• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[02.08.72 ranek, Warownia] Jesień przyniesie ogień

[02.08.72 ranek, Warownia] Jesień przyniesie ogień
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
26.08.2024, 21:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.11.2024, 21:36 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Morpheus Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic VI

Brenna miała szczery zamiar iść spać. Miała za sobą długą dobę – od śniadania z Heather, przez pobyt na Lammas, wieczorną wizytę w Księżycowym Stawie i nocne godziny w pracy po poranny incydent z goblinami. Zmęczony umysł przetwarzał wszystko, co zdarzyło się w ostatnich dniach. Szukanie Tymoteusa Salta, napisy na ścianach podziemnych ścieżek, złowieszcze słowa mężczyzny. Zraniona Heather, Atreus pojawiający się znikąd w podziemiach, atak. Heather i Cameron, Dora wędrująca po sabacie z niezmienioną twarzą, wizja wyprawy na wyspę – niedługo powinni wiedzieć, gdzie szukać…, przedziwna atmosfera Księżycowego Stawu i Millie, którą wypisano z Lecznicy, ale która zdawała się tak strasznie zagubiona. Uważny wzrok matki, po tym, jak Bulstrode opuścił stoisko Potterów.
Chciała zasnąć chyba nie tyle po to, aby się wyspać, ale by choć przez chwilę nie myśleć i nie pamiętać o problemach. W tych chwilach, gdy umysł wędrował na krawędzi jawy i snu, tuż przed zaśnięciem i tuż po przebudzeniu, wszystko przez moment zdawało się proste: nim jeszcze elementy wracały na swoje miejsce i uświadamiałeś sobie, co stało się w ostatnim czasie i co jeszcze może się stać.
Ale ledwo weszła do pokoju, dostrzegła karteczkę, pozostawioną przez wuja.
Spochmurniała, gdy czytała krótką wiadomość. Nie było to nic nowego: śmierciożercy, złowieszcze plany, niezrozumiałe wizje zwiastujące zagładę, borykali się z tym już niemal dwa lata. A mimo to nie dało się do takich wieści z lekkim sercem. Przynajmniej ona tego nie potrafiła.
Jesień, Dolina, wrogowie.
Miała ochotę pobiec do pokoju wuja od razu, ale kilka minut nie mogło zrobić dużej różnicy, a ona chciała być przytomna, gdy będzie rozmawiać z Morpheusem i możliwie spokojna, a przynajmniej taki spokój udawać. A i pora była wczesna. Dała więc mu jeszcze pół godziny snu, a sobie ten czas na ogarnięcie: dość czasu na szybkie umycie, przebranie w domowy strój i przede wszystkim upewnienie się, że podczas rozmowy utrzyma nerwy na wodzy. Trochę rozbudzona przez chłodną wodę, otoczona truskawkowym zapachem tego samego szamponu, który tego popołudnia Tedy tak zachwalał na stoisku matki, już w pełni opanowana – miała nadzieję, że opowieść Morpheusa nie rozbije tego opanowania w pył – skierowała się do jego pokoju.
Wuj mógł jeszcze spać, ale uznała, że istnieje szansa, że potem się miną, gdy ruszy do pracy, zapukała więc bez wahania.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#2
27.08.2024, 17:22  ✶  

Morpheus nie spał. Nie spał całą noc, próbując zrozumieć, co właściwie zobaczył podczas rytuału. Podczas Lammas wyparł całkowicie nerwy. Czas był określony bardzo dokładnie, jak na wizję profetyczną, które lubiły być zamglone i niejasne. Przynajmniej dla niego.

Otworzył drzwi sekundę po tym, jak Brenna zapukała. On też był bardziej po domowemu, zdjął koszulę i miał na sobie jedynie podkoszulek, świeży, pachnący typowym dla Malwy detergentem, a szelki wizytowych spodni zostały zdjęte. Na szyi na łańcuszku lśnił czasozmieniacz. Czasami miał ochotę założyć go bratanicy i zmusić do snu w przeszłości, ale sam z tego tak nie korzystał, więc wolał nie ryzykować. Jednak to nie on wyglądał dziwnie, a jego pokój.

Całe łóżko zostało zajęte przez różne liście, ułożone w rzędach, liście lokalnego drzewostanu, jeszcze zielone. Każdy z nich otrzymał etykietę, część z nich była zapisana, lecz część nie, ta dużo większa. Morpheus nie znał się na roślinach. To też tłumaczył atlas drzew leżący na stoliku nocnym oraz Encyklopedia Magicznych Gatunków Anglii: Tom III, Dendrologia.

Na stoliku, gdzie jeszcze niedawno leżało ciasto, teraz został rozłożony tarot, jednak koszulkami do góry, tak że Brenna nie mogła zobaczyć, jakie karty towarzyszyły Morpheusowi. Na pewno towarzyszyło mu dużo stresu, bo popielniczka przy otwartym oknie była wypełniona resztkami po papierosach, a Morpheus trzymał jednego między palcami, a drugiego, niezapłaconego, za uchem i śmierdział dymem tytoniowym.

— Wejdź— wyszeptał. Na jego biurku leżało wiele notatek, poukładanych w równiutkich stosikach, razem z kalendarzem. Zmęczony opadł na fotel przy oknie, wskazując drugi bratanicy. Nie zaproponował jej papierosa, ale podsunął jej drugą filiżankę i nalał z dzbanka kawy, w którą zaopatrzył się wcześniej. Teraz mogli chwilę pomilczeć nad parującym napojem bogów zmęczenia i pracy i udawać, że nie przybyło im siwych włosów w ciągu kilku godzin.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
28.08.2024, 09:29  ✶  
Nie zaskoczyło ją to, jak wyglądał pokój Morpheusa.
Przesunęła spojrzeniem po liściach, po atlasach, ale znała go, i za długo pracowała w Brygadzie, aby nie złożyć podstawowych faktów. Zobaczył liść w wizji, może jako symbol, i chciał się upewnić, że dobrze go rozpoznał, bo różne drzewa miały różne znaczenie, może gdzieś w tle i próbował na podstawie tego, jak wyglądał, oznaczyć czas lub miejsce.
– Mam poprosić Dorę albo Norę o pomoc? – spytała, przechodząc przez pokój w stronę wskazanego jej fotela. Przyjęła filiżankę i upiła trochę kawy: dwa łyki zaledwie, by pobudzić umysł, zmusić go do lepszej współpracy. Nie chciała wypijać całej, przynajmniej na razie. Mogło zdarzyć się tak, że słowa Morpheusa poderwą ją z miejsca i będzie musiała wybiec gdzieś, wcześniej udając w drzwi niektórych domowników, wątpiła jednak, by było to nagłe wezwanie. Ściągnąłby kogoś innego albo przyszedł do niej do Ministerstwa. A czy tego chciała, czy nie, musiała przespać te trzy czy cztery godziny, nawet jeśli sen zdawał się marnotrawstwem czasu. Brenna wcale nie była tak beztroska, by zakładać, że ktokolwiek może obywać się bez snu dłużej niż dwie czy trzy noce, i wcale nie chciała uzależniać się od eliksirów pobudzających.
Przypatrywała się Morpheusowi ciemnymi oczyma, w dłoniach ściskając filiżankę. Nie pytała: nie wiedziała, jakie pytanie byłoby właściwe, a przecież wezwał ją tutaj po to, by opowiedzieć o tym, co zobaczył i usłyszał. Bywały chwile, gdy mówiła, mówiła i mówiła, ale teraz czekała aż wuj znajdzie właściwe słowa i sam zechce podjąć opowieść.
Myślała o Beltane: o tym, że były przed nim różne, drobne znaki. Kradzież u Shafiqów, zniknięcie Arabelli Bulstrode, sny prześladujące jasnowidzów, pełne ognia i śmierci. I że ostatecznie nic im to wszystko nie dało, ani Zakonowi, ani Ministerstwu, bo ten pierwszy nie zrozumiał, co oznaczają, a to drugie zlekceważyło zagrożenie. I zastanawiała się, czy to, cokolwiek widział wuj, zostało mu zesłane, by mógł zobaczyć więcej, czy może tylko po to, by dodatkowo go pogłębić, bo i tak niczego nie mógł i nie mogli zmienić.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#4
29.08.2024, 20:57  ✶  

On najwyraźniej nie planował spać przez najbliższe kilkanaście godzin. Najpierw przyglądał się swojemu odbiciu w ciemnej tafli kawy, a następnie wypił całość duszkiem, trzymając filiżankę zamiast za uszko, to trzema palcami za brzeg czaszy, barbarzyńsko. Jego grdyka szybko poruszała się, przesuwając w dół, do żołądka, kawę. Odstawił filiżankę na spodek.

— Chciałem wysłać do każdej z nich pytanie z osobna, tak samo jak do Samuela z Kniei i może jeszcze pana Abbotta, w końcu kto, jak nie oni znają się na drzewach — rozwinął myśl dalej. — Mamy do zrobienia trzy rzeczy. — Uniósł w górę trzy palce, od najmniejszego do środkowego i po kolei je zamykał, wraz z wyliczaniem kolejnych możliwości. — Po pierwsze określić precyzyjnie czas wizji. Po drugie zaangażować władze administracyjne Doliny Godryka w projekt zbierania wody. Po trzecie nie doprowadzić do mojej śmierci i ataku kolegów z czaszką i wężem. To w sumie cztery. Opowiedzieć ci o wizji czy wolisz ją zobaczyć?

Zapytał, nie dając sobie wejść w słowo. Wszystkie te cztery rzeczy brzmiały bardzo absurdalnie i miały pozornie znikomą korelację, może poza atakiem Śmierciożerców i jego własną śmiercią. Przyłożył różdżkę do głowy, aby wyciągnąć z niej wspomnienie. W gruncie rzeczy ewentualnym końcem swojego życia zdawał się przejmować w tej wyliczance najmniej, spłynęło po nim jak po kaczce. Możliwe, że to dlatego, że widział w tym trochę kolejną metaforę, kolejne cierpienie duszy i spalenie przez własny ogień, a nie ten rzeczywisty.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
29.08.2024, 21:13  ✶  
– Czy to pierwsze będzie możliwe? – spytała. Nie wiedziała może o jasnowidzeniu bardzo wiele, ale zdawała sobie sprawę z tego, że wizje czasem bywały metaforyczne. – Pięć rzeczy. Jeśli określimy czas wizji, trzeba będzie usunąć z Doliny kilka osób – sprostowała rzeczowo, unosząc do ust kubek i wypijając jednak jeszcze jeden łyk. Nie była jeszcze pewna, jak daleko powinny sięgnąć te środki ostrożności, to już zależało od wizji, którą Morpheus zaczął zamieniać w płynne srebro.
Nie dopuścić do ataku śmierciożerców? Nie sądziła, że to możliwe. I na samą myśl ogarniały ją gniew i rozpacz, ale oba te uczucia ukrywała bardzo głęboko, przykrywając je warstwą determinacji i udawanego opanowania. Nie mogła rozpaczać. Ani nad tym, co wydarzyło się w Beltane, ani nad tym, co mogła przynieść jesień. Musieli działać.
– Lepiej, jeśli to zobaczę. Może coś zauważę – potwierdziła, czekając aż srebro przeleje się do myślodsiewni, by potem sięgnąć ku niej – by zanurzyć się we wspomnienie Morpheusa, w proroctwo, zesłane mu czy przez jakieś wyższe byty, czy tylko przez to, że plany śmierciożerców po raz wtóry były tak straszne, że odbijały się w snach jasnowidzów.
Były liście, wirujące na wietrze, był Morpheus, próbujący dotrzeć do domu, był siny dym, wskazujący na ogień, i były chmury, układające się w mroczny znak. Czy wisiał nad Doliną, czy nad Warownią? Czy ich dom – twierdza, przestał być bezpieczny? Brenna trwała jeszcze przez chwilę w bezruchu, dziwnie odrętwiała.
Czuła się tak okropnie zmęczona: i to wcale nie dlatego, że od dawna nie przespała porządnie całej nocy.
– Nie jestem pewna, czy to miałoby zwiastować twoją śmierć, skoro próbowałeś biec na ratunek – powiedziała w końcu, a jej głos zdawał się doskonale opanowany. Pomyślała, że ma szczęście. Istny dar, że przedziwna moc przodków sprawiła, że Brenna spoglądała w tył. Że nawet gdy oglądała najpaskudniejsze rzeczy, szukając śladów, które doprowadzą do zbrodniarza, nie musiała odnajdywać znaczeń w mglistych proroctwach, wyrzucać sobie, że czegoś nie zrozumiała, patrzeć na to, co nadejdzie, a co okazywało się nieuchronne. – Kupiłam dziś dom. Gdy się ogarnie, przeniosłabym tam Vincenta Crawleya, może jego dzieci. Nie wiem, czy mama się zgodzi, ale ją też. I jest jeszcze Strażnica – mruknęła. Księżycowy Staw nie był tak zabezpieczony jak Warownia, ale stał z dala od Londynu, z dala od wiosek, chętnie zamieszkiwanych przez czarodziei, i nie było powód, aby śmierciożercy zapuszczali się w tamtą okolicę.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#6
01.09.2024, 16:29  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.10.2024, 18:58 przez Morpheus Longbottom.)  

— Rośliny mają swój rytm jesienny, a mamy trzech specjalistów. Powiedzą nam, w jakim czasie te liście zmieniają kolor. Będziemy w stanie zawęzić czas do dwóch tygodni. Nie mając żadnego terminu, to dużo. — Wyciągnął wspomnienie ze swojej głowy, tańczyło jak zimny płomyk na szczycie jego różdżki, aby zetknąć się z niedużą myślodsiewnią i płytką nie-wodą. Wskazał gestem naczynie Brennie, w otwartym przyzwoleniu.

Srebrna nitka zawirowała, jak tancereczka, zapraszając dziewczynę w swoje objęcia, a gdy Brenna zanurzyła się w wizji, patrzyła oczyma Morpheusa. Klęczała na posadzce, podpierając się na jednej ręce, widząc krew na posadzce i wiedząc, że to ofiara, którą złożył z perliczki. Zniekształcona przeszła teraźniejszość mieściła się w jakichś ruinach, a wujek odprawiał bardzo starą formę rytuału związanego z Lammas. Krwawą. Brenna usłyszała w głowie głos, miękki głos. Zaśnij, to coś ci pokażę...

Morpheus osunął się na posadzkę, lecz umysł nie rejestrował tego, co działo się w świecie rzeczywistym. Zamiast tego widział dolinę jesienią, mokrą i szarą, oprócz drzew. Drzewa były pomarańczowe słoneczną jesienią, a później zmieniły się w płomienie. Łatwo było zrozumieć, dlaczego szukał w Dolinie liści. Szukał tych, które będą miały ten konkretny kolor żółci, czerwieni i brązów. Brenna zapłonęła, łapiąc ognie w swoją szatę — w szatę Morpheusa — i szybko zrozumiała, o co chodziło z tą śmiercią. Wujek spłonął i po sekundzie widział samego siebie, w płonącej trawie, kolejne truchło Longbottoma pozostawione w Knei na pożarcie Widmom. Zwęglona postać, którą pożarł płomień. Może nie zginie od pożaru, może zabije go Feniks.

Duch Brenny-Morpheusa wspiął się na wzgórze i mogła ujrzeć dym, płomienie i to, czego obawiali się wszyscy, znaku Lorda Voldemorta nad Doliną Godryka, który ułożył się z chmur.

Brenna zobaczyła też, jak wuj się budzi, wstaje z posadzki, a ogień ofiarnego paleniska i świece milczą, jakby jego sen wyssał z nich cały płomień.

I koniec.

— Koniecznie o tym pomyśl. Tylko nie zmuszaj matki. Jeśli Warownia opustoszeje, a później coś się wydarzy, zostaniemy kozłami ofiarnymi — podkreślił, zapalając kolejnego papierosa. Ci zwyczajni człecy mogą stać się groźni, kiedy w ich głowach zrodzi się myśl o wyrzynaniu lordów i bohaterów. Siedział na parapecie i patrzył na korony drzew, szumiące słodko o poranku razem z porannymi ptaszkami. Przez chwilę myślał, jak polityk, którym przecież przez jakiś czas chciał być, zanim przeniósł się do Departamentu Tajemnic. Praca administracyjna regionu.

— Myślałem, żeby zrobić jakąś akcję, woda dla Afryki czy inną głupotę. Za każdy galon wody zebrany w Dolinie Longbottomowie dadzą galeon na budowanie studni dla biednych dzieci, a rodzina, która zbierze najwięcej, wygra kolację w jakiejś restauracji, dogadamy się z Abottami, damy każdemu, kto weźmie udział butelkę cydru... Wiesz, zbiorniki retencyjne na małą skalę. Beczka deszczówki to zawsze więcej niż brak deszczówki. 



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
02.09.2024, 12:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.09.2024, 14:35 przez Brenna Longbottom.)  
Chyba po prostu chciała trzymać się myśli o tym, że to spłonięcie było metaforyczne – że skoro ostatecznie powstał i ruszył dalej, miało to być ogólne ostrzeżenie, a nie sen o własnej śmierci. Przecież ta nie mogłaby wyglądać tak jak w tej wizji, gdy biegł i po prostu spłonął, właściwie bez prób walki, i bez żadnego jasnego ostrzeżenia.
Proroctwa mogły przydawać się dużo bardziej niż widmowidzenie – przydatne chyba właśnie przede wszystkim w ramach pracy gliny – ale niosły ciężar zupełnie innego rodzaju. Tak jak w kręgu widywało się to, co paskudne i co wraca w snach, tak jasnowidzenie przynosiło brzemię przygotowania się na przyszłość, malowaną jednak tak rozmazanymi barwami, że ciężko było zrozumieć, co przedstawiają.
– Przyda ci się eliksir chroniący przed ogniem – powiedziała z pewnym zamyśleniem, nieświadoma, że w ręce wuja spadła ta sama nagroda. – Co zabawne, akurat wygrałam go na Lammas – stwierdziła, uśmiechając się blado, cóż za ironia, jesienią miały nadejść płomienie, a na święcie żniw wśród fantów na loterii znajdowały się właśnie takie mikstury. – Poproszę Norę, by sprawdziła, czy wszystko z nimi w porządku, bo to dziwna była loteria: mam z niej też wielosokowy i veritaserum. Aż napisałam do Patricka, że moim zdaniem musimy ustalić jakieś hasła i zwracać uwagę na… dziwne zachowania.
Było tam przecież więcej takich buteleczek, które trafiły w różne ręce i Brenna wzdychała, że to sporo może narobić problemów w Brygadzie Uderzeniowej – a i z jednej strony właśnie mikstury te były cenne dla Zakonu, z drugiej niebezpieczne w rękach „tej drugiej strony”. Niby nikt nie wiedział o tym, że działają, oficjalnie stroną konfliktu było Ministerstwo Magii, ale… wielu z nich dla Ministerstwa pracowało.
– Nie sądzę, żeby zmuszenie jej było możliwe, a i nie musisz się obawiać. Warownia nie będzie pusta. Nigdzie się nie wybieram – odparła, bo żadna zagłada, żaden ogień, nie mógł sprawić, że po prostu stąd ucieknie. Dokonała wyboru już dwa lata temu. A może jeszcze wcześniej.
Albo nigdy go nie miała, jak z uporem lepszej sprawy lubił dowodzić Anthony: że on go nie dostał.
– Może to byłoby przydatne dla mugoli – przyznała. Czarodzieje mogli wyczarować ogień, ale jeśli Dolina zapłonie, nikt nie mówił, że mugolskie domy ocaleją. Umysł, choć rozespany, przetwarzał informacje: szukał sposobu na zmniejszenie strat. – Więc zbieranie wody. Dodatkowe zabezpieczenia? Porozmawiam z Thomasem. Eliksiry przeciwko ogniowi, niepłonący lakier…? Poza tym środki lecznicze. Dowiedzieć się u innych jasnowidzów, czy też mieli jakąś wizję, czy to tylko ty? Jeśli ty, wskazywałoby to na aspekt osobisty, jeżeli jest ich więcej, na podobny proces jak przy Lammas.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#8
13.09.2024, 07:25  ✶  

Może Morpheus widziałby w tym więcej metafory, gdyby nie pewien ktoś, kto wysłał do niego list po dwóch dekadach ciszy, bardzo agresywnego milczenia. Gdyby w jego proroczym liście nie widział go ułożonego w pudełku. Oczywiście wizje były w większości metaforami, ale on nie mógł przestać myśleć o tym w kontekście trumny. Zwłaszcza, gdy to Vakela dotyczyła przepowiednia jego matki. Umrzesz młodo na polu hiacyntów. Takie proste zdanie, a metafora całej historii, jaką nosił w sercu. Większość kojarzyła Apollo jako boga pieśni i słońca, dużo mniej pamiętało o tym, że należały do niego też dziedziny medycyny i wieszczenia. Hiacynt, młody książę Sparty, ukochany Apolla, zabity przez zazdrosny Zefir własnym dyskiem. Tamtego dnia dwadzieścia lat wcześniej, coś w nim umarło.

Może dlatego wzbudziło to w nim takie emocje. Dwa skojarzenia ze śmiercią w tak krótkim czasie. Jego dłonie podążyły bezwiednie na talię kart, ale tylko postukał stosik opuszkami palców.

— Ja też — odpowiedział. — Podróbkę peleryny niewidki, wygląda jak jakaś zrobiona przez komunistów, bombastyczne bomby, eliksir wielowiekowy i lepkie trzewiki. Eliksiry sobie zostawię, ale resztę możesz wziąć na poczet klubu.

Wstał z miejsca i podszedł do regału i z różnych miejsc wyjął wspomniane przedmioty. Włożył je do koszyka, który przezornie znajdował się na podorędziu, układając bomby między trzewikami i peleryną, tak aby te nie wybuchnęły samoistnie. Jemu już wystarczyło ognia.

— Nie widziałem skąd dochodził dym. Mogła palić się Warownia, ale też wszystko inne stało w płomieniach, więc to nasz obowiązek wobec mugoli, a takie akcje będą dobrą przykrywką. Jeżeli to śmierciożercy wywołają ogień, to celem nie będą głównie czarodzieje, na pewno nie ci czystej krwi,  chyba że, tak jak my, staną w bezpośredniej opozycji — stwierdził Morpheus, kalkulując. Nie chciał już wspominać o tym, że nadal byli rodem czystej krwi, więc jako więźniowie, mogli nadal służyć Voldemortowi. Tego nie powiedział na głos, nie chciał wprowadzać dodatkowego fatalizmu do i tak fatalnego scenariusza.

Potakiwał na to, o czym wspominała.

— Ja załatwię sprawy formalne przykrywek charytatywnych. Podpytam Abottów o cydr na nagrody. Potrzebny jest też plan ewakuacji Doliny.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
13.09.2024, 10:29  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2024, 11:49 przez Brenna Longbottom.)  
Nigdy nie poznała przepowiedni babki: była zbyt młoda, gdy ją wygłoszono, za młoda, aby ktoś chciał obarczać wtedy Brennę takim ciężarem. Przepowiednie i inne rzeczy, z którymi ktoś musiał sobie poradzić, zaczęły trafiać do niej dopiero potem. I wiedziała, że wuja teraz coś dręczy, wspomnienie dawnej miłości, rozdrapana rana, wiedziała to od dnia, gdy rozmawiała z nim nad tym nieszczęsnym, posłanym mu tortem.
Zostaw go, zapomnij, to były jedyne rady, jakich umiała udzielić.
Jesteś Morfeuszem, nie Odyseuszem, myślała, kiedy na niego patrzyła.
Powinieneś wiedzieć najlepiej.
Każdy sen, nawet najpiękniejszy, zbyt długo śniony, zamienia się w koszmar.
Nawet sny powstają tylko dzięki temu, czego doświadczamy na jawie.
Ale tu i teraz nie myślała o torcie, o hiacyntach, o tym, jak długo potrafiła trwać miłość, nawet jeśli nie miała skromnej choćby pożywki pod postacią wymienianych uśmiechów, uścisków dłoni czy całych lat wspólnie spędzanych, szczęśliwych lat, które można było tylko wspominać, gdy drugą stroną pochłaniała zimna ziemia. Myślała o ogniu, dymie i jesiennych liściach.
– To dobrze – kiwnęła głową, bo dobrze, że miał własny, mogła swój zachować dla kogoś innego. – Też wylosowałam taką niewidkę, i zdaje się całkiem przyzwoita, minie trochę czasu, zanim zacznie tracić moc.
Była tylko jedna peleryna, która tej mocy nigdy nie traciła, Dar Śmierci z bajki, artefakt rodziny matki Brenny, opowieść, co do której nie wiedziała nawet, że jest prawdziwa – i że jej kuzyn przemyka pod osłoną tej peleryny przez szkolne korytarze, u boku przyjaciół.
– Jesteś pewny, że ci się nie przyda w Departamencie Tajemnic? – spytała. Nie protestowała w sprawie trzewików, nie widziała Morpheusa wbiegającego po ścianach czy chodzącego po sufitach, za to być może faktycznie przyda się im to podczas którejś misji bojowej, zwłaszcza, że ona ma podobną. – Mam też veritaserum. Ta loteria była podejrzana. Przydadzą się nam te rzeczy, ale nie podoba mi się, ile osób je dostało. Musimy się spodziewać, że ktoś może się pod kogoś podszywać… ty tu masz pewne ułatwienie. Gdybyś miał wątpliwości… to się nawet nie zastanawiaj.
Wiedziała, że Morpheus rzadko próbował zaglądać w przyszłość swoich krewnych, ale być może należało zacząć. Zwłaszcza gdyby dostrzegł cokolwiek podejrzanego w ich zachowaniu.
– Ich chyba nie obchodzi, kto ucierpi – westchnęła. Też myślała tak, jak Morpheus, a potem nadeszło Beltane. – Postaram się kupić parę legalnych świstoklików, wiodących obojętnie gdzie. Ot byle były bezpieczne, i tak do użycia tylko w sytuacji ekstremalnej, gdyby trzeba było kogoś szybko ewakuować. – Ruiny na wrzosowisku… są wypełnione dobrą magią, to może być dobry punkt, jeśli… jeśli nie moglibyśmy użyć Warowni. Pogadam z kilkoma osobami. Mamy jeszcze przynajmniej prawie dwa miesiące, zanim liście zaczną żółknąć. I gdybym miała coś obstawiać, to Mabon albo Samhain.
Voldemort lubił taką symbolikę. Nawet kiedyś pisała w liście, że 1 kwietnia pewnie zaatakowałby tylko, gdyby to były urodziny Slytherina.
– Porozmawiasz z tatą i Erikiem, czy ja mam to zrobić?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#10
19.09.2024, 21:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.09.2024, 21:50 przez Morpheus Longbottom.)  

Pokręcił przecząco głową.

— Jestem permanentnym elementem Departamentu, mam wrażenie, że dla wielu stanowię nienaruszalny element wystroju. Wyobraź sobie, że jestem w tam dłużej, niż Rodolphus, pamiętasz Rodolphusa, jakiś pociotek Victorii, towarzyszył nam na tej misji, po której oślepłem, w każdym razie, wracając do clou wypowiedzi, jestem w Departamencie Tajemnic dłużej, niż on w ogóle ma różdżkę. Nie potrzebuję niewidki — wzruszył ramionami. Zapalił kolejnego papierosa, ledwo gasząc poprzedni, czy raczej jego resztkę, która prawie przypaliła mu palce. — Gdy wyciągam przepowiednie, to po prostu to robię. Nikt nie zadaje pytań. Gdy biorę jakiś artefakt, wpisuję się do karty i tyle. Mną się nie martw.

Morpheus był bardzo pewny swojej pozycji w Departamencie Tajemnic i tego, jak to powinno działać. W swojej arogancji nie potrafił wyobrazić sobie Departamentu bez swojej osoby, może go to zwodziło, ale wątpił, aby rzeczywiście miano go zaatakować właśnie tam. Zbyt mało możliwości, zbyt wąskie grono podejrzanych. Poza komnatą śmierci. A szaleństwo? Kto powiedział, że już nie jest szalony?

— Zajmę się świstoklikami. Trzeba też myśleć o tym, co zrobić z ewakuacją mugoli. Świstoklik i amnezjatorzy? Zrobić procedurę ewakuacyjną, z którą zaznajomi się każdy członek klubu i pomocnicy. Zlecę to Jeremiahowi, ma w tym pewnie największą wprawę. Ty rozmawiaj ze swoim bratem, ja porozmawiam z moimi.

Pokiwał głową ponownie. Nie zamierzał się już zatrzymywać. Zamierzał spoglądać w przyszłość i widzieć.

— Oczywiście, że ich nie obchodzi. Ale nasza krew, czystokrwista, jest trudniejsza do uzasadnienia, mogą stracić poparcie, a to wojna na wpływy. Tak ją widzę. Nie można za to tracić z oczu tego, co jednoczy. Każdy ma swoją sprawę, ale ostatecznie chodzi o zachowanie statusu quo czarodziejów oraz zatrzymanie morderczych zapędów Sama-Wiesz-Kogo. Pomijam już kwestie eugeniczne i rozpłodowe. Czysta krew to czysta krew, czy to pod urokami i hipnozą, czy nie.  — To był ten moment, gdy Brenna mogła uczynić głęboki oddech, wiedząc, że Morpheus nie sprzeniewierzy się i nie dołączy do Śmierciożerców. Miał za wiele pomysłów, zbyt wiele czytał o strategiach wojny i wpływach, a ostatecznie też teoretyzował w głębokich, mrocznych rejonach. Mógłby być wyjątkowo skutecznym i niebezpiecznym przeciwnikiem wcale nie dlatego, że miał wyjątkowe zdolności magiczne, ale dlatego, że pochłonął dostatecznie dużo treści, aby móc splatać iście diabelskie plany.

W chaosie pomysłów i ścieżek, udało im się ustalić wstępne plany działania, a na końcu Morpheus zaoferował Brennie drzemkę. Dziesięć minut. Miał w tym swój niecny cel. Jeśli się zgodzi, zamierzał przenieść ich w tył osiem godzin i dać jej spać, a zintegrowanie jej osoby z tu i teraz oraz wtedy i ówdzie miał już opracowane do perfekcji, musząc pilnować, aby nikt nie widział dwóch Morpheusów. Wujek Longbottom, mistrz zbrodni, na rzecz dobrostanu fizycznego bratanicy.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2393), Morpheus Longbottom (1764)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa