21.07.2024, 00:26 ✶
— Kto jak kto, ale myślałem, że ty będziesz jutro odpoczywał — skomentował przekornie, gdy Anthony zaczął go wypytywać o kolejne spotkanie. — W końcu to ty prowadziłeś stragan na kiermaszu. Szefostwo na pewno by ci wybaczyło, że nie mogłeś się stawić na porannym zebraniu, bo... Zabezpieczałeś pozostałe butelki z winem. — Zerknął na niego kątem oka. — Ale tak... Lunch brzmi dobrze. Chociaż raczej taki późniejszy. Koło trzeciej lub czwartej.
Zmarszczył czoło, gdy zaczął mu opowiadać mu o Morfeuszu i planach na jakąś imprezę. Miał wrażenie, że coś kręcili. I to oboje, co wróżyło wielką katastrofę lub naprawdę niezapomniane przyjęcie. Merlinie, pozwól, żeby ten jeden raz chodziło o tu drugie, pomodlił się krótko.
— Czy gdybym się zgodził, to moja pomoc zakładałaby występ w pluszowym stroju kota albo innego futerkowego stworzenia? — zapytał prosto z mostu, zachowując przy tym kamienną twarz. Już za dobrze znał te układy i układziki. Wprawdzie Antoniuszowi daleko było do Nory, ale nie zdziwiłoby go, gdyby Shafiq miał przygotowaną dla niego jakąś specjalną rolę. — Od razu mówię, że nie dam się też wystawić na licytację.
Nawet on ma czasem takie epizody, gdy jest absolutnie uroczy, skomentował bezgłośnie, zerkając z szerokim uśmiechem na Anthony'ego. Wychwytywał w tonie jego głosu subtelne nuty niepewności. To było nowe, niezbadane terytorium. Dla nich obu. Gdyby byli teraz na wyjeździe służbowym, jedliby zapewne kolację w hotelowej restauracji lub zdecydowaliby się na odwiedzenie jednego z modnych miejsc na mieście, jakie zostały polecone Shafiqowi przez lokalnych polityków zaangażowanych w międzynarodowy handel dobrami czarodziejów i czarownic.
Teraz... Nie zostało z tego nic. Tylko stara, nieużywana chata, domowe kanapki i kilka koców. W żadnym razie nie wadził mu taki układ. Podczas tych kilku lat owocnej współpracy zdążył już się nachodzić po pubach i restauracyjkach, dbając o to, aby otaczający ich ludzie nie pomyśleli, że są ze sobą zbyt blisko. Na obczyźnie pozwalali sobie na więcej niż gdyby byli w kraju, jednak i w tamtych uściskach i uśmiechach można było zapewne znaleźć pewną nieporadność. Gdy przez tak długi czas zwykłe gesty chowało się pośród cieni zasuniętych zasłon, niełatwo było przejść z nimi do porządku dziennego.
— Miło słyszeć, że się przygotowałeś, Tony. — Pokiwał z uznaniem głową, przechodząc w głąb izby. — A koce na pewno się przydadzą. Te, które zostawiliśmy tutaj ostatnim razem, pewnie już walą stęchlizną. Poduszki też.
Westchnął przeciągle, po czym zaczął rozkładać na kuchennym blacie nieliczne przybory, jakie ze sobą zabrał: bochenek chleba z piekarni w Dolinie Godryka, suszone zioła ze spiżarki (wybrał te, które kojarzył, chociaż trochę z nazwy) oraz świecę rytualną zakupioną parę godzin wcześniej na kiermaszu z okazji Lammas. Nie był szczególnie gorliwym wierzącym, jednak czuł się w obowiązku jakoś uczcić święto żniw.
Wprawdzie zrobił to poniekąd z Brenną, kiedy to pomodlili się za bezpieczeństwo bliskich w nadchodzących miesiącach, ale przecież to nie była jedyna forma ochrony, czyż nie? Istniały inne, o których rozgadywały się starsze czarownice i kapłani kowenu Whitecroft, o jakich pisał Prorok Codzienny. A po Beltane każda pomoc się przyda, pomyślał, krzywiąc się lekko na wspomnienia dotyczące doniesień na temat Limbo. Eh, w tym roku chyba cała masa czarodziejów rozpali świeczki, aby odmówić parę modlitw.
— Wystarczająco ciepło, tak? — Uniósł rozbawiony brew, celowo łapiąc mężczyznę za słówka. — A już liczyłem, że pójdziesz narąbać nam trochę drewna na opał, a ja będę patrzył z ganku, jak sobie wyśmienicie radzisz z pracą fizyczną. — Zacmokał cicho. — Takie wielkie nadzieje, a tak szybko stłamszone kilkoma słowami...
Erik oparł dłonie na wierzchu wielkiego bochenka chleba, zastanawiając się, co powinien odpowiedzieć na pytanie Anthony'ego. Pytał z grzeczności? A może chciał do niego dołączyć? Wysunął powoli czubek języka i przejechał nim po górnej wardze, która zaraz wykrzywiła się pod wpływem zapraszającego uśmiechu.
— Możesz dołączyć. Pomodlimy się razem, w ciszy — zdecydował, unosząc dłoń, jakby nakazywał w ten sposób Shafiqowi, aby się zbliżył. Wychodził z założenia, że tak będzie prościej. Gdyby miał wyrecytować przy nim wszystkie modlitwy i oczekiwania na nadchodzące miesiące, to musiałby zmierzyć się ze zdecydowanie zbyt dużą falą pytań dotyczących osób, o których pomyślność chciał prosić.
Zmarszczył czoło, gdy zaczął mu opowiadać mu o Morfeuszu i planach na jakąś imprezę. Miał wrażenie, że coś kręcili. I to oboje, co wróżyło wielką katastrofę lub naprawdę niezapomniane przyjęcie. Merlinie, pozwól, żeby ten jeden raz chodziło o tu drugie, pomodlił się krótko.
— Czy gdybym się zgodził, to moja pomoc zakładałaby występ w pluszowym stroju kota albo innego futerkowego stworzenia? — zapytał prosto z mostu, zachowując przy tym kamienną twarz. Już za dobrze znał te układy i układziki. Wprawdzie Antoniuszowi daleko było do Nory, ale nie zdziwiłoby go, gdyby Shafiq miał przygotowaną dla niego jakąś specjalną rolę. — Od razu mówię, że nie dam się też wystawić na licytację.
~~*~~
Nawet on ma czasem takie epizody, gdy jest absolutnie uroczy, skomentował bezgłośnie, zerkając z szerokim uśmiechem na Anthony'ego. Wychwytywał w tonie jego głosu subtelne nuty niepewności. To było nowe, niezbadane terytorium. Dla nich obu. Gdyby byli teraz na wyjeździe służbowym, jedliby zapewne kolację w hotelowej restauracji lub zdecydowaliby się na odwiedzenie jednego z modnych miejsc na mieście, jakie zostały polecone Shafiqowi przez lokalnych polityków zaangażowanych w międzynarodowy handel dobrami czarodziejów i czarownic.
Teraz... Nie zostało z tego nic. Tylko stara, nieużywana chata, domowe kanapki i kilka koców. W żadnym razie nie wadził mu taki układ. Podczas tych kilku lat owocnej współpracy zdążył już się nachodzić po pubach i restauracyjkach, dbając o to, aby otaczający ich ludzie nie pomyśleli, że są ze sobą zbyt blisko. Na obczyźnie pozwalali sobie na więcej niż gdyby byli w kraju, jednak i w tamtych uściskach i uśmiechach można było zapewne znaleźć pewną nieporadność. Gdy przez tak długi czas zwykłe gesty chowało się pośród cieni zasuniętych zasłon, niełatwo było przejść z nimi do porządku dziennego.
— Miło słyszeć, że się przygotowałeś, Tony. — Pokiwał z uznaniem głową, przechodząc w głąb izby. — A koce na pewno się przydadzą. Te, które zostawiliśmy tutaj ostatnim razem, pewnie już walą stęchlizną. Poduszki też.
Westchnął przeciągle, po czym zaczął rozkładać na kuchennym blacie nieliczne przybory, jakie ze sobą zabrał: bochenek chleba z piekarni w Dolinie Godryka, suszone zioła ze spiżarki (wybrał te, które kojarzył, chociaż trochę z nazwy) oraz świecę rytualną zakupioną parę godzin wcześniej na kiermaszu z okazji Lammas. Nie był szczególnie gorliwym wierzącym, jednak czuł się w obowiązku jakoś uczcić święto żniw.
Wprawdzie zrobił to poniekąd z Brenną, kiedy to pomodlili się za bezpieczeństwo bliskich w nadchodzących miesiącach, ale przecież to nie była jedyna forma ochrony, czyż nie? Istniały inne, o których rozgadywały się starsze czarownice i kapłani kowenu Whitecroft, o jakich pisał Prorok Codzienny. A po Beltane każda pomoc się przyda, pomyślał, krzywiąc się lekko na wspomnienia dotyczące doniesień na temat Limbo. Eh, w tym roku chyba cała masa czarodziejów rozpali świeczki, aby odmówić parę modlitw.
— Wystarczająco ciepło, tak? — Uniósł rozbawiony brew, celowo łapiąc mężczyznę za słówka. — A już liczyłem, że pójdziesz narąbać nam trochę drewna na opał, a ja będę patrzył z ganku, jak sobie wyśmienicie radzisz z pracą fizyczną. — Zacmokał cicho. — Takie wielkie nadzieje, a tak szybko stłamszone kilkoma słowami...
Erik oparł dłonie na wierzchu wielkiego bochenka chleba, zastanawiając się, co powinien odpowiedzieć na pytanie Anthony'ego. Pytał z grzeczności? A może chciał do niego dołączyć? Wysunął powoli czubek języka i przejechał nim po górnej wardze, która zaraz wykrzywiła się pod wpływem zapraszającego uśmiechu.
— Możesz dołączyć. Pomodlimy się razem, w ciszy — zdecydował, unosząc dłoń, jakby nakazywał w ten sposób Shafiqowi, aby się zbliżył. Wychodził z założenia, że tak będzie prościej. Gdyby miał wyrecytować przy nim wszystkie modlitwy i oczekiwania na nadchodzące miesiące, to musiałby zmierzyć się ze zdecydowanie zbyt dużą falą pytań dotyczących osób, o których pomyślność chciał prosić.