14.09.2024, 20:04 ✶
Był to jej pierwszy miesiąc w Londynie, także ze wszystkich sił starała się trzymać z dala od kłopotów. Nie chciała przyprawiać ojca o zawrót głowy, a z pewnością nie teraz, gdy świeżo co opuściła Norwegię.
Mimo, iż nieraz bywała w Londynie, to wciąż nie potrafiła przyzwyczaić się do bełkotu Brytyjczyków na ulicach. Czuła się nieswojo, mimo że rozumiała wszystko co mówią.
Tego dnia wybrała się na małą wycieczkę. Nie miała konkretnego celu, jednakże ten nigdy nie był jej potrzebny.
Uwielbiała się włóczyć bez celu, chociaż zazwyczaj wybierała na swoje wędrówki miejsca uchodzące za te bezludne. Norweskie klify były czymś co od dziecka budziły w niej pokłady ciepła, a do których teraz mogła jedynie wzdychać z utęsknieniem.
Niemalże od rana, zaraz po opuszczeniu rodzinnej kamienicy, czuła na sobie wzrok.
Z początku starała się zbagatelizować ów uczucie, wmawiając sobie szaleństwo.
Jednakże po pewnym czasie, gdy ów wrażenie nie zamierzało zniknąć, dziewczyna zaczęła baczniej przyglądać się otoczeniu.
Niezależnie w którą stronę się udała i jakie fikołki logiczne by nie zaliczyła przy tym, robiąc niejako kółka wokół budynków, w jej najbliższym otoczeniu pozostawała jedna niezmienna - był to krępej budowy mężczyzna o mordzie raczej zakazanej wątpliwej urodzie.
Nie czuła strachu, raczej frustrację spowodowaną poczuciem związanych rąk.
Szła dalej, a On za nią, na nic było odwiedzanie budynków, gdyż urokliwy jegomość albo czekał na zewnątrz, albo wchodził do środka za nią.
W duszy próbowała się uspokoić, aby to nie zrobić niczego głupiego.
Wyszła pośpiesznie z perfumerii, śpiesznym krokiem obierając pierwszy lepszy kierunek, tym samym nieświadoma niczego blondynka z zapałem ruszyła drogą prowadząca na ulice śmiertelnego Nocturna.
Mężczyzna również przyśpieszył, skracając znacznie dystans jaki ich dzielił. Chwycił dziewczynę za przedramię, zmuszając ją do zatrzymania się.
-Wybaczy Panienka, ale my się chyba nie znamy… - urwał, gdy dziewczyna wyrwała rękę spod jego uścisku.
Jej błękitne tęczówki zapłonęły chęcią mordu. Drobne dłonie zacisnęły się w piąstki, a sama dziewczyna walczyła z rosnącym przypływem gniewu.
Uniosła wzrok na swojego prześladowcę
-Wybaczy Pan, ale najwyraźniej Pan się zapomniał - mruknęła nonszalancko, przełykając jad, który usilnie próbował wydostać się z jej ust.
-Panienka nowa? ja chętnie oprowadzę - mruknął ochrypłym, nieprzyjemnym dla uszu głosem.
Tak bardzo marzyła, by chociaż na chwilę zapomnieć o obietnicy złożonej ojcu, mogłaby wtedy zamienić jego paskudne lica w papkę.
Chciała uciąć dyskusje, zanim przyjdzie jej utopić się we własnym jadzie.
-Do pańskiej świadomości, proszę pana, właśnie idę na spotkanie z narzeczonym, a on nie byłby szczególnie zachwycony pańskim widokiem - wyznała z wyższością, chowając wszystkie możliwe bluzgi do kieszeni.
-Ah tak? - zagaił, upewniając się jaki Mulciber obrała kierunek - i samą panią puścił?
-To chyba nie pańska sprawa - Dziewczyna skrzywiła się nieznacznie.
-Ja chętnie panienkę odprowadzę, tam jest niebezpiecznie
Scarlett obejrzała się za siebie. Brawo idiotko. Wymyśliłaś sobie narzeczonego to teraz szyj z tego co masz.
-Bardzo pan miły, ale tak się składa, że… o! widzę go- rzuciła pośpiesznie, gdy jasne tęczówki dostrzegły możliwego kandydata.
Chłopak o jasnych włosach i bystrym spojrzeniu, które zdawało się móc kraść dusze.
Scarlett obróciła się na pięcie, z prędkością światła skróciła dystans jaki dzielił ją od nieświadomego niczego Baldwina, rujnując prawdopodobnie jego najbliższe plany.
-Niespodzianka! - rzuciła miękkim, melodyjnym głosem. Pochwyciła jego policzki i nim ten zdążył by zaprotestować, jej miękkie wargi łakomie wpiły się w jego usta, trwając tak krótką chwilę, aby w kolejnej uwiesić się na szyi blondyna
-Tęskniłam za tobą.. - mruknęła z wyrzutem, aby dodać ciszej.
-Bardzo cię przepraszam, ale ten kutas nie chce dać mi spokoju, a ja muszę być grzeczną dziewczynką i nie mogę go wykastrować - szepnęła, owiewając jego ucho gorącym oddechem. W duszy modliła się, aby chłopak jej nie odtrącił. Czuła się głupio, aczkolwiek nie z powodu swojego nie do końca moralnego wybryku, a za sprawą tego, że zwyczajnie musiała na kimś polegać.
Prawdopodobnie gdyby była świadoma komu zawisła na szyi, racząc go czułościami, wiedziałaby że dopiero teraz igrała z ogniem.
Mimo, iż nieraz bywała w Londynie, to wciąż nie potrafiła przyzwyczaić się do bełkotu Brytyjczyków na ulicach. Czuła się nieswojo, mimo że rozumiała wszystko co mówią.
Tego dnia wybrała się na małą wycieczkę. Nie miała konkretnego celu, jednakże ten nigdy nie był jej potrzebny.
Uwielbiała się włóczyć bez celu, chociaż zazwyczaj wybierała na swoje wędrówki miejsca uchodzące za te bezludne. Norweskie klify były czymś co od dziecka budziły w niej pokłady ciepła, a do których teraz mogła jedynie wzdychać z utęsknieniem.
Niemalże od rana, zaraz po opuszczeniu rodzinnej kamienicy, czuła na sobie wzrok.
Z początku starała się zbagatelizować ów uczucie, wmawiając sobie szaleństwo.
Jednakże po pewnym czasie, gdy ów wrażenie nie zamierzało zniknąć, dziewczyna zaczęła baczniej przyglądać się otoczeniu.
Niezależnie w którą stronę się udała i jakie fikołki logiczne by nie zaliczyła przy tym, robiąc niejako kółka wokół budynków, w jej najbliższym otoczeniu pozostawała jedna niezmienna - był to krępej budowy mężczyzna o mordzie raczej zakazanej wątpliwej urodzie.
Nie czuła strachu, raczej frustrację spowodowaną poczuciem związanych rąk.
Szła dalej, a On za nią, na nic było odwiedzanie budynków, gdyż urokliwy jegomość albo czekał na zewnątrz, albo wchodził do środka za nią.
W duszy próbowała się uspokoić, aby to nie zrobić niczego głupiego.
Wyszła pośpiesznie z perfumerii, śpiesznym krokiem obierając pierwszy lepszy kierunek, tym samym nieświadoma niczego blondynka z zapałem ruszyła drogą prowadząca na ulice śmiertelnego Nocturna.
Mężczyzna również przyśpieszył, skracając znacznie dystans jaki ich dzielił. Chwycił dziewczynę za przedramię, zmuszając ją do zatrzymania się.
-Wybaczy Panienka, ale my się chyba nie znamy… - urwał, gdy dziewczyna wyrwała rękę spod jego uścisku.
Jej błękitne tęczówki zapłonęły chęcią mordu. Drobne dłonie zacisnęły się w piąstki, a sama dziewczyna walczyła z rosnącym przypływem gniewu.
Uniosła wzrok na swojego prześladowcę
-Wybaczy Pan, ale najwyraźniej Pan się zapomniał - mruknęła nonszalancko, przełykając jad, który usilnie próbował wydostać się z jej ust.
-Panienka nowa? ja chętnie oprowadzę - mruknął ochrypłym, nieprzyjemnym dla uszu głosem.
Tak bardzo marzyła, by chociaż na chwilę zapomnieć o obietnicy złożonej ojcu, mogłaby wtedy zamienić jego paskudne lica w papkę.
Chciała uciąć dyskusje, zanim przyjdzie jej utopić się we własnym jadzie.
-Do pańskiej świadomości, proszę pana, właśnie idę na spotkanie z narzeczonym, a on nie byłby szczególnie zachwycony pańskim widokiem - wyznała z wyższością, chowając wszystkie możliwe bluzgi do kieszeni.
-Ah tak? - zagaił, upewniając się jaki Mulciber obrała kierunek - i samą panią puścił?
-To chyba nie pańska sprawa - Dziewczyna skrzywiła się nieznacznie.
-Ja chętnie panienkę odprowadzę, tam jest niebezpiecznie
Scarlett obejrzała się za siebie. Brawo idiotko. Wymyśliłaś sobie narzeczonego to teraz szyj z tego co masz.
-Bardzo pan miły, ale tak się składa, że… o! widzę go- rzuciła pośpiesznie, gdy jasne tęczówki dostrzegły możliwego kandydata.
Chłopak o jasnych włosach i bystrym spojrzeniu, które zdawało się móc kraść dusze.
Scarlett obróciła się na pięcie, z prędkością światła skróciła dystans jaki dzielił ją od nieświadomego niczego Baldwina, rujnując prawdopodobnie jego najbliższe plany.
-Niespodzianka! - rzuciła miękkim, melodyjnym głosem. Pochwyciła jego policzki i nim ten zdążył by zaprotestować, jej miękkie wargi łakomie wpiły się w jego usta, trwając tak krótką chwilę, aby w kolejnej uwiesić się na szyi blondyna
-Tęskniłam za tobą.. - mruknęła z wyrzutem, aby dodać ciszej.
-Bardzo cię przepraszam, ale ten kutas nie chce dać mi spokoju, a ja muszę być grzeczną dziewczynką i nie mogę go wykastrować - szepnęła, owiewając jego ucho gorącym oddechem. W duszy modliła się, aby chłopak jej nie odtrącił. Czuła się głupio, aczkolwiek nie z powodu swojego nie do końca moralnego wybryku, a za sprawą tego, że zwyczajnie musiała na kimś polegać.
Prawdopodobnie gdyby była świadoma komu zawisła na szyi, racząc go czułościami, wiedziałaby że dopiero teraz igrała z ogniem.