• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 9 Dalej »
[31.07.1972] I wish I was the moon | Laurent & Victoria

[31.07.1972] I wish I was the moon | Laurent & Victoria
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#1
24.08.2024, 23:13  ✶  
God blessed me I'm a free man
With no place free to go
Paralyzed and collared-tight
No pills for what I fear

Mało to było dojrzałe, mało to było mądre, mało to było odpowiedzialne. Mógłby zasypać samego siebie negatywnymi słowami za swoją głupotę, że zatrzymał Fleamonta Bella, a nie kazał mu spieprzać od razu. Tylko cóż zrobić - to syndrom sztokholmski? Miłość? Współczucie? Wszystko na raz? Historia, która została napisana mocną ryciną w drewnie była historią, która spajała. Odbijała się echem w codzienności i zanim się obejrzałeś to orientowałeś się, że więzi z dawnych lat mają mocniejsze odbicie na rzeczywistość, niż początkowo mogło się to wydawać. Było to nieodpowiedzialne, niemądre i niedojrzałe. To, że nie potrafił udźwignąć pomocy komuś, kto jej potrzebował - nic dziwnego. W końcu sam potrzebował pomocy. To, że nie potrafił tego zrobić i potem nie potrafił nawet podejść normalnie do następnego dnia. Zamiast tego na chwilę z dnia zrezygnował całkowicie. Pozwolił sobie na sen. Długi sen, w którym nie było jego wyczekiwanego snu, ale nie było też żadnych koszmarów. Głęboki, bezpieczny sen.

Bezpieczne były też drzwi, w które zapukał. Znajome coraz bardziej. Układanie wszystkiego, dekorowanie, zapraszanie roślin, które tak uwielbiali z Victorią, do nowych czterech ścian, żeby stały się bardziej "swoje". Bardziej wypoczęty niż rano, ale nadal wyzuty. Ponad normę? Tak, ponad normę, bo przecież ostatnie tygodnie były męczące tak dla niego, jak i dla niej. Z różnych powodów. Z różnych problemów. O większości sobie mówili, ale chyba musieliby codziennie się widywać, żeby mówić o wszystkich. Szczególnie, że (przynajmniej on chciał) dobrze było odbiec od tej ponurej rzeczywistości, gdzie tak mało się nam udaje i uciec do lepszego miejsca. Bezpieczniejszego. Albo nawet nie musiało być bezpieczne - niech będzie miłe. Miła była cała Victoria, jej jasna osobowość, jej ciepło, które skrywała pod zimnem oklumencji, ale nie skrywała go przy bliskich. Więc - ciepło. Coś miłego, nawet na wieczór. Chociażby na wieczór.

Nie przyszedł z pustymi rękoma. Przyniósł jej pięknie kwitnące już słoneczniki - cały bukiet - prosto ze swojego ogrodu. Czuł się spokojny, czuł się miękki, czuł się... ciężki, ale nie w ten zły sposób. A ten spokój był tylko i wyłącznie pozorny. Wystarczyło małe poruszenie jednego z klocków budujących ten pałac, żeby wszystko runęło w dół. A gdy runie, nie będzie czego zbierać. Albo raczej będzie, będzie! Tylko będziemy musieli złapać coś, na co będzie można zgarniać połamane kawałki. Kiedyś jedynym miejscem, gdzie mógł zgarnąć łzy Victorii była jego własna koszula. Miał nadzieję, że jej dzień był o wiele lepszy, nawet pomimo wszystkich problemów.

- Dobry wieczór... Victorio... - Zawahał się, kiedy drzwi się otworzyły, a w nich - Victoria, a i owszem. Nie było tutaj zaskoczenia, że pojawił się jej niedoszły narzeczony, czy, no nie wiem, Isabela. Za to zaskoczenie było innej kategorii - tego, że nie spodziewał się przyłapać jej na sprzątaniu. Z miotłą w dłoni, miotłą samo sprzątającą zaklęciem za jej plecami i... tka, to definitywnie był mały kociak, który biegał za miotełką i próbował ją upolować, piszcząc jakby się paliło. - Gdyby nie to, że nigdy nie przeszkadzam, zapytałbym, czy może jednak..? - Zażartował, rzecz jasna, bo z Victorią znał się po prostu za dobrze. Były złe momenty na odwiedziny - sprzątania nie uważał za takowe. Nawet jeśli on sam o sprzątaniu wiedział tyle, co nic. Wszystkim się zajmował jego skrzat, ale Victoria teraz została bez skrzata.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#2
25.08.2024, 10:30  ✶  

Lammas… miało być jutro. Co prawda wcześniej Victoria nie była nazbyt religijna, raz na jakiś czas odwiedzała jakiś sabat na chwilę i to tyle, w jej rodzinie jednak dbano o te wszystkie pierdółkowate obrzędy związane z każdym świętem i teraz, kiedy się przeprowadziła… jakoś nieodpowiednim było dla niej, by tego nie kontynuować. To byłoby zresztą jej pierwsze święto w nowym miejscu i być może tym lepiej byłoby poprosić bogów o ochronę? Tak na dobrą wróżbę. Wiele się jednak w życiu Victorii zmieniło i jak wcześniej była sceptyczna, tak teraz całkiem poważnie podchodziła do tematu wiary. Bo wierzyła, że tam gdzieś jest jakaś opatrzność. W maju wydarzyły się tak dziwaczne rzeczy, że musiałaby być ślepa i głucha, żeby nie brać pod uwagę, że wcześniej była po prostu ignorantką. Nie była wcale pewna, czy nazajutrz w ogóle wybierać się na kiermasz na Pokątnej, ostatecznie nie będzie to żaden sabat, a jedynie miejsce, gdzie ludzie będą mogli się trochę rozerwać, po tym co miało miejsce na ostatnich dwóch… dlatego nie wiedziała. Ale tymczasem zabrała się za to, co zawsze robiło się przed Lammas.

Wcześniej tego dnia wpuściła tutaj specjalistów, którzy nałożyli na jej dom zabezpieczenie związane z wyciszeniem go tak, by podsłuchiwanie było tutaj niemożliwe. Victoria wolała się zabezpieczyć, biorąc uwagę, że bądź co bądź – zadawała się że Śmierciożercą i ostrożności nigdy nie było za wiele… poza tym miała też swoje tajemnice. Wolała więc się zabezpieczyć i czuć się chociaż trochę bezpieczniej, skoro już udało jej się wyrwać z domu. Dopiero kiedy upewnili się, że wszystko działa jak należy i poszli sobie, zabrała się za sprzątanie.

Akurat w przeciwieństwie do Laurenta, doskonale wiedziała jak to się robi, bo chociaż całe życie miała obok siebie skrzaty, to Victoria miała prawdziwego pierdolca na punkcie porządku i prócz tego, że opanowała chyba wszystkie zaklęcia związane z czyszczeniem i sprzątaniem, to umiała też machać miotłą. I kiedy była tutaj sama, a chciała wysprzątać porządnie, to wolała stałe kontrolować, jak druga, zaklęta przez nią miotła zamiata i co. Nie spodziewała się już dzisiaj żadnych gości, ale tak po prawdzie, to zazwyczaj się ich nie spodziewała i absolutnie w niczym to nie przeszkadzało tak długo, jak ten gość był jej miły. Mało było osób, które znały ten adres, to i lista potencjalnych odwiedzających mocno się kurczyła, lecz niedługo Laurent stał pod drzwiami, bo chwilę później faktycznie je otworzyła, w swoim roboczym ubraniu (nadal bardzo schludnym… spodnie i zapewne droga koszula) i z miotłą w ręce.

– Dobry wieczór, Laurencie – odpowiedziała mu w podobnym tonie, tyle że nie zrobiła dziwnej pauzy, a zaraz jej oblicze się rozpromieniło – bo oto jej przyjaciel chyba raz w życiu przyszedł gdzieś niezapowiedziany, a do tego trzymał bukiet kwiatów. – Ależ skąd! Przygotowuję się do Lammas po prostu i mam trochę czasu to uznałam, że czemu nie zrobić tego jak należy, wchodź – zaprosiła go do środka i zamknęła drzwi, żeby małemu czarnemu kociakowi nie przyszło do głowy wybiec na zewnątrz, chociaż pewnie zatrzymałaby się przy schodach, które prowadziły do drzwi wejściowych – to był taki wysoki parter. Kicia zresztą najwyraźniej była bardziej zaaferowana ciągle poruszającą się małą miotełką zaczarowaną właśnie ku jej uciesze. – To Luna – przedstawiła Laurentowi swoją małą towarzyszkę, która od kilku dni nie odstępowała Victorii na krok, gdy tylko była w domu. – Jak widzisz sprząta razem ze mną – roześmiała się, wymieniając się z Laurentem tym, co trzymali w rękach – bo kiedy wręczył jej bukiet słoneczników, ona wcisnęła mu w dłoń swoją miotłę. – Napijesz się czegoś? – zaprowadziła ich zresztą do przestronnej kuchni która znajdowała się tutaj na parterze.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#3
25.08.2024, 14:18  ✶  

Całą mocą sprawczą jego sprzątań była magia. Każdy głupi potrafił pościerać plamę, ale nie każdy głupi potrafił ją zetrzeć tak, żeby nie rozmazywać jej bardziej. Jak można się więc było domyślić - Laurentowi nie wychodziło to najlepiej. Lubił robić sporo rzeczy własnymi rękoma, ale rzadko kiedy robił wszystko od początku do końca tymi rękoma. Był wychowany w domu, gdzie magia była podstawą, a od przyniesienia herbaty posiadało się lokajów, nie biegałeś za nią samemu do kuchni. Usamodzielnienie się wiązało się z walką z pewnymi nawykami i blondyn praktykował to jeszcze w rodzinnym domu. Dobrze było zobaczyć, że Victoria ma się śpiewająco i nie potrzebuje teraz zatrudniać sprzątaczki, bo inaczej potykałaby się o latające po ziemi koty... i to nie takie koty, które lubimy.

- Zapomniałem, że przecież twoja wierna skrzatka nie poszła za tobą. - Nie mogła, bo nie była Victorii, to przede wszystkim. Niby nie była jej, a jednak zachowywała się tak, jakby nie było drugiej osoby, której byłaby wierna tak samo. Pozory. Byłaby, ale z Victorią miała bardzo dobry kontakt, bo i sama Victoria traktowała ją z szacunkiem. Pewnie gdyby było inaczej mieliby trudniejszy czas z dogadywaniem się - Laurent z Victorią. Potrafił wiele zrozumieć, zaakceptować, wybaczyć, ale nie potrafiłby w swoim bliskim otoczeniu znieść znęcania się nad magicznymi stworzeniami.

Z ciekawością rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając zmian, dodatków, widoku mówiącego: tak, to Lammas! Ciotka męczyła Florence, żeby też przystroili dom, więc zamierzał pomóc Florence to zrobić, ale to dopiero w samo Lammas. A swojego własnego... jakoś nie miał nastroju dekorować. Nawet mimo tego, że te dekoracje potrafiły być piękne i urocze.

- Wspaniała nowa współlokatorka. - Uśmiechnął się ciepło, spoglądając na kota, który jeszcze nie zorientował się, że jakaś istota trzecia wkroczyła na jego terytorium. - Widzę, widzę... godna postawa obywatelska. - Zażartował delikatnie, trzymając bukiet, dopóki Victoria miała miotłę. Albo dopóki nie wyciągnęła rąk po ten bukiet, chcąc się wymienić na jej chwilowo berło władzy, jakim niewątpliwie była miotła. - Kiedy ją nabyłaś? - Teraz była wolność w swoim domku - nie musiała się przejmować tym, że jej matka coś będzie tolerować, albo czegoś nie będzie. Mogła sama sobie postanowić, czy będzie miała kota, czy może pięć kotów. Przynajmniej coś ciepłego i kochanego będzie jej rozświetlać dnie i noce. Jeśli dostał miotłę w ręce, to poszedł za nią tam, gdzie trzymała wazony, a potem naturalnym torem - do kuchni. Bo przecież należało je od razu wstawić do wazonu, żeby jak najdłużej kwitły i nie potrzebowały ciągłego rzucania zaklęć. - Bardzo chętnie. Herbaty. Jakiejś lekkiej, białej lub zielonej. - Zielona herbata potrafiła pobudzać, ale tylko wtedy, kiedy parzyło się ją dłużej. Pobudzenie to ostatnie, czego teraz potrzebował. - Chyba przyszedłem już na kraniec porządków..?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#4
25.08.2024, 23:57  ✶  

Sprzątaczki zatrudniać nie potrzebowała, to się zgadzało, bo sama była schludna i dbała o swoje otoczenie wręcz pedantycznie, tak samo jak nie potrzebowała ogrodnika, bo umiała zrobić to lepiej. Jednak nie ze wszystkim tak śpiewająco sobie radziła – na przykład nigdy wcześniej nie musiała dla siebie gotować i co prawda pierwsze nieśmiałe próby wykonała pod czujnym okiem Strzałki jeszcze kilka miesięcy temu, ale teraz musiała radzić sobie sama i nie czuła się z tym zbyt pewnie. Tak jak z tym, że kiedy ktoś ją odwiedzał, to sama musiała zatroszczyć się o herbatę, przekąski, a nie po prostu poprosić skrzata domowego i po sprawie. To wcale nie było takie proste i Victoria łapała się na tym, ze wolała zjeść na przykład na stołówce w Ministerstwie… albo pójść do restauracji i zjeść tam w samotności, albo wziąć do domu, żeby nikt nie patrzył na nią krzywo. Musiała sobie radzić sama.

– Brakuje mi jej – przyznała w zastanowieniu, ale zaraz się uśmiechnęła. – Ale widać tak musiało być. Muszę sobie radzić sama. Jeśli to jest cena za wolność, to wcale nie taka duża – była w sumie wdzięczna, że udało się tak bądź co bądź gładko wyrwać z domu, że obyło się bez krzyków, kłótni i zakazów. Wiedziała też, ze wcale nie ma się źle, bo stać ją było na kupno całej pięknej kamienicy na najbardziej prestiżowej ulicy w magicznym świecie Anglii, teraz mogła wszystko układać po swojemu, a kot był tylko doskonałym zwieńczeniem tego etapu, i idealnym wejściem w nowy rozdział życia. Było ją stać na wszystko i naprawdę się z tego cieszyła, a wyrwanie się z domu, poukładanie pewnych spraw, przyniosło jej pewien spokój, jej ruchy też przestały być tak nasycone desperacją jak jeszcze miesiąc temu, kiedy świat walił jej się na głowę.

Dom, prócz tego, że właśnie był sprzątany na błysk, był udekorowany w małym stopniu, bo Victoria nie znosiła pstrokatości. Na drzwiach wejściowych wisiał jednak mały bukiecik polnych kwiatów zmieszanych z źdźbłami pszenicy, a w samej kuchni też znajdował się w wazonie bukiet maków, a tuż obok naczynie wypełnione suszoną kukurydzą, podtrzymującą grubą, białą świecę. Było tego w domu trochę więcej, ale póki co poruszali się tylko po parterze – Victoria chciała mieć akcenty związane ze świętem, a nie pstrokaciznę, od której by się chyba przekręciła.

– Cztery dni temu – odparła z dumą. – Ma dwa miesiące i to była najlepsza decyzja, jaką podjęłam w ciągu ostatniego… co najmniej roku – Victoria,  kiedy spoglądała na małego koteczka, robiła się taka dużo miększa niż zazwyczaj. A tedy, kiedy tuliła do siebie bukiet, zamiast miotły, to już w ogóle. Luna zresztą dopiero po chwili zorientowała się, że coś jest nie tak, kiedy mała miotełka przestała się ruszać i wpierw zamarła, widząc obcą postać, a potem zaczęła się powoli zbliżać do Laurenta, chcąc go obwąchać. Kiedy zaś znaleźli się w kuchni, to po chwili (najwyraźniej) namysłu, pobiegła za nimi i ledwo wyhamowała za Laurentem, biegając jeszcze ewidentnie nieporadnie.

Victoria od razu wstawiła bukiet do wazonu i postawiła go na środku okrągłego stołu, a wazon z makami przeniosła na parapet okna, na moment odsuwając firanę. Po chwili machnęła różdżką, by zająć się robieniem dla Laurenta herbaty. Na stole, oprócz nowego wazonu, znajdowała się też płaska misa z łupinami kolb kukurydzy.

– Taak, już kończę, więc nie zaproszę cię do pomocy z zamiataniem – zażartowała sobie, kręcąc się po kuchni i wskazując różdżką na różne rzeczy, które same wyskakiwały z szafek. – Ale chciałam upiec chleb… – po tym stwierdzeniu nastąpiła krótka pauza. – I jeszcze nie zaczęłam. No ale tak ładnie ci z ta miotłą, że nie odmówię jeśli mnie będziesz błagać – kusiło ją zapytać co się stało, że przyszedł tak bez zapowiedzi (nie, żeby miała coś przeciwko, po prostu było to nierodzinne), ale ugryzła się w język i po prostu uśmiechała się do Laurenta. Ewidentnie była szczęśliwsza niż dwa tygodnie temu. I po chwili Luna też dała o sobie znać głośniejszym pisko-miaukiem.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#5
27.08.2024, 10:33  ✶  

Też lubił dbać o swój ogród, ale bez ogrodnika by sobie nie poradził z prostej przyczyny - czas. Sam wprowadzał zmiany, kiedy ten czas miał to go poświęcał roślinom. Tak samo jak kochał zwierzęta, ale nie mógłby sam sobie z nimi radzić. Czas, do tego jego wyśmienity stan zdrowia, który niekoniecznie skłonny był mu dopingować we wszelkich wysiłkach fizycznych. Niektórzy mieli szczęście urodzić się z myślą świata o tym, żeby móc jedną ręką kogoś skręcić w precla, a inni, tacy jak on, starali się wykorzystać inne atuty nadane przez naturę. A jeszcze dodać do tego sprzątanie? Och, zgrozo! Ile czasu ulatywało przez to, że musiałeś sprzątać. To, jak wyczerpujące było to zajęcie widział po swoich skrzacie, a przecież Laurent był tylko jeden i w dodatku nie miał w zwyczaju generować nieporządku wokół siebie.

- Zastanawiałaś się nad zaproszeniem skrzata do swojego domu? - Nie nabyciem, nie najęciem... wszyscy wiemy, jakie są skrzaty. Zaproponuj mu, że go uwolnisz, to prawie popełni samobójstwo - Laurent to już przeszedł. Jego skrzat przeszedł takie załamanie nerwowe, że sam Laurent zaczął nad nim panikować, że zrobi sobie coś poważnego. Zrobił, ale na szczęście nic, czego nie dałoby się uleczyć, co byłoby nieodwracalne. Na skrzaty była tylko jedna rada: traktować je tak, jak sam chciałbyś być traktowany. Z uwzględnieniem faktu, że jesteś poddany wiecznej służbie, z której nie ma ucieczki. Och, cóż... Samodzielność Victorii była zachwycająca - nie znał jej od tej strony. W końcu wychowała się sama w dostatku, a w dostatkach czarodziei mało kto potrafił wokół siebie zrobić cokolwiek. Co dopiero posprzątać, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Może to też był jeden z jej małych buntów na matkę - pewnie Isabella siwiała, kiedy widziała córkę z miotłą.

Uśmiechnął się lekko, spoglądając na tego kota. Zawsze był typem osoby, która preferowała psy, co wcale nie sprawiało, że koty kochał mniej. Kochał wszystkie stworzenia, nawet te najbardziej mordercze. Po coś powstały, z jakiegoś powodu istniały - wszystko na tym świecie miało swoje miejsce.

- Dzięki Matce, inaczej pewnie miałabyś większy bałagan niż porządek. - Było bardzo mało rzeczy, którym Laurent mówił definitywne "nie". Wszystko było dobrym pretekstem do nauki i doświadczenia czegoś nowego - sprzątanie również. Chociaż faktycznie, jak ktoś nie miał nigdy do czynienia z tymi trywialnymi czynnościami mogło się okazać, że zostawiają za sobą większy chaos, niż był, a mieli wprowadzić ład. Tak to już jest z uczeniem się. - Uch... nie, nie, podziękuję. - Uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem przemieszanym z zakłopotaniem i wyciągnął tę miotłę w jej kierunku, żeby mogła ją odstawić, albo dokończyć to, co robiła, a w czym jej przeszkodził. - Ostatnio miałem okazję uczestniczyć w pieczeniu ciasta i nie powiem, żeby pieczenie stało się jedną z moich ulubionych czynności. - Generowało nieporządek, było niby proste, a niby skomplikowane, bo niby masz przepis, proporcje, ale okazuje się, że trzeba "na wyczucie", bo zboże mogło być bardziej suche, mąka jest bardziej sucha, to potrzebuje jednak więcej jajek, czy tam mleka... straszne zamieszanie. - Z chęcią cię jednak wspomogę chociażby towarzystwem, jeśli pieczenie chleba to nie zajęcie dla dwóch osób. - Chleba jeszcze nie piekł. W ogóle... idea tego, że można zobaczyć piekący się chleb była ciekawa. - Od kiedy zaczęłaś piec? - Tknęło go, bo chyba Victoria też nigdy nie była typem osoby gotującej.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#6
27.08.2024, 19:56  ✶  

Kiedy cierpiało się od lat na bezsenność, zaś pracowało na bardzo nieregularne zmiany, to jakoś nagle w losowych momentach miało się sporo czasu na robienie różnych rzeczy. Bo Victoria nie chodziła na nadgodziny, jeśli nie musiała, nie robiła tego dla sportu jak Brenna i nie poświęcała się tak dla ludzi jak ona. No i przez lata się już nauczyła, ze jeśli sen nie przyjdzie szybko, to musi wziąć leki, albo zająć się czym innym… A eliksiry nieco chętniej zaczęła brać dopiero po wypadku z typem, który zaatakował ją we śnie… Nie znaczyło to, że Victoria zawsze, gdy nie mogła spać, to robiła w ogrodzie zamiast ich ogrodnika (natomiast było to dla niej bardzo odprężające zajęcie, a gdy już było zrobione, to skrzaty dobrze sobie same radziły przecież z podlewaniem roślin…), albo że sprzątała w całym domu, Skrzatka by się przecież załamała. Po prostu Victoria, prócz tego, że znała chyba te wszystkie zaklęcia i wiedziała co się lepiej sprawdzi na co, to po prostu nie znosiła brudu i nieporządku, siłą rzeczy więc czasami tu coś starła, tam wypucowała, tu machnęła różdżką, żeby przestawić – knut do knuta i robiło się samo.

– Na razie nie… Wiesz, w sumie to tak na pełen etat mieszkam tu od niedawna i swoje myśli kierowałam gdzie indziej – przecież oboje wiedzieli gdzie: na kwestię Zimnych, ale też sprawy sercowe nie dawały Victorii nadmiernego spokoju, skoro tak wiele rzeczy w jej życiu wywróciło się do góry nogami i musiała się wziąć w garść, albo siedzieć i się nad sobą użalać. Poza tym zajmowała się też kwestią wampirów, tak całkowicie prywatnie, no i teraz jej uwaga w dużej mierze kierowała się na tego małego szkraba, który tak bardzo odgonił wszystkie smutki, zatopił lody i po prostu stał się jasnym punktem jej życia. Słońcem, wokół którego wszystko się kręciło. Nie miała nawet za bardzo okazji powiedzieć Laurentowi, że chyba przez tego kociaka, udało jej się znowu zacząć rozmawiać z Saurielem… Ale teraz o tym nie myślała. Po prostu kucnęła, kiedy Luna głośno dała o sobie znać, a kiedy kicia zauważyła, że ma atencję, to podbiegła do Victorii, która wzięła ją na ręce i przytuliła do piersi najdelikatniej jak tylko się dało.

– Słuchaj, mogłabym to zrobić szybciej zaklęciami, to wcale nie takie trudne, ale nie mogłam odmówić Lunie zabawy – i sobie tej chwili dla siebie, w której całkowicie bezwstydnie mogła oddać się rozmyśleniu na najróżniejsze tematy. Było w tym coś odprężającego, jak w zajmowaniu się ogrodem, którego tutaj nie miała (jego namiastką zaś było to mrowie roślin w donicach). Victoria rzeczywiście oderwała jedną rękę od kotka, by przyjąć miotłę, którą oparła w rogu kuchni, po czym złapała za swoja różdżkę, wprawiając w ruch wszystkie inne miotły, miotełki i inne piórka, nie poświęcając teraz temu już uwagi, skoro miała przed sobą Laurenta. – Poradzimy sobie we dwójkę – stwierdziła po prostu po krótkiej chwili zastanowienia. Nie miała co prawda pojęcia jak to wyjdzie… i w ogóle… Ale nie mogło być trudniejsze od eliksirów, nie? A to też była robota jednoosobowa i dało się to robić we dwójkę. – Od… dzisiaj? – powiedziała niepewnie i uśmiechnęła się niemalże rozbrajająco. – Raz piekłam babeczki z ciasta marchewkowego, bo się założyłam z Saurielem… Ale pozwolił, żeby mi pomagała Strzałka. Ale chleb nie może być trudniejszy od eliksirów, tam też jest przepis i po prostu trzeba go wykonywać po kolei… – a w eliksirach byłą przecież naprawdę niezła. No to chleb ją pokona? Nie ma mowy. Już się zresztą uparła, a kiedy się uparła, to nie było zmiłuj. – Chciałam, wiesz… Poczuć ducha świąt, czy coś. Normalnie poszłabym do cukierni, albo piekarni, ale to nie to samo – no i normalnie tak się właśnie żywiła: nie gotowała sama… bo nie umiała. A przepis, jaki miała, znalazła w gazecie.

W ciągu tej pogaduszki, woda się zagotowała i czajnik sobie podleciał nad dzbanek wypełniony białą herbatą, by ją zalać. Na stole zatańczyły też dwa komplety filiżanek i zastawy, gotowe, by mogli sobie usiąść i się napić.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#7
28.08.2024, 20:12  ✶  

Owszem, oboje wiedzieli, gdzie te myśli były kierowane - tam, gdzie ponure tematy codzienności skakały do gardła i przypominały o sobie z całą mocą grawitacji, żeby ściągnąć w dół i nie pozwolić unieść się na skrzydłach. Nie, to nie mogło być zabawne, nie mogło być miłe, ale potem wzrok kierował się na tak słodkie stworzenie, jak ten kot, koło którego teraz kobieta kucała, żeby móc go wziąć na ręce. Niby z kotami nie było tak jak z psami - kot nie skoczy ci do gardła i nie ugryzie ręki do stopnia, w którym będzie to niebezpieczne. Lecz jeśli chodzi o wyciąganie rąk do stworzeń, które cię nie znają, zawsze należy być uważnym. Nie chodzi nawet o krzywdę, chodzi o komfort drugiej istoty. Koty wolały być ignorowane w większości na początku. Dlaczego? Bo lubiły poznawać świat na swoich warunkach. Podejmować zbliżenie na swoich warunkach - tych najbardziej komfortowych. Nie to, żeby Laurent ignorował w pełni tego kociaka, który jeszcze dobrze nie wiedział nawet, jakie ma możliwości własnych nóg w tym uroczo-nieporadnym bieganiu, ale nie wyciągał do niego swoich rąk - po prostu obserwował tę parę w akcji. Niezwykle kochaną parę. Zamiast czarnych myśli był więc czarny kotek. Laurent na moment przysłonił dłonią usta, powstrzymując ziewanie, na jakie go brało.

- Więc sprzątanie to tylko przykrywka. - Zażartował delikatnie, bo nie wątpił wcale w to, że kobieta naprawdę sprzątała. Spoglądał na meble, blaty, wszystko rzeczywiście aż lśniło, pachniało. Lubił to - ten zapach, kiedy dom był świeży. Migotek nigdy nie dopuszczał do tego, żeby w jego domu był kurz i brud, ale mimo to jak było świeżo posprzątane to atmosfera była... inna. Co innego ogarniać podstawowe rzeczy, co innego zrobić porządki po kątach przynajmniej raz w tygodniu.

- Więc już jakąś podstawę mamy. Pierwsze wypieki za plecami. - On piekł jabłecznik, ona piekła babeczki, więc COŚ tam wiedzą... chyba nie może być to AŻ TAK trudne? Laurent nie miał pojęcia, że robienie ciasta do chleba nijak się ma do ciasta na jabłecznik czy babeczki. Każde z tych ciast było od siebie różne. - Cóóż... w eliksirach TRZEBA robić według określonej receptury, w ciastach... trzeba sprawdzać, czy ciasto ma dobrą konsystencję. - Zawahał się trochę, spoglądając na ten szczęśliwy uśmiech na twarzy kobiety. Brońcie wszyscy święci czarodzieje nie chciał grać na strunie zniechęcenia i negatywnego nastawienia, był w zasadzie pozytywnej myśli - jej się udała babeczka, jemu ciasto... z tą różnicą, że u niej babeczki robiła jej skrzatka, u niego - znajoma. Aczkolwiek dzielnie pomagał. - Poradzimy sobie. Chleb powinien wyjść doskonały. Chyba nie dodaliby do gazetu jakiegoś kiepskiego przepisu... - Rozejrzał się jakoś tak instynktownie za wspomnianą gazetą, która przecież powinna gdzieś tutaj leżeć. Tak jak już stały przygotowane składniki, zupełnie jakby rzeczywiście Victoria miała się przymierzać do tworzenia alchemii. Nigdy sam się nad tym nie zastanawiał - nad tym, jak wygląda realizacja takich przepisów i nie miał okazji porównać ich do alchemii, ale widział, jak robiła to Elaine. Z alchemią nie miał to NIC wspólnego. "Bo to się czuje". Wierzył na słowo. On sam niedowierzał temu, co się dzieje przed jego oczami. - Bardzo sympatyczny pomysł, swoją drogą. Podoba mi się. - Pochwalił ciepło i dopiero teraz, kiedy kocie oczęta na nim spoczęły to pochylił się, żeby wyciągnąć powoli palec do małego stworzenia i pozwolić mu samemu się zbliżyć, żeby go obwąchać. Victoria zaś zajęła się herbatą. Czarna kulka. Czarna kulka... Lekko się wzdrygnął i wyprostował, nerwowo zginając palce.

- Victorio... czy to byłby dla ciebie problem, gdybym poprosił, byś mnie przenocowała? Tylko tę jedną noc. Rano... rankiem i tak muszę wrócić do pracy.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#8
29.08.2024, 19:28  ✶  

Przy Laurencie nie czuła, że ten zrobi cokolwiek, co miałoby wystraszyć małą nieporadną kicię, którą ewidentnie rozpierała energia, by za chwilę padła gdzieś zwinięta w kłębek, żeby podładować te swoje małe bateryjki do życia. Luna zdawała się go nie zauważać, chociaż delikatnie poruszała noskiem, zbierając nowe, nieznane zapachy. Ale w tym domu ciągle było coś nowego, co dopiero odkrywała i jedynym tym już znanym i stałym punktem była Victoria, do której się właśnie tuliła. Nie znały się długo, bo raptem te kilka dni, ale tyle wystarczyło, by stać się całym światem małej kici, a ciemnowłosa brała tę rolę bardzo na poważnie. Pogłaskała ją, ucałowała mały łebek, przytulając do siebie delikatnie, prawie jakby była ludzkim dzieckiem, a nie kociakiem, po czym położyła ją z powrotem na podłodze, pozwalając, by dalej hasała i robiła te wszystkie swoje słodkie rzeczy. Zainteresowała się w końcu Laurentem i podeszła do niego ostrożnie, pomału zapoznając się z jego zapachem.

– Czuję, że to będzie prawdziwa katastrofa – przyznała z uśmiechem, bo nawet nie zamierzała nikogo tutaj oszukiwać, że ma jakiekolwiek pojęcie co robi, jeśli chodziło o gotowanie. Wychodziło jednak na to, że mieli w tym dokładnie takie samo doświadczenie: nikłe i gówniane, co z jakiegoś powodu bawiło ją jeszcze bardziej. Była perfekcjonistką, która lubiła działać wedle planu, zgoda, ale do gotowania zabierała się jak do szturchania żaby kijem, dzisiaj czuła ku temu jednak natchnienie. – Pewnie cię tym zaskoczę, ale nie do końca tak jest. Z eliksirami. Czasami odejście od receptury daje jeszcze lepszy efekt – Victoria akurat lubiła eksperymentować z eliksirami (co mogło być w sumie oczywiste, skoro wzięła na siebie sprawę mikstur dla wampirów), mieszać nie jak wedle przepisu, tylko na odwrót, inaczej zabrać się do pozyskania soku z jakiegoś składnika, niż to było napisane w książce i tak dalej. Czasami była to klapa, a czasami okazywało się, że efekt jest jeszcze lepszy.

Ciemne włosy poruszały się, kiedy Lestrange wzruszyła ramionami. Gazeta, a i owszem, leżała na blacie przy ścianie, najwyraźniej czekając, aż zostanie użyta – a był to numer Czarownicy.

– W zasadzie to podoba mi się, że przyszedłeś i nawet nie próbujesz się wymiksować z niczego, a od razu zakładasz, że tak, zaraz będziemy się brać za robienie chleba – zaśmiała się dźwięcznie, mrużąc oczy do Laurenta. Tegoż samego, który wpadł tu niezapowiedziany z kwiatami i tak po prostu wsunął się w rytm tego domu, jakby był tutaj cały czas, a na wspólne pieczenie chleba umawiali się od tygodnia. Ale tak chyba było normalnie? Kiedy się z kimś przyjaźnisz i jesteś gdzieś mile widziany, niezależnie od wszystkiego. Tak jak Laurent, który potrzebował ucieczki i teraz tak po prostu pojawił się na Pokątnej u Victorii, przyjmując wszystko takim, jakim było. Może tego właśnie potrzebował – tego oddechu i naładowaniu się przy kimś, kto ewidentnie jaśniał od radości, a powodem była ta malutka kotka, która teraz obwąchiwała z przejęciem dłoń Laurenta, po czym kuchenka i zaczęła się o niego ocierać.

– A czemu to miałby być problem? – zdumiała się odrobinę, odwracając się do Laurenta. – Możesz tutaj być tak długo jak chcesz przecież – dodała, żeby nie było wątpliwości, że naprawdę jest tutaj mile widziany. I prawdę mówiąc, to było jej całkiem miło, że Laurent chciał ją odwiedzić, nawet jeśli wcale nie do końca bezinteresownie. – Coś się stało? – brzmiała miękko, bo też wydało jej się, że gdyby się nie stało, to nie pytałby, czy może zostać na noc.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#9
31.08.2024, 20:46  ✶  

Chciał zaprzeczyć, ale tylko przechylił głowę z nikłym uśmiechem, odbiegając od niej wzrokiem. Oszukać ją? Na pewno od razu przyłapałaby go na kłamstwie. Teraz to nawet były żarty, a mimo to głupio było powiedzieć "niee, na pewno będzie idealnie!", skoro dobrze wiedzieli, że wcale nie będzie. Porażki były częścią procesu uczenia się rzeczy nowych. Nie dało się robić wszystkiego idealnie, kiedy zaczynasz od zera. Tutaj od zera nie zaczynali..? Bo oboje się znali na alchemii i wszystkim, co z nią związane..? To porównanie było trafne, bo przecież właśnie masz składniki, które musisz połączyć, ale już metodyka tego łączenia nie jest taka oczywista jak w eliksirach. Na pewno i tutaj były złote zasady, których nie można przełamywać, inaczej nic ci nie wyjdzie, ale te techniki były dla nich niepoznane. Więc musieli bazować dokładnie na tym, co było tam napisane. Laurent więc podniósł się z tej ziemi i zrobił te dwa kroki w stronę swojej towarzyszki zbrodni. Zbrodnią zaś było gwałcenie przepisu na chleb. Bo na pewno go zgwałcą.

- To jest poprawa samej receptury, ale w eliksirach nie można swobodnie dodawać czy ujmować czegoś, jeśli chcesz osiągnąć konkretny efekt. Ta zasadna różnica leży w tym, że kiedy widziałem jak ciasto robi jedna niewiasta to chociaż przepis był oczywisty to mówiła, że "każde składniki są inne" i "trzeba robić na wyczucie, by ciasto miało odpowiednią konsystencję". - Powiedziała to mniej więcej tymi słowami, może trochę innymi, ale Laurent się teraz postarał, żeby wyciągnąć ich sens z tamtej wypowiedzi, kiedy spoglądał na to, co się dzieje w tej kuchni. - Być może była szaloną artystką kuchenną, ale szarlotkę... albo jabłecznik... - nie pamiętał, a ona wtedy go zrugała, że między nimi jest różnica - robi wyśmienitą. - Gdyby tu był ktokolwiek inny Laurent krępowałby się o wiele bardziej. Uczenie się - tak, przyjmujesz prawdopodobną porażkę na swój rachunek, bo na tym polega na uka. Pewien brak pamięci... tak, zdarza się, a teraz Laurenta aż zabolała głowa od tego wytężania umysłu do tamtego dnia. Z perspektywy czasu chyba felernego, skoro pchnął go do cyrku, w cyrku na Edga... cóż. W każdym razie - nie zaskoczyła go, bo chociaż Laurent nie praktykował osobiście eliksirów, bo nie miał na to czasu, to wiedzy mu nie brakowało na ten temat. Alchemia to proces, w którym nie możesz się pomylić o miligram, inaczej ci coś nie wyjdzie. Eksperymentowanie zaś prowadzi tak do porażek jak i sukcesów, ale nie było miejsca na "eliksir po prostu musi mieć odpowiednią konsystencję". Laurent miał wątpliwości co do tego, że ciasto powinno być robione takim sposobem, bo przecież... w magii tak samo nie było miejsca na to, żeby "każdy składnik był inny". Jeśli jest inny, to znaczy, że jest niezdatny do tego eliksiru i nadaje się co najwyżej właśnie na to - eksperyment. Tymczasem tam, gdzie były dwa jajka, Elaine dobiła jeszcze jedno, bo jej zdaniem ciasto się źle kleiło. To nie miało sensu. - Bynajmniej nie rozumiem tej idei, szczególnie, że nie wiem nawet, jaką konsystencję powinno mieć ciasto na chleb. Ani jak wygląda. - Niczego nie wiedział. Victoria wiedziała?

- Miałbym cię porzucić w godzinie potrzeby, Kwiecie Nocy? Jaki byłby ze mnie dżentelmen, gdybym nie wyszedł naprzeciw damie w potrzebie. - Położył dłoń na wysokości serca, nawet wyprostował się na moment - bo jeszcze przed chwilą podpierał się o blat, trochę więc był przechylony. Scenki rodzajowe niekoniecznie były czymś, za czym biegał, ale ta kuchnia, to spotkanie, pieczenie chleba, zdawało się nagle wyciętą stroną z całej historii, która pozwalała mu trwać z daleka od wszystkich problemów. Może to nadal to opium, które przyjemnie koiło nerwy i zmysły, nie pozwalając na szarganie ich strun? Pewnie tak. Tak samo jak to, że w końcu się wyspał. Aż za długo.

- Nie chciałbym zepsuć nastroju... prawdę mówiąc mam dobry humor, że mogę tu z tobą być. - Uśmiechnął się delikatnie, przyglądając krzywiźnie włosów opadających na kark kobiety. - Chciałbym pomóc jednemu chłopakowi... mężczyźnie... ma wieczny problem z poczuciem winy, które doprowadza go do samookaleczania się. Miałem całą łazienkę we krwi, wszystko pachniało tą krwią... straszny widok. - Mówił to tonem takim samym jak wcześniej, lekkim, chociaż trochę zmęczonym w tym wypadku. Ale nie było na nim nawet śladu jakiejś traumy, prawie wyglądał, jakby mógł się z tego śmiać. Syndrom całkiem znany światu psychologii: wyparcie. - Bardzo nie mam ochoty tam wracać, jeszcze chwilę i każdy kąt mojego domu będzie w sobie nosił ślady krwi. Nie mogę spokojnie położyć się w swoim łóżku, bo ciągle sobie przypominam, jakie wszystko było czerwone tamtej nocy, kiedy ktoś próbował mnie zabić we śnie. - Pokręcił głową z pogłębionym uśmiechem. Przez moment zamarł w bezruchu. - Zaczynamy robić chleb? - To był ten moment, w którym ta rzeczywistość skrobała już jego świadomość. A wcale nie chciał, żeby w tę świadomość uderzyła. Żeby przedarła się do tego świata, który teraz z Victorią współdzielili.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#10
01.09.2024, 16:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.09.2024, 17:06 przez Victoria Lestrange.)  

Nie było sensu zaprzeczać, ani pocieszać i mówić, że „no co ty, na pewno będzie wspaniale!”. Nie będzie, a oszukiwanie się mogłoby spowodować tylko i wyłącznie to, że efekt końcowy może przynieść tylko zawód. Victoria wolała nastawiać się tak, że to będzie kuchenna katastrofa, nie rozczarować się w razie czego, a w najlepszym wypadku miło zaskoczyć, niż w drugą stronę (ale to tylko dlatego, że stawiała w tym swoje pierwsze, całkiem śmiałe kroki). Kucharką była gównianą, trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy. Wiedziała też, że jeśli nie będzie ćwiczyć, to nigdy się to nie zmieni, a tymczasem… Cóż.

– Na wyczucie… Ale to przecież bez sensu. Na wyczucie to nigdy się nie powtórzy tego samego dokładnie tak samo – pokręciła głową, bo jej się to „na wyczucie” kompletnie nie podobało i tym bardziej wprowadzało pewien niepokój, w już i tak niepewny, kucharski grunt. – Czyli to będzie jeszcze trudniejsze? – westchnęła niemalże ciężko, ale starała się nie zdemotywować zanadto, żeby jednak móc się trochę pobawić w tej kuchni… nie używanej może tak często, jak powinna i być może mogła. – Ale ja jestem tylko szaloną alchemiczką, która kombinuje z eliksirami dla wampirów, więc co ja tam wiem – dodała i złapała się pod boki, próbując dodać sobie otuchy i siły, że na pewno da radę. Bo musi. Ktoś musi… – Taką bardziej gęstą… czy coś tam. Zobaczymy – wcale nie była pewna, ale na ile przypominała sobie pieczenie ciasta marchewkowego ze Strzałką, to ta mówiła jej, że to musi być trochę gęstsze, bo jak będzie lejące, to się nie upiecze i wyjdzie… jak ona to nazwała? Zakalec? Victoria też teraz wysilała pamięć, bo Laurent mógł z łatwością stwierdzić po zmrużonych w skupieniu oczach Victorii wpatrzonych nie w niego, a gdzieś w przestrzeń.

– Być może byłby wtedy z ciebie dżentelmen słaby, ale za to wyszedłbyś stąd z pewnością czysty. Bo nie gwarantuję, że to się uda, jak zaczniemy dumać nad ciastem – parsknęła, nie przejmując się scenką rodzajową ani trochę. Luna za to nieporadnie obwąchiwała buty Laurenta po czym z głośnym piskiem zaczęła się domagać atencji. – Musisz się teraz zająć drugą panną, Luna ci nie daruje, bo lubi być przytulana na rękach, wiesz? A do tej pory przyzwyczaiła się do mojego zimna, to pewnie tym bardziej chciałaby być potulona przez kogoś znacznie cieplejszego – a przecież Sauriel tez był zimny, więc ostatnie osoby, które się nią zajmowały, były dla niej niczym te bryłki lodu… Ale małej to chyba nie przeszkadzało, bo i tak się przytulała.

Victoria zapatrzyła się w Laurenta, kiedy zaczął mówić, ze nie chciałby popsuć nastroju, ale zaraz jednak zdecydował się powiedzieć o co chodzi. Zrozumiała z tego tak po prawdzie trzy po trzy, ale bardzo się starała coś z tego wyciągnąć.

– Chcesz mi powiedzieć, że ten facet się u ciebie pociął? – może i nie powiedziała tego delikatnie, ale próbowała zwyczajnie zrozumieć, co się właściwie stało. Nie brzmiało to dobrze ani trochę, było przerażające. To znaczy widok krwi nie robił na Victorii wrażenia, ale Laurent znosił to przecież bardzo źle i sam fakt, że przydarzało się to właśnie jemu – jemu, który sam potrzebował pomocy – Victorię trochę zmroził, bo martwiła się o Laurenta i to, w jakie towarzystwo wpadał, niekoniecznie mu służące. Takie, które być może wykorzysta jego dobroć… tym bardziej biorąc pod uwagę, co działo się u niego ostatnimi czasy. – Jak chcesz mu pomóc, to go zaprowadź do jakiegoś magipsychiatry, bo nie widzę innego sposobu. Fundować takie widoki u kogoś to nie jest ani trochę normalne i do tego potrzeba pomocy specjalisty – stwierdziła całkiem przytomnie, bo nie wyobrażała sobie, jak inaczej delikatny Laurent miałby sobie poradzić z takim bałaganem? Okaleczać się u kogoś w domu, dokładać się do koszmarów w głowie – chujowo, niezależnie od tego, czy ten ktoś potrzebował pomocy, bo faktycznie tak było. A Laurent przecież sam pomocy szukał, był delikatny jak  bukiet gipsówek, życzyła mu jak najlepiej, ale czy miał w ogóle siłę dźwigać problemy innych? – Możesz u mnie zostać, nie ma problemu. Chcesz spać ze mną, czy wolisz w innym pokoju? – miała możliwość go przenocować gdzieś indziej, ale może przy niej czułby się bezpieczniej? Nie wiedziała, dlatego wybór zostawiła jemu. Nie powiedziała tego na głos, ale wszystko wskazywało na to, że jego ukochany dom stawał się powoli dla niego koszmarem, do którego wcale nie chciał wracać i teraz po prostu salwował się ucieczką. Uśmiechnęła się do niego za to.

I tak, zabrali się za robienie ciasta. Victoria przywołała im dwa damskie fartuszki, których używała, kiedy babrała się z eliksirami, otworzyła gazetę na odpowiedniej stronie, spojrzała na to, co będzie potrzebne i przywołała różdżką składniki i miski i inne pojemniki… I pierwszy problem napotkali w momencie, kiedy należało rozrobić drożdże. Luna szybko zainteresowała się tematem, bo Victoria podsuwała jej każdy składnik pod nos, żeby też mogła w pewnym sensie uczestniczyć w tym całym procesie i zabawie z robieniem ciasta. Znaczy „robieniem” ciasta.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (11682), Laurent Prewett (10733)


Strony (4): 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa