• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
« Wstecz 1 2 3 4 Dalej »
[21.07 Jessie & Anthony] neither pet nor man

[21.07 Jessie & Anthony] neither pet nor man
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
16.07.2024, 19:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.11.2024, 22:37 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Pierwsze koty za płoty

—21/07/1972—
Anglia, Little Hangleton
Jessie Kelly & Anthony Shafiq
[Obrazek: xhTwpkE.png]

Eyes shine in the dark,
every breath tells of blood rush,
neither pet nor man



Niewielka posiadłość Anthony'ego Shafiqa, odznaczała się prostotą stylu, czerpiącego garściami ze zdobyczy architektonicnych starożytnego Rzymu. Główny budynek postawiony na planie kwadratu posiadał dwie kondygnacje. Goście, którzy przed laty mogli bawić się w sali balowej na piętrze, teraz przechodzili tylko przez hal o czarno-białych płytkach i pyszniącej się monstrualnej fontannie przedstawiającej Urobosa oplatającego złocistą kulę. To był tylko moment, droga wiodła na przestrzał do ogrodu, który otoczony był dobudowanymi przed dziesięciu laty arkadami skrywającymi część wspólną dedykowaną rozmowom i posiłkom, łaźni a także licznym pokojom utrzymanym w stylistce sprzed kilku tysięcy lat. Na samym środku podłużny basen głęboki ledwie na pół metra pełnił w trakcie przyjęć funkcję fontanny, gdy sprawni translokatorzy przemieszczali drobinki wody układając je w wymyślne wzory dopełniając przestrzenie migoczącymi światełkami. Wokół rozciągał się uporządkowany ogród z palmami wspieranymi magią oraz wielką dumą gospodarza - rzeźbami, które były w większości reprodukcjami znanych dzieł sztuki.

Anthony poprosił w liście, aby spotkali się przy Śniącym. Rzeźbie, która wznosiła się z dala od oczu gości, będąca na tyłach ogólnodostępnej łaźni w miejscu, w którym nie było okien. Reprodukcja dzieła z XIX wieku przedstawiająca martwego Cezara znajdowała się w przestrzeni realnie wyglądającej jak ukryty przed oczami wścibskich osób nagrobek. Otaczały go ciasno żałobne cyprysy, wokół ułożone równo kamienie zachęcały do przystanięcia i oddania hołdu wraz z krótkim rozważeniem słów memento mori zapodzianych pod ramieniem śniącego. Mało osób wiedziało o tym, że twarz tej rzeźby została zmieniona tak, aby oddawać możliwie wiernie twarz kogo innego. Mało osób pamiętało już zmarłego przed dwudziestu laty mężczyznę.

Gospodarz tego miejsca pamiętał. Wypadek, którego doświadczył Alcuin sprawiał, że nie było nawet ciała, które możnaby pochować. Natura ich relacji była taka, że Shafiq nie mógł nawet swobodnie chodzić nad grób dawnego kochanka, aby nie wzbudzać podejrzeń. Śniący jednak spał w jego ogrodzie i co jakiś czas słuchał tęsknot i skarg żywego, który raz do roku, w dniu jego śmierci siadał na kamiennym obramowaniu, by napić się wina za duszę tego, który odszedł.

To jednak nie był ten dzień, dziś sprawy dotyczyły żywych. I to bardzo... Cały ogród, marmurowe ciała, woda w podłużnej fontannie... To wszystko zasłane było kartkami noszącymi na sobie dziwaczną treść:

Rejestr wilkołaków nie powinien znajdować się w Wydziale Zwierząt.
Nie jesteśmy zwierzętami!
To ograniczenie wolności i zepchnięcie nas do roli zwierząt -
NIE JESTEŚMY gorsi od czarodziejów!

Akcydensy były... wszędzie. Anthony, który zaraz po świcie opuścił swoją rezydencję był wewnętrznie na skraju. Nienawidził, gdy tego typu wypadki odciągały Wergiliusza od jego codziennych zadań, nawet jeśli akurat mniej więcej w tym czasie w harmonogramie byłoby to odpoczywanie wysłużonego domowego skrzata, który przed laty należał do jego matki. Najpierw jeden znalazł w skrzynce na listy. A teraz? Mieli z Jessim robić coś innego, tymczasem cała jego przestrzeń wyglądała jakby spadł na nią kartkowy śnieg.

Dotarł do miejsca spotkania, jego zęby były tak mocno zaciśnięte, że w pierwszej chwili nie powiedział ani jednego słowa.
– Jessie. – W końcu wyrzucił z siebie zamiast powitania, cały zesztywniały z furii, która implodowała w nim z obezwładniającą siłą.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#2
16.07.2024, 20:28  ✶  

List od Anthony'ego wywołał niepokój. W pierwszej chwili pojawienie się ogromnej harpii wywołała uśmiech na młodej twarzy i ekscytację, bo wuj nie pisał często, ostatnio długo milczał, a przecież był wujem, więc wiadomości od niego, a jeszcze bardziej jego obecność, zawsze cieszyły. Treść listu jednak przywołała ten niekomfortowy skurcz w żołądku i dreszcz, wywołujący gęsią skórkę.

Czas to dla mnie trudny, napisał i Jessie długo zastanawiał się, co takiego mogło spotkać Anthony'ego. Jak bardzo trudny był ten czas? Czy Charlotte o tym wiedziała? Jonathan? Morpheus? Jasper spodziewał się, że z każdym problemem, który stanie na jego drodze, Anthony wpierw zasięgnie rady swoich najbliższych przyjaciół, a jednak list wysłany był do niego i Jessie zjawił się w Niewielkiej Posiadłości Anthony'ego Shafiqa o świcie, w wygodnych spodniach i zwykłej koszulce i swetrze, zostawiając w domu koszule i krawaty, jak napisał wuj. Przy sobie miał jedynie różdżkę, również zgodnie z życzeniem wuja.

Krok jego był szybki, bo nie chciał kazać wujowi długo na siebie czekać, ale jego nogi same zatrzymały się przy fontannie Urobosa, oplatającego złotą kulę. Nieprzyjemne uczucie wróciło, ale miało już inne źródło. Jessie pokręcił głową i ruszył dalej, pocierając niespiesznie swoje ramię. Uczucie maleńkości doskwierało mu już od chwili, w której pojawił się u bram posiadłości Szefa Organu Międzynarodowych Standardów Handlu Magicznego. Uczucie brudu. Uczucie braku wartości, która naprawdę liczyła się w magicznym społeczeństwie i która zważała na tym, czy miejsce swoje można było zająć wśród elit, na wysokich krzesłach i pośród bankietów, śmiechów i złota, czy raczej u nizin, pokornie i z zaciśniętymi zębami dusić szloch i ścierać bród brudną szmatą.

Lipiec rozpoczął się dość... dziwnie. Sny, niemające żadnego powiązania ze zdarzeniami wcześniejszych miesięcy. Tamten żebrak... Zaproszenie na nieistniejący wiec... Potem wampir... Wszystko to sprawiało, że głowę Jaspera zaczęły nachodzić coraz dziwniejsze, przytłaczające myśli.

Był małym słonikiem. Tak podpowiadał mu jeden ze snów. Mały słonik, który wciąż miał przed sobą całe życie i czas, by odkryć siebie i swoją wartość. Małym słonikiem, który miał korzystać ze swobody lat dziecięcych, nim wejdzie w niebezpieczny czas dorosłości. A może coś pomylił? Może wcale nie chodziło ani o czas, ani o wewnętrzne dziecko?

Może ten mały słonik miał pokazać mu, że był słaby? Że inne słonie, które nieświadomie mijał każdego dnia, w dowolnej chwili mogły go zgnieść swoimi długimi trąbami i wielkimi łapami? Że inne słonie były silniejsze, bo były czyste? Nie były skażone?

Anthony poprosił w liście, aby spotkali się przy Śniącym. Przy rzeźbie, która ciekawiła Jessiego, gdy o niej wspominano, ale nigdy nie dowiedział się, jakie było jej znaczenie. Kim był ten Śniący? O czym śnił? Czy kiedykolwiek się zbudził?

Zanim jeszcze dotarł na miejsce spotkania, przechodząc przez ogród, wszelkie dręczące go myśli, wszystkie pytania i wątpliwości nagle ucichły i zniknęły, a w ich miejsce wkroczyła jedna, potężna myśl.

Co tu się, na Merlina, stało?

Kartki. Kartki! Wszędzie kartki! Jakby ktoś napompował ogromnego balona, wypełnionego kartkami i przebił igłą. Wszystko usłane było kartkami, jakby w tym jednym miejscu spotkało się stu poetów z kryzysem twórczym. Pochylił się, ostrożnie podniósł jedną z kartek i aż się skrzywił, odczytując krótką wiadomość.

Czy to z tego powodu Anthony chciał się z nim spotkać?

Jego dłoń wciąż zaciskała się na pojedynczej kartce, mnąc ją, gdy czekał na wuja przy rzeźbie Śniącego. Widząc go, gdy się zbliżał, chciał zawołać jego imię, przywitać go, ale te zaciśnięte szczęki sprawiły, że jemu zacisnęła się krtań.

-Wuju - dwa wypowiedziane na sam początek słowa oddzieliła licząca około siedmiu sekund cisza. -Co to jest? - spytał ostrożnie, unosząc dłoń, w której ściskał kartkę.

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
17.07.2024, 10:48  ✶  
Anthony zapatrzył się na moment na kartkę, potem uniósł głowę ku niebu, jakby oczekiwał, że tam dostrzeże ulotkową chmurę, która przyniosła ten "opad" na jego ogród.

– To mój chłopcze... jest bardzo, ale to bardzo kiepski sposób na forsowanie swoich poglądów. – Wzrokiem ponownie zeskanował treść tej ulotki. Wydział Zwierząt? Przecież wilkołaki podlegały pod Dział Istot. Stamtąd przed sześciu laty wyciągnął pakiet danych związanych z tą przecież nie rasą, a klątwą, która ciążyła na całkiem sporym odsetku populacji. Pamiętał minę urzędniczki, która na jedno popołudnie udzieliła mu dostępu do akt. Czyżby chciał pan zdradzić łuskę na rzecz futra panie Shafiq? To do pana niepodobne! – powiedziała, zapewniając sobie tym samym dożywotni brak jego obecności w swoim otoczeniu. I był to na pewno Dział Istot! – Nie dość, że jest tu błąd nazewnictwa, bo nie jest to Wydział, ale Dział, to jeszcze pomylono Istoty ze Zwierzętami. Westchnął ciężko, place składając u nasady nosa. Był zmęczony tym bałaganem nawet jeśli sam nie będzie musiał absolutnie go sprzątać.

– W Dziale Zwierząt bywałem bardzo często, bo jest tam Biuro Badań i Hodowli Smoków. Nie rozumiem czemu miałoby to być upodlające dla kogokolwiek, być zestawionym na równi ze smokami. To niedorzeczne. – Wbrew pozorom ani na moment nie podniósł głosu, nie krzyknął nie rzucał się, choć zarówno tembr głosu jak i bardzo, bardzo cichy wolumen wskazywał na to, że jest na skraju. Odrzucił kartkę i ruszył przed siebie, kierując się ku ukrytej ścieżce między gęstymi krzewami żywopłotu. Nie po to tu się spotkali, żeby przejmować się tymi karteluszkami.

– Wuj Morpheus jest u mnie i nie chcę, żeby Cię zobaczył, a wzrok mu już powrócił, więc nie byłoby to aż tak trudne. Powinien jeszcze spać, stąd taka niecodzienna godzina naszego spotkania – przybliżał sprawę Jessi'emu. – Przygotowałem dla niego małą rozrywkę i chciałem Ci ją pokazać w ramach testów – dodał, wciąż ponury porannym incydentem, choć może jego nastrój wynikał z tego właśnie, że był to dla niego trudny czas. Musiał być trudny, zdecydowanie, skoro poza mugolską koszulką polo nosił... dres?
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#4
17.07.2024, 20:47  ✶  

-Jeżeli to o tym mieli rozmawiać na tym całym wiecu, to może lepiej, że ten się nie odbył - powiedział i zgniótł szanowną ulotkę w dłoni. -Błąd nazewnictwa i kategorii mógłby jedynie wszystko pogorszyć.

Swoje poglądy można było wyrażać na różny sposób, wzbudzając zainteresowanie, albo narażając się na krytykę i krzywe spojrzenia. Jeżeli umiało się swoje zdanie w odpowiedni sposób uargumentować i miało się dowody swojej racji, można było zmienić sposób myślenia niejednej osoby. Ten jednak sposób - zatapianie czyjegoś ogrodu lub domu istnym morzem ulotek - nie należał, według Jessiego, do najlepszych, bo nie wzbudzał zainteresowania ani refleksji poruszanym problemem, a jedynie irytację na widok bałaganu.

-Ten, kto tak bardzo chce "walczyć" o prawa wilkołaków, powinien pomyśleć o tym, jak bardzo szkodzi w tym momencie skrzatom domowym. Tyle pracy im dodawać.

Pokręcił głową i pocmokał, użalając się w myślach nad biednym skrzatem domowym wuja Anthony'ego, który z pewnością będzie musiał poświęcić sporo czasu, by uprzątnąć cały ogród. Treść wiadomości zapewne będzie mu się śniła po nocach. Może zacznie ją nawet nieświadomie recytować podczas sprzątania.

-Może to tylko jakiś żart jakiegoś znudzonego gówniarza, któremu rodzice pozwalali na zbyt wiele? Nawet nie poświęcili czasu, żeby sprawdzić, czy to, co piszą, jest prawdą - powiedział spokojnie. -Może nie ma powodu, żeby się wuj tym przejmował?

Do tej pory nigdy nie zastanawiał się, czy Dział Zwierząt był odpowiednim departamentem do prowadzenia Rejestru Wilkołaków, ale po przeczytaniu ten notki w jego głowie pojawiła się myśl, że może faktycznie było to trochę... niewłaściwe? Bo czy wilkołak był zwierzęciem naturalnym? Niby wilk, ale nie do końca wilk. Był to przecież człowiek, żyjący z wyjątkowo nieprzyjemną klątwą. W ty momencie Dział Istot brzmiał zdecydowanie lepiej, niż Dział Zwierząt.

-Wszystko z nim w porządku? - spytał, gdy Anthony wspomniał o Morpheusie. -Nie chcesz, żeby mnie zobaczył, bo popsułbym niespodziankę, czy przestałem dobrze wyglądać i przestraszyłby się na mój widok? Może faktycznie powinienem zmienić szampon? - zastanowił się, nawijając na palec krótki kosmyk włosów.

Oczywiście, wciąż wyglądał dobrze, więc nie mógł to być powód, ale miał tę małą nadzieję, że może dzięki temu Anthony przestanie tak mocno zaciskać szczęki. Jeszcze sobie zęby skruszy.

Korciło go, by spytać o ten "trudny czas", by zaoferować pomoc, ale nie był pewien, że w ten sposób nie rozdrażniłby wuja bardziej. Anthony z całą pewnością pamiętał, że przecież z każdym problemem mógł przyjść do swoich przyjaciół, do bliźniąt i ich młodszego brata, chociaż czasami trzeba było o tym przypominać, ale czy to był ten odpowiedni czas? A może ubrany w dres Shafiq wolał, póki co milczeć i otworzy się dopiero z czasem, gdy pierwsze, wzburzone emocje opadną i umysł rozjaśni się na tyle, by przyjąć rady bliskich?

-Co to za rozrywka?

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
18.07.2024, 12:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.07.2024, 15:04 przez Anthony Shafiq.)  
Anthony szedł sprężyście znaną sobie ścieżką między drzewami. Wspomagał się różdżką, która pilnowała, aby magiczny żywopłot rozstępował się przed nim, a nie morfował w labirynt chroniący przed intruzami.
– Wiec? Jaki wiec? – Zmarszczył brwi. Przez własne upodlenie nie był zbyt na bieżąco z nastrojami społecznymi, trudno też oczekiwać, żeby były one wyjątkowo korzystne, skoro Śmierciożercy panoszyli się po ulicach. To był jednak inny problem. Innej natury. Dywagacje na temat równości powracały jak bumerang. Niegdysiejsza sprawa z goblinami, marsze charłaków, mugolak Ministrem Magii... To wszystko przydarzało się, próbując ukruszyć podwaliny czarodziejskiej społeczności. Mżonki... Wszyscy są równi? Wystarczy spojrzeć na ulice, by zobaczyć, że to kłamstwo.. Ba! Wystarczy spojrzeć na Hogwart, by widzieć jak wyliniały artefakt posegregował wszystko i wszystkich podług nieznanych kryteriów, częstokroć kierując się z resztą wolą zasiadającego na krześle jedenastolatka. Wciąż... osoba, która nie wychowała się w magicznej rodzinie nie miała pojęcia na temat świata, w który wrzucał ją jeden list. Nie nasiąkła nim za młodu. Osoba, która urodziła się pozbawiona talentu magicznego w magicznej rodzinie zaś... Cóż, nie był zwolennikiem rozwiązań ostatecznych, ale sam z pewnością pozbawiłby siebie życia, gdy tylko rodzina zdałaby sobie sprawę ze wstydu, który do niej przyniósł, nawet jeśli nie było to kwestią jego decyzji.

Bogaci, biedni, uzdolnieni, idioci, w końcu Ci, którzy byli obłożeni klątwą i tacy, którzy kroczyli przez los oszczędzeni. Magiczne choroby i przypadłości potrafiły być dotkliwe, Anthony zawsze podchodził do tego z wielkim dystansem. Gdzieś jednak na drodze swojego życia zachwycił się smoczą łuską zdobiącą skórę, gdzieś jednak odczuwał jako przyjemne, drżenie u nasady kręgosłupa w kontakcie z kobietami obciążonymi Maledictusem. W końcu gdzieś przy okazji zakochał się w wilkołaku, który mógłby wydrzeć jego gardziel jednym sprawnym szarpnięciem, gdyby tylko taki był jego kaprys... Życie Anthony'ego, jego umysł, jego praca, były uporządkowane, więc dzikość intrygowała go, nęciła swoją odmiennością. Chaosem.

– Ten kto bardzo chce walczyć o prawa wilkołaków, w pierwszej kolejności nie powinien śmiecić na terenie osób, które mogłyby z tym cokolwiek zrobić. Irytacja nie jest dobrym doradcą i nie wzbudza w sercu altruizmu. Wręcz przeciwnie. – Gdyby nie fakt, że jego serce złożone było w dłonie kogoś, kto musiał raz w miesiącu schodzić do podziemi i przypinać łańcuchami swoje ciało do ściany, byłoby w nim zdecydowanie mniej empatii. Może nawet poczyniłby kroki, by wymagania wobec wilkołaków zaostrzyć. – Gdybym to ja zajmował się prawami wilkołaków, przede wszystkim skontaktowałbym się z osobami, które są publicznie szanowane i funkcjonują pomimo tej klątwy. Wysokofunkcjonujący wilkołak mógłby skutecznie ocieplić wizerunek całej grupie. Może założyłbym fundację wspierająca resocjalizację oraz dodatkowe fundusze na eliksir tojadowy. Z pewnością dobrze zrobiłby wszystkim remont cel w podziemiach Ministerstwa i zmiana ich nazwy na jakąś bardziej przystępną. Księżycowy pokój? Hotel? Pokój ciszy? – Hmm, jak na kogoś, kto się nie zajmował tym, bardzo dużo wiedział czyż nie? – Z pewnością też dbałbym o odpowiednią reprezentację osób z klątwą w Grupie łowczej dzikich wilkołaków oraz w Brygadzie Uderzeniowej. Nagłaśniałbym sytuacje, w której przemiana pomogła w rozwiązaniu śledztwa i uratowaniu kogoś. To zrobiłoby zdecydowanie więcej, niż śmieci w moim ogródku. – Był zmęczony, choć to nie chodziło o świat, a brak kompetencji u tych krzykaczy. Podżeganie, oskarżenia... Daleko na tym nie zajadą, wręcz przeciwnie, antagonizowanie Ministerstwa może tylko napytać im biedy.

Uśmiechnął się na słowa Jessiego o gówniarzu. W jego oczach chłopak cały czas miał trzynaście lat. Poczochrał mu włosy palcami.
– Niestety, czasem i u dorosłych próżno szukać rozumu. Ale ale... jeśli chodzi o moją sprawę, z wujem Morpheusem wszystko jest w porządku. Przeciążył się jasnowidzeniem i na moment oślepł. Zapalnowałem dla niego niespodziankę, która w zamierzeniu miałaby poprawić mu humor. Zabawę w nawiedzonym domu. Akurat jeden stoi na moich włościach więc zależało mi, żeby ktoś świeżym okiem ocenił działania wynajętej przeze mnie firmy. – streścił mu cel ich spotkania, gdy wyszli już na błonia. W oddali majaczył zaniedbany zameczek z dwiema wieżyczkami. Nawet z tej odległości straszyła pęknięta kopuła dachu.

– Chciałbym jeszcze wynająć jakiegoś Macmillana, żeby zapewnić deszcz z błyskawicami dla dodatkowego kolorytu. Dziś po południu mają przywieźć upiorne organy, myślę jak podbić zapach stęchlizny i wilgoci, tego niestety nikt nie sprzedaje w słoiku. – Rozmyślał głośno przechadzając się niespiesznie z rękami założonymi za plecami.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#6
18.07.2024, 13:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.07.2024, 13:18 przez Jessie Kelly.)  

-Na początku lipca dostałem zaproszenie na wiec, na którym mieliśmy rozmawiać o Równości - machnął ręką, jakby odganiał irytującą muchę. -Wiec okazał się czyimś żartem i, krótko mówiąc, miałem dość nieprzyjemną rozmowę z właścicielem pewnego baru. Nie ominęło cię nic ciekawego, wuju.

Lipiec stał się miesiącem, podczas którego myśli społeczności czarodziejów zdominowały mniej lub bardziej widoczne różnice między ludźmi, różnice poglądów oraz prawa, dotyczące różnych grup. Rejestr Wilkołaków w Dziale Zwierząt, wyrzucanie na bruk charłaczych dzieci przez czystokrwistych rodziców, nierzadkie znęcanie się nad mugolakami, czy uraza goblinów, że zabroniono im używać różdżek. I wiele innych, które z pewnością nie dotarły do całej magicznej społeczności, a z pewnością stanowiły problem dla społeczeństwa, którego rozwiązanie może mogłoby polepszyć, a może nawet uratować niejedno życie.

Niestety, coś, co miało wywołać pozytywną zmianę, najprawdopodobniej stawało się powoli nieśmiesznym żartem, wywołującym u czarodziejów złość i odruchy wymiotne na sam dźwięk słowa "równość". Zaproszenia na wiec, który wcale nie istnieje - marnowanie czasu zaproszonych, a także nerwy właściciela baru, który musiał użerać się z żartem, w który został wplątany, i zaczął wcześniej zamykać swój lokal, co z pewnością boleśnie odbiło się na jego przychodach. Obsypywanie czyjegoś ogrodu ulotkami, które tak naprawdę nie dawały nic, nie zmuszały do refleksji ani podjęcia działań, ponieważ czyjś prywatny ogród nie był miejscem, w którym powinno się załatwiać takie sprawy.

Anthony miał rację. To nie był dobry sposób. Dawał odwrotny do zamierzonego skutek i mógł jedynie sprawić, że problem nie zostanie rozwiązany, a jedynie się wzmocni, jeżeli ktoś postanowi "ukarać" grupę, o której prawa "walczył" ten żartowniś.

Gdyby on zajmował się prawami wilkołaków.

Tak, to brzmiało logicznie. Odnaleźć kogoś szanowanego, kogoś wysoko postawionego, kto w jakiś bezpośredni sposób był związany z tą klątwą - czy przez życie z nią, czy może przez życie z osobą, która musiała sobie z wilkołactwem radzić. Fundacja resocjalizująca. Refundacja eliksiru tojadowego. Remont cel. To brzmiało tak pięknie i logicznie.

Zbyt pięknie i logicznie.

-Z pewnością byłby to o wiele skuteczniejszy sposób na rozwiązanie tego problemu, niż marnowanie papieru i zaśmiecanie ogrodów - mówił powoli, wpatrując się w wuja uważnie. -Gdybyś ty zajmował się prawami wilkołaków, ktoś z pewnością byłby ci za to wdzięczny.

Nie był tego pewien. Nie był pewien, czy istniał ten "Ktoś", dla którego Anthony zrobiłby to wszystko, ale z pewnością było "Coś". I jeżeli Anthony chciał, mógł o tym powiedzieć. Jeżeli chciałby, by zostało to między nimi, mógłby nawet rzucić na Jessiego Zaklęcie Zapomnienia, by nie dowiedział się nikt.

Przez moment nawet nawiedziła go niepokojąca myśl, czy może Anthony...

Jego dłoń nie powędrowała do włosów, jak miała w zwyczaju, gdy dłoń Anthony'ego zniknęła w jego głowy, więc jego głowy odstawały w kilku miejscach, tworząc na głowie mały nieład. W tym momencie nawet mu to nie przeszkadzało.

-Nawiedzony dom? - uniósł brew i poszedł za wujem. -Hm... Ciekawy sposób na poprawienie humoru, kiedy dopiero odzyskał wzrok. Organy będą same grały, czy zatrudnisz jakiegoś ducha, tak dla nastroju? I może zapytać jakiegoś Sprouta o ten zapach? Podobno istnieje roślina, która śmierdzi, jak psujące się mięso, więc może jest taka, która śmierdzi, jak stara piwnica? I przy okazji nie próbuje nikogo zabić, jak Diabelskie Sidła.

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
23.07.2024, 15:29  ✶  
Zamyślił się, bo nie dotarła do ministerstwa żadna informacja o wiecu. Nastroje społeczne nie były najwyższych lotów, ba! pikowały jak zawsze, zwłaszcza po Beltane i rozdarciu światów. Anthony spiął się spoglądając na Jessie'ego. Zawsze uważał, że Charlotte swoją decyzją o związaniu się z mugolakiem przekreśla szansę na dobre życie swoim dzieciom. Mniej restrykcyjne pod tym względem Stany Zjednoczone, gdzie wciąż królował mit "od zera do bohatera" były bardziej sprzyjającym środowiskiem niż konserwatywne wyspy, w których kilka rodów trzymało łapę na wszystkim. Cóż, jego ród też się w to wliczał, choć Anthony uważał, że zarówno Shafiq'owie jak i Parkinsonowie znaleźli sobie wygodną i bezpieczną niszę dla inteligencji, która nie chciała mieszać się aż tak. Dyplomacja i wykopaliska przez wzgląd na talent do języków, książki lub pomoc przy smokach i innych powodujących pożary istnieniach czy roślinach przez wzgląd na ognistą niewrażliwość. Nikt się nie szarpał, nie przepychał, nie musiał też nikomu nic udowadniać. Tymczasem Kelly ze swoim statusem krwi nie tylko musiał mierzyć się z wszechobecnym nepotyzmem, ale też, a może przede wszystkim z sufitem, który momentalnie dotykał jego czoła zanim tak na prawdę zaczął się wspinać.

Z drugiej strony był doskonałym źródłem informacji z ulicy.

– Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś Jessie. Wiesz, mów mi takie rzeczy, przez ostatnie pół roku byłem poza Anglią, a nawet jak już byłem w Anglii czuję pewne oderwanie od bieżących spraw, a widzę, że Ciebie nic nie omija. Bardzo dobrze, nie chciałbym żebyś sobie życie zmarnował w podziemiach Gringotta, tylko obiecaj mi, że będziesz na siebie uważał, dobrze? – westchnął przeciągle. Może powinien porozmawiać o tym z Charlotte, żeby on albo Jonathan uznali chociaż bliźnięta za swoje dzieci, a z Neda zrobili manipulatora i leglimentę, który zmanipulował ją do porzucenia rodziny? Sama myśl takiej konfrontacji z przyjaciółką mroziła mu włoski na karku, więc odsunął ją w czasie do rozmyślań w korzystniejszych okolicznościach. Może najpierw powinien przedyskutować to z Selwynem, on zawsze wiedział jak do niej podejść. Jak podchodzić do całej ich trójki.

– I widzisz, właśnie dlatego ze mną idziesz do posiadłości! Cóż za doskonały pomysł! Cuchnąca roślina! – zareagował entuzjazmem, gdy niespiesznie spacerowali przez błonia, coraz bliżej zbliżając się do posiadłości. Zamierzał go oprowadzić, zamierzał też zdradzić powód takiego, a nie innego zaaranżowania wnętrza. I był to dobrze spędzony czas.

Tymczasem już po pożegnaniu i powrocie, w wolnej chwili Anthony sięgnął do drzewka ministerialnych oddziałów i z wielkim zaskoczeniem odkrył, że twórcy ulotki aż tak nie minęli się z prawdą. Rejestr wilkołaków znajdował się w zwierzętach, co nawet jemu zdało się krzywdzące. Tak jakby obłożeni klątwą łuski musieli godzić się z odmawianiem im praw do człowieczeństwa.

Gdybyś ty zajmował się prawami wilkołaków, ktoś z pewnością byłby ci za to wdzięczny.

Słowa ciotecznego siostrzeńca wibrowały mu w uszach, gdy patrzył na pusty pergamin. Wątpił, żeby ten konkretny wilkołak jakkolwiek był mu wdzięczny za cokolwiek. Przy ostatnim spotkaniu zdawał się mu być bardziej niż zobojętniały na ich relację, na wspomnienia, na jego osobę. Żałował, że go zaprosił, żałował, że musiał patrzeć na ukochaną twarz, którą teraz wykrzywiał tylko kpiarski grymas rozczarowania, zacierając łagodny uśmiech, który od pierwszych chwil znajomości sprawiał, że miękły mu kolana. Nie, ten wilkołak miał wszystko czego potrzebował, by żyć w spokoju, a Anthony od lat kierujący się dewizą o braku zaangażowania, teraz stanął w obliczu trudnego wyboru.

Po pół godzinie, gdy zaczęło już zmierzchać, ujął pióro w dłoń, zamoczył je w mieniącym się srebrzystą miką lazurze i zaczął pisać.

Drogi Lazarusie,

jest pewna sprawa o której chciałbym z Tobą pomówić. Czy możemy spotkać się w najbliższym czasie? Dzisiejszego ranka w moim ogrodzie znalazłem

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (2158), Jessie Kelly (1549)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa