01.02.2025, 02:50 ✶
5.12.71
Jonathan uwielbiał Yule, jak i ten przedświąteczny okres, kiedy wszystko zaczynało pokrywać się świątecznymi dekoracjami, a człowiek, nawet jeśli szalenie zabiegany, nie mógł się już doczekać świętowania. Ktoś mógłby zauważyć, że łatwo było cieszyć się z nadchodzących świąt, gdy nie miało się dzieci na głowie, pieniądze nie były problemem, a wszystko w domu szykował skrzat, ale Jonathan uważał, że to była raczej kwestia magii grudnia. Bo przecież w grudniu, pomimo wiecznego braku słońca, niemal wszystko było możliwe, nieważne czy chodziło o sukcesy w pracy, czy na przykład, miłosne sytuacje.
Grudzień i Yule były wspaniałe.
Prawdę mówiąc chciał po prostu zobaczyć jak wygląda postawiona na placu choinka, a potem może zakupić jakieś dobre przysmaki i wpaść do Charlotte i dzieciaków. Musiał przyznać – Ministerstwo Magii naprawdę się postarało i nie wyglądało to ani tandetnie, ani kiczowato czego się obawiał. No... Może kilka bombek nie było w jego guście, ale co zrobić?
Za to jego własna bombka zdecydowanie już mu się spodobała i chociaż zazwyczaj starał się być całkiem skromny, tam musiał przyznać, że ozdona zdecydowanie pozytywnie wyróżniała się z tłumu. Był to w końcu rycerz na koniu, którego zwierzę gnało w miejscu, a obie postaci co chwila lśniły się złoto-czerwonym blaskiem. Jonathan uśmiechnął się myśląc, że może rzeczywiście niektórzy pozostają Gryfonami na zawsze, a on zdecydowanie, przesiąknięty jeszcze zza młodu historiami o bohaterach, uważał, że to właśnie teraz świat potrzebuje rycerzy. Zakonników.
Życzenia jednak miał nieco mniej rycerskie i skupione na ratowaniu świata, chociaż wciąż skoncentrowane na dobru jego najbliższych. Życzył sobie, aby Jessie, Theo i Rita byli bezpieczni, oraz odnaleźli dla siebie drogę życia pełną sukcesów. Aby Charlotte nigdy nie zabrakło tego, co najlepsze, bo tylko na to zasługiwała. Aby bogowie młodości nieco życzliwiej patrzyli na Morpheusa w jego kolejnych latach życia, bo przyjaciel, wbrew genom Godryka, coś wyglądał nieco starzej niż powinien. Oczywiście, nie zabrakło w tym wszystkim życzenia, aby Anthony i jego smutne, wiktoriańskie oczy śmiali się częściej, a sam przyjaciel przestał przesiadywać w Yule w biurze. Życzył też, trochę nie śmiało, aby stare miłosne rany zostały zagojone, a ten kto jest spowodował zaznał mimo wszystko spokoju.
Normalnie też życzyłby sobie, aby Woody przestał nosić, te szkaradnie kapelusze, ale wyjątkowo tego nie zrobił. W końcu modlił się o to na Imbolc, Ostarę, Beltane, Lithę, Lammas, Mabon czy nawet Samhain i nic się nie zmieniał. Uznał więc, że zmieni nieco strategię i tym razem po prostu poprosi, aby gust Woody'ego powoli dojrzewał.
Gdy już skończył swoje życzenia, jeszcze przez chwilę chłonął tś cudowną atmosferę, a potem ruszył do dalszych spraw.
Postać opuszcza sesję