21.01.2023, 21:33 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.04.2023, 12:10 przez Morgana le Fay.)
Nienawidził teleportacji.
Wiedział, że nie powinien się godzić na to, by kolega z pracy pomógł mu się dostać z oglądanego przez nich miejsca przestępstwa z powrotem pod ministerstwo, przecież mógł się przejść spacerkiem i wcale by mu to nie przeszkadzało. Ale nie. Nasłuchał się o oszczędności czasu, o tym, że to przecież nic takiego, że w ten sposób szybciej będzie w domu i co się może stać?
Pozwolił więc przenieść się za pomocą teleportacji łącznej. Bo przecież nie mogło być tak źle, prawda? Przecież przeżyje trochę mdłości, najwyżej skończy w łazience nad muszlą, ale fakt, oszczędzi sobie godzinnej wędrówki.
Szkoda, że wyszło kompletnie na opak.
Pierwsze co poczuł po pociągnięciu i zmaterializowaniu w kompletnie innym miejscu, to niesamowita fala nudności. Poczuł, że coś w nim wzbiera, w następnej chwili zaś stał pochylony, zwracając wszystko, co dzisiejszego dnia zjadł. Wspomnienie posiłków było niezbyt miłe w tej sytuacji, szczególnie że teraz miał je przed sobą w niezbyt przyjemnej formie. Odwrócił wzrok, biorąc głęboki wdech. Nadeszła kolejna fala mdłości, powodowana zapachem, szybko jednak przeszła, gdy w końcu porządnie się rozejrzał.
No to na pewno nie było Ministerstwo Magii.
W panice jego głowa poruszała się to w lewo, to wprawo, oglądając rzadkie drzewa, wysoką trawę i zdecydowanie zbyt dużą ilość nieprzyjemnie cuchnącej wody.
- Co jest? - rzucił w pustkę, jak sobie zdał sprawę. Jego kolegi nigdzie nie było. Został tu sam. - Och, świetnie - stwierdził sam do siebie, robiąc nieostrożny krok, sprawiając, że jedną nogawką wpadł w dość głęboką kałużę. Warknął wściekle. Przypominając sobie o różdżce, sięgnął po nią, chcąc wysuszyć ubranie i buta, w którym coś nieprzyjemnie chlupotało. Rzucił zaklęcie. Nic się nie stało.
Zaskoczony spróbował jeszcze raz, następnie spróbował rzucić inne zaklęcie, i kolejne, żadne jednak nie zadziałało. Wkurzony potrząsnął różdżkę, z której nie wydobyła się nawet jedna iskra. Niemal krzyknął z frustracji, kopnął w ziemię, poślizgnął się, niemal nie wylądował pośladkami w kałuży, ledwo łapiąc równowagę, zastygając w co najmniej dziwnej pozycji. Odetchnął głęboko, próbując się uspokoić, choć nie na dużo się to zdało.
Tylko dlatego, że po chwili dostrzegł stojącą niemalże przy nim blondynkę. Podskoczył z zaskoczenia, różdżka wypadła mu z ręki, lądując w nieapetycznym błocie, Przypatrywał się młodej kobiecie, zastanawiając się, jak długo przygląda się jego poczynaniom. Poczuł, że wstyd zabarwia mu twarz na czerwono.
- H-hej - rzucił, próbując odzyskać swoją różdżkę przy jak najmniejszym kontakcie z paskudną mazią. - Gdzie jesteśmy? - zapytał, mając nadzieję, że kobieta mu to wyjaśni. Co nagle uświadomiło mu, że tak w sumie to chyba powinien mieć się na baczności, a kobieta mogła go ściągnąć go tu specjalnie. Ścisnął bezużyteczną teraz broń, nagle patrząc na blondynkę z większą ostrożnością.
Wiedział, że nie powinien się godzić na to, by kolega z pracy pomógł mu się dostać z oglądanego przez nich miejsca przestępstwa z powrotem pod ministerstwo, przecież mógł się przejść spacerkiem i wcale by mu to nie przeszkadzało. Ale nie. Nasłuchał się o oszczędności czasu, o tym, że to przecież nic takiego, że w ten sposób szybciej będzie w domu i co się może stać?
Pozwolił więc przenieść się za pomocą teleportacji łącznej. Bo przecież nie mogło być tak źle, prawda? Przecież przeżyje trochę mdłości, najwyżej skończy w łazience nad muszlą, ale fakt, oszczędzi sobie godzinnej wędrówki.
Szkoda, że wyszło kompletnie na opak.
Pierwsze co poczuł po pociągnięciu i zmaterializowaniu w kompletnie innym miejscu, to niesamowita fala nudności. Poczuł, że coś w nim wzbiera, w następnej chwili zaś stał pochylony, zwracając wszystko, co dzisiejszego dnia zjadł. Wspomnienie posiłków było niezbyt miłe w tej sytuacji, szczególnie że teraz miał je przed sobą w niezbyt przyjemnej formie. Odwrócił wzrok, biorąc głęboki wdech. Nadeszła kolejna fala mdłości, powodowana zapachem, szybko jednak przeszła, gdy w końcu porządnie się rozejrzał.
No to na pewno nie było Ministerstwo Magii.
W panice jego głowa poruszała się to w lewo, to wprawo, oglądając rzadkie drzewa, wysoką trawę i zdecydowanie zbyt dużą ilość nieprzyjemnie cuchnącej wody.
- Co jest? - rzucił w pustkę, jak sobie zdał sprawę. Jego kolegi nigdzie nie było. Został tu sam. - Och, świetnie - stwierdził sam do siebie, robiąc nieostrożny krok, sprawiając, że jedną nogawką wpadł w dość głęboką kałużę. Warknął wściekle. Przypominając sobie o różdżce, sięgnął po nią, chcąc wysuszyć ubranie i buta, w którym coś nieprzyjemnie chlupotało. Rzucił zaklęcie. Nic się nie stało.
Zaskoczony spróbował jeszcze raz, następnie spróbował rzucić inne zaklęcie, i kolejne, żadne jednak nie zadziałało. Wkurzony potrząsnął różdżkę, z której nie wydobyła się nawet jedna iskra. Niemal krzyknął z frustracji, kopnął w ziemię, poślizgnął się, niemal nie wylądował pośladkami w kałuży, ledwo łapiąc równowagę, zastygając w co najmniej dziwnej pozycji. Odetchnął głęboko, próbując się uspokoić, choć nie na dużo się to zdało.
Tylko dlatego, że po chwili dostrzegł stojącą niemalże przy nim blondynkę. Podskoczył z zaskoczenia, różdżka wypadła mu z ręki, lądując w nieapetycznym błocie, Przypatrywał się młodej kobiecie, zastanawiając się, jak długo przygląda się jego poczynaniom. Poczuł, że wstyd zabarwia mu twarz na czerwono.
- H-hej - rzucił, próbując odzyskać swoją różdżkę przy jak najmniejszym kontakcie z paskudną mazią. - Gdzie jesteśmy? - zapytał, mając nadzieję, że kobieta mu to wyjaśni. Co nagle uświadomiło mu, że tak w sumie to chyba powinien mieć się na baczności, a kobieta mogła go ściągnąć go tu specjalnie. Ścisnął bezużyteczną teraz broń, nagle patrząc na blondynkę z większą ostrożnością.