• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[17.08.1972] Baby | The Edge & Laurent

[17.08.1972] Baby | The Edge & Laurent
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#31
28.11.2024, 01:09  ✶  

- Nie nazywaj go tak... - Mruknął, chociaż był to cichy pomruk. Jakby Laurent sam podświadomie nie do końca wpadł na to, czy na pewno chce tę myśl wypowiadać na głos, czy jednak nie. Bo w zasadzie szybka, trzeźwa kalkulacja mówiła, że Flynn nie miał niczego złego na myśli. Mimo "mały pierdolec" brzmiał bardzo obraźliwie. A już szczególnie w tak dziwacznym zdaniu, które się przetoczyło po ogrodzie. - Chodź, Migotku. - Kiwnął głową na skrzata, zastanawiając się nad tą dziwną sytuacją, która wkradła się w poczucie dyskomfortu. Zaledwie w przeciągu jednej chwili.

- Migotek się nie gniewa na Pana. - Skrzat nawet łagodnie się uśmiechnął do czarnowłosego. Nie było na jego poczciwej twarzy nawet grama poczucia obrażenia czy czegokolwiek takiego. Drobina strachu - to na pewno. Jakby był gotów w razie czego zrobić krok w tył. Jakby tylko coś złego miało się wydarzyć. A przecież nie miało. Coś we Flynnie i tak było takiego, że tych kroków w tył nie zrobił w pierwszym rzędzie. Coś? Sam jego gest był przekonujący do tego. Nie przygana, że JESZCZE nie skleił wazonu. Nie... Trzask teleportacji oznajmił, że skrzat zniknął sprzed Flynna - i pojawił się przed Laurentem. - Migotek nie chciał, żeby...

- Wiem, Migotku. - Kucnął przy skrzacie i wyciągnął dłoń, by ująć jego dłoń. Rzeczywiście - nie były ranne. Nic się temu niemądremu skrzatowi nie stało. - Proszę, zapytaj następnym razem, zanim będziesz coś takiego chciał naprawić, dobrze? - Tak właśnie można było przyjemny akt destrukcji zamienić w coś nieprzyjemnego. Chwilowa przyjemność wykasowana z listy rzeczy przyszłości, bo najważniejsze będzie to, że Migotek znowu może wpaść na niemądry pomysł montowania na nowo wazonów.

- Dobrze. - Czy skrzaty były aż tak odmienne od dzieci? Laurent tak nie uważał. Potrafiły mieć bardzo dojrzałe umysły, ale na wielu płaszczyznach pokazywały infantylność. Wiele zależało od wieku danego skrzata i od tego, w jakich warunkach dorastał. Od jego charakteru. Od wielu rzeczy.

- Jeśli szukasz zajęcia... posprzątasz dla mnie sypialnię? - Uszy znów stanęły Migotkowi w sztorc. Rozjaśniły się jego oczy i pokiwał ochoczo głową.

- Tak, Panie Laurent. Migotek już idzie! - I kiedy znów zniknął, a Laurent jeszcze kucał, już z pustą dłonią, zastanawiał się, czy nie powinien z tymi oczami przyrównać Flynna do jeszcze jednej istoty. Bo chyba oprócz Dumy jak dotąd patrzył na niego w ten sposób tylko Migotek. Nie był jednak przekonany, czy to porównanie mu się podobało.

Wstał.

- Lubisz pływać? - Zapytał zamiast odpowiedzi. - Czy masz uraz do morza po tym, jak prawie utonąłeś? - Może powinien siebie samego również o to zapytać. Z tym, że w tamtej sytuacji nie był sam bliski utonięcia. Flynn miał pełną rację - najpierw kąpiel. Tylko nie prysznic. A nawet gdyby wyborem nie było morze - byłaby nim wanna. - Aczkolwiek skoro mówisz o obiedzie to napełniasz mnie nadzieją, że jesteś głodny. - Obrócił się i wrócił do wnętrza domu. Postawił nowy bukiet na stole i wyciągnął różdżkę - taką, której Flynn jeszcze nie miał okazji widzieć - żeby poprawić stan tych kwiatów. Nie bez ciężkiego westchnięcia, kiedy nowy nabytek jeszcze nie do końca się go słuchał.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#32
30.11.2024, 04:13  ✶  
Crow wywrócił oczami, słysząc ten „rozkaz”. Wciąż nie podjął się walki kiełkującej w jego sercu, bo to porównanie, nawet mimo bycia absolutnie idiotycznym, wywoływało w nim jednak delikatne, ale denerwujące uczucie żenady. Wygłupi się jak to powie - to oczywiste, a on nie chciał teraz się przed Laurentem wygłupiać. Uczucia były momentami tak durne, ale szczególnie bał się takich właśnie momentów - kiedy wzbraniał się przed powiedzeniem czegoś, ubraniem się w określony sposób, podjęciem jakiegoś działania. Dlaczego? Robił tak wiele rzeczy na przekór wszystkiemu, ale presja oczekiwań wciąż potrafiła go przygnieść.

Wzruszył ramionami, kiedy spojrzenie Laurenta się z nim zetknęło. Pływanie było mu obojętne. Gdyby jeszcze dostrzegał na morzu większe fale, pewnie podszedłby do tego z większym entuzjazmem. Gdyby miał wybierać, wybrałby rzekę lub jezioro.

- Chuja z tego pamiętam - przyznał podejrzanie jak na niego otwarcie. To akurat była prawda - spił się wtedy tak, że z tego dnia zostały w nim głównie uczucie wstydu i intensywność bicia serca - tonięcie w oceanie wydawało się dzisiaj jakąś odległą opowieścią, którą jako człowiek nielubiący poezji próbował przyrównać kilka razy do koloru czyichś oczu. - Nie - pokręcił głową - ale ty mówiłeś coś o dbaniu o siebie podczas liczenia swoich żeber... możemy zacząć od obiadu. Tylko nie wiem, czy znam miejsca, co by ci się spodobały.

Nie wszedł za nim do tego domu. Przesunął po Laurencie ręką, kiedy ten przechodził obok, ale on sam zatrzymał się na tarasie i oparł o tę samą barierkę, o którą tak uwielbiał opierać się już wcześniej i odpalił kolejnego dzisiaj papierosa. Nie chciał patrzeć na te kwiaty, bo było mu nieco głupio. I ten skrzat. I to wszystko. Dlaczego nic nie szło po jego myśli? Nie dało się z nim tych chwil zaprojektować. Działały na niego prowokacje, ale niekoniecznie te tkane z sieci manipulacji scenariusze. To zaś sprawiało, że Flynn podważał słuszność swoich decyzji. Może... wcale nie powinno go tutaj być, a to wszystko nie miało być takie proste, jak to sobie uknuł we łbie.

Możemy, bo nie musimy.

Możemy, bo chciał być tego częścią.

Jednocześnie zgrzytało w nim coś, napełniało go niepokojem. Chciałby go pytać o te rzeczy. Czy był jego ulubionym głupcem? Odpowiedzi zapewniające Crowa o jego wysokiej pozycji zdecydowanie poprawiłyby jego nastrój, tylko zrozumiał już, że nic z tego, a jeśli - to nic w tym szczerego. Nie przekuł jeszcze tych swoich desperackich zapewnień w coś, czego się po nim spodziewano.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#33
30.11.2024, 12:34  ✶  

Owszem, uczucia były szalenie popierdo... szalenie dziwną sprawą. Najdziwniejsze były wtedy, kiedy odkrywaliśmy, że przeczą naszym własnym myślom. Lekkie uczucie ulgi pojawiło się w Laurencie, a przecież nie powinno się wiązać z żadną ulgą fakt, że ktoś nie pamiętał dramatu, do którego doszło. Albo mogło się z tym wiązać, ale z zupełnie innych pobudek. A Laurent się odrobinę ucieszył, bo to oznaczało, że sam mógł winę swoją zapomnieć. Zakopać głęboko w ziemi, albo porzucić w lesie, by kruki je rozdziobały. Kanibalizm myśli, za który się ganił. Rozgrzeszenie, za które w duchu dziękował.

Ten skrzat wzbudził we Flynnie jakieś emocje, tylko co dokładnie kłębiło się pod tą poplątaną czernią? Odkąd usłyszał od Nicholasa, że przestanie pytać, dopóki usłyszy to, co chce, zaczął wartościować usłyszane odpowiedzi i pytania - wcale nie zwolniło go to jednak z tej maniery. Pojawiła się tylko świadomość tego czynu, ale świadomość już była pierwszym krokiem do jakichś zmian. Teraz więc powstawało pytanie, czy był gotów na usłyszenie prawdy. Albo unikania tematu. Nie próbując nie da się niczego osiągnąć, ale rozumiał strach przed zawodem. Pragnienie, żeby wyjść jako ktoś lepszy w oczach drugiej strony. Posłał mu ciepły uśmiech, kiedy wchodził do środka.

- Miejsce, które mi się spodoba... - Powtórzył w zamyśleniu za nim. - Które nam się spodoba. - Dążyło to do tego samego - Laurent miał swoje ulubione miejsca, a Flynn swoje. Gdzie był złoty środek? Byli z tak skrajnych przestrzeni, że ciężko było to sobie wyobrazić - przynajmniej jemu. Był pewien, że Flynn nie będzie się czuł swobodnie w jego ulubionych restauracjach i kawiarniach. I na pewno on nie czułby się swobodnie w pubach, do których chodził Crow. Pewnie w części to była kwestia przyzwyczajenia? Do niektórych rzeczy na pewno. Tylko do czego się można przyzwyczaić, a co wyrastało ponad możliwości rutynowania? Tak czy siak magiczne słowo "my" (w każdej odmianie) brzmiało znacznie lepiej.

Nie przeszkadzał mu. Kiedy palił, kiedy spoglądał przed siebie i dumał, albo nie myślał wcale. Nie wciskał swojego wścibskiego, ciekawskiego nosa w tę chwilę. Matka mu świadkiem, że miał ochotę. Zajął się jednak innymi rzeczami - pozgarnianiem drobnostek, wprowadzeniem razem z Migotkiem ładu do tego wnętrza, w którym panowało zamieszanie jak na standardy blondyna. I nie wpasowywało się to w definicję słowa "bałagan". Zatrzymał się nad ramką, która leżała na półce nad kominkiem tak, że nie było widać zdjęcia. Podniósł je, żeby spojrzeć na zawartość - i wyciągnął ją z ramki.

- Chcesz zobaczyć coś śmiesznego? - Wyszedł do niego i przylgnął do jego boku, opierając przedramię o jego bark. I wyciągnął zdjęcie tak, żeby mogli na nie spoglądać razem. Na zdjęciu była piękna rodzinka Laurenta - Edward, Aydaya i Pandora. I oczywiście mały Laurent w wieku niecałych 7 lat. Nie trzeba było odróżniać kolorów, żeby widzieć, jak bardzo Laurent do tego obrazka familijnego nie pasował. Edward miał brunatne włosy z pierwszymi oznakami siwizny, a Aydaya i Pandora prezentowały sobą zagraniczną, egzotyczną urodę Turcji - ciemniejsza karnacja i niemal czarne włosy z brązowymi oczami. I jasna plama w postaci Laurenta. - Mój ojciec, moja mat... macocha i siostra - Pandora. - Wskazał palcem na kolejne persony. Zsunął rękę z jego barku do jego dłoni, by spleść ich palce. - Więc... veritaserum... nie masz obaw, że podstępem, któregoś dnia, wleję ci go do soku?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#34
30.11.2024, 14:27  ✶  
Gdyby to był jakiś Nowy Rok, to pewnie zabrałby go do Ritza. Może takie miejsca nie równały się blaskowi czarodziejskich restauracji, ale uważał to za zaletę. Trochę jak wycieczka krajoznawcza, podczas której mógłby pogadać o historii takich miejsc, powymądrzać się na tematy czyniące się pozornie inteligentnym i oczytanym, w rzeczywistości będące codziennością dla mugoli i mugolaków. Ale to nie był Nowy Rok. Ani nie zrobili żadnej rezerwacji. To był zwykły dzień. Sam jadłby spalony chleb z serem albo poszedł do knajpy, w której pewnie po kuchni biegały karaluchy, ale do zestawu lunchowego dodawali taką małą, słodką zupę i uważał to za całkiem uczciwą rekompensatę strat moralnych kiedy znajdowałeś w cieście włosa kucharki. Niezależnie od tego jak bardzo się przyłożył, wyobrażenie Laurenta w takiej scenerii dostawało odruchu wymiotnego po przekroczeniu klejącego się progu.

Miejsce, które im się podobało...?

Nie zabierze go przecież na obiad do palarni opium.

Nie potrafił wyobrazić sobie ich wspólnej przestrzeni, gdybał nad tym, kim nigdy nie byli i nie będą. Rozważał, czy to wszystko miało jakiś sens. Jednocześnie jego postawa była bardzo, bardzo ciepła i zapraszająca do bliskości. Zastał go zgarbionego, wspartego łokciami o tę balustradę. Dla większości ludzi oparcie się o kogoś było czymś całkowicie wystarczającym, ale dla niego najwyraźniej nie - przełożył papierosa z lewej ręki do prawej, żeby lewą otoczyć go i pogłaskać po plecach. Wydmuchał dym w przeciwnym kierunku, i odwrócił głowę do tego podobno śmiesznego zdjęcia. Głupio w ogóle o tym pomyśleć, ale uroda jego siostry wpisywała się dobrze w jego wyśniony ideał kobiety. Długie, czarne włosy, szeroki uśmiech, ciemniejsza skóra, gorąco bijące od niej tak mocno, jakby miał oparzyć się od dotknięcia jej policzka. Zaraz obok znajdował się chłopak, któremu udawało się przyćmić jej blask samą swoją obecnością. Ciekawe jak bardzo była zazdrosna o takiego bękarta?

- Miało być śmieszne, a nie słodkie - skomentował to takim durnie flirciarskim tonem, wciąż będąc kiepskim w zadawanie pytań, a skoro nie dostał do tego żadnej historii...

Dał swojej ręce zsunąć się w dół i z radością odkrył, że ten kontakt się nie kończył - bardzo entuzjastycznie pozwolił ich palcom się spleść i wyglądał na zadowolonego z tego powodu.

Zaciągnął się dymem i... zaśmiał się.

- Kurwa mać - odkaszlnął lekko, znów wydmuchując ten dym w przeciwnym kierunku, niż stał Laurent. - Zajebiście podstępna z ciebie żmija. Dolewać mi do herbaty coś, co dałem ci do ręki i powiedziałem, że możesz tego użyć. Powiedz mi jeszcze, że podstępnie postawiłeś te kwiaty dokładnie tam, gdzie chciałem je zobaczyć. - Cmoknął go ustami przy uchu. - Liczę na to, że zamierzasz pytać mnie o emocje, a nie o detale biografii ludzi, którzy mogą zginąć jeżeli ktoś dowie się o rzeczach jakie ukrywam.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#35
30.11.2024, 17:05  ✶  

Dla większości znajdujących się tam osób paniczyk z dobrego domu rzygający na widok jedzenia byłby raczej śmieszny. Obrazek już nie śmieszny i nie uroczy dla osoby zainteresowanej, bo jedno to się z kogoś ponabijać, a drugie fundować mu kolejną traumę. Z drugiej strony od tego Flynn był specjalistą, prawda? Od wbijania się w ludzki umysł jakimkolwiek kosztem. Laurent nie miał zamiaru więcej płacić tych horrendalnych cen, jeśli inwestycja nie będzie zwrotna. Kapitał uczuć łatwo było wydrylować. Tak samo łatwo było wycisnąć resztki tej wartości z tych głodnych dłoni Crowa.

Ciepłych, czułych, gwałtownych, splamionych krwią dłoni pachnących wypalonych tytoniem. Laurent bardzo wątpił, że Crow kupował sobie jakieś lepsze jakościowo fajki, zresztą nadal nie wiedział, skąd miał pieniądze na pierścionek - i zakładał, że pewnie nie miał. Nie pytał, a może powinien, ale gdyby tak uważnie śledzić jego kroki łatwo było przyuważyć, jak wielką ignorancją potrafił się popisać względem bliskich osób i to z różnych powodów. Temu człowiekowi nie wystarczyło takie oparcie się? Całe szczęście, bo blondynowi od razu zrobiło się milej. Dłonie mordercy. Złodzieja? Architekta. Tancerza. Kochanka. Czuł się przy nim tak samo bezpiecznie, jak przytulając się do Dumy, którego paszcza zmiażdżyłaby mu pewnie czaszkę w chwilę, a zaciśnięcie kłów na gardle stanowiło formalność. Jak na grzbiecie abraksana, który mógł go pogruchotać jednym uderzeniem kopyt.

- Ach tak? - Śmiech zadźwięczał w tym pytaniu, a żartobliwa odpowiedź Flynna rozjaśniła jego wargi uśmiechem. - To moje pierwsze zdjęcie z rodziną. Ilekroć na nie patrzę uświadamiam sobie, jak bardzo tam nie pasuję. - Przynajmniej mam rodzinę. Flynn też mówił, że ją miał. Rodzinę Bell, z którym łączyło go wiele i tak samo wiele było między nimi przepaści. Czy krew jest aż tak wiążąca? W tym świecie, w którym magia przez nią płynęła i nie dało się zawsze wyprzeć rodzinnych koligacji? Nie wiedział, jak bardzo cyrk Bellów był naprawdę ze sobą spokrewniony. Niektórzy mogli być przybłędami, które po prostu przywdziały te nazwisko, by czuć się częścią grupy. Pewnie większość z nich nie miała nawet dokumentów. Ale ta malutka przypowiastka wcale nie popsuła mu humoru. Opuścił rękę z tym obrazkiem i wpatrywał się teraz we Flynna - nie potrzebował innego zdjęcia. Innej ramki rzeczywistości, skoro ta tutaj jednak nie przesiąknęła negatywem, tylko się śmiał. Może i pytanie nie miało na celu go rozbawić, ale fakt, że się zaśmiał, był... uroczy. Z jakiegoś powodu bardzo ucieszyło to samego Laurenta. Aż serduszko zatrzepotało mu w klatce piersiowej. Mimika jego twarzy z tej współdzielonej radości i zachwytu przeszła w niemą odpowiedź "noo...tak?".

- Jestem trochę bardziej egocentryczny, ale dobrze rozumiem satysfakcję zajęcia czyjegoś miejsca. Nawet jeśli w tak prostej rzeczy, jak bukiet na stole. - Albo i nie takiej prostej, skoro powiedział, jakie to dla niego ważne i jaki ładunek emocjonalny się z tym wiązał. - Chociaż jest miliardy szczegółów o tobie, których muszę się nauczyć, a ich ilość czasem sprawia, że się gubię. - I nie pomaga w tym to, jak trudna była z czarnowłosym komunikacja, ale to nic. Laurent był cierpliwy. - Chciałem ją wylać na swój brzuch i sprawdzić, czy sam się napijesz. - Laurent bardzo rzadko konfrontował z kimkolwiek ilość myśli, jakie przebiegały po jego głowie, a niemal nigdy nie wynosił ich na zewnątrz, kiedy dotyczyły tych jego malutkich, drobnych kalkulacji. O wewnętrznym hazardzie czasem wspominał - jako ciekawostkę. I może to było zupełnie nieważkie, ale kiedy zebrałby się cały obraz takich działań... Złoty Chłopiec nie taki złoty, co? - Gdybym miał taką fiolkę na własność i chciał zdobyć czyjeś zaufanie to założyłby, że ta osoba raczej jej nie użyje. To byłoby całkiem ryzykowne zagranie, ale bardzo profitujące. Przyszło mi to do głowy. Śliczne oczy, gorące wyznania, zapewnienia... wystarczy to odpowiednio wyważyć. Druga osoba sama sobie dopowie, że, jak to ująłeś, "to nie będzie to samo". - W zasadzie to mówił to z lekkim wstydem, bo zdawał sobie sprawę z tego, że większość ludzi nie miała tak spapranego łba. - To urocze, że się z tego śmiejesz.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#36
01.12.2024, 21:18  ✶  
- Mhm - potwierdził mruknięciem. - Mówisz o czymś, czego nie widzę na fotce czy to sprowadza się do tego, że twój ojciec fiknął w bok z Królową Śniegu?

Prostej...? Chciał zaśmiać się również z tego, że Laurent miał to za coś prostego, ale później przypomniał sobie, że to on stawał na głowie, żeby dostać to, czego chciał, bo było to wpisane w jego naturę. I to wcale nie znaczyło, że każdy facet, którego kwiaty znalazły się w tym wazonie, a fiut pomiędzy nogami blondyna... zaprezentował sobą cokolwiek. Za jedyną zabawną rzecz w tym wszystkim uznał zmianę we własnym nastawieniu - coś co wcześniej wprawiało go raczej w stan podniecenia niż goryczy, teraz zmusiło go do pełnego zdenerwowania przygryzienia własnej wargi. Łączyły się w nim teraz dwa wiatry i faktycznie poczuł bezradność stanięcia w oku jakiegoś pierdolonego huraganu. Na szczęście Laurent szybko przypomniał mu, po co w ogóle to robił.

Ktoś chciał się go nauczyć na pamięć, chociaż nie posiadał żadnych supermocy. I jeszcze...

- Kurwa, myślałem... Myślałem, że z moją biografią usłyszałem już wszystko, ale jeden twój tekst i po plecach idzie mi dreszcz, jakbym miał piętnaście lat. - Sapnął, odkładając papieros na bok. Dosłownie na bok - fajka uniosła się w powietrzu jakby leżała na czymś niewidzialnym, a Crow odwrócił się tyłem barierki, usiadł na niej, złapał Laurenta za biodra, przysuwając go do siebie, żeby oprzeć brodę o jego ciało.

Bycie analizowanym go przerażało, ale jednocześnie napełniało ekscytacją. Chciał być poznawany i chciał być kochany. Żyło w nim naprawdę wiele bardzo ludzkich, zrozumiałych potrzeb - ciepło, akceptacja i bliskość iskrzyły się w nim najmocniej, a jemu naprawdę ciężko było tworzyć relacje, w których ktoś znał jego, a nie kolejną wersję prawdy wykreowaną nie wiadomo gdzie i kiedy.

- Kminisz nad ruchem, a ja nie gram z tobą w szachy. - Niby skłamał, ale na ten temat niekoniecznie. Grał z nim teraz w wiele partii szachów, ale to Veritaserum nie miało przecież aż tak głębokiego znaczenia. Kupił je po to, żeby Alexander mógł go poznać. Bardzo się na tym zawiódł i teraz kiedy słyszał to drugi raz... zachował się impulsywnie. Dał mu to w szale emocji powtarzając w głowie jak mantrę te same rzeczy co wcześniej. Bardzo tego w sobie nie lubił, ale robił tak bardzo często. Jedna krzywo zagrana nuta i człowiek bojący się rozstań bardziej niż własnej śmierci robił dokładnie to, co w jego opinii miało do tego rozstania doprowadzić. Jak zdarcie plastra, jak... Kolejny element dążenia do unicestwienia samego siebie.

- Ludzi to przeraża kiedy mają dużo do ukrycia, a to chujostwo wyrwie im z ust coś, czego nie chcieli powiedzieć - i sam to przecież rozumiał, bo nie otworzył mordy przed nikim w Fantasmagorii przez trzy lata. Ale to przecież dlatego, że rozumiał idące za tym konsekwencje. - Ja traktuję to teraz jak medykament. - Przesuwał palcami po jego skórze, sunąc wzdłuż krawędzi spodni.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#37
01.12.2024, 22:48  ✶  

Minimalnie rozchylone wargi chciały zadać pytanie: żartujesz?, ale ono nie padło. Błyskotliwość jego własnego umysłu była niekiedy żenująca. Tak bardzo przyzwyczaił się do tego, że wszyscy wiedzieli, że zupełnie nie pomyślał o tym, że Flynn nie miał skąd wiedzieć. Zaraz, czy mu nie mówiłeś? O matce... Krótkie wspomnienie o tym, że zmarła - to było wszystko. Chyba wszystko. Z drugiej strony mogło to oznaczać bardzo wiele, niekoniecznie to, że był wynikiem romansu swojego zbyt skocznego ojca, który na weselu Blacków zapraszał go do burdelu. Więc to lekkie, początkowe rozbawienie przeszło przez samorealizację, a potem przerodziło się na nowo w słodki uśmiech.

- Bardzo lubię tę bajkę. - Ale on teraz nie o tym. - Dopiero jak miałem jakieś 6 lat trafiłem do Prewettów. Wcześniej mieszkałem z matką. Mieszkaliśmy z bożej łaski na poddaszu jednej kamienicy. Nie radziła sobie za dobrze w tym świecie, a jej próby utrzymania nas przy życiu skończyły się tym, że sama zmarła. - Zerknął na rodzinne zdjęcie. Żałował, że nie miał takiego z Zofią. - Z miesiąc temu przypadkiem trafiłem na pozytywkę przywołującą wspomnienia. Przypomniała mi, jak pięknie ta kobieta śpiewała. - I jaka była piękna - w całości. Piękne więc było też to wspomnienie. Szkoda tylko, że w tamtym momencie tak boleśnie uderzyło.

Nie wpadał w zły nastrój teraz. Nie ogarniał go smutek, może tylko malutka nostalgia przy wspomnieniu. Jak mógłby? Zaraz zadźwięczał jego śmiech, kiedy spotkał się z jakże gorliwym wyznaniem - komplementem, jakby nie patrzeć! Chociaż uważał, że wcale nie trudno było wzbudzić dreszcz na plecach Flynna. Oplótł wokół niego ręce, uważając tylko na bolący bok. Śmierdział fajkami. Ale wystarczyło zbliżyć nos do jego skóry, na karku, żeby ta woń zniknęła.

- Gra w szachy ma ustalone zasady i ruchy. Z tobą to bardziej gra w eksplodującego durnia. Ciężko przewidzieć, co się wydarzy. Z drugiej strony czasem mam wrażenie, że to wchodzi na grę shogi. - Kontrasty. Przeskakiwanie z jednej gry na drugą. Gdzieś tam był system? Na pewno był. Mówił to nieco żartobliwym tonem. Nie był w stanie uwierzyć, że to nie była gra. Jeszcze nie wiedział, o co dokładnie grali, ale och tak, kochanie - to grą było. Nie znał zasad i reguł. Laurent grać nie lubił i nie wadziło mu przegrywanie w niektórych rozdaniach. - Dobrze, mój słodki Kruku. Dostaniesz swoje lekarstwo wieczorem. - Zamruczał na westchnieniu. To był ten rodzaj westchnięcia, które wiązało się z rozluźnieniem. Nie to ciężkie, nie to, co sprawiało, że od razu wkurwiałeś się na drugiego człowieka. Nie. To był ten dźwięk, który mógł się kojarzyć tylko z relaksem. - Teraz chodź do wanny, bo jeszcze chwila i zasnę ci w tej pozycji jak dziecko. I albo idziemy gdzieś, albo poproszę o obiad Migotka. - Zrobiło mu się tak milusio, bezpiecznie i dobrze, że kiedy tak się opierał o tego Flynna słuchając szumu fal, przed sobą mając morze, czując dotyk promieni słońca na skórze, na której czuł jeszcze przesmykujące palce, to naprawdę zrobił się senny. Poczucie bezpieczeństwa pozwalało nagle całemu ciału nie funkcjonować w naprężeniu.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#38
02.12.2024, 00:00  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.12.2024, 00:05 przez The Edge.)  
Spojrzał na niego dziwnie, pytająco. No bo co w tym w sumie było takiego oburzającego, sam mu przyniósł to zdjęcie i użalał się nad tym jak bardzo do nich nie pasował, a teraz robił jakieś miny! Nie powinien mówić na głos oczywistego? To była jedna z tych tajemnic, o których wszyscy wiedzą, ale nie mówi się o tym, bo nie wypada? Cóż, dla niego to przecież nie był temat tabu i raczej nie roztaczał wokół siebie wrażenia, że oceniałby kogoś za taką głupotę. Wychowywała go plątanina porąbanych akrobatów.

A później go wysłuchał, znów udowadniając, że był dobrym słuchaczem. Spoglądał na niego spokojnie, z zaciekawieniem, trochę jakby robił w głowie jakieś notatki. Było to złudne, bo nie pozbył się jeszcze postępujących problemów z pamięcią, ale faktycznie starał się być w tej rozmowie obecny. Nie zadał mu żadnych pytań, jedynie przesunął palcem wzdłuż jego skroni i żuchwy, uśmiechając się przy tym delikatnie, w ten ciepły sposób przywracający kogoś popadającego w melancholię do momentu, w którym się teraz znajdowali.

- Eksplodujący dureń... podoba mi się to - przyznał i po chwili namysłu uśmiechnął się nieco żenująco. - Wieczorem miałem pokazać ci coś co lubię, będzie ci ciężko zadawać pytania piszcząc - prychnął, ale to wcale nie zmieniło jego nastroju. Laurent emanował ciepłem i spokojem, więc i on stłumił gdzieś głęboko duszące go jeszcze przed chwilą lęki. Zamiast zaganiać go znów w meandry swoich pokrętnie uknutych planów, pytań i zapewnień, zwyczajnie zdjął tego papierosa z powietrza i pociągnął Laurenta za rękę do łazienki. Prowadząc ich obejrzał się w jego kierunku raz - i miał wtedy tak promienny uśmiech, jakby miesiąc temu nie dźgnął się w wannie nożem. Ta scena przynajmniej na moment musiała odejść w zapomnienie, ale to wcale nie znaczyło, że kąpiel z Crowem nie przywoływała nic z ich przeszłości. Sny to również wspomnienia, tak? I chociaż w tej wersji mężczyzna był zdecydowanie bardziej głupkowaty - ściągając z siebie przyciasne ubrania kręcił biodrami z gracją godną panienek w klubach, to wciąż posiadał w sobie podobny fantazji Laurenta żar. Językiem jego miłości był zdecydowanie dotyk, dopiero na drugim miejscu znajdowała się ofiarność. Tym razem ten dotyk wcale nie był erotyczny - był zwyczajnie... miękki. Sunął palcami po nagiej skórze tak długo, żeby każda sekunda kiedy przestawał, stawała się czymś dziwnym i nienaturalnym. Zdawał się dopasowywać do cudzego ciała tak, żeby móc się w niego wtopić.

- Zasypiasz? - W jego głosie znów dało się wyczuć niby drwinę, ale teraz kiedy znało się go lepiej, można było zrozumieć, że to była zaczepność. - Mieliśmy iść na obiad. - Pocałował go w skroń, później w policzek. Taka bliskość musiała być dla niego olbrzymim komfortem, bo sam brzmiał, jakby miał zaraz odpłynąć. Leżeli tutaj tak długo, że woda w wannie powinna już zrobić się zimna. Nie stała się taką - Crow pilnował tego pilniej, niż by się do tego przyznał.

Tylko tym razem nikt tego magicznego momentu nie przerwał paskudnym nie jesteś moim Laurentem.

- Powiedz mi jeszcze, że moja śliczna panienka smakuje tak, jak pachnie, to zacznę lubić kąpiele.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#39
02.12.2024, 01:13  ✶  

Gwiazdy potrafiły być jasne jak promienie słońca. Sirius mógłby pozazdrości Flynnowi tego blasku, jaki teraz od niego bił. Skradziony z kosmosu malutki element wszechświata, który stał się taki wielki na tym tarasie, taki wszystkoznaczący. Istotny w każdym calu, każdym swoim geście, każdym mrugnięciu okiem, które zakrywały brąz oczu czernią kurtyny rzęs. Czasem miał wrażenie, że Flynn nie słucha w ogóle, ale to nie był ten czas. Nikt inny teraz nie mógł bardziej słuchać i słyszeć. Nikt inny nie mógłby tego potwierdzić w jednym geście. Jednym uśmiechu, który lśnił bardziej niż najjaśniejsza z gwiazd.

- Właściwie masz rację. Liczę na to, że później nie będę miał siły na zadawanie pytań. - Za to chciał użyć veritaserum przed... ale odsunął to gdzieś na razie na bok. W kąt. W swoim planie idealnym rzeczywiście poznawał zbliżenie z drugiej strony, jak ze swojej strony - tak, by dłonie leżały w tym idealnym miejscu, by nacisnęły na skórę tam, gdzie potrzeba i wbiły paznokcie w odpowiedniej chwili.

Lipiec od sierpnia dzieliły miliony mil. Było jak wczoraj, a wczoraj było jutrem. Poplątanie teraźniejszości i przeszłości w jednej chwili było o wiele intensywniejsze, kiedy noga Laurenta spoczęła na nodze, gdzie powinna znajdować się blizna. Ciało tego człowieka miało ich pełno. Były równie mnogie co tatuaże, które go zdobiły - a o historię każdego chciał zapytać. Godził się na to, że nie każdą za to będzie mógł usłyszeć. W tę radość i ukojenie wdarła się niepewność, gdy spojrzał na wannę. Co za niefortunne miejsce. Wspomnienie snu było jedynym teraz odległym, zupełnie nie pokrywał się z rzeczywistością, w której to miejsce pokryte było mętną czerwienią rozpływającą się w wodzie, a wspomnienie dotyku Philipa z łazienki stało się nagle odstręczające. Nagle? Wcale nie nagle. Niepokój... a potem patrzysz na tego radosnego wręcz człowieka, który wywijał pupą jak zawodowy stripteaser i mimo tego się uśmiechasz. Nie uciekasz, nie rezygnujesz, ale czy wierzysz? Ufasz? Ty nawet samemu sobie nie możesz ufasz. Więc przyszedł ten dotyk, odebrany z dozą niepewności. Niepokój rodził strach, ale tutaj ta róża nie miała rozkwitać. Flynn nie mógł być żadnym innym kwiatem - miłość, z której szyte były jego zbyt małe ubrania, żądała opłat i chciała być doceniana. Podziwiaj jej piękno, czerp z dzbana i zapomnij o agape. My tutaj uprawiamy miłość liryczną.

Chyba się w tym zatapiał, albo gubił. Wyłożył się na Flynnie, a napięcie zamieniało się znów w rozluźnienie. To nie dotyk stawał się przerażający - to jego brak sprawiał, że sięgasz dłonią po dłoń, by ją znów poruszyć, albo własnymi palcami suniesz po wronich udach. Co za samobójstwo - wyczuwasz bliznę pod palcami. A pod powiekami obraz, który przeganiasz - rozmywa się jak para z tej ciepłej wody w tej dużej wannie. Czy Crow myślał? Czy też topił się jak kostka lodu zostawiona na słońcu? Myślał? Jeśli tak - knuł coś? Jeśli knuł - powinien się bać? Czy ten dotyk się zmieni, stanie inny? Nie chcę, żeby stawał się inny. Proszę, proszę, proszę...

Otworzył szeroko oczy - ale wokół nie panował półmrok, niebo nie było rozjaśnione milionem gwiazd, a ciemność nie chciała wszystkim zawładnąć, jeśli tylko zgasną świece. Zmienił się rytm jego oddechu. To nadal był on? To nadal było New Forest? Poznawał go po dotyku, poznawał go po sposobie mówienia, nawet po tym, jak oddychał.

Budzenie się czasem niepokoiło serce.

- Zasnąłem..? - Ach, oto jest. Jego Tajfun. Powiedział to lekko rozespanym głosem, chociaż wydawało mu się, że nie spał. Rozleniwionym - to byłoby lepsze słowo. Uśmiechnął się i rozluźnił na nowo, czując dotyk warg na swoim ciele. Każdy normalny człowiek już byłby cały pomarszczony, ale Laurenta ten problem przeskakiwał nawet po długich godzinach spędzonych w wodzie. Omijał go też problem rzeczywistości i tego, że zlała się ona ze snem. - To tak jakby moje modlitwy się spełniły... - Odetchnął półsennie, z tym błogim uśmiechem na ustach. - Hahaha... nie jestem pewien... To ty mi powiedz. - Wyciągnął rękę w tył tak, żeby móc oprzeć ją na jego policzku i przesunąć kciukiem po skórze. To te same, prawdziwe ręce. Poznaczone bliznami i tatuażami. Pokaż mi, jak trzymasz nóż. Przecież by go po tym rozpoznał. - Jestem tak samo słodki, czy nie? - Gra wyobraźni być może znów zagnała go do snu - do jakiejś jego innej wersji. - Crow... - cichutkie zaklęcie w ciszy między dotykiem - dziękuję. Bardzo ci dziękuję. - Budzenie się i uzmysławianie sobie, że to wcale nie jest sen, przychodziło ze wzruszeniem. Tak głębokim, że lekko zadrżało na strunach głosowych ostatniego zdania blondyna.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#40
02.12.2024, 18:59  ✶  
Nie zrozumiał, dlaczego Laurent tak się nagle napiął - na moment nawet odsunął od niego dłoń w obawie, że zrobił coś nie tak, ale ostatecznie uznał to za efekt wybudzenia go z półsnu. Wrócił więc do wodzenia palcami po nagiej skórze, powolnym i delikatnym, nie budującym napięcia większego niż świadomość bliskości i chęć wpuszczenia kogoś w różne zakamarki swojego ciała. Dotykał go i obserwował - większość ciekawostek była co prawda skryta pod absurdalnymi dla niego ilościami piany, ale to wciąż było coś. A on lubił szukać tych swoich wad fabrycznych, usterek, zadrapań i krzywizn. Chyba nigdy jeszcze nie mieli okazji na to, żeby tak po prostu poleżeć obok siebie i popatrzeć na drugą osobę bez ulewy denerwujących myśli.

- Mhmmm - mruknął „twierdząco”. - Chyba ci się coś śniło. - Nie był tego pewny, ale z czymś przecież musiał to momentalne zesztywnienie powiązać, a miał zbyt wesoły nastrój na to, żeby pomyśleć o byciu w tych zakamarkach ciała niechcianym. - Nie mam nic przeciwko drzemkom, ale raczej nie w wodzie. - I powiedziawszy to, sam ziewnął. Nie zakrył ust dłonią, bo jedna z rąk znajdowała się pod wodą, pod ciałem blondyna, a druga opierała teraz o jego kolano, ale odwrócił na moment twarz w bok.

Modlitwy...?

Jakie to niby mogły być modlitwy?

Ciężko mu było uwierzyć, że miał być elementem jakichkolwiek - z jednej strony rozumiał jak bardzo potrafił uleczyć niektóre dusze, ale zawsze było to dziełem czystego przypadku - przecięcie ich dróg akurat w tym momencie. Bycie obiektem przemyślanych pragnień? Ktoś pełen intruzywnych myśli, których powinno się wstydzić?

Cóż, na szczęście jego uwagę odciągało to, że pachniał naprawdę śliczne. Tak ślicznie, żeby Crow równie powoli co wodząc rękoma po ciele, polizał go od szyi do policzka. A później zaśmiał się cicho.

- Smakujesz jak mydło. - To nie było szczególnie odkrywcze. I tak, nie był w tym zakresie nikim wyjątkowym - kto nigdy nie spróbował mydlin niech pierwszy rzuci kamieniem. - Za co mi dziękujesz? - Zabrał dłoń z jego kolana, żeby nabrać na nią mydlin i przetrzeć mu twarz z własnej śliny. Następnie zsunął ją na bark Laurenta i odetchnął. Jego dotyk stał się mocniejszy - odsunął go od siebie, ale tylko po to, żeby zacząć masować mu kark. - Są miejsca, które mógłbym ci pokazać, ale nie mam serca cię stąd wyciągać kiedy jesteś taki... - Nie potrafił tego opisać. Błogość?


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: The Edge (21523), Laurent Prewett (25209)


Strony (9): « Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 9 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa