12 lipca 1972
Penny & Renigald
Przedmiot, który zostałby zaklęty w sposób umożliwiający jego transmutacje w zupełnie inną rzecz. Bez konieczności wykorzystywania magii. Bez konieczności każdorazowego wykorzystywania zaklęć z dziedziny transmutacji. Przy opracowaniu jakiegoś prostego sposobu aktywacji. Przede wszystkim łatwego do zapamiętanie i wykonania. Czy coś takiego było możliwe? Oczywiście. Tyle tylko, że Penny nigdy jeszcze nie miała okazji nad czymś takim pracować. Teraz jednak, wyglądało na to, że nadarzyła się ku temu okazja. List, który otrzymała od Morpheusa Longbottoma sprawił, że zaczęła się tym żywo interesować. Badać dostępne opcje. Sprawdzać w jaki sposób mogłoby to wszystko działać. Jakiś cichy głosik z tyłu głowy jej mówił, że tego rodzaju przedmioty, mogłyby przyciągnąć do sklepu całkiem sporą rzesze klientów. A skoro pojawią się klienci, to wraz z nimi również knuty, sykle i galeony. Na te ostatnie liczyła najbardziej.
Z grubym tomiszczem, poświęconym transmutacji dla zaawansowanych, siedziała na stołku za ladą. W sklepie panował spokój. Mogła więc skupić się na lekturze. Na interesujących ją zagadnieniach. Przy pomocy samopiszącego pióra, zapisywała co bardziej interesujące informacje w leżącym obok notesie. Drobne uwagi. Sugestie. Możliwe do zastosowania rozwiązania. Była tym wszystkim na tyle pochłonięta, że dźwięk wydany przez zamontowany przy drzwiach dzwonek, sprawił że podskoczyła. Ot, lekko ją wystraszył. Nie było to jednak czymś ciężkim do osiągnięcia.
- Twoje niezapowiedziane wizyty, kiedyś mnie zabiją, Regina. – zbeształa go, ledwie tylko zdołała się po tym wszystkim pozbierać. Rozdrażniona spojrzała na notes, w którym przez moment nie kontrolowane w odpowiedni sposób pióro, przeprowadziło prawdziwą rzeź. Zabazgrało całą stronę. Oczywiście, że musiało do tego dojść. – Uhh. – westchnęła, decydując się wyrwać zabazgraną kartkę, którą następnie zgniotła i wyrzuciła do śmietnika. I tak na nic by się nie przydała. Ciężko było cokolwiek rozczytać.
Pióro, które zostało dezaktywowane, położyła na ladzie. Książkę zamknęła. To samo zrobiła ze swoim notesem. Przyszedł panicz Malfoy w jej skromne progi, to trzeba było się nim odpowiednio zająć. Wiadoma sprawa. Ona zaś, Penny, dobrze już wiedziała na czym to odpowiednie zajęcie się taką personą powinno polegać.
- Nie ustaliliśmy ostatnim razem, że nie powinieneś się tutaj pojawiać? – zapytała, odwołując się tym samym do ich ostatniego spotkania. Trochę już odległego, podczas którego omówili pewne kwestie oraz podjęli pewne decyzje. Dlaczego teraz decyzje te zdawały się być dla blondaska nieistotne? – Co takiego Ciebie sprowadza, czego nie moglibyśmy załatwić listownie? Już za mną zatęskniłeś?
Odrobina złośliwości, typowego dla rudej przekomarzania się sprawiała, że można było mieć pewność odnośnie tego, że za ladą faktycznie znajdywała się ona. Piegowata Weasleyówna. Gdyby coś innego opuściło jej usta, wątpliwości zapewne byłyby jak najbardziej uzasadnione.