• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
lato 1972, 27 sierpnia // gwiezdny pył

lato 1972, 27 sierpnia // gwiezdny pył
oceanic feeling
The curious are always in some danger. If you are curious you might never come home, like all the men who now live with mermaids at the bottom of the sea.
179 centymetrów wzrostu; długie, lekko falujące się, brązowe włosy. Czasami kilkudniowy zarost. Kilka blizn, które zdobył na morzu, większość zakryta runicznymi tatuażami zamkniętymi w kołach. Nie używa żadnych perfum - czuć od niego pot, morze, alkohol i las.

Dægberht Flint
#1
28.11.2024, 12:36  ✶  
Osoby takie jak Dægberht rzadko czuły się onieśmielone. Przez zachowanie chłopaka przemawiało dziwactwo, ale była w tym dziewictwie duża dawka pewności siebie i dystansu do opinii innych ludzi. W tym świecie, który Dægberht głęboko ukochał, było miejsce dla wielu emocji i zdarzeń, które wzbudzały w innych trudne reakcje. Na srebrną tarczę księżyca - był poetą - cóż powinno poetę przyciągać bardziej niż życie dające mu niezliczone ilości inspiracji do czerpania? Stawiał się w środku zdarzeń, mówił, śmiał się, zdobywał, płynął... A jednak trzymając pierwszy list od Mildþryþ Moody, jaki dostał tego roku, nawet on to onieśmielenie poczuł.

Wpierw nie myślał o tym zbyt wiele. Głównym celem kontaktu z Mildþryþ była Victoria, a konkretniej na prezencie, jaki chciał Victorii przygotować - małym, ręcznie robionym amulecie z obrazkiem, który Mildþryþ miała przygotować. Coś drobnego, rozmiarem gotowego do bycia zatopionym w żywicy, klimatem i kolorystyką pasującego do... Ha, nawet nie potrafił już o tym myśleć. Ten prezent wyglądał teraz jak głupi pretekst do zagadania, bo ani trochę nie myślał już o blasku ognia odbijającego się w oczach Lestrange - za każdym razem kiedy próbował do tego wrócić, każde słowo w jego głowie przywracało go do jednego tematu, do jednej osoby - do Mildþryþ opowiadającej nieco wulgarny, ale w jego percepcji również beztroskim językiem o walce materią, o pociągnięciach pędzla muszących zamienić się w pociągnięcia igły, o braku gotowości do takiego wyzwania (przy jednoczesnej ekscytacji), o tym jak czasami ciężko było spleść kolory z wizją, jak czasami błądziło się po omacku. To, co teraz opisywał, brzmiało jak zauroczenie nią lub jej sztuką, ale Dægberht od razu przerwałby ten tok myślenia i nie po to, żeby temu zaprzeczyć - po prostu uważał, że te słowa nie oddawały esencji młodszej Moody. Tą esencją był huragan.

- Oh, spartaczyłem jednak nieco - przyznał otwarcie, kierując ich kroki na skaliste wybrzeże, gdzie rozbił małych rozmiarów namiot. Nie namiot do spania - to był jeden z tych namiotów, które miały osłaniać przed wiatrem i deszczem. Flint się do tego spotkania przygotował. Ułożył tam kilka puszystych poduszek. Tak wielkich, aby swobodnie zatopić w nich ciało. Skrzynkę pomiędzy nimi, zapewne robiącą za stolik i przechowalnię ich kolacji, przykrył obrusikiem, na nim zaś ulokował maleńki wazonik z kilkoma kwiatami, wokół których unosiły się świecące blado promyki. Widać było, że postarał się uczynić ten wieczór uroczym, nawet gdyby nie był to pomysł trafiony - cóż więc spartaczył. - Źle sprawdziłem pogodę - ale z perspektywy romantyka nie dało się znaleźć lepszej - gołe, obnażone z wszelkich chmur niebo było zalane morzem migoczących gwiazd, przysłanianych jedynie sporadycznie trafiających do nich światłem okolicznej latarni morskiej. - Monsun miał dzisiaj dowieźć tu małą katastrofę... a ja faktycznie zleciłem zakęcie tego namiotu, żeby nic nam się nie stało.

Nie zapytał się jej czy jej to pasuje, czy nic nie szkodzi. Prawdę mówiąc, nie powiedział jej wcale, gdzie idą. Najważniejsze pytanie pomiędzy nimi już padło: czy miała chłopaka, a jeżeli nie, to czy da się zaprosić na nietypową randkę. Cokolwiek działo się wokół i tak niknęło w tle świadomości o tym, że w opowieściach Mildþryþ tkwiło coś, co przyciągało go bardziej niż cokolwiek innego. Chciał ją tu zabrać w złą pogodę i oglądać to spod zaklętej kopuły, bo ona też była jak ta zła pogoda - wcześniej myślał o tym w kontekście bycia gwałtowną, nieposkromioną. Postrzegał ją jako potencjalnie kogoś przetaczającego się przez życie innych z niszczycielską mocą, a on chyba... chciał być zniszczony. Tylko dzisiaj niekoniecznie widział w jej oczach tańczące płomienie nieokiełznanej furii. Dzisiaj również reprezentowała złą pogodę, ale wcale nie taką pozostawiającą w sercu mężczyzny chaos i zgliszcza, tylko smutek. Mildþryþ Moody była dziką i niepojętą pięknością - ale ta piękność wyrażała dzisiaj również smutek.

Jeszcze nie wiedział, jak ten smutek udźwignąć. Ślepcem jeszcze nie został - świadomość bycia ze skrajnie innych światów uderzała przy patrzeniu na nich jak młot bijący w gong. Nie dało się być bardziej stereotypowym niż Dægberht - koszula z bufiastymi rękawami, skórzane spodnie i torba, przydługie włosy po części zebrane w kok, ten typowo męski kok wyglądający tak, jakby ktoś spędził nad jego ułożeniem kilka godzin, ale w rzeczywistości trwało to zaledwie kilka sekund. Niby nie ocenia się ludzi po wyglądzie, ale akurat on był dokładnie tym, kogo spodziewałeś się zastać w tej skórze - opalonym młodzieńcem sprawnym w posługiwaniu się słowem, spędzającym czas na podróżach i piciu alkoholi, których nazw nie sposób powtórzyć ludziom nieznającym tylu języków. Ale on, wbrew pozorom, też posiadał kilka sekretów, jakich jeszcze przed Moody nie zdradził.


Matka nadała mi takie imię,
żeby poprawnie wymawiały je tylko drzewa i wiatr
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#2
28.11.2024, 13:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.11.2024, 13:25 przez Millie Moody.)  
Wszystko się zjebało.

Wszystko co miało się zjebać.

Tak działało życie i Moody mogła w końcu wyciągnąć z niego tę pieprzoną lekcję i sobie ją przyswoić.

Leki nie działały, terapia nie działała, bycie normalną nie działało. Malowanie przestawało działać. Koszmary zaciskały swoje paznokcie na jej długiej szyi, dławiąc jej oddech w piersi. Tęsknota nie mogąca nigdy znaleźć spełnienia rozsadzała jej klatkę piersiową, co rusz brudząc ściany krwią i okruchami kości. Może i była huraganem, ale najwidoczniej skrzętnie ten huragan ukryła w swojej głowie, zamiast napierdalać błyskawicami na zewnątrz. Obie taktyki były niezdrowe na swój sposób, ale tą pierwszą przynajmniej nie uderzała w siebie.

Było coraz gorzej, a Flinty wziął ją pod włos w idealnym momencie, jak waliła głową w ścianę próbując z niej wyrzucić wszystkie wyobrażenia tego, o czym mógł śnić jej brat. O czym mogła śnić Eden. Złapał ją w momencie, gdy już układała się w jej głowie wiadomość do Lou, najskuteczniejszego sposobu na to, by nie bić w ów ścianę swoją głową tylko cudzą, chlapiąc w koło czernią psychodelicznej krwi.

Chłopak? – jadowita żółć żonkili stojących w jej sypialni wgryzała się w duszę nieoznaczonością tego prezentu. To było jednorazowe wspólne zakoniarskie ćpanie i takim powinno zostać. Równie dobrze mogła się uwalić na drugim Thomasie i nie zauważyć różnicy, prawda? Prawda?! A nawet jeśli, to nie psuło się przyjaźni seksem, czy jeszcze gorzej związkiem, nie kiedy oboje powinni ubezpieczać swoje plecy w inny kurwa sposób. – mam pizdyliard problemów, ale to nie jest jeden z nich. – odpowiedziała z przyklejonym śmiechem, Całkiem Normalnej Osoby, która w core swojego istnienia nienawidziła tego kim była. A potem zgodziła się na randkę, czymkolwiek ta randka miała być. Cokolwiek, jakkolwiek, byleby przestać myśleć o jasnych włosach i niebieskim spojrzeniu pełnym lodu. Tam nie było dla niej miejsca. Tam nigdy nie było dla niej miejsca.

Wszystko się zjebało, a ona nawet nie miała ochoty umrzeć czy zniknąć.

Totalnie nie wiedziała czego chciała.

A więc smutek przesłaniający trawiące ją przerażenie życiem dociążał jej serce, choć teraz, gdy zadarła głowę patrząc na nocne sklepienie, otuliła się dziwną ciszą niemego zachwytu. Może była huraganem, ale może też na ten moment dopuściła go do samego centrum tego atmosferycznego zjawiska. Centrum, które pozostawało nienaturalnie ciche.
– Maluje teraz takie niebo. Mapę nieba. – powiedziała, nie odrywając złotych ślepi od migoczących kurew, które z pewnością patrzyły się na te okruchy istnienia zwane ludźmi i drwiły z nich eonami własnego istnienia. Wiatr szarpał jej białą sukienką, wzdymał ją jak żagiel, pozostawiając wyobraźni kształt smukłego masztu ukrytego za płótnem. Bez namiotu, bez niego obok, mogłaby wyglądać niepokojąco, jak duch samobójczej duszy, który w ramach swojej kary musi nieprzerwanie odtwarzać moment swojego upokorzenia. Swojej ucieczki z więzienia życia, do więzienia śmierci.

Czym w ogóle była randka i po co ludzie w ogóle to wymyślili? Moody spojrzała na swojego towarzysza i przez ułamek spod twardej skorupy wypłynęło miękkie ciało niepewności. Był ładny w taki dziwny nieoczywisty sposób, idealny na wieczory, gdyby Mildred nie mogła się zdecydować czy woli mężczyzn czy kobiety, więc mogłaby nie musieć wybierać wcale. Jeśli chciał się ruchać, to mógł jej po prostu powiedzieć, po co tracić czas na rozmowę? Jeśli rozmawiać, to na chuj z kolei robić ten cały teatrzyk, zapominać kwestii, gubić się w roli. Nie mogli iść na kawę do Bucky'ego? Przełknęła głośno ślinę odwracając się znów do morza. – Ładnie tu. Mam nadzieję, że nie przydarzy nam się żadna jebnięta selkie z wizjami podwodnych ogrodów. Byłby niefart, jakbyśmy spadli z klifu, co nie?
oceanic feeling
The curious are always in some danger. If you are curious you might never come home, like all the men who now live with mermaids at the bottom of the sea.
179 centymetrów wzrostu; długie, lekko falujące się, brązowe włosy. Czasami kilkudniowy zarost. Kilka blizn, które zdobył na morzu, większość zakryta runicznymi tatuażami zamkniętymi w kołach. Nie używa żadnych perfum - czuć od niego pot, morze, alkohol i las.

Dægberht Flint
#3
01.12.2024, 19:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.12.2024, 19:37 przez Dægberht Flint.)  
Mildþryþ Moody miała najsmutniejszą twarz, jaką kiedykolwiek widział. Nie mógł nie dać pożerać się myśli - zagadce... Czy wiedziała, co ta twarz musiała robić z umysłami mężczyzn? Dægberhtowi daleko było do szowinistycznych tekstów i postrzegania kobiet w kategoriach podobnych mugolom, nie były mu jednak obce miłość i pożądanie, właściwie to tego typu emocje poddawał często świadomym i wnikliwym analizom, których efektem była głębokie obycie odnośnie tego, w jaki sposób musiano reagować na jej obecność. Filigranowa budowa, bladość skóry, kruchość porcelany, przepiękne włosy opadające kaskadą na idealnie proporcjonalną buzię nieziemsko pięknej kobiety. Nic tu nie miało znaczenia w zestawieniu z jej oczami. Gdyby oczy mogły pożerać, to jej oczy robiłyby właśnie to - wciągałyby naiwniaków w złocistą toń i już nie wypuszczały - trzymałaby ich tam ta sama siła, która zanurzała marynarzy pod płynący statek i nie pozwalała im się już wydostać.

Ta kobieta sama w sobie była poezją - smutną i pociągającą, nie trzeba było pisać o niej wierszy, bo wiersze o niej pisały się same. Do tych pary miodowych oczu potrafił dopowiedzieć niezliczoną ilość porywających opowieści i dobrze wiedział, że nie był pierwszy. Wychował się jako mężczyzna i obserwował świat oczyma mężczyzn, nie tylko swoimi - kobiety takie jak Mildþryþ słyszały czasami, że mają te oczy mądre i nie traktowały tego jako komplement, bo wiedziały, jak wygląda życie z tymi mądrymi oczami.

Jak taka katastrofa, którą chciał jej pokazać. Przez takie życie nie przechodziło się nie trzymając w dłoni kieliszka czystej, polskiej wódki. Kobieta, której wszyscy mówili, jaka jest piękna, a jej uśmiech unosił ich serca. Chcieli ją zdobyć, ale nie próbowali się oszukiwać, bo zdobywanie kobiet takich jak Mildþryþ nie wiązało się przecież z poszukiwaniami żony. Ktoś kto czekał na nich w domu, musiał być bezpieczny, miał być przystanią do powrotu po tym, jak w czasie wolnym dźwigali taki huragan i przeżywali swoje. A później były porzucane tak, jak on porzucał porty, kiedy w domu czekała na niego Vivianne. Pytał samego siebie o to czy wiedziała, ale w sumie to musiała wiedzieć. Miał wrażenie, że dostrzegał to w jej gestach. To jak wszystko wokół stało się jej obojętne, a ona mówiła cokolwiek co jej ślina na język przyniosła i sprawdzała. Jak mocno mogła kogoś docisnąć butem, zanim da sobie spokój? Gdzie leżała granica wytrzymałości kogoś zdesperowanego, głodnego jej uwagi? Tak, teoretyzował, snuł fantazje - i czuł się z tym trochę źle. To trochę stawało się głębsze i cięższe kiedy zdawał sobie sprawę z tego, jak dobrze byłoby stać się jej plastrem, a przecież nie wolno tak było myśleć o ludziach, jakby byli chorzy i potrzebowali pomocy tylko dlatego, że byli wykuci inaczej.

Ona patrzyła na gwiazdy, on patrzył się na nią.

- Chętnie posłuchałbym o tym więcej - powiedział. Chciał ją luźno zachęcić do kontynuowania wywodów o sztuce i zdążył już udowodnić, że był dobrym słuchaczem. Zdarzało mu się przerywać, dopytywać lub za bardzo emocjonować się cudzymi słowami - nie był jak spokojna tafla wody (nawet teraz kiedy się wyłożył na tych poduszkach i niby trwał w bezruchu, to miał w sobie coś zbyt frywolnego, żeby go potraktować jak statyczny obraz), ale nie był też kimś oschłym ani niechętnym do kontaktu. Opalona skóra i spojrzenie ciemnych tęczówek tworzyły obraz kogoś gorącego niczym słońce palące go podczas ostatniej wyprawy. - Miło mi się ciebie słucha. Prawdę mówiąc, długo nie opuszczałaś moich myśli i mam przez to o tobie dużo wyobrażeń, dobrze byłoby zrównać je z ziemią i przypomnieć mi jak to jest po niej stąpać. Czasami w kajucie nudzę się za dziesięciu i przez to wyobraźnia rozrosła mi się aż za bardzo.

Mieszkała w dużym mieście. Czy goniła tam za szczęściem? A może iskra miała pojawić się w niej w chwili usłyszenia o opuszczeniu tego miasta na długo, nudno i najlepiej zawsze?

- Z wizjami podwodnych ogrodów? - Uniósł w górę brew, opierając się łokciem o poduszkę i wspierając skroń na knykciach. Dlaczego mówiła o wizji kojarzącej się większości ze śmiercią? - Też tak czasami masz, że widząc wysokość, wyobrażasz sobie, jak spadasz?


Matka nadała mi takie imię,
żeby poprawnie wymawiały je tylko drzewa i wiatr
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#4
10.12.2024, 11:06  ✶  
Leżenie na poduszkach było zaskakująco wygodne, choć potrzebowała chwili by nie myśleć o tym, czy jej się zaraz nie upierdoli czymś kiecka. To był właśnie problem z tego typu ubraniami - brudziły się. Dlatego na klify zawsze przychodziła w swoich skandalicznie ciasnych jeansach, które wiele już w życiu zniosły. Ale teraz? Białe? Toć to wystarczy spojrzeć i już upierdolone.

- Uhmpf... - odpowiedziała niezbyt mądrze na te ciche wyznania, które w milszy sposób opowiadały o tym jak jej kolega ze szkoły walił sobie konia na łódce wyobrażając sobie jej kościstą dupę. Ona nie pamiętała go wcale. Nie był ani kumplem jej brata, ani graczem, ani chociaż z nią na roku. A może był, tylko fakt istnienia w innym domu skutecznie wymazał jego twarz z księgi wspomnień? Zdziwiła się jak dostała od niego list i musiała podpytać zakonniarzy, czy ktoś go kojarzy, ale no... Randka, tak.

- Jop, tak właśnie... ja mam mówić, troche się boje wiesz? Jestem w sumie ciekawa , czy spierdolisz z randki, jak moje dwie pozostałe żałosne próby? Koleś zabrał mnie z samego początku balu i zabrał mnie na chińszczyzne. A byłam lepiej ubrana niż dzisiaj? - prychnęła. - A drugi postanowił pobić się na środku party i potem wyszedł zostawiając tylko notkę "ojojoj, jebie mnie to, że nikogo tu nie znasz, nie będę mógł się pokazać z takim obitym ryjem, czekam gdzieśtam tośtam". No ale, do trzech razy sztuka co nie? - zaśmiała się w niezręczności całej sytuacji, jego maślanych oczu i własnych nieuczesanych myśli krążących wokół wszędzie i nigdzie.

Nie była typem dziewczyny który chodził na randki. Z nią nie trzeba było pierdolić, żeby się ruchać, nawet jeśli inni mogli stwierdzić, że była łatwa no to kurwa, może i była chuj im do tego jak rozładowywała swoje napięcie. Tymczasem randki zobowiązywały do tego, żeby jakoś się zachowywać, przy czym jakoś było słowem kluczem.

Wypuściła z siebie powietrze jak sflaczały balon i zapatrzyła się w gwiazdy. Były całkiem spoko, choć może gdyby był sztorm churagan tysiące szatanów na niebie, to byłoby też za głośno, żeby strzępić sobie język.

- Zazwyczaj skacze, jak mnie woła. Wiesz mam miotłe, rózdżkę, chociaż pokusa, że któregoś dnia teleportacja nie wejdzie i roztrzaskam sobie ten głupi łeb... Czasami pokusa jest silna. Na tych waszych statkach, też włazisz na maszt i patrzysz na pokład? W ogóle pływasz z mugolami czy czarodziejami? Używacie na statkach mioteł? - Odwróciła się na bok by nie być skończonym dupkiem (dupką?) i sobie popatrzeć na tę ładną opaloną buzię. W sumie to byłoby całkiem ciekawe, czy by się odnalazła na takim półrocznym rejsie, czy by ją pojebało do reszty z nudów właśnie.
oceanic feeling
The curious are always in some danger. If you are curious you might never come home, like all the men who now live with mermaids at the bottom of the sea.
179 centymetrów wzrostu; długie, lekko falujące się, brązowe włosy. Czasami kilkudniowy zarost. Kilka blizn, które zdobył na morzu, większość zakryta runicznymi tatuażami zamkniętymi w kołach. Nie używa żadnych perfum - czuć od niego pot, morze, alkohol i las.

Dægberht Flint
#5
10.12.2024, 22:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.12.2024, 22:14 przez Dægberht Flint.)  
Być ja morze lub rwący potok, a jednak wydać z siebie krótkie hmph, zamiast dać ujście kotłującej się w środku myśli...

- Jeżeli myślisz, że musisz dusić w sobie jakieś opinie, to mylisz się. Udźwignę każdą szczerość z ust płynącą, nie jestem niewolnikiem konwenansów ani żałośnie niskiej samooceny.

Nawet się trochę wystawiał - na gradobicie, na fale zatapiające go coraz głębiej w otchłani fascynacji. Z niektórych burz nigdy się nie wychodziło, ale to wcale nie sprawiało, że zamierzał je omijać. Chaos potrafił być piękniejszy niż najpiękniejsze i najspokojniejsze porty świata, do których chciała wracać większość marynarzy.

- Ekscentrycy. Na pewno już na starcie wypadłem dużo lepiej, przygotowując spotkanie jak na rocznicę ślubu, ale z pominięciem dobrego sprawdzenia prognozy pogody. - Był w tym absurdzie podejrzanie wręcz samoświadomy i wcale się tego nie wstydził. Mówił o tym roześmiany, wesoły, chociaż coś w nim mówiło, że to jednak nie wszystko, co miał do pokazania. Część Flinta pozostawała zagadką - jego gesty były niczym wskazówki - dziwne błyski w oku, które widziało każdy znany ludziom kontynent. Coś takiego powinno świadczyć o ludzkiej sile, Flint jednak nie miał tego w sobie. Owszem, kipiał zadziornością i upartością, ale nie miał w sobie z pewnością tego czegoś, co posiadał Alastor - tego wrażenia, że udźwignie absolutnie wszystko. Jego rysy były delikatne, równie co jej brat niemal wyrzeźbione - mogliby konkurować w wyborach na osobę najbardziej przypominającą posąg, ale nawet najmniej precyzyjny historyk nie określiłby ich krajów ich pochodzenia jako zbliżonych do siebie. Bo do Moody'ego pasowały chłód jasnego kamienia kojarzonego z antycznymi cywilizacjami południa Europy, skupienie twórcy na sile mięśnia i zatrzymaniu czasu na chwili, kiedy piękno ludzkiego ciała osiągało najwyższą formę godną podziwiania jej z dołu, stojąc u stóp kilkumetrowego posągu wyższego niż niektóre londyńskie kamienice. Flint był kruchy, a jego skóra miała ciepły odcień ziemi skąpanej w zachodzącym słońcu. Twarz mu niosła ciepło pustyń i ich opowieści - słońce kochało go aż zbyt mocno i on też musiał kochać słońce - jakiekolwiek siły go stworzyły rozumiały istotę piękna i przyozdobiły jego oblicze cichym uśmiechem, łagodzącym go w taki sposób, który kazał człowiekowi sądzić, że noszona przez niego uroda nigdy nie była zbroją. I tak też w istocie było - te włosy i zarost, jakie czasami nosił, posiadały w sobie znamiona przynajmniej lekkiego zaniedbania, a przynajmniej braku zainteresowania tematem. On był posągiem spoglądającym w niebo z rozprostowanymi w górę rękoma, niosącym wspomnienie starożytnego dziedzictwa, którego nie zachowały rzymskie biblioteki. - Wolałabyś być na jakimś głośnym przyjęciu?

Nie rozumiał tego pragnienia śmierci.

- Pokusa... - Powtórzył po niej. - To przestaje brzmieć jak zew pustki.

Najwyraźniej nie wiedział, jak to skomentować, ale nie uczynił też tej chwili nadmiernie niezręczną. Odpowiedział na pytania, przekierowując ciężar rozmowy na swoje wyprawy.

- Tak włażę. Nie korzysta się z mioteł, bo wiatr nad wodą bywa czymś niemożliwym do okiełznania, a statki zaklina się tak, żeby w najgorszym momencie dało się na przynajmniej moment zanurzyć pod wodę. - To jednak również nie należało do rzeczy bezpiecznych i przyjemnych. - I pływałem z różnymi osobami. Pływałem też sam. Nie spoglądałem nigdy na pochodzenie załogi, tylko na to czy cel wyprawy pokrywał się z moim.


Matka nadała mi takie imię,
żeby poprawnie wymawiały je tylko drzewa i wiatr
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#6
10.12.2024, 23:41  ✶  
Parsknęła rozbawiona na tę zachętę, taką śliczną poetycką i próżną.
- Konwenanse okej, ale niska samoocena? Nie jest tak, że pani bozia Matka dała do wyboru albo niską samoocenę, albo narcyzm i zajebiście wysokie mniemanie o sobie nie poprarte zbyt wieloma hm... nie wiem... faktami? - poduszki zdawały się przyjemnie układać pod plecami, choć musiała jeszcze trochę się pokokosić na nich. Trochę nie mogła też się zdecydować, czy leżeć plackiem i patrzyć w niebo, czy na tę swoją szczęsną nieszczęsną randkę. Zastanawiała się nad tym czy zacznie jej się nudzić, chodź odpowiedź na następne pytanie była oczywista:
- Zdecydowanie mam dość głośnym kurwa przyjęć. Mam dość ludzi. Tak w ogóle mam dość ludzi. Ha, jak siedziałam w lecznicy dusz, to tylko marzyłam o tym, żęby wyjśc do ludzi, ale wystarczył miesiąc, żebym nimi rzygała. - Może to jednak była jakaś próba? Powiedział jej, że może mówić co chce, więc nie zamierzała nakładać filtra, choć akurat sukienka i delikatnie podkreślone oko kontrastowało mocno z myślami, które wypadały z jej bladych ust. - Chujek, ten pierwszy to był mój były... w pewnym sensie... i wiesz tak zachwalał te randki i mówił, że ohohoho fajnie być na jednej, potestować, popatrzeć, czy ludzie nie wiem, czy jest dobry vibe rozmowy, obczajkęzrobić wspólnej chemii. Było fajnie, odjebana byłam słuchaj... Spdobałoby Ci się. Miałam na sobie sukienkę elfiej królewny, z kawałkami imitującymi korę i maską z jelenimi rogami. - Na moment pozwoliła sobie być dziewczyną i zachwycić się tym strojem, który był dziwaczny, ale jednocześnie bardzo kobiecy, co zawsze wprawiało ją w lekkie zakłopotania, jeśli większość życia fantazjowała o tym jakby to było urodzić się facetem.

- A potem no nie dźwignął. Pocałował mnie i nie kumał czemu się wkurwiłam, a wiesz serio świeżo wyszłam ze szpitala i nie oczekiwałam od nikogo litości. - Milles paplała sobie niewinnie, zastanawiając się czy właśnie dlatego była taka kiepska w randki, skoro z randkami kojarzyły jej się głównie jej fuckupy i jeśli tylko koleś dawał jej dojść do słowa, to niestety te zmierzały w bardzo złe, mało seksowne miejsca opowiadania o swoich byłych.

- Powiedz mi, powedziałbyś że mam niską czy wysoką samoocenę? - wypaliła nagle, gnana myślą, która pojawiła się w głowie i odsunęła gwałtownie wszystko pozostałe. - Myllisz, że nadawałabym się na statek? - ot wiatr powiał z drugiej strony, a twarz uciekła znów ku morzu. Wołanie pustki. Ładne. - Skoczyłbyś ze mną? Zaufałbyś mi, że teleportowałabym nas w odpowiedniej chwili? - ostatnie pytanie padło najciszej, z dziwnym tchnieniem snu, koszmaru czającego się w gwieździstej sugestii otaczających ich ramion niebieskiego sklepienia.
oceanic feeling
The curious are always in some danger. If you are curious you might never come home, like all the men who now live with mermaids at the bottom of the sea.
179 centymetrów wzrostu; długie, lekko falujące się, brązowe włosy. Czasami kilkudniowy zarost. Kilka blizn, które zdobył na morzu, większość zakryta runicznymi tatuażami zamkniętymi w kołach. Nie używa żadnych perfum - czuć od niego pot, morze, alkohol i las.

Dægberht Flint
#7
11.12.2024, 14:29  ✶  
Dægberht zaśmiał się pod nosem słysząc jej uwagę.

- Powiedziałbym, że nie popadam w żadną ze skrajności, ale niech będzie - podobno nie należy w tych kwestiach oceniać samego siebie. Możesz wydać werdykt po naszej drugiej randce. - Randce, która (jeżeli dojdzie do skutku - oczywiście, że z nią flirtował, ale jej przecież do niczego nie zmusi) z pewnością nie odbędzie się na hucznej imprezie, a jeżeli już miało tam być więcej osób, to może... przydałoby się zapoznać ją z czymś nieco bardziej przyziemnym niż bal. Flinty był pewny, że panna Moody zrobiłaby furorę w jego ulubionej, portowej knajpie, jednocześnie niezabrałby jej tam, bo portowa knajpa nie była neutralnym gruntem. To pewnie tak, jakby ona zabrała jego na... uh... jak spędzali czas łowcy czarnoksiężników? Mogłaby zabrać go pewnie na randkę do Azkabanu za książki, które przypłynęły wraz z nim do Londynu w podzięce dla Isobell - kupił je jeszcze zanim dowiedział się o jej aresztowaniu.

- Ja też nie kumam czemu się wkurwiłaś. Nie. Nieważne. Kiedy powiedziałem to na głos, to załapałem co to znaczy. - Jak obcy język trafiający do niego dopiero po chwili, ale tak samo intensywnie jak jego język naturalny. Przyswoił tę skandaliczną nowomowę i przedziwne neologizmy dokładnie tak, jak przyswajał dialogi obcych, kompletnie mu odległych kultur. - Rozumiem dlaczego się zirytowałaś - bo się pięknie ubrała, przygotowała na bal i była gotowa na coś pięknego, a on jej to zdeptał tak, jak kiedyś dziadek Abigail zniszczył jej domek dla lalek - ale nie rozumiem co to mam wspólnego z litością. - Owszem mógłby przyjąć jej język. Nadawać komunikaty podobne jej, ale to by przecież było fałszywe. Lepiej było robić za kogoś z innej epoki niż niewartego uwagi kłamcę.

To prawdopodobnie nie było do końca zdrowe, żeby się tak produkować na temat nieudanych podbojów miłosnych podczas romantycznego spotkania z kimś innym, on jednak nie wydawał się tym szczególnie przejęty. Generalnie wydawało się, że mało co go ruszało - kiedy ona była żywą, skaczącą piłką energii, on był jak niewzburzona niczym tafla wody. Każdy jej kryzys i chęć skoczenia w dół rwącej rzeki, żeby okiełznać to, co w niej żyło, u Flinta odbijał się pod postacią wielkiego entuzjazmu i pochwały życia. Dostrzegał tylko jeden wyraźny zgrzyt. Takie szczere i żywe zadawanie pytań kojarzyło mu się z jego córką, z dziecinnością. Prawdopodobnie wywróciłby oczami gdyby wskazała na coś palcem i zapytała "co to jest", nawet jeżeli był najodpowiedniejszą osobą, aby o to zapytać, bo jego łeb uginał się od wiedzy wszelakiej.

- Na podstawie tego ile o sobie wiemy... - Odetchnął, przykładając dłoń do czoła i na moment odwracając twarz w kierunku gwiazd. - Powiedziałbym, że normalną. Ludzie, którzy mają zaburzoną percepcję samych siebie zwykle krzyczą głośno o problemach, jakie dostrzegają w innych, żeby ukazać ich jako gorszych od siebie. Ty właśnie opowiedziałaś mi historię o kimś, kto cię głęboko zranił albo zdenerwował, ale odniosłaś się do sytuacji, która ci się nie spodobała, po prostu przyznałaś, że cię zawiódł. Ale mogłabyś powiedzieć, że jest brzydki, ma krzywe zęby, nie myje się, nigdy na ciebie nie zasługiwał, koszmarny był i tak w ogóle to nigdy cię nie wspierał. Ty dałaś komuś szansę, ale wasze dusze się nie zeszły. Więc na podstawie tej historii zakładam, że wszystko z tobą w porządku. - Nie potrzebował się nad tym szczególnie namyślić, słowa płynęły z niego naturalnie. - A co do łódki. Cóż, myślę, że rejs byłby dla ciebie wyzwaniem. To czasami całe dni milczenia i mierzenia się z samym sobą, ze swoimi myślami. Wokół nic, tylko woda i spokój, absolutny brak możliwości ucieczki. Nie krzykniesz „kurwa” i nie teleportujesz się gdzieś, gdzie wszystko będzie wyglądało inaczej. Każdego doprowadza to na skraj wytrzymałości, ale jeżeli się tego nie udźwignie, spada się z niego na samo dno szaleństwa. Niektórzy nie wracają z morza tacy sami. Ale podobno nie wychodzi się też takim samym z Lecznicy Dusz. - Uśmiechnął się, wracając do niej spojrzeniem. - I tak. Zaufałbym. Bo wierzę w to, że chcę żyć, a ty nie chcesz mnie zabić. To jest coś innego kiedy mówisz o samej sobie, a kiedy o nas obojgu.


Matka nadała mi takie imię,
żeby poprawnie wymawiały je tylko drzewa i wiatr
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#8
14.12.2024, 22:20  ✶  
– Och no wkurwiłam się a nie zirytowała, sorry ale to totalnie dwa różne stany i było tam sporo litości wiesz, bo mój były odwiedził mnie w lecznicy i pomyślał, hej będę udawać, że nie jesteś wariatką, zabiorę Cię między ludzi, hehe niezła dupera z Ciebie chociaż taka koścista. – Teatralnie wywróciła oczami na samo wspomnienie. Znaczy, możliwe, że gdyby przegadali całą sytuację na spokojnie, to nie skończyłoby się chińszczyzną, ale nie dało się ukryć, że taki był finał i strasznie ją to swędziało z tyłu głowy.

Z drugiej strony nie byli teraz na balu, a leżeli na poduchach zapatrzeni w wykurwiście rozgwieżdżone niebo, oddychając głęboko morskim powietrzem. Nie było ogrodu, nie było Eden szepczącej coś Alastorowi, który szczerzył się tak jakby rzeczywiście posadził dupę w rajskim ogrodzie i zeżarł wszystkie jabłka z drzewa na środku tego przeklętego miejsca. Nie było Isaaca, Christiana, Basiliusa, nie było Thomasa, nie było nic. Tylko oni i gwiazdy i cichy szum fal.

Nienaturalnie piękny spokój.

Ze zdziwieniem zauważyła, że się rozluźnia. Ba! Nawet uśmiechnęła się lekko, słuchając tego co mówił.

– Mało o sobie wiemy. Nawet jakbyś zaprzeczył, bo nie wiem, okazałoby się, że stalkowałeś mnie przez całą szkołę, to powiem Ci, że wszystko się rozjebało ostatnio. – To było dziwne, gdy jej głos przeszedł nieoczekiwanie w szept, jakby dzieliła się z nim najpilniej strzeżonym sekretem, choć te też przychodziło jej w tym miesiącu łatwo rzucać, sprzedawać niemal za darmo, za papierosa na tyłach czyściuszkowego wesela pełnego czerni i czerwieni. Odetchnęła nieco drżąco na wspomnienie lecznicy, ale to przecież miało sens. Na wodzie jesteś wolny, chociaż wcale nie. Z drugiej strony pachniało jej to nie tyle przygodą co ucieczką. Ucieczką ciekawszą niż śmierć, skoro zdarzało jej się umrzeć tyle razy, jakby była McKinnonem.

– To brzmi... bardzo... – nie mogła przez moment znaleźć słów, czując, że oczy jej się zeszkliły w nagłej myśli, gdy złapała się na chęci ucieczki od wszystkich i wszystkiego. Była niesprawiedliwa oczywiście, wiele dusz się o nią martwiło, wiele się troszczyło faktem, że nie potrafiła stanąć na własnych nogach - ani teraz, ani przed pierdolonym Beltane. Ale jej dusza była niespokojna, a przekonania na których stała nie tyle upadały, co plątały się poddając w wątpliwość ścieżkę zawodową którą obrała bo prywatnej... cóż, nie posiadała żadnej. Nie skończyła jeszcze 30 lat, ale czuła że czas rozliczeń dopadł i ją. Pytań co udało jej się osiągnąć poza przeżyciem.

– Proszę, obiecaj mi, że jak będziesz znowu płynął to dasz mi znać okej? Jeśli do tego czasu nie zakumam o co chodzi... Chciałabym spróbować. Bo nie powiem, że tu na lądzie nic na mnie nie czeka. Mam takie poczucie, że tutaj czeka na mnie zbyt wiele. – Nie patrzyła na niego, tylko w niebo, ale miała nadzieję, wielką nadzieję, że nie spuści jej w kiblu kolejnymi pytaniami, ale roztoczy dalej ballady o pływaniu, o byciu żeglarzem, o nudzeniu się i sztormach, które sprawiają, że statki płyną pod wodą. O syrenach. O skarbach. O morskich potworach, które jakoś da się oszukać. Jego spokój tonował ją w przyjemny sposób.

Czyżby źle sprawdził pogodę? Czyżby spodziewając się sztormu zastał bezchmurną, gwieździstą noc?
oceanic feeling
The curious are always in some danger. If you are curious you might never come home, like all the men who now live with mermaids at the bottom of the sea.
179 centymetrów wzrostu; długie, lekko falujące się, brązowe włosy. Czasami kilkudniowy zarost. Kilka blizn, które zdobył na morzu, większość zakryta runicznymi tatuażami zamkniętymi w kołach. Nie używa żadnych perfum - czuć od niego pot, morze, alkohol i las.

Dægberht Flint
#9
26.01.2025, 21:30  ✶  
Ona teatralnie wywróciła oczyma, a on się zaśmiał. Bardzo naturalnie i swobodnie. Był to śmiech szczery, rześki. Ten śmiech, przy którym człowiek czuł się w miarę swobodnie, bo nikt nie śmiał się z niego - Flinta bawiła sama w sobie sytuacja.

- Masz rację - przyznał, wcale nie unikając wulgaryzmu. - Wkurwienie się niesie większy ładunek emocjonalny. - Pokręcił głową. - Wybacz, być może nie powinienem się śmiać, ale posiadasz dar ujmowania niektórych scen słowami, których nie użyłby nikt inny. - Zachowywał się trochę, jakby sam nie był podobny, chociaż można było powiedzieć o nim niemalże to samo, jedynie osadziłoby się go po przeciwnej stronie spektrum dziwności. Ona była aż nazbyt młodzieżowa i wulgarna jak na swój wiek i status społeczny, on mając o wiele niższe oczekiwania od społeczeństwa, przybrał rolę kogoś, kto za młodu wpadł do kotła z wierszami. - Przekleństwa z literą „r” podobno pozwalają ściągnąć z barków wiele napięcia. Tak swoją drogą.

A później wydał z siebie ciche mhm i zamilkł na moment.

- Czyli uważasz go za nieszczerego? - To było bardzo jak na niego bezpośrednie pytanie. Tak naprawdę to... nie drążył nigdy cudzych historii aż tak, zamiast tego sam się uzewnętrzniał pod kątem przeżywanych przygód i pisanych podczas nich wierszy. Ale na tarczę księżyca - ona tu uprawiała tak głęboki oversharing, że nienaturalnym stawał się brak pytania, a nie to, że padało gdzieś pomiędzy tym co mówiła.

- Nie zamierzam zaprzeczać. Zaprosiłem cię tutaj, bo wydawałaś mi się być interesująca, a nie dlatego, że śledziłem cię latami. Zresztą, sama wiesz, że mam córkę - zmierzył ją nieco nieobecnym spojrzeniem. Nieco niepasującym do tego, jak świadomie, żywo i barwnie opowiadał kierujące nim motywy. - Vivi mi powiedziała, że malujesz obrazy w dokładnie takim stylu, w jakim ja chciałem taką miniaturę do zatopienia w żywicy. Więc napisałem wiadomość i odpowiedź tak mnie zbiła z tropu, że prawie zrzuciłem ze stołu kałamarz. - I nagle wrócił - wróciła jego uwaga, wróciły iskry w ślicznych oczach i na moment spomiędzy warg, w kolejnym uśmiechu wychyliły się rzędy białych, kontrastujących ze skórą zębów. - Cóż mam powiedzieć, chyba mocno przywykłem do tego, że na moje wiadomości ludzie odpowiadają bardzo grzecznie. Poetycko, rzekłbym. To mnie zaprowadziło myślami do czasów, kiedy byliśmy dzieciakami biegającymi po zamku. Zacząłem się zastanawiać, jak bardzo się zmieniłaś. Teraz to, co sobie wyobraziłem ściera się z tym co chcesz mi o sobie pokazać. Na tym tylko mogę opierać swoje oceny. I trochę z żalem słucham, że Mildþryþ, jaką dzisiaj zastałem, określa swoje życie mianem ruiny.

Jego uśmiech pobladł. Zamiast niego usta i oczy egzorcysty przejęło coś innego - troska może? Ciężko było to stwierdzić, póki nie sięgnął do niej ręką i (o ile nie odsunęła twarzy lub nie wyglądała na zbyt zaskoczoną - bo nigdy nie należał do ludzi lubiących się narzucać i naruszających cudzą przestrzeń, no chyba, że był to jego serdeczny przyjaciel) nie przesunął palcem po jej policzku, widząc wzbierające się w jej oczach łzy.

- Mogę złożyć tę obietnicę, ale Mildþryþ... sprawy Anglii nie pozwolą mi wypłynąć stąd przed zimą, a ty brzmisz jak ktoś chcący uciec przed czymś, co jest tu i teraz. - Przekręcił głowę w bok. - Nie miałaś okazji się o tym przekonać, ale jestem całkiem dobry w dźwiganiu cudzych ciężarów - a przynajmniej za takiego się uważał - nawet jeżeli nie dopytywał, ani nie plotkował, uważał się za dobry obiekt zwierzeń. - Jestem też dobry w opowiadaniu o gwiazdach. - W zmienianiu tematu na coś, co poruszało sercem w innym kierunku niż cierpienie. Legendy przodków przynosiły ukojenie nie tylko temu. Jednym z narośli rakowych współczesnego świata było przecież odwrócenie się od tradycji.


Matka nadała mi takie imię,
żeby poprawnie wymawiały je tylko drzewa i wiatr
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#10
27.01.2025, 10:36  ✶  
Słowa, piękne słowa, puste słowa, słodkie słowa. Jego głos był bardzo miękki, podobnie jak miękka była jego dłoń, gdy sięgnąl do niej, jakby była czymś delikatnym i chcianym. Nie odsunęła się, nie dała mu w żaden sposób odczuć, że nie chce aby to robił.

Była bardzo spora część Miles, która uważała, że to się po prostu nie dzieje.

On chciał jej miniaturę zatopić w żywicy, ona sama była zatopiona w czymś co stanowiło absolutne przeciwieństwo tego materiału. Mglista, chwiejna, zagubiona, zawsze tańcząca na granicy jawy i snu, tego co rzeczywiste i materialne z tym co innym wydawało się tylko księzycowym cieniem położonym na krzywiźnie świata.

– Tak. Tak myślę. Myślę, że nie był ze mną szczery. Bo gdyby mu zależało, nie zniechęciłyby go pierwsze kolce. – Chwiejność nieistniejącego wręcz stabilnego poczucia własnej wartości nie pozwalała jej dostrzec w tym swojej winy, napewno nie w tamtym momencie. Impulsywność, łzy, przekleństwa wyrzucone w tamtym momencie mogły być doskonałym powodem, dla którego ktoś mógłby uznać, że nie była zainteresowana kontynuowaniem tej znajomości. I czy rzeczywiście nie była? Czy była? Czego właściwie chciała?

Podniosła się z poduch i rozejrzała się po otoczeniu, jej ramiona okryte bielą lekkiej, swobodnej materii sukienki, zadrgały lekko, pozornie tylko od podmuchu od morza. Gwiazdy, były piękne, namiot był piękny, przekąski smakowite, poduchy wygodne. Wszystko było piękne, podobnie jak piękna była osoba, która siedziała obok. Zupełnie jakby nagle wciągnęła ją jej własna fantazja, jakby była księżniczką na pokładzie latającego dywanu, a książę będący tak naprawdę żebrakiem obiecywał jej, że pokaże jej cały świat. Albo zapatrzy się w jej świat. Albo oba, noc przecież trwała tak długo, a ona nigdy nie była za dobra w spanie.

Ręce zadrgały znów ostrzegawczo, palce odgięły się na moment jak suszą powykrzywiane gałęzie, a dłoń odchyliła się niekontrolowanym gestem niepokoju, który rwał jej duszę. Było zbyt idealnie, zbyt nieprawdopodobnie, aby to mogła być prawda. W milczeniu wyciągnęła dłoń przed siebie, w spirali wątpliwości i bólu, który może wywołać tylko sen tak piękny, że po otworzeniu oczu człowiek już nigdy nie chce zostać obudzonym. Opuszki dotknęły opalonego policzka siedzącego obok księcia zjechały nieco niżej, po łuku, do  pytających ją, proszących o decyzję warg skrywających zęby wyraźnie bielsze niż dotknięta słońcem twarz. Ciepło łaskotało zjawę, wewnętrzna energia męzczyzny ściągała ku sobie, jak światło świecy ściąga białą ćmę.

Wrażenie nie przegnało zwątpienia, ale musiało wystarczyć na teraz. Zamiast wrócić na wygniecione miejsce, przechyliła się tak, by skłonić się ku niemu, rozlać czerń włosów na cudzym udzie, wgłębieniem karku znaleźć wygodne miejsce na krzywiźnie uda. W ciszy, dusznej morską bryzą, w ulotności przywoływanego ducha, który tym razem mimo wszystko miał nieco więcej ciała niż dusze, nad którymi zwykle pracował żegalrz-egzorcysta.

Chodził po tym świecie chłopiec, dla którego zrobiłaby wszystko, nie mówiąc nic. Chodził po tym świecie chłopiec, któremu mogłaby powiedzieć wszystko, ale to co ich łączyło było do bólu oblepione ohydą życia. Siedział też obok niej on, książę z bajki, Aladdyn we własnej osobie, choć może wolałby być mianowany Sindbadem?

Jeśli był to sen, zdała sobie sprawę, że chce go śnić. Choćby po to, by nie pamiętać jak wygląda rzeczywistość, w której szarpie się od ściany do ściany zbyt często marząc o tym, by zerwać sobie twarz z przeładowanej głowy.

– Mów mi o gwiazdach – szepnęła w końcu, kierując złociste kocie oczy w stronę nieboskłonu, wierząc święcie, że jak nigdy nie przepadała za lekcjami astrologii, tak tym razem, w tę noc, wszystko będzie zupełnie inaczej.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Dægberht Flint (4529), Millie Moody (3950)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa