23.10.2024, 09:23 ✶
Równo o godzinie ósmej spokój na dobre opuścił dom Tessy — ulotnił się pomiędzy trzaskającymi garnkami i formami do pieczenia; zręcznie wyminął panią Longbottom, która zaraz po wrzuceniu wypieków do piekarnika zabrała się za sprzątanie i czym prędzej czmychnął przez uchylone okno w kuchni.
Kobieta nierzadko miewała gości, ale nie zmieniało to faktu, że za każdym razem podejmowała sobie za cel, aby czuli się u niej tak, jak w domu. Dlatego krzątała się po parterze zaraz po zjedzeniu śniadania, choć Dora miała pojawić się dopiero około piętnastej.
Niestety już po kilku godzinach, gdy wyczyściła na błysk salon, a także jadalnię, w której miały głównie przesiadywać, napotkała ją mała przeszkoda. Pomiędzy machnięciem różdżką na rozłożenie nowego, świeżo wykrochmalonego obrusu, a przetarciem stołu, rozproszyła się.
Pokonały ją proste podręczniki. Były to inne egzemplarze od tych, które wcześniej podesłała młodej Crawford, ale nadal nosiły po sobie ślady czynnego użytkowania. Pamiętała jeszcze dokładnie, jak dostała je na święta na trzecim roku, gdy szepnęła ojcu parę słów odnośnie tego, że profesor Starożytnych Run po raz kolejny wyróżnił ją po oddaniu eseju. Trajkotała wtedy nieustannie o niesamowitości układów, a gdzieś pomiędzy tym i rysowaniem na serwetce przykładowych połączeń, wytoczyła na stół potężny wolumin Sylabariusza Spellmana. Bracia nie byli jednak pod wrażeniem, nie chwalili jej tak, jak robił to rodzic, a bardziej skupili się na przypomnieniu Tessie tego, że była po prostu… Kujonem.
Parsknęła ze złością pod nosem i przewertowała strony podręcznika, szukając i przy okazji zaznaczając starymi wizytówkami, stron, na które chciała zwrócić uwagę razem z Dorą. Była naprawdę ciekawa, co dziewczynie udało się osiągnąć przez te dwa tygodnie. Czy miała jakieś przemyślenia? A może kompletnie nie podłapała tematu?
Nie, była zdolną dziewczyną, więc Tessa pozostała w dobrej wierze.
Odłożyła książki na bok, wytarła krzesła po raz ostatni i skierowała się w stronę szafki z porcelaną. Wyciągnęła na dzisiaj jeden z jej ulubionych serwisów — delikatny, udekorowany w wrzosowe płatki i przeciągnięty złotem tuż przy krawędzi filiżanek i spodków.
Kiedy rozległ się dzwonek, a tuż po nim bardzo kulturalne pukanie, kobieta spojrzała przelotnie w stronę drzwi, aby zaraz potem zwrócić się w stronę Piernika, starego rudego kocura, który smacznie drzemał na jednym z foteli.
— Bądź tak dobry i idź ją przywitać, co? — Gadanie do kotów było tylko jedną z wielu rzeczy, które można było odhaczyć przy bingo starszej, zdziwaczałej ciotki. Nie mogła jednak uchodzić za zbyt pokręconą, bo Piernik, po krótkiej chwili ociągania, przeciągnął się i zeskoczył z siedziska. Podreptał leniwie w stronę sieni z uniesionym ogonem, miaucząc przeciągle, jakby w ramach powitania. — Dora, kochanie, otwarte!
Kobieta nierzadko miewała gości, ale nie zmieniało to faktu, że za każdym razem podejmowała sobie za cel, aby czuli się u niej tak, jak w domu. Dlatego krzątała się po parterze zaraz po zjedzeniu śniadania, choć Dora miała pojawić się dopiero około piętnastej.
Niestety już po kilku godzinach, gdy wyczyściła na błysk salon, a także jadalnię, w której miały głównie przesiadywać, napotkała ją mała przeszkoda. Pomiędzy machnięciem różdżką na rozłożenie nowego, świeżo wykrochmalonego obrusu, a przetarciem stołu, rozproszyła się.
Pokonały ją proste podręczniki. Były to inne egzemplarze od tych, które wcześniej podesłała młodej Crawford, ale nadal nosiły po sobie ślady czynnego użytkowania. Pamiętała jeszcze dokładnie, jak dostała je na święta na trzecim roku, gdy szepnęła ojcu parę słów odnośnie tego, że profesor Starożytnych Run po raz kolejny wyróżnił ją po oddaniu eseju. Trajkotała wtedy nieustannie o niesamowitości układów, a gdzieś pomiędzy tym i rysowaniem na serwetce przykładowych połączeń, wytoczyła na stół potężny wolumin Sylabariusza Spellmana. Bracia nie byli jednak pod wrażeniem, nie chwalili jej tak, jak robił to rodzic, a bardziej skupili się na przypomnieniu Tessie tego, że była po prostu… Kujonem.
Parsknęła ze złością pod nosem i przewertowała strony podręcznika, szukając i przy okazji zaznaczając starymi wizytówkami, stron, na które chciała zwrócić uwagę razem z Dorą. Była naprawdę ciekawa, co dziewczynie udało się osiągnąć przez te dwa tygodnie. Czy miała jakieś przemyślenia? A może kompletnie nie podłapała tematu?
Nie, była zdolną dziewczyną, więc Tessa pozostała w dobrej wierze.
Odłożyła książki na bok, wytarła krzesła po raz ostatni i skierowała się w stronę szafki z porcelaną. Wyciągnęła na dzisiaj jeden z jej ulubionych serwisów — delikatny, udekorowany w wrzosowe płatki i przeciągnięty złotem tuż przy krawędzi filiżanek i spodków.
Kiedy rozległ się dzwonek, a tuż po nim bardzo kulturalne pukanie, kobieta spojrzała przelotnie w stronę drzwi, aby zaraz potem zwrócić się w stronę Piernika, starego rudego kocura, który smacznie drzemał na jednym z foteli.
— Bądź tak dobry i idź ją przywitać, co? — Gadanie do kotów było tylko jedną z wielu rzeczy, które można było odhaczyć przy bingo starszej, zdziwaczałej ciotki. Nie mogła jednak uchodzić za zbyt pokręconą, bo Piernik, po krótkiej chwili ociągania, przeciągnął się i zeskoczył z siedziska. Podreptał leniwie w stronę sieni z uniesionym ogonem, miaucząc przeciągle, jakby w ramach powitania. — Dora, kochanie, otwarte!
It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you