20.11.2024, 11:29 ✶
Charlotte nie musiała znać Jonathana Selwyna przez ponad trzydzieści lat, aby zauważyć, że zachowywał się dziwnie – to znaczy odrobinę dziwniej niż zwykle. Unikał jej, zadawał dziwne pytania jej dzieciom, jego listy brzmiały trochę inaczej, a ona nie była do końca pewna, czy spanikował na myśl o tym, że po Mediolanie Charlotte zażąda pierścionka zaręczynowego, postanowił kupił Jasperowi smoka czy może przechodził załamanie nerwowe, bo jego ulubiona projektantka od Rosierów postanowiła wyemigrować do Francji.
Każda z tych opcji zdawała się równie prawdopodobna.
Nie robiła więc żadnych założeń, kiedy Jonathan nagle oświadczył, że chce porozmawiać (bo rozmawiać też mógł chcieć dlatego, że kupił parę nowych szat i musi wybrać najładniejszą, jak i dlatego, że świat miał skończyć się w przyszły wtorek). Stawiła się punktualnie, jak zwykle nie poczekała aż skrzat zawoła pana albo poprowadzi ją do środka, lecz wpakowała się prosto do salon i wygodnie usadowiła na jednym z foteli. Mogła przenieść się tutaj za pomocą Fiuu, ale wybrała krótki spacer, w dużej mierze dlatego, że kupiła sobie nową sukienkę, która jak na standardy czarodziejów była za mało konserwatywna, więc warto było pokazywać ją nawet na mugolskich ulicach.
Jakiś mężczyzna koło trzydziestki wszedł w drzwi sklepu, kiedy się za nią obejrzał, i wprawiło to Charlotte w doskonały humor. Oczywiście, wiedziała, że jest piękna, ale bardzo miło, kiedy inni doznają przez twoją urodę obrażeń ciała. Zwłaszcza kiedy przekraczasz czterdzieści lat i zaczynasz czuć, że gdyby nie te wszystkie specyfiki Potterów, to już mogłabyś wygląd nieco mniej oszałamiająco niż dotychczas...
Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy zauważyła, że część mebli była nowa – najwyraźniej rozmach, z jakim wymieniał zniszczony wystrój w jej mieszkaniu, skończył się także drobnymi przetasowaniami w jego własnym mieszkaniu.
– W skali od jeden do dziesięć… – zaczęła, gdy Jonathan pojawił się w salonie. Zarzuciła nogę na nogę, podparła łokieć o podłokietnik, a policzek o dłoń i obrzuciła Selwyna nieco rozleniwionym spojrzeniem. Nie była zbytnio zaniepokojona: jeszcze nie, przynajmniej. Bo tak, coś się działo, ale po co przejmować się za bardzo na zapas? - …ile kieliszków dobrej whisky będę potrzebowała, aby przetrawić to, co dziś usłyszę?
Każda z tych opcji zdawała się równie prawdopodobna.
Nie robiła więc żadnych założeń, kiedy Jonathan nagle oświadczył, że chce porozmawiać (bo rozmawiać też mógł chcieć dlatego, że kupił parę nowych szat i musi wybrać najładniejszą, jak i dlatego, że świat miał skończyć się w przyszły wtorek). Stawiła się punktualnie, jak zwykle nie poczekała aż skrzat zawoła pana albo poprowadzi ją do środka, lecz wpakowała się prosto do salon i wygodnie usadowiła na jednym z foteli. Mogła przenieść się tutaj za pomocą Fiuu, ale wybrała krótki spacer, w dużej mierze dlatego, że kupiła sobie nową sukienkę, która jak na standardy czarodziejów była za mało konserwatywna, więc warto było pokazywać ją nawet na mugolskich ulicach.
Jakiś mężczyzna koło trzydziestki wszedł w drzwi sklepu, kiedy się za nią obejrzał, i wprawiło to Charlotte w doskonały humor. Oczywiście, wiedziała, że jest piękna, ale bardzo miło, kiedy inni doznają przez twoją urodę obrażeń ciała. Zwłaszcza kiedy przekraczasz czterdzieści lat i zaczynasz czuć, że gdyby nie te wszystkie specyfiki Potterów, to już mogłabyś wygląd nieco mniej oszałamiająco niż dotychczas...
Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy zauważyła, że część mebli była nowa – najwyraźniej rozmach, z jakim wymieniał zniszczony wystrój w jej mieszkaniu, skończył się także drobnymi przetasowaniami w jego własnym mieszkaniu.
– W skali od jeden do dziesięć… – zaczęła, gdy Jonathan pojawił się w salonie. Zarzuciła nogę na nogę, podparła łokieć o podłokietnik, a policzek o dłoń i obrzuciła Selwyna nieco rozleniwionym spojrzeniem. Nie była zbytnio zaniepokojona: jeszcze nie, przynajmniej. Bo tak, coś się działo, ale po co przejmować się za bardzo na zapas? - …ile kieliszków dobrej whisky będę potrzebowała, aby przetrawić to, co dziś usłyszę?