04.01.2025, 23:58 ✶
Charles zaśmiał się na tę teatralność Rodolphusa. Lestrange nie wydawał się być zabawnym człowiekiem, ale jeśli chciał, potrafił rozbawić niemal do łez. Charles oczywiście nie miał pojęcia o prawdziwych powodach, o sposobie, w jaki działali niewymowni, o tym, jak przykra i niebezpieczna ta praca mogła być.
Szklanka z niedopitym alkoholem została zapomniana i Charles nie musiał nawet dolewać. Ręce miał zajęte, gdy objął Rolpha w pasie, jakby mógł jeszcze zmniejszyć dystans między nimi.
- Pamiętam Louvaina, grał w Srokach! - Przypomniał. - Śledziliśmy wyniki w szkole. Na brodę Thora, Rolph, masz samych sławnych krewnych? Wszyscy w waszej rodzinie są wyjątkowi, ty również. Kiedyś myślałem, że wuj Anthony jest sławny i wybitny, ale do Louvaina Lestrange dużo mu brakuje! - Wzdychał. Opuścił szkołę ledwie parę lat temu, lecz idole pozostali tacy sami. Słynni gracze quidditcha dla młodych chłopców byli wzorami, które każdy chciał naśladować! - Anthony zna moją rodzinę, kiedyś był blisko z moim tatą, no i z nami. To stąd się znamy. Odwiedzał nas w Norwegii, my go tutaj... wspierał nas, jak mama umarła.
Nie chciał, żeby nastrój zmieniał się, więc nie ciągnął tematu śmierci matki. Stało się to wiele lat temu i choć ledwie rodzicielkę pamiętał, wolał nie wracać do niej myślami. Wciąż robiło się przykro, już nie przez samą śmierć, ale przez samotność, jaką po sobie pozostawiła.
Uniósł dłoń do policzka Rodolphusa.
- Teraz żałuję, że nie poszedłem na to wesele. - Mruknął wesoło. - Brzmi zabawniej, niż cokolwiek, co spotkało mnie przez ostatni miesiąc. Dasz wiarę, że z doktorem Perseusem Blackiem widziałem się ledwie wczoraj? Chcę wesprzeć go w kiermaszu na rzecz Lecznicy. Mieszka tu, niedaleko.- Oderwał na chwilę dłoń od twarzy Lestrange'a, by wskazać przypadkowy kierunek. - A co do drzemki... hm, jeśli nie jesteś zainteresowany, może powinieneś odprężyć się przed snem w inny sposób? Mamy jeszcze... dwie godziny i pięćdziesiąt osiem minut. - Sugestia w głosie Charlesa była jasna. Przesunął dłonią w dół, po szyi i klatce piersiowej Rodolphusa.
Szklanka z niedopitym alkoholem została zapomniana i Charles nie musiał nawet dolewać. Ręce miał zajęte, gdy objął Rolpha w pasie, jakby mógł jeszcze zmniejszyć dystans między nimi.
- Pamiętam Louvaina, grał w Srokach! - Przypomniał. - Śledziliśmy wyniki w szkole. Na brodę Thora, Rolph, masz samych sławnych krewnych? Wszyscy w waszej rodzinie są wyjątkowi, ty również. Kiedyś myślałem, że wuj Anthony jest sławny i wybitny, ale do Louvaina Lestrange dużo mu brakuje! - Wzdychał. Opuścił szkołę ledwie parę lat temu, lecz idole pozostali tacy sami. Słynni gracze quidditcha dla młodych chłopców byli wzorami, które każdy chciał naśladować! - Anthony zna moją rodzinę, kiedyś był blisko z moim tatą, no i z nami. To stąd się znamy. Odwiedzał nas w Norwegii, my go tutaj... wspierał nas, jak mama umarła.
Nie chciał, żeby nastrój zmieniał się, więc nie ciągnął tematu śmierci matki. Stało się to wiele lat temu i choć ledwie rodzicielkę pamiętał, wolał nie wracać do niej myślami. Wciąż robiło się przykro, już nie przez samą śmierć, ale przez samotność, jaką po sobie pozostawiła.
Uniósł dłoń do policzka Rodolphusa.
- Teraz żałuję, że nie poszedłem na to wesele. - Mruknął wesoło. - Brzmi zabawniej, niż cokolwiek, co spotkało mnie przez ostatni miesiąc. Dasz wiarę, że z doktorem Perseusem Blackiem widziałem się ledwie wczoraj? Chcę wesprzeć go w kiermaszu na rzecz Lecznicy. Mieszka tu, niedaleko.- Oderwał na chwilę dłoń od twarzy Lestrange'a, by wskazać przypadkowy kierunek. - A co do drzemki... hm, jeśli nie jesteś zainteresowany, może powinieneś odprężyć się przed snem w inny sposób? Mamy jeszcze... dwie godziny i pięćdziesiąt osiem minut. - Sugestia w głosie Charlesa była jasna. Przesunął dłonią w dół, po szyi i klatce piersiowej Rodolphusa.