy raz, kiedy ktoś z ulgą przyjął jej trupi dotyk (pomijając oczywiście Sauriela, ale to była zupełnie inna kategoria). Doceniała to, że otaczały ją osoby, które starały się nie dawać po sobie znać, jak bardzo im przeszkadza jej chłodna aura, które dawały z siebie wszystko, by czuła się przy nich normalnie, a nie jak Zimna, którą była. Swoje jednak wiedziała i widziała – te wzdrygniecia, to że jednak szybciej niż później człowiek się od niej odsuwał, że nikt nie przytulał jej mocno, jakby się bał, że mogłaby zniknąć. Nawet gdy spala z Laurentem, to musiał ją owinąć dwoma kołdrami, by móc bez problemu dla siebie się do niej przytulić. Luna nie uciekała; zdawała się brać ją taką, jaką była i łaknęła jej towarzystwa, nie odstępując ją w domu na krok, zaczepiając, bo ciągle miała w sobie te rozpierającą ją energię do zabawy.

Wiedziała, że Laurent potrzebował atencji od więcej niż jednej osoby na raz. Że złamałby jej serce, gdyby poczuła do niego tę jakże romantyczną więź, bo sama nie lubiła się dzielić i byłaby zwyczajnie nieszczęśliwa. Kochała go, ale to nie był taki rodzaj miłości, nawet jeśli długi czas było tą fizyczną i w teorii zarezerwowaną dla par. Nie zdziwiło ją więc jego wyznanie, pozornie przypadkowe, ale krążące wokół tematu, gdy Laurent nie potrafił znaleźć słów, by powiedzieć jej to, co mu tak ciążyło. To, co sprawiało jej przykrość to świadomość tego. Florence powiedziała jej niewiele, ktoś, kto nie miał wiedzy, mógł to zinterpretować po swojemu, ale Victoria wiedziała… i zaczęła łączyć kropki. Towarzystwo męczyzn, przyjaciel Philip Nott, na którego już na pojedynku Laurent trochę się krzywił i ją ostrzegał, a jednak to przy nim chciał spędzić tamten wieczór, potem krzywda… nie trzeba było być detektywem, by połączyć kilka informacji w całość. Victoria więc się domyślała, ale najwyraźniej nie była dość dobrą osobą, której Laurent chciał to powierzyć. To nie tak, że ona mówiła mi wszystko – bo były tajemnice, które nie należały do niej i zwyczajnie nie mogła ich przekazać dalej. Lecz to, co kręciło się w jej głowie i jej sercu… to mu mówiła. Bo komu, jeśli nie jemu?

– Po prostu… nie zrażaj się i nie poddawaj, dobrze? – bo co innego mogła od niego chcieć? Tylko tyle – żeby szedł do przodu bez strachu. By nie zawracał, skoro postawił już pierwsze kroki. – Może nie powinieneś się kontaktować z tym poprzednim terapeutą, skoro w ten sposób na ciebie wpłynął? Wiesz… zamiast to jakkolwiek wylagodzić, to nie podsycił tego? – bo zdaje się, że Laurentowi po tamtej terapii wcale nie było lepiej. Wyglądał na sfrustrowanego, na trochę zniechęconego. To nie było normalne, by terapeuta na sesji chciał przelecieć swojego pacjenta i Victoria na samą myśl się skrzywiła.

Zaraz się jednak uśmiechnęła, kiedy Laurent się do niej odwrócił, a chwilę później wsunął palce w jej ciemne pukle, głaszcząc ją i układając te włosy. Sama by go teraz pogłaskała, gdyby nie to, że chwilę temu dostał od niej buziaka.

– Tak, dobrze. Bez tego chyba schudlabhm jeszcze bardziej – ale oprócz tego, że Victoria straciła na wadze, bo że stresu jadła dużo mniej, to duża część złości przekuwała w aktywność fizyczną i wyładowywała ją w ten sposób. Gdy miała na sobie pełne ubranie, to nie było tego widać, ale mięśnie już się zaczęły na niej zarysowywać.

– Ale te siniaki też przeniosły się do rzeczywistości? – bogowie… co się działo? Dlaczego sny nie były tylko snami, tak jak powinny? Pewnych aspektów nie powinno się ruszać, a sen… wtedy człowiek był bezbronny, zanurzony w sennych marach, a nie w rzeczywistości. – Zawstydzony? Naprawdę są rzeczy, które cię wstydzą przede mną? – cholera, widziała go z kaktusem na głowie, piszczącego i panikującego. Widziała go taplajacego się wesoło w wannie. Każdy cal jego ciała, który znała na pamięć.

Zerknęła na ten strój, który jej teraz zaprezentował i uśmiechnęła się półgębkiem.

– Oj nie, na ślub lepiej nie – zachichotała, ale wiedziała, że by go nie wybrał. To nie takiego rozgłosu szukał. – Nie wiedziałam, że tak lubisz skórę – ona lubiła, choć może nie w takim… wręcz wulgarny wydaniu. Ale w zaciszu własnego domu… przed drugą, odpowiednią osobą… – Laurent. Nawet jak nie mówisz, to się martwię. Może nawet bardziej, bo mam wolną rękę do odpowiadania sobie rzeczy – wyciągnęła dłoń, by pogładzić go po policzku.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#19
02.06.2024, 12:48  ✶  

Skinął głową, kiedy powiedziała mu, żeby się nie zrażał i nie poddawał. Nie zamierzał się poddawać - jeśli kiedykolwiek się podda to już stanie się cieniem człowieka, samego siebie, a przecież nawet i teraz nie było lekko. Nie było jemu, nie było i jej. Brak powietrza w płucach musiał być czymś uzupełniany, ale nie mogli zapomnieć, jak się to robi, tylko dlatego, że bolało. Tlen nadal musiał być toczony przez ich żyły.

- To nie jest jego wina... - Usprawiedliwiał niemal wszystkich wokół siebie, ciągle próbował spoglądać na wszystko pod różnymi kątami, ale przynajmniej zdawał sobie sprawę z tego, że powinien nauczyć się trochę inaczej kategoryzować ludzi i być nieco bardziej surowym wobec nich, trochę mniej wobec siebie samego. Nauczyć się rozdzielać to wybaczanie wszystkiego, ten żal i że ci kogoś szkoda z przyjęciem, że inni również powinni dostać po dupie za popełnione błędy. Przymknął na chwilę oczy, odetchnął i postanowił poprawić nieco swoją wypowiedź. Swoje myślenie i pogląd, jaki mogła mieć na to Victoria. - Po prostu poczuliśmy chemię. Do niczego nie doszło i nie dojdzie, ale to trochę... tak jak mówisz - kiepsko to przyjąłem. - Delikatnie mówiąc, bo to spotkanie było tak wyczerpujące, jak i rodziło kolejne złamane pytania, dlaczego tak się w ogóle dzieje i gdzie jest popełniony błąd. Czemu jest aż tak źle, skoro Laurent nie potrafił o sobie powiedzieć, że jest złym człowiekiem, chociaż nie uważał się za świętego. Między złym a świętym była jeszcze bardzo duża przestrzeń. - Szkoda mi tego człowieka, bo z jednej strony właśnie się żeni i niby kocha swoją żonę, a jednocześnie ma te wiecznie nieszczęśliwe oczy. - Odsunął swoje dłonie z głowy Victorii i sięgnął po swoją koszulę, żeby narzucić ją na ramiona i powoli zacząć zapinać. Nadal czuł jej dotyk na swoich plecach.

- Taak, przeniosły się do rzeczywistości. Wraz z kamieniem, który we śnie dostałem. - Spoglądał na jej reakcję i sam miał minę wątpliwą - nie dlatego, że sen mu się nie podobał, wręcz przeciwnie. Nagle chciało się zasypiać, bo chciał tam wrócić. Do tego ślicznego snu, gdzie najwyraźniej był kimś, kto budował całe miasto. Gdzie był kochany, gdzie wszystko się lepiej układało. Kto nie chciałby żyć w śnie, gdzie chyba wszystko było po jego myśli? Przeszkody, jak się pojawiały, były po to, żebyś sobie przypomniał, jak wiele masz, a nie po to, żeby cię zniszczyć. - Victorio... są rzeczy, których wstydzę się bardzo przed samym sobą, co dopiero przed innymi. - Robił różne dziwne rzeczy, czasami miewał dziwne myśli, nie był dumny z niektórych swoich postępków, wstydził się czasem tego nawet, jak niektórymi manipulował. Że czasami naturalnym wyborem było to, a nie powiedzenie prawdy. Tego kaktusa też się wstydził. I gdyby miał o nim opowiadać to by się wstydził. Gorszy koszmar niż ten, w którym ktoś próbował go zabić...

- Przyzwyczaiłem się już do bawełny i lnu, skóra jest bardzo specyficzna... ale dobrze w tym wyglądam. - Powiedział jakże skromnie, przyglądając się strojowi, zanim zamknął szafę. - Za dużo powiedziane "lubię". Drugiego takiego kompletu u mnie nie znajdziesz. Potraktowałem to trochę jak próbę? Wyzwanie? Jedna osoba mi powiedziała, że skóra by do mnie nie pasowała. Więc się w niej pokazałem i zmienił zdanie. - Przymknął na moment oczy w uśmiechu zadowolenia, bo był najzwyczajniej w świecie z siebie wręcz dumny. Ładnemu we wszystkim ładnie.

Poprzeglądali nadające się ciuchy na wesele, zmienili jednak krawat, dobrali nieco inną biżuterię, a Laurent jej opowiedział o swoich przygodach i nieprzygodach z Philipem. Znał się z nim od paru dobrych lat i zawsze się spotykali chyłkiem, jak to w takich relacjach. To miał być zawsze po prostu seks, ale czas spędzony na rozmowach był naprawdę miły. Beltane to posypało. Kiedy przyszedł do niego szukać pocieszenia przez Lorettę, bo nie dopełnił z nią rytuału i potem było tylko coraz gorzej, bo w zasadzie Philip nie bardzo rozumiał, co się z nim dzieje, a Laurent... Laurent nie potrafił funkcjonować w takim nie wiadomo czym, co nie jest włożone w konkretną ramkę. Zawsze dążył do tego, żeby wszystko w jego życiu, nawet ludzie, mieli swoje miejsce. Powodowało to scysje. Na rejsie rodziny Crouch włącznie z próbą rozejścia się z jego strony, bo Philip zaczął coś mówić o miłości, więc Laurent chciał go odsunąć i powiedział mu wprost, że go nie kocha. Niestety dla obu, jak przyszłość miała pokazać, to nie był koniec. Coś ich do siebie ciągnęło i Laurent chyba już sam pogubił się w sobie. Bo niestety mężczyzna, w którym naprawdę się zakochał, porzucił go w tym czasie. Pierwszy taki, do którego pozwolił sobie na miłość. I tak oto we dwójkę, szukając pocieszenia i jakiejś marnej wizji przyszłości spotykali się. Przed tym pojedynkiem było już kiepsko. Przed pojedynkiem było źle, coś w nim pękło, kiedy Philip mu zarzucił, że wszystko ogranicza do seksu. A po pojedynku, kiedy się spotkali i miał być taki miły dzień, kiedy Nott tak pewnie obwieścił, że żadnego seksu nie będzie, a potem wszedł do niego pod prysznic to coś pękło po raz drugi. Na tyle, że poryczał się przed Florence i Atreusem, a Florence z niego tę historię wyciągnęła Trzecim Okiem. Bo to takie rzeczy, o których nie chce imiennie opowiadać, bo przecież... to powinno być między dwoma osobami? Przynajmniej takie niepewne pytanie postawił przed Victorią.

- Naprawdę nie chcę robić Philipowi problemów i bardzo bym nie chciał, żeby... ach, tak jak mówiłem - uważam, że to powinno zostać sekretem. Philip nie jest zbyt empatyczny, ale się stara na ile może. I nie, spokojnie, przeszły mi amory. - Dodał, żeby czasem Victoria nie pomyślała, że nadal coś się w nim tliło. To znaczy... tliło, ale już myliło mu się chyba przywiązanie i przyzwyczajenie, sympatia z... nie, nie myliło. - Powinienem zacząć robić tablicę kamienną z imionami osób, które mnie przyrównywały do wiły, nawet kiedy stoję i nic nie robię. - Zażartował delikatnie, wyprowadzając ją z garderoby. Czas na jakąś kawę, spojrzał zresztą na zegarek, bo niedługo będzie się musiał zbierać.

Kiedy wyszli to zobaczyli siedzącego na tarasie feniksa. Albo to, co z feniksa zostało.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#20
03.06.2024, 02:34  ✶  

– Trochę jednak jest. To bardzo nieprofesjonalne podczas terapii poddawać się jakiejś chemii, czy przyciąganiu i dawać to po sobie znać, skoro jest się terapeutą. Człowiek to nie zwierzę i potrafi się kontrolować – to, że druga osoba w ogóle odebrała to w ten sposób po takiej wizycie już mówiło bardzo dużo i bardzo źle o danym terapeucie. Zresztą, to samo tyczyło się tych wszelkich… romansów, zdrad i tak dalej, potrzeba było do tego jednak woli i chęci. Bo tam, gdzie nie było chęci, był gwałt. Victoria przy tym nie była święta, jednak będąc zaręczona, spotykała się z Laurentem i oboje doskonale wiedzieli jak wyglądała sytuacja, ale nikt jej do tego nie zmuszał to po pierwsze, po drugie sama tego chciała to po drugie, a po trzecie to właśnie do zaręczyn ją zmuszono i typa nie znosiła. Laurent… Potrzebował i szukał pomocy, może i nie był bez winy, ale w pewien sposób był usprawiedliwiony. Za to ten terapeuta… Odrobinę uniosła brwi. Ten terapeuta też się żenił? No to to był bardzo mały świat, co? Jakaś niechciana jednak myśl podpowiedziała jej jednak, że może jest mniejszy niż się wydaje, ale zaraz to odrzuciła, nie chcąc się w to zagłębiać jeszcze bardziej, bo wnioski mogłyby się jej bardzo mocno nie spodobać zważając na zbliżający się ślub, na który właśnie… wybierali Laurentowi ubranie. Tak.

– Martwią mnie te sny – ale czy było to zaskakujące? To zaczęło się (jak dla niej) nagle i zupełnie bez ostrzeżenia i było to mocno niepokojące. I czuła się bezsilna, bo nie wiedziała, jak się przed tym bronić… I jak chronić się przed niewidzialnym? Nie mając odpowiedniej wiedzy? – Głuptas – ale rozumiała to, że mógł się wstydzić czegoś, co robił. Niektóre rzeczy chciało się zamknąć za pancernymi drzwiami i już nigdy do nich nie wracać. Victorię jednak rozczuliło jego krótkie wyznanie i aż wspięła się na palce, by swoimi zimnymi ustami ucałować go w kącik ust, prawie tak samo, jak na pamiętnym weselu po tym, jak Laurent złapał bukiecik przeznaczony dla jakiejś panny. Wtedy też się wstydził.

Uśmiechnęła się do Laurenta, bo doskonale rozumiała tę potrzebę udowodnienia komuś, że się myli. Fakt faktem jednak skóra bardziej się kojarzyła ze stylem typowego „bad boya”, którym Laurent po prostu nie był i Victoria go sobie tak na co dzień w ogóle nie wyobrażała.

Victoria starała się nie robić min, kiedy Laurent zaczął mówić o Philipie. Domyśliła się już sama tego i owego po tym, co wczoraj wydarzyło się na Lammas, wystarczyły dwa słowa, żeby coś zaklikało w głowie panny Lestrange i pododawała dwa do dwóch, więc nie wyglądała na specjalnie zaskoczoną… A przynajmniej starała się nie wyglądać oceniająco, niezależnie od tego, jak bardzo jej się to wszystko nie podobało. Bo brzmiało zajebiście toksycznie, a przynajmniej od czasu tego cholernego Beltane.

– Takie pocieszanie się po kimś nie mogło się skończyć dobrze, kochanie – powiedziała gdzieś w trakcie i złapała Laurenta za dłoń w swoją lodowatą. Nie mogło się skończyć dobrze, jeśli obaj szukali pocieszenia i zastępstwa, i było to tak cholernie niezdrowe. Victoria starała się tego nie oceniać, tylko po prostu dać znać Laurentowi, że to z góry było skazane na porażkę, żeby się nie winił za to, bo rzeczą ludzką jest popełniać błędy. Pocieszanie się jednak… to rodziło to niezdrowe przywiązanie, które nie było w stanie wypełnić pustki, a prawdę mówiąc tylko ją powiększało, i zresztą to też mu powiedziała, możliwie delikatnie jak potrafiła najbardziej. Nie, żeby była jakimś wielkim znawcą… Ale między innymi właśnie dlatego nie wpadła w ramiona Laurenta, gdy cała zapłakana do niego przyszła się wygadać. Pewnie nie miałby nic przeciwko… ale to nie skończyłoby się dobrze, byłoby poczuciem winy, niepotrzebnym, a poza tym byłoby to nie fair i dla niej, i dla niego… I w ogóle. – Przecież to nieprawda – dodała jeszcze, nie zgadzając się, że Laurent wszystko sprowadzał do seksu… No chyba, że z mężczyznami był inny? Ale z nią przecież taki nie był. Wychodzili gdzieś razem, wyjeżdżali razem, spędzali czas wspólnie i to nie był tylko seks, ani nie było wszystko do niego sprowadzane. Może ze względu na nią, bo dla niej nie było to najważniejsze? A może po prostu Laurenta i Philipa nie łączyło nic więcej i dlatego nie potrafili inaczej…? Victoria nie do końca rozumiała w jaki sposób można Trzecim Okiem wyciągnąć z kogoś historię – i zresztą o to zapytała. Zapytała też, czy to nie jest przekroczenie jakiejś granicy prywatności, bo dla niej to tym było, ale ona mogła być przewrażliwiona na tym punkcie, w końcu nie bez powodu nauczyła się oklumencji i bardzo alergicznie reagowała, gdy ktoś próbował coś z niej czytać bez jej zgody. Odpowiadając jednak na pytanie Laurenta, postawione na końcu, powiedziała, że technicznie powinno być pomiędzy dwoma osobami tak długo, jak któraś nie zechciałaby o tym z kimś porozmawiać , bo czasami potrzeba się wygadać, albo usłyszeć perspektywę osoby trzeciej. Oczywiście tak długo, jak to wszystko było dobrowolne i mówione w zaufaniu… – Nie próbujesz go teraz usprawiedliwiać? Poznałam go jako zadufanego w sobie buca i z tego co opowiadałeś, to prywatnie niewiele się to różni. Nadal najważniejszy jest on i tylko on, jego komfort, a nie wasze wspólne i wypracowane czy ustalone zasady – w końcu jednak, gdy wszystko mu na wesele dobrali i w końcu skierowali się do wyjścia z garderoby, Victoria zamierzała odpowiedzieć na jego żart: – I co byś wtedy z taką listą osób zrobił? Czy to byłaby czarna lista?

Chwilę później zawahała się też wyraźnie i przygryzła usta, aż w końcu westchnęła.

– Spotkałam wczoraj Florence i Atreusa na Lammas – powiedziała w końcu. Może nie powinna mówić tego Laurentowi? Ale ostatecznie uznała, że powinien wiedzieć, patrzyła tu na siebie, że sama chciałaby zostać poinformowana, a nie trzymana w tajemnicy żeby to przypadkiem się kiedyś wydało (zresztą tak samo jak Cynthia przyznała się jej, że napisała do Sauriela wiadomość i że chodziło o nią…). Zwyczajnie szanowała Laurenta i uważała, że to jest najbardziej fair względem niego. – I niestety Atreus zobaczył na horyzoncie Philipa. Bez ostrzeżenia przywalił mu świeczką w twarz, Florence powiedziała mi na ucho tylko tyle, że Philip cię skrzywdził. Nie wiem jak to się skończyło, bo chwilę później przy straganie zrobiło się takie zamieszanie, że mój kot zwiał i musiałam go gonić… – ale za skrzywdzenie Laurenta, a teraz wiedziała jakie, nie zamierzała się nad Philipem pochylać. Możliwe, że wiedząc to sama by się nie powstrzymała i dałaby mu z liścia… Ale nadal to byłby liść, nie świeczka w ryj i to jeszcze z ogromną złością i siłą. Chociaż nie… Pewnie Victoria by się powstrzymała, chyba, że zostałaby sprowokowana.

Wtedy też wyszli z powrotem na taras, Laurent przebąknął coś o kawie – w sumie byłoby to miłe zwieńczenie tego spotkania, nim Laurent musiałby się zacząć zbierać do swojej randki… Victoria zatrzymała się raptownie, mrugają przy tym tymi swoimi dużymi oczami, firaną smoliście czarnych rzęs.

Kurczak.

Na tarasie siedział kurczak – oskubany z wszelkich piór i wyglądał tak żałośnie… Victorii aż szczęka opadła w lekkim zdziwieniu, bo a) skąd tu oskubany kurczak i b) od kiedy Laurent hodował kury? Ale po przyjrzeniu się, miał do ciałka przyklejoną kartkę z napisem „gotowy na rosół”. Victoria była zdolna jedynie do tego, by zamrugać, po czym w nieco zwolnionym tempie odwróciła głowę do Laurenta. Gdyby mogły, to nad jej głową latałyby właśnie znaki zapytania.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (7961), Laurent Prewett (8045)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa