Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Rozliczono - Ambroise Greengrass - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Kiedy pokonywali ten stosunkowo krótki dystans dzielący ich między Carkitt Market a mieszkaniem Geraldine zebrali co najmniej kilka oceniających spojrzeń od ludzi uważających ich za parę pijaków. Ambroise zupełnie się tym nie przejmował, aczkolwiek traktował to z lekkim przymrużeniem oka. Mogłoby go to nawet bawić. Dawno nie był tak trzeźwy i jednocześnie sprawiający wrażenie pijanego.
Jako osoba bądź co bądź publiczna, miał świadomość, że jutro usłyszy co najmniej kilka podszeptów i ploteczek na swój temat. Rozpoznawano go tu jako uzdrowiciela z Munga (choć pewnie nie tylko), który nie powinien bujać się nachlany po mieście we wtorkowy wieczór. Tym bardziej, że jutro miał się stawić na dyżurze w szpitalu. Niby nikt nie rozliczał go ze spędzania prywatnego czasu, ale pogłoski roznosiły się swoimi drogami. Plotki rządziły się swoimi prawami a on nie mógł na to wiele poradzić.
Oczywiście, był trzeźwy jak noworodek. Co prawda widywał dzieci rodzące się już z alkoholem we krwi, ale to nie był taki przypadek. Był trzeźwy, trzeźwiutki, może nawet trochę za bardzo. Pijanemu może byłoby trochę łatwiej pojąć, co się dzieje. Po południu tego dnia udał się na szybkie zakupy, żeby załatwić przy okazji kilka sprawunków a teraz ciągnął ze sobą pijaną w trzy dupy kobietę, którą przez cały czas obejmował w talii, żeby mu się przypadkiem nie wyślizgnęła. Jednocześnie miał przy sobie torbę z kupionymi odczynnikami do eliksirów i środkami ochrony roślin a także małą paczkę z prezentem dla młodszej siostry. Starał się zapanować nad tym wszystkim jednocześnie, ale nie było to łatwe.
Jednocześnie jego głowę wypełniała plątanina myśli na temat tego, co usłyszał w barze od Geraldine. Musiał poukładać sobie te informacje w głowie i próbował to zrobić, podczas gdy zbliżali się do jej mieszkania. Z początku, kiedy pojawił się w lokalu na Carkitt Market planował tylko zabrać kobietę do jej mieszkania i dać komuś znać, w jakim była stanie. Teraz sytuacja znacząco się pokomplikowała. Nic dziwnego, że za bardzo się nie odzywał, kiedy wlokli się noga za nogą, krok za krokiem. Myślał intensywnie, zagryzając wargę i nie dając poznać po sobie, że jakkolwiek męczył się fizycznie.
Tylko na chwilę puścił Geraldine, pomagając jej złapać pion przy poręczy, kiedy otworzył przed nią drzwi. Później znowu ją złapał, dając sobie objąć szyję i oprzeć ciężar na ramieniu.
- Już prawie jesteśmy, jeszcze tylko po schodach i odpoczniesz, okay? - Zapewnił ją. - Dasz radę czy mam cię ponieść? - Był na to gotowy, jeśli to miało im coś ułatwić.