22.08.2024, 22:19 ✶
27 sierpnia 1972
Eden Lestrange & Bertie Bott
Sklep wędkarski "Zaczarowana Wędka" na Horyzontalnej 15, wczesne popołudnie
Tonący brzytwy się chwyta. Dosłownie.
Musiała się skaleczyć tym poronionym pomysłem, bo teleportując się na Horyzontalną poczuła, jak ją krew zalewa, a nigdy nie miała choroby lokomocyjnej. Nie była pewna, co ją podkusiło, by zgodzić się na propozycję Botta. Ba, by w ogóle do niego się odezwać - Glen zamiast zanosić mu ten przeklęty list, powinna była jej wydziobać oko. Może tego kruka też pochłonęło szaleństwo?
Czemu więc założyła buty i tu przyszła? Bo miłość jest ślepa, głupia i skryta pod tak grubą warstwą konspiracji, że naprawdę nie było nikogo innego, kogo mogła zapytać o radę i się nie skompromitować. Nikt więcej nie wiedział, że coś ją łączy z Alastorem, a choć kupienie staremu partnerowi prezentu nie było wielkim skandalem, wolała nie ryzykować zwiększania szans na to, że więcej osób połączy kropki. Nie mogła też zapytać kogoś bez kontekstu o polecenie wędki, bo każdy, kto choć chwilę przebywał w towarzystwie Eden wie, że ona czymś takim by się nie parała. Pomyśleliby, że dopadła ją przypadłość rodziny Lestrange i postradała zmysły.
Bertie był idealny. Rzekomo znał się na rzeczy, znał Alastora na wylot, a i oddany mu był po grób, więc i do niego zabrałby ze sobą tajemnice przyjaciela. I to też było kolejną porcją drwa dokładanego do ognia, którym płonęła nienawiść Eden do Botta. Był tak perfekcyjny, że aż w oczy szczypało, był dla Alka wszystkim, czym ona chciała być. Dziecinna zazdrość? Owszem. Czy zdawała sobie z niej sprawę? Jeszcze jak. Czy zamierzała coś z nią zrobić, przyznać się do błędu? A gdzie, to byłoby gorsze niż cokolwiek, co teraz przechodzi.
Bott jak obiecał w liście, tak zrobił. Czekał pod tą Zaczarowaną Wędką i wyglądał wesolutko jak zawsze. Zatrzymała się na jego widok, kiedy jeszcze pozostawała na tyle daleko od sklepu, by Bertie nie zdążył jej wyłapać z tłumu. Kilkanaście sekund walczyła z nagłą potrzebą zawrócenia i sprawdzenia, czy nie zostawiła czajnika na ogniu. Co z tego, że nawet nie wiedziała, jak obsługuje się kuchenkę.
Wzięła jednak głęboki wdech i pomyślała o Alastorze. O tym, że się ucieszy, a ona będzie mogła dopisać sobie kolejną pozycję do listy dobrych uczynków, dzięki której jeszcze nie spisała się na kompletne straty jako człowiek.
Ruszyła do przodu. Cel uświęcał środki.
- Miejmy to z głowy, chwila bólu i po krzyku - oznajmiła, przechodząc żwawym krokiem obok Botta i wchodząc do środka sklepu. Ani się nie przywitała, ani nie podziękowała za chęć pomocy, ani nawet nie spojrzała w jego kierunku. Po prawdzie nawet zrobiła to wszystko w dobrej wierze, bo przede wszystkim tego bólu chciała oszczędzić też jemu. Gdyby miała przebrnąć przez wymianę fałszywych grzeczności, a potem wysłuchać niechybnie następującej po przywitaniu się kolejnej części Bottowej autobiografii, powiedziałaby mu coś strasznie niemiłego. Może nawet przydzwoniłaby mu torebką.
I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show
~♦~
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show
~♦~