• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton Las Wisielców [15.08.72] Czy boisz się ciemności?

[15.08.72] Czy boisz się ciemności?
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#1
17.09.2024, 20:19  ✶  
Ciemność w Little Hangleton zawsze zdawała się Cathalowi głębsza niż w jakimkolwiek innym zakątku Anglii. Nie chodziło o Londyn i jego światła, przytłumiające gwiazdy. Dotyczyło to każdego innego miejsca, także niby tak podobnej Doliny Godryka (podobnej, różnej, odbicia w krzywym zwierciadle…). Było w tym coś więcej – coś, co przywodziło mu na myśl najciemniejsze z egipskich grobowców, wypełnione magią, której wtedy nie uważano za ciemną, a która i tak zdawała się czarna i lepka na podobieństwo smoły.
Lubił noce w Little Hangleton.
Nienawidził nocy w Little Hangleton.
Dusił się tego wieczora w domu Isabelli Gaunt, który – powoli – zaczynał w jego głowie stawać się domem Ulyssesa Rookwooda. (Powoli, bardzo powoli: znikały ślady obecności matki, gipsowe króliki, zasłonki w węże, paskudne obicia, ale Shafiq widział ją tam, słyszał jej głos, i zastanawiał się czasem, czy gdy pozbędą się już wszystkich pamiątek, starych mebli, kolorów, ten głos wreszcie zamilknie, jeden z wielu, odzywających się w jego głowie.) Wyszedł wprost w noc, z papierosem w jednym ręku, i smyczą w drugim, prowadząc na niej ogromnego psa, który trafił tutaj w wyniku splotu bardzo dziwnych i wciąż dla Cathala nie do końca zrozumiałych okoliczności. Wędrował w stronę lasu, nie przejmując się mrokiem, rozpraszanym tylko przez rozjarzony koniec papierosa: drogę znał w końcu na pamięć.
Pamięć zdradziła go po raz kolejny.
Nie dlatego, że źle zapamiętał drogę. Nie dlatego, że zbłądził ścieżkę. Zapadł się we wspomnieniach z Little Hangleton, z posiadłości Gauntów, z Lasu Wisielców, tak głęboko, że nie zauważył nawet momentu, w którym smycz wyślizgnęła się z ręki, a Cavall runął gdzieś w krzaki w pogoni za jakimś nocnym zwierzakiem.
Cholernie, cholernie blisko Lasu Wisielców, w którym łatwo było natknąć się na duchy, żywe trupy, mordercze drzewa i zapewne wszystkie te rzeczy, o jakich mugole pisali w horrorach. Nie tak daleko od wierzby wisielców, pod którą regularnie działy się różne dziwne rzeczy. Wprawdzie nikt nie wspominał o tym, by coś tam zżerało psy, ale to mógłby być ten pierwszy raz. Shafiq zamarł dosłownie na ułamek sekundy, a potem papieros wypadł mu z dłoni prosto w błoto. Zaklął wściekły na siebie i na psa, i wpadł w rośliny w ślad za zwierzakiem, potężnie zbudowany, jasnowłosy mężczyzna, w bardzo nieporządnych i bardzo nieczarodziejskich ciuchach.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#2
17.09.2024, 21:45  ✶  
Miejsce tak martwe, a jednocześnie tak bardzo tętniące życiem. Już dawno temu uświadomiła sobie, że towarzystwo duchów jest o wiele bardziej atrakcyjne od interakcji z żywymi.
A las, krwiożerczy las wisielców stał się jej opoką. Miejscem oderwanym od szarej rzeczywistości i niezbyt interesujących dramatów, jakie rozgrywały się pod rodzinnym dachem.
Był cząstką tego co przyszło jej opuścić wraz z wyjazdem z Norwegii.
No i był blisko terenów zielonych, dzięki czemu mogła polować. No może nie tyle ona, co jej sokół. Wolała, aby robił to w kontrolowanych warunkach na jakieś zające, aniżeli na koty sąsiadów. Szczególnie, że mieszkali w tej mniej magicznej części Londynu.
Zazwyczaj po polowaniu wybierali się do lasu, tak było i tym razem.
Był środek nocy, a ona w towarzystwie Solvena, oraz cytrynówki wziętej od siostry, miała zamiar podelektować się uczuciem niepokoju, które wywoływało to miejsce.
Nieśpiesznie przechadzała się między drzewami, szukając jakiegoś skarbu. Pamiątce po nieszczęśniku, który skory będzie opowiedzieć jej swoją tragiczną historię, umilając jej czas.
Śmierć, tak piękne zjawisko - życie, tak kruche i ulotne. Przeplecione wstążką czasu.
Jej wzrok utkwił na czerwonej nici przywiązanej do jednej z gałęzi. Wyciągnęła dłoń, chcąc jej dotknąć, gdy nagle usłyszała szelest.
Nie, wróć, to nie był szelest. Coś zmierzało w jej stronę, kotłując się przez zarośla.
Powoli się wyprostowała, wbijając spojrzenie w źródło dźwięku, które z każdą sekundą stawało się głośniejsze.
-Shh... - uniosła dłoń, chwytając swojego nastroszonego sokoła za dziób
- Śmierć lubi ciszę...
Ku jej zdumieniu z krzaków wyłonił sie pies. Chociaż początkowo, gdy go zobaczyła, sądziła że to wilk.
-Pies - poinformowała samą siebie, widząc bydle przed sobą. Całkiem same. Westchnęła, omiatając spojrzeniem otoczenie.
Stary ją zapierdoli jeśli przyprowadzi psa, ale nie mogła przecież zostawić go w tym miejscu.
Zerknęła kontrolnie na zwierzę
-Witaj skarbie.. - rzuciła, a na jej usta wpłynął zaczepny uśmiech. Jasne tęczówki lustrowały psiaka spojrzeniem. Nie był ani wychudzony, ani zaniedbany. W dodatku ciągnął za sobą smycz - Widzę, że ty również masz niebanalny gust... ale chyba będziemy musieli Cię odprowadzić do domu...- mówiła spokojnym głosem, stając do psa bokiem, aby ten mógł poczuć się pewniej. Jeśli nie był zbyt nerwowy, nawet wyciągnęła ku niemu dłoń. Jednak nie po to aby go pogłaskać, a by psina mogła ją powąchać, zaznajamiając się z nowym zapachem.
Kolejny szelest liści. Dzisiejszego dnia las wisielców stał się niezwykle tłoczny. Zwróciła wzrok w kierunku dźwięku, chwilę później dostrzegając mężczyznę.
Buźkę ma ładną, szkoda tylko że mugol - stwierdziły zniesmaczone myśli, lustrując nieznajomego jasnym, wręcz lazurowym spojrzeniem.
-Płoszy mi pan zmarłych, właśnie wzywamy przodków puszka - mruknęła, skinowszy głową na psa, zaraz wsuwając do ust papierosa. To się porobiło. Wielki pies i równie wielki właściciel. Co prawda on był mugolem, a ona potrafiła dać po mordzie, dlatego nie czuła strachu. Zawsze mogła popraktykować czarną magię, lub zginąć. Żaden ze scenariuszy nie brzmiał jakoś przerażająco.
Wyciągnęła papierośnicę w kierunku nieznajomego. Była drobną blondynką o alabastrowej cerze i długich włosach. Odziana w czerń. Buty, spodnie, koszula i coś na wzór narzutki z kapturem, a także kapelusz. Na jej prawym ramieniu siedział sokół, lustrując nieznajomych niepewnym, bojowym spojrzeniem.
-Wietrznie dziś, nieprawdaż? - na jej usta wpłynął szelmowski uśmiech. Niezależnie czy się poczęstował czy nie, dziewczyna schowała papierośnicę, wyciągając zapalniczkę, którą odpaliła papierosa - Ciekawe kto sie powiesił...
Może uzna, że jest szalona. Może mimo swoich rozmiarów się wystraszy. Nie wyglądał na tchórza, ale kto tam wie.
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#3
18.09.2024, 23:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.09.2024, 23:42 przez Cathal Shafiq.)  
Pies zawarczał, raczej nie warkotem zwiastującym rychłe ugryzienie, a sugerującym, że jest Bardzo Groźnym Zwierzakiem, Więc Proszę Się Nie Zbliżać, Bo Będę Się Bronił. Warkot wprawdzie umilkł, gdy nie nastąpiły żadne gwałtowne ruchy, ale wciąż zdawał się zachowywać ostrożność.
A chwilę później z krzaków faktycznie wyłonił się jego właściciel.
- Kavall, ty proklyataya tvar' – warknął, wypadając spomiędzy roślinności. Dostrzegł kątem oka dziewczynę, ale w pierwszej kolejności pochwycił za smycz zwierzaka i pociągnął, zmuszając, aby stanął przy jego nodze. Zwierzak uczynił to nawet chętnie, a potem… pies zaczął merdać ogonem, najwyraźniej uznając, że skoro pan już jest i go obroni, może zacząć być przyjacielski. Dopiero potem mężczyzna spojrzał na blondwłose widmo, stojące w ciemnościach lasu.
Mogła być jednym z wielu duchów Little Hangleton: ale Cathal Shafiq nie bał się duchów.
Spędził dostatecznie wiele czasu w Peru, Egipcie i przy irlandzkich kurhanach, i dostatecznie wielu ludzi w życiu stracił, aby zjawy nie wzbudzały w nim lęku, przynajmniej póki nie zaczynały bawić się umysłem. Nie bał się zresztą wielu rzeczy – jego strach miał szalone oczy Isabelli Gaunt, uśmiech ojczyma i głos Salazara Slytherina, ale nie obcych ludzi w lesie, nie wisielców dyndających na drzewach, nie jakiejś walki. Scarlett mogła być mugolką, a wtedy była zupełnie nieszkodliwa: mając dobre dwa metry i parę mordobić za sobą niezbyt się bał, że niewysoka panna dałaby sobie z nim radę. Mogła być czarodziejką, a wtedy… też chyba mało był przejęty taką możliwością.
– Jeśli są tak nieśmiali, że uciekają na mój widok, i tak nie warto z nimi gadać – stwierdził, dość obojętnie, a potem patrzył na nią przez chwilę: długi moment, nie robiąc żadnego gestu ku papierośnicy, nie odzywając się. Zawieszenie, wywołane chorobą, przeciążenie, gdy przez chwilę zamiast Scarlett Mulciber widział twarz Cassiopei, jej wielkie oczy, gdy słyszał wszystko, co plotła o duchach, i gdy myślał, że właściwie to chyba trzymał Jamila Anwara w zespole, bo on jak na wywoływacza był bardzo przyziemny.
Nie znał jej, był pewien, że nigdy się nie spotkali, ale i nic zaskakującego. Wyglądała na o wiele młodszą od niego.
– Mam własne – powiedział w końcu, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. – Jeśli ktoś się powiesił, to był to bez wątpienia jakiś idiota. Nasza czy mugol? – spytał krótko, niezbyt przejęty, że może przy niemagicznych tak gadać nie powinien: wszak żaden mugol nie zrozumiałby, o czym mówił – ot uznałaby go za wariata, a co go obchodziło, co sądzi o nim sąsiedztwo? Jego matka i tak doczekała się nienajlepszej sławy w okolicy przed laty. Nie żeby Cathal się dziwił.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#4
23.09.2024, 21:28  ✶  
Jej uwagę szybko przykuł zwrot, który padł, gdy ten wyłaniał się z roślinności. Brzmiał egzotycznie, a to z kolei budziło ciekawość. Cokolwiek powiedział, nie brzmiało znajomo, jednakże pies zdawał się zareagować.
W dodatku nastawienie futrzaka uległo drastycznej zmianie od momentu w którym pojawił się jego właściciel - nie miała wątpliwości co do ich znajomości. Futrzak ewidentnie czuł się przy nim zarówno pewnie, co bezpiecznie, stając się o wiele bardziej towarzyski.
Na jej usta wpłynął szelmowski uśmiech, gdy padło stwierdzenie o nieśmiałości duchów
-Aj, Malusi, chyba jesteś zbyt skromny. Widziałeś się w lustrze? - zagaiła, mrużąc ślepia, tym samym nadając im kociego wyrazu - Wzrostu matka natura ci nie poskąpiła... - stwierdziła nieco rozbawiona. Chwilową ciszę przerwał metaliczny stukot, gdy Scarlett szturchnęła palcem zamknięcie zapalniczki, które wróciło na swoje pierwotne miejsce.
Skupiła na nim wzrok, gdy zdawał się skamienieć. Zrobiła coś nie tak? Był zagorzałym przeciwnikiem palenia czy jaki chuj?
Uniosła delikatnie brew, gdy wrócił do żywych, zaraz chowając papierośnicę. Miał swoje. To znaczy, że palił, a absurdalna teoria jakoby był przeciwnikiem palenia mogła bez skrupułów wylądować w koszu.
-Raczej tchórz, chociaż kto wiee... - wymruczała, zastanawiając się nad losem wisielca - Niektórzy potrafili się szarpnąć, gdy w grę wchodziły pieniądze... -zerknęła na niego, a na jej usta na powrót wpłynął kpiący uśmiech.
-Ya know, za drzwiami bieda, a rodzinka w przypadku zgonu mogła liczyć na finansowe wsparcie. Taka niskobudżetowa wersja Prometeusza - zaciągnęła się papierosem, przenosząc wzrok na czerwoną nitkę. Była już stara, a szkarłatny kolor zdawał się dawno zblednąć.
-Poza tym niekiedy pierdolą sensowniej niż żywi... i nie udają, bo nie mają już ku temu powodu...- Zerknęła na niego, gdy do jej świadomości dotarło pytanie. Jej usta wykrzywiły się w niejakim niezadowoleniu
-Wiesz, jak chciałeś mnie obrazić to Ci się udało - mruknęła z niejakim zniesmaczeniem. Przynajmniej wiedziała, że On sam mugolem nie był. Ot plus sytuacyjny. Jak to było... myśl pozytywnie, a... coś tam było dalej.
- Z twojego pytania wnoszę, że ty również do mugoli nie należysz... - dodała zaraz, zaciągając się papierosem. To dobrze, szkoda by był mugolem, zmarnowałby się.
-To co... śpieszysz się do domu, czy może... - uniosła flaszkę cytrynówki, którą zabrała ze sobą na wyprawę tej nocy. Ah jak dobrze mieć siostrę, która pędzi bimber i robi nalewki. Uśmiechnęła się  zawadiacko - dasz się skusić na nocne bajdurzenie o niczym przy dobrej naleweczce? Co prawda kubków nie przewidziałam, ale chorób nie roznoszę - zaśmiała się cicho - To jak, Malusi? Możemy potem obczaić co, a raczej kto, się kryje na końcu drogi - skinęła głową w kierunku czerwonej nici, której jeden koniec był przywiązany do gałęzi, zaś drugi prowadził w głąb lasu.
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#5
25.09.2024, 12:25  ✶  
– Raz czy dwa – skwitował, równie obojętnie co wcześniej. Nie miał pewności, czy tym Malusim chciała go obrazić, czy po prostu pokazać bezczelność, ale za stary był na to, aby choćby trochę się tym przejąć. – Duchy nie boją się żywych.
Wydmuchał kłąb dymu, jednocześnie mocniej owijając smycz wokół drugiej ręki, by utrzymać Cavalla przy nodze i nie dać się mu przypadkiem puścić pomiędzy drzewa. To był Las Wisielców. Cathal spędził w jego cieniu pięć letnich sezonów jako gówniarz, a potem wracał tu dostatecznie często, aby wiedzieć, że to miejsce jest przeklęte. Zarówno w dosłownym, jak i metaforycznym sensie. Krew, czarna magia i negatywne emocje wniknęły w ziemię i karmiły tutejsze drzewa.
– W przypadku samobójstwa traci się ubezpieczenie – odparł automatycznie, gdy pamięć usłużnie podsunęła odpowiedni ustęp przepisów. – I nie wieszaliby się wtedy w centrum lasu, gdzie nikt nie znajdzie ciała i nie udowodni śmierci.
Tchórzostwo? Zaciągnął się znowu, spojrzenie na moment koncentrując na towarzyszącym jej zwierzaku. Czasem tak. Nawet dość często tak. Ale widział w życiu dostatecznie wiele, aby zdawać sobie sprawę z tego, że czasem był to akt ostatecznej ucieczki przed upodleniem.
Miał nadzieję, że starczy mu zdrowych zmysłów i odwagi na to, aby skoczyć z jakichś klifów, gdy zacznie ogarniać go szaleństwo Slytherina. Wieszanie się brzmiało jak powolna i paskudna śmierć.
– Naprawdę? Spotykaliśmy zupełnie inne duchy.
Te z którymi miewał do czynienia tkwiły tutaj, bo nie umiały odrzucić tego, kim byli. Jęcząca Marta wciąż przeżywała dawne upokorzenia, Baron spowijał okolicę szronem, gdy ktoś pytał, skąd jego łańcuchy, Gruby Mnich wciąż próbował prawić kazania. Te starsze duchy w obcych językach splatały historię widzianą własnymi oczyma, nic nie mającą wspólnego z tym, jak świat wyglądał teraz, jak postrzegano moralność i historię, ukrywając to, co było dla nich niewygodne i Cathal czasem miał ochotę podsumować to jako pierdolenie.
Jego wzrok przesunął się wzdłuż wyblakłej nici, zawędrował w ciemność pomiędzy drzewami.
– Mogę ci powiedzieć, co czeka na końcu nici. Pułapka.
W Lesie Wisielców nie bywało inaczej. Albo ktoś zostawił tę nić z nadzieją, że kogoś zwabi w niebezpieczne miejsce – albo sam chciał użyć jej niby Jason nici Ariadny, ale zawędrował gdzieś, gdzie znalazł śmierć, i czerwień nigdy nie sprowadziła go z powrotem do domu.
– W tę stronę idzie do Zagajnika Zaklętych Drzew.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#6
25.09.2024, 15:02  ✶  
Na jego pierwsze stwierdzenie na jej usta wpłynął szelmowski uśmiech.
-Cóż... to prawda - przyznała. To zwykle działało odwrotnie. Chociaż nie zawsze. Zgadywałaby, że to mugole zwykli najbardziej się bać, a jednak były to tylko puste przypuszczenia nie oparte żadnymi dowodami.
Pewnie dlatego, że z mugolami nie miała zbyt dużo do czynienia zarówno domu, co i w szkole - Dumstrang nie przyjmował takich do siebie, a jej rodzina od urodzenia zaszczepiała w niej niechęć do tej grupy.
-Jeśli udowodni się samobójstwo, tak. Chyba, że nie można wykluczyć udziału osób trzecich i sprawa zmienia swój charakter - zaciągnęła się papierosem - Chociaż wtedy człowiek się nie wiesza...- podsumowała melodyjnie.
Zerknęła na niego
-a to nie tak, że po dyszce mogą uznać cię za osobę zmarłą, jeśli ślad po tobie zaginął? - Wpadła w krótką zadumę, mrużąc ślepia. Troche długo na upominanie się o ubezpieczenie. Spojrzała na niego
-No właśnie... po co. Trochę takie robienie kurwy z logiki. Obrona mogłaby usiłować ulepić coś z tego. Może linia obrony dość kiepska i potrzebowaliby chociażby poszlak, że ktoś jeszcze maczał w tym paluchy...
Tego typu scenariusz nie napawał optymizmem, ale jedynie sprawiał, że był ciekawszy
-A ty? Jakbyś miał się na moment wcielić w adwokata takiej świeżej wdówki, która potrzebuje pieniędzy z ubezpieczenia, ale jej mąż powiesił się w głębi lasu i próbujesz udowodnić, że to nie samobój. Jak byś zbudował narracje? - Lubiła tego typu gry, nie wiedziała tylko czy on również. Brzmiał jakby wiedział to i owo, a snucie tego typu historii wydawało się nieco bardziej interesujące, aniżeli rozmowa o pogodzie.
Ponownie na niego spojrzała, gdy temat wrócił do duchów. Brzmiał jakby wiedział znacznie więcej niż mówił. Nie, żeby krył się ze swoją wiedzą, po prostu nie był zbyt wylewny.
-Może...- wymruczała w zadumie - Zależy jak stare były te z którymi rozmawiałeś. Inaczej mówi ten co kipnął tydzień wcześniej, a inaczej ten co zmarł dekadę i tak dalej, nie? Czas jest dla żywych... - wychwyciła jego spojrzenie- czy jakoś tak... - nie milczała jednak długo, gdyż w jej głowie już ułożył się szereg pytań.
-Mówisz, że widywałeś duchy... - podjęła - Tak z przypadku czy jednak z zawodu? - dodała. W sumie nigdy nie spotkała mężczyzny, który wywoływał bądź egzorcyzmował. A z pewnością nie takiego. Zawsze musiał być ten pierwszy raz. No chyba, że miał po prostu szczęście do spotykania takowych. A może prawda była zupełnie inna. Wróżyć nie umiała, co najwyżej kłamać, ale to w tym przypadku nie pomagało.
Jej wzrok przeniósł się w kierunku nici, a usta wykrzywiły się w niejakim niezadowoleniu. Chyba nie tego się spodziewała.
-pułapka? - mruknęła niejako tracąc zainteresowanie - Naiwna ja...W Norwegii zdarzało mi się widzieć w lesie podobne, rzadko ale jednak. Zwykle zostawiali je samobójcy. Zainspirowani odległą kulturą, zostawiali nitki na wypadek gdyby mieli zwątpić, aby móc wyjść z lasu, lub... - przeniosła na niego wzrok - aby ktoś kiedyś odnalazł ich ciało, czasem list i mógł ich pochować. - Z wolna podążyła wzrokiem w kierunku głębi lasu
-Zagajnik zaklętych drzew - powtórzyła za nim - Nie byłam. Pewnie za niewinną nazwą kryje się znacznie mniej niewinne wnętrze, co? - Spojrzała na niego - Mieszkasz gdzieś niedaleko? Masz godną podziwu orientacje w terenie. - stwierdziła. Teoretycznie obecność psa jasno to sugerowała, z drugiej strony ona sama stąd nie była, a stała z sokołem na ramieniu.
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#7
27.09.2024, 13:13  ✶  
Cathal nie mógł powiedzieć, że nie lubi mugoli. Nie mógł też powiedzieć, że ich lubi. Byli gdzieś tam obok, bywali irytujący – jak wtedy, gdy na wykopaliskach trzeba było uważać, by nie zdradzić się przed pracującą w pobliżu ekipą niemagiczną – i bywali przydatni, bo nie mógł zaprzeczyć, że niektóre ich dokonania choćby archeologiczne były godne podziwu. Zwykle po prostu ich ignorował. Nie obchodzili go, dopóki nie wchodzili mu w drogę i dopóki natarczywy głos w głowie nie domagał się, aby zrobić im krzywdę.
Dlaczego miałby tracić czas na nienawiść wobec kogoś, kto jawił się mu jako ślepiec?
Cathal milczał, bo i Scarlett sama sobie odpowiedziała na te wątpliwości, które mógłby wyrazić – że kiedy wisisz na drzewie, są spore szanse na udowodnienie samobójstwa i że czekanie na wypłatę pieniędzy przez dekadę jest opcją raczej dla cierpliwych. Dopalił papierosa, a potem rzucił go na ziemię i rozdeptał starannie, choć i wątpił, by w Lesie Wisielców naprawdę mógł wybuchnąć pożar.
– Gdybym chciał budować takie narracje, zostałbym prawnikiem – stwierdził, bo akurat on w gry tego typu wchodził bardzo rzadko, a sama myśl o byciu prawnikiem, o nabijaniu sobie pamięci setkami precedensów i kruczków prawnych, o spędzaniu życia w biurze i w szacie typowej dla ludzi z kancelarii Crouchów czy Wizengamotu, sprawiała, że sam nabierał gwałtownej ochoty do powieszenia się na najbliższej gałęzi. – Wdówka będzie musiała wziąć los w swoje ręce i poradzić sobie bez męża.
Dziewczyna, sądząc po tym, jak chętnie wspominała o duchach, albo była nimi zafascynowana, albo zajmowała się faktycznie wywoływaniem czy egzorcyzmami. W trochę innych warunkach Cal mógłby się tym nawet zainteresować – Jamil miał trudności w przystosowaniu się do życia w Anglii, z kolei Sebastian ostatnio nie mógł znaleźć dla nich czasu. Ale nawet Shafiq nie był na tyle szalony, aby rekrutować pracowników w środku Lasu Wisielców, nocą, w dodatku gdy ta potencjalna pracownica zdawał się ledwo odrastać od ziemi. Nie był nawet pewien, czy skończyła szkołę.
– Z obu. Nie jestem wywoływaczem, jeśli o to pytasz. Rozumiem, że ty tak, skoro szukasz duchów w Lesie Wisielców późną porą.
Widywał duchy w Hogwarcie, a potem wielokrotnie przy okazji swojej pracy. Kręciły się nad rzeką Boyne, dziesiątki udręczonych dusz, ich obecność wyczuwało się w irlandzkich kurhanach, nawet jeśli się nie ujawniały, pojawiały się czasem i próbowały wypłoszyć niechcianych gości z grobowców egipskich królów. Rozmawiał z nimi, gdy przemawiały ustami Jamila Anwara, kiedy potrzebowali ustalić jakieś szczegóły podczas prac archeologicznych.
Widział cienie w domu Gauntów, które może nie były duchami w dosłownym sensie, ale pozostawały takimi dla niego, a jeden duch wciąż tkwił w jego głowie.
– Jeśli potrzebowali takiej nici, wiodącej do życia, nigdy nie powinni wchodzić do lasu po śmierć – podsumował. – Drzewa mówią tam ludzkimi głosami, a ich gałęzie potrafią sięgnąć po żywych. Jeżeli lubisz duchy, to miejsce dla ciebie, ale łatwo zostać tam na zawsze – podsumował bez emocji, spoglądając na nią jasnymi, chłodnymi oczyma. – Rodzina mojej matki pochodzi z Little Hangleton. Ty tu nie mieszkasz.
A poza tym nie był w stanie zapomnieć raz przebytej drogi albo raz zasłyszanej historii. Ale to był atut i słabość zarazem, Cal zaś ani jednymi, ani drugimi nie lubił chwalić się ludziom na prawo i lewo.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#8
06.10.2024, 15:29  ✶  
- A zamiast tego zostałeś? - pociągnęła temat, sięgając po kolejnego papierosa. Może raczyłby uchylić rąbka tajemnicy kim Pan mrukliwy został.
  W sumie auror by do niego pasował, w mundurze pewnie też byłoby mu do twarzy. Ciężko było dopasować go gdzie indziej, aniżeli do mundurówki. Wysoki, dobrze zbudowany, charyzmatyczny.
Zmierzyła go wzrokiem, starając się znaleźć jakąkolwiek wskazówkę. Na nic było szukać. Jedyne co wyłapało bystre spojrzenie, to brak obrączki, czyli brak żony i dzieci - no chyba, że był wdowcem, albo lubił żyć na kocią łapę.
Nie widziała żadnych sygnetów czy innych talizmanów, które mogłyby jakkolwiek ją nakierować na trop czegokolwiek. Beznadzieja.
-Być jestem, a czy szukam duchów... Poniekąd - przyznała, przenosząc wzrok na korony drzew - Jeśli znajdę coś interesującego to wywołam, a tak to...- uniosła nieznacznie dłoń, w której trzymała butelkę nalewki cytrynowej - delektuje się trunkami w akompaniamencie cierpienia i rozpaczy. Nie wywołuje za darmo pierwszego lepszego, aż tak mnie nie pojebało - wyznała z głupawym uśmiechem
- W tym lesie panuje przyjemny klimat - stwierdziła, nieznacznie przymykając ślepia.
Miejsce miało swój dziwny, niepokojący urok. Chłód mrożący krew w żyłach. Głuchą ciszę, a jednocześnie skowyt tysiąca rozdzieranych dusz. Poczucie osamotnienia, a jednak nieodparte wrażenie bycia obserwowanym.
- Tak blisko śmierci, tak daleko od życia...- korek ustąpił z cichym hukiem
- Poetyckie pierdolenie zaliczone - uśmiechnęła się złośliwie do samej siebie, po czym upiła łyka z butelki. Miejsce, którego się unika, ją pobudzało do życia. Cóż, najwidoczniej w jakiś sposób była pierdolnięta. Pierdolnięta, albo zmęczona. Chociaż jedno nie wykluczało drugiego.
-mam na myśli... lubię czuć niepokój. To pobudza adrenalinę.... - Wyznała zgodnie z prawdą. Lubiła czuć strach. Gdy stoisz nad przepaścią i od śmierci dzieli cię zaledwie kilka centymetrów. Uczucie adrenaliny, które przyjemnie rozlewa się po ciele, dodając energii, wyostrzając zmysły.
Słuchała tego co mówił z widocznym zainteresowaniem, szczególnie że tereny tutaj wydawały się nieco inne od tych, gdzie ówcześnie widywała wisielcze nitki.
-A Jednak życie nie zawsze działa w tak logiczny sposób, chociaż byłoby miło - stwierdziła, wodząc spojrzeniem za zagajnikiem. Jego słowa brzmiały jak zachęta. Tam jeszcze nie była i raczej nie byłoby najmądrzejszym iść tam z butelką nalewki. Chociaż nie, chodzenie tam samo w sobie wydaje się nie być najmądrzejszym pomysłem na świecie - bywałeś tam? - dopytała.
-Nie mieszkam - przyznała - chadzam tu niedaleko na polowania z sokołem, aby nie upolował żadnego kota czy dzieciaka sąsiadów... Zrobiłby się syf, na co mi to - ta, ostatnie czego chciała to dyskusje z jakimś przypadkowym mugolem na temat tego, że jej sokół porwał jej kota, mini psa, bachorka z wózka, czy inne zwierzątko. Wolała aby ten wyszalał się w okolicy nieco bardziej bezludnej i zielonej, łapiąc zające w jej asyście - więc chadzam sobie po polach, a jak zbliża się zmrok to zachodzę tu... - wyznała - W Norwegii miałam lepszy dostęp do terenów zielonych.
Jej spojrzenie na moment zatrzymało się na psie, poświęcając mu nieco dłuższą uwagę
-To twój jedyny futrzak? - zagaiła - Jak się wabi? - dodała. Teoretycznie wydawało jej się, że mogła słyszeć już imię zwierzęcia. Gdy się pojawił coś furczał w bliżej nieznanym języku. W sumie każde ze słów wypowiedzianych wtedy mogło być dla niej imieniem futrzaka.
Sama psy lubiła, chociaż nigdy takowego nie miała. Zgadywała, że nawet gdyby chciała to ojciec nie zgodziłby się na sierściucha. Może jak się wyprowadzi na swoje. Jednak pierw musiała na nowo poukładać sobie życie w nowym miejscu, w końcu był to jej pierwszy tydzień.
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#9
09.10.2024, 10:11  ✶  
Gdyby Cathal usłyszał, że wygląda na aurora, pewnie obraziłaby się śmiertelnie. Obrażał się bardzo rzadko, ale istniały takie obelgi, których po prostu nie szło tolerować – a ta z pewnością była jedną z nich. Aurorzy wykonywali rozkazy, a Cathal nienawidził wykonywać rozkazów (i pewnego dnia miało go to doprowadzić do szaleństwa, bo już więcej niż raz kazał Slytherinowi we własnej głowie iść się pierdolić). Byli częścią aparatu biurokratycznego, a chociaż podróżując Shafiq widział na własne oczy, do czego doprowadza tegoż brak, wciąż biurokracji i Ministerstwa nie lubił. A aurorów to już darzył szczególną niechęcią, ponieważ sam bywał na bakier z prawem i przedstawiciele prawa powinni go za to ścigać. A jak byli tacy, którzy na takie rzeczy przymykali oka, to jego zdaniem jeszcze gorzej – nie wykonywali swojej roboty, on zaś nie miał szacunku do tych, co idą do zawodu, w którym nie umieją sobie poradzić. Nie wspominając o tym, że w tej pracy to były też patrole, obstawianie nudnych imprez i cała masa rzeczy, którymi nigdy nie mógłby się zainteresować.
Prędzej rzuciłby się z klifu niż poszedł do Departamentu Przestrzegania Prawa.
– Kopę w ziemi – odparł bezczelnie i nawet przecież zgodnie z prawdą, bo pracował na wykopaliskach. – W akompaniamencie cierpienia i rozpaczy – powtórzył, jakby z odrobiną kpiny. Cathal był po prostu za stary, aby takie słowa zrobiły na nim wrażenie. Dla niego zresztą ci, co faktycznie mieli z cierpieniem i rozpaczą często do czynienia, rzadko o tym rozprawiali, zwłaszcza z nowo poznanymi osobami. A że na co dzień pracował w wiosce, której wszyscy mieszkańcy zginęli tragicznie, zapewne w związku z nekromantycznym rytuałem, miał za sobą prace w masowych grobach w Peru... to do atmosfery takich miejsc też nawykł. – Jeśli lubisz mordercze miejsca, to faktycznie.
Poczuł się stary. Bardzo stary, mimo tego, że czarodzieje mieli w zwyczaju w dobrym stanie dożywać setki. I to pomimo tego, że przecież sam nie cierpiał nudy – że ponieważ nudziło go niemal wszystko poza historią i to tą wykopaliskową, spędził prawie całe życie w obcych krajach, i mógł zrozumieć to umiłowanie adrenaliny.
– Byłem. Drzewo domagało się, żebym je zabił – powiedział krótko, bo i nie było to nic, co musiałby kryć. Zbłądził tam jako gówniarz, nie znający jeszcze lasu. Zbłądził tam i drugi raz, jako dorosły mężczyzna, i to najlepiej dla niego wskazywało na dziwną magię Zagajnika, bo zwykle nie zdarzało się mu zmylić raz zapamiętanych ścieżek. – Jedyny, i nie jest do końca mój.
Przyprowadził go tu w końcu jego przyjaciel. Żywe wspomnienie dziewczyny o ciemnych oczach i miłym uśmiechu, która tak nie pasowała do świata Rookwooda, ale sprawiła, że i on się uśmiechnął. Wszystko, co po niej zostało w życiu Ulyssesa.
– Cavall.
Dobre imię dla psa historyka z Anglii: mały okruch starej legendy, wrośniętej na dobre w e ziemie.
– Dobrych łowców z sokołem i duchami, wywoływaczko – powiedział, mierząc ją jeszcze uważanym spojrzeniem, zanim pociągnął Cavalla za smycz i ruszył z powrotem ku ścieżce, zamierzając wrócić do domu. W odróżnieniu do niej, nie szukał duchów. Miał wrażenie, że i tak otacza go ich zbyt wiele – ze wszystkich stron.
Postać opuszcza sesję
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#10
19.10.2024, 11:10  ✶  
W Akompaniamencie cierpienia i rozpaczy - poczuła rozbawienie, gdy powtórzył ów zdanie.
Niemniej jednak temat kopania zaintrygował. Grabarz? Stąd obeznanie. Nie. Ale ów pomysł był na tyle głupi, że nie przeszła obok niego obojęnie. Badacz? Nie, znaczy ... być może. A jednak mniej zabawne.
Czy było to istotne? Z pewnością nie. Czy potrzebna była jej ta wiedza? Otóż nie. Zgadywała, że więcej go nie zobaczy, więc nie było powodu aby zaprzątać sobie nim głowy.


Poznała imię psiny. Jedyny futrzak w życiu nieznajomego. Cóż, z jakiegoś powodu uznała, że historia pojawienia się zwierzęcia w jego życiu mogła być znacznie ciekawsza i mniej standardowa niż "kupiłem u hodowcy".
-Miło Cię poznać, Cavall - stwierdziła, zawieszając spojrzenie na psie.
Gdy jej uwaga wróciła do właściciela, blondynka skinęła głową na jego pożegnanie.
-Spokojnej nocy - odprowadziła go spojrzeniem, a gdy zniknął, przeniosła wzrok na swojego sokoła.
Może i nieznajomy byłby dobrym materiałem by zostać newsem w rozmowie, ale nie bardzo było o czym mówić. W sumie wiedziała tyle, że kopie w ziemi i ma psa. No i ma dwa metry. Czyli nic, nic co by nadawało się do plotkowania.
-No i co, Buciku? Chyba na nas też pora... Las Wisielców jest dziś wyjątkowo tłoczny - stwierdziła, miziając ptaka pod brodą. Było już późno, a jej ochota na poszukiwanie przygód minęła.


Koniec Sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Cathal Shafiq (2235), Scarlett Mulciber (2339)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa