• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
06.09.1972 - Help me, I'm losing myself. Charles i Rodolphus

06.09.1972 - Help me, I'm losing myself. Charles i Rodolphus
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#21
04.01.2025, 23:58  ✶  
Charles zaśmiał się na tę teatralność Rodolphusa. Lestrange nie wydawał się być zabawnym człowiekiem, ale jeśli chciał, potrafił rozbawić niemal do łez. Charles oczywiście nie miał pojęcia o prawdziwych powodach, o sposobie, w jaki działali niewymowni, o tym, jak przykra i niebezpieczna ta praca mogła być.

Szklanka z niedopitym alkoholem została zapomniana i Charles nie musiał nawet dolewać. Ręce miał zajęte, gdy objął Rolpha w pasie, jakby mógł jeszcze zmniejszyć dystans między nimi.

- Pamiętam Louvaina, grał w Srokach! - Przypomniał. - Śledziliśmy wyniki w szkole. Na brodę Thora, Rolph, masz samych sławnych krewnych? Wszyscy w waszej rodzinie są wyjątkowi, ty również. Kiedyś myślałem, że wuj Anthony jest sławny i wybitny, ale do Louvaina Lestrange dużo mu brakuje! - Wzdychał. Opuścił szkołę ledwie parę lat temu, lecz idole pozostali tacy sami. Słynni gracze quidditcha dla młodych chłopców byli wzorami, które każdy chciał naśladować! - Anthony zna moją rodzinę, kiedyś był blisko z moim tatą, no i z nami. To stąd się znamy. Odwiedzał nas w Norwegii, my go tutaj... wspierał nas, jak mama umarła.

Nie chciał, żeby nastrój zmieniał się, więc nie ciągnął tematu śmierci matki. Stało się to wiele lat temu i choć ledwie rodzicielkę pamiętał, wolał nie wracać do niej myślami. Wciąż robiło się przykro, już nie przez samą śmierć, ale przez samotność, jaką po sobie pozostawiła.

Uniósł dłoń do policzka Rodolphusa.

- Teraz żałuję, że nie poszedłem na to wesele. - Mruknął wesoło. - Brzmi zabawniej, niż cokolwiek, co spotkało mnie przez ostatni miesiąc. Dasz wiarę, że z doktorem Perseusem Blackiem widziałem się ledwie wczoraj? Chcę wesprzeć go w kiermaszu na rzecz Lecznicy. Mieszka tu, niedaleko.- Oderwał na chwilę dłoń od twarzy Lestrange'a, by wskazać przypadkowy kierunek. - A co do drzemki... hm, jeśli nie jesteś zainteresowany, może powinieneś odprężyć się przed snem w inny sposób? Mamy jeszcze... dwie godziny i pięćdziesiąt osiem minut. - Sugestia w głosie Charlesa była jasna. Przesunął dłonią w dół, po szyi i klatce piersiowej Rodolphusa.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#22
05.01.2025, 00:42  ✶  
On nigdy nie starał się być zabawny. Co prawda rozumiał pojęcie żartu, w przeciwieństwie do na przykład Nicholasa, lecz nigdy nie starał się być tym najzabawniejszym w klasie. Doskonale jednak wiedział, czym jest sarkazm, ironia i jak można było je wykorzystać, tak samo jak przerysowane teatralnie uczucia. Gdy osoby, wokół których się kręcił, śmiały się, w mózgu uwalniały się endorfiny. Były wtedy skłonne powiedzieć więcej, zrobić więcej... Nawiązać więź z nim samym. Przy Charlesie to jednak wychodziło mu dość naturalnie, lecz nie miał zamiaru zaprzątać sobie tym głowy. Według niego samego trzymał się planu i nie myślał o tym, że faktycznie przy Mulciberze zaczynał zbyt bardzo się rozluźniać.
- Najwyraźniej tak. Ktoś musi być na dole, by inni mogli błyszczeć - odpowiedział, wzruszając ramionami. Louvain powoli spadał z drabiny popularności, odkąd jego inne zajęcia stały się ważniejsze. Rodolphus z kolei nigdy nie starał się błyszczeć i przyciągać zbyt wiele uwagi. Zwykłym czarodziejom łatwiej było ukryć się w tłumie. - Tylko nie mów tego Anthony'emu, bo gotów jest wyzwać się na pojedynek.
Uśmiechnął się, bo prędzej podejrzewałby Shafiqa o to, że pstryknie Charlesa w nos za tę potwarz, a potem powie, że sława to nie wszystko: liczą się znajomości i kontakty. I... Miałby rację.
- Anthony zna wielu ludzi. Również mieli okazję współpracować i to nie raz - nie przeszłoby mu przez gardło, że Shafiq miał dobre serce, bo go nie miał. Był trochę jak wąż - śliski i niebezpieczny. Przecież był politykiem, inny nie mógł być. Politycy byli nawet gorsi od Śmierciożerców. - Kiermaszu?
Przechylił lekko głowę, wtulając gładko ogolony policzek w dłoń Charlesa. Była przyjemnie ciepła i miękka. Nawet nie wiedział, kiedy zatracił się w tym dotyku. Wiedział, oczywiście, o ich spotkaniu, lecz nie wiedział czego dotyczyło, dopóki sam Perseus mu tego nie powiedział. Ujął jego dłoń w swoją i obrócił ją tak, by móc w jej wnętrzu złożyć pocałunek.
- Musiało mnie to ominąć, ale prawdę mówiąc nie przepadam za większymi wydarzeniami towarzyskimi. Nie lubię tłumów, w tłumie zbyt łatwo się zgubić - i zgubić samego siebie. Poza tym tłumy kojarzyły mu się z sabatami, których od tego lata szczerze nienawidził. Wesel też nienawidził. Wolał pogrzeby. - To wesele było jedną wielką porażką. Perseus mocno to przeżył, nie warto mu ciosać o to kołków na głowie. Trzeba tylko się modlić, żeby jego żona wyzdrowiała.
Raczej już nie było tajemnicą, że Vespera była nieobecna, chora. Mieli inne tajemnice, których Lestrange nie miał zamiaru zdradzać, ale tę mógł. Na sugestię Charlesa uśmiechnął się tylko.
- Inny sposób? - zapytał niewinnie, jakby doskonale nie wiedział, co Charles miał na myśli. Wsunął palce w jego włosy i nachylił się nieznacznie. - Uważaj, Charles, żeby mnie zbytnio do tego nie przyzwyczaić.
W jego głosie kryło się rozbawienie bo nie wierzył, że dałby radę się uzależnić od tego, co robili. Do tych drobnych, czułych gestów, delikatnych pocałunków i badania swoich ciał, z początku delikatnie, przez materiał ubrań, by z czasem nabrały mocy i przerodziły się w łapczywe zagarnianie siebie nawzajem. Lecz w jego oczach mógł dostrzec uwielbienie, z którym patrzył na niego za każdym razem, gdy znajdowali się tak blisko siebie. Gdy muskał opuszkami palców każdy centymetr skóry, wodził za nimi spojrzeniem, chcąc zapamiętać każdy, nawet najmniejszy szczegół. I w żadnym stopniu ten zachwyt nie malał z czasem. Wręcz nabierał na intensywności.
- Nie jestem pewien czy dwie godziny i pięćdziesiąt osiem minut wystarczą, bym mógł przekazać ci jak bardzo brakowało mi ciebie przez ostatnie dni - zniżył głos do szeptu, który delikatnie owiał jego usta. Były tak blisko siebie, jednak wciąż pozostawały niezłączone, mimo iż dzieliły ich zaledwie milimetry.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#23
05.01.2025, 14:04  ✶  
- Nie musisz być sławny, żeby błyszczeć. - Przypomniał Rodolphusowi. Sprawy idoli i celebrytów wciąż go zajmowały, ale jego myśli były już gdzie indziej. Palcami muskał guziki koszuli towarzysza. - Jesteś jeszcze młody, Rolph. Masz czas na sławę, taką, jaką cieszy się wuj Anthony. - Dodał, nie chcąc umniejszać żadnemu z mężczyzn. Wuj Anthony też był wspaniały, ale w inny sposób, niż Lestrange'owie.

Jego oddech przyspieszył, a po kręgosłupie przeszedł przyjemny, ciepły dreszcz.

- Kiermasz dobroczynny. Charytatywny. - Poprawił się, pilnując, by używać odpowiednich słów. - To sposób na pomoc i rozreklamowanie moich świeczek. Mam nawet wizytówki, później ci pokażę. - Obiecał. Miękkie spojrzenie utkwione miał w Rodolphusie, ciesząc się jego bliskością. Zupełnie nieważne okazywały się świeczki, konieczność ich sprzedania, konieczność przygotowania przed kiermaszem. Jeśli się sprzedadzą - doskonale! Jeśli nie, będzie musiał wymyślić coś innego. Na szczęście miał kogoś, kto go wspierał. - Jeśli chcesz iść na kiermasz, możesz schować się za stoiskiem. Ze mną.

Kiedy Rolph był blisko, wszystko odchodziło na dalszy plan. Problemy z rodziną, niepewność w związku z relacją ze Scyllą, sposoby na rozruszanie biznesu, nawet Perseus i jego chora żona. Przy boku Rodolphusa liczył się tylko on i jego ciepły dotyk.

- Nie traćmy więc nawet sekundy. - Poprosił, niwelując dystans między ich wargami.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Rodolphus Lestrange (4508), Charles Mulciber (3193)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa