• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[12.08.1972] And into the forest I go

[12.08.1972] And into the forest I go
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#1
27.10.2024, 23:54  ✶  
Dwa dni. Mieli się spotkać za dwa dni i oto byli, pośrodku prawdziwej głuszy, odcięci całkowicie od cywilizacji. Gdyby zdarzyło im się być mugolami, podejrzewał że ta ich przygoda szybko skończyłaby się odejściem z tego świata i nie chodziło nawet o to, że w lesie roiło się od magicznych stworzeń, a on sam fakt że gdyby coś komuś się tu stało, to bez teleportacji nikt by go tutaj nie znalazł. Ale to dobrze, bo takie miejsca najbardziej lubiły centaury. Ministerstwo też dbało jako tako o to, żeby zapewnić im najlepsze warunki, nawet jeśli konsekwentnie pozbawiało ich kolejnych akrów przydzielonego miejsca. Ale prawda była taka że nie tylko te istoty i ich rezerwaty cierpiały z powodu biurokracji - był to problem zakrojony na szerszą skalę, ale mógł to wykorzystać na swoją korzyść w rozmowie, która go czekała. W sumie to ich, chociaż nie był pewien czy Scylla mogła powiedzieć cokolwiek sensownego.

Albo raczej cokolwiek, co mogłoby faktycznie przekonać centaury.

Levi zdawał sobie sprawę, że dziewczyna posiadała zdolności które definitywnie przemawiały do tych istot, prezentując talenty zarówno w posługiwaniu się trzecim okiem, jak i podobno umiejętnością odczytywania map nieba, ale co go trapiło to to czy była w stanie przekazać to w taki sposób by nie urazić tych, z którymi musieli się dzisiaj skonfrontować.

- Dajesz radę? - zapytał, odzywając się do niej pierwszy raz od bardzo długiego czasu i odwracając się w jej stronę, kiedy przystanął koło większego wykrotu. - Został nam jeszcze tylko kawałek do miejsca gdzie były świeże ślady, a potem... potem znajdą nas same - i nie potrzebował być do tego jasnowidzem. Chroniły swoje terytorium, a oni zapędzili się całkiem daleko i praktycznie kusili los.
nefelibata
oh, how can we atone
for the secrets
we've been shown?
Specyficzna, nieco dziwna, filigranowa panienka z jeszcze ciekawszą fryzurą - z przodu, po obu stronach twarzy, dwa dłuższe pasma opadają na wysokość obojczyków, natomiast reszta brązowych włosów sięga nieco dalej niż broda. Mierzy niewiele ponad metr sześćdziesiąt, co najwyżej parę centymetrów, czym bardzo kontrastuje z resztą rodzeństwa. Posiada duże sarnie oczy, patrzące na świat z naiwnością dziecka - tak jakby wzrok uciekał gdzieś dalej, hen poza horyzont. Ubiera się dziewczęco, próbuje być elegancka, ale żyje skromnie - zwykle można spotkać ją we wszelakich sweterkach, spódnicach i sukienkach w kratę, które utrzymuje w palecie wszelakich odcieni brązu i beżu. Uwielbia motywy nawiązujące do natury, nadruki z kwiatkami, grzybami i liśćmi.

Scylla Greyback
#2
28.10.2024, 00:26  ✶  
Scylla szła powoli, niemal zanurzona w szumie lasu. Wilgotne powietrze otulało ją, a każdy krok przynosił nowe dźwięki - dalekie pohukiwania sów, ciche trzaski gałązek, szelest liści poruszanych wiatrem. Zatrzymała się na moment, pozwalając sobie na chwilę zatracenia w tej atmosferze; coś w tej głuszy było niemal mistyczne, nieuchwytne, jak gdyby las był żywym, pulsującym organizmem, w pełni świadomym ich obecności. Odetchnęła głęboko, wciągając powietrze przesycone zapachem mchu i igliwia, a jej oczy na moment zaszły zamyśleniem, gdy śledziła przebłyski światła przebijające się przez korony drzew.

Była nieznacznie zmachana; nigdy nie mogła poszczycić się dobrą kondycją fizyczną, więc tak długa przeprawa przez nienaznaczoną ludzką stopą gęstwinę miała prawo ją zmęczyć. Niemniej nie wydawała się cierpieć - usłyszawszy pytanie Rowle'a uśmiechnęła się pomiędzy ciężkimi oddechami, wyraźnie zadowolona z wycieczki.
- Daję - oznajmiła, odgarniając niesforne kosmyki z czoła. - Nie mam innego wyboru - zażartowała, choć daleko od prawdy nie była. Zaszli za daleko, aby teraz się wycofać. Nie mogła przecież usiąść pośrodku niczego i oznajmić, że dalej nie idzie. To byłoby skrajnie nieodpowiedzialne.

Im dalej wchodzili, tym bardziej czuła obecność czegoś większego. Wiedziała, że centaury były blisko - wyczuwała to w narastającym napięciu, w niezwykle cichej obecności czegoś nieuchwytnego, która towarzyszyła im jak cień. Nie byli jednak wrogo nastawieni; w ich wrogości byłoby więcej szelestu i ruchu. Raczej obserwowali ich z dystansu, wyczuwając, czy stanowią zagrożenie.

- Myślę, że one już nas widzą - powiedziała cicho, przystając, by delikatnie dotknąć omszałej kory pobliskiego drzewa. Czuła, jak drży pod jej palcami, wibrując subtelnym, dawnym rytmem, który niepokoił i fascynował zarazem. - Swoją drogą, nie zapytałam wcześniej - zaczęła niepewnie, brzmiąc tak, jakby nie wiedziała, czy powinna o to pytać. - Czemu właściwie chcesz odnaleźć centaury? - Przechyliła głowę i spojrzała na Leviego badawczo. Powinna była już dawno poruszyć tę kwestię, ale dotychczas cel nie wydawał się istotny.


i poklękli spóźnieni u niedoli swej proga
by się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#3
21.11.2024, 07:53  ✶  
Był zbyt skoncentrowany na ich celu, jego celu, żeby zwracać większą uwagę na to, jak snująca się za nim Scylla chłonie każdy skrawek otaczającego ich krajobrazu. Ale pewnie gdyby nie okoliczności, on w podobny sposób zanurzałby się w atmosferze którą przesycona była głusza. Starał się nie narzucać im zbyt dużego tempa, biorąc pod uwagę to że nie każdy spędzał każdy dzień swojego dorosłego życia biegając po lasach. Albo raczej fakt, że nie podejrzewał żadnego jasnowidza o posiadanie wybitnej kondycji.

Gdyby Scylla oznajmiła mu teraz, że jednak nie wyrabia, to pewnie nawet by się nie zdziwił, ale z pewnym rozdrażnieniem odesłałby ją do domu. Była w końcu dużą dziewczynką i umiała się teleportować, a jeśli nie to cóż, musiałaby czekać w miejscu póki nie skończy swojego zadania na dzisiaj, bo może i mógł ją odstawić do rezerwatu bez większego problemu, ale wrócenie w dokładnie to samo miejsce graniczyło z byciem niemożliwym. Musiałby wtedy zaczynać wszystko od miejsca wyjściowego, na nowo przeprowadzając żmudny proces tropienia.

- Bardzo dobrze - odpowiedział. Ni to na jej deklarację, że wszystko było w porządku, ni to na dalsze już słowa. Jeśli ich obserwowały, tym lepiej dla nich - mogło to znacząco skrócić ich wycieczkę i etapy poszukiwań. - Nie chcę. Muszę - sprecyzował, przyglądając się jej przez dłuższą chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy, łamiąc się chyba czy powinien jej nieco bardziej opisać to co ich tutaj przyprowadziło. Nie był pewien ile wiedziała sama z siebie i co takiego naopowiadał jej Louvain. - Musimy wiedzieć po której stoją stronie. Jeśli nie po naszej to czy przynajmniej pozostaną neutralne - rzucił zdawkowo, mimowolnie unosząc spojrzenie nieco wyżej, nad jej głowę, i prześlizgując się nim między konarami drzew. Miał swoje typy, jeśli chodziło o odpowiedź na to zagadnienie. Centaury były niezwykle dumne i miały swoje własne zdanie na bardzo dużo tematów. Podczas kiedy powinny być zakwalifikowane jako istoty, odrzuciły kategorycznie tę ofertę, w książkach wciąż znajdując się pod kategorią stworzeń i tym samym balansując na jakiejś dziwnej granicy. Były na tyle rozumne by podejmować własne decyzje i tkać złożone sieci kulturowe, tym samym próbując odciąć się od czarodziejów. Trwająca wojna nie była ich problemem, ale cóż, szybko mogła nim się stać, nie mówiąc już o tym że mogły na niej zwyczajnie zyskać. Szczególnie kiedy przychodziła do nich z ofertą osoba, której ojciec był Szefem całego departamentu zajmującego się stworzeniami w świecie magicznej Anglii. - Jak myślisz, jak odpowiedzą? - zagadnął po krótkiej pauzie, na nowo wbijając w nią spojrzenie, ale teraz uśmiechając się samymi kącikami ust. Ledwo zauważalnie. Może odrobinę droczył się z nią w tym momencie, bo nie potrzebował jasnowidza by domyśleć się słów które tu mogły paść. - Lubią gwiazdy i przepowiednie - tknęło go wreszcie. - Miałaś może jakąś wizję związaną z dzisiejszym dniem?
Czarodziejska legenda
Long is the day and long is the night, and long is the waiting of Arawn
W mitologii walijskiej Pan Zaświatów zwanych Annwn, bóg terroru i zemsty. Dziś nazywany jest Królem Annwn, albo Królem Piekła. Przemierza niebo na karym rumaku w zastępie Cŵn Annwn, Psów Annw - białych jak śnieg ogarów, polując na ludzkie, potępione dusze. Podczas Cad Goddeu, Wojny Drzew, wywołanej przez kradzież jednego z psów Arawna, został pokonany przez Amaethon i jego brata, Gwydiona.

Arawn
#4
22.11.2024, 19:51  ✶  

Wiatr strącał nawet korony królów. Jego szum gościł teraz w koronach drzewa, przesmykując się między listowiem. Głuchość ciszy była głuchością niczyją - odzywały się stare dęby, szeleściły modrzewie, stukała kukułka gdzieś w odległych milach. Najgłośniejszą częścią tego ekosystemu byliście wy - czarodzieje. Rozbrzmiewały wasze kroki ugniatające wilgotny mech i roztrącające zrzucone igliwie, kopaliście małe kamyczki. Ślad, ślad, ślad - krok do kroku oznaczaliście miejsce niby jak własne. Niby ofiary, a jednak sprytni łowcy.

Wszystko pachniało tym mchem, igliwiem i rześkością gór. Zamknięta kraina tych lasów chowała was pod dachem z liści i gałęzi i pozwalała zapadać się nogom w miękkiej glebie. Lecz to nie dla was wznosiły się te pnie i natura plotła misterne wrzeciona.


Wyłoniły się bezszelestnie dla uszu Leviathana, jak nie powinna wyłonić się tak duża istota. Scylla usłyszała ich ciche kopyta na ściółce, kiedy się zbliżały. Nieszczególnie się śpiesząc. To nie tylko trójka osobników przed wami - były dookoła was. Mogłaś więc uprzedzić swojego towarzysza - Twoja czujność była godna podziwu. Łowca, ofiara... Kto był kim?

- Próżno szukać przepowiedni, gdy niewidoczne jest to, co ma się przed oczami. - Centaur, który stał z dziesięć metrów od was, miał jasne blond włosy niedbale zebrane w tył. Pojedyncze, długie pasma opadały na jego umięśnioną klatkę piersiową. Kremowe umaszczenie wyróżniało go na tle ciemniejszej dwójki, którzy trzymali w swoich dłoniach łuki z nałożonymi strzałami. Wystarczyło im je jedynie unieść - nie było wątpliwości, że strzał byłby czysty. Zaraz pojawili się inni. Ucieczka? Być może była. Wystarczyło się teleportować i nigdy więcej tu nie wracać, ale przecież przybyliście tutaj w konkretnym celu.

Przybyliście próbować dogadać się z centaurami.

- Jak myśli, skoro próbuje przepowiadać? Jak odpowiedzą Duchy Lasu? - Błękitne spojrzenie centaura było przenikliwe. On również w dłoni trzymał łuk, ten jednak był opuszczony. Zniekształcona, lecz nadal ludzka twarz centaura, nosiła mocne, męskie rysy. Wydawał się bardziej ożywioną rzeźbą z kamienia aniżeli żywą istotą, która przesuwała właśnie po was spojrzeniem.

nefelibata
oh, how can we atone
for the secrets
we've been shown?
Specyficzna, nieco dziwna, filigranowa panienka z jeszcze ciekawszą fryzurą - z przodu, po obu stronach twarzy, dwa dłuższe pasma opadają na wysokość obojczyków, natomiast reszta brązowych włosów sięga nieco dalej niż broda. Mierzy niewiele ponad metr sześćdziesiąt, co najwyżej parę centymetrów, czym bardzo kontrastuje z resztą rodzeństwa. Posiada duże sarnie oczy, patrzące na świat z naiwnością dziecka - tak jakby wzrok uciekał gdzieś dalej, hen poza horyzont. Ubiera się dziewczęco, próbuje być elegancka, ale żyje skromnie - zwykle można spotkać ją we wszelakich sweterkach, spódnicach i sukienkach w kratę, które utrzymuje w palecie wszelakich odcieni brązu i beżu. Uwielbia motywy nawiązujące do natury, nadruki z kwiatkami, grzybami i liśćmi.

Scylla Greyback
#5
06.12.2024, 01:35  ✶  
Scylla zamarła na moment, ale nie ze strachu - jej piwne oczy rozszerzyły się, jakby chciała wchłonąć każdy szczegół tej chwili. Szum wiatru, miękkie odgłosy kopyt na ściółce i widok centaurów, którzy otoczyli ich z gracją oraz pewnością siebie, nieprzypominającą żadnego innego stworzenia.

W jej sercu nie było miejsca na panikę. Była zafascynowana. Przed nią stali mityczni mieszkańcy lasów, ucieleśnienie siły natury i starożytnych tradycji. Mimo że łuki centaurów były wymierzone w ich stronę, Scylla nie czuła potrzeby sięgać po różdżkę. W tej chwili czuła się bardziej obserwatorką niż sarną skazaną na wolę łowcy. Była święcie przekonana, że nie tutaj weźmie swój ostatni oddech.

Usłyszała ich wcześniej, delikatny dźwięk kopyt był dla niej niczym echo wiatru - subtelny, niemal ulotny. To ona, a nie Leviathan, była pierwszą, która zauważyła ich obecność. Nie zdążyła odpowiedzieć towarzyszowi, bo zanim śmiała się w ogóle zastanowić, stała się centrum uwagi istot, które zresztą powtórzyły pytanie Rowle'a. One jednak zrobiły to w sposób nieznoszący milczenia.

Opuściła powoli ręce wzdłuż ciała, w geście bezbronnym, choć nie pozbawionym pewności siebie.

- Myślę, że odpowiedzą... wymiernie - powiedziała miękko, nie odrywając spojrzenia od centaura o kremowym umaszczeniu, którego błękitne oczy zdawały się przenikać do samego rdzenia jej duszy. - Wymiernie do wagi pytania i szacunku, jakim zostaną obdarzone. - Mówiąc to, lekko skinęła głową, jakby oddając cześć, jednocześnie spoglądając na Leviathana, by upewnić się, że jego postawa pozostaje równie spokojna. W tym momencie nie mogli sobie pozwolić na nieostrożność.

- Przybyliśmy w dobrej wierze - dodała, pozwalając, by jej głos wybrzmiał pewnie, ale łagodnie. - Nie chcemy mącić waszego spokoju. Szukamy jedynie odpowiedzi... i może odrobiny mądrości, którą tylko wy możecie nam przekazać. -

Zamilkła, pozwalając słowom opaść między nimi jak liść na miękką ściółkę, jej spojrzenie jednak wciąż pozostawało zafascynowane. Obserwowała ich swymi szeroko rozpostartymi oczyma, patrząc teraz jednak nie w oczy niebieskookiego centaura, a gdzieś poza, jakby chciała unieść zasłonę czasu i przeczuć, co przyniesie im przyszłość - zerknąć na intencje otaczających ją istot, choćby na milisekundę.

Rzut na Wykaz intencji
Rzut PO 1d100 - 55
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 85
Sukces!


i poklękli spóźnieni u niedoli swej proga
by się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#6
17.12.2024, 03:43  ✶  
Leviathan drgnął, słysząc wreszcie głos nie należący ani do niego, ani do Scylli. Niby powinni się spodziewać, ale próbą podjęcia rozmowy z dziewczyną chyba niepotrzebnie tylko się rozproszył. Ale czy to w sumie było ważne? Nie mieli jeszcze w sobie strzał, więc równie dobrze można to było uznać za bardzo dobry początek.

Odwrócił do nich twarz i mimowolnie wyprostował się, uśmiechając przy tym ledwo zauważalnie. Scylla opuściła dłonie, a on natomiast uniósł je lekko, rozkładając na boki w uniwersalnym geście głośno głoszącym, że nie przychodzili tutaj ze złymi zamiarami, a do tego nie mieli zamiaru im się stawiać. Klonowa różdżka Rowla spokojnie spoczywała w kieszeni szaty, kiedy on skinął przybyszom głową z szacunkiem.

Obejrzał się na Greyback kiedy mówiła. Jego domeną zawsze pozostawały magiczne stworzenia i mimo że opanował sztukę posługiwania się językiem niektórych istot, zawsze brakowało mu charyzmy. Jej głowa natomiast były miękkie i jego zdaniem odpowiednio zaadresowane, przynajmniej w przypadku kogoś takiego jak centaury. On natomiast, cóż... jakby mógł to by się w ogóle nie odzywał.

- Wysłuchacie nas? To jedyne, na czym nam faktycznie zależy, przedstawić wam to co dotyczy tego lasu i jego duchów - na czym jemu zależało. Albo raczej Czarnemu Panu i jego Lewej Ręce. Bo Leviathan był im w stanie udzielić odpowiedzi od ręki - takiej, która wydawała im się najbardziej prawdopodobna i najbezpieczniejsza. Takiej, która nie równałaby się z prawdopodobieństwem bycia kukłą treningową dla strzelania z łuku. Jego gadzie oczy mrugnęły leniwie w wyczekiwaniu na to co powiedzą i czy w ogóle zgodzą się poświęcić im jeszcze chwilę, zanim na nowo znikną w gęstwinie.
Czarodziejska legenda
Long is the day and long is the night, and long is the waiting of Arawn
W mitologii walijskiej Pan Zaświatów zwanych Annwn, bóg terroru i zemsty. Dziś nazywany jest Królem Annwn, albo Królem Piekła. Przemierza niebo na karym rumaku w zastępie Cŵn Annwn, Psów Annw - białych jak śnieg ogarów, polując na ludzkie, potępione dusze. Podczas Cad Goddeu, Wojny Drzew, wywołanej przez kradzież jednego z psów Arawna, został pokonany przez Amaethon i jego brata, Gwydiona.

Arawn
#7
23.12.2024, 16:42  ✶  

Mięśnie mitycznych strażników lasów były napięte. Drgały przy każdym uniesieniu kopyta pod krótką sierścią pokrywającą ich końską część ciała. Nie drżały za to ich ręce. Logika podpowiadała: zaraz się zmęczą. Zaraz opuszczą te łuki, przecież ludzkie ręce nie są przyzwyczajone do takich wysiłków, do trzymania ciągle napiętej cięciwy. Lecz nie. One się nie męczyły i nie widać było żadnego zawahania. Magia czyniła cuda i sprzyjała czarodziejom, a tam, gdzie nie sprzyjała, czarodzieje dbali o to, by zaczęła. I potem były Centaury. Te istoty, które cywilizacja spychała coraz głębiej w star bory, które nie zamierzały ulegać, a żaden czarodziej nie ośmielił się wydać im wojny. Nam te lasy niepotrzebne, niech je mają! Przecież nie możemy mówić o szacunku, a co najwyżej o zasłanianiu się nim. Jak widać - nawet Czarny Pan gotów był uszanować te stare istoty i nie zadzierać z nimi. Wolał się z nimi dogadać polubownie. Mądry to był człowiek, zaprawdę - ku uciesze jego popleczników i ku utrapieniu jego wrogom.

- Gwiazdom na niebie szacunku nie okazują dwunożni tylko, co nie zaczęli jeszcze o trzech nogach chodzić. - Błekitnooki uniósł powoli dłoń. To już. Wystarczy gwałtowniej opuścić rękę, rozbrzmi pieśń cięciw..! Lecz nie. On tę rękę opuścił bardzo powoli, przez co pozostałe centaury opuściły swoje bronie.

- Uważaj na nich, Vralnilu. - Język centaurów brzmiał dźwięcznie, melodyjnie, przepłynął przez usta jednego z nich - Leviathan bardzo dobrze mógł zrozumieć, co było tu mówione.

- Wieszczka wystarczy, nie musi dwójka o nogach własnych opuszczać naszych lasów. - Dodał centaur o włosach brązowych jak angielskie dęby, przechodząc lekko za wasze plecy. W ten ślepy punkt człowieka, gdzie zagrożenie znika z pola widzenia, ale to nie sprawia, że go nie było. Nie, ono stawało się wtedy jeszcze gorsze. Nie obracaj się za siebie. Na żadne z tych słów jednak Vralnil, ich dowódca, nie odpowiedział. I nie spojrzał nawet na nich - błękit ciągle prześwietlał was tak, jak oczy jastrzębia przecinały niebiosa w poszukiwaniu ofiary.

- Wiatr wtargnął między kruki i spłoszył je do lotu. Jesteście wiatrem - las żyje inaczej, kiedy wkraczacie pod jego korony. - Nie było spokoju tam, gdzie pojawiała się wichura i nie można było mówić o niechęci spokoju zakłócania... za to można było powiedzieć o tym, że nie było planów, by ten wiatr wzmagać - i Vralnil rozumiał to aż za dobrze. Ludzie zawsze oznaczali kłopoty. Czarodzieje - tym bardziej.

Centaur oderwał wzrok od Scylli - i nawiązał kontakt wzrokowy ze Smokiem, którego tu sprowadziła. Albo który ją tutaj sprowadził? Na krótki moment zapadła ciężka cisza.

- Gdy z różdżką biegniesz na akromantule - jesteś odważny, czy głupiś? - Pozwolił temu pytaniu na chwilę zabrzmieć, ze trzy centaury prychnęły z rozbawienia, albo może nawet pogardy? - Z czym przychodzą do mnie ludzie z różdżkami i czemu historia nie ma zakończyć się tak, jakby biegli na akromantulę? - Nie było groźby ukrytej w tonie jego głosu - ten był ciągle tak samo spokojny i zimny w swoim wydźwięku. Nie podniesiony, ale wcale nie cichy. Las przyjmował go tak samo, jak przyjąłby pohukiwanie sowy w dziupli późną nocą.



death.
nefelibata
oh, how can we atone
for the secrets
we've been shown?
Specyficzna, nieco dziwna, filigranowa panienka z jeszcze ciekawszą fryzurą - z przodu, po obu stronach twarzy, dwa dłuższe pasma opadają na wysokość obojczyków, natomiast reszta brązowych włosów sięga nieco dalej niż broda. Mierzy niewiele ponad metr sześćdziesiąt, co najwyżej parę centymetrów, czym bardzo kontrastuje z resztą rodzeństwa. Posiada duże sarnie oczy, patrzące na świat z naiwnością dziecka - tak jakby wzrok uciekał gdzieś dalej, hen poza horyzont. Ubiera się dziewczęco, próbuje być elegancka, ale żyje skromnie - zwykle można spotkać ją we wszelakich sweterkach, spódnicach i sukienkach w kratę, które utrzymuje w palecie wszelakich odcieni brązu i beżu. Uwielbia motywy nawiązujące do natury, nadruki z kwiatkami, grzybami i liśćmi.

Scylla Greyback
#8
31.12.2024, 03:11  ✶  
Scylla trwała w bezruchu, jakby chciała wtopić się w otaczającą ją gęstwinę. Mimo napiętej atmosfery, jej oczy błyszczały fascynacją, jakby każde słowo centaurów było kolejną nutą starożytnej symfonii, która rozwijała się na jej oczach. Ich głosy, melodyjne i jednocześnie przeszywające, niosły się między drzewami, rezonując z nią głębiej niż cokolwiek, co usłyszała do tej pory. Każdy gest centaurów - ich precyzja, kontrola, siła - był dowodem ich harmonii z lasem. Nie byli tu gośćmi ani intruzami; byli jego częścią, jego duszą. Scylla, choć była człowiekiem, czuła się bardziej intruzem wobec tej równowagi niż zagrożeniem.

- Wiatr wtargnął między kruki, bo jak inaczej miałby je doścignąć? - Zapytała cicho, jej głos ledwo wybijał się ponad szum drzew, lecz był klarowny. Spojrzała na Vralnila, ich przywódcę, którego spojrzenie było równie przenikliwe co jego słowa. Jak inaczej mieliby nawiązać kontakt z centaurami, jeśli nie wchodząc na ich święty teren? - Jesteśmy wiatrem, to prawda. Ale wiatr nie zawsze niesie burzę. - Powoli uniosła dłoń, z dłonią otwartą, gestem łagodnym i pozbawionym jakiejkolwiek agresji. W rękach nie dzierżyła różdżki.

Jej spojrzenie przeniosło się na Leviathana, który wciąż pozostawał milczący. Wiedziała, że jego obecność była równie istotna, ale to ona czuła, że musi przełamać barierę między ludźmi a centaurami. Ich przywódca mówił o wietrze, o chaosie, który niosą ludzie. Scylla chciała pokazać, że chaos nie musi zawsze oznaczać destrukcji.

Odwróciła się lekko w stronę brązowowłosego centaura, którego obecność za plecami przypominała cień z własną świadomością.
- Szłam już po nici przeznaczenia aż do kłębka, wiem, że nie urywa się w tym miejscu - odpowiedziała w imieniu Leviathana, nie mówiąc w pełni prawdy, ale też przecież nie kłamiąc. Jej słowa były spokojne, lecz stanowcze; może i nie wiedziała, jak skończy Rowle, ale widziała przecież już swoją śmierć, wiedziała, że nie padnie martwa wśród runa leśnego, jej ciało okryte ściółką. Musiała więc jakoś zareagować, wyczuwała wrogość centaurów wobec jej towarzysza. Czuła na sobie ciężar nie tylko ich spojrzeń, ale i decyzji, jakie miały zapaść w najbliższych chwilach. Scylla nie miała złudzeń, że jakiekolwiek błędne słowo mogłoby zmienić ten las w pułapkę, a centaury w egzekutorów. Mimo to, w jej sercu nie było strachu. Była tylko wiara, że ich obecność tutaj ma sens.


i poklękli spóźnieni u niedoli swej proga
by się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#9
31.12.2024, 17:29  ✶  
Rowle przypatrywał się leśnym strażnikom, lustrując ich napięte w gotowości sylwetki, próbując nie dać się podejść temu cichemu głosikowi, który próbował wmówić że ci zaraz się zmęczą. Bo to nie byli ludzie, których tak długie napinanie cięciwy zmęczyłoby już, zmuszając do odpoczynku. To były istoty, które całe życie spędziły w tych lasach i znały ich najbardziej skryte zakamarki. Ich ciała były zbudowane zupełnie inaczej, pozwalając żyć tutaj z łatwością i zmagać się z wyzwaniami jakie rzucała natura. Nie, nie wyzwania, mimowolnie poprawił się w myślach. Centaury były zbyt integralną częścią tego miejsca, by natura była dla nich wyzwaniem.

Bardzo miał ochotę skrzywić się, słysząc kolejne dziwaczne zdanie, które w jego głowie nie wybrzmiewało niczym sensownym. Może dlatego wolał zwykłe zwierzęta - nieme w swojej naturze, porozumiewały się w o wiele bardziej zrozumiały dla niego sposób, niezdolne zasłaniać się wymyślnymi figurami słownymi i co gorsza, wróżebnym bełkotem. Ale jego niezrozumienie i tak nie wiązało się z niczym więcej bo to nie było tak, że mógł teraz zacząć się z nimi kłócić o to, czy gwiazdy potrzebowały od kogoś szacunku. Co najwyżej, nawet nie miały pojęcia o maluczkich, którzy unosili ku nim swe tęskne spojrzenia.

Mężczyzna mimowolnie drgnął, słysząc melodyjny język i wzmiankę o wieszczce. Dłoń uniosła się, ledwo zauważalnie, w kierunku Scylli, jakby chcąc ostrzec ją przed ewentualnym niebezpieczeństwem, nawet jeśli ona teoretycznie nie miała się czego bać. Chwilowo. Ale potem już się nie obrócił, nawet kiedy jeden z nich znalazł się za nimi, wzmagając cierpkie uczucie wspinające się po plecach.

- W tym cały problem. Nie biegłbym na akromantule z różdżką. Nie w jej domu, ani nawet kiedy miałoby to zakłócić jej spokój gdzie indziej - odpowiedział, unosząc lekko głowę. Nie był kłusownikiem, który prześlizgując się między drzewami parł do przodu, by odebrać życie stworzeń dla własnego zysku. Tak samo jak nie miał problemu z tym, by patrzeć na cierpiących ludzi lub wyznaczać sprawiedliwość na komendę Czarnego Pana, tak zwierzęta były dla niego zupełnie inną kategorią. Zdawały się stać gdzieś wyżej od ludzi, budząc w nim pewną łagodność i cierpliwość. Bez tego nie zaszedłby daleko, ani nawet nie mógł poprawnie zajmować się swoim smoczognikiem.

- Czarny Pan przysłał nas, by dowiedzieć się, czy może liczyć na waszą przychylność. A jeśli nie ją, to neutralność. Świat czarodziejów zawsze miał burzliwą historię, a aktualne czasu stawiają nowe wyzwania. Co jednak pozostaje niezmienne, to jak sztywne zasady i przepisy kształtują nasz świat i jak wpływają na wasz. Wiele lat temu odmówiliście uznania jako istoty, jednak nawet jeśli mieliście do tego pełne prawo i nie zmienia to kim jesteście, inni nie są w stanie widzieć poza tę jedną rzecz. Wasze tereny co chwila są okrajane i zabierane. Wyrywane siłą i z każdym rokiem coraz mniej lasów znajduje się pod waszą opieką. Kłusownicy niszczą miejsca, które niegdyś były waszym domem, a czarodzieje i mugole eksploatują skradzione ziemie - mówił powoli, spokojnie, wpatrując się w przywódcę całego zgromadzenia. - Jeśli przystaniecie na naszą propozycję w którejś z wymienionych przeze mnie form, wasze tereny zostaną takie jakie są, albo zaczną odzyskiwać dawny kształt. Kawałek po kawałku, możemy budować wspólną przyszłość.
Czarodziejska legenda
Long is the day and long is the night, and long is the waiting of Arawn
W mitologii walijskiej Pan Zaświatów zwanych Annwn, bóg terroru i zemsty. Dziś nazywany jest Królem Annwn, albo Królem Piekła. Przemierza niebo na karym rumaku w zastępie Cŵn Annwn, Psów Annw - białych jak śnieg ogarów, polując na ludzkie, potępione dusze. Podczas Cad Goddeu, Wojny Drzew, wywołanej przez kradzież jednego z psów Arawna, został pokonany przez Amaethon i jego brata, Gwydiona.

Arawn
#10
31.12.2024, 18:48  ✶  

Pomruk przetoczył się po gardzielach centaurów, oczy błysnęły jeden do drugiego. A cóż to było? Scylla mogła to usłyszeć w tym szmerze wiatru, co niósł krucze skrzydła, ale mógł też nieść membranę ze strun głosowych tych istot, które was otaczały. Ich tętent kopyt, świst ich cięciw, każdą z rozmów, które między sobą prowadzili. Mogłaś to usłyszeć, mogłaś to zobaczyć na ich niby ludzkich twarzach, a jednak zdeformowanych - bardziej spłaszczonych, bardziej pociągłych. Choć różnili się od siebie dokładnie tak samo, jak różnią się ludzie. Niektóre były bardziej delikatne, inne o mocniejszych rysach. To było uznanie. Ta wibracja, która otarła się o twoje bębenki uszne i skórę była uznaniem dla prostej odpowiedzi. Akceptacją polotu, zrozumienia dla gry Zefiru między lotkami, których pieśń napędzała każdy lot, każde przemieszczenie się władców nieba.

- Nie przynosicie burzy, a chcecie doścignąć ptaki. Co przynosicie więc, by doścignąć centaura? - Mimo opuszczenia broni nie sposób było się tutaj dopatrywać poważnego ocieplania relacji. Nie było też chęci Vralnila do skrócenia odległości, jaka was od siebie dzieliła. On nie patrzył na każdą część waszego ciała, ale zupełnie inaczej rzecz się miała z kasztanowowłosym centaurem po jego prawej stronie. Jego bystre ślepia łapały nawet każde przestawienie nogi, a strzelały jak oczy jastrzębia, kiedy pojawiały się gesty dłoni. Było w tym coś odrobinę nerwowego. Miał ciągle napięte mięśnie ramion. W nim uznania nie było. Bystre oczy Scylli bez problemu mogły dopatrzeć się strachu, który swój początek miał zapewne gdzieś w nieufności. A strach, mon ami, był najgorszym doradcom ze wszystkich, jakich można było tu spotkać. Na razie jednak i jego broń była opuszczona, strzała nie znalazła się jednak w kołczanie.

- Już tu przybiegli! Dwunożna Widząca jest tak pewna, że Gwiazdy pozwolą jej spojrzeć na kolejny wschód, ale pewnie kłamie! - Nerwowe uderzenie kopyta gdzieś po ich prawej stronie i nieco uniesiony głos.

- Kłamstwo! Wytną kolejne drzewa! Zabiją kolejne hipogryfy! Zagarną nasz las i tak!

- Oni są burzą, zawsze są burzą. - Dodał ciszej ten, który zajmował miejsce po prawej stronie Vralnila. I wydawałoby się, że zaraz rozpocznie się na dobre dyskusja między centaurami, ale tak się nie stało.

- Cisza. - Vralnil oderwał wzrok od was, by przesunąć nim po tych, którzy przerywali tę konwersację i wtrącali swoje komentarze. Tak i cisza nastała, a on znów nawiązał z wami kontakt wzrokowy.

- Wielu obiecywało to samo, a potem tylko chmury łkały nad Matką Ziemią i starymi dębami. - Kiedy ścinano drzewo po drzewie... - Udowodnij mowę czynem. Nie przychodzicie z burzą, nie z walką, nie z kradzieżą. Co masz przy sobie najcenniejszego, wojowniku? Powierz to w ręce lasu, a my rozważymy twoją propozycję.



death.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Leviathan Rowle (2268), Scylla Greyback (1836), Arawn (2056)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa