• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[12.08.1972] And into the forest I go

[12.08.1972] And into the forest I go
nefelibata
oh, how can we atone
for the secrets
we've been shown?
Specyficzna, nieco dziwna, filigranowa panienka z jeszcze ciekawszą fryzurą - z przodu, po obu stronach twarzy, dwa dłuższe pasma opadają na wysokość obojczyków, natomiast reszta brązowych włosów sięga nieco dalej niż broda. Mierzy niewiele ponad metr sześćdziesiąt, co najwyżej parę centymetrów, czym bardzo kontrastuje z resztą rodzeństwa. Posiada duże sarnie oczy, patrzące na świat z naiwnością dziecka - tak jakby wzrok uciekał gdzieś dalej, hen poza horyzont. Ubiera się dziewczęco, próbuje być elegancka, ale żyje skromnie - zwykle można spotkać ją we wszelakich sweterkach, spódnicach i sukienkach w kratę, które utrzymuje w palecie wszelakich odcieni brązu i beżu. Uwielbia motywy nawiązujące do natury, nadruki z kwiatkami, grzybami i liśćmi.

Scylla Greyback
#11
02.01.2025, 23:05  ✶  
Unosząc podbródek, wzięła głębszy wdech. Wdychała zapach ziemi, wilgotnego mchu i prastarych drzew, jakby to one miały jej podpowiedzieć odpowiedź. "Co przynosicie więc, by doścignąć centaura?" Powtórzyła w myślach jego pytanie, czując na sobie nie tylko spojrzenia centaurów, ale i samego lasu.
- Nic - powiedziała spokojnie, jakby rzucała na wiatr oczywistość. - Nigdy nie będziemy w stanie was doścignąć. Jesteśmy tylko ludźmi. - Rozłożyła ręce w rezygnacji, ale nie wydała się zawiedziona własnym położeniem. Jak miała dotrzymać kroku komuś, kto ma dodatkową parę nóg? - Liczymy jedynie, że na moment przystaniecie i na nas poczekacie. Nawet jeśli nie po to, aby nam pomóc, to choćby po to, aby nas wysłuchać - oznajmiła przyjaźnie, obdarzając Vralnila delikatnym uśmiechem. Nie wiedziała, jakie były finalne zamiary Czarnego Pana, ale ona nie miała zamiaru centaurów zmuszać do sojuszu. W pojedynkę nie miała takiej mocy, ani nie miała też takiej chęci. Nie widziała w nich wrogów, nie dostrzegała zagrożenia. Nieufność była zrozumiała, kiedy rodzaj ludzki ciągle pozbawiał ich domu, skrawek po skrawku.

Kątem oka widziała nerwowe ruchy centaura po prawicy przywódcy, widziała napinające się bez ustanku mięśnie. Przeniosła nań spojrzenie, wodząc po każdej spiętej części ciała, jakby szukając przyczyny wzburzenia. Jego zachowanie wydało jej się niezwykle znajome; kasztanowłosy centaur był jak zapędzone w kąt zwierzę. Był niczym pies, który szczekał zza bramy, wiedząc, że może sobie na to pozwolić, bo pręty osłonią go przed odsieczą przeciwnika. Przypominał jej własnych starszych braci, którzy z agresją reagowali na każde krzywe spojrzenie puszczone w jej kierunku, gotowi bronić Scylli jeszcze zanim zagrożenie stało się realne.
To wszystko miało źródło w tej samej, jednakiej przyczynie. To napięcie brało się ze strachu.

Odpowiedzią na ich wzajemne pomruki był jedynie delikatny uśmiech błąkający się po jej ustach. Cierpliwość. To była jej siła w takich momentach.

Nie znosiła tego, ale nawiązała z nim bezpośredni kontakt wzrokowy. Spojrzała nieco wyzywająco, jakby chciała przekazać, że ma przestać się kryć za językiem centaurów i wprost powiedzieć, w czym rzecz. Greyback nie znosiła krycia się za aluzjami, półsłówkami i kłamstwami, bo nigdy ich nie rozumiała. Nie mogła przecież udowodnić, że jest godna zaufania, kiedy nie mówiono jej wprost, co stoi na przeszkodzie do uzyskania go.

Była bliska do odezwania się, zażądania, by powiedział we wspólnym, co go dręczy, ale wtedy przywódca zwrócił się do Leviathana. Scylla zerknęła na niego, oczekując jego reakcji, z nadzieją, że posiada coś na tyle cennego, by przekupić parzystokopytnych. Centaury wciąż wpatrywały się w nich z mieszanką nieufności i wyczekiwania, a ich spojrzenia zdawały się wręcz naciskać na młodego czarodzieja. Choć Scylla czuła się pewnie w swojej roli pośrednika, wiedziała, że teraz to nie od niej zależał dalszy rozwój wydarzeń.
Jej spojrzenie na chwilę złagodniało, gdy przypomniała sobie, że nawet najodważniejszy czarodziej mógł poczuć ciężar tej chwili. Oczy wszystkich były zwrócone na niego - centaury, Scylla, las. Nawet powietrze wydawało się na moment zatrzymać w oczekiwaniu.


i poklękli spóźnieni u niedoli swej proga
by się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#12
02.01.2025, 23:45  ✶  
Drażniły go ich słowa, opakowane w natrętny mistycyzm, który stanowił dla niego barierę nie do przebicia. Męczyło go to, ale chyba nie aż tak, jak napięcie które kryło się w przeczesującym las wietrze. W pustej przestrzeni między nimi - ludźmi, a nimi - centaurami. Zachowywały się trochę tak, jakby on i Scylla mieli potencjał do zrobienia im rzeczy bardzo złych i dotkliwych, ale może coś było w tym, że tych odruchów zwyczajnie się nauczyły. Jak mogły nie, kiedy sam powiedział im to co było na pierwszy rzut oka wiadome, że co chwila ktoś wydzierał im kolejne skrawki ziemi. Jeśli nie odpuszczały z własnej woli, były do tego zmuszane siłą; bronią i zaklęciami. I wiążącym się z tym bólem.

- Teraz wyciągnę coś z szaty - powiedział sucho, tonem wyzutym z emocji, jakby tych miał w niedoborze. Zastygł na moment, czekając aż wszyscy tu zgromadzeni przetworzą to, co właśnie powiedział i nikomu nie zapragnie się powstrzymać go gwałtownie przed wsunięciem dłoni w poły materiału.

Nie podobało mu się, jak szybko zrozumiał, co musi im oddać. Albo raczej co było dla niego w tym momencie najcenniejsze. Nie była to ani różdżka, ani własne dobro. Nie było to też zdrowie Scylli, chociaż nim mógłby zagrywać pewnie przy innych okazjach. Była jednak jedna istota, z którą nigdy się nie rozstawał, a która stanowiła wyznacznik jego powiązania z naturą. Jakieś poświadczenie, że może nie był aż tak złym człowiekiem, jak niektórzy mogliby przypuszczać i aż tak obojętnym na innych.

Drobna, uskrzydlona jaszczurka obróciła się na jego dłoni, ciekawsko przyglądając otoczeniu, ostatecznie kierując spojrzenie na swojego właściciela. Na moment spojrzenie Leviathana złagodniało, pomimo tego że wciąż czuł na sobie spojrzenia wszystkich. Centaurów, Scylli i nawet samego lasu.
- Co natura daje, natura zabiera - powiedział cicho, przyglądając się jak smoczognik rozprostowuje drobne skrzydła, rozbudzając się z dotychczasowego snu. - Musisz iść z nimi, mój drogi - pogładził stworzenie z czułością, zanim wskazał mu kierunek i wyciągnął dłoń.
- Nie miejcie mu za złe tego, że był moim przyjacielem - powiedział miękko, melodyjnym tonem, sprawnie wypowiadając słowa w ich języku, bez chwili zawahania. Mógłby się chełpić tą znajomością, z przekorą wypowiadając kolejne słowa, ale zamiast tego jego głos brzmiał niemal smutno, z faktyczną prośbą. I gałązką oliwną - wielu przychodziło do nich, by obietnice składać i je łamać, ale jak wielu robiło to w ich języku?
Czarodziejska legenda
Long is the day and long is the night, and long is the waiting of Arawn
W mitologii walijskiej Pan Zaświatów zwanych Annwn, bóg terroru i zemsty. Dziś nazywany jest Królem Annwn, albo Królem Piekła. Przemierza niebo na karym rumaku w zastępie Cŵn Annwn, Psów Annw - białych jak śnieg ogarów, polując na ludzkie, potępione dusze. Podczas Cad Goddeu, Wojny Drzew, wywołanej przez kradzież jednego z psów Arawna, został pokonany przez Amaethon i jego brata, Gwydiona.

Arawn
#13
03.01.2025, 17:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.01.2025, 18:20 przez Arawn.)  

Zwierzęta wiele wyczuwały. Potrafiły instynktownie dopasować się do tonu, w jakim nadawał człowiek, choć czasem nawet się nie odezwał. Więc jak to działało? Magiczne wibracje? Szósty zmysł? Tajemni bogowie, którzy trzymali pieczę nad tymi, co nie posiadali własnego głosu. Przynajmniej Albo przynajmniej strun głosowych, które wieść pozwoliłyby im ponieść dalej. Cokolwiek było tym czasem to skoro tyle wyczuwały zwykłe zwierzęta, to ile mogły poczuć istoty magiczne? Ile mogły zobaczyć centaury broniące właśnie tych, którzy nie byli w stanie stanąć w obronie własnej? W was nie było lęku, ale jego brak nie zakrawał na arogancję. Naturalny instynkt człowieka, by walczyć o własne życie, bił razem z waszymi sercami. W sercu Scylli biło coś jeszcze - fascynacja tymi, którzy odmówili nazwania siebie "stworzeniami". Podczas gdy jej towarzysz odczuwał tylko rosnącą frustrację zagadkami i niejasnymi hasłami.

Kolejny pomruk poniósł się pod szeleszczącymi koronami drzew. Coś sobie opowiadały - co? Coś przekazywały - o czym? Tak zamruczały i centaury w rytmie uznania. Jakby miały zaraz podjąć dalszą dyskusję, lecz nie podjęły. Posłusznie milczały. Jeśli Leviahan wątpił, czy zabranie ze sobą wieszczki było dobrym pomysłem, to chyba przekonał się, że jednak warto było. Choć to właśnie ty znałeś język centaurów i rozumiałeś je bardziej niż większość czarodziei to najwyraźniej jej nie sprawiało trudności poruszanie się między ich wyniosłymi hasłami i dopasowanie odpowiedzi do zadawanych pytań i zagadnień. To był pierwszy prezent, który przyniosłeś - Widzącą, bo centaury same wróżyły i podążały za przeznaczeniem wypisanych w gwiazdach, pod którymi żyły. To jednak, jak dobrymi wróżbitami byli nie znaczyło, że nie dało się ich zaskoczyć. A wy? Zaskoczyliście ich?

- Twoim językiem przemawia mądrość mimo źrebięcego wieku. - Vralnil skinął głową w kierunku Scylli - tak, właśnie z tym uznaniem, którego mogłaś się kolejny raz dopatrywać. Próżno było dopatrywać się pozytywnego odzewu w każdym. Wsłuchując się w rytmikę tego lasu usłyszałabyś, jak jeden z nich żachnął się z tyłu, prychnął cicho z niezadowoleniem, bo nie było takich słów w języku ludzi, centaurów czy trytonów, które by go zadowoliły. Mogłaś dopatrywać się lekkiego wykrzywienia ust i mocniejszego ściągnięcia brwi na twarzy czarnowłosego, który stojąc po prawicy Vralnila zerknął na niego. Lecz zamiast od tego uciekać - konfrontowałaś się z tym. Tak jak skonfrontował się Leviathan.

Leviathan, którego słowa zrodziły małe napięcie, a powolny gest jeszcze większe. Czarnowłosy zrobił krok w tył, kila kopyt zaszurało o ściółkę, zapach wilgotnego mchu, mokrej ziemi i skóry zmieszał się ze sobą uderzając w wasze nozdrza. Vralnil skinął głową - tym razem zachęcająco. Ugodowo. Sięgaj. Był przy tym tak samo spokojny, chociaż Scylla widziała, że poprawił nieznacznie ustawienie swoich ramion, że inaczej ustawił swoje mocne nogi. Do czego? Ucieczki, ataku, uniku?

Kiedy powolny gest ujawnił niewielkiego smoczka - centaury się rozluźniły. Sam Vralnil spojrzał na ten ukazany dar, ale ledwie przez moment. Przenikliwe spojrzenie wróciło do smoczych oczu. Pionowych źrenic upodabniających go do maleństwa mieszczącego się w jego dłoni. Kiwnął głową na centaura po swojej lewej stronie o brązowych włosach, który zarzucił łuk na ramię i powolnym krokiem wyszedł w waszym kierunku, wyciągając rękę po smoczognika. Zaniósł go do Vralnila, a w zamian odebrał od niego podaną włócznię.

- Już nie jest twoim przyjacielem? - Zapytał blondyn, biorąc smoczognika na swoją wyprostowaną dłoń. Dało się po nim zobaczyć zaintrygowanie, kiedy usłyszał swój rodowy język, tak płynny i dźwięczny w gardle dwunoga. - Co natura daje, natura zabiea. - Zgodził się, wyciągając strzałę z kołczanu centaura obok. Spojrzał na Scyllę. Obrócił strzałę w rękach - tak, by mógł zadać cios. Wrócił spojrzeniem do Leviathana. Ustawienie jego rąk nie pozostawiało wątpliwości, co zamierzał zrobić. Jeden cios. Tylko jeden cios...


... który nigdy nie nadszedł.

- Co natura dała, pielęgnuje to. - Vralnil wsunął z powrotem strzałę do kołczanu i rozluźnił palce, wypuszczając smoczognika. - Przyjaźń z naturą to dar, który każdy z nas potrafi uszanować. Teraz widzę, że twoje słowa były szczere, a serca nie przysłaniał fałsz pobudek. - Smogocznik, popiskując, wrócił do Leviathana i osiadł na jego ramieniu, wsuwając łeb pod jego szczękę. - Niech tak będzie. Centaury raz jeszcze zaufają wiatrowi, który przechadza się między krukami i nie przynosi ze sobą burzy. Czarny Pan i ten, kto przyjdzie z nim, będzie mógł przejść przez te lasy wyznaczoną przez nas ścieżką. Dostanie przewodnika. Kiedy staniecie przed lasem i trzy razy zawołacie me imię - zjawi się. Zaczekajcie na niego. Lecz jeśli nie zwróci nam kawałka lasu i nie dotrzyma umowy, jeśli kłusownicy wejdą do tej kniei - wiatr przyjdzie po was. - I nie będzie już tak miłościwy. Vralnil spojrzał na Scyllę. - Jeśli będziesz dalej kroczyła po kamieniach z gwiazd, spotka cię coś niezwykłego. Nie zgub ścieżki, Widząca. - I z tymi słowami odebrał swoją włócznię i zwrócił. Galopem puścił się w las - a jego centaury za nim.



death.
nefelibata
oh, how can we atone
for the secrets
we've been shown?
Specyficzna, nieco dziwna, filigranowa panienka z jeszcze ciekawszą fryzurą - z przodu, po obu stronach twarzy, dwa dłuższe pasma opadają na wysokość obojczyków, natomiast reszta brązowych włosów sięga nieco dalej niż broda. Mierzy niewiele ponad metr sześćdziesiąt, co najwyżej parę centymetrów, czym bardzo kontrastuje z resztą rodzeństwa. Posiada duże sarnie oczy, patrzące na świat z naiwnością dziecka - tak jakby wzrok uciekał gdzieś dalej, hen poza horyzont. Ubiera się dziewczęco, próbuje być elegancka, ale żyje skromnie - zwykle można spotkać ją we wszelakich sweterkach, spódnicach i sukienkach w kratę, które utrzymuje w palecie wszelakich odcieni brązu i beżu. Uwielbia motywy nawiązujące do natury, nadruki z kwiatkami, grzybami i liśćmi.

Scylla Greyback
#14
06.01.2025, 02:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.01.2025, 23:59 przez Scylla Greyback.)  
Scylla przez chwilę trwała w bezruchu, patrząc, jak sylwetki centaurów znikają w głębi lasu, zostawiając po sobie jedynie echo ich kopyt na wilgotnej ściółce i cichą melodię, którą przynosił wiatr. Jej spojrzenie na moment zatrzymało się na miejscu, gdzie przed chwilą stał Vralnil - jego słowa nadal rezonowały w jej myślach.

Jeśli będziesz dalej kroczyła po kamieniach z gwiazd... Uśmiechnęła się blado, słysząc, że spotka ją coś niezwykłego. Nie chciała być niewdzięczna, ale ta przepowiednia nie wydawała się wybitnie zachęcająca. Miała wrażenie, że nic co wydarzyło się w jej życiu nie było zwyczajne, a przy tym nie bawiła się za dobrze idąc przez nie, więc pozostało jej tylko czekać na kolejne zwroty losu.
A poza tym, jak miałaby zgubić ścieżkę, skoro widziała już dokąd wiedzie?

- Dali nam więcej, niż mogliśmy oczekiwać - powiedziała cicho, bardziej do siebie niż do niego. - Więc chyba poszło nam dobrze? - Pytanie padło na głos, ale nie oczekiwała na nie odpowiedzi. Nie patrzyła nawet na Leviathana, wciąż patrzyła tam, gdzie jeszcze chwilę temu stało otaczające ich stado.

Przez moment przypominała sobie spojrzenie Vralnila - przenikliwe, ciężkie, ale pełne jakiejś nieoczywistej mądrości, która zdawała się odbijać w każdym jego słowie. Poprawiła ubranie, chroniąc się przed chłodem wilgotnego lasu.
- Musimy dotrzymać umowy - dodała, spoglądając na Leviathana. W jej głosie nie było cienia wątpliwości, ale ostrzeżenie było wyraźne. - Dzisiaj nie musieliśmy nikogo poświęcać, ale to nie oznacza, że przyszłość będzie tak samo łaskawa. Myślę, że powinieneś znaleźć bezpieczniejsze miejsce dla swojego... przyjaciela. - Popatrzyła w dziwny sposób w miejsce, gdzie znajdował się smoczognik. Jakby zastanawiała się, czy może faktycznie nie lepiej byłoby go ukryć za szkiełkiem.

Rzuciła ostatnie spojrzenie w głąb lasu, gdzie galopem zniknęli jego strażnicy. Była to kraina, której prawa i rytmy były inne niż te, do których przywykli ludzie. Dla niej fascynacja tą odmiennością była niemal namacalna, ale zdawała sobie sprawę, że równie szybko, jak las ich przyjął, mógłby ich wypluć.
- Chodźmy, nie nadużywajmy gościnności - rzuciła, odwracając się i ruszając przed siebie. Jej kroki były ciche, ale zdecydowane, jakby i ona - przynajmniej przez chwilę - była częścią tej pradawnej harmonii.


i poklękli spóźnieni u niedoli swej proga
by się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#15
21.01.2025, 07:26  ✶  
Oddał im najdroższą sobie rzecz z jaką przybył do tego lasu, ale mimo to nie ruszył się nawet o cal, kiedy rzeczy potoczyły się swoim torem. Może dla kogoś byłoby coś nawet rozdzierającego w tym, jak obojętnie zdawał się podchodzić do prowokacji centaurów, ale powiedział swoje małe pożegnanie. Nie mogło to wynagrodzić bólu drobnemu stworzeniu, które było mu wierne od momentu swoich narodzin, ale było tak jak samo powiedział - natura dawała i natura zabierania. Wszystko było elementem cyklu. Nawet najpotężniejsze smoki po raz ostatni wzbijały się do lotu, by ostatecznie zalec wśród objęć ziemi i stać się pożywką dla mniejszych stworzeń. Dzięki temu tworzyło się miejsce. Luka, którą czemuś innemu przychodziło wypełnić. Był to tak samo oczekiwane jak i okrutne, przynajmniej według pojmowania istot rozumnych, ale było też nieodzowną częścią życia. On miał natomiast cel; ten nadrzędny i zawsze uświęcający środki.

Ale mimo sztywnej sylwetki i braku ruchu, Leviathan wyraźnie odetchnął z ulgą, kiedy prowokacja dobiegła końca. Kiedy ostrze nie opadło, zabierając ze sobą życie, a jego smoczoognik wrócił do niego cały i zdrowy. Przywitał go pieszczotliwym dotykiem, tak naturalnym jak oddychanie, którym pogładził grzbiet zwierzęcia.

Jedyne co natura pielęgnowała, to równowaga. Levi uśmiechnął się do centaurów pusto, ale nie powiedział nic, skinieniem głowy akceptując ich warunki, zanim odwróciły się i pognały w las.
- Tak, dobrze - mruknął do Scylli. Ale mogło być lepiej. Wszelkie jednak negocjacje musiał zostawić na później. Na moment, kiedy wywiąże się ze złożonych obietnic. - Nie będzie dla niego bezpieczniejszego miejsca niż przy mnie - odpowiedział z dziwną łagodnością. Może i był w stanie jeszcze przed chwilą puścić go wolno, nawet poświecić, ale Levi nie posiadał złudzeń co do tego, że oswojone zwierzęta najlepiej radziły sobie w otoczeniu ludzi. Szczególnie takich, którzy je znali. Jeśli natomiast centaury nie planowały w przypadku jego porażki odwetu na Snowdonię, to raczej nie miał się o co martwić.

W przeciwieństwie do niej, nie obejrzał się już w stronę, gdzie zniknęło stado, zamiast tego ruszając przed siebie i razem z nią w drogę powrotną. Cicho i zdecydowanie. Ale Leviathan nie był częścią tej pradawnej harmonii. Nie kiedy zagłębiony w swoich myślał rozważał, że gdyby nie rozkazy Czarnego Pana, najchętniej wypleniłby centaury ogniem za swoją zuchwałość.

Koniec sesji


We said we're going to conquer new frontiers
Go on, stick your bloody head in the jaws of the beast
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Leviathan Rowle (2268), Scylla Greyback (1836), Arawn (2056)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa