• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
1 2 3 4 5 6 Dalej »
[25.08.1972] Sometimes I wanna cry | Faye, Scarlett

[25.08.1972] Sometimes I wanna cry | Faye, Scarlett
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#1
10.11.2024, 23:52  ✶  
25 sierpnia 1972

Faye siedziała na ławeczce przed domem, w którym miała mieszkanie. To był całkiem wygodny układ - nie była to kamienica typu jedna z tych w magicznym Londynie, gdzie mogło się mieć wielu sąsiadów, którym nie można było nawet powiedzieć dzień dobry, bo tak naprawdę się ich nie znało. Jednocześnie nie było tu odosobnienia typowego dla wielkich rezydencji, które były pełne pustych pomieszczeń. Dom, w którym kupiłamieszkanie, miał osobne wejście na piętro. Ktoś przerobił całą górę na osobne mieszkanie, a nawet zrobił osobne wejście, dzięki czemu nie musiała się ładować nikomu do chaty. A nawet jeśli, to na dole mieszkała urocza staruszka, której Faye często pomagała w ramach swoich możliwości. Nosiła jej ciężkie torby z zakupami, czasem wpadała na herbatę z prądem - bowiem staruszka, mimo swojego wieku, była dość krewka i żywa. Nie miała jednak za bardzo do kogo ust otworzyć, a Faye kochała gadać. Układ serio idealny.

Siedziała więc na ławeczce i paliła papierosa, wpatrując się w niebo. Pogoda była całkiem okej, chociaż słońce schowało się już za chmurami. Sierpień, szczególnie jego końcówka, zwiastował nadejście jesieni. Lubiła jesień i chyba każdy to wiedział. Ona była jesienią w każdym tego słowa znaczeniu. Teraz była w sumie w siódmym niebie, bo zrobiło się chłodniej, więc mogła na t-shirt narzucić kraciastą koszulę, którą związała w pasie w supeł. Na dupie miała swoje dżinsy, znoszone ale wciąż wygodne, a na nogach: ulubione trapery. Włosy jak zwykle uczesane były wiatrem. Paliła więc, gapiła się w zasnute chmurami niebo i czekała na Scarlett. No przecież nie każe tej starowince zdobywać wody, co? A naprawdę miała chrapkę na ten obiad na koszt Morpheusa.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#2
12.11.2024, 06:36  ✶  
Lato wielkimi krokami chyliło się ku końcowi, ustępując leniwie jesieni. Kiedy to minęło? Mogłaby przysiąc, że jeszcze wczoraj zawitała wraz z początkiem sierpnia do rodzinnej kamienicy, myśląc, że to tam przyjdzie jej spędzać najwięcej wolnego czasu. Oj jak bardzo się myliła.
Ostatnio każdy jej dzień kończył się w podobny sposób i w zasadzie to cieszyła się na spotkanie z Faye.
Przyjemna odskocznia od rutyny, która pozwoli jej nieco poukładać chaotyczne myśli.
Szła, zawieszając wzrok na każdym mijanym budynku. Odziana w czerń, co nie było niczym dziwnym w jej przypadku. Czarna koszula z uwiązaną kokardą przy kołnierzu, szerokie spodnie, które łudząco przypominały spódnicę i półbuty. Na jej głowie spoczywał czarny kapelusz. Przez ramie uwieszona skórzana torba, przez którą przewieszona była narzutka, którą dziewczyna zabrała w razie, gdyby zrobiło się zimno.
Zastanawiała się czy już była w tej dzielnicy i jak bardzo prawdopodobne, że gdzieś zbłądzi. A jednak los był dla niej łaskawy, gdy w oddali ujrzała znaną jej sylwetkę. Faye ubierała się na tyle charakterystycznie, że nie miała wątpliwości co do tego kim była osoba przy jednym z domów.
Mulciber przyśpieszyła kroku.
-Czyżbyś zrudziała od naszego ostatniego spotkania? - rzuciła z głupim uśmiechem, zatrzymując się przy dziewczynie. Uniosła dłoń, aby poklepać torbę, a za zagrzechotała
-Wzięłam nam coś do picia, byśmy tam nie uschły - zachichotała. A zaraz rozejrzała się po okolicy, jak gdyby z jednej strony ją oceniała, a z drugiej chciała zapamiętać.
-Tu mieszkasz? - umilkła na moment, przenosząc wzrok na budynek - Sama, czy jednak znalazł się odważny kandydat co to łudzi się poskromić twój charakter, ha?
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#3
14.11.2024, 19:25  ✶  
Faye zmrużyła oczy, widząc zmierzającą w jej kierunku sylwetkę. Te blond kudły mogła rozpoznać niemalże od razu, z dowolnej odległości: i wcale nie musiała mieć do tego sokolego wzroku. Scarlett była dość charakterystyczną osobą i nawet kapelusz z szerokim rondem nie był w stanie ukryć kontrastujących z czernią, wystających pukli.
- Tak. Po drodze straciłam duszę, więc to naturalny proces - odpowiedziała, wstając. Upuściła przy tym papierosa, którego nadepnęła butem - tak, by ewentualni przechodnie nie mogli się jej uczepić, że śmieci. Była przecież na swoim terenie i mogła robić co chciała, prawda? W Londynie czy nie przed własnym domem bardziej dbała o to, by wyrzucać pety do kosza, ale tu? Potem się to sprzątnie jednym prostym zaklęciem. Rozrzuciła ręce na boki, by zgarnąć Mulciberównę w mocnym, przyjacielskim uścisku. Roześmiała się przy okazji na wspomnienie o czymś do picia - przecież miały zbierać wodę, nie? Ale doskonale wiedziała, co ona miała na myśli. Nie o wodę chodziło. - To będzie dobra motywacja - żeby się napić. Bo czeka nas trochę roboty.
Odrzekła, wypuszczając dziewczynę z uścisku. Kiwnęła głową na potwierdzenie że a i owszem, tu mieszka.
- Do tej pory jedyną osobą, którą mogłabym nazwać kandydatem, jest mój ex. Ale nawet on nie jest na tyle pierdolnięty, żeby ze mną wytrzymać - odpowiedziała lekko, wzruszając ramionami. Wyciągnęła ręce, by założyć je za głowę i przeciągnąć się tak, jakby dopiero co się obudziła z długiego, zimowego snu. Aż przyjemnie trzasnęło jej w kręgosłupie. - Sama mieszkam. Ten budynek jest podzielony na dwa mieszkania, górne zajmuję ja i mam drugie wejście. To, przed którym stoimy, należy do takiej fajnej staruszki. Szajbnięta, ale samotna, to jej czasem pomagam. No i właśnie dlatego tu jesteś, wiesz? Bo nie chciało mi się samej tego ogarniać. Magia magią, ale zaklęcia bywają kapryśne, a przydałoby się nie marnować wody. Trzymaj.
Faye wyciągnęła z kieszeni złożoną na pięć części kartkę, którą ewidentnie musiała zerwać z któregoś słupa ogłoszeniowego.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#4
14.11.2024, 23:06  ✶  
Dziewczyna prychnęła z rozbawieniem na tekst o utracie duszy, a zaraz ochoczo odwzajemniła uścisk.
-To ty miałaś duszę? Zaskakujący zwrot akcji - pociągnęła z szelmowskim uśmiechem.
Robota. No ta, coś wspominała. Jednakże uwagę Scarlett bardziej przyciągnęła informacja o tym, że się nażrą za cudze. I to ponoć nie byle gdzie.
-Twój eks to raczej nie Longbottom, bo zamiast harować byśmy właśnie wpierdalały krewetki na prywatnym jachcie-mruknęła, odbierając od niej kartkę.
-Stara, mężczyźni po prostu długo dojrzewają - wymruczała na temat końca relacji dziewczyny, przelatując wzrokiem po tekście - zwykle do czterdziestki. Tylko zaraz po czterdziestce mają kryzys wieku średniego i ich mózg zawraca do piętnastego roku życia - wymruczała, unosząc na nią wzrok - Ciasteczko chociaż z niego było? Poza tym nie mów hop, jeszcze wróci. Oni zawsze wracają... Tylko nie zawsze wtedy, gdy tego chcemy-umilkła na moment, przenosząc wzrok na budynek. Szczególnie Ci toksyczni, ale czy Faye się związała z jakimś patusem? Cóż, jeśli gust miała podobny do Mulciber to pewnie tak. Pakowanie się w relacje, które zapewne zajebią fikołka i przestaną istnieć (bo nie miały szansy przetrwać) było tym co ciągnęło dysfunkcyjne jednostki, a jednak te nie potrafiły inaczej. Głównie dlatego, że wiele pozytywnych cech idealnego męża kojarzyły się z nudą.
-I pochwal się jak się nazywa - ponownie skierowała spojrzenie na Faye - Pewnie nie znam, ale jeśli przypadkiem go spotkam to będę świadoma, że to twój eks.
Jej wzrok ponownie wylądował na kartce. Wyglądało jakby się nad czymś usilnie zastanawiała. W sumie było kilka spraw które ją nurtowały.
-Oni mają za dużo hajsu, że odstawiają takie cyrki? - umilkła na moment - w sumie chuj mnie to obchodzi, obchodzi mnie nagroda ale... - uniosła kartkę, a jej jasne tęczówki odnalazły spojrzenie Travers
-Skarbie, nie pamiętam byś mi się oświadczała czy coś - mruknęła, wskazując palcem słowo "rodzina" - W sumie nikt mnie nie zna, mogę być twoją zaginioną siostrą
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#5
16.11.2024, 19:58  ✶  
- Jeszcze jeden komentarz na temat moich włosów, a osobiście wymieszam twoją głową bigos - powiedziała poważnie, lecz tą powagę psuł uśmiech, wykrzywiający jej wargi w zadziornym grymasie. Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że Faye była mocna w gębie, lecz jeżeli chodziło o realizowanie swoich gróźb, to chyba nie zrobiła tego ani razu. - Zwariowałaś? Morpheus Longbottom jest strasznie stary.
Żachnęła się, ujmując jednocześnie pod boki. Za kogo ona ją miała? Chociaż... Olśniło ją po jednej, krótkiej chwili. Przecież Scarlett nie była stąd, nie wychowała się wśród znanych imion i nazwisk. To pewnie był jeden z powodów, dla których ją tak polubiła, ale to wiązało się też z tym, że musiała nieco lepiej formułować swoje myśli.
- Nie, moim eks nie jest Morpheus Longbottom. Longbottomy to stara rodzina, stara w sensie ich pokolenia sięgają naprawdę daleko wstecz. Są obrzydliwie bogaci i mówią, że są bezpośrednimi potomkami Godryka Griffindora. Wiesz, tego który założył naszą szkołę, Hogwart - wyjaśniła pokrótce, gestykulując przy okazji, a gdy powiedziała "Hogwart" to zrobiła z dłoni szpiczasty daszek. - Hm, że kto? A, ten.
Lawirowały pomiędzy obgadywaniem jednego i drugiego faceta, ale Faye jakoś udawało się utrzymywać logikę w tej z pozoru chaotycznej konwersacji. Westchnęła, odruchowo i niezauważalnie dla samej siebie sięgając po papierosa. Odpaliła go zapalniczką zippo, patrząc gdzieś w bok. Miała zmarszczone brwi, a z twarzy zniknął pogodny uśmiech.
- Maddox Greyback - mruknęła, zaraz po tych słowach zaciągając się mocno papierosem. Pozwoliła, by szary dym wpełznął w jej płuca, powodując pozorne uczucie rozluźnienia. - Pewnie, że wróci. Każde z nas prędzej do siebie wraca, jak nie on do mnie, to ja do niego. Ale problem w tym, że nie do końca nadajemy na tych samych falach, wiesz?
Wzruszyła ramionami, nie wiedząc czy chce się na trzeźwo zagłębiać w ten temat. Naprawdę kochała Maddoxa wtedy, gdy byli parą. Ale miała wrażenie, że im dalej w las, im dalej w dorosłość, tym bardziej rzucało mu się na mózg. Pewnie parsknęłaby ze śmiechu, gdyby dowiedziała się, że Greyback myśli dokładnie tak samo o niej.
- Wiesz jak to jest. Wilka ciągnie do wilka, jest super, a potem któreś z nas otwiera usta i wszystko się sypie - powiedziała szczerze, przenosząc wzrok z powrotem na blondynę. Znowu wzruszyła ramionami. Scarlett nie wiedziała jeszcze wszystkiego, ale jeżeli chodzi o życie prywatne, to lepiej było je dozować, bo inaczej Mulciberówna zrobi sobie z niej worek do bicia. Bo co by pomyślała na temat tego, że... Po pijaku Faye wzięła ślub i jakoś tak zapomniała załatwić rozwodu?
- Srają hajsem, a ich kible są ze złota, owszem - roześmiała się, wskazując papierosem na kartkę. - Mam wrażenie, że nie wiedzą, na co wydawać galeony, ale myślę, że chcą hm. Jak to się mówi? Polepszyć swój wizerunek. Wiesz, akcja charytatywna, będą na ustach wszystkich przez chwilę, dobrze się będą kojarzyć. Stać ich na nagrodę, wyślą wodę gdzieś w pizdu... Albo będą sami leczyć kaca, ponoć robią dobre imprezy.
Nie wiedziała, czy robią dobre imprezy, ale to była pierwsza myśl, która przyszła jej do głowy: że ta woda to nie dla biednych dzieci z terenów dotkniętych suszą, tylko zabezpieczenie na przyszłego kaca, jak to ich będzie suszyć.
- Możesz równie dobrze być i kuzynką, ale myślałam żeby naszą panią staruszkę wrobić w bycie babcią. Ona nie pójdzie, bo woli tłuc kotlety o 5 nad ranem u siebie, no i zawsze mówiła, że domowe jedzenie jest najlepsze. Policzą nas jako jedno gospodarstwo domowe, my pójdziemy we dwie i będzie po krzyku - podzieliła się swoim jakże sprytnym planem, który w zasadzie nie był tak zły, jak brzmiał. Jeżeli tylko starowinka nie puści pary z ust.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#6
16.11.2024, 22:43  ✶  
Mulciber zaśmiała się cicho
-A wiesz, że robisz uroczą minę, gdy stajesz się poważna? - zagaiła z kocim uśmiechem, a zaraz delikatnie ją szturchnęła - no już...- zaśmiała się cicho, zastanawiając się cóż takiego zrobili jej rudzi ludzie, że aż tak bardzo wypierała się tych poszczególnych pasm skąpanych w słonecznej kąpieli.
No cóż, mogła się spodziewać, że Longbottom nie będzie żadnym przystojnym młodym kawalerem.
-Żonaty zarozumiały snob z idealnym snobistycznym dzieciorem? - zagaiła rozbawiona.
Rodzina bogaczy. Cóż. Żadnego dotychczas nie poznała, a różnica majątkowa sugerowało jasno, że raczej żadnego nie spotka.
Wraz z kolejnymi informacjami, dziewczyna zdawała się jednak wychodzić z pewnego rodzaju zaćmienia umysłu, szczególnie, gdy usłyszała nazwę szkoły.
Nie zostawiła jednak temu tematowi ani chwili dłużej, gdyż kolejny zdawał się o wiele bardziej intrygujący.
-Maddox Greyback - powtórzyła, jakoby smakowała ów imienia, to jak brzmiało, aby spisać je na pergaminie pamięci i wsunąć do jednej z szuflad podpisanej "Faye".
Zauważając subtelne zmiany w jej mimice i sposobie mówienia Scarlett wiedziała, że trafiła w punkt.
Najwidoczniej gust do facetów miały podobny, lubiły wybierać beznadziejne dla siebie opcje.
-znam to- przyznała, uznając, że porównanie dziewczyny do wilków, mimo iż zdawało się idealne to jednocześnie zupełnie niepasujące. W końcu wilki wiązały się na całe życie - chociaż nikt nie powiedział, że ich relacje nie są toksyczne. Może to właśnie było to. Może ot cały sekret.
-Jak to mówią "Z nim źle, bez niego jeszcze gorzej", co? - zagaiła z nieco smutnym uśmiechem, zaraz delikatnie szturchnęła dziewczynę - Taki los, Faye. Jak się lubi niegrzecznych chłopców to się ma zszargane nerwy i kurwiki w oczach - dodała, chcąc niejako rozluźnić atmosferę - I wpierdala się w dziwne i niejasne relacje bo te zdrowe okropnie nudzą.
Temat wrócił do bogatej rodzinki. Ta, dbanie o wizerunek to dewiza bogatych, ale też konserw. Może Charlie też powinien wtedy zrobić akcje charytatywną? Może wtedy by nie wyleciał z domu. Chociaż nie miał hajsu by obdarować zwycięzców, no i ten nie żałował, a Mulciber zgadywała, że nawet mu tam lepiej. Nie mówiąc o tym, że odcięcie pępowiny wyjdzie mu na dobre.
Zaśmiała się cicho na opis staruszki. Cóż, to musiała być barwna kobieta.
-Stoi, wnuczki babuni. - skinęła głową - Widać, że nasza matka lubiła rozwiązłe życie - dodała z głupim uśmiechem. W końcu gdy te stały obok siebie ciężko było nazwać je siostrami. To co je łączyło to płeć i zjebany łeb. Ale kto będzie o to pytać? Nikt. To nie ładnie być wścibskim. Zresztą jakby kto był to każda wdała się w innego rodzica. W końcu w swojej własnej rodzinie też wyglądała jak podrzucona.
-Chociaż w swojej własnej rodzinie też wyglądam trochę jakby mnie podmienili w szpitalu - wyznała - Charles i Leonard są podobni do ojca, zaś ja jestem kopią matki. Ponoć. Co prawda widziałam ją na zdjęciach, ale nie bardzo chciałam na nią patrzeć, więc niezbyt pamiętam. - Z daleka wyglądała rzeczywiście jak podrzucona. Z bliska jednak widać było podobieństwo z braćmi, którzy pewną część urody odziedziczyli po rodzicielce.
-Właściwie to skąd chcesz zbierać tą wodę? - rzuciła, rozglądając się za jakimkolwiek zbiornikiem wodnym. Chociaż wątpiła by mogły charytatywnie nosić wodę z jeziora.
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#7
24.11.2024, 12:20  ✶  
Na wzmiankę o uroczej minie tylko pokazała jej język. Taka to była z nią rozmowa - zdawało się, że Faye po prostu nie potrafiła być poważna. Ciekawe, zwłaszcza że wspominała, że współpracuje z Ministerstwem Magii. A tam raczej pracowały same sztywniaki i sztywniary. Może dlatego to była współpraca, a nie praca?
- Wiesz co, chyba nie ma żony - zastanowiła się, wydymając usta w przesadzonym grymasie rozmyślania. Ale prawda była taka, że o Longbottomach wiedziała tyle co nic. Wiedziała to, co powinna i ile powinna. Wiedziała, że był Erik, który był cholernie sławny i że miał siostrę, która nie była tak sławna jak on. Że był Morpheus, ale jego imię zapamiętała tylko dlatego, że widziała je na plakacie. On pracował w Ministerstwie, ale co robił? Nie wiedziała, nie interesowała się nim aż tak bardzo. Był jeszcze ten ich cały Godryk Longbottom czy jak tam mu było. On mieszkał w Dolinie - Faye nie była głupia, zrobiła podstawowy research zanim kupiła tu mieszkanie. Ale... Cóż, nie o wszystkim można było się dowiedzieć z gazet, a na niedosyt plotek wciąż cierpiała. Scarlett nie mogła jej w tym pomóc, była tu nowa. Traversówna westchnęła. - Ale jest taki jeden, Erik, on jest bardzo sławny i chyba został Misterem czy kimśtam w którejś gazecie. On jest wolny, chyba nawet nie ma dziewczyny. Jak chcesz, to możesz próbować podbijać, ale słyszałam, że każdy Longbottom ma kija w dupie. Poza tą jedną trzepniętą, co też pracuje w Ministerstwie. Nie pamiętam jak się nazywa, coś na B. Siostra Erika. Swoją drogą dobrze się ustawili, Erik też pracuje w Ministerstwie. I ten cały Morpheus też.

Uśmiechnęła się niewinnie, bo przecież ona wcale nie pracowała w Ministerstwie - niektóre osoby dostałyby pierdolca, gdyby zatrudniono ją oficjalnie i na stałe. Nie dlatego, że była wilkołakiem, a dlatego, że była bardzo ciężka we współpracy. Na dodatek jej osobowość naprawdę niewielu ludziom pasowała: na stopie towarzyskiej może i było dobrze, ale przy współpracy robiło się naprawdę gorąco i nieprzyjemnie. To nie tak, ze Faye nie zwracała uwagi na otoczenie i ludzi wokół siebie, ale była przekonana, że wie więcej od nich. Problem w tym, że oni myśleli to samo - i starcie gotowe.
- Sama nie wiem, Scarlett, nie jesteśmy razem od ładnych paru lat, ale znowu na siebie wpadliśmy i... Ech - spochmurniała nieco, wyciągając kolejnego papierosa. Jakoś tak łatwiej jej było rozmawiać o tego typu rzeczach, gdy miała czym zająć dłonie. Oczywiście poczęstowała przyjaciółkę, ale jej oczy sugerowały, że to naprawdę grząski grunt - ten cały Maddox. - To nie jest zły chłopak, ale rodzina natłukła mu bzdur do głowy i nie wiem, czy uda się je wytłuc. A nawet jeśli tak, to mam wrażenie, że wszystko jest w porządku, a potem ja czegoś nie rozumiem albo on i powstaje z tego jedna wielka awantura. A musisz wiedzieć, że zarówno ja, jak i Dox, nie mamy problemu z tym, by trzepnąć drugiego w ucho. Więc możesz sobie tylko wyobrazić, jak wyglądały nasze kłótnie.
Faye zgrabnie nie wspomniała o tym, że ich kłótnie często przeradzały się w zapasy, które nie miały nic wspólnego z zabawą - nierzadko pod postacią bestii. Cud, że się jeszcze nie pozabijali. A jednak gdy ostatnio go spotkała i gdy ZNOWU nie zrozumiała, czego Greyback od niej oczekiwał, to prawie doszło do mordu. Miała szczęście, że żyje i Maddox przemienił się z powrotem. A jednak w duchu liczyła, że spotka go ponownie. Prychnęła sama do siebie na te swoje myśli i zaciągnęła się mocno - tak mocno, że aż zakaszlała.

- Nie martw się, ja mam dwóch braci - obaj są wysocy jak jasna cholera, ja jestem niska. Oni mają blond włosy, ja mam kasztanowe. Oni są wielcy i poważni, szczególnie Nick, a ja... - zachichotała, machając dłonią z papierosem. - Kukułcze jajo, ot co. Jestem ich przeciwieństwem, szczególnie Nicholasa. Jakbyś nas postawiła obok siebie, to w życiu byś nie powiedziała, że jesteśmy rodzeństwem.
Szczególnie, że jej brat nie traktował ją jak rodzina. Traktował ją jak natrętną muchę, która postanowiła się do niego uczepić i towarzyszyć mu przez resztę życia. Chociaż jeśli teraz by się nad tym zastanowić: to właśnie chyba była kwintesencja rodzeństwa? Ta upartość, ta zajadłość, wredność i czasem chłód. Z tym, że Faye pewnie oddałaby za niego życie, a czy w drugą stronę to działało tak samo? Wolała nie znać odpowiedzi na to pytanie.
- Jak to skąd. Z beczek z deszczówką - powiedziała, przekrzywiając głowę. W jej oczach pojawiły się dziwne chochliczne iskierki. - Chodź, pokażę ci.

Faye przygotowała się do swojego sprytnego planu: gdy razem ze Scarlett przeszły na tył domu, do niewielkiego ogródka, który był pełen świeżych ziół i kwiatów, w oczy od razu rzuciła im się piramidka z kilkunastu beczek. Były puste - jedyną pełną beczką była ta, która stała pod rynną, przy kamiennej ścianie.
- Mam plan je wszystkie zapełnić. Najlepiej deszczówką, ale jakieś jezioro czy coś też by się przydało. Jest jednak problem: na razie mamy zapełnioną jedną, bo korzystamy z tej wody żeby podlewać ogród. Przydałoby się jakieś jezioro czy rzeka, ale wiem też, że nie każdemu podoba się ta inicjatywa, a mają sporo wody u siebie - rzuciła niewinnie, wrzucając niedopałek do popielniczki, która stała na niewielkim stoliku na ganku. - Tylko nie możemy za bardzo korzystać z magii, bo w Dolinie mieszka bardzo dużo mugoli. To jest największy problem.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#8
25.11.2024, 23:43  ✶  
Zaśmiała się cicho, gdy jej towarzyszka wystawiła język. Ta, Faye miała ten swój specyficzny urok. Była radosna niczym wiosenny poranek, budząc wszystko do życia, intensywna niczym letnie burze, oraz magiczna niczym mróz, który w zimowe dni zdobi szyby. Niczym jesień o tysiącu odcieniach. To była cała Ona.
Lubiła jej towarzystwo. Lubiła beztroskę, która zwykła od niej bić. Beztroskę i coś co by nazwała dziecięcą radością - tak czystą i niewinną. I chociaż dziewczyna miała swój charakterek, to ciężko było dopatrywać się w niej zła.
-Jest gejem? - mruknęła, unosząc jedną z brwi. Niby stary, ale bez żony. Powiedziałaby przecież, że wdowiec.
-Chociaż ma tyle hajsu, że może ma swój własny bezwstydny harem, albo chodzi na dziwki- zaśmiała się cicho, wodząc za nią spojrzeniem.
Uniosła brew iście rozbawiona wizją podbijania do snobistycznego bogacza, w dodatku sławnego.
-Jakoś tego nie widzę - stwierdziła, ze śmiechem - Zresztą spójrz na nas, co prawda niczego nam nie brakuje, ale takie snobki to chyba na żony biorą panienki z idealnych domów, co to karmione były złotą łyżeczką czy coś... a nie takich dzikusów jak my - szturchnęła ją delikatnie - poza tym by się szło z takim zanudzić pewnie. Zresztą - machnęła ręką - gust do facetów mam równie zjebany co ty, skarbie, przyciąga mnie toksyczność i patologia - mruknęła, nieco szydząc z samej siebie. Wiedziała, że relacje w które zazwyczaj się ładuje to niewypał. Wiedziała, że się źle skończą, a i tak się pchała.
-Nepotyzm czy coś, powiadasz - mruknęła, apropo tego, że Longbottomowie upodobali sobie Ministerstwo. Rączka rączkę myje, czy coś. Chociaż może to nie tak, że poobsadzali się nawzajem, ale czy to mógł być przypadek? No mógł, chociaż dość zabawny. 

Sięgnęła po papierosa, w końcu Faye częstowała. Chociaż wyraz jej ślepi nie był tym co chciałaby oglądać. Temat chłopaka ewidentnie do najprostszych nie należał, w dodatku widać było, że wciąż niósł wiele emocji.
-Beznadziejna sytuacja - podsumowała smętnie, odpalając papierosa - no pewnie mogę sobie tylko wyobrażać - dodała z westchnieniem apropo ich awantur. Oj znała tego typu tematy.
-Nie ma dużych szans na to, aby go odsunąć od rodziny, co? - zaciągnęła się, chwilę rozważając własne słowa -no wiesz, zawsze mogłaś wybrać snoba z kijem w dupie. Byś miała stabilne życie emocjonalne, przewidywalne poranki i noce, bananowe dzieciaczki i wczasy na łódce - zerknęła na nią - obie wiemy, że byś takiego nie wybrała i... Przez to trzeba się męczyć, nie? Łudząc się, że pewnego dnia będzie dobrze i że zrozumie... albo, że zrozumiesz ty... - jej uśmiech był raczej smutny - dupek z niego, jesteś skarbem, powinien Ci uchylić nieba, a nie odebrać spokój - prychnęła.

Spojrzała na nią iście zaintrygowana, gdy mówiła o rodzinie. Prawda była taka, że właśnie zdała sobie sprawę z tego, że mało co wie o rodzinie ciemnowłosej. Coś co ją intrygowało. Szczególnie słuchając o jej relacjach. Sama wiedziała dlaczego wpierdala się w chujowe relacje, w końcu jest z dysfunkcyjnej rodziny. O rodzinie Fayi zaś mogła jedynie zgadywać - aż do tej chwili.
-może nas obie podmienili w szpitalu - stwierdziła z rozbawieniem - dobry masz z nimi kontakt? - umilkła na moment - jesteś najmłodsza, ta?

Słysząc, że mają zbierać wodę z beczek z deszczówką, nieco zmarszczyła brwi. Jak? - mruknęły myśli. A jednak dziewczyna postanowiła wprowadzić ją w ich plan, więc podążyła za nią.
-chcesz im... podmieniać beczki czy przelewać zawartość? - mruknęła nieco zdumiona jej pomysłem. Kraść wodę sąsiadom. W tym szaleństwie co prawda było wiele sensu. W końcu liczy się woda, a czy kradziona czy nie to już nie było opisane. W dodatku deszcz jest dla wszystkich, samolubnie by było się nie podzielić.
Mieli nie korzystać z magii - więc jak ona chciała to zrobić.
-czy te beczki mają jakąś zamykajke, byśmy mogły je turlać? - spojrzała na nią - wiesz, tak nieść to to będzie ciężko - stwierdziła. Nawet dla nich. Ile może ważyć taka napełniona beczka? Pewnie podobnie co człowiek, tylko w przeciwieństwie do człowieka jest mniej wygodna do noszenia.
-Ty,  a sąsiedzi cię tu przypadkiem nie znają? - jasne ślepia wyłapały jej spojrzenie - wiesz, ja stąd pójdę, a ty będziesz tu żyć, nie będą się na tobie mścić czy coś? - zagaiła, podwijając nieśpiesznie rękawy.
Może nawet by się skrzywiła na wiadomość o mugolach, gdyby nie fakt, że zamieszkiwała niemagiczny londyn, gdzie tych było pelno. Niczym dzikuny na rozkładającym się truchnie.
-Dobra - skinęła głową do samej siebie - zacznijmy nim naprawdę zgłodnieje - sięgnęła w kierunku beczki. Cóż za figle płata los - A wiesz, przewidywałam, że kiedyś mogę dostać wyrok - obejrzała się na nią - ale w najśmielszych snach nie ośmieliłabym pomyśleć, że o deszczówkę - mruknęła z głupim uśmiechem.
Leśna powsinoga
Może lew jest silniejszy od wilka, ale wilka nigdy nie widziałem w cyrku.
Niewysoka, mierząca około 155 cm. Ma wysportowaną sylwetkę i gibki chód, zdradzający że dużą część czasu poświęca na aktywność fizyczną. Faye ma brązowe włosy, mieniące się rudością w świetle słonecznym, oraz jasnobrązowe oczy. Usta są wiecznie rozciągnięte w uśmiechu, a nosek zadarty.

Faye Travers
#9
02.12.2024, 15:16  ✶  
- Albo woli młodsze, a młodsze nie lubią starych dziadów - odpowiedziała jej ze wzruszeniem ramion. To, że była dobra nie oznaczało, że nie była złośliwa. Co prawda nie zdecydowałaby się na rozpuszczenie plotki, że Morpheus Longbottom woli kobiety, które dopiero co osiągnęły pełnoletność, ale nie przeszkodziło jej to w wyzłośliwieniu się na ten temat. Chociaż... - A, mówisz o Eriku. To nie, wydaje mi się, że czeka na prawdziwą miłość jak z bajek. Ale pewnie niedługo jego staremu cierpliwość się skończy, bo jest dziedzicem więc powinien zająć się dziedzicowaniem, a nie zdobywaniem kolejnych tytułów za najpiękniejszy uśmiech roku.
No tak, oczywiście że chodziło o Erika. Ups. Wzruszyła ramionami, jakby nic się nie stało. Wielkie halo. Kojarzyła Longbottoma z widzenia, kto go nie kojarzył - z twarzy niczego sobie, służbista... Pewnie kolejny, który chciał poślubić pracę. Ale nie było tak łatwo, nie w ich świecie.
- Zejdź ze mnie, Scarlett, potrafię się zachować - udała oburzenie, lecz wesołe iskierki w jej oczach dobitnie świadczyły o tym, że faktycznie bliżej jej było do dzikusa, niż panny z dobrego domu. - Chodziłam czasami na bale, ale powiem ci, że umiem tańczyć tylko jeden taniec. Uczyłam się go chyba dekadę, w innych mylę kroki. Więc odkąd skończyłam 17 lat to po prostu ich unikam. Zresztą - Traversów nie zapraszają jakoś często. Ostatnio chyba dostaliśmy zaproszenie na wesele Blacków, ale nie było mnie wtedy w Anglii, więc nie mogłam wpaść. Z tego co wiem bracia też nie poszli, więc obstawiam, że to było ostatnie zaproszenie od magicznej socjety.
Wzruszyła ramionami. Jej to nie przeszkadzało jakoś specjalnie - w sukienkach źle się czuła, podobnie jak w otoczeniu złoto-srebrnych łyżeczek i pięknej rodowej zastawy.

Gdy wspomniała po raz kolejny o Maddoxie, wzruszyła ramionami. Nie, Greyback był już na zawsze pogrążony w mroku. Ona co prawda dostrzegała w nim wiele światła, lecz miała wrażenie, że te promienie mężczyzna sam stara się zgasić. Nieudolnie co prawda, ale uporczywie. Uśmiechnęła się lekko, w podziękowaniu, za te słowa. Lecz czy to wystarczy? Widać było, że się miota pomiędzy uczuciami - ale najlepszym, co mogła w tej chwili zrobić, to po prostu machnąć ręką i liczyć na to, że jakoś to będzie. Przecież nie zmieni siebie dla jakiegoś faceta, prawda? I, przede wszystkim, nie chciała, by Maddox zmieniał się dla niej. Byłby wtedy nieszczęśliwy, a ona naprawdę nie chciała go unieszczęśliwiać. To było błędne koło, którego żadne z nich nie było w stanie roztrzaskać. To było po prostu skazane na porażkę.
- Theon wyjechał i zawsze się odsuwał. Nicholas został w Londynie, pracuje w Departamencie Tajemnic. Nie mam z nimi dobrego kontaktu, starałam się z nimi rozmawiać, ale sami się odsuwają. Wyobraź sobie moje totalne przeciwieństwo. Nick jest wysoki, ja niska. On nigdy się nie uśmiecha, mi uśmiech nie schodzi z twarzy. On jest zimny jak lód, a ja... Cóż - wzruszyła ramionami, zaciągając się papierosem. - Tak, jestem najmłodsza.

Wodziła wzrokiem od pustych beczek do beczki z deszczówką. Jeden raz, drugi, w końcu jednak przeskoczyła wzrokiem na Scarlett.
- No... Nie wiem, w sumie myślałam o podmiance. Wiesz, żebyśmy je zmniejszyły może zaklęciem? Te puste. Beczki mają takie specjalne wieka, jak przydzwonisz drewnianym młotkiem, to się zamkną. I nie wiem, pewnie mnie kojarzą, ale co za różnica - cała sztuka w tym, żeby nas nie złapali - wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - Dlatego ściągnęłam tu ciebie. Nie wiem, czy jest lepszy sposób?
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#10
07.12.2024, 18:24  ✶  
-Czyli jednak gejowski harem - rzuciła ze śmiechem, powątpiewając w jej słowa - Skarbie, młode nie lubią starych dziadów, chyba że.. - spojrzała na nią - te stare dziady mają hajs. Urocze twarze i smutne oczy marzące o lepszym życiu... mało to takich? Jakby chciał to by znalazł i to nie jedną... - wzruszyła ramionami - widocznie nie chce...
Temat ponownie zszedł na Erika. Ah, wiec to tego typu persona. Śniące o wielkiej nieprzemijającej miłości. To było zarówno słodkie co i okropnie naiwne. Ale czy one w pewnym sensie nie były do niego podobne? - zerknęła na towarzyszkę. Przecież były ładne i niegłupie. Może trochę patologiczne i ciężkie do okrzesania. A jednak gdyby chciały to pewnie małżeństwo nie byłoby czymś trudnym.
-Myślisz, że stary wklei Erika do gazety? - zaśmiała się - "Mój syn szuka żony" - pokręciła głową. Miała wrażenie, ze już widziała gdzieś w gazecie czy na słupie ogłoszenie matrymonialne. A jednak nie pamiętała kompletnie kim był szukający. Było to dość dawno.
-Przecież jedno nie wyklucza drugiego, skarbie - spojrzała na nią. Słuchała o balach i ... kiedy ona ostatni raz była na takowym? Oh... Musiałaby sie poważnie skupić, a nawet wtedy by nie była w stanie odpowiedzieć czy to byłoby to co dziewczyna ma na myśli. A jednak wizja braku kolejnych zaproszeń, mimo iż pewnie taka nie była, zdawała się nieco smutna.
-Jeśli kiedyś będę się hajtać - gdy wypowiedziała to na głos poczuła olbrzymie rozbawienie, jakoby powiedziała coś absurdalnego - wiem, mało prawdopodobne - dodała ze śmiechem - ale jeśli jednak... To obiecuje skonsultować z tobą termin, abyś się pojawiła - szturchnęła ją delikatnie ramieniem, aby ukazać jej rozweselone i iście rozbawione lica - zostaniesz moją świadkową czy coś... - opatuliła ją ramieniem, rozrysowując drugą ręką coś na niebie - a potem świadkiem podczas rozprawy rozwodowej jak wyjdzie, że na weselu za bardzo odjebałyśmy - rzuciła, zanosząc się śmiechem - ale przynajmniej będziemy mieć powód do picia, nie - zachichotała.

Temat zszedł na rodzinę, rodzeństwo i nie było zbyt słodko. Co prawda nie było goryczy, ale był jej posmak, a ten wystarczył, aby inne smaki zostały zagłuszone. Nie rozumiała dlaczego jej bracia mogliby się od niej odsuwać. Ale czy musiał być powód? Jakby nie patrzeć, argument zawsze się znajdzie, prawda Leo?
-Rodzeństwo to bardzo dziwne zjawisko - stwierdziła, by zaraz się zaśmiać.
-Też mam dwóch braci. Jeden mnie nienawidzi od kiedy się urodziłam, wcześniej tego nie rozumiałam... w końcu jak wyjaśnisz dziecku co dopiero co nauczyło się chodzić i zlepiać dwa zdania czym jest nienawiść. Potem mnie to wkurwiało, ale z czasem zaczęło mi to być obojętne. Mam co mam. - na jej usta wkradł się delikatny uśmiech. Nie łudziła się, aby kiedyś stali się szczęśliwą rodzinką. Nigdy nią nie byli i nigdy nie będą.

Uniosła brew słysząc szczegóły ich planu. Spojrzała na nią jakoby chciała się upewnić czy dziewczyna żartowała, ale... nie żartowała.
Roześmiała się dźwięcznie
-Już wiem dlaczego cię tak kocham, Faye - pokręciła głową. Uwielbiała tego sposób działanie. Robisz, a konsekwencjami pomartwią się później, a jeśli te nie zajmą dłużej niż chwilę, to nie ma co się nad nimi pochylać szczególnie.
-No to w drogę - podeszła do beczek, wyciągając różdźke. Zastygła w bezruchu, a zaraz wybuchła śmiechem
-Ty, wiesz co.. - spojrzała na nią, majtając delikatnie różdżką - jestem straszną pizdą z transmutacji... - przyznała z rozbawieniem - weź ty to zmniejsz...
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Scarlett Mulciber (5119), Faye Travers (5071)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa