Quand la lumière veut nous voir
Salon na Grimmauld Place dwukrotnie rozświetlił szmaragdowy blask, a potem pomieszczenie ponownie pogrążyło się w półmroku zapadającego wieczora. Perseus sprawnie wyślizgnął się z kominka z czarnego marmuru zdobionego rzeźbionymi liśćmi laurowymi i podał dłoń Laurentowi, pomagając mu przejść przez żeliwny płotek oddzielający (z racji pory roku wygaszone) palenisko. Samo pomieszczenie zostało urządzone w taki sposób, iż nie pozostawało wątpliwości co do tego, że zamieszkuje tu ród Black - ostatnie brudno różowe promienie słońca przedzierały się przez duże, zakończone ostrymi łukami witrażowe okna zdobione czarnymi różami. Na środku pomieszczenia stały pamiętające czasy królowej Wiktorii kanapy oraz fotele z obiciem z czarnego atłasu, podobnie jak hebanowy stolik kawowy i stojący w kącie fortepian. Czarne ściany ozdobiono równie czarną sztukaterią (wisiały na nich także portrety poważnych czarodziejów przyodzianych, a jakżeby inaczej, w czerń), a podłoga pod ich stopami została wykonana z równie ciemnych desek. Z sufitu zwisał reprezentatywnych rozmiarów żyrandol z czarnymi kloszami. Salon, choć niewątpliwie elegancki, ze względu na dobór kolorów sprawiał wrażenie mniejszego niż w rzeczywistości i przytłaczającego, dlatego Perseus wyprowadził stamtąd Laurenta do holu zdominowanego przez nieco cieplejszy odcień brązu.
— Powiedział mi, że powinna być w zielonym salonie na górze — skrzywił się nieco na samo wspomnienie tego pokoju, a potem spojrzał na Prewetta błagalnie. Że też ze wszystkich pomieszczeń na Grimmauld Place, musiało paść na to jedno przeklęte! — Będąc szczerym, niezbyt przepadam za tym salonem, choć nie ma w nim nic... Właściwie, to nasi goście nazywają go pięknym. Czy zechcesz mi towarzyszyć?
Chciał mu powiedzieć o wszystkim; o tym, jak ojciec z surowym wyrazem twarzy sugestywnie wodził po szmaragdowej tkaninie palcem i zataczał nim kręgi wokół smolistych wypalonych dziur, jak wiele reprymend od niego otrzymał w tamtym miejscu i jak bardzo ten pokój zachwiał jego i tak kruchym poczuciem własnej wartości. Pragnął opowiedzieć mu o snach, w których podpala ten salon, jak ogień trawi podobizny jego krewnych, a on sam nie ma sił, by uciec. Nie wiedział jednak jak ubrać swoje myśli w słowa, dlatego całą drogę po schodach milczał, a ciszę, jaka między nimi zapadła, przerywało tylko skrzypienie starych stopni.
Drzwi do zielonego salonu były uchylone, pchnął więc je niepewnie i oczom Laurenta ukazało się... zupełnie zwyczajne pomieszczenie. Było mniejsze niż salon na dole, ale pozbawione dojmującej czerni wydawało się nieco większe. Pokój został też urządzony nieco bardziej chaotycznie; meble pochodziły z różnych epok - od belle epoque, przez art deco, po współczesność. Na inkrustowanej dębowej komodzie stał gramofon. Uwagę jednak zwracały ściany; wszystkie wyłożone zielonym gobelinem, na którym wyhaftowano całe drzewo genealogiczne Blacków, sięgające aż XVI wieku. W niektórych miejscach zionęły czarne, wypalone plamy, jakby ktoś gasił na nich cygaro.
Perseus niepewnie wszedł do środka, ignorując swoją laskę opartą o jeden z foteli i od razu skierował się w stronę ściany, na której widniała jego podobizna. A obok niego również Vespery i... Och, uśmiech zamigotał na jego twarzy, gdy zdał sobie sprawę z tego, że pomiędzy nimi rośnie już mała gałązka; dziecko, którego pojawienie się przyśpieszyło sprawy. Ale nawet to nie sprawiło, by przestał nienawidzić ten pokój.
— Co myślisz, Laurencie? — zwrócił się wreszcie do niego, zapraszając gestem, aby do niego dołączył.
![[Obrazek: 2eLtgy5.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=2eLtgy5.png)
if i can't find peace, give me a bitter glory