09.06.2024, 22:52 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2024, 17:08 przez Król Likaon.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic V
Wciąż był zirytowany tym, co wydarzyło się na obiedzie. Zrobił spacer do Ministerstwa, zdążył wypić setkę i wpadł do gabinetu, chodząc w kółko. Czuł się samotny, zraniony i absolutnie pusty. Uświadomił sobie, jak traktuje go i postrzega własna rodzina, że nigdy nie będzie dla Stanleya tak ważny, jak Sauriel i całe jego życie musi być takie, jakie wymyśli sobie dziadek. Nagle wszystkie jego decyzje, które wcześniej podejmował tak, aby mieć, jak najwięcej wolności oraz samodzielności, wydały mu się bez znaczenia. Przeklął siarczyście, wlewając sobie do kryształowej szklanki odrobinę burbonu, który trzymał w szufladzie. Nie widział zupełnie sensu, gdy opierał się dłońmi o drewniane biurko, schludne i sprzątnięte, bo lubił pracować w porządku. Zawsze miał posegregowane papiery, wszystko było na swoim miejscu i żadne pióro nie brudziło kałamarzem z końcówki blatu. Rozpiął górny guzik koszuli, a potem podwinął rękawy. Potrzebował się wyżyć, wyładować… Co miał zrobić z tym wszystkim, co kryło się w jego wnętrzu? Rozpalił więc ogień w kominku, pozwalając, aby ten był jedynym źródłem światła w dość ciemnym pomieszczeniu, a potem upewnił się, że zaklęcie wyciszające działało.
Siedział za biurkiem godzinę później, wpatrując się w tkwiące przed nim pudełeczko. Jego różdżka leżała na wierzchu, daleko od zasięgu dłoni, pozostając na widoku tak, aby gość, który miał go odwiedzić, nie czuł się źle. Był skołowany, pewnie będzie żałował wysłania do Brenny tego listu, ale musiał to załatwić. Musiał się z tym rozliczyć, bo ile można pozwolić, aby brunetka rozdzierała go od środka? Nie wiedział, czy zrobił wszystko, co mógł, aby dała mu szansę, ale zasłyszane niegdyś plotki o niej i Atreusie sprawiły, że uwierzył w to, że zupełnie nie jest w jej typie wizualnym, a tym bardziej z charakteru. Atre był jego przyjacielem, co było tylko dodatkową goryczą w sercu, ale był dobrym chłopakiem i Antek kochał go, jak brata. Poniekąd przypominał trochę Longbottom, równie podobny i roześmiany, co ona. Odchylił się do tyłu, wzdychając ciężko. Kolejny raz przesunął dłońmi po twarzy, mierzwiąc włosy i czekał, nie patrząc nawet na tarczę zegarka, który znajdował się na nadgarstku. Wiedział przecież, że nawet jeśli będzie niezadowolona ze spotkania z nim, to będzie punktualna.
Gdy drzwi się otworzyły, a sekretarka wpuściła brunetkę, wciąż patrzył na swoje biurko. Wiedział, że to kwestia czasu, aż jej perfumy dotrą do jego nosa i znów zakręci mu się w głowie, zwłaszcza dodając do jego jej twarz i duże, ładne oczy. Lubił jej oczy. Anthony wstał, wskazując dłonią na znajdujące się naprzeciw biurka krzesło.
- Cześć. Dziękuje, że przyszłaś. - zaczął głosem spokojnym, dość miękkim i zupełnie do niego niepodobnym. Podniósł na nią spojrzenie, ciemny lok zakołysał się na czole. - Nie zajmę Ci dużo czasu, ale bardzo chciałem z Tobą porozmawiać i poprosić, żebyś mnie wysłuchała. Proszę.
Wyjaśnił jej, żeby nie snuć domysłów. Dolał sobie do szklanki, następnie posyłając pytające spojrzenie dziewczynie, podsuwając w jej stronę naczynie.
- Całkiem dobry, zdążyłem już wypić szklankę. Zimny, więc orzeźwi. Trzymam go na specjalne okazje, bo kupiłem go za pierwszą wypłatę, dobry rocznik. - mówił w sumie bez sensu, zdając sobie sprawę, że jej to zupełnie nie obchodzi, ale nie mógł przestać. Gdy usiadł znów na krześle, westchnął kolejny raz, prostując plecy. Przez chwilę w milczeniu spoglądał na tkwiące na środku biurka pudełko, chyba po to, żeby zebrać myśli. - Wiem, wiem, moje towarzystwo nie jest Twoim ulubionym. Od czego powinienem zacząć..? - mówił wciąż z nutą melancholii, ciszej, stukając palcami o szklankę. Zrobił kolejnego łyka, wyborny alkohol przyjemnie rozlał się po ciele. Miał jej tyle do powiedzenia, tyle do wyjaśnienia, a zupełnie nie mógł znaleźć słów, jakiegoś dobrego miejsca na początek.
- Pamiętasz, jak zaprosiłem Cię na spacer po wakacjach, jak skończyłem Hogwart? - zaczął w końcu, przyglądając się jej z pewną dozą czułości, łagodności, ale tak, jakby był po prostu zmęczony i zrezygnowany.