• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
[05.09 Restauracja Zorza] Good Old Fashioned Lover Boy

[05.09 Restauracja Zorza] Good Old Fashioned Lover Boy
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#1
17.01.2025, 15:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.09.2025, 12:13 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Millie Moody - osiągnięcie Badacz Tajemnic

05.09

Restauracja Zorza

Ok, ok mieli iść na zakupy. Ok, miały być meble i tapety. Ok, ok, Miles była przekonana, że chodziło o wspólne przebieranie jej z Papcią Morfiną, które zakończyło się skandalicznym zachowaniem jej mentora, który potraktował ją jak tanią dziwkę i wyjechał. Widziała minę starego dobrego Jonathana, nie słyszała jak przepraszał za tego dziada, ale no nie musiał, bo to przecież nie on ją zbutował. Nie musiał też wiedzieć, że czasem z Miles nie dało się inaczej rozmawiać, że czasem trzeba było wziąć tego byka za rogi i posadzić w kącie na karnym jeżyku a i tak pierun by siedział całą karę obok pierdolonego pluszowego gówna.

To nie miało znaczenia, bo naciągnęła bardzo ładnie poprosiła Selwyna, żeby najpierw zjedli, a byli tuż obok tego lansiarskiego snobistycznego miejsca w którym już kilka razy bywała ze swoimi czystokrwistymi przydupasami. W żadnej mierze nie traktowałaby oczywiście Jonathana za kandydata do tego tytułu. Był za stary.

– I wiesz kurwa, te włosy cały czas mnie łaskoczą, musze se chuste jebnąć na głowę, żeby to miało w ogóle sens, a tak to.... – zakołysała głową i od razu nowe uczesanie dało jej się we znaki, tak jak ona dawała się we znaki innym użytkownikom restauracji, których wzrok momentalnie ściągnęła na siebie głośnym przeklinaniem od progu.

Dlatego pewnie rozsiedli się w ogrodzie, w wiklinowych koszach robiących za krzesła otoczonych pięknymi, uginającymi się (aż za bardzo) od kwiatów krzewami. Umalowana (a jakże) Miles rzuciła krótkie spojrzenie w kierunku mężczyzny, gdy wzięła kartę i próbowała odcyfrować szlaczki, które się w niej znajdowały. Czemu te potrawy miały nazwy w innym języku?! Czy nie byli w Anglii? Musieli zmienić kartę odkąd była tu ostatnio.

–A i dla jasności to NIE jest randka. Mam kurwa dosyć randek na najbliższe tysiąc pięćset lat, więc jeśli chcesz mi się oświadczyć to daruj se ok? – pod swobodną pokryweczką dymiło się, myśli kleksem podążały w każdym kierunku. Thomasa zostawionego nad Stawem, Flyna zostawionego nad morzem, Louviana zostawionego kurwa w niebycie, Christophera, który po raz trzeci wykreślił ją z kontaktów czy Bazyliszka z którym tak niemiło się pokłóciła ostatnio, a którego przerażenie wciąż nosiła w sercu. Korowód barwnych postaci skutecznie przesłaniał wewnętrzne rozdarcie spowodowane Alastorem i Eden, czy ktoś jeszcze chce dołączyć? Nie? I bardzo dobrze, niech Selwyn wie gdzie jego miejsce. – ... ale mogę się do Ciebie zwracać tatuśku, żeby sprawdzić profesjonalizm kelnerki, co Ty na to? – Miejmy choć odrobinę rozrywki w tym jebanym życiu.

Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#2
18.01.2025, 22:46  ✶  
Tapety i meble do Księżycowego Stawu.
Tapety, meble i może jakieś inne dekoracje do Księżycowego Stawu.

To był jego dzisiejszy cel. Cel, który miał sens. Dobry cel, który pozwalał poukładać myśli i odsunąć na bok obawy. Z tym, że... Nawet nie do końca sam wiedział co dzisiaj czuł. Co czuł po wczoraj, bo ku własnemu zadziwieniu... Obudził się całkiem wesoły. No dobrze bardzo wesoły, bo może wiele spraw się nie rozwiązało, a on być może prawie wczoraj przespał się z kimś z kim nie powinien, ale po pierwsze tego nie zrobił, a po drugie nikt nikogo jednak nie planował zabić, a to znaczyło, że po pierwsze miał na tyle silną wolę, aby poradzić sobie z potencjalnym naturalnym czarem pewnego wampira, a po drugie wszyscy jednak będą żyć. Czerwony alarm odwołany! Teraz był jedynie bursztynowy, ale i tak nie było źle! Jean jednak nie był taki zły!

Może to właśnie dlatego, miał taki dobry humor, gdy usiedli wraz z Mildred w restauracji, a on na dzień dobry, zamówił tysiąc różnych przystawek i różaną lemoniadę (aż w takim dobrym był humorze!) zanim jeszcze zdążyli przyjrzeć się swoim kartom dań.

Nie znaczyło to jednak, że tak naprawdę wszystko było w porządku, bo ta radość Jonathana była nieco zbyt gwałtowna, jakby była parą wreszcie ulatniająca się z nagrzanej od paniki maszyny, a on sam wydawał się mimo wszystko nieco zbyt roztargniony, niż zazwyczaj. Bardziej niż w sierpniu.
– Millie, moja droga, czemu więc po prostu nie zepniesz ich, lub nie zwiążesz? – spytał, zerkając na jej nową fryzurę znad karty dań. Millie zdecydowanie wyglądała bardziej... Z klasą niż przed swoją przemianą, chociaż Jonathan nieco martwił się finałem tamtych zakupów. Teraz przynajmniej, jako że Morphy dopiero dzisiaj wracał z Egiptu, mogli jakoś swobodnie o tym porozmawiać bez obawy, że jego ulubiony wróżbita zaraz wyskoczy z krzaków.

Na jej kolejne słowa zaśmiał się cicho i na chwilę odłożył kartę dań, aby przyjrzeć się jej lepiej.
– Millie z całym szacunkiem, ale na pierwsze powiem jedynie, że gdybym zaprosił cię na randkę, a tego nie zrobię, to doskonale byś o tym wiedziała, a na drugie poproszę, abyś jednak tego nie robiła. Daj prasie poplotkować trochę o tym, że podobno biorę ślub, zanim zaczną krzyczeć, że zdradzam moją narzeczoną, której nie ma z młodszą kochanką z dziwnymi preferencjami wspólnych zabaw, dobrze? – Ostatnie słowa zabrzmiały jednak trochę dziwnie, jakby nagle o czymś sobie przypomniał, ale Selwyn jedynie zmienił temat. – Powiedz, mi lepiej... Jak się czujesz w tych nowych ubraniach i fryzurze. Ale tak naprawdę, bez narzekania na pokaz.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#3
24.01.2025, 23:56  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.01.2025, 00:05 przez Millie Moody.)  
– Bo one kurwa mi wypadają! – warknęła, ostentacyjnie utyskując na swoje jedwabiście zajebiste włosy, które po prostu lały się jak czarna woda. Oczywiście miało to swoje plusy, facetom drążki stawały jak tylko wsadzali sobie łapy w te kłaki (no dobra, nie tylko wtedy i nie tylko dlatego) ale ona oczywiście z oczywistych względów nienawidziła swoich włosów - w końcu nie była blondynką.

W sumie ta nie-randka bardzo jej odpowiadała, szczególnie że miała pewność, że Jonathan w żaden sposób nie był nią zainteresowany.
– Bla bla bla śluby sruby. – Przewróciła ostentacyjnie oczami, bardzo niechętna formalizowaniu związku. Nie to, że przemawiał przez nią ostentacyjny feminizm i szczekanie na temat niezależności płci kobiecej. Nie to, że tradycyjnie powinien po ślubie pojawić się bachor, a ona modły wznosiła regularne, żeby nie być w ciąży. Była po prostu przekonana, że każdy kto się z nią zwiąże, będzie głęboko unieszczęśliwionym człowiekiem samym faktem, że będzie musiał ją znosić do końca życia, a ona jego. Szczerze nie wierzyła, że po roku, dwóch delikwent by się jej nie znudził.

Na szczęście nie była czystokrwistą dziunią, żeby wystawiać ją na targu matrymonialnym jak jakąś kurwa klacz. Jej brat nie dbał o jej życie uczuciowe a ojciec... O nim lepiej w ogóle nie było myśleć.

Złociste oczy zawiesiły się na Jonathanie w zamyśleniu. Znała go już na tyle, żeby wiedzieć, kiedy coś jest halo, a kiedy mocno nie halo.
– Chujowo. Ja nie narzekam na pokaz ja narzekam wprost z głębi mojej obolałej dupy – rozwaliłaby się na krześle, ale po pierwsze było one wiklinowe, po drugie zaś w tym ubraniu, we fryzurze jakoś tak... Nagle nieco spoważniała (a może była nieco poważniejsza od samego początku rozmowy tylko nie zauważył?) – Na weselu Blacków przebrałam się w ładne wdzianka i ktoś... ktoś dla mnie bardzo ważny, powiedział, że wyglądam jak wypacykowana lala i to do mnie nie pasuje. Ten ktoś już... już mnie nie powinien za bardzo obchodzić ale no... Stara miłość nie rdzewieje, a ja na prawdę nie wiem, czy teraz jak nosze to wszystko na sobie, ten cały makijaż, wiszące kolczyki i uh... tą dziwaczną fryzurę. Nie wiem czy chcę bardziej jej zrobić na złość czy sobie. – Spochmurniała odwróciła wzrok ku innym gościom, którzy - przez wzgląd na umagicznienia tarasu i rosnące rośliny - nie mieli możliwości słuchać ich rozmowy. – Tak źle i tak nie dobrze, co Ci powiem więcej panie Selwyn. Papcio Morfina mnie zaszachował i jestem przekonana, że zrobił to w akcie zemsty, jak kiedyś namalowałam mu kutasa na czole gdy zasnął po testowaniu mojego bimbru. Albo za cokolwiek innego. A może chciał, żeby mnie w Ministerstwie nie poznali? Nie mam pojęcia. Trochę żałuję, że się zgodziłam, a z drugiej strony... miałam sen, który okazał się prawdą. Kto lepiej mnie nauczy o co chodzi niż on? – Jej mina wyglądała bardzo obronnie, gdy w końcu rzuciła okiem, przelotnie tylko, na to jak Jonathan zareagował na jej słowotok. Byli kurwa w Zakonie, musieli sobie ufać. Najwyżej reszta obiadu przebiegnie bardzo dziwnie...
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#4
27.01.2025, 03:18  ✶  
– Moja droga, jeśli liczysz, że znajdziesz we mnie współczucia wobec wybitnej kondycji twoich włosów, to obawiam się, że nie będę w tym twoim sojusznikiem – powiedział, przyglądając się ciemnemu aksamitowi spływającemu na ramiona Moody. Jonathan miał świetne włosy. Wybitne wręcz. Potrzebowały jednak one pewnego wspomagania, a Millie... Millie pewnie używała podrzędnego szamponu o zapachu fiołków, w którym nawet fiołków nie było, a i tak osiągała takie efekty. Życie bywało jednak szalenie niesprawiedliwe.

– Przykro mi Millie, ale takie życie przystojnego mężczyzny, o którym plotkują. Nie może on ryzykować głupiego żartu na kelnerce. – Hah... Prawdę mówiąc to znacznie więcej ryzyk, wiązało się z byciem przystojny, idealny wręcz mężczyzną... Usta jednego z tych zagrożeń dalej czuł na swoich wargach. I to były naprawdę dobre usta. Może powinien był wczoraj nieco bardziej się na nich skupić, skoro dotykał ich po raz ostatni? – Wiesz Mil...

Zamilkł i bardzo uważnie wysłuchał jej wszystkich narzekań, które, niczym najznamienitszy dramat, z czasem odsłaniały coraz to nowe rewelacje o Mildred Moody. Najpierw było chujowo, potem nagle dowiedział się o starej miłości, następnie nie umknęło jego uwadze, że padło tam słowo jej (pytanie tylko czy chodziło o nią jako statą miłość, czy faktycznie jakąś kobietę), a potem... Potem Morpheus miał penisa na czole, a sny Millie się spełniały. Jonathan wpatrywał się w nią przez chwilę, i spuścił wzrok na swoją różaną lemiadę. Hm... Nie spodziewał się, że to dzisiaj usłyszy, ale nie spodziewał się w ostatnim czasie wielu rzeczy, więc czy powinien się aż tak dziwić? Wrócił spojrzeniem do Millie i usiadł wygodniej w swoim krześle.
– Po pierwsze, może Morpheus mnie za to zabije, ale raczej wątpię, nie musisz chodzić w ubraniach, które ci wybrał. Nie zrozum mnie źle, musisz prezentować się w Ministerstwie jak najlepiej, ale nie jesteśmy uczniami w Hogwarcie, aby nasz ubiór nie mógł wyrażać też nas. Pójdź że mną na zakupy. Jest wiele różnych opcji. Może znajdziemy coś w czym będziesz czuła się lepiej, a jednocześnie nie wezmą cię za uciekającą przed aurorami bezdomną nastolatkę. Nie rób sobie w taki sposób na złość. Ah i nawet jesli zachowanie Morfiego było... Wątpliwe, to zapewniam cię, że nie chce cię karać.– Wziął głęboki wdech i już miał się nachylić, aby upić łyka różanej lemoniady, kiedy w ostatniej chwili coś go powstrzymało. – Po drugie... Stare miłości bywają złośliwe. Zwłaszcza te które zjawiają się ponownie i nie dają o sobie łatwo zapomnieć. Czy to... Ktoś z kim możesz się ponownie związać? Chcesz tego? Czy raczej wszystko stracone?

Stare miłości bolały od świadomości, że gdyby tylko kilka rzeczy poszło inaczej wciąż mogłyby być tymi obecnymi. Bolały, bo przypominały o wszystkim. Bolały, bo boleśnie uświadamiały, że w łóżku budziło się samotnie. Bolały bo niosły za sobś czułe oczy, jak i trzask kości. Bolały bo były, ale nie były tak jak powinny być.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#5
27.01.2025, 10:09  ✶  
Ubranie, makijaż, nowa fryzura... Jak bardzo to mogło zmienić człowieka? Złociste oczy zalśniły ostrzegawczo, gdy mówił o sprzeciwieniu się Longbottomowi. Nawet nie chodziło o te złociste krążki, które miała dostać za swoją pracę. Zależało jej na wiedzy Morpheusa, ufała mu a była pewna, że będzie go potrzebować już za moment, gdy wróci z Peregrinusem od Szeptuchy z odpowiedziami, albo z większą ilością pytań. To była kwestia czasu, kiedy jego przychylność będzie niezbędna, a poza tym... Cóż, Millie czasem lubiła szorstką rękę. W takiej rodzinie została wychowana. Był to język, który potrafiła zrozumieć.
– Jak na osobę, która nie chce plotek, poczynasz sobie bardzo odważnie. Jeszcze jako ciało doradcze starego kumpla to by przeszło, ale sama będąc świadkiem naszych zakupów w tych wypacykowanych butikach uznałabym, że ładujesz swoją duperę w ciuszki jak lalkę.– Wydęła wzgardliwie usta. Ile razy sama rozsiewała takie plotki? Zbyt wiele.

– Poradze sobie. To tylko na miesiąc, poza tym to nie jest pierwszy raz. W zeszłym miesiącu Papeć musiał nosić co ja mu wybrałam i kurwa zajebiście wyglądał w tych jeansach. A byś zobaczył minę Ericzka, jak założyłam ten podkoszulek następnego dnia na ogarnianie poltergeista. Myślałam, że oczy mu wyjdą z orbit.– to było śmieszne. To było coś o czym warto było mówić a nie o jakiś starych, pbrzebrzmiałych sprawach. Nowe jednak też nie napawały entuzjazmem.

Z drugiej strony, pomimo własnych rozterek, miałą wrażenie, że coraz czytelniej widzi rysy na spiżowym pomniku jednego ze starszych zakonników. Co to za jebana koniunkcja sfer? Będzie musiała zapytać Peregrinusa. Odetchnęła głęboko łapiąc za swoją zaróżowione siki, które powinny być zdecydowanie mocniejszym alkoholem jak na tematy, które tu poruszali.
– Nie ma szans. Może gdybym umarła i wdupiła się ze swoją duszą w ciało mojego brata to miałabym jakiekolwiek szanse. Chociaż...– zawahała się mocno, zwieszajac nieco głowę i skubiąc sobie w nerwowym tiku paznokcie. –... pewnie i wtedy nie. Zawsze strasznie darłyśmy ze sobą koty. Byłyśmy jak... ogień i woda, nawet jak przez moment był spokój to któraś musiala znaleźć powód żeby się przypierdolić do jakiegoś gówna. – Nagle boleśnie zdała sobie sprawę z tego, że to było bardzo, bardzo dawno temu, a jednak jej czucie, jej odbiór rzeczywistości przekonywał, że wczoraj. Tymczasem wczoraj niosło kompletnie odmienne rozterki.– Może zamiast cichów zrobimy ranking facetów, którzy się koło mnie kręcą, skoro już jesteś moim samozwańczym tatuśkiem. Moody szuka męża. Tak mi kiedyś mówili na posterunku. Że znajdę chłopa, urodzę dziecko i się ogarnę. Myślisz, że to prawda? Że tak działa świat. – Nic jej nie pasowało, świat był surrealistyczny w otoczeniu, począwszy na ogrodzie lansiarskiej restauracyjki, wiklinowym trzeszczącym pod dupą krzesełku, zbyt ciasnej i zbyt krótkiej spódniczki, swędzących rajstop, piekących od tuszu rzęs i łaskoczących w twarz włosów. Wewnętrzny krzyk wzmagał, ale trwała nieruchomo, jak łania zapatrzona w światła automobilu. Jak wtedy, gdy zimową porą szła uliczką Little Pierdolonego Hangleton i ten metalowy potwór prawie ją rozjechał.

Czego chcesz. Najgorsze z pytań. No bo cóż by chciała...? Chciałaby wtulić sie w swojego brata i zasnąć pośród zapachu białej kafelkowej podłogi pachnącej lawendowym środkiem do czyszczenia. Chciałaby by Puk nie nalał soku z cytryny do oczu, chciałaby, żeby rośliny, które wtedy ich obrosły były prawdziwe, a sen letniej nocy nigdy się nie skończył. Chciałaby, żeby jej dusza w końcu przestała krzyczeć. Płakać. Szarpać się. Chciała by nikt ich nie ruszał, a rozsypane czasem kości zmieszały się w jedno. Tylko tyle. Aż tyle.

Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#6
28.01.2025, 03:17  ✶  
Jonathan nie poczuł się urażony. Wręcz przeciwnie, uśmiechnął się szeroko, jakby Millie powiedziała mu właśnie najznamienitszy komplement.
– Millie, ja nie kryję się ze swoją miłością do mody, zwłaszcza że wiem co nosić, jak nosić i jak w tym wszystkim wyglądać i świetnie i czuć się dobrze – oznajmił dla potwierdzenia swoich słów, poprawiając drogą marynarkę, narzuconą na równie drogą koszulę chociaż obie te rzeczy, nawet jeśli Moody nie była pewnie w stanie dostrzec różnicy, pochodziły z kolekcji przeznaczonej na bardziej luźniejsze, nieoficjalne spotkania. Uniósł brwi. – Nie masz pewnie zdjęć tego wspaniałego widoku?
Teraz gdy o tym myślał, był to największy skandal tego świata, że chyba nigdy nie dane mu było zobaczyć Morpheusa Longbottoma w jeansach. Zakładał, że to już on by je prędzej założył niż przyjaciel.

– Czyli rozumiem, że lepiej pognać na swoim rumaku dalej, z dala od tej księżniczki – mruknął w odpowiedzi, nieco zamyślony, bardzo taktycznie udając, że nie miał wielu pytań na temat wyrażenia Może gdybym umarła i wdupiła się ze swoją duszą w ciało mojego brata to miałabym jakiekolwiek szanse. Co? Zamyślił się na chwilę. Millie wyraźnie to dalej ruszało i nie mógł się powstrzymać, aby nie pomyśleć o Jeanie. Czy on kiedyś też wspomni komuś innemu o Jonathanie, ten ktoś zada podobne pytanie, a w odpowiedzi otrzyma tą nieprzyjemną odpowiedź? Jego wzrok powędrował w kierunku opadłych już płatków róż w lemoniadzie i poczuł jak całe jego ciało próbuje odepchnąć ogarniający go smutek. Bo Jean był przecież na pewno teraz smutny i Selwyn martwił się, mimo wszystko, jak on ten smutek zniesie bez niego. Nie chciał przecież aby cierpiał, już nie. Nie mógł jednak też dać się pokierować podszeptom swojego gryfińskiego kompleksu i zgodzić się na wspólne życie, tylko po to, aby ktoś, kto był dla niego kiedyś tak ważny, na pewno nie był smutny. Prawda? Życie w udawanej sztuce, poświęcenie samego siebie dla szczęścia innych i upewnienia się, że nigdy nie będzie już żadnych gróźb. Budzenie się w czyiś ramionach, które były zimniejsze niż wczesniej, tylko po to, aby nigdy nie pokrywały ich łzy? W końcu wcielał się już w tragiczne role.

Na jej kolejne słowa otrząsnął się z ponurych rozmyśleń i po prostu wyciągnął z kieszeni marynarki niewielki ołówek, chwytając jedną z serwetek.
– Nie moja droga. Nie sądzę, że działa w ten sposób. Ani małżeństwo, ani założenie rodziny nie są zawsze gwarantowane, a ani jedno, ani drugie nie zapewnia ogarnięcia się – powiedział, gotowy skupić się na wypisywaniu imion byle tylko nie myśleć o własnych problemach. Przestał zakładać, że kiedykolwiek się ożeni i będzie miał dzieci kiedy był szalenie zakochany w Jeanie, a teraz? Teraz po prostu chciał być z kimś kiedyś szczęśliwy. – Ale myślę, że kiedyś kogoś znajdziesz. Męża lub nie. Wedle twojej preferencji. No dobrze. Pierwsze imię?
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#7
30.01.2025, 12:29  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.02.2025, 07:45 przez Millie Moody.)  
Przechwałki na temat mody skomentowała tylko tak odznaczającym się wywinięciem gałek ocznych, że najprawdopodobniej jej złote tęczówki miały szansę obejrzeć głowę od środka. Zaraz potem parsknęła w rozbawieniu, na jego pytanie o zdjęcie Morpheusa w jeansach.
– Byłam przekonana, że go widziałeś, bo.. chyba też szlajałeś się w tedy po naszym gniazdku? No ale ok ok, następnym razem jak będę się z nim zakładać, to dam Ci znać wcześniej sam se zrobisz fotkę. – Zaproponowała upijając posłodzoną wodę, nie mając pojęcia jakie emocje wzbudzają w rozmówcy pływające w niej farfocle. Na tym etapie jednak trzeba byłoby być ślepym, żeby zauważyć, że coś nie tak dzieje się z Jonathanem i to "nie tak" ma związek z jej opowieścią o utraconej miłości.

– Eee... dobra stary, coś się dzieje? Pokłóciłeś się z kimś? Ja wiem że dzieli nas tysiące lat, ale możesz mi powiedzieć, może spróbuję pomóc, tak jak teraz Ty będziesz pomagał mi uporządkować ten bajzel. – zasugerowała, z torebki (KURWA JEBANA MAĆ CO TO ZA W OGÓLE POMYSŁ - BRAK KIESZENI I KONIECZNOŚĆ DŹWIGANIA JAKIEGOŚ WORKA ZE SOBĄ) i wyciągnęła z niej talię kart, wysłużonych latami użytkowania, pierwsza talia, którą dostała od Morpheusa i jedyna, którą używała do wróżenia. Poklepała karty sugestywnie. – Miałam dobrego nauczyciela wiesz? Nie bądź jak Erik, który nie dał mi zrobić tarota na jego sprawy sercowe. Pliz, będzie fajnie obiecuje. – Gówno, a nie fajnie, każdy kto wiedział jakie karty są w środku jakie diabły wieże i miecze przebijające skórę, każdy kto wiedział co jest w środku znał ryzyko. Ale teraz jej ciekawość była pobudzona, bo jak sięgała pamięcią (nawet jeśli nie znali się jakoś wybitnie długo) to nikt koło Jonathana się nie kręcił, no może poza tą ich kumpelą Charlottą, nigdy jednak nie wnikała w detale. Chociaż może to to? – Smutno Ci z powodu tego że plotkują o ślubie z tą dupą, co Cie wystawiła dwadzieścia lat temu? – spróbowała trafić.

Chociaż może lepiej było się nie rozdrabniać tylko skupić na uporządkowaniu życia sercowego Moody? A było ono kurwa tak pojebane, że aż śmieszne. Bardzo śmieszne. Haha. Umierała ze śmiechu.
– Nie nie, żadnych imion możemy nie wiem im nadać zwierzęce totemy, ok? Randka w ciemno. Będzie Ci łatwiej uwierz mi, świat jest mały, jeszcze się okaże że zdradzam prywatne sekrety jakiegoś Twojego kumpla, nie nie rucham się z Morfiną, o to nie musisz się martwić. Anyway... Dobra, więc numer jeden to Pies. Jest... nie wiem jak to powiedzieć. Jest chodzącym kurwa ideałem. Myślisz, że mogę tu palić? Łączą godziny rozmów, bo znamy się właściwie od dzieciaka, łączą nas wspólne lata wzajemnej o siebie troski, dźwigania siebie w takich trudnych momentach, ale... hm... no jestem dla niego jak siostra. Znaczy trochę tam jesteśmy spokrewnieni, ale kto nie jest w tym całym pierdolonym grajdołku. – i tak zapaliła. – Przegrana sprawa, tak to czuje. Boli serce za każdym razem gdy o nim pomyśle, a moje głupie przywiązanie tylko psuje wszystko. Tylko że wiesz... wyznacza mi to pewne standardy, a pod kątem takiego dogadania się i nie wiem... takiego flow, to nie mam drugiego takiego. No. Człowieka obok. – Jakby rozprawianie się z Eden nie wystarczyło. Miała talent, trzeba było jej to przyznać.

– Numer dwa to... mmm... Małpa. – Uśmiechnęła się rozbawiona na to skojarzenie. Może adekwatne, zważywszy na bardzo szczupłą ale wciąż atletyczną sylwetkę. – To jest taki chłopak, któremu kurwa powiem wszystko bez zahamowań. Jak miałam zajebisty dołek kilka lat temu, to w ogóle śmieszna akcja, pomógł mi do zera ogolić głowę, bo ja w szale to prawie sobie łeb pocięłam. Ćpaliśmy kiedyś, ruchaliśmy się, potem nie widzieliśmy kilka lat. Teraz spotkałam go przypadkiem i rozmowa z nim... nie wiem. Poczułam, że mogę powiedzieć mu kurwa wszystko bez filtra, że mogę mu ufać, wyrzygać z siebie cały ten szlam i on i tak będzie z tym ok. Nosi czasem kiecki, co też jest takie... fajne dla mnie bo ja, wiesz... nie wiem, ale jak rozmawiamy o ciuchach, to ja bym może wolała mieć dobrze skrojony garnitur? Może lepiej bym się w tym czuła niż ciągle w sukienkach, ee... nie wiem czy kumasz o co mi chodzi. – Ona sama do końca nie kumała, więc nie zdziwiłaby się, gdyby Selwyn zaprzeczył.


– Jest też Paw, dumny kolorowy. Jest chłodny w obyciu, ale w sumie pasuje mi to. Nie narzuca się, ale jak czasem na mnie spojrzy, jak mnie namaluje, mam wrażenie jakby dotykał mojej duszy. I wiesz, że obraził się na mnie, że go olałam, bo nie wiedział, że byłam w śpiączce? Kocha tworzyć, tak jak ja, czuje się przy nim... taka... dorosła. Fajnie jest być czyjąś muzą, chociaż nie wiem, to nie brzmi jak rozwiązanie na całe życie, bo muzy w końcu się nudzą? – Chyba chciała stwierdzić, ale jednak pojawił się znak zapytania na końcu, znak zwątpienia.

– Dobra dalej, eee... jest Kociak. To jest grube story, bo w sumie zawsze byliśmy kumplami, ale kilka dni temu przyćpaliśmy herbatę z grzybów i ja nie wiem, może jakąś amortencje ktoś mu wlał dla beki, bo na mnie to nie działa za bardzo? Od tego czasu wysyła mi kwiaty, biega za mną z wywalonym ozorem, ślini się pod drzwami. Spaliśmy ze soba kilka razy, wiesz... eee tak bez seksu w ubraniach, bo fajnie jest mieć się do kogo przytulić i ja jestem przekonana, że to jest dobry chłopak, zupełnie inny niż Ci z którymi spotykałam się do tej pory, ale... Nie wiem. Czuje się niezręcznie z faktem, że wiesz, że on to chyba najchętniej już by mnie przed ołtarz zaciągnął, a w sumie no... przyćpaliśmy grzyby i tyle. To chyba nie powinno tak działać chyba? – Pół życia szarpania się z ludźmi o których uwagę trzeba było zabiegać, a teraz dźwignąć to, że ktoś daje jej atencje za darmo? Miała ochotę ukryć się w jakiejś skorupce i udawać, że wcale jej tam nie ma.

– Jest też Wąż. Świeża sprawa w sumie, lata się nie widzieliśmy ale typek cytuję "został zaintrygowany moją odpowiedzią na zamówienie obrazu" i zaprosił mnie na randkę i och kurwa jaka to była zajebista randka, najlepsza na jakiej kiedykolwiek byłam... – zaciągnęła się mocno, uciekając wspomnieniami do rozgwieżdżonego nieba wypalonego pod cienką warstwą powiek– Jakbym była jakąś pierdoloną księżniczką zabraną na latający dywan, nie mogłam pozbyć się tego wrażenia. Jest... nie wiem... jest tak doskonały, że aż nierealny. Śliczny. Mówiący wierszem. No.... – umilkła na moment, bo wady w sumie jednak całkiem łatwo było znaleźć, więc zakończyła z dużo większą dozą goryczy niż zachwytu:– Z dzieckiem i w sumie to za kilka miesięcy wypierdoli za morze, pewnie chce mnie tylko zaliczyć, żeby mieć do czego sobie walić konia w czasie rejsu. – Próbowała się zaśmiać z tego jakże śmiesznego żartu, ale wyszło jej to bardzo żałośnie. Zanihilowała peta różdżką i spłukała gardło wodą. Zdecydowanie za mało procentów.

– Dobra kolejny niech będzie Kogut. Jest zajebiście zabawny, znamy się też już kilka lat. Zazwyczaj przy takich znajomościach to raczej byśmy się przespali ze sobą raz czy dwa, choćby wiesz po pijaku, po jakiejś imprezie, ale nie. Chyba nie jest zainteresowany. W sensie wiesz, nie jestem w jego typie, a ja nikogo nie będę siłą do łóżka ciągnąć. Już dawno odpuściłam sobie myślenie, że coś teges, że mogłoby nie wiem, że mogłoby kliknąć między nami. Ale ostatnio... Tydzień temu była taka akcja na tej jebanej plaży, że było mi w chuj ciężko i jemu było w chuj ciężko i tak jakoś pocierpieliśmy razem i... Było mi lżej. I byliśmy naprawdę blisko. Ten Kogut to z tego wszystkiego taki chyba najbardziej normalny jest? Tak mi się wydaje tylko no... tak ee... całkiem możliwe, że rzeczywiście nie jestem w jego typie, bo no garnitur nie wystarczy, żeby być facetem, co nie? – Karuzela rozpędzała się, zwierzątka w korowodzie wirowały, a Moody zzieleniała, jakby zaraz miała zwymiotować.

– A na końcu Pająk. Czarny, smolisty kurwa, zupełnie jak jego krew. To jest taki chodzący red flag, absolutnie nie powinnam nigdy więcej się z nim kontaktować, z resztą po tym ostatnim zebraniu klubu szachowego to podejrzewam pierwsze nazwisko na liście ludzi do unikania. Ale och powiem Ci jego krew jest uzależniająca... On jest uzależniający. Zawsze jak się widzimy, to czuję taką siłę, której nie mogę się oprzeć. Daje mi ze sobą zrobić wszystko i żeby nie było, sam jest pierdolonym brutalem, ale hehe, nie ma nic piękniejszego niż sprowadzić takiego typa do parteru. Jeszcze raz i jeszcze raz... – umilkła, zasłaniając usta szklanką, bo zauważyła zbliżającą się kelnerkę niosącą tonę zamówionych smakołyków. Postanowiła finalnie nie robić trzody Jonathanowi i grzecznie milczała w czasie serwowania dań. Zupełnie jakby była miłą, uprzejmą, normalną, dziewczyną. Miała ochotę krzyczeć od nadmiaru, który sama sobie zaserowała. Miała ochotę gdzieś uciec. Miała ochotę trwać za maską i udawać, że świat wokół niej nie płonie.
– Poproszę jeszcze podwójną whisky. Bez lodu – dodała, ignorując zdziwione spojrzenie kelnerki. Za hajs Jonathana baluj, nie mogło być tak, że taka vivisekcja odwalała się bez znieczulenia.

Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#8
03.02.2025, 16:24  ✶  
– Przyszedłem następnego dnia i od razu musiałem przeciskać się po ścianach i ganiać ghule, ale przypomnij mi, abym następnym razem trzymał kciuki za ciebie w zakładach z drogim Morphym – powiedział uśmiechając się na tę myśl. W pierwszej chwili chciał nawet oferować pomoc w wyborze stroju, ale uznał, że w tym wyjątkowym przypadku lepiej będzie zdać się na gust Moody.

Jonathan przez chwilę milczał, wciąż wpatrując się intensywnie w płatki róży, unoszące się pomiędzy kostkami lodu na tafli zaróżowionej wody z bąbelkami. No cóż... Najwyraźniej nie ukrywał wystarczająco dobrze, że coś go dręczyło, ale... Czy byłby gotowy powiedzieć o tym Millie? Lubił ją, oczywiście, ale czarownica wydawała mu się ostatnią osobą, która potrafiłaby udzielić mu sensownych porad, tylko że z drugiej strony... Czy przypadkiem zmiana perspektywy nie byłaby dla niego dobra? Westchnął cicho i wrócił spojrzeniem do kobiety.
– Mildred, po pierwsze proszę cię mów z szacunkiem o mojej drogiej przyjaciółce i matce mojego chrześniaka. Po drugie nie po to zaplanowałem wraz z nią najznamienitsze wesele z twistem w historii magicznej socjety tego kraju, aby ktoś potem mówił, że to ona mnie wystawiła. To był wspólny plan, a mowa która wygłosiłem, jasno to sugerujacą, zapisała się w kanonie przemów magicznych, więc proszę cię moja droga, poproś Morphy'ego o jakiś wykład że sprawach społecznych, skoro jest Ci nie znana. A po trzecie... – Westchnął cicho i dźgnął płatek róży swoją rurką tylko po to, aby wiedziony dziwnymi wyrzutami sumienia, od razu upewnić się, że jednak nic mu nie było. – Rzeczywiście mam pewne... Zmartwienie natury miłosnej, ale... Ale skupmy się najpierw na tobie!

Nie pozwolil wyciągnąć od siebie na razie nic więcej. Po prostu przy każdym z imion, zapisywał krótką notatkę, tak aby mieć jasny pogląd na te sytuacje.
Pies – Miły, ale jak brat. Chodzący ideał. Wyznacza standardy.
Małpa – Absolutnie nie. Ogolił jej głowę.

– Nie wiem Millie czy wiem o co ci chodzi, ale myślę, że mogę ci znaleźć ładne kobiece garnitury, jeśli tak ci będzie lepiej – odpowiedział, robiąc też notatkę o namiarach na krawca.
Co dalej?
Paw – sensowny kandydat i chyba zna się na modzie.
– Niektóre muzy trwaja wiecznie – dodał, uznając że może to był jakoś trop dla czarownicy.
Kociak – Miły, kumpel, za szybko chce ślubu
– A gdyby odwieść go od ślubu? – zasugerował, przyglądając się swojej liście, próbując rozszyfrować o kogo mogło chodzić. – Chyba że to jakiś przekręt. Może jego rodzina ma długi i musi szybko się ożenić bo... Sam nie wiem. Albo ktoś go ściga? Nie ma przypadkiem na nazwisko Prewett? Prewettom nie można ufać w przekrętach i miłości. Moja kuzynka to przerabiała.
Wąż – romantyk ale mówi wierszem. Pewnie zaraz wyruszy na żeglugę.
Jonathan zmarszczył brwi.
– Ale... Mówi wierszem cały czas? – Niepokojące.
Kogut – Zabawny, normalny, gej.
– Jesteś pewna? Wiesz, czyjeś zainteresowania mogą być... Rozległe. – Nie wyglądało to dobrze.
Pająk...
Miał zacząć notować, ale przerwał i spojrzał na nią poważnie.
– Nie rób sobie tego Millie. Nie umawiał się z kimś kto cię uzależnia w ten sposób, że jesteś gotowa zignorować wszystkie czerwone chorągiewki.
Ale przecież on nie ignorował wszystkich czerwonych chorągiewek. Jean nie był taki kiedy się poznali. Jean troszczył się o niego. Nikt nigdy wcześniej i pewnie później nie oddałby mu się z taką troską, jak on kiedy siedział przy nim w chorobie dopiero na początku ich związku. Jak miał ignorować coś czego nie było?
– Dla mnie też – poprosił kelnerkę, czując nagła potrzebę aby wypalić rosnące w jego klatce piersiowej uczucie. – No dobrze Millie. Może zadam przewrotne pytanie. Którym osobom z tej listy byłabyś w stanie powiedzieć kiedyś, że miałaś takie oroblemy? Być szczera odnośnie swojej historii miłosnej wiedząc, że zazdrość będzie jedynie zdrowa i nie potrwa długo.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#9
27.02.2025, 07:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.03.2025, 16:09 przez Millie Moody.)  
Pytanie zdawało się podchwytliwe, ale w gruncie rzeczy łatwiej było jej zabrać od niego serwetki, niż je pozostawić. Czasem ciężko się jej o tym pamiętało, ale Ci którzy ją kochali mieli do niej ogrom cierpliwości. No dobrze, może nie wszyscy. Może czyściuchowe snoby obrażały się, że była w śpiączce i miała gorszy czas. Ale z drugiej strony co mogła wiedzieć o Flintym poza faktem, że świetnie całuje? Czy brak zazdrości u Thomasa byłby rzeczywiście zdrowy? Czy Basilius nie zareagowałby bardzo dziwnie, gdyby wiedział, że czasem obczaja jego tyłek? Była poirytowana. Na siebie, na tę sytuację, na Jonathana, że tak łatwo wyciągnął z niej całą litanię. Zabrała mu wszystkie serwetki i zmięła je bezceremonialnie po czym od razu sięgnęła po karty - jej osobistą tarczę.

Ostatecznie Jonathan nie załapał się na tarota po plaży.

Nim cokolwiek powiedział zaczęła tasować, a na jej twarz powrócił lekko kpiący uśmiech.
– Słuchaj cyganka prawdę Ci powie. Ja nie będę kart pytać o to co mam robić, bo już je pytałam. Jebną fochem, jak drugi raz to zrobię, skoro za pierwszym razem powiedziały, że mam ogarnąć dupę i skupić się na pracy. – Ilość wielkich arkanów trochę zatrważała w tamtym rozkładzie, ale nie było to wcale aż tak istotne. Chyba najbardziej cieszyło ją to, że nie pojawiała się tam VI kielichów, która dla Millie była reprezentacją jej najbliższej więzi, tej z bratem.

Wyszeptała kilka słów w sterane życiem kartoniki, prezent jeszcze od Papcia Morfiny, który próbował nastolatce jakoś pomóc w przymusowym leżeniu po złamaniu nogi.
– Nie ma nic lepszego na problemy sercowe, niż porady kartowe. Serio. Nie istnieje lepszy reality check. – Jak gwałtownie zaczęła, tak gwałtownie zakończyła, przełożyła mamrocząc coś do siebie i trzymając mocno talię, dopiero teraz wolną ręką odgarnęła zastawę, aby mieć miejsce dla "prawdy".

Widok obrazków przywołał na jej twarzy bardzo zaniepokojony wyraz. Ściągnięte brwi zmartwienia, może trochę niedowierzania. Nie trzeba było być geniuszem wróżbiarstwa, żeby ogarniać, że górujący nad układem diabeł i leżący opodal niego martwy mężczyzna przebity dziesięcioma mieczami to nie jest najlepsza wróżba.

– Słuchaj, ok, masz przejebane. Jeżeli jakkolwiek Cię to pocieszy... absolutnie tego nie widać na zewnątrz. – to powiedziawszy stuknęła w kartę odwróconej parki machającej rozłożystej tęczy. – Znaczy no trochę widać, ale nie że akurat to. Równie dobrze, mogłeś mi ściemniać, że jesteś zmęczony robotą i chuj, uwierzyłabym Ci bez problemu. Ale wracając do kart... Punktem wyjścia problemu jest to, że totalnie odciąłeś się od swoich emocji, z powodu niechęci do kontynuowania tej relacji. Jakby no... każda relacja wymaga wkładu, a ósemka denarów odwrócona mówi o tym, że jak zaczęły się problemy to zawinąłeś ogon pod siebie i udajesz, że to Cię nigdy nie obchodziło. – punktowała wskazując na mały krzyż - kobietę z mieczami i kującego złoto rzemieślnika. A potem pokręciła głową sapiąc w przytłoczeniu kolejnymi informacjami, które punkt po punkcie otwierały się w jej głowie.– Oczywiście są też większe zmartwienia, kloce jakieś takie... patrz tu mamy okładanie się pałami po głowie. To karta upartości, każdy ciągnie w swoją stronę, nikt nie chce odpuścić przekonany o własnej racji, ale karty nie rozstrzygają wiesz... kto ma racje. W przeszłości ten mag... to jakaś forma kłamstwa, oszustwa i nieszczerości. To przekonanie o tym, że wszystko jest zajebiście, że możecie wszystko, ale zbudowane na wątłych fundamentach. Teraz z kolei szarpiesz się z rzeczywistością – palec powędrował na diabła – Ale akurat odwrócenie tej karty to profit... kiedy diabeł się odwraca, oznacza, że problemy powoli odejdą. Że mgła opadnie, a Ty zobaczysz rozwiązanie, poczujesz się lepiej. Z resztą... ten tu trupek ma podobne przesłanie. Odbijesz się od dna, teraz jest najgorszy punkt a potem, jeśli nie zbraknie Ci cierpliwości, i... nie wiem... łagodności do siebie i tej laski, to może uda się jeśli nie wrócić do siebie, to chociaż załagodzić to napięcie, zacząć leczyć rany. I wiesz... – wzięła kartę typa, który kradł miecze – Hm... ten koleś to karta oszukiwania, może siebie kogoś innego. Ale jak jest odwrócony, to może pojawi się w Tobie ta możliwość, opcja, nie wiem... żeby przestać mącić i zacząć sobie wyjaśniać sprawy. Nie wiem czy wiesz, chyba nawet nie chcę wiedzieć o kogo chodzi. – przyszła jej do głowy Brenna, ale nie odważyła się tego powiedzieć głośno. – The point is, masz przejebane i ten konflikt w chuj Cię drenuje. Potrzeba czasu, szczerości i odpuszczenia wiesz ciągnięcia w swoją stronę. A wtedy... – wróciła oczami do kart, żeby sięgnąć za zasłonę i dostrzec omen przyszłości.

Rzut Symbol 1d258 - 141
Mucha (zadrażnienia w domu)


...było to jednak bardzo trudne. Mucha, jebana mucha, bzyczała jej cały czas za każdym razem gdy łapała choć odrobinę koncentracji. W końcu jednak przyszło zrozumienie. Mimowolnie parsknęła śmiechem.
– Sorka, to nie z Ciebie, słuchaj... ee... och słyszę ją... domową kłótnię. Ale to nie chodzi o tą sprawę. Jak ona się wyciszy, przyjdzie nowy problem, kolejne nieporozumienie. Sprzeczka w domu. – próbowała uśmiechnąć się pocieszająco. – Musimy kiedyś umówić się na chlanie bimbru a nie sączenie wińska publiczne. Mam poczucie, że nasze historie zasługują na wersję nieocenzurowaną.
[+]taroty
1. 2 miecze
2. rev 8 denarów

3. rev 7 buław
4. rev Mag
5. rev Diabeł
6. rev 7 denarów

7. 7 mieczy
8. rev 10 kielichów
9. 4 buław
10. rev 10 mieczy
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#10
05.03.2025, 15:59  ✶  
– Moja droga, pogięcie serwetek nie sprawi, że moje pytanie przestanie być aktualne, a odpowiedź będzie mniej pragnąć, aby zostać wypowiedziana na głos – powiedział, widząc jak Millie bezceremonialnie pozbywa się listy, na której zapisała chwilę wcześniej imiona swoich potencjalnych zalotników, ale w momencie kiedy wypowiedział te słowa, ona już tasowała karty tarota i rozłożyła przed nim... Jakieś obrazki.
Hm... Niby diabeł i przebity mieczami trup nie prezentowały się najlepiej, ale kiedyś, gdy był jeszcze w Hogwarcie, za każdym razem na widok Śmierci w czyimś tarocie łapał się za głowę, tylko po to aby dowiedzieć się, że nie jest to aż tak tragiczna karta, więc kto wie? Może diabeł tak naprawdę zwiastował coś innego? Na przykład karierę prawniczą.
Masz przejebane.

Oh... A może i nie. Paradoksalnie, gdy tylko usłyszał to stwierdzenie, nachylił się do niej bliżej zdecydowanie bardziej zainteresowany potencjalnymi dramatami w jego życiu. A potem zmarszczył bardzo zaniepokojony brwi. Było widać, że miał zmartwienia? Pomimo tych wszystkich kremów jego bezsenność wychodziła na wierzch? Na bogów...

Nie podobało mu się to co mówiła. Jednak tragicznie nie było, ale... Ale to wszystko co opisywała.... Nagle zrobiło się tu jakoś duszniej. On się nie okłamywał. To był koniec. Nie było niczego więcej. Miało nie był niczego więcej. Nie chciał... Nie chciał już więcej z nim rozmawiać. Nie. To miało być zakończone. Tylko... Tylko, że te wyrzuty sumienia, ta troską że względu na tyle wspólnie spędzonych lat, ponownie zaczynała się do niego dobijać. Musiał mu to kiedyś wyjaśnić. Musiał z nim porozmawiać. Ale co jeśli wtedy do siebie wrócą? Co jeśli...
– Mgła opadnie – wymamrotał, bardziej do siebie niż do niej, i dopiero po chwili przypomniał sobie, że jego maska pozornie mającego dobry dzień czarodzieja, powoli zaczyna opadać.  – Hm... Czyli jednak diabeł nie jest taki tragiczny.  Tak... Złagodzenie ran. To... To chyba coś czego może kiedyś bym chciał dla dobra swojego i... jeg-jej. – Nie miał pojęcia co się działo, że tak wytrącał się teraz z równowagi. Przecież wszystko było dobrze. Nie było żadnej tragedii. Żadnej.
– Domowa kłótnia? — Na bogów, z kim miałby się kłócić? Nikt nie przychodził mu do głowy. Jeśli Ci których traktował jako rodzina, nie obrazili się na niego przy okazji wampirzych problemów, to jak mieliby się obrazić na niego teraz?

– Millie, no nie wiem moja droga. Ta historia wymagałaby tego, aby ktoś też był szczery w swoim opowiadaniu. – Uśmiechnął się do niej. Powoli wracał do siebie. Powoli było dobrze. – W każdym razie, tak sobie myślałem. Zielone ściany w salonie, ale takie ciemniejsze. Trzeba byłoby to jednak rozjaśnić dodatkami. Ewentualnie beże chociaż sam nie wiem. Nie chcę by pomieszczenia wyglądały bezdusznie jeśli wiesz co mam na myśli. No i mural. I żadnych sowieckich meblościanek.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Millie Moody (3978), Jonathan Selwyn (2417)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa