29.01.2023, 18:19 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.01.2023, 18:31 przez Chester Rookwood.)
Harper Moody, Szefowa Biura Aurorów prosi cię o przyjście do jej gabinetu. Jej twarz nie wyraża zbyt wielu emocji, chociaż normalnie jest dosyć żywiołową osobą. Po zamknięciu drzwi przechodzi obok swojego biurka. Nie siada na krześle, jedynie staje za blatem i pociera usta dłonią. Przenosi wzrok na ciebie po upływie kilku długich sekund.
Mówi: "Wyjaśnij mi to, co wydarzyło się dzisiaj na spotkaniu na polanie. Ze szczegółami, Chesterze."
— Od razu po swoim przybyciu, postępując zgodnie z znanymi mi procedurami, poruszyłem temat tras patrolów i kwestie wart oraz wykorzystywania podczas sabatu przekazanego przez Ministerstwo wyposażenia. Padły konkretne propozycje, do których nie miałem większych zastrzeżeń. Niemniej od tego momentu spotkanie zdawało się przedłużać i nawet byłem świadkiem dyskusji co do wyboru odpowiedniego koloru flar sygnałowych, zupełnie jakbyśmy byli odpowiedzialni za zorganizowanie pokazu sztucznych ogni podczas Beltane zamiast zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim osobom biorącym udział w tym sabacie. Zgłosiłem swoje zastrzeżenia Brygadziście Longbottom, odpowiadającemu za wszystkich tam zebranych Brygadzistów. Dla mnie tego typu dyskusje to marnotrawienie czasu, który można przeznaczyć na wprowadzenie planów w życie tak, aby zmniejszyć ryzyko wystąpienia incydentów zagrażających bezpieczeństwu świętujących. A w razie ich wystąpienia sprawnie ewakuować tych ludzi. Pragnę również zauważyć, że było nas za mało. Część ludzi nie dotarła na miejsce spotkania. Jako, że zostałem wyznaczony na czas sabatu do pełnienia funkcji lidera po stronie Aurorów to chciałbym zasugerować wyciągnięcie konsekwencji względem tych pracowników Biura, którzy nie stawili się na to spotkanie z innych przyczyn, niż zawodowe lub nagłe zobowiązania — Stojąc przed obliczem szefowej, stał wyprostowany, poważny i bez cienia niepokoju. Obie dłonie trzymał za plecami. Co ma być to będzie. Po zapoznaniu się ze swoją trasą na czas patrolu i ogrodzeniu ogniska magiczną taśmą zamierzał wrócić do Biura Aurorów po to, aby samemu zdać raport z przebiegu tego spotkania. Widocznie ktoś go w tym ubiegł, skoro został poproszony o przyjście do gabinetu szefowej. Podczas tamtego spotkania najwięcej na jego temat miały do powiedzenia Heather Wood, Brenna Longbottom i Mavelle Bones.
Przepracował w tym biurze praktycznie dwadzieścia pięć lat, koordynując niejedną taką akcję i preferując aktywne działanie zamiast przegadywania każdej sprawy z podwładnymi. Miał też na swoim koncie inne sukcesy i wykazał się skutecznością podczas poszukiwań Grindelwalda. Wolał jasny podział obowiązków. Ktoś opracowuje plany i wydaje polecenia, ktoś inny je wypełnia. Tak działa dobrze naoliwiona maszyna. Pozwolenie na to, aby wszyscy wspólnie decydowali nie było dobrym pomysłem i tak się zawsze kończyło, a co gorsza poddawało w wątpliwość konieczność powołania kogokolwiek na stanowisko liderów. Zawsze sumiennie wykonywał powierzone mu obowiązki, choć w takich sytuacjach jak ta nie zgadzał się z przełożonymi. Teraz działania Biura Aurorów i Brygady Uderzeniowej stały w sprzeczności z jego lojalnością dla Czarnego Pana, jednak musiał to wszystko pogodzić.
— Po tym, jak wyraziłem swoje zastrzeżenia Brygadziście Longbottom, oczekiwałem na odpowiedź z jego strony. W międzyczasie doszło do dyskusji pomiędzy mną a podwładnymi odnośnie kwestii dowodzenia. Została ona zainicjonowana przez Brygadzistki: Heather Wood, Brennę Longbottom i Mavelle Bones. Jeśli pani sobie życzy, mogę nawet przytoczyć słowa wypowiedziane przez funkcjonariuszki. Taka sytuacja, w której podwładni wtrącają się w rozmowę dwóch liderów po to aby wyrazić swój stosunek do poruszonej przeze mnie kwestii, nie powinna mieć w ogóle miejsca. Podobnież, jak kwestionowanie kompetencji swoich nawet niebezpośrednich przełożonych, odmawianie wykonywania zleconych przez nich poleceń i wygłaszanie swoich opinii odnośnie osób wyznaczonych do ordynowania czynności mających zagwarantować bezpieczeństwo wszystkim obchodzącym Beltane. W takich sytuacjach jak obecna, istotne jest, żeby zachować porządek, trzymać się wytycznych i ściśle współpracować. Wszystko to natomiast będzie znacząco utrudnione, jeśli wśród nas zaburzona zostanie hierarchia i zapanuje ogólne rozluźnienie. Przyzwalając na to, pozostawimy pole do działania dla tych, którzy mogliby w tej sytuacji zaatakować, narażając życie setek czarodziejów. W moim odczuciu właśnie do tego doszło, stawiając mnie w konieczności nadania właściwego toru temu zebraniu. Za pozwoleniem, chciałbym zasugerować zweryfikowanie dotychczasowych wytycznych odnośnie udziału wszystkich pracowników Departamentu Przestrzegania Prawa w łańcuchu dowodzenia, wliczając w to pozycje liderów — Zrobił chwilową pauzę na zaczerpnięcie oddechu, zwilżenie gardła i przestąpił z nogi na nogę. Po czym dalej kontynuował swoją wypowiedź. Miał naprawdę dużo do powiedzenia i niczego, co uznawał za istotne, nie zamierzał ukrywać przed swoją przełożoną. Nie owijał w bawełnę, choć zupełnie w innym tonie niż podczas tego niefortunnego spotkania na polanie. Nawet, gdy zdecydował się wyrazić swoje stanowisko odnośnie tamtego odgórnego polecenia, to tylko za pozwoleniem obecnej tu kobiety. Starał się zaprezentować właściwy stosunek zawodowy do przełożonej i okazywać jej odpowiednią ilość szacunku, jaką zdoła sobie zaskarbić u niego przez te wszystkie lata. Nie musiał jej lubić. W swoim mniemaniu musiał utrzymywać oficjalne stosunki, dopóki piastowała to stanowisko. Jest i będzie konkretnym człowiekiem, wolącym czyny od potoków słów oraz sztywne zasady. I przede wszystkim, porządek. Ustanowiona hierarchia istniała po to, aby jej przestrzegać.
— Pan Longbottom nie zamierzał przywołać do porządku Brygadzistek, z których jedna z nich jest jego siostrą, natomiast druga jego kuzynką. Nie sposób zaprzeczyć temu, że pokrewieństwo pomiędzy wyznaczonymi do ochrony Beltane Aurorami i Brygadzistami z rodziny Longbottom znacząco wpływa na ich pracę i efektywność. Może mieć też ogromne znaczenie podczas ewentualnego ataku, gdyż istnieje uzasadniona obawa, że zamiast zapanować nad sytuacją skłonią się ku ratowaniu swoich bliskich. Również wykazał się odmiennym stanowiskiem względem moich zastrzeżeń co charakteru tego spotkania, jednak udało nam się dojść do porozumienia w istotnych kwestiach i można było skupić się na dalszych przygotowaniach. Ja postanowiłem zapoznać się z trasą na czas patrolu oraz zgodnie z ustaleniami zabezpieczyć teren wokół ogniska za pomocą magicznej taśmy — Poruszył w tym momencie kwestię samych stosunków pomiędzy samymi Brygadzistami, które w jego odczuciu nie były wolne od wpływów koligacji rodzinnych czy wpływów osób na prestiżowych stanowiskach. Miał podstawy ku temu by wyrazić swoje obawy co właściwego stosunku sporej części Brygadzistów i Aurorów. Czy było coś, o czym jeszcze powinien powiedzieć szefowej? Swojego stosunku do Hardwicka nawet nie brał pod uwagę. W jego mniemaniu nie było aż tak istotne. Od mało przychylnego spojrzenia i pogardy jeszcze nikt nie umarł. Gdyby tak było i szlamy od tego padałaby jak muchy siatkoskrzydłe to już dawno ostaliby się wyłącznie czystokrwiści i czarodzieje półkrwi. A tak nic takiego nie miało miejsca. Poglądy rodzin podobnych do jego własnej nie były pilnie strzeżoną tajemnicą. Taką było poparcie dla Czarnego Pana i ukrywanie go pod swoim dachem.
Pozostawało mu czekać na jakąkolwiek reakcję ze strony swojej przełożonej. Przy odrobinie szczęścia wyjdzie z tego obronną ręką. Jeśli nie to w najlepszym razie czekają go nadgodziny. W najgorszym razie może zostać zawieszony, otrzymać naganę albo zostać zwolnionym.
Mówi: "Wyjaśnij mi to, co wydarzyło się dzisiaj na spotkaniu na polanie. Ze szczegółami, Chesterze."
— Od razu po swoim przybyciu, postępując zgodnie z znanymi mi procedurami, poruszyłem temat tras patrolów i kwestie wart oraz wykorzystywania podczas sabatu przekazanego przez Ministerstwo wyposażenia. Padły konkretne propozycje, do których nie miałem większych zastrzeżeń. Niemniej od tego momentu spotkanie zdawało się przedłużać i nawet byłem świadkiem dyskusji co do wyboru odpowiedniego koloru flar sygnałowych, zupełnie jakbyśmy byli odpowiedzialni za zorganizowanie pokazu sztucznych ogni podczas Beltane zamiast zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim osobom biorącym udział w tym sabacie. Zgłosiłem swoje zastrzeżenia Brygadziście Longbottom, odpowiadającemu za wszystkich tam zebranych Brygadzistów. Dla mnie tego typu dyskusje to marnotrawienie czasu, który można przeznaczyć na wprowadzenie planów w życie tak, aby zmniejszyć ryzyko wystąpienia incydentów zagrażających bezpieczeństwu świętujących. A w razie ich wystąpienia sprawnie ewakuować tych ludzi. Pragnę również zauważyć, że było nas za mało. Część ludzi nie dotarła na miejsce spotkania. Jako, że zostałem wyznaczony na czas sabatu do pełnienia funkcji lidera po stronie Aurorów to chciałbym zasugerować wyciągnięcie konsekwencji względem tych pracowników Biura, którzy nie stawili się na to spotkanie z innych przyczyn, niż zawodowe lub nagłe zobowiązania — Stojąc przed obliczem szefowej, stał wyprostowany, poważny i bez cienia niepokoju. Obie dłonie trzymał za plecami. Co ma być to będzie. Po zapoznaniu się ze swoją trasą na czas patrolu i ogrodzeniu ogniska magiczną taśmą zamierzał wrócić do Biura Aurorów po to, aby samemu zdać raport z przebiegu tego spotkania. Widocznie ktoś go w tym ubiegł, skoro został poproszony o przyjście do gabinetu szefowej. Podczas tamtego spotkania najwięcej na jego temat miały do powiedzenia Heather Wood, Brenna Longbottom i Mavelle Bones.
Przepracował w tym biurze praktycznie dwadzieścia pięć lat, koordynując niejedną taką akcję i preferując aktywne działanie zamiast przegadywania każdej sprawy z podwładnymi. Miał też na swoim koncie inne sukcesy i wykazał się skutecznością podczas poszukiwań Grindelwalda. Wolał jasny podział obowiązków. Ktoś opracowuje plany i wydaje polecenia, ktoś inny je wypełnia. Tak działa dobrze naoliwiona maszyna. Pozwolenie na to, aby wszyscy wspólnie decydowali nie było dobrym pomysłem i tak się zawsze kończyło, a co gorsza poddawało w wątpliwość konieczność powołania kogokolwiek na stanowisko liderów. Zawsze sumiennie wykonywał powierzone mu obowiązki, choć w takich sytuacjach jak ta nie zgadzał się z przełożonymi. Teraz działania Biura Aurorów i Brygady Uderzeniowej stały w sprzeczności z jego lojalnością dla Czarnego Pana, jednak musiał to wszystko pogodzić.
— Po tym, jak wyraziłem swoje zastrzeżenia Brygadziście Longbottom, oczekiwałem na odpowiedź z jego strony. W międzyczasie doszło do dyskusji pomiędzy mną a podwładnymi odnośnie kwestii dowodzenia. Została ona zainicjonowana przez Brygadzistki: Heather Wood, Brennę Longbottom i Mavelle Bones. Jeśli pani sobie życzy, mogę nawet przytoczyć słowa wypowiedziane przez funkcjonariuszki. Taka sytuacja, w której podwładni wtrącają się w rozmowę dwóch liderów po to aby wyrazić swój stosunek do poruszonej przeze mnie kwestii, nie powinna mieć w ogóle miejsca. Podobnież, jak kwestionowanie kompetencji swoich nawet niebezpośrednich przełożonych, odmawianie wykonywania zleconych przez nich poleceń i wygłaszanie swoich opinii odnośnie osób wyznaczonych do ordynowania czynności mających zagwarantować bezpieczeństwo wszystkim obchodzącym Beltane. W takich sytuacjach jak obecna, istotne jest, żeby zachować porządek, trzymać się wytycznych i ściśle współpracować. Wszystko to natomiast będzie znacząco utrudnione, jeśli wśród nas zaburzona zostanie hierarchia i zapanuje ogólne rozluźnienie. Przyzwalając na to, pozostawimy pole do działania dla tych, którzy mogliby w tej sytuacji zaatakować, narażając życie setek czarodziejów. W moim odczuciu właśnie do tego doszło, stawiając mnie w konieczności nadania właściwego toru temu zebraniu. Za pozwoleniem, chciałbym zasugerować zweryfikowanie dotychczasowych wytycznych odnośnie udziału wszystkich pracowników Departamentu Przestrzegania Prawa w łańcuchu dowodzenia, wliczając w to pozycje liderów — Zrobił chwilową pauzę na zaczerpnięcie oddechu, zwilżenie gardła i przestąpił z nogi na nogę. Po czym dalej kontynuował swoją wypowiedź. Miał naprawdę dużo do powiedzenia i niczego, co uznawał za istotne, nie zamierzał ukrywać przed swoją przełożoną. Nie owijał w bawełnę, choć zupełnie w innym tonie niż podczas tego niefortunnego spotkania na polanie. Nawet, gdy zdecydował się wyrazić swoje stanowisko odnośnie tamtego odgórnego polecenia, to tylko za pozwoleniem obecnej tu kobiety. Starał się zaprezentować właściwy stosunek zawodowy do przełożonej i okazywać jej odpowiednią ilość szacunku, jaką zdoła sobie zaskarbić u niego przez te wszystkie lata. Nie musiał jej lubić. W swoim mniemaniu musiał utrzymywać oficjalne stosunki, dopóki piastowała to stanowisko. Jest i będzie konkretnym człowiekiem, wolącym czyny od potoków słów oraz sztywne zasady. I przede wszystkim, porządek. Ustanowiona hierarchia istniała po to, aby jej przestrzegać.
— Pan Longbottom nie zamierzał przywołać do porządku Brygadzistek, z których jedna z nich jest jego siostrą, natomiast druga jego kuzynką. Nie sposób zaprzeczyć temu, że pokrewieństwo pomiędzy wyznaczonymi do ochrony Beltane Aurorami i Brygadzistami z rodziny Longbottom znacząco wpływa na ich pracę i efektywność. Może mieć też ogromne znaczenie podczas ewentualnego ataku, gdyż istnieje uzasadniona obawa, że zamiast zapanować nad sytuacją skłonią się ku ratowaniu swoich bliskich. Również wykazał się odmiennym stanowiskiem względem moich zastrzeżeń co charakteru tego spotkania, jednak udało nam się dojść do porozumienia w istotnych kwestiach i można było skupić się na dalszych przygotowaniach. Ja postanowiłem zapoznać się z trasą na czas patrolu oraz zgodnie z ustaleniami zabezpieczyć teren wokół ogniska za pomocą magicznej taśmy — Poruszył w tym momencie kwestię samych stosunków pomiędzy samymi Brygadzistami, które w jego odczuciu nie były wolne od wpływów koligacji rodzinnych czy wpływów osób na prestiżowych stanowiskach. Miał podstawy ku temu by wyrazić swoje obawy co właściwego stosunku sporej części Brygadzistów i Aurorów. Czy było coś, o czym jeszcze powinien powiedzieć szefowej? Swojego stosunku do Hardwicka nawet nie brał pod uwagę. W jego mniemaniu nie było aż tak istotne. Od mało przychylnego spojrzenia i pogardy jeszcze nikt nie umarł. Gdyby tak było i szlamy od tego padałaby jak muchy siatkoskrzydłe to już dawno ostaliby się wyłącznie czystokrwiści i czarodzieje półkrwi. A tak nic takiego nie miało miejsca. Poglądy rodzin podobnych do jego własnej nie były pilnie strzeżoną tajemnicą. Taką było poparcie dla Czarnego Pana i ukrywanie go pod swoim dachem.
Pozostawało mu czekać na jakąkolwiek reakcję ze strony swojej przełożonej. Przy odrobinie szczęścia wyjdzie z tego obronną ręką. Jeśli nie to w najlepszym razie czekają go nadgodziny. W najgorszym razie może zostać zawieszony, otrzymać naganę albo zostać zwolnionym.