Niedzielne poranki dla każdego zaczynają się inaczej. Dla niektórych jest to bardzo duchowy dzień, dla innych - zwyczajna część tygodnia. Dla Alfreda? Dla Alfreda niedziela dwudziestego siódmego sierpnia była najprawdziwszym zerknięciem na to, jak wyglądać będzie piekło. Co się stało, skąd tak absurdalne emocje? Ano stąd, że Alfred, niech go Merlin przeklnie, zapomniał wczorajszego dnia uzupełnić zapasy trunków w swoim posiadaniu. Również puste były jego zasoby pieniędzy w głębokich kieszeniach jego kurtki... To wszystko zmusiło go do strasznego czynu, mianowicie chwilowego opuszczenia przytulnego Nokturnu. Głupio mu było żebrać od "swoich" na alkohol, więc na takie eskapady wyruszał na te bardziej porządne ulice, czasem kierując swe kroki nawet do mugolskich części Londynu, gdzie wyjątkowo łatwo żebrało się na smutne, bezdomne oczęta. Tym razem znajdował się akurat blisko domu, na Alei Horyzontalnej. Nie był jeszcze pewien, czy zgarnie tu jakiś łakomy kąsek - tak blisko Nokturnu każdy raczej jeszcze o nim słyszał, a czarodziei jakoś trudniej było przekonać do małego datku na rzecz mieszkańca Nokturnu - klasizm, powiadam wam, kla-sizm! Rozgorączkowane oczęta egzorcysty rozglądały się na wszystkie strony, szukając kogokolwiek, kto mógłby być dla niego w tej chwili darem z niebios - może ktoś wyglądał, jakby coś go trapiło? Może wykazywał objawy opętania?! Może, może, może! Tyle możliwości, które aż prosiły się o pomocną dłoń egzorcysty!
Poprawił swoją kurtkę, minimalnie próbując uspokoić swoje myśli, latające od jednej flaszki wódeczki do drugiej. Alkoholikom trudno się myśli o suchym pysku, co tu dużo mówić? Trudno było mu też usunąć wyjątkowo nieprzyjemny, naburmuszony wyraz twarzy. - Ah, gdyby tylko wódka leciała z publicznych kranów. Czemu nikt tego jeszcze nie opatentował? Skupiają się na jakichś idiotyzmach w stylu zmieniania rzeczy w złoto, zamiast spojrzeć ku prawdziwie potrzebnym wynalazkom - wody w wódkę! Albo nawet piwo, na brodę Merlina! Wyegzorcyzmowałbym chyba dwadzieścia duchów w zamian za łyk nawet piwa! - Dość późno zauważył, że wypowiada się na głos, i to dość donośnie. Na szczęście tak rano aleja była pustawa, toteż odchrząknął jedynie, próbując odzyskać godność, i powstrzymał się od rzucenia wzrokiem na to, czy ktoś posyła mu oburzone spojrzenia... Gdyby tylko znalazł się tu ktoś, kto mógłby pomóc Alfredowi!