• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[5.06.1972] Problem ze ślimakami | Rodolphus, Thomas

[5.06.1972] Problem ze ślimakami | Rodolphus, Thomas
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#1
12.09.2024, 17:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.11.2024, 06:41 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Rodolphus Lestrange - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

wiadomość pozafabularna
Info dla mnie: Prompt z miesiąca równości: 11. Wszyscy są równi? Wystarczy spojrzeć na ulice, by zobaczyć, że to kłamstwo.

5 czerwca 1972

To było kolejne popołudnie w Magicznym Londynie, które miało się niczym nie wyróżniać. Na Pokątnej jeszcze nie panowało to charakterystyczne zamieszanie, podczas którego dzieciaki zaczynały zbierać niezbędne do Hogwartu elementy, takie jak książki, różdżki czy szaty. To był dobry czas: jeszcze nikt nie myślał o szkole, a ulice były wyludnione i spokojne. Być może było to spowodowane pogodą, a być może był to po prostu łut szczęścia, że akurat w tej chwili wszyscy postanowili albo zostać w pracy, albo wyjechać poza miasto. Powód tak naprawdę nie był specjalnie ważny: ważne było to, że na Pokątnej można było oddychać swobodnie i tak samo swobodnie mijać kolejne witryny sklepowe, przy których nie gnieździły się dzieciaki, przyciskające nosy do szyb i szepczące z podniecenia na temat nowych mioteł.

I pewnie byłby to cholernie miły dzień, gdyby nie jedna maleńka rzecz, maleńki ewenement, anomalia która zburzyła ten spokój. Gdy Thomas mijał jeden ze sklepów z eliksirami, ktoś otworzył z impetem drzwi i przypieprzył mu nimi z całej siły w ramię.
- Och, przepraszam! Najmocniej przepraszam, wcale nie chciałem! - chłopak, który to zrobił, mógł mieć jakieś 20 lat. Był pulchny, miał rude włosy i okropnie czerwoną twarz oraz nos. Dodatkowo chyba przed chwilą płakał, bo wciąż miał mokre oczy. Szata, w którą był odziany, była dość znoszona, wypłowiała. Kiedyś być może miała barwę głębokiej czerni, teraz jednak była szarawa, a gdzieniegdzie widać było zaciągnięcia materiału na szwach oraz przetarcia. Chłopaczyna był niższy od Figga, chociaż nieznacznie. Wrażenie jednak było potęgowane faktem, że się garbił, tak jakby był żółwiem i chciał schować się w swojej skorupie. Odruchowo wyciągnął rękę, by spróbować jakoś zaradzić na to uderzenie (ciekawe jak), ale coś mu nie wyszło i spod ręki nieznajomego wypadły wszystkie pakunki, które ten miał. Brzdęk tłuczonego szkła był aż nadto słyszalny, a z jednej paczuszki coś zaczęło przeciekać i płynąć w kierunku butów Thomasa.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#2
13.09.2024, 01:54  ✶  
Thomas przemierzał Pokątną niespiesznym krokiem, nigdzie się nie spieszył dzisiaj, dlatego mógł sobie pozwolić na powolny spacer i przyglądanie się wystawom sklepowym. To było dopiero drugie lato odkąd wrócił do Anglii i pierwsze które w pełni spędzał na Wyspach. Czasami nie mógł wprost przyzwyczaić się d tego życia, bardziej statycznego niż wcześniej. Ale nie narzekał ani nie żałował swojej decyzji na temat powrotu wybieranie pomiędzy tym co słuszne i tym co proste leżało w jego naturze dość głęboko - w całym swoim życiu tylko jeden jedyny raz wybrał to co było proste, a nie słuszne i omal nie skończyło się to dla niego tragicznie - choć co prawda to w tamtym czasie chciał, aby skończył się gorzej niż z tego wszystkiego to wynikło. Wracając jednak czasów obecnych Figg wolnym krokiem mijał sklep za sklepem delektując się spokojem panującym na ulicy - dobrze wiedział, że im bliżej końcówki lata, tym więcej uczniów krążyć będzie miedzy sklepami, co oznaczało więcej klientów w kawiarni jego siostry.

Zatoczył się d tyłu kiedy tak nagle ktoś zaatakował go drzwiami i jednocześnie pozbawiająca go całego powietrza jakie miał w płucach. Samo uderzenie nie było aż tak bolesne, ale zaskoczenie zrobiło swoje, przez chwilę rozpaczliwie łapał oddech, aż mu oczy zaszły łzami nim zdołał się uspokoić.
- Goni cię stado hipogryfów? Uważaj trochę - burknął patrząc teraz dopiero na swojego oprawcę. Dość szybko zauważył, ze twarz chłopaka jest niezwykle blisko kolorem do jego włosów, co było wyczynem, to nieco zmiękczyło serce Thomasa, nie był wszak okrutnym i mściwym człowiekiem. Cofnął się, aby to dziwne coś sączące się z jednego z pakunków go nie dosięgło, wolał nie ryzykować i dać się złapać w nieznany mu płyn, skrzywienie zawodowe kazało mu unikać wszystkiego co nieznane.
Przewrócił oczami i sięgnął po różdżkę, żeby jednym machnięciem sprawić, że wszystkie pakunki poza tym przeciekającym wróciły do rąk chłopaka. - Następnym razem uważaj bardziej, to nie boisko do quidticha, tutaj chodzą ludzie - rzekł jeszcze do młodzieńca nim wyminął go rozcierając żebra, nadal czuł ból od tego uderzenia, ale będzie żył, nic mu nie połamano.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#3
14.09.2024, 22:48  ✶  
- Przepraszam, przepraszam! - pisnął nieznajomy, kucając. Pech chciał, że w chwili, gdy to robił, Thomas machnął różdżką i pakunki miały znaleźć się z powrotem w jego rękach. Chłopaczyna się tego kompletnie nie spodziewał i dostał którąś paczką w nos. Krzyknął, ręce rozłożył na powrót tak, że wszystko znalazło się na ziemi, a potem złapał się za nos. I wtedy nastąpił wybuch.

Nieduży, ale słyszalny. Eliksiry po zmieszaniu się ze sobą po prostu wybuchły, rozerwały paczkę numer jeden od środka, a potem paczkę numer dwa i wszystko poszło już lawinowo. Kolejne pakunki wybuchały, bryzgając kolorową cieczą na prawo i lewo. Spora część zawartości fiolek wylądowała na Figgu, ale również na przechodniach, którzy planowali po prostu wyminąć to niefortunne zderzenie.
- Nie słyszałeś, co pan powiedział? - zza pleców Thomasa odezwał się zirytowany, głęboki głos wypełniony frustracją. Należał do wysokiego czarodzieja, ubranego w czarny garnitur i białą koszulę. Wyglądał wypisz-wymaluj, jakby dopiero co wyszedł z Ministerstwa Magii: z jakiegoś przesłuchania albo z pracy. Właśnie strzepywał dziwną, zieloną maź z białej koszuli. Nie miał przy sobie jednak nesesera, co mogło być rozczarowujące. Ale tylko odrobinę. Kilka kropel wylądowało mu we włosach, lecz zdawał się tego nie zauważać.
- NIE CHCIAŁEM! - pisnął rudy, który był cały pokryty tym gównem. Gorzej, że to, co na nim wylądowało, zaczęło się dymić. To, co wylądowało na ubraniach Thomasa i Rodolphusa: również.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#4
18.09.2024, 02:18  ✶  
Patrzył z przerażeniem jak rudowłosa łamaga stara się  połapać swoje pakunki, ale zaraz kończy się to jeszcze większą tragedią niż wcześniej. Nie zdążył jednak już zareagować na to co się stało i tym samym zapobiec temu co stało się za chwilę.
- Szlag jasny! - sapnął zasłaniając jeszcze twarz, aby w razie czego nie oberwać mieszaniną eliksirów. Zerknął z irytacją na rudowłosego, który wyglądał jak miał się zaraz rozpłakać, bo właśnie wpadł w smocze łajno. Może czułby nieco więcej współczucia dla chłopaka, gdyby nie fakt, że był jego "ofiarą". Odwrócił się słysząc, że ktoś jeszcze zwraca się do chłopaka - nie znał jegomościa, tak samo jak i łamagi wychodzącego z apteki, jednak po szybkiej ocenie wyglądu, to bardziej pasował on do sal Wizengamot gdzie broni spraw swoich klientów, niż do Pokątnej i hecy związanej z czyjąś nieuwagą. No ale nie zamierzał wdawać się w dyskusje, szczególnie teraz, kiedy ta dziwna ciesz zaczynała dymić. No jeszcze tego mu brakowało - może i nie był orłem z eliksirów, ale wiedział, że dymiący eliksir to proszenie się o kłopoty.
- A nie no, jak nie chciałeś to wszystko w porządku - sarknął jeszcze próbując strzepnąć z siebie to co na nim wylądowało pomagając sobie przy tym różdżką, byleby tylko nie musieć tego dotykać gołą skórą. Jeszcze tego mu brakowało, żeby głupi wypadek do sklepu przypłacił wizytą w Mungu, bo jakiś idiota nie wziął pod uwagę, ze na ulicy mogą być inni ludzie niż on.

Translokacja na pozbycie się tego czegoś:
Rzut Z 1d100 - 91
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 72
Sukces!
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#5
25.09.2024, 22:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.09.2024, 22:20 przez Rodolphus Lestrange.)  
Rudowłosy otworzył usta, ale zaraz po chwili je zamknął. Potem znowu je otworzył, a jego rozbiegany wzrok krążył pomiędzy Rodolphusem a Thomasem, który wyciągnął różdżkę.
- Nie, nie... Błagam, nie! - mężczyzna skulił się, jakby oczekiwał, że Figg ciśnie w niego co najmniej śmiercionośnym zaklęciem. Tak się jednak nie stało, lecz chłopak tego nie widział. Kulił się, chowając głowę w przedramionach, podczas gdy Thomas skutecznie pozbywał się mazi ze swojego ubioru. Tylko swojego, co tu było kluczowe, bo przecież ubranie Lestrange'a również zaczęło się dymić. Mężczyzna z niejakim zdziwieniem zerknął na mankiet koszuli, z której wydobywała się strużka siwo-białego dymu. Ile jeszcze koszul zostanie zniszczonych, zanim odzyska spokój? Najpierw krew, potem kolejna, kolejne to błoto i kolejne rzeczy, o których lepiej tu nie wspominać. Przecież można było dostać kurwicy, szczególnie jeżeli dbało się o swoją garderobę.

Lestrange nie odezwał się. Wyciągnął różdżkę i przejechał nią po ubraniu, próbując rozproszyć efekt tego... Czegoś, czym oboje zostali obryzgani.

Rzut na rozproszenie
Rzut Z 1d100 - 57
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 85
Sukces!


Gdy jego odzienie w końcu przestało się dymić, dopiero wtedy - ani sekundę wcześniej - postanowił zerknąć w stronę kulącego się rudzielca. Rodolphus miał zaciśnięte ze złości szczęki. Mięśnie drgały pod skórą ostrzegawczo niczym u psa, który szykował się do skoku. Ten jednak nie nastąpił: tylko idiota rzucałby się na otwartej przestrzeni przy świadkach na osobę, która praktycznie leżała na ziemi i skomlała niczym kopnięte szczenię. Nie znaczyło to jednak, że wysoka i blada postać miała zamiar w jakikolwiek sposób ulżyć cierpieniu tej niedołędze, która kajała się teraz u ich stóp. Rudy patrzył na dwójkę mężczyzn nieomal przez palce, lecz gdy spostrzegł, że żadne zaklęcie nie pędzi w jego kierunku, zdawał się odzyskać spokój. Częściowy.
- Naprawdę przepraszam... Proszę, proszę dać mi pomóc - drżącą ręką sięgnął do kieszeni. Chustka, którą wyciągnął w stronę Thomasa, była ubrudzona czymś chyba jeszcze gorszym niż eliksiry, którymi zostali obryzgani. - To... To na ślimaki, to żrące.
Rodolphus zamrugał. Najpierw jeden raz, potem drugi. To było tak idiotyczne, że nawet jemu zabrakło języka w gębie. Po pierwsze: było już po wszystkim. Zarówno on jak i Thomas pozbyli się tego lepkiego, cuchnącego problemu z siebie. Po drugie - to coś co oferował im mężczyzna było... Brudne. Wyglądem przypominało szlam, gluty z wielu nosów i nie wiadomo co jeszcze.
- Nie chciałem na panów, niezdara ze mnie - pisnął, a jego twarz przybrała kolor od bladobiałej po dorodnieczerwoną. Już wyciągał dłoń, by otrzeć wstrętną chustką cokolwiek, co mogło zostać na Figgu.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#6
26.09.2024, 20:21  ✶  
Thomas nie miał ochoty i czasu przekonywać rudzielca, że nie zamierza rzucać na niego zaklęć dlatego, że na niego wpadł i czymś obryzgał. Kto zresztą miałby tak mało oleju w głowie, że rzucałaby na kogoś innego zaklęcia za coś takiego? Również dobrze mógł od razu iść do biura BUMu i oddać się w ich ręce. A Figg, nie był ani czarodziejem o umyśle godnym pantofelka, ani też nie był zawistny, dlatego też zadbał o samego siebie i to, żeby jego ubranie nie dymiło już. Wolał nie testować czym jest ta substancja i jak się skończy ignorowanie jej - może i orłem nie był z eliksirów, ale jakieś tam podstawowe odruchy samozachowawcze miewał.
Zerknął ukradkiem drugiego poszkodowanego człowieka, który wyglądał jakby raczej miał zamiar zebrać całą tą dziwną maź i rzucićja w twarz rudzielca. Westchnął wiedząc, że tutaj po prostu zadziało się wiele nieprzyjemnych zdarzeń, ale wina w sumie nie leżała do końca po niczyjej stronie - no jeśli już to rudzielec był winny.
- Co? Nie ma potrzeby, jemu możesz pomóc - odpowiedział patrząc z rezerwą na chusteczkę, którą chciał on go "wycierać", ale za to wepchnięcie drugiego nieznajomego pod te broń biologiczną oferowaną przez prodobra tej sytuacji było już jak najbardziej na miejscu. - Mówisz o tym co na obryzgało czy tym co jest na chustce? - zironizował, bo nawet on miał swoje granice, a nieznajomy jednak nie pomagał w bycia wyrozumiałym dla kogoś kto zapewne stracił dość dużo galeonów na bruku. Przez chwilę jeszcze przyglądał się temu czemuś co zapewne było kiedyś chustką, ale teraz bardziej wyglądało jak projekt badawczy z Munga na temat tego jak wiele chorób można zgromadzić na jednej chusteczce. Potrząsnął głową patrząc jeszcze raz na rudzielca.
- Następnym razem jak wiesz, ze będziesz transportował coś niebezpiecznego dopłać te kilka sykli za nietłukące się fiolki, żeby uniknąć tego problemu - cóż skoro faktycznie to coś było żrące, jak też można było wywnioskować po tym, że zaczynało dymić po zetknięciu z innymi przedmiotami, to jednak noszenie tego w zwykłych szklanych fiolkach było jednak szczytem głupoty. Wystarczyło potknąć się czy zostać popchniętym i nieszczęście gotowe - dlaczego niektórym takie zapobiegawcze myślenie przychodziło z trudem. Westchnął bo wiedział, ze nie każdy poświęcał czas nad rozmyślaniem wszelkich możliwych sytuacji, które mogą się im przydarzyć, trochę skrzywienie zawodowe wychodziło z niego w normalnym życiu, ale cóż poradzić.
Jeszcze raz obejrzał się uważnie czy jest czysty i nie zostało na nim już nic z tej substancji i na szczęście nie zauważył niczego, co prawda zdążyło już wywrzeć to efekt na jego ubraniu, które  wyglądało jakby dopadły je mole - doprawdy, nowe ubrania, miał je zaledwie trzy lata, a już będzie musiał wyrzucać z powodu jakichś głupich ślimaków.
- Także następnym razem pamiętaj i nie oszczędzaj na opakowaniach i bądź bardziej uważny jak niesiesz coś niebezpiecznego dla innych - dodał jeszcze raz Thomas próbując się wymiksować z całego tego zajścia w miarę szybko, nie chciał tu spędzać zbyt dużo czasu - coś go jeszcze tknęło. - A najlepiej to zamawiaj z dostarczeniem do domu, zamiast to nosić - cóż, może normalnie ten chłopaczyna nie był takim niezdarą jaką był dzisiaj, ale nie zamierzał tego sprawdzać i się dowiadywać, niech się cieszy że mu daje porady za darmo.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#7
26.09.2024, 20:43  ✶  
- Ani się waż, bo połamię ci ręce - warknął, cofając się o krok. Również on widział w jakim stanie była ta pożal się boże chusteczka i Merlin mu świadkiem, że chyba jego śniadanie zmieszało się z obiadem i weszło w jakąś dziwną komitywę, a teraz próbowali we dwójkę opuścić jego żołądek. Niedoczekanie, że pozwoli komukolwiek zbliżyć się do siebie i to z tak brudnym kawałkiem materiału. Na potwierdzenie swoich słów Lestrange uniósł różdżkę ostrzegawczo i pokręcił głową, jakby chciał powiedzieć nie. W przeciwieństwie do Figga nie zamierzał dawać rudzielcowi żadnych dobrych rad. Co więcej: wcale nie planował tutaj zostawać ani sekundy dłużej, chociaż oboje stali mu teraz na drodze. Widząc jak chłopak się skulił, Lestrange westchnął głośno i schował powoli, ostrożnie różdżkę do wewnętrznej kieszeni marynarki. On również nie był idiotą i nie zamierzał atakować nikogo w biały dzień, tym bardziej wśród tylu gapiów. Bo to, że ludzie zwalniali i się gapili, było zauważalne. Komentowali nawet tę sytuację pod nosem, ale z tego co słyszeli, to raczej stali po "ich" stronie.
- Ja... To nie powinno było wejść w reakcję z ubraniami - powiedział cicho, starając się zebrać z ulicy to, co zostało z jego zamówienia. Jego duże, wyłupiaste oczy ponownie zaszły łzami. To było absolutnie żałosne z każdej możliwej strony. - Nie wiem, dlaczego tak się stało, może... Może to było wadliwe.
- Jeżeli było wadliwe, cofnij się do sklepu i zejdź mi z oczu - Rodolphus zdecydowanie nie należał do uprzejmych osób. Nawet jeżeli to Figg wiódł prym w tej rozmowie, wzbijając się na wyżyny swojej złośliwości, to słowa Lestrange'a były jak drobne igiełki. Było ich niewiele, ale trafiały idealnie w każdy czuły punkt rudzielca. Nawet nie był specjalnie chamski czy nieprzyjemny (być może poza tą ostatnią wstawką, no i może poza groźbą... Dobrze, był chamem), lecz ton jego głosu... Ton jego głosu zdradzał irytację, zniecierpliwienie i być może nawet wściekłość.
- Przepraszam - powiedział w końcu rudy, cofając się o kilka kroków, gdy w końcu udało mu się już wstać. Lestrange przewrócił oczami.
- W obliczu nieszczęścia wszyscy stajemy się równi, bez względu na majątek, narodowość czy status społeczny - mruknął cicho ni to do Thomasa, ni to do rudego. Być może rzucił tę dziwną uwagę w eter, a być może mówił do siebie samego. Jednak jego wzrok spoczął na Figgu, który samym wyglądem i posturą różnił się od niego samego. Spojrzenie Niewymownego jednak nie złagodniało ani trochę. Zupełnie tak, jakby wcale nie uważał - wbrew temu co powiedział - że nagle zrównał się z Thomasem, bo oboje prawie się zaczadzili od trutki na ślimaki. - Weź sobie uwagi pana do serca, bo następnym razem możesz trafić na kogoś mniej wyrozumiałego.
Lestrange strzepnął niewidoczny pyłek ze swojego ramienia, a potem wyminął mężczyzn. Mimo iż wyczyścił swoje ubranie zaklęciem to czuł, że będzie musiał oddać je skrzatom do oporządzenia. Wydawało się czyste, ale nie był pewny czy na koszuli nie było małych dziurek, wypalonych przez żrącą substancję. Nie był pewien, czy nie będzie musiał wyrzucić kolejnej koszuli, ale to akurat powodowało u niego tylko skrzywienie się. Nie dbał o pieniądze, mógł w zastępstwie za tę jedną kupić co najmniej kilka tuzinów. I chyba tak to się skończy, bo zapas jego ubrań był coraz szczuplejszy. Czyżby miał wyjątkowego pecha tego lata? Patrząc na to, co się zadziało i miało zadziać, to... tak.

Rodolphus wyminął Thomasa i rudego, który wciąż przepraszał, i bez słowa zniknął za rogiem, nie dbając nawet o to, by przedstawić się któremukolwiek z nich. Nie tylko nie czuł takiej potrzeby, ale również uważał to za stratę czasu. Nie miał zamiaru marnować swojego wolnego czasu na zawieranie nowych, wątpliwej jakości znajomości.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#8
27.09.2024, 23:59  ✶  
Thomas zamrugał i uniósł brwi patrząc w bok na nieznajomego mu jegomościa, który w dość dobitny sposób wyraził się, że nie chce pomocy, nieco zbyt obcesowy jak na jego gust, no ale nie zamierzał oceniać. Kłamstwo ocenił jegomościa dość szybko, skoro ktoś grozi przemocą za coś takiego to nie świadczyło dobrze stał się bardziej czujny względem tego pięknisia z neseserem.
Nie zamierzał się wtrącać w wymianę zdań pomiędzy Lastrangem i nieznajomym rudzielcem - nie dlatego, że nie odpowiadała mu agresja bijąca od postawy Rodolphusa, a dlatego, że wolał stać z boku i zainterweniować gdy będzie do tego potrzeba. Nie rozumiał dlaczego w taki obcesowy sposób zwraca się do przepraszającego i skruszonego chłopaczka, ale nie był tutaj, żeby innych uczyć ogłady, dopóki nie działa się krzywda to nie interweniował.
To, że rozmowa ta była jak rollercoaster to mało powiedziane. Brwi Figga podjechały jeszcze wyżej, kiedy elegancki nieznajomy uderzył w filozoficzne tony. W obliczu nieszczęścia wszyscy stajemy się równi, bez względu na majątek, narodowość czy status społeczny - powtórzył sobie w myślach i dobrze wiedział, że nie jest to do końca prawda. Wiedział że nieszczęście dotykają ludzie w nierówny sposób - bogaty mniej odczuje pożar domu niż biedny - odbudowa przecież kosztuje, a to biednemu będzie trudniej wyłuskać na to pieniądze. Tak samo choroba, łatwiej leczyć się tym, którzy mają pieniądze - westchnął, gdyby traktować, że nieszczęścia nie omijają nikogo to wówczas to stwierdzenie miałoby sens, ale tak?
- Nie, w obliczu nieszczęścia nie ma równości, a dopiero śmierć traktuje wszystkich jednakowo - burknął pod nosem niezadowolony z tego stwierdzenia, dobrze wiedział, że to nieprawda i po prostu nie mógł siedzieć cicho w tej sprawie. Ale nie zamierzał wdawać się w dysputy filozoficzne na samym środku pokątnej, westchnął i rzucił jeszcze ostatnie spojrzenie na rudowsłosego. - Następnym razem naprawdę uważaj jak niesiesz coś niebezpiecznego i miej to odpowiednio zabezpieczone - rzucił jeszcze, żeby ten nie zapomniał najważniejszej nauczki z dzisiejszego wydarzenia a potem kiwnął mu głową i też skierował się w swoją stronę. Tylko, że nie tam gdzie zmierzał, musiał teraz wrócić do domu i się przebrać w całe ubrania, nie będzie przecież chodził w dziurawych rzeczach.

Zerknął jeszcze na zegarek i jęknął. Pięknie, teraz to na pewno się spóźni, przyspieszył kroku, bardzo dobrze, że mieszkał całkiem niedaleko i nie musiał gonić przez połowę Pokątnej, żeby zmienić koszule i spodnie.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Rodolphus Lestrange (1578), Thomas Figg (1492)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa