• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Dziurawy Kocioł 06.09.1972 - Peas in a pod - Charles, Scylla, Scarlett i Baldwin

06.09.1972 - Peas in a pod - Charles, Scylla, Scarlett i Baldwin
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#1
27.11.2024, 21:45  ✶  
06 Września 1972 - Dziurawy Kocioł

Charlie zaczynał żałować, że zaprosił Scyllę na śniadanie w Dziurawym Kotle. Czy też może nie zaczynał, a już naprawdę żałował. I nie było w tym winy Scylli, bo ta bezzmiennie była piękna, miła, urocza i nieco niecodzienna, ale w ten najlepszy sposób. Charlie chciał dać jej wszystko, co najlepsze i zabawiać jak na chętną pannę przystało, lecz w najbliższej przyszłości pojawiał się problem w postaci dwóch towarzyszów śniadania: Scarlett i, co gorsza, Baldwina.

Siostra była mniej problematyczną z tej dwójki. Głośna, zbyt entuzjastyczna, do tego, jak się okazywało, spotkała Scyllę już wcześniej. Charles nie pytał o okoliczności zawiązania ich znajomości, ale podejrzewał, że te zostaną zdradzone przy tym spotkaniu. Większym kłopotem był Baldwin, również oderwany od rzeczywistości, ale w zupełnie inny sposób niż Greybackówna. Kiedy jego gołąb przyniósł drugi z listów, Charles wewnętrznie wzdrygnął się z zażenowania i zmiął kartkę, nim hymn wybrzmiał do końca. Malfoy miał w sobie coś, co nie pozwalało zaakceptować jego obscenicznych, ekscesywnych zachowań i chociaż Mulciber nie wyniósł na sobie żadnych pcheł, wesz ani świerzbu po wizycie w mieszkaniu Baldwina, to był niemal pewny, że coś by tam znalazł. Chociażby karalucha.

Kiedy stanęli we dwoje przed Dziurawym Kotłem, Charles protekcjonalnie położył dłoń na plecach Scylli, zbyt nisko, by było to przyjacielskie objęcie z dotykiem na łopatkach, zbyt wysoko, by niestosownie rościł sobie do niej prawa, naruszając strefę talii.

- Dziękuję, że znalazłaś czas. - Wyraził wdzięczność nie wiedzieć który raz, wolną dłonią popychając drzwi, by przepuścić Scylkę przed sobą. - Jeśli będziesz czuła się niekomfortowo, możemy zmienić lokal lub wrócić do Praw Czasu. - Obiecał, rozglądając się za umówionym towarzystwem. Byli przecież na czas! Nie wiedział wiele o Dziurawym Kotle i nie miał pojęcia, czy nie będzie wyróżniał się z tłumu w jasnych spodniach w kancik i białej koszuli z eleganckim deseniem, który dopiero przy bliższym przyjrzeniu się zdradzającym wzór drobniutkich szarych kwiatów. - Nie chcę, żeby było niezręcznie.

Pozostawało trzymać się nadziei, że Scylla widziała to spotkanie w wizjach i wiedziała, na co się szykować.
The Nocturn's Delight
My name is Ozymandias,
King of Kings;
Normalnie skóra zdjęta z ojca! 177 cm wzrostu, waży koło 70 kg. Szczupły młodzieniec, chodzi wyprostowany emanując pewnością siebie. Ma wyjątkowo jasne włosy, które od razu zdradzają jego pochodzenie od Malfoyów. Oczy jasne w szarym odcieniu. Można odnieść wrażenie, że jest wiecznie z czegoś niezadowolony, ale wrażenie to umyka, gdy otwiera usta - charyzmatyczny chłopiec z łagodnym, może nieco chrapliwym głosem.

Baldwin Malfoy
#2
27.11.2024, 23:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.11.2024, 23:31 przez Baldwin Malfoy.)  
„Wstawanie tak wczesnym świtem powinno być uznane za przejaw bestialstwa i zakwalifikowane jako jedna ze zbrodni wojennych.” Stwierdził kiedyś pewien inteligentny, wysoce poważany człowiek, za co zyskał uznanie wśród szanownego grona myślicieli i filozofów współczesnego świata.
Tak naprawdę stwierdził to dzisiejszego poranka Baldwin Malfoy brutalnie obudzony przez pannę Mulciber (sama się przebudziła i ku jego utrapieniu wzbudziła zainteresowanie spragnioną atencji Rozalindę, do której zresztą zaraz dołączył Lucyfer) wczesnym świtem (blisko dziewiątej rano). Z miauczącym nad uchem kotem, skaczącym po nim szczurze i dziewczyną, która szybko odkryła, że już nie śpi – Baldwin wygłosił swoją mądrość życiową.
Choć jakby się nieco nad tym zastanowić to brzmiała ona bardziej jak „Mpmdff Scrfflett! Bfga f sfsercu nnnn mfssz.” gdy nakrył głowę poduszką.

Wczorajszy dzień był przyjemny. Wizyta w Necronomiconie i wszystko z nią powiązane były przyjemne. Chłód i zapach kostnicy, który przylgnął do skóry Scarlett był przyjemny. Smakowała śmiercią i boskością w najczystszej postaci. Nie zastanawiał się nad tym dłużej z obawy, że im bardziej będzie rozgrzebywał wspomnienia tym mniejsze prawdopodobieństwo, że ją wypuści z objęć przez długi czas.
A skoro i tak się zwlekli z łóżka mogli coś zrobić pożytecznego ze swoim życiem. Ogarnąć się. Napić się kawy. Może zejść na dół do teatru i obejrzeć poranne próby. Przejść się na Nokturn. Do Eurydyki.
Mogli też pójść na śniadanie. Jak nowobogaccy burżuje wybrać się do ekskluzywnej (szkoda tylko, że nie) restauracji serwującej wybitne dania kuchni światowej (brytyjski miszmasz nakradziony z terenów starych kolonii), bo szafki w mieszkaniu Baldwina jak zwykle były puste, a do dziwnych płatków nawet Rozalinda nie chciała już zaglądać i nieufnie się wycofywała, gdy tylko przestawiał je z miejsca na miejsce. Zresztą szybko odkryli, że kawa też się skończyła. Niewątpliwy znak od siły wyższej.
Pomysł zaproszenia Charliego był… spontaniczny. Ciężko powiedzieć czy on o tym przebąknął czy wspomniała o bracie Scarlett – w sumie nie miało to żadnego znaczenia. Próbował naskrobać porządny list, ale na Bogów! Ciężko się skupić, kiedy przerośnięty norweski chochlik wisi ci na ramieniu, a na koniec pacyfikuje, żeby dopisać swoje ostatnie trzy grosze. Wysłał list nie zastanawiając się długo. To odpowiedź Mulcibera go do głębi wręcz uraziła (może nie jakoś wybitnie głęboko, bo mu złość przeszła w mniej niż dziesięć minut, ale co się na typa namarudził przez ten czas to jego).
Chciał pięknego listu?
No to kurwa piękny list dostanie!

Czy się przez to prawie spóźnili? Może. Ale zaczarowanie heroldowskiej trąbki było nieszczególnie łatwym, acz koniecznym zabiegiem, żeby Charles poczuł się jak królewicz, którym przecież był!
O dziwo, kiedy przybyli do Dziurawego nie było pod wejściem ani Mulcibera, ani tajemniczej koleżanki, o której wspomniał w listach. Wiedział o niej tyle co roztrajkotana Scarlett zdążyła mu odpowiedzieć w trakcie krótkiego spaceru od teatru do knajpy. A i tak zaspany, zbyt skupiony myślami na jej sukience, nie poświęcał zbyt wiele myśli pannie Charliego.
Nie było sensu sterczeć pod wejściem. Równie dobrze mogli wejść do środka i zająć jeden z pierwszych stolików, dobrze widocznych od wejścia. Zresztą – z samego rana (tego przedpołudniowego rana), pomimo przemiłej dla sakiewki promocji – w knajpie było dość pusto i spokojnie. Ot jeden starszy czarodziej pił kawę czytając proroka w kącie Sali, jakaś kobieta karmiła rozpaćkaną owsianką swoje dziecko. Typowa środa.
Sam Baldwin nie odstawił się jakoś szczególnie. Narzucił na podkoszulek pierwszą lepszą lnianą koszulę, którą mu wręczyła Scarlett; jak zwykłe czyste spodnie; naprawdę nie szli na otwarcie nowego kanału! Rozsiadł się wygodnie na krześle, zarzucając ramię przez oparcie i choć obserwował salę i wchodzących ludzi, nieprzerwanie i cholernie nieświadomie przesuwał opuszkami palców po plecach siedzącej obok Scarlett, raz po raz wplatając palce w jej loki i nachylając się by szepnąć parę słów do ucha.
Rozalinda - dziś wyjątkowo przystrojona piekielnie różową, brokatową spinką motylkiem, którą miała zaczepioną o naderwane ucho i wełniany różowy sweterek siedziała grzecznie na kolanach Scarlett skubiąc kolejnego serowego krakersa w kształcie magicznego zwierzątka, metodycznie odgryzając najpierw serowe łapki, potem główkę i ogon, a na koniec brzuszek czegoś co miało przypominać psidwaka. Na drewnianym blacie stołu leżało jeszcze kilka – ewidentne przekupstwo za to, że stanowczo egzekwowano zasadę „idzie jesień – szczurki mają być grzeczne, nosić sweterki i nie kąpać się w nich w rynsztokach, bo się przeziębią i będą kichać”. 

- Spójrz kto właśnie przyszedł.- Szepnął do dziewczyny, posyłając w stronę stojącego w wejściu Charliego najpiękniejszy, najbardziej niewinny z uśmiechów na jaki się zdobył. Na moment przeniósł tylko wzrok by spojrzeć na jego "koleżankę".
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#3
28.11.2024, 07:04  ✶  
Gdy uchyliła powieki przywitała ją cała dzieciarnia złożona ze szczura i czarnego kociaka. A więc to tak wygląda życie z dwójką dzieci? - przemknęło jej przez myśl, gdy jej sen zakłóciły harce zwierzaków.
Nigdy dzieci. Chciała się obrócić, wtulić w chłopaka, zakopać w jego ramionach chłonąc ciepło, czuć bliskość, ale nie była w stanie, bo Lucyfera opętało i kot w nagłym ataku nadpobudliwości zaczął ją gryźć po nodze.
-Aua, Lucyfer.. moja łydka... - mruknęła sennie, chcąc go delikatnie odsunąć, ale to tylko pogorszyło sytuacje, bo kot dostał pierdolca napierdalając jakiś dziwny układ tekwondo nad jej nogą. Westchnęła ciężko, poddając się. Powoli usiadła, a lodowe spojrzenie przeniosło się na śpiącego blondyna. Zastygła w bezruchu, dłuższą chwilę mu się przypatrując.
-Niekiedy min kaejre jesteś tak piękny, że aż to boli - szepnęła, mrużąc ślepia. Delikatnie odgarnęła jeden z kosmyków, który zabłądził na jego twarzy, dając się ponieść krótkiej refleksji.
Przesunęła spojrzenie dostrzegając zaraz swoją uroczą, najukochańszą córeczkę, która domagała się atencji tu i teraz, a Mulciber nie potrafiła odmówić tej najjaśniejszej z gwiazd.
Baldwin nie chciał wstawać, ale został brutalnie przegłosowany. Prócz blondyna w domu przebywały jeszcze trzy istoty, a każda z nich chciała nieco atencji. I może Mulciber pozwoliłaby mu spać dalej, nawet zabrałaby zwierzyniec - a jednak skoro Ona nie mogła spać, to i On dziś spać nie będzie.
Widząc zawartość szafek już była pewna, że Malfoy musi wstać. W końcu z niczego i płatek, które zaraz same zaczną chodzić, za wiele się nie wyczaruje.
Planem było śniadanie i kawa, a co potem - czas miał pokazać.


W ów planie niespodziewanie pojawił się jej brat. Gdy Baldwin skrobał list, Ona kończyła się szykować. W zasadzie skończyłaby się szykować trzy razy, nim ten skończy. Miał wysłać mu tylko zapytanie, a to co tam skrobał nie wyglądało jak krótkie pytanie, toteż z psotnym uśmiechem postanowiła się wtrącić, nieco pogonić, a trochę podrażnić, pozaczepiać, ciągając się po nim - tym samym wydłużając cały proces trzykrotnie. Ostatecznie sama postanowiła skrócić ów proces dorzucając od siebie krótkie zdanie.
Sądzili, że zaraz wyjdą, ale gdy przyszedł list zwrotny okazało się, że nie. Treść drugiego listu wywołało uśmiech na jej ustach. Nie protestowała, widząc jego zapał w skrobaniu listownego arcydzieła ociekającego ironią. Tak czy owak w końcu wyszli. Prawie się spóźnili, ale okazali się być pierwsi toteż zajęli stolik.
Siedziała, podpierając twarz na dłoni z półprzymkniętymi oczami. Ubrana była w czarną sukienkę zwężoną w talii z kokardą pod szyją, półbuty na obcasie - poszczególne kosmyki jej włosów związane były z tyłu czarną kokardą, a tuż obok niej leżał czarny kapelusz. Jak zwykle elegancko, jak zwykle na czarno.
Jej umysł wygrywał melodię, którą ta komponowała w głowie na podstawie opuszków palców Baldwina, które przesuwały się to w jedną to w drugą stronę niczym smyczek sunący do strunach.
-mmm? - mruknęła, wyrwana z myśli, gdy kolejny raz się ku niej nachylił, a jednak by tym razem oświecić ją w sprawie ich towarzyszy - Oh... - obejrzała się w kierunku wejścia. Zaraz jej spojrzenie wróciło w kierunku Malfoya
-Bądź grzeczny, Min Kaejre - wymruczała mu do ucha, musnęła wargami jego policzek, po czym wstała i prawie się przy tym nie wypierdoliła, bo Lucyfer, który przed chwilą był zajęty piciem mleka pod jej krzesłem, teraz wojował  z jej sznorówką.
-Luś, kurwa…ty pomiocie szatana - prychnęła, chwytając mocniej Lindę, aby ta nie wypadła jej z rąk. Obróciła się do Malfoya, kładąc na jego kolana szczurzyce i podążyła do wyjścia, aby wyjść naprzeciw towarzyszom.
-Braciszku - rzuciła z zaczepnym uśmiechem, zatrzymując się tuż przy nim. Stanęła na palcach aby musnąć jego policzek jak to miała w nawyku, gdy go witała, a zaraz rozłożyła dłonie w kierunku Scylly.
-No no no, Scylla Greyback, moja ty gwiazdo polarna z lasu wisielców, miło cię widzieć - wyznała z uśmiechem - chodźcie usiąść - rzuciła zaraz, zawracając do stolika, aby usadowić się na swoim miejscu i odebrać Linde
-Chłopaki zdążyli się już poznać z tego co słyszałam… Scyllo to Baldwin, Baldwin Scylla… -przedstawila ich sobie, by przejść powoli do futerkowców-a to jest słodkość nad słodkościami, Rozalinda - wskazała na szczura - i mój pomiot szatana, Lucyfer - skinela głowa na czarne kocie, które wspinalo się właśnie po jej sukience. Dziewczyna chwyciła go za kark, usadawiając na swoich kolanach obok Lindy.
-No to skoro wszyscy się znamy to zamówmy w końcu jedzenie - na powrót spojrzała na Baldwina- i kawę
nefelibata
oh, how can we atone
for the secrets
we've been shown?
Specyficzna, nieco dziwna, filigranowa panienka z jeszcze ciekawszą fryzurą - z przodu, po obu stronach twarzy, dwa dłuższe pasma opadają na wysokość obojczyków, natomiast reszta brązowych włosów sięga nieco dalej niż broda. Mierzy niewiele ponad metr sześćdziesiąt, co najwyżej parę centymetrów, czym bardzo kontrastuje z resztą rodzeństwa. Posiada duże sarnie oczy, patrzące na świat z naiwnością dziecka - tak jakby wzrok uciekał gdzieś dalej, hen poza horyzont. Ubiera się dziewczęco, próbuje być elegancka, ale żyje skromnie - zwykle można spotkać ją we wszelakich sweterkach, spódnicach i sukienkach w kratę, które utrzymuje w palecie wszelakich odcieni brązu i beżu. Uwielbia motywy nawiązujące do natury, nadruki z kwiatkami, grzybami i liśćmi.

Scylla Greyback
#4
07.12.2024, 01:53  ✶  
Weszła do Dziurawego Kotła, pozwalając, by drzwi zamknęły się za nią z miękkim trzaskiem. Dotyk dłoni Charlesa na jej plecach wciąż zdawał się obecny, jak ślad gestu, który choć ulotny, pozostawał z nią dłużej, niż powinien. Był subtelnym przypomnieniem, że jest tutaj nie tylko jako Scylla Greyback, ale też ktoś, wobec kogoś posiadano pewnego rodzaju oczekiwania.
- Przecież go nigdzie nie zgubiłam - wymamrotała nieco skonsternowana w kwestii podobno odnalezionego czasu. Niby powtarzalna fraza, zwykła grzeczność, ale przeleciała nad głową wieszczki; zamotanie mogła ze spokojem zrzucić na karb zbyt wielu wrażeń naraz, na karb stresu przed poznaniem nowych osób, który objawiał się uczuciem spoconych dłoni.

Skrzywiła się nieco, wchodząc głębiej. Zapachy - tłuste, intensywne, przeplecione aromatem przypalonego drewna z kominka - wdarły się w nozdrza z siłą, do której nie była przyzwyczajona. W tej mieszance dźwięków i woni czuła się niemal obca. Wzrokiem błądziła po sali, próbując uchwycić coś znajomego wśród gęsto ustawionych stołów i zapracowanych sylwetek czarodziejów. Każdy detal zdawał się zbyt głośny: stukot naczyń, przytłumione śmiechy, trzask rozżarzonych polan.
- Jest tu... dużo wszystkiego, w tym samym momencie - oznajmiła, odwracając się w kierunku Charlesa. - Ale może przywyknę. Tak mi się wydaje. Masz bardzo ładną koszulę - wyrwała nagle, nie patrząc mu w oczy, ale poruszając palcami w okolicy drobnych szarych kwiatów, nie dotykając ich jednak.

Scylla rozejrzała się po wnętrzu lokalu, przywołując na twarz wyraz pełen uprzejmego zainteresowania, choć w jej wnętrzu buzowało napięcie. Nie lubiła tłumów ani ludzi, których nie znała, a obecność Scarlett i Baldwina wcale nie dodawała sytuacji komfortu. Myśl o Scarlett wywołała w niej cichy niepokój. Była burzą - nieprzewidywalną, chaotyczną i dziwnie intrygującą. Zostawiała po sobie ślad, który nie dawał się łatwo wymazać, a i stał się jeszcze bardziej prominentny, kiedy okazało się, że to Charlie był wcześniej wspomnianym przez nią bratem, z którym chciała ją spiknąć. Ironia losu pewnie doprowadziłaby Scyllę do śmiechu, gdyby nie fakt, że stres ją paraliżował. Baldwin natomiast... Nie była pewna, czy to niechęć, czy zwykły dyskomfort, ale sama świadomość, że ktoś zupełnie obcy miał się tu pojawić, sprawiała, że jej palce zbyt mocno zacisnęły się na pasku torebki, która wisiała przewieszona przez ramię Greybackówny. Jego imię usłyszała po raz pierwszy, ale było jak zgrzyt metalu o metal - nieprzyjemny, drażniący, zbyt bliski.

Poprawiła sweter, przeciągając nim delikatnie po ramionach, jakby chciała osłonić się przed światem. Jej ruchy były niemal niezauważalne, ciche i ostrożne. Na widok zbliżającej się Scarlett uśmiechnęła się, choć widocznie po kilku sekundach poprzedzającego to wyraźnego szoku.
- Skąd ten przydomek? - Zdecydowała się na pytanie zamiast zwykłego przywitania, bo zdziwiło ją bycie gwiazdą polarną. Rzuciła okiem na Charliego, jakby chciała znaleźć odpowiedź w jego oczach, ale czuła, że robi to na darmo.

Potem podążyła do stolika i spojrzała na Baldwina. Prawie. Przebiegła po nim wzrokiem, robiąc wszystko, aby ani na moment nie skupił się na jego twarzy, aby kontakt wzrokowy był nieistniejący. Znając życie wyjdzie z tego lokalu nie mając pojęcia, jakiego koloru są jego oczy.
- Cześć - mruknęła, bardziej nieśmiało niż z niechęcią, a potem błyskawicznie usiadła na wolnym miejscu przy stoliku, żeby uniknąć sytuacji, w której któryś z panów wpada na odsunięcie dla niej krzesła. - Kapitalny szczur. - Dodała ewidentnie w kierunku Baldwina, ale nadal na niego nie popatrzyła. Jej spojrzenie spoczęło na deseniu obrusu, delikatnych wzorach, które mogły pochłonąć jej uwagę. Było w nich coś kojącego - oddech w miejscu, które zdawało się dla niej zbyt żywe, zbyt chaotyczne. W tym wszystkim czuła się jak niemy obserwator, który jeszcze nie zdecydował, czy chce stać się częścią tej sceny, czy raczej ulotnić się, nim ktoś dostrzeże, że nie do końca tu pasuje.


i poklękli spóźnieni u niedoli swej proga
by się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#5
08.12.2024, 01:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.12.2024, 01:33 przez Charles Mulciber.)  
Charles nieco obawiał się spotkania z Baldwinem. "Obawa" była stwierdzeniem ostrożnym, mówiącym niewiele, ale jednocześnie wszystko; dziwne listy wysyłane po nocy, ostrzeżenia, porady, kwiaty i narkotyki, w połączeniu ze szczurem zagryzającym kocięta dawały doprawdy dziwaczną mieszankę, której Charles nie rozumiał, lecz lgnął do niej jak mucha do miodu, w którym miała utknąć i utonąć. Widok Malfoya nie sprawił jednak, że Charlesowi ulżyło, a wręcz przeciwnie, w środku pojawił się jakiś dziwny ścisk, a włosy na karku stanęły dęba, nie wiedząc, czy pchać organizm do odruchu walcz, czy też uciekaj. Pojawiło się też nowe, dotąd obce wołanie, krzyczące broń. Scylla u jego boku była pod jego protektoratem i jeśli Baldwin nie będzie się zachowywał, to Charlie będzie musiał działać i wyprowadzić panienkę z lokalu!!

Nim do tego jednak dojdzie, musiał ją najpierw do lokalu wprowadzić.

- Nie... zgubiłaś? - Charles wymamrotał do siebie, nie do końca rozumiejąc, dlaczego jego stwierdzenie nie padło na podatny grunt. Już chciał przepraszać, zwalić pomyłkę na swoje niekompletne opanowanie języka, lecz w porę przypomniał sobie, że miał nie przepraszać. Westchnął jedynie, przytrzymując Scylli drzwi. Kolejny temat był przyjemniejszy. - Jeśli źle się tu czujesz, możemy wyjść już teraz. Dziękuję, cieszę się, że... że podoba ci się moja koszula. Ty podobasz mi się cała, włosy, sweterek i wszystko.

A później w swoje szpony złapała go siostra. Uściskał ją, pozostając bierny w pocałunkach, które były przecież babską rzeczą. Uśmiechnął się niepewnie, podchodząc do stolika. Oczywiście, chciał odsunąć Scylli krzesło, lecz panienka go ubiegła.

- Szczurzyca przyniosła wam kolejne kocię? - Zapytał niby lekko, ale zmroziło go na samą myśl. Pamiętał też, że kociak w rękach Baldwina w jego własnym mieszkaniu był brudny i zapchlony, a do tego pewnie miał masę innych chorób, poczynając od świerzbu, a na tasiemcu kończąc. Dzikie koty powinny zostać poza zasięgiem. - Miło cię widzieć, Baldwinie.

Pamiętał, że nie był tu dla Baldwina i Scarlett, a dla Scylli - tamta dwójka stanowiła ledwie pretekst. Siadł nieco bokiem, tak, by nie być zwrócony całkowitym profilem do panienki. Wyczuwał jej niezręczność, ale nie mógł zrobić wiele, bo sam miał podobnie, gdy obecność tamtych wytrącała go z równowagi. Obecność Scylli za to go stresowała, bo chciał wypaść przy niej jak najlepiej. Weź się w garść, Charlie.

- Jesteś zainteresowana zestawem śniadaniowym? - Zapytał Scyllę, zwracając się ku niej bardziej. Zaraz jednak zganił się w myślach. Co to znaczy jesteś zainteresowana?! Przecież nie mogła interesować się jedzeniem tak, jak astronomią! - To znaczy... - Spróbował poprawić się, lecz spuścił speszony wzrok na mankiet własnej koszuli. Musiał pamiętać, że podobała się Scylli. Same dobre myśli, Charlie! - Chciałabyś, żebym zamówił dla ciebie zestaw śniadaniowy? Czy masz ochotę na coś innego? Do tego kawę czy herbatę? A może coś innego? Na co masz ochotę, Scyllo? - Zaczął pytać, skupiając się na ślicznej buzi wieszczki bardziej, aniżeli na wszystkim innym. Zaczęło być mu gorąco w ten nieprzyjemny, nerwowy sposób. - Nie ma jeszcze dwunastej, ale nie przeszkadza mi, jeśli miałabyś ochotę na coś innego. To znaczy, chociażby na alkohol. Nie, żebym podejrzewał, że często pijesz alkohol przed dwunastą.

Stop! Nie rób z dziewczyny alkoholiczki w towarzystwie!!
The Nocturn's Delight
My name is Ozymandias,
King of Kings;
Normalnie skóra zdjęta z ojca! 177 cm wzrostu, waży koło 70 kg. Szczupły młodzieniec, chodzi wyprostowany emanując pewnością siebie. Ma wyjątkowo jasne włosy, które od razu zdradzają jego pochodzenie od Malfoyów. Oczy jasne w szarym odcieniu. Można odnieść wrażenie, że jest wiecznie z czegoś niezadowolony, ale wrażenie to umyka, gdy otwiera usta - charyzmatyczny chłopiec z łagodnym, może nieco chrapliwym głosem.

Baldwin Malfoy
#6
09.12.2024, 14:09  ✶  
Och gdyby tylko Baldwin wiedział z jakim lękiem przyszło się ludziom w jego towarzystwie borykać. Spijałby słodki strach z ich ust, wykpiwałby wszystkie wątpliwości i wyobrażenia.
Ale nie wiedział i to czyniło życie wszystkich o wiele prostsze.
Czy przeszkadzało mu, że został sam przy stoliku? A skądże znowu! Po prostu przechylił się żeby lepiej widzieć, pieszczotliwie głaszcząc za uchem Rozalindę, która rozpłaszczyła się na jego piersi jakby była nie żywą istotą, a półpłynną zabawką. Pachniała mydłem truskawkowym i eliksirem do włosów, który używała Scarlett codziennie rano.
Kiwał się przy tym leniwie w przód i w tył, obserwując interakcje przy wejściu, balansował na tylnych nóżkach od krzesła, o włos od popisowego jebnięcia do tyłu. Niewiele słyszał z dyskusji pod drzwiami, ale to akurat mu do szczęścia potrzebne nie było - o wiele bardziej wolał obserwować. Powiódł uważnym spojrzeniem po twarzy  dziewczyny przyprowadzonej przez Charliego, starając się nie być przesadnie natarczywy. Znał ją? Raczej nie. Obiecał “się zachowywać” (cokolwiek to miało znaczyć, on nie miał sobie nic do zarzucenia w kwestiach wychowania i odpowiedniego obycia w towarzystwie. To z reguły towarzystwo było drętwe), więc szybko wrócił do szczebiotania nad szczurem.

Scylla uciekała spojrzeniem. Zaciskała smukłe palce na torebce. Mówiła szeptem. Robiła wszystko by stać się jak najmniej zauważalną. W każdych innych okolicznościach pociągnąłby za sznurki, sprawdził na ile wytrzymałe są nerwy kogoś kto sprawiał wrażenie tak chorobliwie nieśmiałego. Ale jedno spojrzenie na Scarlett wystarczyło, żeby sobie odpuścić.
Okej, okej. Żadnych wyskoków.
- ‘ello.- Odpowiedział, nie siląc się specjalnie na wyszukaną szarmancję. Skinął głową - może nie był to szczyt elegancji, ale miał przeczucie, że dziewczyna wolała to nad uścisk dłoni czy nie daj boże jej ucałowanie. Albo po prostu taką udawała, jak połowa panienek z dobrego domu. Spuszczały grzecznie wzrok w towarzystwie, kręciły włosy na paluszkach, uśmiechały się zalotnie. Calanthe też taka była. Zbyt delikatna dla tego świata.
Kapitalny szczur. Twarz Baldwina pojaśniała, jak zawsze, gdy ktoś chwalił jego księżniczkę. Oczywiście, że był kapitalny, duh. Najlepszy szczur na całym Nokturnie co do tego chyba nie było żadnych wątpliwości.
- Możesz jej dać krakersa jeśli chcesz.- Powiedział zanim w ogóle pomyślał co mówi, przesuwając w stronę dziewczyny kilka serowych smaczków. Czy Lindę dało się kupić chrupkami? Oczywiście. Łatwo było ściągnąć to spragnione wiecznej miłości i atencji ślepe, szczurze dziecię. Trudniej było się jej pozbyć, by móc w spokoju zjeść śniadanie. Nie pomyślał nawet, że Charliemu mogłoby to jakoś przeszkadzać.

Przeniósł uważne spojrzenie na towarzyszącego nieśmiałej pannie Mulcibera. Uniósł leniwie kącik ust widząc kwiecisty deseń jego koszuli. Czyżby spodobał Ci się nocny prezent?
- Cieszę się, że jednak dotarłeś Charlesie.- Odparł dość lakonicznie, oddając bez większych oporów Rozalindę Scarlett. Niewiele zresztą było potrzeba, bo szczurzyca chętnie przeskoczyła na kolana dziewczyny. Co za zdrajczyni. Człowiek całe życie taką wychowuje, kocha, rozpieszcza, a ta korzysta z pierwszej okazji, żeby się ułożyć na cyckach Scar… Okej. Dobra. Rozgrzeszona. Na jej miejscu zrobiłby to samo.
Pogrążony w nieszczególnie stosownych myślach przez moment nawet nie zakodował co Charlie do niego mówi. Potrzebował kilku sekund, żeby połączyć kropki. 
- Nowe?- Zamrugał parę razy, jakby nie do końca zrozumiał pytanie. Fakt Lucyfer zwany potocznie Luckiem lub Lucjanem nie przypominał kulki nędzy i rozpaczy, którą miał okazję widzieć Mulciber. Dokarmiony, wykąpany, z pewnością całkowicie pozbawiony pcheł, które go nie tak dawno męczyły, okazał się całkiem pocieszną istotą.- Nie, nie. Chociaż było z nim krucho.
Uznał, że oszczędzi swoim towarzyszom historii o balansującym na granicy życia i śmierci stworzeniu, które go niemal oskórowało już pierwszej nocy.

Uniósł kącik ust obserwując wręcz zafascynowany najgorszą próbę flirtu w historii świata i dantejskie sceny roztaczające się przed jego oczami. To było aż piękne. Jak w bardzo złym romansidle Charlie plątał się i miotał we własnych słowach. Mimowolnie spojrzał na Scarlett. Niby człowiek wiedział, że może być źle, ale żeby aż tak?
Oj stary, coś ja czuję, że nawet jakby tu butelkę czystej wypiła, to byś nie zaruchał.- Pomyślał niemal ze współczuciem. Bogowie mu świadkiem, że się starał zachować uprzejmą powagę, co by samemu nie wylądować na przymusowym celibacie.
- Zastanówcie się co chcecie zjeść, pójdę po kogoś żeby przyjął zamówienie.- Stwierdził, w końcu uznając, że kilka sekund dłużej i nawet Matka mu nie pomoże w powstrzymaniu śmiechu. Wstając, przesunął jeszcze dłonią po ramieniu Mulciberówny, dociskając ją delikatnie. Ot na wypadek, gdyby chciała wstać i mu pomóc.
Siedź. Zajmę się tym. Obiecał bezgłośnie.
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#7
21.12.2024, 12:36  ✶  
Skąd ten przydomek? Wybrzmiało w jej uszach, a jednak wolała najpierw podążyć na ich miejsce, nim wdrąży dziewczynę w nurt myśli, które skłoniły ją do takowego określenia.
-Skąd... - powtórzyła, jakoby przez moment smakowała jej pytania. Jasne, lodowe tęczówki powoli przesunęły się na twarz dziewczyny, łapiąc z nią kontakt wzrokowy.
-Byłaś mi jasnością w momencie, gdy otuliło mnie zagubienie - szepnęła, a zaraz na jej usta wpłynął nieco rozbawiony, acz zaczepny uśmiech - naturalnym więc, że w tamtej chwili byłaś mi drogowskazem- przesunęła z wolna dłonią po kocim grzbiecie, drugą dłonią podtrzymując Lindę. Ah, czuła się wtedy nieco zagubiona, przytłoczona.
-Nie podążasz narracją tłumu... - uśmiech na jej ustach stał się nieco cieplejszy - A to jest piękne...
Piękne i jakie rzadkie. Powstrzymała się od szyderczego, kpiącego uśmiechu, który cisnął jej się na usta patrząc na absurd jaki otaczał jej życie ostatnio. To teraz życie nabrało tempa, niechcianych barw i uczuć, które musiała zabić. Raz po raz, po raz kolejny. To teraz wolałaby spotkać Greyback w lesie wisielców po raz pierwszy, posłuchać jej zdania jako osoby jej całkiem nieznanej.
Gdzieś w międzyczasie nawinął się temat Lucyfera, który nieświadomy lub niewzruszony, bezwstydnie rozkładał się po kolanach dziewczyny. Mała, puchata, grubiutka kuleczka. Cóż, od momentu jak poznała zarówno Baldwina, co i ten pomiot szatana, kot przybrał na masie, futro nabrało gęstości. No ale nie było to nic szokującego, kocięta rozwijają się i rosną znacznie szybciej od ludzi, a ta miała w nawyku dokarmiać jej rosnące dzieci.
-Kolejne? - powtórzyła, zerkając na Baldwina. No ta, wspominał, że Linda sprowadzała zwierzęta. W sumie została o tym uprzedzona wcześniej. Okazało się, że Lucek był ostatni, a to sugerowało, że poznali się z Charlim chwilę przed tym jak sama poznała Malyofa. Inaczej by zarejestrowała "kolejne" kocięta, w końcu była stałym bywalcem w jego domu.
Scylla mimo widocznego dyskomfortu zwróciła uwagę na szczura, który był cudownym zaczepieniem, rozproszeniem nieśmiałej ciszy i próbą przełamania lodu - szczególnie, że Baldwin pociągnął temat.
-Właśnie, masz, daj jej krakersa - mruknęła, podsuwając w kierunku dziewczyny krakersy. Wzięła Lindę w dwie ręce, robiąc z dłoni spodek, na którym podsunęła księżniczkę do Scylly.
Jej spojrzenie przesunęło się na Charlesa, a ona pohamowała śmiech, który cisnął jej się na usta. Czyż nie był uroczy? jakiś taki zagubiony, nieśmiały, plątając się w słowach. Jakiś taki... oczarowany.
Zerknęła na Baldwina, który jak obiecał, tak bardzo starał się być grzeczny, mimo że Charlie mu nie ułatwiał dotrzymania ów obietnicy. Powróciła spojrzeniem do brata, który do całej tej plątaniny dorzucił alkohol.
Zaśmiała się cicho, rozbawiona całą sytuacją. Zaraz to ona będzie potrzebować litra czystej.
Słysząc głos Baldwina, chciała wstać aby mu pomóc, a jednak nim zdążyła zrobić cokolwiek, ten ją ubiegł. Jakby miał pierdolone trzecie oko, albo czytał w jej myślach.
-hym... - uśmiechnęła się pod nosem, uznając ten subtelny gest za urokliwy, gdy kolejny raz wygrywał bezwstydnie na jej duszy Por una Cabeza opuszkami palców w tych małych, niezauważalnych przez świat gestach, które były jej niebem i piekłem.
Spojrzała na Scylle
-Może tosty i jajecznica na masełku?- wymruczała, czując jak jej pomiot szatana zeskakuje z jej kolan, aby powlec się za Baldwinem - albo jajka na miękko - dodała, podążając wspomnieniem za kotem.
nefelibata
oh, how can we atone
for the secrets
we've been shown?
Specyficzna, nieco dziwna, filigranowa panienka z jeszcze ciekawszą fryzurą - z przodu, po obu stronach twarzy, dwa dłuższe pasma opadają na wysokość obojczyków, natomiast reszta brązowych włosów sięga nieco dalej niż broda. Mierzy niewiele ponad metr sześćdziesiąt, co najwyżej parę centymetrów, czym bardzo kontrastuje z resztą rodzeństwa. Posiada duże sarnie oczy, patrzące na świat z naiwnością dziecka - tak jakby wzrok uciekał gdzieś dalej, hen poza horyzont. Ubiera się dziewczęco, próbuje być elegancka, ale żyje skromnie - zwykle można spotkać ją we wszelakich sweterkach, spódnicach i sukienkach w kratę, które utrzymuje w palecie wszelakich odcieni brązu i beżu. Uwielbia motywy nawiązujące do natury, nadruki z kwiatkami, grzybami i liśćmi.

Scylla Greyback
#8
23.12.2024, 00:11  ✶  
Chciała stąd wyjść, ale potrząsnęła zaprzeczająco głową na propozycję Charliego. Do ucieczki namawiał ją tylko instynkt, umysł natomiast słusznie podpowiadał, że alienowanie się i rezygnacja ze spędzania czasu wśród rówieśników dotychczas nie przyniosło jej nic dobrego. Musiała na siłę wychodzić ze swojej strefy komfortu, bo chowając się w niej całe życie wyrosła na taką starą duszę, którą określano tym eufemizmem tylko dlatego, że niefajnie wprost komuś powiedzieć, że jest po prostu strasznie dziwny.
- Dziękuję - uśmiechnęła się, odpowiadając na komplement oraz troskę. - Dam ci znać, kiedy będę bliska wybuchu. Obiecuję - przyrzekła, głównie po to, żeby Mulciber choć na chwilę się przestał martwić. Daleko jej było do empatki, ale nawet ona była w stanie dojrzeć, jak bardzo chłopak się przejmuje.

Słysząc poetyckie określenia, jakimi obsypywała ją Scarlett, patrzyła na nią w osłupieniu, nie wiedząc, jak zareagować. Mogła się zgodzić, że jest drogowskazem - w końcu czym innym był jasnowidz? Niemniej absolutnie nie czuła się jak jasność, wręcz przeciwnie, wydawała się być jak dogasająca lampa oliwna, która ledwie-ledwie się tli, i wystarczy drobny podmuch wiatru, by zupełnie zniknęła w ciemności.
- Nie podążam, bo za nią nie nadążam - wyjaśniła, trochę zaniepokojona tym nadmiarem peanów na własną cześć. Wiedziała, że Scarlett nie ma złych intencji, ale Scylla zwyczajnie nie przywykła do takiej ilości miłych słów na własny temat. Zwykle najlepszym, na co mogła liczyć, była cisza, bo to znaczyło, że nikt jej nie wyzywał.

Była nieco sceptyczna pomysłowi z karmieniem szczura - szczurki? - ale dała się namówić. Taka już była, stawiała nikły opór i ulegała sile sugestii błyskawicznie, jeśli chciała się komuś przypodobać. A zależało jej na dobrej ocenie zebranych tu osób.
Wzięła jednego krakersa, obróciła go w palcach, przyglądając mu się uważnie. Ewidentnie kupowała czas i zbierała się w sobie. Widząc jednak oczekujące spojrzenia, podsunęła wreszcie przysmak pod nos zwierzęcia znajdującego się w dłoniach Scarlett.
A potem odsunęła się błyskawicznie i przyciągnęła do siebie ręce, kiedy poczuła nieznajomy wcześniej dotyk mokrego pyszczka zwierzęcia na swojej skórze.
- To chyba nie dla mnie - oznajmiła, wyraźnie spięta i chyba zestresowana. Wytarła rękę w sweter, a potem jeszcze raz spojrzała na Lindę. Nie wiedziała, co o szczurze myśleć.

Na szczęście uwagę od nieprzyjemnego doświadczenia odwrócił Charles, który bardzo chciał poznać jej zamówienie, ale zaplątał się we własnych słowach i zgubił drogę do puenty. Niemniej Scylla była bez cienia skonfundowania czy irytacji cierpliwa, patrząc na niego uważnie oraz kiwając głową po każdym pytaniu. Ani razu nie weszła mu w słowo, ani razu nie wydała się skołowana lawiną pytań. Po prostu poczekała aż skończy, a potem jeszcze kilka chwil, aby ułożyć sobie wszystko w kolejności chronologicznej.
- Więc zaczynając od początku - odezwała się w końcu, dając znać, że ma zamiar odpowiedzieć na wszystkie jego pytania. - Tak, poproszę. Nie, nie chcę niczego innego. Herbatę. Nie, herbata jest w porządku. Mam ochotę na śniadanie i herbatę - odpowiedziała ciurkiem na wszystko, nawet nie zrobiła po drodze przerwy na oddech. Uśmiechnęła się jedynie w ramach zwieńczenia odpowiedzi na to urocze przesłuchanie. - Masz rację, nie piję alkoholu przed dwunastą. I propozycja Scarlett brzmi dobrze, chętnie zjem tosty i jajka. Mogą być na miękko. - W tym momencie odwróciła głowę do dziewczyny, wyglądając trochę, jakby próbowała się nie roześmiać. Musiała przyznać, rozbawiła ją nieco cała ta sytuacja, ale nie chciała się śmiać, żeby Charlie nie wziął tego za naśmiewanie się.


i poklękli spóźnieni u niedoli swej proga
by się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#9
25.12.2024, 15:08  ✶  
Im dłużej Charlie się nad tym zastanawiał, tym bardziej dochodził do wniosku, że to wszystko było błędem. Nie samo śniadanie, bo to mogło być przyjemne, tym bardziej w towarzystwie Scylli, ale obecność Scarlett i Baldwina mogła okazać się po prostu za bardzo dla dwójki pracowników państwa Dolohovów. Przecież byli ich przeciwieństwem i Charlie bał się, że znikną pod naporem ogromu osobowości tamtych. Cokolwiek by się jednak nie działo, musiał skupić się na Scylli.

I musiał ją bronić. Rosalinda nie była może krwiożerczą bestią, ale z pewnością coś przenosiła. Choćby wściekliznę. Charles jeszcze nie wiedział, że rodzina Scylli mogłaby nie być dość zadowolona ze wścieklizny w jej szeregach. Gryzoń nie wydawał się jednak mieć złych zamiarów, tak jak jego właściciel.

Określenia, jakimi Scarlett nazwała Scyllę, spowodowały lekkie uniesienie brwi. Dziewczęta już się znały, ale Charles nie wiedział, na jakim polu. Wolał na razie nie dopytywać.

- Tak... dziękuję za zaproszenie. - Odparł Malfoyowi. Czy deseń na koszuli był w jakiś sposób połączony z nocnym podarkiem? Charles nie sądził, ale sam widok dalekiego kuzyna przypomniał mu o przesyłce. Wciąż nie miał do końca pewności odnośnie tego, co oznaczał prezent. Szczęśliwie nie miał okazji zastanawiać się nad tym zbyt długo. - To... to samo kocię? - Dopytał, zerkając na czarnuszka. - Rozalinda nie miała go... no wiesz? - Zerknął na Scyllę, nie chcąc mówić na głos o krwiożerczości gryzonia.

Chciał wstać, pomóc Baldwinowi, lecz dłoń na ramieniu skutecznie zatrzymała go w miejscu. Działania Malfoya nieco odsunęły jego uwagę od Scylli i Scarlett, a także Rosalindy, nie od razu zauważył więc wahania swojej partnerki. Dopiero jej gwałtowny ruch spowodował, że zwrócił się znów ku niej, odruchowo obejmując ramieniem bardziej jej krzesło, niż ją samą. Nie chciał inicjować dotyku, gdy ten mógł być niechciany w towarzystwie.

- Mogłabyś... Scarlett? - Poprosił siostrę, by ta zabrała szczurzycę. Takie stworzenia nie powinny przebywać na stołach i straszyć bezbronne wieszczki. - W porządku. Dziękuję, prze... przepraszam. - Poprawił się, odpowiadając Scylli, która po mistrzowsku poradziła sobie z jego dukaniem. - Herbatę i tosty i jajka na miękko. To ja w takim razie to samo. Nie miałem pojęcia, że już się znacie z moją siostrą, Scyllo. Mam nadzieję, że nie opowiadała ci o mnie nic złego? - Zagadnął wesoło, szybko odzyskując spokój. - Nie zdziwię się, jeśli powiesz, że znałaś już wcześniej również Baldwina.
The Nocturn's Delight
My name is Ozymandias,
King of Kings;
Normalnie skóra zdjęta z ojca! 177 cm wzrostu, waży koło 70 kg. Szczupły młodzieniec, chodzi wyprostowany emanując pewnością siebie. Ma wyjątkowo jasne włosy, które od razu zdradzają jego pochodzenie od Malfoyów. Oczy jasne w szarym odcieniu. Można odnieść wrażenie, że jest wiecznie z czegoś niezadowolony, ale wrażenie to umyka, gdy otwiera usta - charyzmatyczny chłopiec z łagodnym, może nieco chrapliwym głosem.

Baldwin Malfoy
#10
08.01.2025, 21:44  ✶  
Zanim jeszcze odszedł od stolika, w pół kroku zatrzymało go pytanie Charliego. Uniósł kącik ust, rozbawiony implikacją, którą doskonale zrozumiał. Nie był ślepy na to z jaką rezerwą i niechęcią chłopak podchodzi do jego podopiecznej. A więc jednak myśli Mulcibera naprawdę krążyły wokół tego, że przerobi futrzaka na gulasz albo wybebeszoną zabawkę.
- Mówiłem, że na nie poluje Charlie.- Nie zaprzeczał, że ów polowania często kończyły się śmiercią ofiary. Głównie dlatego, że żaden silny kot czy ptak nie dałby się pochwycić tak łatwo, więc z reguły przynosiła mu to co młode lub schorowane.- Nie powiedziałem, że pozwalam jej je rozerwać na strzępy, jeśli mają szansę przeżyć.- Zaśmiał się cierpko.
Baldwin mówił o śmierci z niezwykłą wręcz łatwością. Otaczał się nią każdego dnia, w Necronomiconie, na Podziemnych Ścieżkach. Nie było sensu udawać, że to co robi z ofiarami Rozalinda go rusza, bo tak najzwyczajniej w świecie nie było.
Chyba wszyscy obecni przy stoliku byli już na tyle dużymi dziećmi, żeby wiedzieć, że kiedyś każde żywe zwierzątko, mugol czy czarodziej umrze. Nie było w tym większej filozofii.

Machnął nonszalancko ręką wreszcie opuszczając towarzystwo, żeby złapać przy barze jedną z kelnerek.
Oczywiście, o niedoszłą ofiarę się niemalże potknął, bo Lucyfer uznał Matka sama wie po co, że za nim polezie. Baldwin cudem tylko nie zaliczył biblijnego upadku, ale ostre “Lucjan! Ty mendo mała!” zapewne dało się usłyszeć w całym barze.  Podniósł kota za kark, niemal z komicznie urażoną miną tylko po to by oberwać puchatą kocią łapką w nos. Najwyraźniej tyle wystarczyło, żeby Malfoy’a kompletnie rozbroić, bo resztę drogi do lady kocisko spędziło w ramionach swojego właściciela, mrucząc zadowolone.
Baldwin nawet skupił się na złożeniu jakichś pierwszych zamówień – sądząc po fakcie, że jedna z dziewcząt za barem zaczęła przygotowywać tacę, tylko po to by zająć się szybko plotkowaniem z Finnem – właścicielem baru. Sądząc po mieszaninie emocji, która odmalowała się na twarzy Baldwina, sekundzie zawieszenia w przestrzeni jakby zmusił do pracy wszystkie szare komórki, a potem fakcie, że chłopak ukrył twarz w dłoniach śmiejąc się przez dobrą chwilę - zapewne usłyszał jeden z głupich żartów gospodarza.

Dał pozostałym przy stoliku tyle czasu ile potrzebowali, żeby zastanowić się nad tym co chcą zjeść. Może nawet więcej niż trzeba, bo przez moment nawet można było uznać, że o nich kompletnie zapomniał - rozmawiając o czymś żarliwie z dziewczyną za barem. Raz tylko odwrócił wzrok, by skupić się na Scarlett. W końcu jednak wrócił, nieszczęsny syn marnotrawny.
- Przepraszam, że tyle to trwało.- Mruknął, stając nieco z boku, za plecami Scarlett. Zupełnie jakby mówił tylko do niej.- Herbaty i kawy są do zestawu tak czy siak, więc od razu wziąłem…- Wytłumaczył, przesuwając się na tyle, by kelnerka mogła zaszczebiotać swoje firmowe przywitanie i porozstawiać przyniesione kubki, czajniki, jakiś pojemnik z mlekiem i cukiernicę. Wszystko to co się znaleźć powinno - na stoliku się znalazło.

Sam Baldwin oparł delikatnie  palce na ramieniu Scarlett, stawiając przed nią kieliszek gęstego, pachnącego wanilią gęstego i zapewne cholernie słodkiego syropu. Nie powiedział przy tym nawet słowa, jakby ten gest był czymś równie oczywistym co oddychanie. Powstrzymał się przed przesunięciem palców wyżej, na jej kark, odsłonięciu kołnierzyka, pod którym skrupulatnie ukryła pamiątki po ostatnim wieczorze. Świadomie czy nie, Baldwin szukał każdego drobnego kontaktu z Mulciberówną - nieważne czy byłoby to niemal nieodczuwalne muskanie jej grzbietu dłoni pod stołem czy wspieranie się o oparcie  jej krzesła przesuniętego tak blisko, aby nie było wątpliwości do kogo należał ten biały kwiat. Na samą myśl o tym przesunął wzrok na maleńką ptasią czaszkę, którą nosiła na rzemyku, obserwując jak unosi się i opada z każdym jej oddechem. Przekazany dalej podarek od jego własnej siostry. Od Lorraine.
Pasował do Scarlett, tak jak sama Scarlett pasowała do zanurzonej w odmętach śmierci, gałęzi jego rodziny. Nie potrafił wyrzucić spod powiek wspomnień ociekającą krwią kwiatów, które trzymała w swoich dłoniach poprzedniego wieczoru; błysk w jej oczach, gdy po raz pierwszy pokazał jej czarodzieja, który udławił się płatkami i pędami; zachwyt, gdy opowiedział jej o świecie pod ich stopami - ciągnącymi się w nieskończoność, kilometrami korytarzy pełnych historii o duchach i ludzi, których nie chciano nawet na Ścieżkach; wszystko to było jak piasek po dobrze przespanej nocy.

- Świat jest wyjątkowo mały, ale nie, nie mieliśmy się okazji poznać, prawda panno…- Zamilkł na moment, szukając w pamięci nazwiska, które mógłby przypisać do twarzy ciemnowłosej czarownicy. Ale nic poza “Scylla” nie przychodziło mu na myśl. Nawet nie był pewien czy to jej imię - ale z drugiej strony, tradycja nazywania dzieci mitycznymi imionami by nadać im moc była silna w wielu czystokrwistych rodach. Więc jedynie usiadł z powrotem na swoim miejscu, obejmując ukradkiem Mulciberównę w pasie.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Charles Mulciber (1245), Baldwin Malfoy (2209), Scarlett Mulciber (1249), Scylla Greyback (1161)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa