• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[17.08.1972] Baby | The Edge & Laurent

[17.08.1972] Baby | The Edge & Laurent
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#71
10.12.2024, 21:26  ✶  

Walka potrafiła mieć przeróżne wymiary. Mimo swoich bujnych wyobrażeń i podniecającej władzy wręczanej w jego blade paluszki, Laurent i przemoc wędrowali dwiema różnymi ścieżkami. Mijali się. Nie radził sobie z patrzeniem na nią i nie bardzo potrafił brać w niej czynny udział. Mógł więc walczyć tylko tam, gdzie nie potrzebna była pewna i silna ręka. Walka z uzależnieniem od papierosów jawiła się teraz jako bardzo odległa. O wiele odleglejsza niż łapczywie pochłaniany dym.

- Oby nie... - Zapytał się siebie samego, czy wolałby, żeby jego różdżka trafiła w czyjeś ręce, czy jednak żeby spłonęła. Chyba wolałby, żeby miała szansę komuś posłużyć - nawet jeśli jako ozdoba. Przecież na to zasługiwała. Cieszyła oko.

Skinął głową w akceptacji, nie potrzebował wcale większych wyjaśnień - nie przyszło mu do głowy w tej chwili, że stały za tym głębsze i dalsze powody, które zlepiały się na ten mętny świat podrzędnej istoty Flynna Bella. Człowieka, którego nawet nie znał prawdziwego imienia, a nie wpadł też na to, że to, które zna, jest zaledwie ksywką. Wszystko było z nim nie tak, że go akceptował i że chciał go dalej poznawać. Że chciał (tak mocno) dać temu szansę, bo to, co tutaj było, ta teraźniejszość owijająca się wokół ich gardeł, chwytająca za nadgarstki i ciągnąca za kostki, było zupełnie inne od wszystkich doświadczeń przeszłości. Płaszczyzna ich poznania była wywrócona do góry nogami. Powykręcali swoje obrazy od najgorszej strony, od której niewielu ludzi ich znało i dopiero teraz dali sobie szansę na poznanie się z tej całkiem lepszej. Crow później niż wcześniej.

Nie zostało szczególnie wiele na tej tacce.

- Mhmm... - Nieco się przekręcił tułowiem, ale nie nogami, o które Flynn opierał kolana. Sen. Tamten niezwykły, nietypowy sen, którego wrażeniami już się ze sobą dzielili - to akurat bardzo dobrze pamiętał. Nie spodziewał się, że usłyszy coś bardzo dobrego o sobie samym, ale nie spodziewał się też, że usłyszy coś tak złego. Krzywe zwierciadło - pomyślał o tym haśle od razu. A może wcale nie takie krzywe? Może to jedna z wielu możliwości jak mogła się potoczyć jego historia, albo jak jeszcze będzie mogła? Oby nie. Nie chciał wierzyć, że byłby zdolny do okrucieństw. Albo o tym gdzieś marzył..? Nie, absurd... absurd. Przesunął językiem po dolnej wardze, a potem ją trochę przygryzł. Chciał przeprosić. Przepraszać za samego siebie w jakimś innym uniwersum, za coś, czego się nie zrobiło. Gdyby nie nastrój, jaki sobą prezentował Flynn to pewnie by się teraz zestresował. Chyba jest w porządku. Nie było, bo kiedy on przeżywał swój piękny sen, tam dział się... w sumie co się działo? Może Flynnowi to odpowiadało? Nie do końca potrafił to rozgryźć. Chciał o to zapytać, ale pojawiło się nucenie, które sprawiło, że Laurent uśmiechnął się szerzej, z ciepłym rozbawieniem. - Och... - Nie była to najpiękniejsza piosenka, jaką poznał - nie w jego mniemaniu. Ale miała swój urok. To "och" nie pochodziło jednak z tego zastanowienia nad swoimi preferencjami. Spojrzał na ten kamień księżycowy na stoliku. - Te sny są... bardzo dziwne. Trochę mnie niepokoi ilość zbieżności, jaka się w nich pojawia... - Obrócił wzrok na Flynna. Obracał tą głową powoli, żeby nie przeszkadzać w muskaniu jego platynowych włosów ze śladami siwizny. - Aż się boję pytać, co takiego ci w tym śnie opowiadałem, ale moja ciekawość zazwyczaj wygrywa wszystko. - Zazwyczaj? Co za nieporozumienie! Dobrze: ZAZWYCZAJ! Odkąd porobiła trochę szkód innym ludziom starał się ją bardziej kontrolować - szczególnie przy Flynnie. - Znam tę piosenkę. Podoba ci się?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#72
10.12.2024, 22:57  ✶  
Mhmm.

Jego serce zabiło mocniej i zdał sobie sprawę z tego, że był już tym wszystkim zmęczony. Tym jak bardzo nie potrafił tego powstrzymać. Nienawidził mówić o sobie, a jednak mówił temu człowiekowi rzeczy, których nie wiedzieli inni. Wypił na niego oczach eliksir prawdy, myśląc sobie, że jeżeli chciał miłości, to ta miłość powinna być gwałtowna i nieograniczona. Chciał go całego, zrywać go garściami jak pęki wiosennych kwiatów i wąchać, podziwiać Naprawdę różnice wiszące pomiędzy nimi jak burzowe chmury musiały robić z niego aż takiego wariata? Jedno rozdarcie niszczące wszystko. Jednocześnie nie chciał mówić i słuchać, bo coś mogło przeciąć łączącą ich nitkę i całkowicie zignorować wszystkie te blokady w głowie, bo niechże świat się przez to zawali, bo właśnie ten piękny głos, ta cudowna osoba sprawiała, że chciał oddychać.

Laurent pewnie tego nie zauważał, ale też lubił milczeć. Miał wrażenie, że każdy jego ruch był ciszą - poruszał się w taki sposób, w jaki Crow zwykł oddychać, szeptać lub ograniczać się do mruknięć i kiwnięć głową. Jego uroda zdawała się nie pasować do świata, w którym żył i szorstkości, jaką oferowały wiecznie pokaleczone dłonie sunące po delikatnym ciele w poszukiwaniu pęknięć i zadrapań ukrytych pod ubraniami i kruchym uśmiechem, czekających na zostanie odkrytymi przez kogoś uwielbiającego wpatrywać się w cudze niedoskonałości.

- Eh... to mimo wszystko tylko sny. - Dotykał jego włosów i głowy, aż wreszcie uwiesił się na nim i znów dotykał go wszędzie. I myślał o czymś innym niż erotyka, ale także innym niż to, co zajmowało go w tej wannie. Crow zastanawiał się nad tym, czego pragnął bardziej - załatania tych pęknięć i uniesienia go w górę bez zadawania pytań, czy jednak potrzebował wcisnąć w nie palec i zajrzeć do środka, żeby zobaczyć rzeczy, których nie powinien oglądać absolutnie nikt oprócz kogoś, komu Prewett powierzyłby swoją duszę? Nie powinien w ogóle rozważać tej możliwości, takie rzeczy powinny być ofiarowane, a nie wzięte, ale to też przecież nie było tak, że kontrolował strumień wszystkiego w swojej głowie. Mógł jedynie podejmować decyzje i był pewien, że wybierając obnażenie go z jego sekretów, byłby pierwszą osobą, jaka to uczyniła. Kruchość takich osób jak Laurent przyjmowała formę sztuki. Był jak jeden z tych delikatnych tworów wszechświata, które wymagały troski otoczenia - myśl o pęknięciu jakiegokolwiek jego fragmentu przerażała każdego dobrego człowieka, wprawiała ich w drżenie. Dlatego bardzo łatwo było ich okłamać. - Chodzi mi po głowie głównie ta melodia. Jedna z tych, których nie mogę wyrzucić z głowy, jakby ktoś zamontował w niej odtwarzacz. - Pocałował go w policzek. - Nie mam pojęcia, skąd ją znam. Nie potrafię sobie przypomnieć. Może jak słyszałem ją po raz pierwszy, to byłem naćpany. - Znów robiło mu się ciepło. Polubił to, że w takich chwilach nie był odtrącany, więc wtulił głowę w jego szyję. - Albo może to nie tylko sny. - Pociągnął nosem. Nie płakał, chyba tylko podrażnił się dymem. - Miałem wrażenie, że traktowałeś mnie tego dnia inaczej niż wcześniej. Jakby coś się w tobie... zmieniło.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#73
10.12.2024, 23:54  ✶  

- Być może. Znam ją z Nokturnu. - Pewnie poza tym miejscem, w mugolskich dzielnicach, poza Londynem, też ją gdzieś przyśpiewywali - ale Laurent był grzecznym chłopcem, kiedy tylko wychodził z Nokturnu.

- Po tamtym śnie po raz pierwszy się modliłem. - Czy nie wydukał czegoś takiego? Że jego modlitwy zostały wysłuchane, kiedy leżał w tamtej wannie? Mógłby tak spędzać każdy wieczór, albo i nawet każdą minutę swojego życia. W tym idyllicznym pozorze trwania, kiedy człowiek przestawał być tylko człowiekiem i stawał się odmiennej maści, miękkiej treści. Tam łączyła się delikatność z szorstkością dotyku - osiągnięty stan perfekcji nie wynosił do boskości. On wynosił ponad chmury, ponad kosmos. Zabierał w podróż drogą mleczną pomiędzy milionami lśniących punktów. Każdy z nich tylko podkreślał wyjątkową czerń piór, która tam zabierała. Wystarczyła jedna myśl o tym, żeby ciepło wędrujących po jego ciele dłoni Flynna sięgnęło jego serca - tak i oczu, tak i uśmiechu. - Modliłem się, żeby tam wrócić, bo nie chciałem być dłużej tutaj, a morze... morze jest zbyt zimne i samotne. - To był znów delikatny moment poruszenia głową, kiedy skierował wzrok na widok za oknem. Ten błękit zapominał, gdzie kończyła się ziemia, a gdzie zaczynało niebo. Przy dotyku Flynna łatwo
było zapomnieć, gdzie kończyło się twoje własne ciało, a już było jego ciałem. - Z 'tylko snów' nie wynosi się kamieni, które do kogoś kiedyś należały i informacji, które nie powinny być dla nas dostępne. Tylko sny... - przechylił leniwie głowę na bok i podparł ją na zgiętych palcach. Drugą trzymał na udzie Flynna. - Której nocy śnił mi się mężczyzna, który próbował mnie zabić. Obudziłem się w kałuży własnej krwi, a blizna z tego snu została mi do dzisiaj. - Spojrzał znów na Flynna. - Wiesz, jaki moment był najgorszy? - Wysunął dłoń spod swojego policzka i wyciągnął ją do ramienia Flynna. Spoglądał na ruch swoich palców. Lubił jego ramiona. Nie były szerokie jak u atlety, ale czuł każde drgnięcie mięśni pod jego skórą. Lubił tę tę skórą, która nie była taka idealnie gładka i nosiła każdy ślad zniszczenia, jaki przeszedł ten człowiek. Mógłby ucałować każdą z nich - zniknęłyby? Niedługo po bliznach Laurenta wiele nie zostanie, albo nawet nic - w końcu dbał o nie dzięki maści, którą dostał od Victorii. Ale te blizny... ciekawe, czy Flynn chciałby się pozbyć choćby jednej z nich. - Najgorszy był moment, kiedy przestałem się modlić. Kiedy zgasła ostatnia świeca, nikt nie rozpalił mi dwóch kolejnych za jedną ugaszoną. I nastała ciemność. - Zgasła nadzieja. Czy to było poetyckie? Oj, było. Ale przecież było bardzo dosłownym wydarzeniem z tego snu. - Mówię o nadziei. O tym, jak zgasnąć potrafi ostatnia iskra nadziei. - Wyjaśnił więc w bardzo prostych słowach - trochę ciekaw, czy teraz ten monolog go zirytował. W blondynie nie było smutku, kiedy o tym mówił - nawet uśmiechnął się uroczo, przymrużając oczy, kiedy otrzymał całuska w polika. - Po tym śnie? - Zapytał do tego stwierdzenia o "tamtym dniu". Czy naprawdę traktował go inaczej..?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#74
11.12.2024, 13:29  ✶  
Znów to morze. Laurent zawsze mówił coś o morzu, a Crow nierozłącznie kojarzył je z przemykającym pomiędzy wierszami pragnieniem śmierci. Miał wrażenie, że bezkresna toń oceanu przynosiła kiedyś blondynowi uczucie komfortu, po którym dzisiaj pozostało już jedynie wspomnienie obiecujące swoją intensywnością spokojny koniec.

Reszta jego słów... Tak, właśnie na to narzekał - na enigmę, jaką Laurent był. Mężczyzna nie przywykł do ludzi korzystających z tak wyszukanych słów, metafor. No nikt w Podziemiach ani w cyrku nie pomijał meritum sprawy. Prości ludzie, którymi się otaczał mówili wprost. Powiedzieliby mu: ej Crow, śniło mi się to i to, wyobrażasz sobie? Modliłem się do Matki, to jest taki rytuał, wiesz o czym mówię, czy ci to wytłumaczyć? A tutaj? Nic. Weź się człowieku domyśl. To wyrzucenie z siebie ostatnio, że go kompletnie nie rozumiał było całkowicie szczere, ale chyba nie umiał już go za to krytykować, zamiast tego przywdziewał podobne szaty stając się dla niego lustrem. Nie zdecydował jeszcze czy miało to na niego dobry wpływ czy nie.

- Po tym śnie.

Ostatnia iskra nadziei. Nabrał powietrza, przesuwając palcami wzdłuż jego szyi.

- Mmm jest taki Żyd. - Uh - Żydowskiego pochodzenia profesor. On napisał znaną książkę o pamięci. - Jedną z tych, które zmieniają ludzkie życia i postrzeganie rzeczywistości. - I tam napisał tak: że jak im się naziści kazali zebrać w kaplicy, bo ich segregowali przed wywiezieniem do Auschwitz-Birkenau, to pewna para lekarzy uratowała mu życie. Pomogli mu uciekać przez okno, jedzenie mu przynosili, ukrywali przez żołnierzami, bo miał ze dwanaście lat i szkoda im było dzieciaka. No i on to wszystko zapamiętał z detalami. Wiesz, twarz tej kobiety co mu uratowała życie i w ogóle, gdzie to wszystko było, co i jak. Mówił, że się takich rzeczy nie zapomina. - Nie opowiedział tego tak precyzyjnie jak by mógł, ale też nie o to mu chodziło. Mógł mu tę książkę wykraść z biblioteki uniwersyteckiej i przynieść, jeżeli zachce ją przeczytać. - Ta kobieta go po latach odnalazła. Ze czterdzieści lat ją opisywał jako blondynkę, a ona miała włosy czarne jak smoła, pokazała mu swoje zdjęcie. A ten kościół był w ogóle przy innej ulicy niż on pamiętał, jak tam pojechał to się cholernie zdziwił i podważył wszystko co się tam działo, co tak niby wypielęgnował w tym swoim umyśle, o co dbał żeby nie zapomnieć. - Zastanawiało go to, że ze wszystkich cech jakie mógł jej nadać, były to właśnie blond włosy. W istocie, niewinnie wyglądały osoby, których twarz jak ramka zdobiły jasne kosmyki. - Nikt mu nie dał przedmiotów co myślał, że stamtąd ma. Ci ludzie wyglądali inaczej. Te wspomnienia to było jakieś urojenie chorej głowy niepotrafiącej pogodzić się z jeszcze bardziej chorą rzeczywistością. - Nie ulegało przecież wątpliwości, że doznał traumy. - Chodzi o to, że... - Znów wydał z siebie ciche mmm i odkleił wreszcie rękę od jego szyi i włosów. Zamiast tego położył dłoń na tej jego, leżącej na udzie Crowa. - Ci ludzie wyglądali inaczej, ale pamiętał wyraźnie, co do nich czuł. Może to jest to. Może nie da się pamiętać prawdziwie skąd ma się jakiś kamień, ale są jakieś rzeczy pewne i tym pewnikiem jest nie to co człowiek powiedział i zrobił, tylko jak się przy nim czułeś. Zastanawiałem się, czy czułeś się w tym śnie lepiej niż kiedy jesteśmy tutaj?

Odetchnął jeszcze raz. Zmienił pozycję - położył głowę na jego udach, a swoje nogi na oparciu kanapy.

- Ale mam już dość. - Chodziło mu o to, ileż słów z siebie wypluł. - Poopowiadaj mi jakieś historie o sobie.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#75
11.12.2024, 15:19  ✶  

Gdyby Laurent wybrał się do terapeuty i szczerze zaczął opowiadać o wszystkim, co przeżył, to lista jego traum byłaby bardzo długa. Zaczynałaby się już w latach dziecięcych. W przerażeniu śmiercią i niezrozumieniu, dlaczego nieruszającego się ciała nie da się dobudzić. gdyby poszedł - bo poszedł. Raz. I ta wycieczka była kolejną traumą wliczoną do koralików, z których splatano śliczny naszyjnik na szyję. Flynn by go nosił. On lubił brzydotę, która wyrastała z pozornego piękna.

To było niezwykłe, że ten skomplikowany człowiek potrafił przejść z całkowitego strachu przed wypowiedzeniem prostego "tak" do snucia takich opowieści. Laurent je uwielbiał - historie smutne, wesołe, pouczające i te całkowicie nierealne. Mimo miłości do własnego głosu - tak, lubił milczeć. Lubił słuchać. Bardzo lubił słuchać innych ludzi - nie czuł się dobrze tylko tam, gdzie między tym słuchaniem nie było miejsca na to, żeby mógł świecić w swoim blasku reflektorów. Chociaż trochę, chociaż czasami... w przerwach od tego, kiedy z takim umiłowaniem kierował światła na scenę drugiej strony.

Och, lubił to. Jego głowa na jego nogach - nie ważne, w jak dziwnej pozycji, a Flynn wiercił się nieustannie, ruszał nieustannie i przybierał pozycje tak dziwne, że Laurent nawet nie pytał "tobie tak wygodnie?". Czasem głupie pytania wysuwały się z jego ust, ale to nie było jednym z nich... na razie. Nigdy nie mów nigdy. To była jego równoważnia dla potrząśnięcia, jakie wywołał Kruk swoją opowieścią. Myśleć o tym, że umysł aż tak mocno zakręcał koło, że traciłeś zupełnie kontakt z rzeczywistością. Drżenie zaczynało się od mózgu i schodziło w dół, a przecież od razu przychodziła też racjonalizacja. Laurent, ty kiedyś za dużo brałeś. To mogło się wydarzyć. A kamień? Nie wiem, może... może gdzieś się zabłąkał... A sen o mordercy? Przestań, nie wiem... Były rzeczy, których nie potrafili mu wyjaśnić nawet osoby z Trzecim Okiem. Tłumaczyć mu je jednak próbował Flynn.

- Tutaj, z tobą, czuję się o wiele lepiej. - Ponieważ to nie jest sen. - Kiedy poszedłeś to przez chwilę bardzo się stresowałem, że to jednak też sen.

Nadeszło pytanie, a wraz z nim przechylenie planszy. Zderzające się ze sobą szklane kulki sturlały się w dół, ale zamiast spaść to przesunęły się na drugą stronę planszy. Obrócona rzeczywistość o 180 stopni, zmiana wystroju - akcja.

- Coś o sobie... - Coś miłego. Wybierz coś wesołego. Śliczną mamy scenerię, pudrowy róż i równie pudrowy błękit, gdzieś tam zawieszamy pastelowe słońce i powycinanie z kartonu chmurki. Dokleimy parę kwiatków, motylka - i na środku tego wszystkiego ta Wrona, co psuła wszystko. Jakaś słodka, urocza opowieść dla niej... Po drugiej stronie faktury padał deszcz, a szarość i ciemny niebieski były dominantami strug wody opływających stare kamienice miast. Dym buchał z dyszy samochodów i kominów. Nie wznosił się zbyt wysoko - opadał w dół. Było za zimno, by sięgał nieba. Wszystkie opowieści chyba zostały po tamtej stronie. - Trochę ponad rok temu zaangażowałem się w odratowywanie magicznych stworzeń z hodowli. Mieli tam nielegalny przemyt. Miejsce stało się ruiną przez Śmierciożerców. - Czy to było wesołe? Wcale. Ale jakoś ze wszystkich smutnych rzeczy to było coś, co napawało go nadzieją. - Znalazłem tam feniksa, który teraz mieszka w New Forest. Coraz częściej przylatuje do mnie i śpiewa mi... jestem zazdrosny. Śpiewa piękniej ode mnie. - Spojrzał w dół, przesuwając palcami urocze loczki tworzące aureolę wokół głowy tego anioła śmierci. Delikatnie pomasował skronie Flynna. - Próbowałem go wywieźć do Indii, zwrócić mu wolność, ale on nie chciał się ruszyć z New Forest. W końcu musiałem stworzyć mu jakiekolwiek warunki do życia w tym miejscu, co kosztowało góry pieniędzy... - Wygiął trochę wargi w grymasie niezadowolenia, ale jednocześnie rozbawienia. - Jestem straszny, potrafię być tak skąpy, że myślę, że powinienem te góry złota i klejnotów przekazać osobom, które ich potrzebują, ale zamiast tego wolałbym na nich spać, pływać w nich i kąpać się w nich jak smok z bajek. Okropne. - On to uważał za okropne. - Czasem się zmuszam, żeby jednak przekazać je na akcje charytatywne, ale zamiast się z tego cieszyć to aż mnie ściska i potem odchorowuje... - Za to wydać na biżuterię? Ubrania? Z tym nie było problemów żadnych! Tak samo jak nie miał problemów z wydaniem ich na kogoś bliskiego. - W banku Gringotta nie jest jednak za wygodnie, a nie zamierzam trzymać skarbów w domu. - Z wiadomych powodów. - Ostatnio część tych "wiadomych powodów" sprawiała, że chciałem bardzo intensywnie podnieść rękawicę tej bandy terrorystów... Jeśli ich sprowokuję i będą dla mnie zagrożeniem to mój ojciec, nie ważne, jaki jest, wiem, że będzie zmuszony do przerwania swojej neutralności i się ruszy. Chcę zmusić Prewettów do ruszenia przeciwko Śmierciożercom. Chcę zmusić świat, żeby zacisnął na ich gardłach swoje palce... ale oto jestem w punkcie, gdzie kilka kroków jest nawet męczących. - Tak, zacząć jest najtrudniej, potem już mówisz i mówisz... od tematu można przechodzić do tematu. - Wiem, że gdybym umarł to wielu ludzi byłoby złych... Może to zauważyłeś, a może nie, ale lubię hazard. - Przesunął kciukiem po jego kości policzkowej. - Lubię uprawiać hazard emocjami, racjami i prawdami. Mam więc taki zakład z samym sobą: jeśli przeciągnę linę wystarczająco daleko i mocno, zmuszę Śmierciożerców do reakcji, jeśli mi się nie uda i coś się stanie... to i tak wygram. Świat się poruszy. - Uśmiechnął się lekko. - Zrobiłem też drugi zakład: uda mi się użyć Dantego jako amortyzatora przeciwko nim. - Nie był aż tak pewien, że uda mu się obrócić ten konflikt trzech stron, bo nie wiedział, czy Dante sam nie był jednym z popleczników, albo nawet i samym Śmierciożercą. Na tyle, na ile go znał - wątpił. Ale z drugiej strony na ile mocno go znał..? Ludzie potrafili szokować i zaskakiwać. Zwłaszcza tacy, którzy powrócili z martwych.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#76
11.12.2024, 17:20  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.12.2024, 17:21 przez The Edge.)  
Doszukiwał się w jego twarzy jakiegokolwiek słowa uznania. No bo powiedział mu, że lubił, jak coś było mu opowiadane, mówił o głosie... Nic. Nie było pochwały, nie było też szczególnie ujmującego nawiązania do jego słów. Czyli wysilił się po nic? Nie, po nic nie, ale może nie do końca potrzebnie. Zadowoliła go dopiero odpowiedź na pytanie, po której uśmiechnął się słodko, samemu nie werbalizując własnych myśli.

Znów pozwolił sobie na ciszę. Słuchał go. Nie mówił nic, ale czasami nie musiał. Nie chodziło tutaj o to, że jego komentarz był zbędny, lecz o to jak wiele dało się wyczytać z samej jego mimiki. Crow jako postrach Podziemi kojarzony był z milczeniem, z ustami zasłoniętymi czarnym materiałem, z włosami zakrywającymi oczy i teraz jak się na niego patrzyło, to nic w tym dziwnego. Drżenie rzęs, lekko rozchylone wargi. Nie mówił nic, ale co oto było za milczenie, kiedy oczy jego podążały za każdym słowem. To łagodniały, to twardniały. Wyrażały jego ciche zgody, frustracje, kiełkujące gdzieś w głębi serca cienie wątpliwości. Światło w nich rozpalało się na nowo z każdą kolejną rewelacją, jakby ważył jego wypowiedzi wobec własnych przekonań i było widać jego duszę przez prześwitujące tęczówki.

Odratowywanie stworzeń - akceptacja.
Śmierciożercy - niechęć.
Zazdrość o ptaka - rozbawienie.
Wydawanie góry pieniędzy na ptaka i późniejsza próżność - zrozumienia brak.
Narzekanie na bank, na wygodę, na brak chęci działań charytatywnych - to kompletnie do niego nie trafiało, wyglądał trochę, jakby powątpiewał w to co słyszy.
A później jakieś polityczne plany i w mężczyźnie zapłonęło przerażenie, no bo...

W co ja się kurwa wpakowałem?

On pamięta, że cała moja rodzina to mugolaki?

Mój przyjaciel jest mugolem.


Kolejna osoba, o którą miał się martwić, osoba przeciągająca struny, snująca jakieś plany używania Dantego w swojej walce. Ten sen jednak wcale nie był taki nierzeczywisty.

Crow przymknął oczy, zmienił pozycję. Przesunął palcami po własnym brzuchu, zanurzając je w wyrzeźbione szczeliny. Nagle chciał się ubrać, żeby zakryć jakoś tatuaż z imieniem Fontaine, ale co by to w gruncie rzeczy zmieniło. Leżał nieruchomo, z tymi zamkniętymi powiekami, ale nawet teraz ich delikatne poruszenie zdawało się zdradzać jego sceptycyzm. Mężczyzna podążał za każdym szczegółem konwersacji, ale zdecydowanie nie był jak lustro. Nie odbijał innych, nie był fałszywy - on trawił to wszystko i musiał notować do tego w głowie jakieś uwagi. A później jedna sekunda i podniósł się, przekręcił. Położył głowę bokiem, ściągnął nogi z oparcia. Nieco skulony zaczął skubać paznokciami guziki jego koszuli. Posłał mu pytające spojrzenie, kiedy przestał mówić. Jeżeli Laurent wciąż milczał, zachęcił go do kontynuacji gestem ręki.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#77
11.12.2024, 18:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.12.2024, 18:19 przez Laurent Prewett.)  

Nie mógł znaleźć na niej zadowolenia, bo było na niej bardzo głębokie zamyślenie, skupienie. Ustąpiły one miejsca początkowemu wielkiemu zainteresowaniu i zaintrygowaniu.

Podniósł minimalnie ręce, kiedy ten się przekręcał, nim ułożył je znów. Tak zapadł moment ciszy, kiedy spoglądał na Flynna. Nie za dużo gadam..? Za dużo. Albo i nie, bo gest mówił, żeby peplał dalej. Przenosząc całkowicie myślenie na rzeczy mniej i bardziej realne, które chodziły po jego głowie.

- Myślałem też o tym, że miałeś całkowitą rację - jego trzeba zabić. Dante. Nie miałbym serca prosić o to ciebie. Dobrze wiem, że nawet moje słabe ręce poradzą sobie z ostrzem. Wystarczy wiedzieć, gdzie przeciąć skórę. Wszystko to brzmi bardzo realnie, ale może w końcu dotrę do takiego poziomu obojętności, że stanie się to możliwe? Przeczytałem kiedyś w jakiejś książce, że najbardziej bać się trzeba ludzi martwych za życia. Znam ten stan. Nadal go pamiętam z czasów Rose Noire. - Tamto miejsce było pięknie i było tam naprawdę wielu pięknych ludzi. Śliczne opakowania z zepsutymi wnętrzami. - I teraz to wszystko brzmi i wygląda bardzo ładnie, ale potem wszystkie czynniki świata wchodzą w życie i je weryfikują. Więc wyobrażenia i zakłady trzeba poddać surowej obróbce, zanim staną się planami. - Czy w ogóle czarnowłosy rozumiał to zawiłe gadanie? Przewartościował to wszystko i postarał się złożyć z tego prostsze zdanie. - Innymi słowy mam mnóstwo wyobrażeń i fantazji, których nie mogę wcielić w życie, bo się nie sprawdzą. Z wielu powodów. - Jego zdaniem takie krótkie zdanie nijak nie oddawało zawiłości tego wszystkiego, ale chyba było bardzo dobrym podsumowaniem. - Kilka osób przekonywało mnie, żebym się stąd wyniósł do nich, ale mam to zrobić i wynieść do nich swoje wojny i problemy? Już i tak wnoszę ich za dużo. - Zadziwiająco wiele rzeczy chciało mu się kończyć gdzieś tam, gdzie wkraczała ta obojętność - a przecież chciałeś żyć, tak? Instynkt weryfikował wolę przetrwania, ale ciężko naprawić swój mindset skazujący cię na porażkę. Na chwilę przerwał, okręcając sobie pukiel włosów Flynna na własnym palcu. - Chciałem ci poopowiadać coś ładnego i zabawnego, ale nie ważne, gdzie obrócę myśli, wszystko jest takie... - smutne, czego nie powiedział - och, wiem... wyobraź sobie, że kiedyś wyrósł mi kaktus na głowie przez jakiś żart z szamponem. - Skrzywił się trochę w tym uśmiechu i poprawił niespokojnie od nieprzyjemnego doznania na samo wspomnienie tej sytuacji. - Szybko dało się to odczarować, na szczęście. - Odetchnął. I zamilknął znów, wpatrując się w sufit, z potylica opartą na wezgłowiu sofy. - Nie chcę o tym wszystkim myśleć. O Dante, Śmierciożercach, tragedii Beltane, Zimnych, o tym czy niedługo nie stracę bliskich przez to, co Zimnych dotyka. O mordercach w snach, odrywanych głowach pod wodą i samobójstwach. - Odetchnął znów i zamknął oczy. - Też się zmęczyłem. - Powiedział po dłuższej chwili - ciszej.

[/b]


○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#78
12.12.2024, 13:07  ✶  
Troska, smutek, zniechęcenie. Kolejne emocje przeplatające się przez jego oblicze raz za razem, narastające wraz z kolejnym uniesieniem i opadnięciem klatki piersiowej. Zabawa koszulą musiała go trochę uspokajać - grzebanie przy tych guzikach sprawiało, że jego spojrzenie nie było tak rozbiegane, ale to wciąż nie było idealne. To co mówił Laurent miało wyraźny wpływ na jego nastrój - znów zaciskał usta w wąską linię, w ten charakterystyczny dla siebie sposób, powtarzany natrętnie kiedy się zdenerwował. Zacisnął palce na materiale, podparł się ręką i podciągnął do góry. I nagle się uśmiechnął.

Pocałował Laurenta w usta tak czule jak tylko potrafił.

- Kocham cię - przypomniał mu przesuwając palcami przy jego skroni, drugą ręką podpierając się o jego udo. I okej, uśmiechał się nadal, ale to nie był wesoły uśmiech. Był smutny, bardzo smutny, on właśnie zamierzał wyznaczyć jakąś granicę. - I naprawdę sądzę, że coś jest nie tak z twoją głową, więc próby wymazania z niej tych pomysłów spisuję na straty, ale... Wiesz, czasami mówi się... Że to że ludzie i potwory umierają tak samo nie znaczy, że powinniśmy opłakiwać potwory. I ja się z tym zgadzam panie delulu, ale zabijanie ich jest takie samo. - Pocałował go jeszcze raz, jakby chciał maksymalnie załagodzić to, co zamierzał powiedzieć. - Nie chcę od ciebie takiego poziomu obojętności. Jeżeli kiedyś go osiągniesz, albo zaczniesz korzystać z czarnej magii, odejdę. - I jeszcze raz. - Chcę żebyś mnie kochał niezależnie od tego, czy jesteś smutny, czy wesoły. Chcę żebyś czuł. - Uczucia były ważne. Na tyle ważne, żeby to z siebie wydusił, ale zaraz po tym przyszła ta sama fala zwątpienia co zawsze. Bo co jeżeli to było za dużo? Ale jednocześnie... To właśnie było coś, do czego nie chciał się dopasowywać. Mógł zagryźć zęby na szmacie i przetrwać wiele, nawet naprawdę okrutnych rzeczy. Wszystko tylko nie to.

Panika, że znowu zrobił coś nie tak znów w nim wybrzmiała. Uciekł wzrokiem, a później się położył, tym razem plecami do góry, ale wciąż gniotąc mu nogi. Przybrał taką pozycję, jakby bardzo chciał być głaskany po plecach, ale wcale o to nie poprosił. Jego głowa mieliła teraz cholernie dużo rzeczy, ale jeżeli Prewett faktycznie również milczał, to on przerwał ciszę odnosząc się do ostatnich wypowiedzianych przez niego słów: „może chcesz w coś pograć?”.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#79
12.12.2024, 16:40  ✶  

Znów pomyślał o tym, że ma swoich nogach nie dorosłego mężczyznę, a dziecko. Niewinną istotę, która reagowała na ten świat z czystością serca i chłonęła każdy bodziec, jakby dotykał jego bezpośrednio. Zabawa guzikami mu nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie - była miła. Dawała poczucie życia, choć może powinien był zastanowić się, czy to nie oznaka nie słuchania. Zajmowania się czymś, żeby druga strona mogła popierdolić, a w końcu się zamknie i męczarni nastanie kres. Może powinien - nie przeszło mu to jednak przez myśl. Ten świat musiał być dla Flynna teraz bardzo mały. A może właśnie był całą galaktyką? Miejscem, które wciągało jak ta pustka, o której mówił i to wszystko... nie sposób było teraz cofnąć się do pojedynczych zdań, kiedy umysł był ciągiem zlewających się ze sobą liter. Nie zlewał się tylko Flynn. Z każdą swoją miną, zmarszczeniem brwi i wygięciem warg - a każdy z tych aktów pogłębiał bruzdy wielu lat zmagań z Losem. Zmarszczki. Siwizna jak nici Ariadny wpleciona w kruczą ścieżkę. Aureola przebłysków pojedynczych gwiazd w całej pustce kosmosu.

Jak to jest z dzieleniem ze sobą chwil lepszych i gorszych? Tak, to wyzwala, kiedy pokazujesz siebie od strony złej... złej według ciebie samego. Wyzwala, kiedy druga strona od tego nie stroni, nie tłamsi, nie kręci głową ani nie gani. Nie ocenia. Jak to jednak działa, że wystarczy jeden całus takiej osoby, by rozbić Puszkę Pandory - i ona spada, jak powinna spaść tamta szklana kulka. Zamiast tego pozwala się obrócić razem z planszą i znów jest cała. Nie rozbita - zamknięta. Nie schowana do szafy - stoi na regale. W swoich paskudztwach gardzi wstążkami, woli się przybierać w rdzę. I ten jeden gest i parę więcej słów mówią w porządku. Ja lubię tę Puszkę Pandory.

To nie było normalne i żadnej normalności w tym nie dostrzegałeś, ale to plus. Przecież ty też nie byłeś normalny. Okazywało się, że człowiek może czuć się jak Bóg, kiedy tylko pozwoli się sobą zaopiekować. Załagodzić każde zagięcie, które powstało przy nieumiejętnym prasowaniu. Tutaj nie wzgardzano niedoskonałością - tutaj kochano i wielbiono istotę ludzką. Nie anioła, nie Boga - człowieka. Może to był właśnie jeden z czarów, które Crow potrafił utkać całym sobą. Na ten czar blondyn był podatny - rozpłynął się w swoich granicach i tłocząca się szarość i brud zostały rozjaśniony ciepłymi płomykami buzującymi tuż obok. W tym smutnym człowieku, który chciał się dowiedzieć, czym powinna być jego codzienność. Laurent przymknął oczy i rozchylił je w spowolnionym tempie, kiedy usłyszał głos czarnowłosego.

Poranek smakował podobnie. Wiosenny poranek, kiedy mróz jeszcze potrafi pokrywać powoli wzrastającą trawę, ale słońce już jest tak przyjemnie ciepłe, że wychodzisz w kocu na taras. Wdychasz rześkie powietrze - ten jeden oddech wystarczy ci już na cały dzień. Żaden materiał nie powtórzy tego ciepła. Więc czy Flynn to powtórzył? Laurent miał wrażenie, że usłyszał to pierwszy raz. To prawda? Czy tylko ślicznie brzmiące zdanie? Brzmiało jak prawda. Laurent chciał wierzyć, że prawdą to było.

- Och, Flynn... - Fala emocji wypływała głosem, skoro nie mogła w konkretnych zdaniach. Nie znał odpowiedniego słowa. Wszystkie były nie takie... a może jednak znał? Sięgnął do jego twarzy, tej którą chciał uciekać, zagrzebać się w te fałdy materiału i własne włosy. Tą samą, którą obrócił w swoją stronę i na drugim policzku ułożył drugą dłoń. Z czcią należną najbardziej delikatnym stworzeniom tej ziemi - bez względu na to, jak kiedyś go traktowali. Dziś powinien wiedzieć, że bez względu na wszystko jego ręce mogły zrobić dla niego chociaż tyle - podtrzymać go z delikatnością, nawet kiedy niepewność uderzała najmocniej. - Dziękuję ci. - Musnął jego dolną wargę. - Jestem z ciebie taki dumny. - Ucałował czubek jego nosa. - Taki dumny. - Ucałował jego czoło. A później puścił go, pozwolił mu się przekręcić i sam objął go ramionami i pochylił się, żeby go otulić. Żeby przytulić się do niego mocno, prawie tak jakby siła tego uścisku mogła utrzymać w jednym kształcie wszystkie wypowiedziane dotąd słowa i zdania. Albo jakby to od tej siły zależała ilość ciepła, jaką mógł przekazać jego półnagiemu ciału. - Słońce ogrzewające mroźnego, wiosennego poranka ma podobny smak do twoich słów. - Może nie będzie wiedział, jak to jest - miłośnik późnego wstawania, albo kręcący się głęboko pod ziemią. Tak głęboko, że nawet stworzył sztuczne niebo. Ostatnie, które przetrwało i leżało właśnie na tym stoliku. - Jesteś taki słodki i uroczy... - Ucałował jego ramię. - To, co powiedziałeś teraz i twoja opowieść o tym mężczyźnie żydowskiego pochodzenia... - Ucałował go w biceps. - To, co powiedziałeś do mnie w wannie... - Uniósł jego rękę i ucałował jedną z blizn na jego przedramieniu. - Podziwiam twoją wiedzę i mądrość do takich spraw. - Spojrzał na niego, wtulając się w jego dłoń. Wtulając swoją twarz w jego dłoń, będąc tak nad nim pochylonym.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#80
12.12.2024, 22:31  ✶  
Crow wypuścił z siebie tak dużo powietrza i był od tej wypowiedzi tak spieczony, że poczuł się jak lokomotywa parowa. Przed chwilą było w nim tak dużo - tak się w nim nakłębiło wszystkiego, jakby miał od tego wybuchnąć, a teraz znowu - tak głęboka nicość, jakby cały świat stracił na znaczeniu. Czy to było możliwe, że on o nim tak myślał...? Czy naprawdę wszechświat dopuścił do takiego scenariusza jak oni razem?

Zacisnął oczy. Wiosenny poranek, kurwa mać. Słodkie i urocze były dzieci, a nie on. Mądrzy byli ci, którzy napisali powtarzane przez niego książki, stworzyli swoje teorie. On wcale nie był mądry - ale może faktycznie był od Laurenta mądrzejszy, bo kiedy się nad tym głębiej zastanowił, to ich dzieliło wiele lat, a więc i spora porcja doświadczenia. Wielki człowiek z niego naprawdę. Tak wielki, aby nie móc spojrzeć w oczy kolesiowi całującemu go w rękę.

- Dumny? Ze wszystkich rzeczy... czemu dumny?

Jeżeli ktoś tu był słońcem, to Prewett właśnie, bo aż go skóra od jego obecności piekła. I naprawdę chciał, żeby taką właśnie ta relacja została - jeżeli on też stanie się potworem, to ta bajka przestanie być piękna, a on nigdy nie lubił tych okropnych bajek z morałem, w których połowa bohaterów traciła oczy albo dziobały ich wrony. Pewnie dlatego, że te wrony zawsze pod koniec dziobały właśnie takich ludzi jak on, a Laurent kończył opowieść jako żona pięknego księcia.

- W sumie to nic z tego nie rozumiem.

Nic oprócz tego, że jednocześnie wygrał i przegrał na loterii zwanej miłością. Ale to wszystko było pojebane. Podobno uczucia to była jakaś chemia zachodząca w mózgu. Jego chemia w mózgu musiała naprawdę wybierać ludzi lubiących snuć jakieś wielkie plany i podboje, to już musiał być jakiś dziwaczny wzór. Niezależnie od tego czy chcieli powiększać wpływy w podziemiach, kraść portfele oczarowanych widzów, czy czyścić świat ze Śmierciożerców, wszyscy byli walnięci. No, wyjątkiem był Cain, ale kto wie, może on też zaraz wyjedzie mu z jakimś planem wojennym przeciwko czarnoksięstwu.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: The Edge (21523), Laurent Prewett (25209)


Strony (9): « Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa