• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
[25.08.72, plaża w Devon] Dance with me

[25.08.72, plaża w Devon] Dance with me
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#311
13.08.2024, 09:32  ✶  
Myśli Nory były spokojne, kojące, jej muszla wspierała ją w podejmowaniu decyzji ważnych, ale równie trudnych. Słów jednak było mało, nawet jeśli Samuel nie liczył ich wcale, bo wszystko sprowadzało się do czterech, do połowy zdania:

Mabel jest Twoim dzieckiem

Czas nagle stał się bardzo dziwną linią, wcale nie prostą, nie biegnącą w przód, a robiącą jakiegoś kosmicznego, bardzo dziwnego fikołka. Wszystko stało się bardzo wolne i jednocześnie bardzo szybkie.

Całe ciało Samuela zesztywniało, w paraliżu, w szoku, w przerażeniu tym co się właśnie działo, co się zaraz mogło zadziać.  Jego niebieskie oczy były szeroko otwarte, wraz ze zmartwiałą twarzą i jego rozmówczyni mogła mieć pewność, że w końcu do niego dotarło.

Twoim dzieckiem

I chodziło o Norę, chodziło tak bardzo o Norę, gdy czuł wibrację pod skórą, gdy dzika magia zobaczyła ujście.
Przełknął boleśnie ślinę odsuwając się od niej o krok, rozglądając się w przerażeniu za pnączami, które już raz zagroziły jej życiu. Które już raz przecięły jej nić.

Słyszał dudnienie i nie wiedział, czy to wzywa ich ziemia, czy to jego serce tak mocno wali, żadna magia nie była w stanie zapewnić im stałej ochrony, przed tym co miał w sobie. Przed nim.

Twoim

Nora znała już te "objawy", znała jego mowę ciała, nerwy zaciskające pętle na szyi gdy lęk przed odczuwanymi emocjami tylko je wzmaga, zwiastując nadchodzący atak paniki a z nim morderczą magię, boleśnie karzącą za wytrącenie z równowagi. Wiedziała o tym, choć informacja o klątwie ziemi była dla niej czymś nowym, czymś co zdradził jej niedawno, podobnie jak ona teraz...

– Nie mogę... nie mogę tu zostać. Nie mogę Cię narażać – wysapał sięgając do kieszeni po różdżkę i nim zdążyła zareagować, w miejscu człowieka pozostawała pustka, a pojedynczy krogulczy pisk oznajmił światu, że przestrzeń powietrzna zyskała nowego użytkownika.

Postać opuszcza sesję
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#312
14.08.2024, 05:28  ✶  
odpowiadam do poprzedniej kolejki -> rysunki aurory

Było coś fascynującego w tym, że ktoś pokroju Erika przygruchał sobie kogoś takiego jak Geraldine. I nie chodziło tutaj o jakiekolwiek romantyczne zainteresowanie, bo to ewidentnie między nimi nie istniało, no chyba że bawiły ich specyficzne zabawy z Hardwickiem w roli głównej. Yaxley zwyczajnie wyglądała, jakby w tej relacji tłamsiła nieszczęsnego Longbottoma, w jakiś sposób uważając że ten nie był w stanie z odpowiednią ikrą prezentować się przed kimkolwiek. A zdaniem Atreusa Erik, nawet jeśli wydawał się łagodny czy na swój sposób potulny, doskonale potrafił o siebie zadbać.
Bulstrode uśmiechnął się do blondynki grzecznie, niekoniecznie gotowy zgodzić się z nią, że byli z odpowiednich rodzin. Jeśli liczył się sam status zawarty w dokumentach i śledzący poziom rozrzedzenia, albo raczej jego brak, wtedy owszem - doskonale się dopasowali. Jeśli jednak chodziło o dopasowanie na poziomie rodzinnego temperamentu to pasowali do siebie jak pięść do nosa. Gdyby ktoś się go spytał o absolutnie szczerą opinię, a on z jakiegoś powodu nie mógłby kłamać to z ochotą przyrównałby Yaxleyów do rozwrzeszczanych troglodytów, którzy w trakcie ewolucji zbyt ukochali sobie broń ostrą i rozwiązywanie problemów pięściami bez grama pomyślunku. Longbottomowie natomiast, może i bawili się w pojedynki, ale podkreślenia kontrastu nie latali po lasach miotając bełtami we wszystko co się rusza, tylko organizowali charytatywne bale i byli zwyczajnie do rany przyłóż tym wszystkim pokrzywdzonym mniejszościom.

- Trzymam za słowo - uśmiech zmienił się na odrobinę kpiący, bo oczywiście że jej nie wierzył. Bo jakaż to musiałaby być okazja, żeby Thomasowi trafiła się aż taka okazja? Ba, czy on w ogóle chciałby się zabrać na tego typu imprezę? Bo Bulstrode oczami wyobraźni już widział poruszenie większe, niż wśród starych czystokrwistych cioteczek i mateczek wywołało wesele Perseusa Blacka. Byłyby szepty i krzywe spojrzenia, ale nawet niekoniecznie w kierunku bogu ducha winnego Hardwicka, co jego partnerki, której nie uratowałby nawet fakt, że wcześniej pojawiała się na takich przyjęciach pod rękę z Erikiem. Ale nie byłby sobą, gdyby jej w tym momencie chociaż odrobinę współczuł.

- Jak widzę najwyraźniej nie tak dobrze jak ty, ale może gwiazda z nieba spełni moje życzenie i jeszcze uda mi się to naprawić - rzucił rozbawiony, podając Thomasowi rękę na przywitanie. Wbrew temu jak podpuszczał Geraldine, to uważał brygadzistę za sympatycznego człowieka i nie życzył mu źle. Chociaż na to i tak już chyba było za późno, biorąc pod uwagę że interesował się Yaxleyówną - znaczy ze był już dawno stracony i niewiele dało się z tym zrobić. Pojawienie się Morpheusa skomentował tylko lekkim uniesieniem brwi, chociaż niekoniecznie wydawał się tym całym zajściem zaskoczony, bo wróżbici i jasnowidzowie mieli to do siebie, że wydawali mu się o wiele dziwniejsi niż inni posiadacze trzeciego oka.

Atreus uśmiechnął się jeszcze do Erika, kończąc wymianę zdań, a potem i odsuwając się od baru w poszukiwaniu Basiliusa, którego znalazł na kocykach sączącego piwo.



Słońce powoli podnosiło się na nowo, nasycając niebo różami i filetami, kiedy na zachodzie granat wciąż ospale czaił się gdzież nad samą linią horyzontu. Część gości zdążyła już zniknąć, inni sennie kiwali się na kocach, ale sam Atreus nawet nie czuł się senny. Był zmęczony, owszem, ale wynikało to raczej z dziwnego snu który mu się śnił i melodii, która w niego wprowadziła, a potem i z niego wyprowadziła. Kiedy teraz o tym myślał, miał wrażenie że już wcześniej słyszał te melodię, wpatrując się w pustą i ciemną taflę wody, nad którą udał się z Basiliusem. Melodię, która kojarzyła z majowymi obchodami Beltane, wesoło śpiewana przez domorosłych muzyków na sabatach lub roześmiane kapłanki. Idealna dla okazji, biorąc pod uwagę co zapoczątkowało całą tę serię zdarzeń, która zakończyła się pocałunkiem na plaży.
Zdążył już zabrać swoją miotłę, uwalniając ją ze stanu zarekwirowania chyba tylko dlatego, że w tym całym krajobrazie poranka i nadchodzących widmach powrotów do domów została zwyczajnie zapomniana. Trzymał ją teraz w jednej dłoni, stojąc obok stolika z wyłożonymi szkicami, które zostawiła Aurora, przeglądając leniwie jej dzieła sztuki. Były proste, ale skreślone wprawną ręką, z łatwością uchwycającą cechy charakterystyczne przedstawianych osób. Jeden z nich już schował do kieszeni, zawłaszczając sobie ilustrację z tańca wylosowanych par, a może był to ten wcześniejszy, który zaoferował Brennie po incydencie z wyścigiem miotlarskim? Nie był pewien, ale teraz inny zwrócił na siebie jego uwagę, przedstawiający jego i Basiliusa, grających w karty.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#313
14.08.2024, 11:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.08.2024, 20:41 przez Brenna Longbottom.)  
Końcówka z nocy -> rano siedzę sobie na piasku

Posłała jeszcze Basiliusowi trochę przepraszające spojrzenie, jakby to naprawdę była jej wina, ale chyba powinni się cieszyć, że po prostu zrzucił parę rzeczy z tacy, a nie wpadł do jakiejś dziury albo do morza, albo któreś z nich spadło z klifów. A potem wróciła jeszcze do krążenia pomiędzy gośćmi, tu komuś oferując kanapkę, tam boczek, gdzie indziej przystając, żeby zamienić parę słów albo zachęcić do tańca, czyli to wszystko, co zwykle robi się na takich przyjęciach. Dostrzegła w międzyczasie nagłe zniknięcie Sama, i zaniepokoiło ją to na tyle, że już – już miała ruszyć do Nory, ale najwyraźniej i ta postanowiła wcześniej opuścić zabawę, a Brenna po chwili wahania uznała, że nie będzie jej ścigać, Sama zaś… spróbuje dopaść rano, gdy opuszczą zabawę.
Na jakiś czas znikła i z terenu imprezy – ale większość osób przynajmniej raz wybrała się na klify czy wzdłuż plaży, a było już na tyle późno, że wątpiła, by ktoś zauważył jej nieobecność.
Gdy gwiazdy spadały nad jej głową, pomyślała, że najbardziej chciałaby prosić je o bezpieczeństwo tu zgromadzonych - ale jeżeli to byłoby za wiele... to przynajmniej jakiegoś śmierciożercę mógłby trafić szlag.
*

O świcie Brenna usiadła wprost na chłodnym po nocy piasku, zapatrzona na wschód słońca. Spora część gości zdążyła już zniknąć, późną nocą – Nora i Sam nie wrócili, przepadł Morpheus, zebrał się Woody, i zastanawiała się mimowolnie, czy chodziło o zmęczenie, czy może o coś więcej. Muzyka z radia wygasła, i wiedziała, że za moment powinna pomóc Tedy’emu w ogarnianiu rzeczy, a potem upewnić się, że każdy ma jak wrócić do siebie, resztę zaś zabrać do Warowni, nie do końca może na nocleg, ale na „poranną drzemkę” oraz „późne śniadanie”.
Dała sobie jednak ten moment na obserwowanie, jak niebo i morze Devon malują się fioletem i złotem. W głowie wciąż dźwięczała jej melodia, wygrywana przez grajka, a fragmenty sny tłukły się po głowie – tym razem przynajmniej nie były straszne, i pełne chłodu, jak te utkane przez Fawley, ani lepkie, głodne i ciemne, jak te ze znikającej wyspy. Dziwne po prostu, i trochę zbyt realne tak że trudno było jej to sobie wszystko poukładać, i mimowolnie tuż przed świtem rozglądała się co jakiś czas, jakby chcąc upewnić, że nikt obcy nie dołączył do zabawy, że nikt z tych, którzy się zebrali, nie śni dziwnych snów gdzieś w pobliżu, i że to wszystko nie jest żadnym snem.
Wiedziała, że mugole unikają tego miejsca i że pośród skał kryje się zaklęta woda, ale chyba ta plaża była dziwniejsza niż dotąd sądziła.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#314
14.08.2024, 12:33  ✶  

Wiedziała, że to się może skończyć w ten sposób. Mimo wszystko poczuła ulgę, pozbyła się tego, co ciążyło jej przez tyle lat. Póki co nie było jej może z tym wszystkim tak lekko, jakby chciała, ale miała to za sobą. Udało jej się wyrzucić to z siebie, to był spory sukces. Miała świadomość, że to może być spory cios dla Sama, ale wolała podzielić się z nim tym teraz, niż później. Chciała być z nim szczera.

Dostrzegła jak raptownie zmienił się jego nastrój, zdawała sobie sprawę, że może to przynieść też inne konsekwencje. Pamiętała o klątwie, wiedziała, że w każdej chwili może pojawić się jej działanie.

Spoglądała jedynie na Samuela nieco zaczerwienionymi oczami, zaczęły schodzić z niej emocje, była bardzo bliska płaczu, szczególnie, że nie do końca potrafiła stwierdzić co dalej, czy jej wybaczy, czy to zaakceptuje? Nie miała poznać tych odpowiedzi. Nie w tej chwili. Wiedziała, że dbał w ten sposób również o jej bezpieczeństwo, ale to nie było dla niej w tej chwili istotne. - Przepraszam. - Powiedziała jeszcze cicho, nim zamienił się krogulca i zniknął, to znaczy wzbił się w powietrze i odleciał gdzieś daleko.

Norka siedziała jeszcze chwilę sama na piasku. Nie chciała już się bawić, nie chciała zostac tu dłużej. Był jednak pewien problem, ona nie umiała zamienić się w ptaka, nie potrafiła też sama po prostu zniknąć i się teleportować.

Postanowiła wrócić do towarzystwa i znaleźć jedną z osób, która mogła jej pomóc. Nie miała zamiaru psuć zabawy swoim przyjaciołom, widziała, że Erik jest zajęty zabawianiem gości, Brenna pewnie będzie pilnowała, aby każdy bezpiecznie dotarł do domu. Dlatego też właśnie postanowiła podejść do swojego brata, miała nadzieję, że wybaczy jej to, że padło na niego. Podeszła do Thomasa i złapała go za rękę. - Zabierz mnie stąd, proszę. - Głos jej się łamał, zdecydowanie była zdesperowana i naprawdę chciała się już znaleźć w domu.

Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#315
14.08.2024, 15:35  ✶  

Podejrzewał, że większość osób miałaby problem z tym jakie życzenie wybrać, gdyby włamie tak nagle kazał im ktoś jakieś pomyśleć, to nie był raczej codzienny obiekt rozmyślań bezustannych dla wielu ludzi. Przysłuchiwał się opowieści Dory cały czas kołysząc się do rytmu na parkiecie wraz z nią. Zaciekawiła go tym wierzeniem, brzmiało dość poetycko, ale w sumie wiele dawnych wierzeń właśnie tak brzmiało.
- Nie znałem tego, to było dość piękne wierzenie - wyraził swoją opinię bo faktycznie, życie ze świadomością, ze potem czeka na nich coś jeszcze potrafiło pokrzepiać ludzkie serce.
Z uśmiechem tylko odpowiadał, że nie ma za co przepraszać, wypadki się zdarzają. I kiedy nadszedł koniec tańca nie mógł powiedzieć, że wyczekiwał tego momentu, wręcz przeciwnie.

Wraz z upływem czasu zastanawiał się czy faktycznie robi się już późno czy może wcześnie? Noc spędzona na tańcach, rozmowie i śmianiu się z innymi była tym co potrafiło lepiej pokrzepiać serce niż niejeden sen. Widział jak powoli zaczyna się rozjaśniać, lubił ten moment w ciągu dnia. Chwycił za butelkę z piwem i przyuważył, że Aurora zostawiła swoje rysunki niepilnowane, zresztą nie było jej widać. Podszedł do sterty rysunków i przewertował je, aby wydobyć trzy interesujące go momenty jak i jeden, którego się nie spodziewał, ale uznał że się nim zaopiekuje dla swojej siostry - przecież nie mógł ot tak sobie zostawić rysunku przedstawiającego Norę jadącą na grzbiecie niedźwiedzia wprost do morza.

Zadowolony schował swoje "łupy" i powoli ruszył w stronę brzegu, zamierzając podziwiać wschód słońca stojąc po kolana w wodzie. I zapewne by tak zrobił, gdyby nie fakt, że połowie drogi poczuł jak ktoś łapie go za rękę. Zerknął w dół i widząc, że to siostra już chciał rzucić jakimś śmiesznym tekstem, ale jej głos i wyraz twarzy sprawił, że zamarł. W jednym momencie rozbrzmiał alarm, nie musiała mu dwa razy powtarzać swojej prośby, bo opiekuńczy starszy brat został aktywowany. - Już - powiedział obejmując ją ramieniem i z cichym pyknięciem oboje Figgów zniknęło z plaży. Będzie musiał potem przeprosić Brennę za to wyjście bez słowa, ale zaopiekowanie się Norą teraz było dla niego priorytetem.

Postacie opuszczają sesję
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#316
14.08.2024, 21:11  ✶  
Wieczór - rozmawiam z Atreusem i Ger // Poranek - pomagam przy sprzątaniu imprezy

Cóż, gdyby Tiara Przydziału ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie była w stu procentach obiektywna, to zapewne posłałby dziedzica Warowni prosto w objęcia Puchonów w mundurkach przyozdobionych herbem z wielkiego borsuka. Jakby na to nie patrzeć jego dobrotliwe, spokojne usposobienie i chęć dostrzegania w ludziach tego, co było w nich najlepsze, zdawały się cechami wyniesionymi wprost z Pokoju Wspólnego Hufflepuffu. A jednak, zamiast popchnąć go w tę stronę, przy Ceremonii Przydziału posadzono go przy stoliku Gryffindoru.

Chociaż bez wątpienia miał w sobie spore pokłady odwagi i determinacji, tak miał w sobie równie wiele opanowania, które skutecznie hamowało rozbujałą w tamtych czasach wyobraźnię. I to pośród Gryfonów znalazł najlepszą paczkę ludzi, jaką mógłby sobie zażyczyć. I tam też zapoznał się bliżej z Geraldine. Ona prowokowała go do tego, aby się bardziej starać, więcej ćwiczyć i dawać z siebie sto pięćdziesiąt procent, podczas gdy on tępił jej najgorsze instynkty i dawał pole do całkowitej szczerości - zarówno w osobistych rozmowach, jak i na arenie pojedynkowej. Układ idealny, który trwał po dziś dzień.

— Ja jestem tylko skromnym towarzyszem przyjęć. Wcielam się w taką rolę, jaką przydziela mi los — oświadczył na słowa Atreusa, nie mając zamiaru w żaden sposób żartować sobie z panny Yaxley. — Będę trwał na posterunku tak długo, jak tylko starczy mi sił. No... Chyba że na pewnym etapie Geraldine uzna, że jestem zdziadziały i trzeba mnie wymienić na młodszy model, bo nie dotrzymuje jej kroku podczas inwazji baru.

Skinął głową Thomasowi, gdy ten skorzystał z okazji, aby wyswobodzić Geraldine z ich towarzystwa. Zerknął kątem oka na Atreusa. Przez dłuższą chwilę zastanawiał się, czy powinien zwrócić mu uwagę na Brennę. To jest, jakoś subtelnie, żeby potem nie przyleciała do niego z pretensjami. Z drugiej strony, z tyłu głowie dalej miał słowa ich ostatniej sprzeczki i na samą myśl, że miałoby się to powtórzyć, robiło mu się słabo. Koniec końców westchnął tylko w ramach pożegnania, gdy Bulstrode postanowił się oddalić w poszukiwaniu innego gościa imprezy. Niech sobie panna Longbottom sama wyjaśnia swoje sprawy sercowe. Pod koniec deszczu Perseidów w głowie kołatała mu tylko jedna myśl: niech Brenna w końcu znajdzie swoje szczęście.

~~*~~

Następne godziny imprezy upłynęły... względnie spokojnie. W gruncie rzeczy większość czasu Erik spędził w głównym ''obozie'', wymykając się tylko w pewnym momencie na mały spacer z Isaaciem i Thomasem, który okazał się zupełnie odrębną przygodą samą w sobie, jednak kiedy zaczynało się już przejaśniać... Ogarnęło go zmęczenie. Spora liczba gości zdążyła zmyć się w ciągu nocy, zapewne licząc, że uda im się złapać kilka godzin snu, zamiast słońce na dobre zacznie górować na niebie.

Organizatorom takie prawo nie przysługiwało, a za takiego też uważał się Erik, toteż kiedy zauważył, że już nawet najwytrwalsi zawodnicy zbierali się do pożegnania się z Brenną, sam wziął się za sprzątanie i doprowadzanie okolic baru do porządku. Wprawdzie mógł po prostu wezwać Malwę i zrobić skrzatce niespodziankę, ale... Przecież to nie była jej wina, że zostawili po sobie bałagan, czyż nie? W każdym razie Longbottom pozostał na plaży do samego rana, zamierzając dopiąć z siostrą wszystkie kwestie dotyczące sprzątania i transportu niektórych zapasów z powrotem do Warowni.

Postać opuszcza sesję


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#317
14.08.2024, 21:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.08.2024, 20:53 przez Heather Wood.)  
Kocyk z Cameronem, a później idziemy do domu

- Słodziak z ciebie, wiesz? - Uśmiechnęła się do narzeczonego serdecznie. Zupełnie zniknęło już to zdenerwowanie spowodowane tym jego niepotrzebnym wybrykiem. Nie zamierzała już wracać do tego tematu, zresztą stało się, już nic nie mogli z tym zrobić, za to jeszcze mieli szansę wykorzystać te noc i swoje towarzystwo. Na tym miała zamiar się skupić.

Ruda wpatrywała się w rozgwieżdżone niebo, nie chciała, żeby uciekła jej chociaż jedna ze spadających gwiazd. Co chwila kolejne życzenie pojawiało się w jej głowie. Żeby śmierciożercom różdżki wlazły w dupy, żeby tego starego dziada Chestera Rookwooda chuj strzelił, żeby Cameron ukończył staż, żeby ich ślub doszedł do skutku. To były tylko nieliczne z jej życzeń.

Gładziła chłopaka po głowie, odezwała się do niego w pewnej chwili, jednak jej nie odpowiedział. Najwyraźniej zasnął, nie zdziwiło jej to wcale, sporo się wydarzyło tego wieczora.

Ona jednak nie zamierzała się zdrzemnąć. Siedziała wpatrzona teraz w ognisko. Cieszyła się tym chwilowym spokojem jaki mieli. Dobrze było od czasu do czasu poczuć się jakby wcale nie działo się nic złego.

Powoli goście zaczęli opuszczać plażę, chyba był to znak, że impreza zbliżała się ku końcowi. Wydawało jej się, że Lupin się poruszył, odezwała się więc do niego cicho - Chyba na nas czas, idziemy do mnie? - Zapytała, chociaż nie zakładała, że może być inaczej.

Podnieśli się z koca, nim opuścili plażę, wzięła jeszcze jeden z rysunków Aurory, ten, na którym siedziała z Cameronem na kocu, zamierzała powiesić go sobie nad łóżkiem, a później oddalili się w stronę wschodzącego słońca.


Postacie opuszczają sesję
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#318
14.08.2024, 22:15  ✶  
Siedzę z Patrickiem

Rytm dobowy Florence właściwie nie istniał - dyżury w szpitalu odbywały się w różnych porach, zdarzały się nagłe wezwania, nie czuła się więc szczególnie wyczerpana tym, że tę noc spędziła na plaży zamiast we własnym łóżku. Lekkie zmęczenie więcej miało wspólnego z otoczeniem przez mrowie ludzi i głośne dźwięki niż z niewyspaniem, mimo to pozostała nad morzem Devon do rana, większość czasu po tańcach z losowaniem spędzając u boku Patricka.
Chociaż gdzieś po drodze nie omieszkała uprzejmie spytać odpowiadającego za drinki chłopaka, co takiego stało się na plaży, że Cameron Lupin wymagał pomocy medycznej, i dowiedziała się o dwóch niefortunnych upadkach miotlarskich, do których doszło, zaledwie odwróciła wzrok. O ile postępowanie brata jej nie dziwiło, a brak rozsądku Lupina wywołał po prostu odrobinę rozczarowania, o tyle zupełnie nie pojmowała, co kierowało jej jakże rozważnym kuzynem, który przecież ledwo kilka dni temu spadł z innej miotły.
Nie ruszyła jednak ganić żadnego z nich. Takich rzeczy nie robiło się w tłumie.
A gdy niebo rozświetlił deszcz Perseidów, miała tylko jedną prośbę do spadających gwiazd: niech „jej” chłopcy przetrwają całe to zamieszanie w Anglii i wyjdą z niego obronną ręką.
*

Nad ranem siedziała z Patrickiem na jednym z koców, a podejrzliwe spojrzenie jasnych oczu utkwiła w bracie, paradującym po plaży z miotłą. Zastanawiała się, czy po tych wszystkich drinkach spróbuje na nią wsiąść i w ten sposób wrócić do domu – bo za żadne skarby nie zamierzała na to pozwolić. Mogła teleportować ich oboje.
- …zapomniałabym – powiedziała, kiedy zabawa zaczęła powoli wygasać, niektórzy goście znikali z zabawy, a inni zabierali się za porządkowanie i zbieranie rzeczy. Z torebki wyciągnęła trzy fiolki oraz lusterko dwukierunkowe. – To eliksir odporności na ogień, pomyślałam, że przyda ci się, gdybyś znowu postanowił wchodzić w płomienie. A to lusterko ma zasięg mniej więcej obszaru Londynu. Mam drugie. Może będzie przydatne, jeśli… potrzebowałbyś medyka i niekoniecznie chciał iść do Munga – powiedziała z pewnym wahaniem, wyciągając w jego stronę przedmioty. Myślała o tamtym wieczorze, kiedy wyczuła, że był w niebezpieczeństwie: o ranach, które zadała mu wampirzyca i o tym, że najwyraźniej nie mógł lub nie chciał udać się do miejsca, w którym opis tych obrażeń zostałby udokumentowany.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#319
15.08.2024, 20:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.08.2024, 00:54 przez Patrick Steward.)  
Siedzę z Florence, żegnamy się, znikam

Po przyjrzeniu się niciom Basiliusa, Patrick podniósł się ze swojego miejsca i cofnął jeszcze nieco dalej, ku jednemu z wolnych koców. Potrzebował chwili spokoju. Paru sekund na to, by pobyć samemu ze sobą i ze swoimi myślami. Przymknął oczy. Podniósł głowę do góry i po prostu pozwalał by morskie powietrze uderzało w jego twarz i ramiona.
Tak naprawdę nie stało się nic złego. Nic go nie zdenerwowało. Nic nie zirytowało. Po prostu, odkąd dowiedział się, że być może już niedługo umrze, polubił… samotność? A może nawet nie samotność, ile przeżywanie chwili. Kiedyś, jako uczeń Hogwartu – w tym czasie przed Clare – uciekał na bok, bo bał się, że ktoś odkryje jego sekret rodzinny. Teraz jako świadomy, dorosły mężczyzna – zaczął doceniać chwile.
To była jedna z nich: uczestniczenie w zabawie na plaży. Zapach morza uderzający w nos. Szum dolatujący uszu, mieszający się z muzyką, z widmem tańczących na prowizorycznym parkiecie ciał. Słony wiatr, którego dotyk mógł jeszcze poczuć pod prysznicem, gdy słona woda będzie skapywała do odpływu. Zimne piwo w ręce, trzymane bardziej po to, by zająć ręce niż dlatego, żeby naprawdę chciał je wypić.
Naprawdę dobra chwila do zapamiętania.
Łatwo się było domyślić jakie życzenie mógł mieć, gdy na niebie pojawił się deszcz Perseidów. Nie prosił o własne życie.
*
Nad ranem po prostu przyglądał się Florence. Do połowy wypita butelka piwa stała obok koca, wbita w piach w taki sposób, by utrzymała się w pionie.
Zmarszczył brwi, gdy uzdrowicielka postanowiła wręczyć mu prezent.
- I teraz mi głupio, że ja nie mam nic dla ciebie – odpowiedział, przyjmując od niej eliksir i lusterko. Przy tym drugim prezencie trochę się zawahał, międlił je w ręku, zdając sobie sprawę z tego, że musiało być cenne i zastanawiając, czy nie Florence nie powinna wręczyć go któremuś z braci lub kuzynów. – Mam nadzieję, że takich sytuacji będzie jak najmniej – odpowiedział wreszcie. Nie próbował obiecywać, że w ogóle się nie zdarzą. – Robisz się już senna? Przesiedzeliśmy tu całą noc.
*
- I ja dziękuję – rzucił cicho, na pożegnanie, zaraz po tym jak Florence odsunęła się od niego a on ciągle jeszcze czuł dotyk jej warg na zimnym policzku. Nie ruszył się z miejsca, pozwalając jej na swobodne oddalenie się w kierunku brata.
Dopiero gdy miał pewność, że uzdrowicielka dołączyła do Atreusa, podniósł się z koca. Otrzepał spodnie, odniósł niedopite piwo barmanowi (na wszelki wypadek, cichaczem, wylewając wygazowaną resztkę alkoholu). Machnął na pożegnanie Brennie, ale nie pomógł jej w sprzątaniu. Zamiast tego przeszedł się jeszcze wzdłuż plaży, oddalając od pozostałych, by po kilkudziesięciu metrach z cichym trzaskiem się aportować.
Postać opuszcza sesję
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#320
15.08.2024, 21:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.08.2024, 21:10 przez Brenna Longbottom.)  
Tutaj ostatnia tura, ogłaszam z konta Brenny - kto jeszcze się nie zebrał albo chce sobie dograć coś, to ma teraz czas, za parę dni zamknę temat!

Zaczynam zwijać imprezę

Gdy słońce uniosło się powoli nad wodę, Brenna też wstała i otrzepała spodnie z piasku. Chłód poranka, piasku zimnego po nocy i morskiej bryzy wdzierały się w ciało, zostawiały gęsią skórę, a dziwna piosenka wciąż brzmiała w uszach, ale to był miły wieczór i noc. Rozejrzała się jeszcze, widząc, że niektórzy zaczynają się zbierać i tu i ówdzie kogoś pożegnała, gdzie indziej upewniła, że na pewno są w stanie zabrać się stąd bezpiecznie. Morpheus znikł: odnotowała, by sprawdzić, czy wrócił bezpiecznie do Warowni. Nie było Nory i Sama – pomyślała, że do tej pierwszej napisze, gdy tylko wrócą, a jeśli szło o McGongalla… może zerknie, czy pojawił się w domku ogrodnika, ale nie zdziwiłaby się, gdyby raczej umknął do jakiegoś lasu. Camerona i Heather przytrzymała jeszcze na moment, chcąc upewnić się, że są w stanie się teleportować lub skorzystają z Błędnego Rycerza, wepchnąć im pudełko z jedzeniem, a potem pomachała im, gdy odchodzili. Podobne paczki zresztą ofiarowywała każdemu, kto zdecydował się nie iść teraz z nimi do Warowni, a nie zdążył umknąć z jej widoku odpowiednio wcześnie, więc teraz kręciła się, rozdając je, i ciskając zaklęciami ku stołom, aby składać to, co zostało po zabawie. Największą paczkę z jedzeniem, w tym z bekonem, oczywiście naszykowała dla Alka.
- Ktoś potrzebuje transportu do Londynu albo zabiera się do nas? Żeby mi się nikt nie teleportował pod wpływem! - zawołała jeszcze, wyciągając różdżkę i zaczynając za jej pomocą składać opuszczone koce i poduszki, bratu pozostawiając zwinięcie namiotów. Nikomu rzecz jasna nie wyrywała poduszek, ale większość gości albo znikła, albo zdawała się marzyć już o wygodnym łóżku i ciepłej herbacie. – Ger, idziesz do nas? – rzuciła w stronę Yaxleyówny, absolutnie niewinnym tonem, zmiatając zaklęciem grilla. – Alek, Eden? Basil? Bulstrode, ja mam nadzieję, że nie planujesz lecieć na tej miotle, bo będę musiała wlepić ci mandat za latanie pod wpływem?
Tedy też dźwignął się z koca i składał swój „zestaw drinko i eliksiromistrza”, ziewając przy tym okrutnie. Lampiony opadały i zmniejszały się, wskakując do naszykowanej skrzynki. Plaża pustoszała: znikały wszelkie oznaki toczącej się tutaj niedawno zabawy…



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (116), Alastor Moody (2261), Eden Lestrange (3877), Brenna Longbottom (9225), Erik Longbottom (3946), Geraldine Yaxley (3434), Atreus Bulstrode (10517), Thomas Hardwick (3516), Nora Figg (4506), Florence Bulstrode (4058), Heather Wood (4123), Dora Crawford (3789), Patrick Steward (2244), Bard Beedle (4995), Cameron Lupin (3698), Pan Losu (1085), Bertie Bott (2037), The Overseer (2786), Thomas Figg (4463), Morpheus Longbottom (3991), Samuel McGonagall (5831), Millie Moody (3053), Isaac Bagshot (3409), Basilius Prewett (5283), Jonathan Selwyn (3294), Woody Tarpaulin (3690), Quintessa Longbottom (3112)


Strony (33): « Wstecz 1 … 29 30 31 32 33 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa