• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[11.08 Scarlett & Anthony] jak stanąć u bram w niewinności bieli

[11.08 Scarlett & Anthony] jak stanąć u bram w niewinności bieli
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
18.09.2024, 13:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.11.2024, 22:48 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Badacz tajemnic I

—11/08/1972—
Anglia, Londyn
Scarlett Mulciber & Anthony Shafiq
[Obrazek: qtHWhlm.png]

jak zamknąć w żarliwym głodzie
naiwność twą
jak w szumnym ogrodzie
porozmawiać z nią
jak osnuć na kłamstwach
miłość i ból
jak podzielić je
pół na pół

jak wydobyć z ust
słowa sycące
jak poddać się im
nim żywot spali je słońce
jak stanąć u bram
w niewinności bieli
jak między słowami
uwolnić cię z celi



Dziecięcy śmiech, ufność małych rączek splecionych na szyi, spokojny oddech uśpionej bajaniem duszy.

Dzieci Richarda Mulcibera były już dorosłe, kształtowały samodzielnie swoje ścieżki, a Anthony był ciekaw. Z całej znajomości z Richardem skorzystał finalnie tylko raz, na samym jej początku, za przysłowiowe "piwo". Mimo wszystko pewną rutyną stało się, że odwiedzał jego i trójkę wzrastających w surowym klimacie pociech, patrząc od maleńkości jak z każdą wizytą rosną i chłoną. Był to proces fascynujący, ale też napawający lękiem o to gdzie pogna ich surowość wychowania, uwarunkowania, które wmuszono w nich w okresie szkolnym, z lekką domieszką łagodności literatury, którą pozostawiał u ich progu za każdym razem. Był ciekaw, ale też w głębi serca czuł się lekko odpowiedzialny za nich, zwłaszcza tu, na "jego terenie". Bo o tym, że brat Richarda nie zapewni im wszystkiego czego potrzebowali był bardziej niż pewien.

Dlatego też zaprosił Scarlett na lody. Trochę głupio, trochę infantylnie, trochę z sentymentu, chciał od razu, od progu wysycić ją słodyczą, a gdzieś lepiej mogliby trafić niż pod dach Floriana Fortescue?. Oczywiście wiedział, że nazwisko Mulciber wciąż nie niosło w środowisku pozytywnych konotacji, przez idiotyczny ruch nestora rodu, niemniej nie zamierzał kryć się z tą znajomością po kątach. Dla niego dzieci wyrosłe na norweskiej ziemi pisały swoją własną historię, a pozbawione korzeni potrzebowały pomocy jak mało kto, w pierwszych krokach tu, w Londynie.

Siedział w kącie, niedaleko brzdękajacego pudła, wypluwającego z siebie cukierkowate melodyjki. Popijał herbatę i przeglądał Proroka Codziennego w najnowszym garniturze Rosiera, wszak był ich ambasadorem, wypadało więc promować markę nie tylko z plakatów rozwieszonych po Pokątnej czy Horyzontalnej. Brąz co prawda nie był jego ulubionym kolorem, dobrze jednak współgrał ze stalą sygnetu zdobiącego serdeczny palec jego lewej ręki. Był zaskoczony jak szybko przywykł do tego ciężaru, mimo że obrączkę zdjął ponad dwadzieścia lat temu, wraz ze śmiercią Edith oddał ją jej kochance. Kciukiem obracał ozdobę, co jakiś czas opuszkiem badając wyżłobiony w metalu celtycki symbol ochronny, mimowolnie uciekając myślami do tego, który wybrał dlań tą zabawkę.

Ostatecznie dzwonek u drzwi wejściowych zadźwięczał, wytrącając go z płynących w chaosie myśli, a twarz mężczyzny rozpromieniła się serdecznym uśmiechem.
– Scarlett dziecino, jakżeś wyrosła! – powitał ją tradycyjnie, po norwesku, choć od lat już nie przybyło niewiaście ani centymetra w żadną stronę. – Chodź no tu, niech Ci się przyjrzę? Jak podróż? – kontynuował dźwięcznie, sycąc się myślą, jak niewielkie będą szanse, że zostaną zrozumiani. W pogotowiu miał jednak zaklęcie wyciszające, gdyby entuzjazm dziewczęcia okazał się być zbyt dźwięczny. Serce zdecydowanie odziedziczyła po matce.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#2
23.09.2024, 12:02  ✶  
Ileż to minęło od ich ostatniego spotkania? Kiedy ostatni raz jej drobne dłonie mogły w akcie radości zawiesić się na sylwetce jednej z nielicznych osób, które potrafiły okazać jej serce? Czy wiedział jak bardzo się zmieniła?
Jako dziecko łaknęła ciepła, chciała brać garściami od życia i uczyć się na temat wszystkiego co ją otaczało. Była radosnym, ciekawskim, bardzo śmiałym i szczerym dzieckiem. Małym ancymonem pozostawionym w centrum zamieci śnieżnej. Ojciec wychowywał ich surową, twardą ręką, matki nigdy nie poznała żyjąc w świadomości bycia jej mordercą, zaś najstarszy brat nienawidził jej od urodzenia - jedynie Charles był jej metaforycznym kocykiem, starając okryć ją od zimna.
Charles, Sophi, oraz zawsze wyczekiwany z utęsknieniem wuj Anthony.
Do dziś pamiętała, gdy jeszcze jako mała dziewczynka, przesiadywała w oknie, czekając niecierpliwie na jego przyjazd, który był dla niej niczym święta.
Było to jednak za mało, aby uchować jej słodycz i niewinność.
Jej charakter zyskał szereg cech, które nie przystały dobrze wychowanej damie - jednakże w domu nigdy nie było damskiego wzorca. Jej wyrywny charakter przybrał agresywne barwy, które nie raz wpychały ją w kłopoty. Stała się dominująca, złośliwa i arogancka. W końcu gruboskórnym łatwiej było żyć spokojnie.
Siebie z dzieciństwa wspominała raczej z pogardą.
Było jej wstyd, gdy zdała sobie sprawę, że życie to bal przebierańców, a Ona jako jedyna przychodziła z prawdziwą twarzą i sercem na dłoni.

Gdy dostała zaproszenie miała mieszane uczucia. Jakaś jej część czuła obawy, zaś inna skrytą radość. Nie mówiąc już o tym, że była zaskoczona samym zaproszeniem.
Kiedy ktoś ostatni raz zaprosił ją na lody? - na to pytanie nie odnalazła odpowiedzi.
Niemniej jednak sytuacja w domu jedynie zachęcała do pójścia.  Ile można pić, lub włóczyć się po lesie wisielców samotnie? Taki wypad zdawał się miłą odmianą.
O tym gdzie idzie nie powiedziała nikomu, zresztą każdy był zajęty i nikt nigdy nie wnikał zanadto dokąd wychodziła, szczególnie że włóczęgostwo miała we krwi od małego. Już za dzieciaka była bardzo niezależna, zawsze wszystko chciała robić sama, w dodatku jeśli za coś się zabierała, chciała być w tym najlepsza i niesamowicie frustrowało ją, gdy coś zwyczajnie jej nie wychodziło.
    Szła, nonszalancko zerkając po twarzach mijanych ludzi, a w jej myślach tańczyły ramię w ramie obawy z pytaniami.
W końcu i dotarła przed drzwi cukierni. Zawahała się. Czy powinna? Może powinna grzecznie odmówić, zamiast się zgadzać.
Nigdy nie była wstydliwa czy nieśmiała, dlatego też dziwiła się samej sobie, że ta sprawa wywoływała tyle sprzecznych uczuć.
Jednak na odwrót było już za późno.
Westchnęła cicho, wchodząc do środka.
Jasne, lodowe tęczówki zabarwione arogancją i obojętnością przesuwały się po nieznajomych sylwetkach.
Słysząc swoje imię drgnęła, zastygając w bezruchu. Dźwięk głosu, którego tak dawno nie słyszała roztopił jej serce, przywołując szereg wspomnień. Obróciła twarz w kierunku źródła zamieszania, wsłuchując się w każde słowo.
Tak miło było chociaż przez chwilę nie słyszeć bełkotu angoli.
Zdawało jej się jakoby czas pierw się zatrzymał, a następnie cofnął.
-Wujaszku! - zagaiła po norwesku, a jej chłodne ślepia zalśniły niczym dwie migoczące gwiazdy, nabierając czułego wyrazu. Jak gdyby cały chłód w jednej chwili ustąpił na wskutek jednego słowa.
Anthony był jedną z tych nielicznych osób, które potrafiły okazać jej ciepło i wsparcie, gdy najbardziej tego potrzebowała. W czasie, gdy chłonęła niczym gąbka, kształtując swój światopogląd.
Na tyle dużo by pokochać, na tyle mało aby tęsknić. Swoim postępowaniem wpisał się w jej pamięci jako jeden z tych przy których mogła pozwolić sobie opuścić gardę, na powrót stając się małym łobuziakiem. Jeden z tych, któremu uchyliłaby nieba i oddała serce na dłoni.
Wszystkie obawy zniknęły, a Ona sama sprężystym krokiem podeszła do mężczyzny, aby go uściskać, o ile jej na to pozwolił.
-Tak bardzo tęskniłam - mruknęła, wpatrując się w niego niczym w obrazek - Nic się nie zmieniłeś...
Zaraz dosiadła się, odgarniając włosy za ucho.
-Podróż? Podróż jak podróż - wyznała, delikatnie wzruszając ramionami - Chyba do tej pory była najmilszym co mnie spotkało od kiedy opuściłam Norwegie -stwierdziła z nieco kpiącym uśmiechem, stukając paznokciami o drewniany blat stołu.
-Nie licząc tego, że w końcu mogłam Cię spotkać - dodała już całkiem szczerze. Zdecydowanie widok wuja poprawił jej nastrój. Cała ta sytuacja z Charlesem strasznie ją niepokoiła. Nie chciała by się wyprowadzał. Nie on.
-Bo... widziałeś pewnie ten wywiad z Charlim, prawda? -dodała nieco ciszej, bardziej markotnie - Nie wiem kto się bardziej zdenerwował... czy wuj, czy ojciec  - mruknęła, przesuwając wzrok na stół. Może i wywiad był głupi, lecz Anthony dobrze wiedział jak bliska była relacja Scarlett z jej bratem.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
29.09.2024, 17:02  ✶  
Anthony przyjął ten uścisk możliwie godnie i swobodnie na ile pozwalało mu ciało, które absolutnie nie było nawykłe, do tego typu czułostek. Większość jego pociotków, które miał czasem okazję doglądać tu na Wyspach, była szkolona przez rodziców do trzymania tego typu wylewności na wodzy. Był pewien, że podobnie działo się w domu Richarda Mulcibera. Mężczyzna choć odciął się od swojego ojca, przejawiał całe spektrum zachowań typowych dla konserwatystów z rodzin czystej krwi. Tymczasem jego dzieci były żywym przykładem tego, że nie powinno się karać przyszłych pokoleń za grzechy ojców. Nawet Durmstrang ich nie złamał.

– Stety, niestety czytałem – przyznał od razu, gdy tylko zamówili lodowe desery i napoje - w przypadku Anthony'ego były to lody czekoladowe, orzechowe, obficie polane złocistym adwokatem oraz czarna jak noc herbata. –.. ale wierzę, że podasz mi szerszy kontekst. Mężczyźni w Twojej rodzinie pozostali bardzo tajemniczy i wciąż nie wiem, czemu zdecydowaliście się na powrót do kraju, który toczy rak wojny domowej, a ataki terrorystyczne na stałe wpisały się w codzienność londyńskich ulic. – zabawne, że tak jak w czasie przyjazdów posługiwał się cały czas brytyjskim angielskim, tak teraz najwidoczniej szlifował swój norweski. Zawiłość składni i słów, które dobierał, wskazywał na fakt, że widocznie musiał się przez te lata uczyć języka, tak aby wyjść poza zakres ofiarowany mu przez magię mówienia i rozumienia języków świata.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#4
06.10.2024, 13:11  ✶  
-ym - skinęła głową. Czytał. Jednak nie podzielił się opinią na ów temat, a ona stwierdziła, że może to i lepiej. Ta sprawa z pewnością przyniosła za dużo złego. Konsekwencje były zbyt duże, zupełnie nieadekwatne do czynu, ale czego mogłaby się spodziewać po rodzinie konserw?
Jasne tęczówki zastygły na twarzy mężczyzny, przypatrując się mu uważnie. Wsłuchując się w każdą wypowiedzianą sylabę, delektując się niejako tym dawno niesłyszanym tonem głosu.
Anthony mógłby mówić i mówić, nie miało znaczenia co mówił. Nie żeby go nie słuchała, po prostu przyjemnie było na powrót go słyszeć, jak wtedy gdy im czytał. Co prawda ten zdawał się być nieco inny, subtelna zmiana... czyżby w akcencie? Mówił jak Norweg z krwi i kości, a jego dykcji mógł w sumie niejeden mu pozazdrościć. Taka nowa, równie przyjemna odsłona jego głosu.
Jednakże teraz nie czytał, a pytał, więc jego monolog szybko się skończył, a sam wuj oczekiwał odpowiedzi. Czy ją znała?
-Będę szczera... mogę się tylko domyślać - stwierdziła markotnie, przenosząc wzrok na łyżeczkę. W Norwegii mieli dom, życie i siebie nawzajem.
-Wiesz, że dla ojca najważniejszy na świecie jest jego brat - podjęła spokojnie - więc pewnie wrócił, aby mu pomagać i być blisko niego. No i chciał zrobić pewnie w Londynie karierę... - stwierdziła. Tak było od zawsze, nie bardzo mogli się mierzyć z Robertem. Kiedyś mogło być to frustrujące, ale Frida wyjaśniła jej, że bliźniacy mają jedną duszę. Może kłamała. Tak czy siak, było do dobre kłamstwo, jak się przymknie oczy na inne wierzenia. Takie idealne do powtarzania i usprawiedliwiania przed samą sobą bycia niżej w hierarchii.
-Charlie chciał być pewnie blisko ojca i wkręcić się w biznes - dodała nieco kpiąco, czując jak w obliczu nowych wydarzeń głupio to brzmi.
W końcu czekała go wyprowadzka. Ot cudowna, kochająca rodzina. Nie ma to jak wsparcie bliskich.
-A Leo... Z tym dupkiem nie gadam, nie spowiada mi się - zaraz na jej usta wpłynął nieco złośliwy uśmiech -ojciec coś plótł o karierze w Londynie, ale myślę, że powód Leonarda był dużo zabawniejszy i bardziej prywatny...
Zaraz wzruszyła ramionami
-A ja... pochowałam swoją mentorkę i chyba nie chciałam być sama. Po jej śmierci potrzebowałam zmiany otoczenia, więc do nich dołączyłam.- stwierdziła. Śmierć Fridy była oczywista. Sama staruszka mówiła o niej cały czas, gotowa pożegnać się ze światem śmiertelnym. Jednakże to nie ułatwiło Scarlett samego pożegnania. A po jej śmierci została tylko cisza. Cisza, która zwykle była jej sprzymierzeńcem, przybrała niezwykle irytujące oblicze.
-Więc powiadasz, że macie za oknami nowy rok znacznie częściej niż raz - podjęła apropo ataków terrorystycznych. Czyżby o tym mówił ojciec? W sumie była tu na tyle krótko, że nie była do końca zaznajomiona z sytuacją w kraju, a wcześniej ta średnio ją interesowała. Co prawda Richard mówił o tym jak niebezpieczny jest Londyn, a ona tak jakby zbagatelizowała jego słowa, traktując je jako rodzicielską pogadankę. Cóż, wyszła na ignorantkę. Chyba nie pierwszy raz. 
-Nie boje się śmierci, wujaszku - dodała ze spokojem - Poza tym umiem o siebie zadbać. - spojrzała na niego, a na jej usta wpłynął szelmowski uśmiech - The show must go on, przynajmniej nie będzie doskwierać nam nuda - wsunęła do ust łyżeczkę, delektując się słodyczą wanilii.
-Tak swoją drogą, kwieciście mówisz, wujaszku... z nienagannym akcentem - zerknęła na niego - gdybym nie wiedziała, byłabym pewna, że rozmawiam z Norwegiem.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
20.10.2024, 11:13  ✶  
Przywykł, w końcu w języku Norweskim słowo "wujaszku" nie brzmiało, aż tak lekceważąco. Choć Scarlett w wyraźny sposób zmieniła się z wiekiem, dla niego wciąż pozostawała małym szkrabem. Była jednym z nielicznych dzieci, którego wzrost mógł obserwować od najmniejszej maleńkości. Spośród całej trójki wzbudzała w nim najcieplejsze odruchy opiekuńcze.

– Twoja mentorka umarła? Och, nie! Moje kondolencje, cóż takiego się stało?– zapytał zmartwiony, równocześnie już uruchamiając głowę i skanując swoje liczne znajomości w celu znalezienia dobrego innego nauczyciela dla młodego, łaknącego rozwoju egzorcysty. I jedno nazwisko przyszło mu rzeczywiście do głowy, choć pracownik ministerstwa z pewnością raczej wziąłby pod skrzydła kogoś, kto już w tym ministerstwie pracuje. Albo kogoś z konwenu. Shafiq zakładał jednak - być może całkiem słusznie - że łatwiej będzie dziewczynę osadzić w Departamencie na stażu, niż w Konwenie na nowicjacie. Tylko to nazwisko... Był ciekaw czy może młoda Scarlett zgodziłaby się na przyjęcie nazwiska panieńskiego matki. To ułatwiłoby wiele spraw. Ale o tym potem.

– Tak, powiedzmy, wiem.– odpowiedział na wzmiankę o Robercie, pomijając milczeniem, że skoro taki był ten brat najważniejszy, to gdzież był Richard przez ostatnie 20 lat. Albo bardziej... co się zmieniło, jeśli teraz nagle Robert postanowił go tu ściągnąć. Nie miał szans zapytać osobiście o to, być może później byłaby po temu okazja, skoro najwidoczniej jego znajomy nie wykazywał chęci we wzajemnym dbaniu o łączącą ich nić, poza listem z prośbą o polecenie Charliego do pracy u kogoś. Westchnął. Sądził, że są nieco bliżej po tyle latach jego wizyt, ale być może nie inwestował tym w Richarda, a w kolejne pokolenie Mulciberów. Dziwna przyszła nań refleksja, że choć wychowani na innej ziemi, zdawali się całkiem nieźle wpadać w angielskie koleiny.

– I co planujesz? Miałaś się gdzie zatrzymać? Szukasz dopiero pracy? Czy mogę jakoś Ci pomóc? – Pozwolił sobie na tych kilka pytań, bo wiedział, że jego możliwości są o wiele większe, niż rodziny cieszącej się tak wątpliwą sławą. Nie chciał w ten sposób jednak w żadnej mierze wywyższać się nad nią czy nad nimi. Cała trójka była mu droga, a on pomagał tym, których uważał za ważnych dla siebie.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#6
29.10.2024, 07:08  ✶  
Zerknęła w jego kierunku, na moment dając się ponieść myślom. Czy coś się stało? Raczej nie można było tak tego nazwać. Nie było to ani nagłe, ani niespodziewane. Była do tego przygotowywana przez samą Fridę, chociaż wtedy nie chciała pochylać się nad prawdą. Chyba jakaś część jej długi czas łudziła się, że to tylko stan przejściowy i jeśli będzie wystarczająco głucha, to wszystko skończy się inaczej niż miało. Ot stan przejściowy, który należy zwyczajnie przeczekać.
-W zasadzie to nic - podjęła z wolna, ważąc słowa. Nie wiedziała do końca od czego zacząć i jak wyjaśnić.
-Była stara i schorowana - wyznała - o swojej śmierci zaczęła mówić z dwa miesiące przed odejściem, gdy jej stan zdrowia się pogorszył - jasne tęczówki zastygły na ściance łyżeczki, przyglądając się krzywemu odbiciu.
-To był dość ciężki okres, bo wtedy cały biznes stopniowo zaczął spadać mi na łeb. W końcu przykuło ją do łóżka, a ja starałam się opiekować nią i interesem. Dni zaczęły się zlewać, aż pewnego dnia, zegar w jej pokoju się zatrzymał... - zmrużyła ślepia. Godzina czwarta czterdzieści cztery. Cóż za ironia - i już nigdy nie ruszył - na jej usta pojawił się smętny uśmiech - Kruchość życia, najdroższy wuju.

Sytuacji z wujem nie trzeba było przedstawiać, gdyż Anthony bardzo dobrze się w niej orientował. Chociaż co się dziwić, nawet ślepiec by zauważył. To co wydarzyło się z Charlim budziło w niej swego rodzaju złość. Poczucie niesprawiedliwości, którego nie dało się ugasić, szczególnie po tym co młody Mulciber jej powiedział zaraz po.
-Wiesz, w obliczu rodzinnych przewinień to co zrobił Charlie wydaje się głupim dziecinnym wybrykiem... - zaczęła nagle - nie było to mądre, a wręcz absurdalnie głupie... Ale co zrobił w obliczu do win przodków? - westchnęła ciężko, krzywiąc się niejako - Ale to decyzja wuja - podsumowała w końcu, przenosząc wzrok na rozmówce, tym samym wyłapując z nim kontakt wzrokowy - Karma wyda wyrok, nie ja.

Pytanie zeszło na plany. Czy jakieś miała? Właściwie dopiero co przyjechała i miała rozglądać się za pracą.
Jej spojrzenie na powrót nabrało ciepłych barw. Lubiła to na co patrzyła. Lubiła ciepło i życzliwość, które biło od tej osoby.
-Na razie mieszkam w rodzinnej kamienicy i rozglądam się za pracą... - wyznała, darując się swoją opinie w tym temacie.
-Nie chciałabym sprawiać ci problemów - wyznała i ten mógł się spodziewać takiej odpowiedzi. Scarlett nie lubiła ciążyć innym i wszystko starała się zawsze ogarnąć sama, od dziecka. W tej kwestii nic się nie zmieniło. Niemniej jednak pytanie o pomoc było jak zimny okład na rozgrzane czoło. Miło czasem było poczuć troskę, taką czystą, w odcieniach bieli, nieskażoną krzywym spojrzeniem czy poczuciem łaski.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
04.11.2024, 19:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.11.2024, 20:31 przez Anthony Shafiq.)  
Słuchał jej z uwagą, słuchał, ale w jego głowie odbywały się rozległe kalkulacje. Nie mógł zrozumieć czemu Richard powrócił i czemu ściągnął ze sobą swoje dzieci. Nie mógł zrozumieć czemu pozwolił tak szybko Charlesowi wsiąknąć w rodzinny "biznes", którego Shafiq nie chciał prześwietlać, choć może i powinien przez wzgląd na Lorien. Ale właśnie z powodu drobnej sędziny tego nie robił, zupełnie jakby swoimi wilgowronowymi skrzydłami skutecznie uniemożliwiała mu prywatne śledztwo na temat Roberta i jego biznesów. To było jej prywatne życie, dała wyraźnie mu do zrozumienia, że nie życzy sobie w nie ingerencji, a on szalenie konsekwentnie podchodził do takich próśb. A może nie on, tylko jego urażona duma mężczyzny odrzuconego.

Richard pozostawał poza tym niewygodnym, dusznym układem, w którym każda ze stron udawała zapewne, że nie jest jego świadoma. Richard oraz jego latorośle, które przed laty ulubiony wujek rozpieszczał łakociami i opowieściami, książkami tymi oficjalnie wręczanymi i tymi wsuwanymi w zachłanne rączki pod stołem. A teraz nagle jego norwescy bliscy, spowinowaceni dość odlegle, pojawili się w samym centrum i mieszali. Może ów ruch wyjdzie wszystkim zainteresowanym na dobre? Może nie...

– Masz absolutną rację moja droga, choć też miej na względzie, że Charles dopiero buduje swoją osobę w świadomości brytyjskiej society i... cóż, trzeba przyznać, że zaczął z przytupem. Sam czułbym się spokojniej wiedząc, że stoi za tym jakiś większy plan, niż odbijanie się od przypadkowych reporterów i karmienie swojej popularności dramatem i skandalem. To oczywiście szybkie i zaskakująco skuteczne rozwiązanie, ale też niezwykle kapryśne, a przez to niestałe... – podzielił się z nią swoją refleksją, głosem pełnym troski, którym zwykł nieznacznie szantażować emocjonalnie dzieci do nieco lepszego zachowania. Do wyprostowanych pleców, do bogatszego języka, odpowiedniej prezencji.

– Grzechy przodków niestety zbyt łatwo ciążą na grzbietach kolejnych pokoleń. Mimo upływu lat grzech dziadka wciąż rezonuje w społeczności i sprowadza na Wasze nazwisko sporo uprzedzeń. Nie myślałaś, żeby zaistnieć tu z nazwiskiem panieńskim matki? – ciężka propozycja padła między jedną, a drugą łyżką lodów. Ciężka, ale z pewnością wypowiedziana w dobrej wierze i Anthony nie zamierzał naciskać, wręcz przeciwnie, zasiać ziarno i czmychnąć ku innym tematom.

– Absolutnie taka pannica jak Ty powinna stanąć na własnych nogach. – To stwierdzenie było dość kategoryczne, jak na niego. – Postaram się znaleźć dla Ciebie jakieś przyjemne mieszkanie na Horyzontalnej, moja bliska znajoma ma ich kilka jeśli mnie pamięć nie myli. Odezwę się też do Departamentu Kontroli Magicznych Istot. Mają tam dział zajmujący się duchami i osoba o Twoich talentach idealnie odnalazłaby się, a Ministerstwo... cóż, to nie tylko praca w zawodzie ale i zabezpieczony byt, szansa awansu i przestrzeń do własnych badań, własnego rozwoju. Wiem też, że jeden z egzorcystów, kaznodzieja jest mi winien, a nowa stażystka z pewnością nadałaby mu koloru w tych smutnych, niespokojnych czasach. Byłbym... spokojniejszy wiedząc, że znalazłaś dobry punkt zaczepienia. Żyjemy w niespokojnych czasach Duszku, i choć Ty drwisz z własnego bezpieczeństwa, to mi leży ono bardzo na sercu... – Gdyby byli w Norwegii, pewnie ucałowałby jej głowę, zmierzwił grzywkę i powrócił do lektury ulubionej przez nią książki, ale Scarlett była już dorosłą pannicą, powstrzymał się więc przed tego rodzaju czułostkami, zwłaszcza w miejscu publicznym.

Potem wspólnie powiedzieli sobie dość poważnym tematom, przekomarzając się i opowiadając o strasznych nawiedzonych miejscach, które oboje mieli okazję zobaczyć zwiedzając Europę. Zaraz po powrocie do domu Anthony zaprzągł Ptolemeusza do pracy. Kilka listów, mililitry atramentu, a czyjeś życie, mogło nabrać odrobinę koloru, tak jak jego, gdy widywał się z odrośniętą od ziemi młodzieżą.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (1637), Scarlett Mulciber (1735)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa