• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[27.08.1972, Poranek] Głupi i głupszy

[27.08.1972, Poranek] Głupi i głupszy
Egzorcysta za flaszkę
"Masoneria kontroluje świat! Kim jest masoneria? No, tego, centaury ino, nie? Polej więcej!"
Dwumetrowy(200cm!!!) "olbrzym" o zaniedbanych włosach, brodzie i ciuchach pamiętających lata trzydzieste - z daleka widać, że życie nie obdarza Alfreda wieloma rzeczami, albo że on ich po prostu nie przyjmuje. Dziurawe rękawice bez palców noszone nawet w lato, zawsze jedna flaszka wystająca z przedniej kieszeni wybrudzonej kurtki. Jednak w oczach egzorcysty tli się płomień dziwnej, niepasującej do jego wyglądu charyzmy, a jego gadanie, mimo że często gęsto odklejone, przemawia może nie do rozumu słuchaczy - ale do ich serc.

Alfred Trelawney
#1
17.01.2025, 02:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2025, 23:27 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic IV

Niedzielne poranki dla każdego zaczynają się inaczej. Dla niektórych jest to bardzo duchowy dzień, dla innych - zwyczajna część tygodnia. Dla Alfreda? Dla Alfreda niedziela dwudziestego siódmego sierpnia była najprawdziwszym zerknięciem na to, jak wyglądać będzie piekło. Co się stało, skąd tak absurdalne emocje? Ano stąd, że Alfred, niech go Merlin przeklnie, zapomniał wczorajszego dnia uzupełnić zapasy trunków w swoim posiadaniu. Również puste były jego zasoby pieniędzy w głębokich kieszeniach jego kurtki... To wszystko zmusiło go do strasznego czynu, mianowicie chwilowego opuszczenia przytulnego Nokturnu. Głupio mu było żebrać od "swoich" na alkohol, więc na takie eskapady wyruszał na te bardziej porządne ulice, czasem kierując swe kroki nawet do mugolskich części Londynu, gdzie wyjątkowo łatwo żebrało się na smutne, bezdomne oczęta. Tym razem znajdował się akurat blisko domu, na Alei Horyzontalnej. Nie był jeszcze pewien, czy zgarnie tu jakiś łakomy kąsek - tak blisko Nokturnu każdy raczej jeszcze o nim słyszał, a czarodziei jakoś trudniej było przekonać do małego datku na rzecz mieszkańca Nokturnu - klasizm, powiadam wam, kla-sizm! Rozgorączkowane oczęta egzorcysty rozglądały się na wszystkie strony, szukając kogokolwiek, kto mógłby być dla niego w tej chwili darem z niebios - może ktoś wyglądał, jakby coś go trapiło? Może wykazywał objawy opętania?! Może, może, może! Tyle możliwości, które aż prosiły się o pomocną dłoń egzorcysty!
Poprawił swoją kurtkę, minimalnie próbując uspokoić swoje myśli, latające od jednej flaszki wódeczki do drugiej. Alkoholikom trudno się myśli o suchym pysku, co tu dużo mówić? Trudno było mu też usunąć wyjątkowo nieprzyjemny, naburmuszony wyraz twarzy. - Ah, gdyby tylko wódka leciała z publicznych kranów. Czemu nikt tego jeszcze nie opatentował? Skupiają się na jakichś idiotyzmach w stylu zmieniania rzeczy w złoto, zamiast spojrzeć ku prawdziwie potrzebnym wynalazkom - wody w wódkę! Albo nawet piwo, na brodę Merlina! Wyegzorcyzmowałbym chyba dwadzieścia duchów w zamian za łyk nawet piwa! - Dość późno zauważył, że wypowiada się na głos, i to dość donośnie. Na szczęście tak rano aleja była pustawa, toteż odchrząknął jedynie, próbując odzyskać godność, i powstrzymał się od rzucenia wzrokiem na to, czy ktoś posyła mu oburzone spojrzenia... Gdyby tylko znalazł się tu ktoś, kto mógłby pomóc Alfredowi!
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#2
19.01.2025, 00:55  ✶  

To nie był jej dzień. Cóż, nic nowego w ostatnim czasie. Miała wrażenie, że cały wszechświat próbował dać jej znać, że jest na straconej pozycji. Wyszła rano z psami na spacer, tak jak robiła codziennie, ale wtedy zupełnie znikąd pojawił się te poltergeist, który postanowił uprzykrzyć jej życie - nie zdążyła nawet mrugnąć i cyk, stała się mężczyzną. Jasne, dużo osób wspominało jej o tym, że ma większe jaja niż większość facetów, ale chyba nie chciała poczuć tego, jako faktycznego, fizycznego ciężaru. Wolałaby jednak nie musieć tego przeżywać. Nie zdążyła jednak złapać sprawcy całego zamieszania, oddalił się w stronę wschodzącego słońca.

Udała się do domu, żeby odprowadzić psy, zrobiła to w biegu, bo nie chciała, aby Astaroth zobaczył ją w takim stanie, na pewno by ją wyśmiał, zwłaszcza, że w tym miesiącu widział ją już z kaktusem na środku głowy, jeszcze brakowało tego, aby miał możliwość dostrzec jej kolejne niepowodzenie.

Wyruszyła na dalszy spacer, tym razem nogi zaniosły ją do jej ulubionek klątwołamaczki, która zasugerowała jej, że to minie i jest tylko chwiloe, i jutro zapomni o tej całej sytuacji - nie, żeby była z tego powodu zadowolona, zdecydowanie wolałaby mieć to z głowy, ale co innego jej pozostawało?

Jakoś się przemęczy, musiała. Przeglądała się w witrynach sklepów, które mijała. Tak właściwie to doszła do wniosku, że całkiem przystojny był z niej mężczyzna (to wcale nie było argumentem za tym, aby pozostać w tej postaci, dużo lepiej czuła się w swojej babskiej wersji).

Zmierzała w kierunku swojego mieszkania, wydawało jej się to najlepszą opcją - zaszyć się tam do kolejnego dnia, aby nikt znajomy nie widział jej takiej.

Tyle, że jej uwagę przykuł mężczyzna, którego mijała, w sumie to chyba był bezdomnym? Przynajmniej na takiego wyglądał. Chcąc nie chcąc usłyszała, co miał do powiedzenia i nie byłaby sobą, gdyby się nie odezwała, jej porywczość prowadziła ją do takich zupełnie niepotrzebnych zaczepek.

- Suszy? - Zapytała stając tuż obok niego. W sumie nie znała typa, nie wiedziała, że jest najbardziej znanym żulem w okolicy, bo dosyć rzadko się tutaj pojawiała.

- Warto wziąć los w swoje ręce, nie sądzę, żeby wódka miała zacząć się lać z kranów. - Dodała jeszcze, nieco zaintrygowana tym jego jakże wspaniałym pomysłem.

Egzorcysta za flaszkę
"Masoneria kontroluje świat! Kim jest masoneria? No, tego, centaury ino, nie? Polej więcej!"
Dwumetrowy(200cm!!!) "olbrzym" o zaniedbanych włosach, brodzie i ciuchach pamiętających lata trzydzieste - z daleka widać, że życie nie obdarza Alfreda wieloma rzeczami, albo że on ich po prostu nie przyjmuje. Dziurawe rękawice bez palców noszone nawet w lato, zawsze jedna flaszka wystająca z przedniej kieszeni wybrudzonej kurtki. Jednak w oczach egzorcysty tli się płomień dziwnej, niepasującej do jego wyglądu charyzmy, a jego gadanie, mimo że często gęsto odklejone, przemawia może nie do rozumu słuchaczy - ale do ich serc.

Alfred Trelawney
#3
19.01.2025, 13:43  ✶  
Przez chwilę miał zamiar zignorować dziwne pytanie, które dotarło jego uszu. Ktoś miałby do niego zagadać, tak po prostu, na Horyzontalnej? I to w temacie alkoholu? To byłoby zbyt piękne, zbyt... magiczne! To na pewno jakiś dziwny symptom braku procent we krwi... Jednak tajemniczy głos nie dawał za wygraną, toteż stary egzorcysta w końcu skierował ku jego źródłu swój wzrok. Mężczyzna, którego zupełnie nie kojarzył. Wyglądał... Podejrzanie przyjaźnie, przynajmniej z rys twarzy. To mogło oznaczać jedno - chciał mu coś sprzedać. Tylko co? Może jakiś eliksir na szczęście? Gadał jakieś głupoty o braniu losu w swoje ręce, więc to mogło być jakieś dziwne oszustwo inwestycyjne... Ale zaraz, chwila - w głowie Alfreda wybrzmiała jedna, wyjątkowo głośna myśl: Przecież ja jestem biedny i bezdomny na kilometr, kto normalny chciałby mnie naciągnąć, cholibka, na monety? To nie uspokoiło jego podejrzeń, wręcz przeciwnie, wzmocniło je kilkukrotnie! Normalnie pewnie zacząłby lecieć z jakąś charyzmatyczną i pokojową gadką, ale tak go suszyło, czuł taką irytację! Nie był w stanie skupić się na odpowiednich słowach, nie na trzeźwo! - Nie wiem, coś za jeden, ale pozwól, że postawię sprawę jasno. - Wyprostował się i spojrzał w dół, prosto w oczy mężczyzny, który jednak sięgał mu o wiele wyżej, niż Alfred był przyzwyczajony. Czy to możliwe?... Nie, nie, nie może dopuszczać do siebie takich myśli! - Jestem alkoholikiem od trzydziestu lat. Nerki mam bliższe węgielkom, wątroba ma już swoją piątą reinkarnację, serce bije tylko dzięki niezachwianej sile woli. Nie sprzedasz moich organów na czarnym rynku! Do eliksiru na własny użytek również się nie nadam, ot co! - Wyprostował dumnie pierś po tym jakże cudownym raporcie na temat stanu jego ciała. Ale zaraz, gdyby był kimś, kto chciałby sprzedać go na organy, to Alfred chyba powinien znać go chociaż z widzenia, bo gdzie taka osoba by urzędowała, jak nie na Nokturnie? Wszystkie trybiki w jego głowie ruszały się z taką szybkością, że nie zdziwiłby się gdyby z jego uszu zaczął lecieć czarny jak smoła dym. Wielki nieznajomy. Znikąd okazał mi zainteresowanie. Podszedł do mnie sam z siebie i zaczął mówić coś o losie... O cholibka, na Merlina...
Alfred z przerażeniem w oczach zaczął iść do tyłu, utrzymując kontakt wzrokowy z nieznajomym, zatrzymując się dopiero, gdy poczuł zimny chłód cegieł na plecach. - W-w-wiem, czym jesteś. Rozumiem twoją moc. Ale odmawiam! Polityka to nie moja bajka, nie nadaje się do służenia centaurzej masonerii! - Upadł na kolana, składając ręce jak do modlitwy. - Błagam, jestem taki młody! Nie, stary! Za stary, żeby się wam przydać! Ja lubię żyć sobie na marginesie od butelki do butelki, proszę, nie każcie mi wypełniać swoich idei! - Alfred mówiąc szczerze nie był pewien, czy osobnik stojący przed nim był Centaurem w przebraniu czy też tylko ich wysłannikiem, wiedział jednak PRAWIE że na pewno, iż odpowiedź była jedną z tych dwóch opcji. No bo kto inny tak zupełnie znikąd by do niego zagadał?... A tyle lat się starał, żeby go nie zauważyli! Czyżby leciał zbyt blisko słońca?
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#4
19.01.2025, 23:28  ✶  

Z początku tego nie dostrzegła, ale mężczyzna, na którego trafiła, który wydawał się być bardzo spragniony alkoholu był olbrzymem, może nie do końca olbrzymem, ale jakąś jego mieszanką. Jej szósty zmysł właśnie zaczął informować o tym, jak szalony. To było całkiem ciekawe, olbrzymy nie należały do szczególnie bystrych stworzeń, więc ten tutaj musiał być jego jakąś mieszanką, bo nie miał problemu z tym, żeby zgrabnie formować myśli. To spowodowało, że podeszła do tego człowieka z większą dozą ciekawości. Wiadomo, że Yaxleyówna interesowała się wszystkim do nietypowe.

Facet okazał się być konkretny, nie był jak większość tych typowych meneli, którzy sugerowali, że chcą pieniądze na jedzenie, a później zmierzali zgrabnie do najbliższego sklepu z alkoholem. Geraldine ceniła sobie szczerość, to również spowodowało, że postanowiła go wysłuchać. Tyle, że on wcale nie zamierzał jej prosić o drobne, bardziej spodziewała się czegoś w deseń kierowniczko, to znaczy kierowniku, bo przecież aktualnie była facetem, poratujesz galonem, a ten tutaj sugerował, że mogłaby chcieć go zabić i sprzedać jego organy.  Sam był na tyle bystry, że zauważył, że mogą się już do niczego nie nadawać, to byłaby strata czasu...

- Masz szczęście, że nie umiem gotować eliksirów. - Jakby to mogło cokolwiek zmienić, ominęła wszystkie oficjalne powinności, chyba jej wybaczy, że nie zwracała mu się na pan, tylko sięgnęła po bezpośredniość, zresztą on chyba to zrobił jako pierwszy? To zabawne, że aktualnie jej największym problemem było to w jaki sposób powinna rozmawiać z panem żulem.

Zmrużyła oczy, kiedy brnął dalej w tę rozmowę. Nic z tego nie rozumiała, zrobiło się dziwnie. Zamrugała kilka razy, jakby próbowała w ten sposób spowodować, że przyswoi treść słów tego mężczyzny, ale to niestety nie zadziałało. Wsunęła ręce do kieszeni i wpatrywała się w niego dłuższą chwilę.

- Nie mam nic wspólnego z centaurami, na szczęście. - Nie miała o nich szczególnie dobrego zdania, no bo jak mogłaby mieć, to byli konioludzie, chyba nikt o zdrowym rozsądku do końca im nie ufał.

- Nie ma się czego bać, nie bedę Cię do niczego zmuszać, tak tylko się zatrzymałam... znaczy zatrzymałem, bo mówiłeś coś o suszy, a jak suszy to jest źle, wiem coś o tym. - Nie, żeby należała do zacnego grona alkoholików, ale wiedziała, jak czasem nieprzyjemnie może stać się po tym, gdy wypije się zbyt wiele dzień wcześniej. Czym się strułeś, tym się lecz... Ciekawe, czy ten typ tak właśnie robił i przez to, że trzydziści lat temu sięgnął po pierwszą butelkę robił to do dzisiaj. Nie wypadało chyba o to pytać. Jeszcze nie znali się zbyt dobrze.

- Potrzebujesz jakiejś butelki? - Sama wyszła z inicjatywą, bo wydawał się całkiem poczciwym menelem, i jej to nawet nieco imponowało. Nie miała dzisiaj nic ciekawszego do roboty z racji na to, w jakiej sytuacji się znalazła, więc postanowiła poświęcić nieco czasu bezdomnemu, to mogłoby być całkiem ciekawym doświadczeniem.

Egzorcysta za flaszkę
"Masoneria kontroluje świat! Kim jest masoneria? No, tego, centaury ino, nie? Polej więcej!"
Dwumetrowy(200cm!!!) "olbrzym" o zaniedbanych włosach, brodzie i ciuchach pamiętających lata trzydzieste - z daleka widać, że życie nie obdarza Alfreda wieloma rzeczami, albo że on ich po prostu nie przyjmuje. Dziurawe rękawice bez palców noszone nawet w lato, zawsze jedna flaszka wystająca z przedniej kieszeni wybrudzonej kurtki. Jednak w oczach egzorcysty tli się płomień dziwnej, niepasującej do jego wyglądu charyzmy, a jego gadanie, mimo że często gęsto odklejone, przemawia może nie do rozumu słuchaczy - ale do ich serc.

Alfred Trelawney
#5
20.01.2025, 21:09  ✶  
Alfred z podejrzliwością i niepewnością w oczach wysłuchał, co ten niecny centaur w przebraniu miał do powiedzenia. Ha, nie ma nic wspólnego z centaurami? Dobre sobie. Chyba nie myślał, że Alfred tak po prostu mu w to uwierzy? Musiałby być szaleńcem nie szanującym swojego życia, żeby-
Potrzebujesz jakiejś butelki?
Chmury na niebie rozstąpiły się, a z powstałej wyrwy wyskoczyły zastępy aniołów z trąbkami, które dmuchały w nie jak szalone. Kilka cherubów zleciało niżej, zakładając nieznajomemu na głowę koronę, a na barki pozłacany płaszcz... Przynajmniej tak Alfred potem opisywał te chwilę, no bo jak inaczej wytłumaczyć boskość słów, które właśnie uciekły z ust jego rozmówcy? Po policzku biednego egzorcysty spłynęła pojedyncza łza, gdy ten powoli podnosił się ze swoich drżących z poruszenia kolan. Otarł ją swoją brudną rękawiczką, po czym z powagą spojrzał prosto w oczy nieznajomego. -Proszę mi wybaczyć, uczyniłem dobremu panu straszny afront, zaczynając naszą rozmowę od tak straszliwych obelg i oskarżeń. Proszę pozwolić mi naprawić ów błąd. - Udał ruchem dłoni, że zdejmuję z głowy nieistniejącą czapkę, którą następnie przytula do piersi, po czym delikatnie skłonił się jedynie za pomocą głowy. -Alfred Trelawney, zawodowo egzorcysta i medium, hobbystycznie bezdomny i alkoholik, margines marginesów i mieszkaniec najcudowniejszej dzielnicy magicznego Londynu. - Wypowiadając ostatnie słowa wymownie wskazał dłonią - dalej udając, że trzyma w niej czapkę - w stronę Nokturnu. Następnie skończył teatrzyk, prostując się i "zakładając" czapencje z powrotem na głowę. Teatralne przeprosiny skończone, można przejść do poważnych interesów. -Co do twojej propozycji, mój drogi, chyba będę zmuszony się na nią skusić. Jednak mam swoje zasady! Gdybym cię po prostu naciągnął na pieniądze na alkohol - wypiłbym go sam. Ale ty sam wyszedłeś z propozycją, co stawia nas na równi jeśli chodzi o prastare zasady alkoholików - to oznacza, że musimy spożyć go razem. - Zamknął oczy i z powagą pokiwał głową, nie mając najmniejszego pojęcia, o czym tak właściwie w tej chwili pierdoli. Prawda jest taka, że chłop wydał mu się w porządku, no i było mu trochę głupio po nazwaniu go centaurzym agentem, więc najmniejsze, co powinien zrobić, to napić się razem z nim. Przyjrzał się facetowi raz jeszcze, ale dalej kompletnie go nie kojarzył. Takich modeli się raczej nie spotyka na co dzień, na pewno nie o takim wzroście, więc cała jego osoba miała dla Alfreda strasznie mityczną otoczkę. Jego ciuchy też biednie nie wyglądały, dopiero teraz doszło do niego, jak komicznie cała ta scena musiała wyglądać dla wszelakich widzów pijących poranne herbaty w oknach swoich mieszkań. Można było pewnie pomyśleć, że biedny Trelawney błaga go o pieniądze, nie o to, żeby nie zaciągał go do mistycznej organizacji rządzącej światem.
Szybko jednak Alfredowi przypomniał się jeszcze jeden ważny fakt. -Muszę też coś podkreślić. Nie zapominam nigdy podanej mi w dobrej wierze dłoni, a tak się składa, że jedna butelka trunku jest rynkową ceną za moje usługi duchowe. Tak więc oprócz wspólnego wypicia mogę zagwarantować, że przy najbliższych problemach z duchami... Cóż, możesz na mnie liczyć. Za darmo. - Puścił mu najpotężniejsze oczko, jakie tylko był w stanie z siebie wycisnąć na trzeźwo, po czym szeroko się uśmiechnął. -To co i gdzie pijemy?!
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#6
20.01.2025, 23:32  ✶  

Nie spodziewała się, że to jedno, zupełnie niewinnie wypowiedziane zdanie może zmienić tak wiele. Bylo to zaskakujące, jak widać naprawdę wystarczyło umiejętnie zmienić temat konwersacji, a rozmówca bez mniejszego problemu zauważał lepszą wersję swojego kompana. Zniknęły oskarżenia o bycie centaurem, na całe szczęście, jeszcze tylko tego brakowało, żeby ktoś myślał, że ma gdzieś schowane pod spodniami kopyta, jakby te chwilowo doczepione? wyrośnięte? męskie części ciała nie były dla niej wystarczająco upokarzające. Zdecydowanie lepiej czuła się w swojej damskiej wersji, na szczęście ta głupia sztuczka ducha miała trwać tylko jeden dzień, więcej zdecydowanie by nie dźwignęła.

Albo jej się wydawało, albo dostrzegła łzę na policzku mężczyzny, nie, to słońce musiało zaświecić jej w oczy. Już miała zwrócić mu uwagę, że nie jest panem, tylko panią, ale przypomniała sobie o tym, że przecież dzisiaj była mężczyzną, co za popaprana sytuacja. - Nie żywię urazy. - Uśmiechnęła się nawet całkiem przyjaźnie. Cóż, była przyzwyczajona do tego, że ludzie traktowali ją dosyć oschle, a oskarżenia o bycie centaurem naprawdę nie były najgorszymi, jakie usłyszała w swoim życiu.

- Gerald... - już odruchowo miała dokończyć i wyśpiewać, końcówkę swojego imienia, tyle, że kurwa mać, zorientowała się, że nie może skorzystać z tej damskiej wersji. - Gerald Yaxley. - Powtórzyła zatem drugi raz, żeby jakoś wybrzmiało to w całości.

- Nikt interesujący. - Dodała jeszcze, bo w sumie nie miała nic ciekawego do powiedzenia w przeciwieństwie do stojącego przed nią mężczyzny. Całkiem rozbawiło ją to, jak ściągał swoją niewidzalną czapkę, to nawet nieco poprawiło jej podły humor.

Zrozumiała aluzję związaną z Nokturnem, w sumie to pasował jej do tamtego miejsca, więc jej to nawet zbytnio nie zdziwiło, nie, żeby zmieniło to w jakikolwiek sposób jej chęci do rozmowy z tym mężczyzną, nadal wydawało jej się, że może to być całkiem ciekawe doświadczenie, zwłaszcza, że wspomniał o tym, że jest egorcystą. Nie miała pojęcia, czy byłby w stanie pozbyć się tego okropnego poltergeista, który zrobił z nią to.

Zastanowiła się chwilę nad jego kolejnymi słowami. Tak właściwie, to nie zamierzała robić dzisiaj nic ciekawego, nie w tej formie, wolałaby, aby nikt znajomy jej takiej nie widział, kimże więc była, aby odmówić mu tej przyjemności, jaką było napicie się z nim alkoholu.

- Nie ma problemu i tak nie mam dzisiaj nic ciekawego do zrobienia, więc możemy wypić to razem, ale tylko jeśli ja wybiorę trunek. - O tak, zamierzała sprawić, że dzień nieznajomego, a w sumie to już znajomego stanie się jeszcze piękniejszy. Zakupi w najbliższym monopolowym najdroższy alkohol jaki w nim mają, taki był jej plan.

- Tak właściwie, to jest dosyć zabawne, bo jeszcze z godzinę temu bardzo przydałaby mi się pomoc egorcysty, teraz to już nieco na to za późno. - Pogodziła się z tym, że będzie musiała spędzić w tej formie cały dzień. - Wejdę do sklepu, tu za rogiem jest jeden, a później możemy pójść na ławeczkę, tutaj niedaleko, jest taka jedna oddalona od ludzi, myślę, że to odpowiednie miejsce? - Zapytała, bo nie miała pojęcia, czy ten wytworny konsument alkoholi przystanie na taki plan, w końcu to on miał większe doświadczenie z wybieraniem odpowiednich miejscówek.

Egzorcysta za flaszkę
"Masoneria kontroluje świat! Kim jest masoneria? No, tego, centaury ino, nie? Polej więcej!"
Dwumetrowy(200cm!!!) "olbrzym" o zaniedbanych włosach, brodzie i ciuchach pamiętających lata trzydzieste - z daleka widać, że życie nie obdarza Alfreda wieloma rzeczami, albo że on ich po prostu nie przyjmuje. Dziurawe rękawice bez palców noszone nawet w lato, zawsze jedna flaszka wystająca z przedniej kieszeni wybrudzonej kurtki. Jednak w oczach egzorcysty tli się płomień dziwnej, niepasującej do jego wyglądu charyzmy, a jego gadanie, mimo że często gęsto odklejone, przemawia może nie do rozumu słuchaczy - ale do ich serc.

Alfred Trelawney
#7
21.01.2025, 03:06  ✶  
Bardzo ucieszyło go to, że nieznajomy nie żywił do niego urazy. Szybko również zakodował w odpowiednich fragmentach mózgu, że nieznajomy to nie nieznajomy, a Gerald. Ciekawe imię, musiał przyznać. Nie był pewien, czy facet wyglądał mu na Geralda. Na Toma? Może. Może nawet na Jacksona. Ale Gerald? No nie był przekonany, ale mało co go przekonywało, kiedy był trzeźwy. No i "Nikt interesujący"? Alfred przez pięćdziesiąt lat swojego życia nigdy nie spotkał kogoś, kto pasowałby do tego opisu. W każdym kryją się jakieś ciekawe rzeczy... Trzeba tylko wiedzieć, jak ugryźć temat. A on, niestety, był aktualnie zbyt trzeźwy, żeby ugryźć ciastko zwane Geraldem Yaxley. Niech no tylko poczeka, aż poleje mu się po języku pierwsza kropla alkoholu, już on spróbuje się dobrać do jego skorupki. Ludzie są jak cebule - mają warstwy.
A Alfred kurrrewsko lubi cebule.
Wysłuchał na spokojnie, co jeszcze jego zbawca miał do powiedzenia. Szybko okazywało się, że ten Gerald "Nikt Interesujący" Yaxley był wyjątkowo słaby w byciu nieinteresującym, bo na samą wspominkę o tym, że przydałby mu się godzinę temu aż zaświeciły mu się oczęta. - Oh, problemy z duchem? Dziadek nie chce przestać nawiedzać rodzinnego domu? Jakiś poltergeist zrzucił ulubiony kubek z półki? Cóż, nie wiem, co dokładnie ci zrobił, mój drogi, ale nigdy nie mów "Za późno". Może i nie naprawię już wyrządzonych szkód, ale za to mogę zapobiec przyszłym... Albo przynajmniej zamknąć w słoiku kogoś, kto cię irytuje. Za dodatkową opłatą oferuję również podrzucenie takiego słoiczka pod uprzednio podany adres, ale jakby ktoś pytał, to nie słyszałeś tego ode mnie! - Puścił mu oczko, znowu się uśmiechając. Może nie był człowiekiem biznesu, ale swoje usługi zawsze chętnie reklamował. W końcu zlecenia to jedyne, co pozwala mu jeść... A co najważniejsze: chlać!
Na propozycję wyboru trunku przez Geralda nieco się skrzywił. Co taki elegancki chłop może wiedzieć o dobrym, cholibka, chlaniu? Pewnie nawet nie wie, że dobry trunek piecze trzy razy - raz w gardło, raz w wątrobę i raz w nerki. Tak zwana zasada trzech. Nie wypadało jednak odmawiać, darowanej flaszce nie zagląda się w szyjkę, jak to mówią. - W porządku, zakupy pozostawiam tobie. Co do ławeczki... Kochany Geraldzie, zacznijmy od tego, że nie istnieje, po wta rzam, nie istnieje miejsce NIE odpowiednie do picia. Możemy pić na niej, pod nią, przed nią, jak chcesz to nawet jeden z nas może na niej siedzieć i chlać, a drugi ją będzie niósł. Najważniejsze to Z KIM się pije, a nie gdzie! - Postanowił obdarować młodszego mężczyznę swoją potężną, żulowatą wiedzą. A nuż widelec kiedyś mu się przyda. Skoro mieli już wszystko obgadane, to ruszył wesołym krokiem w stronę sklepu. Tak przejęła go ta radość, że aż zaczął nucić pod nosem, niczym szczęśliwy dzieciak. - Wódeczko wódeczko, cóż z ciebie za pani, że idą za tobą chłopcy najebani, hej! Wódeczko wódeeeczko...
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#8
26.01.2025, 23:39  ✶  

Nie miała pojęcia ile właściwie wypadało powiedzieć o sobie komuś nieznajomemu, szczególnie takiemu nietypowemu, zresztą jakoś nigdy nie przepadała za tym, aby zbyt wiele o sobie opowiadać. Dlatego właśnie też wybrała opcję, która wydawała się jej być najbardziej wygodna - wspomniała o tym, że nie jest nikim interesującym, bardzo by chciała, żeby to była prawda, w sumie może poniekąd była. Zajmowała się przecież tylko łapaniem potworów, jak wielu członków jej rodziny, do tego była kobietą, no aktualnie przemienioną w faceta, do tego jakiś dziwny demon zamierzał przejąć jej życie i ją zabić. Ogólnie - nic ciekawego. Nie, to na pewno nie powinno go interesować. Dużo łatwiej było przyjąć za realne stwierdzenie, że nie miała za bardzo czego o sobie opowiadać.

- Tak właściwie, to może opowiem Ci o tym więcej, gdy się już napijemy? Aktualnie próbuję jeszcze przetrawić to, co mi zrobił ten poltergeist. Na pewno zapamiętam sobie, jakie bogate usługi oferujesz, może kiedyś będę tego potrzebować. - Nigdy nie można mówić nigdy, kto wie, kiedy w jej życiu pojawi się kolejny, wstrętny duch, czy inna podobna istota. Dobrze było mieć pod ręką kogoś, kto znał się na temacie. W sumie to też mogła mu wspomnieć o tym, że tak naprawdę była kobietą, to chyba niczego nie zmieniało, przynajmniej dla niej.

Zaśmiała się w głos, zupełnie szczerze, gdy usłyszała jego kolejne słowa. Takie nastawienie było godne podziwu, mężczyzna wydawał się patrzeć na świat bardzo optymistycznie mimo tego, że wyglądał raczej na kogoś, komu nieszczególnie wiodło się w życiu. W sumie może miała mylne wrażenie, założyła coś, bez większego zastanawiania się nad tym.

- Wydaje mi się, że możemy podejść do tematu całkiem zwyczajnie, po prostu na niej usiąść i sobie spożyć to co kupię? - Nie potrzebowała żadnych niestandardowych rozwiązań, z jej szczęściem to pewnie ściągnęliby na siebie kogoś uwagę i znowu zaczęłyby krążyć jakieś plotki o tym, że zadaje się z nieodpowiednimi osobami. Wolała nie kusić losu.

Alfred wydawał się mieć wyśmienity humor, nie zamierzała mu go psuć, chociaż nieco nieswojo się czuła, kiedy śpiewał przy niej. Uśmiechała się więc teraz nieco wymuszenie, bo nie do końca wiedziała, co innego mogłaby zrobić.

Dotarli w końcu do najbliższego sklepu z alkoholem, przystanęła przed nim na moment i odezwała się do mężczyzny. - Pozwolisz, że pójdę tam bez Ciebie, mam zamiar Cię zaskoczyć wyborem trunku. - Zamierzała kupić najdroższy alkohol, jaki mieli w tym sklepie, nie sądziła, żeby mężczyzna wyczuł różnicę w smaku, co wcale nie zmieniało tego, że miała chęć, aby ten gest z jej strony był naprawdę godny zapamiętania.

Zniknęła za drzwiami sklepu, na szczęście o tej porze nie było dużej kolejki, bo mało amatorów trunków zjawiało się w podobnych miejscach z samego rana. Wróciła więc po krótkiej chwili trzymając flaszkę najdroższej whisky, jaką mieli w tym monopolowym w dłoni. Butelka była owinięta szarym papierem, więc na spokojnie mogli usadowić się na jakiejś ławeczce i nikt nie powinien zauważyć, że spożywają alkohol. - To co, teraz ławeczka? - Mieli co pić, potrzebowali tylko gdzieś usiąść.

Egzorcysta za flaszkę
"Masoneria kontroluje świat! Kim jest masoneria? No, tego, centaury ino, nie? Polej więcej!"
Dwumetrowy(200cm!!!) "olbrzym" o zaniedbanych włosach, brodzie i ciuchach pamiętających lata trzydzieste - z daleka widać, że życie nie obdarza Alfreda wieloma rzeczami, albo że on ich po prostu nie przyjmuje. Dziurawe rękawice bez palców noszone nawet w lato, zawsze jedna flaszka wystająca z przedniej kieszeni wybrudzonej kurtki. Jednak w oczach egzorcysty tli się płomień dziwnej, niepasującej do jego wyglądu charyzmy, a jego gadanie, mimo że często gęsto odklejone, przemawia może nie do rozumu słuchaczy - ale do ich serc.

Alfred Trelawney
#9
31.01.2025, 06:42  ✶  
Z uwagą słuchał wszystkiego, co Gerald miał do powiedzenia na temat poltergeista. Ciekawe, upiór coś napsocił, ale już nie jest problemem? Czyżby mężczyzna znał jakiegoś innego egzorcystę? Czy może złośliwy duch sam z siebie dał mu spokój? A może jeszcze inaczej - wpadł na niego przez przypadek i nie on był głównym celem straszenia? Tyle możliwości, każda wysoce interesująca... Ah, ale by sobie takiego poltergeistka wsadził w butelunie. Takie nicpońskie duszyczki najprzyjemniej się egzorcyzmowało! 
Z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej cieszył się z tego spotkania, to i też był w zbyt dobrym humorze, aby odmówić swojemu kompanowi przejęcia inicjatywy. - Ależ proszę, poczekam tu sobie. Tylko nie wydawaj Merlin wie ile, mój drogi - mój język i tak pewnie nie zauważy różnicy, hehe... Ja tu sobie postoje. - Kiwnął głową do Geralda, po czym stanął sobie grzecznie gdzieś z boku wejścia do sklepu. Poprawił z ekscytacji każdy kawałek ciuchów, jaki tylko dało się poprawić. Ah, alkohol. Pomyśleć, że tyle ludzi go nie spożywa! Nie wiedzą nawet, ile tracą, nie wiedzą, jak marnują swoje życia! Zresztą, Alfred kompletnie nie rozumiał tej dziwnej nagonki na jego "negatywne" działanie. Po czymś mocniejszym to nawet mógłby przysiąc, że ma lepszą pamięć, a i koordynacja ruchowa się zwiększa! Na trzeźwo to się jakiś taki sztywny czuł, otępiały... No i tak go suszyło, że nie potrafił być dla kogokolwiek uprzejmy. Raz, bodajże w pięćdziesiątym ósmym by to było, wdał się w bójkę z innym pijaczkiem, bo akurat wpadli na siebie na trzeźwo. Świadkowie starcia normalnie nie mogli w nie uwierzyć, bo po pijaku byli tacy kumple, tacy towarzysze od kielicha! Ahh, to tylko pokazuje, że trzeźwy świat to chory świat.
Właśnie takie obserwacje potęgują wiarę Alfreda w niecne spiski centaurów. No bo co, jeżeli cały świat otoczony jest jakimś dziwnym przekleństwem, które tylko alkohol pozwala przebić umysłem?! To by tłumaczyło nagonkę, szczególnie na biednych bimbrowników, no bo przecież jasne, że od nich towar jest najczystszy... Ajj te centaury, mają one łby na karkach. Te wszystkie rozmyślania sprawiły, że Gerald tudzież Geraldine mogła usłyszeć bardzo nietypowe stwierdzenie uciekające z ust egzorcysty akurat, gdy ta wychodziła z butelką ze sklepu. - Ciekawe jak by te bestyje wyglądały, jakby miały też głowę kobyły wyrastającą z brzucha... - Zaprawdę, filozofom się takie niespotykane przemyślenia nie śniły.
Alfredowi aż rozbłysły oczy gdy zobaczył zakupiony trunek. Nawet nie zwrócił zbytnio uwagi na jego niecne opakowanie, strategicznie broniące tożsamość zakupu przed jego czujnymi zwykle oczkami. - Ano ławeczka! - Ruszył dziarskim, choć jeszcze trochę sztywnym przez brak procentów, krokiem. Tak go coś nagle natchnęło, jakiś duch przedświąteczny w niego wstąpił, że postanowił podzielić się z dobrotliwym czarodziejem potężną, staroświecką radą. - Co do poltergeistów... Babunia moja mówiła, że spotkała kiedyś egzorcystę z Rosji, ino z dwieście lat chłop przeżył, ponoć jak trup wyglądał... No i pytała się go, jakie tam u nich sposoby na te duchy są, może mają jakieś własne rytuały. I wiesz, co jej powiedział? - Uśmiechnął się do Geralda, czując we wszystkich kościach swojego ciała, że ta ciekawostka musi, no musi go rozbawić! - Że prawie nie ma dla niego roboty, bo większość rosyjskich duchów daje się uspokoić proponując im kielona! Normalnie taka straszona rodzina mówi duchowi, że chce z nim iść na zgodę, polewa wszystkim po kielichu i ten dla ducha hyc, w kąt... I to ponoć strasznie często działa! Ale babunia mówiła też, że to może być po prostu dlatego, że większość rosyjskich duchów było Rosjanami za życia, to i sposoby prostsze.. O masz ci los, jesteśmy już! - Z zaskoczeniem spojrzał na ławeczkę, do której nawet nie zauważył, kiedy dotarli. Rozsiadł się wygodnie na jednym z jej końców, klepiąc wolne miejsce w zapraszającym geście. Niech rozpoczyna się degustacja! - A tak właściwie, to czym ty się Geraldzie kochanieńki zajmujesz na codzień? Na poważnego jegomościa wyglądasz, ino jakaś dobra posadka musi być, nie?
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#10
04.02.2025, 23:46  ✶  

Mrugnęła jedynie do mężczyzny, kiedy wspomniał o tym, żeby nie wydawała Merlin wie ile na trunki, cóż, może jego język miał nie zauważyć różnicy, ale jej na pewno. Mogła sobie pozwolić na alkohol z najwyższej półki, a że taka okazja mogła się szybko nie powtórzyć, to zamierzała to odpowiednio uczcić. Wymagało to zdaniem Yaxleyówny zakupienia butelki najdroższej z możliwych whisky. Cóż, może i wybierała trochę pod siebie, ale miała nadzieję, że Alfred jej to wybaczy, sam wspomniał, że jemu było to zupełnie obojętne.

Zazwyczaj nie sięgała po alkohol o tej godzinie, jednak to był wyjątkowy dzień, nikt zresztą nie powinien powiązać tego drobnego wyskoku z jej osobą, w końcu przez cały dzień miała pozostać w tej dziwnej, męskiej wersji siebie, z czego nie była do końca zadowolona, cóż że innego miałaby zrobić, jak nie napić się z tej okazji? Nie chciała się pokazywać znajomym, więc wydawało jej się to być całkiem odpowiednim rozwiązaniem i sposobem na spędzenie tego dziwnego dnia.

- Wyglądałby okropnie, i tak są już całkiem dziwne, myślę, że im to wystarczy. - Spotkała w swoim życiu wiele centaurów, na pierwsze z nich natrafiła jeszcze w czasach nauki w Hogwarcie, nie były to szczególnie przyjemne spotkania, wolała ich nie powtarzać, chociaż teraz? Cóż, teraz bez mniejszego problemu mogłaby się przed nimi obronić, co powodowało, że nie obawiała się jakoś specjalnie ewentualnego spotkania z tymi istotami magicznymi.

Całkiem blisko, ledwie kilkadziesiąt kroków od nich dostrzegła ławeczkę, która, aż prosiła się o to, by na niej przycupnąć, do tego była skryta w głębi uliczki, no idealne miejsce, aby skonsumować ten nabyty przed chwilą alkohol. Los im sprzyjał.

- Szkoda, że wiedziałam o tej metodzie wcześniej, przydałoby mi się to rano. - Najwyraźniej zupełnie zapomniała o tym, że jest dzisiaj facetem i odruchowo mówiła o sobie w damskim rodzaju, cóż, ciekawe, czy jegomość zauważy tę drobną różnicę.

Zachęcona gestem mężczyzny zajęła miejsce po drugiej strony ławeczki. Rozgościła się na niej całkiem wygodnie, po czym sięgnęła po różdżkę i wyczarowała dwie szklaneczki, przecież nie będą pili z butelki! To nie wypadało, zresztą nie znała go, wolałaby nie nabawić się tutaj żadnych chorób, kto wie, czy był zupełnie zdrowy. Była całkiem rozsądna, jak na siebie.

Otworzyła flaszeczkę, wręczyła jedną ze szklanek swojemu towarzyszowi, po czym wlała do niej whisky. Złoty trunek wspaniale mienił się w promieniach słońca, cóż, zachęcał do szybkiego spożycia.

- To zależy, co uznajesz za dobrą posadkę Alfredzie. - Sięgnęła po drugą szklankę i również zaczęła wlewać do niej trunek. W końcu miała się napić z nim. Co do jej posady, to miała świadomość, że nie wszyscy mogli odbierać ją jako dobrą, dla niej była najlepsza, nie wyobrażała sobie siebie w innym miejscu, od najmłodszych lat wiedziała, czym się będzie zajmować, gdy dorośnie. Tak właściwie to została wychowana po to, aby babrać się w krwi. - Jestem łowcz... łowcą, łowcą potworów. - Rzuciła nie spoglądając jeszcze na swojego towarzysza, bo dopełniała zawartość szklanki. Kiedy w końcu to zrobiła uniosła ją do góry, co by wznieść toast. - To co, wypijemy za ten wspaniały dzień i to nietypowe spotkanie? - Wyciągnęła szklankę przed siebie, aby stuknąć się z tą swojego towarzysza.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (3220), Alfred Trelawney (3696)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa