Aloysius Benjamin Rookwood
Urodzenie: 28/09/1939 / Waga / Numerologiczna piątka - Wędrowiec.
Stan cywilny: Rozwodnik.
Krew: Zdrajca krwi.
Zamieszkanie: Londyn, Aleja Horyzontalna.
Pochodzenie: Urodziłem się w Little Hangleton jako Aloysius Benjamin Rookwood, w rodzinie, która od pokoleń pielęgnowała swoje dziedzictwo. Mój ojciec, Thaddeus był człowiekiem surowym i wymagającym, a matka - Morwenna z domu Yaxley, mimo że była łagodniejsza, również nie potrafiła ocieplić atmosfery w naszym domu. Nie byłem jedynakiem, ale miałem same siostry. Pięć, by być dokładnym. Z biegiem lat, moje wybory doprowadziły mnie do zdrady krwi, za co zostałem wydziedziczony. Groźby, które nad nami zawisły, nie były jedynie pustymi słowami. W tamtym czasie nie było miejsca na wahania ani na przemyślenia. Od 1958 roku nazywam się Benjy Fenwick. Jestem czarodziejem półkrwi. Sierotą.
Stan cywilny: Rozwodnik.
Krew: Zdrajca krwi.
Zamieszkanie: Londyn, Aleja Horyzontalna.
Pochodzenie: Urodziłem się w Little Hangleton jako Aloysius Benjamin Rookwood, w rodzinie, która od pokoleń pielęgnowała swoje dziedzictwo. Mój ojciec, Thaddeus był człowiekiem surowym i wymagającym, a matka - Morwenna z domu Yaxley, mimo że była łagodniejsza, również nie potrafiła ocieplić atmosfery w naszym domu. Nie byłem jedynakiem, ale miałem same siostry. Pięć, by być dokładnym. Z biegiem lat, moje wybory doprowadziły mnie do zdrady krwi, za co zostałem wydziedziczony. Groźby, które nad nami zawisły, nie były jedynie pustymi słowami. W tamtym czasie nie było miejsca na wahania ani na przemyślenia. Od 1958 roku nazywam się Benjy Fenwick. Jestem czarodziejem półkrwi. Sierotą.
Kształtowanie: ◉◉○○○
Rozproszenie: ◉◉◉○○
Transmutacja: ○○○○○
Zauroczenie: ○○○○○
Nekromancja: ◉○○○○
Translokacja: ◉○○○○
Percepcja: ◉◉◉○○
Aktywność fizyczna: ◉◉◉◉○
Charyzma: ◉◉○○○
Rzemiosło: ◉○○○○
Wiedza przyrodnicza: ◉◉○○○
Wiedza o świecie: ◉◉◉○○
Rozproszenie: ◉◉◉○○
Transmutacja: ○○○○○
Zauroczenie: ○○○○○
Nekromancja: ◉○○○○
Translokacja: ◉○○○○
Percepcja: ◉◉◉○○
Aktywność fizyczna: ◉◉◉◉○
Charyzma: ◉◉○○○
Rzemiosło: ◉○○○○
Wiedza przyrodnicza: ◉◉○○○
Wiedza o świecie: ◉◉◉○○
Poziom spaczenia: II
Różdżka: 11-calowa / Giętka/ Włos z sierści bagnowyja / Sekwoja.
Zwierzę totemiczne: Ryś.
Aura: Jasnopomarańczowy przechodzący w czerwień.
O zdolnościach: Od lat moją ponadprzeciętną kondycję traktuję jako jeden z głównych filarów pracy. Jestem bardzo aktywny fizycznie, poświęcam mnóstwo czasu i energii na treningi, które pozwalają mi utrzymać się w doskonałej formie. Współpracując w dwuosobowym zespole z bardzo wiekowym czarodziejem, byłem odpowiedzialny za wszystko, co wymagało wysiłku, co często oznaczało szybkie reagowanie i spierdalanie, ponieważ teleportacja nie jest moją mocną stroną. Podczas naszych licznych wędrówek, szczególnie po górach, dźwigałem wszystko, co mieliśmy, a czasami nawet więcej. Pod koniec życia Antoine nie chciał zmieniać swoich nawyków, więc pomagałem mu się przemieszczać, podsadzałem go, podpierałem aż w końcu umarł tak, jak chciał: podczas zlecenia, z tabaką w rozdartym ryju. Wiem, jak rozpraszać klątwy, co często wymaga nie tylko techniki, ale i wnikliwej analizy otoczenia. Moja dobra percepcja pozwala mi dostrzegać detale, które umykają innym, co jest nieocenione w mojej pracy i codziennym życiu. Dzięki moim podróżom i pracy klątwołamacza zdobyłem solidną wiedzę o świecie oraz przyrodzie, miałem okazję poznać różnorodne kultury i tradycje. Potrafię czytać runy i zakładać pieczęcie, co jest nieocenioną umiejętnością w moim fachu. Liznąłem nekromancję na tyle, na ile potrzebowałem. Mój mentor był w tym lepszy - mieliśmy wyraźny podział obowiązków, zajmowałem się innymi dziedzinami. Teraz, po jego śmierci, czuję, że muszę wrócić do zgłębiania tej wiedzy, by uzupełnić braki, które pozostawił mi w swoim nauczaniu. To samo tyczy się rzemiosła, które traktowałem pobieżnie - wiem, że muszę poprawić swoje umiejętności. Gdy ludzie słyszą moje imię - Benjy - często wyobrażają sobie uroczy typ wujaszka, starszego, grubiutkiego gadułę, ale to zupełnie nie ja. Obecnie nie jestem osobą, która ceni sobie interakcje społeczne. Nie staram się być uroczy ani przyciągać uwagi, bo nie zależy mi na tym, by być powszechnie lubianym. Te czasy są za mną. Nie mam kompetencji, które pozwoliłyby mi na łatwe nawiązywanie relacji. Moje umiejętności interpersonalne są dość ograniczone - wolę skupić się na zadaniach, które muszę wykonać niż na prowadzonych rozmowach. Zależy mi przede wszystkim na wysokiej etyce zawodowej, na rzetelnym wykonaniu pracy, wzięciu pieniędzy i zakończeniu interakcji. Niestety, przez doznane magiczne obrażenia szyi i strun głosowych mało mówię, szybko wysiada mi głos, co sprawia, że często wypadam na mruka. Ironicznie, nie potrafię grozić. Nawet gdybym próbował brzmieć groźnie, wystarczy, że otworzę usta, a mój akcent i wada wymowy rozpraszają wszelkie wrażenie niebezpieczeństwa. Zauroczenie to nie moja bajka. Paradoksalnie, w bliższym poznaniu jestem naprawdę miłą osobą, opisywaną jako ciepła i przyjemna w obyciu. Niestety, mój wygląd i sposób bycia sprawiają, że ludzie często unikają pozazawodowych kontaktów ze mną, a gdy korzystają z moich usług, podejrzliwie sprawdzają, czy niczego nie ukradłem. Nigdy nie przykładałem wagi do transmutacji, traktując ją jak coś zbytecznego w moim życiu.
Niewidzialność 0: Nie szukam rozgłosu, wolę pozostać w cieniu, gdzie mogę swobodnie obserwować świat, nie będąc w jego centrum. Umiejętnie wtapiam się w tłum, ciesząc się anonimowością.
Jak patrzę tak to mnie widać, a jak tak to już nie: Potrafię zakraść się do każdego niezabezpieczonego pomieszczenia, nie pozostawiając po sobie śladu, jakby nigdy mnie tam nie było. Z łatwością zwodzę zmysły, poruszając się cicho i niezauważalnie.
Znajomość półświatka II: Doskonale znam półświatek, spędziłem w nim sporo czasu, współpracując z różnymi ludźmi, także podczas pobytu zagranicą, zanim wróciłem do kraju. Nieustannie kręcę się w tych kręgach, obserwując, co się dzieje i kto z kim trzyma. Mimo, że wiele się zmieniło, zasady pozostają te same, a ja potrafię odnaleźć się w tym otoczeniu.
Klątwołamanie III: Wiedzę tę zdobyłem dzięki mojemu mentorowi, który nie szczędził mi trudnych lekcji. Od początku rzucał mnie na głęboką wodę, zmuszając mnie do nauki metodą prób i błędów. Metody, które stosował, były brutalne, co często prowadziło do bolesnych doświadczeń, ale jednocześnie nauczyło mnie, że tylko przez praktykę i porażki z można osiągnąć mistrzostwo w tej sztuce. Nie zliczę, ile razy pierdolnęło mną o coś twardego - ścianę czy sufit. Poznałem kilkadziesiąt francuskich synonimów "kretyna". Jeden z wybuchów uszkodził mi magicznie gardło i struny głosowe. Dziś mogę z dumą powiedzieć, że jestem w tym naprawdę dobry.
Starożytne runy I: Od lat zgłębiam temat starożytnych run, stając się ekspertem w tej dziedzinie. Moja pasja do tych symboli przekłada się na dogłębną wiedzę o ich znaczeniu i zastosowaniu.
Pieczętowanie III: Znam się na zakładaniu i łamaniu magicznych pieczęci, umiejętność ta została mi przekazana przez mojego mentora. Dzięki jego naukom potrafię nie tylko je tworzyć, ale również zrywać je w razie potrzeby.
Kłamstwo I: Wychowując się w trudnym domu, musiałem nauczyć się świetnie kłamać, by przetrwać w świecie pełnym oszustw i fałszywych uśmiechów. Gdy przyjąłem nową tożsamość, umiejętność ta stała się jeszcze bardziej niezbędna, pozwalając mi na przetrwanie w jeszcze trudniejszych warunkach, gdzie prawda mogła mnie zniszczyć.
Walka wręcz I: Częste podróże po szemranych miejscach wymagały ode mnie, bym zawsze był gotowy na nieprzewidywalne sytuacje. Musiałem szybko nauczyć się walczyć wręcz, bo w moim fachu to była podstawa, aby nie dać się wykolegować ani zabić.
Wada wymowy I: Moje struny głosowe są trwale naruszone, protestują za każdym razem, gdy próbuję głośniej mówić, więc szybko się męczę. Zmiękczam głoski i niemal nie wymawiam "r", co sprawia, że rozmowa ze mną bywa uciążliwa dla innych. Ponadto spędziłem wiele lat u boku Francuza, który nieustannie i bezlitośnie poprawiał moją wymowę, co sprawiło, że mimowolnie przyswoiłem jego akcent, nawet jeśli nie znałem języka. Chociaż w dalszym ciągu nie znam francuskiego*, to mimowolnie przyswoiłem ten cholerny sposób wymowy słów, który wychodzi na wierzch, szczególnie kiedy się denerwuję.
*Ujmując przekleństwa i wyzwiska.
Foliowa czapka I: Wierzę w teorie spiskowe, bo widziałem, jak łatwo można manipulować informacjami i jak różne narracje kształtują rzeczywistość w różnych częściach globu. Zbyt często spotkałem się z sytuacjami, które nie pasowały do oficjalnych narracji.
Wydziedziczony dziedzic I: Zostałem wydziedziczony, odcięty od rodzinnych pieniędzy - to tylko część konsekwencji ślubu z mugolaczką. Musiałem zmienić nazwisko oraz zniknąć z kraju z żoną, która w końcu kopnęła mnie w dupę, uznając, że nie potrafię sprostać jej oczekiwaniom. Ironia losu, bo mimo że poświęciłem wszystko, by stworzyć dla niej nowe życie, to ciągłe podróże i nowe otoczenie jej nie odpowiadały. W dodatku, oskubała mnie z pieniędzy, zostawiając jedynie wspomnienie mojej naiwności oraz gorzką refleksję, a także potrzebę odkucia się, żeby wrócić do normalnego stanu finansowego. Potrzebowałem zaangażować się w kilka bardziej ryzykownych, lepiej płatnych przedsięwzięć, by odbić się od dna.
Szlamojebca, Szlamolubny III: Długo zgadzałem się z podejściem rodziny, podążając za ich normami i przekonaniami, aż do piątego roku nauki w szkole. Wtedy wszystko się zmieniło. Była dla mnie jak powiew świeżego powietrza w dusznym świecie elit. Była też - werble - mugolaczką. Dzięki niej poczułem, że nie zgadzam się z podejściem naszej rodziny, z ich zafiksowaniem na punkcie czystości krwi i archaicznych wartości. Tuż po ukończeniu szkoły, potajemnie wzięliśmy ślub, nie zważając na konsekwencje, jakie mogły nas spotkać. To, co miało być początkiem nowego życia, szybko przerodziło się w skandal. Rodzina odcięła mnie od wszystkiego, co znałem. Zostałem wydziedziczony. Moje nazwisko stało się dla mnie ciężarem, którego musiałem się pozbyć. Wiedziałem, że to nie koniec problemów, że moja żona mogła być w niebezpieczeństwie z powodu naszych decyzji. Postanowiłem więc, że zabiorę ją i wyjedziemy z kraju, gdzie moglibyśmy zacząć wszystko od nowa, ale jak to w komediodramatach bywa, nasze szczęście nie trwało wiecznie. Po trzech szczęśliwych latach, które spędziliśmy razem, moja żona nagle postanowiła, że to koniec. Kopnęła mnie w dupę i zażądała rozwodu. Szybko wyszło, że znalazła sobie nowego partnera - szamana, który ponoć miał imponujący kij deszczowy. Zostałem sam. Bez żony, bez rodowego nazwiska, bez pieniędzy, chociaż te ostatnie udało mi się odbić w przeciągu kilku miesięcy. Za to nigdy nie rozstałem się z łatką, która przylega tak bardzo, że sam już nie wiem kto jest bardziej znienawidzony - Rookwood czy Fenwick, który od czasu powrotu do kraju na koniec sierpnia zdążył zaznaczyć swoje przekonania.
Bezsenność II: Częste zmiany stref czasowych zupełnie zrujnowały mój zegar biologiczny. Zamiast zasypiać, przewracam się z boku na bok.
Uzależnienie I: Kopcę, zadymiam stres mimo tego, że doskonale wiem, że dobijam swoje gardło tym nałogiem.
Gigant I: Zawsze byłem wysoki, jak mój ojciec, dziad i wszyscy wujowie, a rosłem dłużej, niż powinienem, w młodości nie sprawiało mi to problemu - byłem zamożny, mogłem sobie pozwolić na wszystko, ale później zaczęło mnie to wkurzać i wciąż mnie wkurza, zwłaszcza w ciasnych korytarzach, niskich pokojach, w miejscach, gdzie przestrzeń zdaje się kurczyć wokół mnie. Od lat chodzę w tych samych spodniach, bo znalezienie nowych w odpowiednim rozmiarze graniczy z cudem.
Mizantrop I: Szczerze nie cierpię goblinów - ich chciwości, przebiegłości i tej zimnej kalkulacji, którą zawsze mają w oczach - właśnie dlatego nawet nie rozważam założenia skrytki u Gringotta, bo nie mam zamiaru powierzać im ani knuta.
Zdrajca Krwi 0: Zawada przyznawana przez sprawdzającego lub mistrza gry. Odnosi się do czystokrwistych postaci, których kreacja lub prowadzone rozgrywki pokrywają się z definicją "zdrajcy krwi". Postać z tą zawadą posiada dodatkową adnotację w rubryce "krew", a poza narażeniem się na atak śmierciożerców, spotyka się z ostracyzmem i niechęcią ze strony konserwatywnych środowisk czystokrwistych czarodziejów.
Różdżka: 11-calowa / Giętka/ Włos z sierści bagnowyja / Sekwoja.
Zwierzę totemiczne: Ryś.
Aura: Jasnopomarańczowy przechodzący w czerwień.
O zdolnościach: Od lat moją ponadprzeciętną kondycję traktuję jako jeden z głównych filarów pracy. Jestem bardzo aktywny fizycznie, poświęcam mnóstwo czasu i energii na treningi, które pozwalają mi utrzymać się w doskonałej formie. Współpracując w dwuosobowym zespole z bardzo wiekowym czarodziejem, byłem odpowiedzialny za wszystko, co wymagało wysiłku, co często oznaczało szybkie reagowanie i spierdalanie, ponieważ teleportacja nie jest moją mocną stroną. Podczas naszych licznych wędrówek, szczególnie po górach, dźwigałem wszystko, co mieliśmy, a czasami nawet więcej. Pod koniec życia Antoine nie chciał zmieniać swoich nawyków, więc pomagałem mu się przemieszczać, podsadzałem go, podpierałem aż w końcu umarł tak, jak chciał: podczas zlecenia, z tabaką w rozdartym ryju. Wiem, jak rozpraszać klątwy, co często wymaga nie tylko techniki, ale i wnikliwej analizy otoczenia. Moja dobra percepcja pozwala mi dostrzegać detale, które umykają innym, co jest nieocenione w mojej pracy i codziennym życiu. Dzięki moim podróżom i pracy klątwołamacza zdobyłem solidną wiedzę o świecie oraz przyrodzie, miałem okazję poznać różnorodne kultury i tradycje. Potrafię czytać runy i zakładać pieczęcie, co jest nieocenioną umiejętnością w moim fachu. Liznąłem nekromancję na tyle, na ile potrzebowałem. Mój mentor był w tym lepszy - mieliśmy wyraźny podział obowiązków, zajmowałem się innymi dziedzinami. Teraz, po jego śmierci, czuję, że muszę wrócić do zgłębiania tej wiedzy, by uzupełnić braki, które pozostawił mi w swoim nauczaniu. To samo tyczy się rzemiosła, które traktowałem pobieżnie - wiem, że muszę poprawić swoje umiejętności. Gdy ludzie słyszą moje imię - Benjy - często wyobrażają sobie uroczy typ wujaszka, starszego, grubiutkiego gadułę, ale to zupełnie nie ja. Obecnie nie jestem osobą, która ceni sobie interakcje społeczne. Nie staram się być uroczy ani przyciągać uwagi, bo nie zależy mi na tym, by być powszechnie lubianym. Te czasy są za mną. Nie mam kompetencji, które pozwoliłyby mi na łatwe nawiązywanie relacji. Moje umiejętności interpersonalne są dość ograniczone - wolę skupić się na zadaniach, które muszę wykonać niż na prowadzonych rozmowach. Zależy mi przede wszystkim na wysokiej etyce zawodowej, na rzetelnym wykonaniu pracy, wzięciu pieniędzy i zakończeniu interakcji. Niestety, przez doznane magiczne obrażenia szyi i strun głosowych mało mówię, szybko wysiada mi głos, co sprawia, że często wypadam na mruka. Ironicznie, nie potrafię grozić. Nawet gdybym próbował brzmieć groźnie, wystarczy, że otworzę usta, a mój akcent i wada wymowy rozpraszają wszelkie wrażenie niebezpieczeństwa. Zauroczenie to nie moja bajka. Paradoksalnie, w bliższym poznaniu jestem naprawdę miłą osobą, opisywaną jako ciepła i przyjemna w obyciu. Niestety, mój wygląd i sposób bycia sprawiają, że ludzie często unikają pozazawodowych kontaktów ze mną, a gdy korzystają z moich usług, podejrzliwie sprawdzają, czy niczego nie ukradłem. Nigdy nie przykładałem wagi do transmutacji, traktując ją jak coś zbytecznego w moim życiu.
Przewagi
Niewidzialność 0: Nie szukam rozgłosu, wolę pozostać w cieniu, gdzie mogę swobodnie obserwować świat, nie będąc w jego centrum. Umiejętnie wtapiam się w tłum, ciesząc się anonimowością.
Jak patrzę tak to mnie widać, a jak tak to już nie: Potrafię zakraść się do każdego niezabezpieczonego pomieszczenia, nie pozostawiając po sobie śladu, jakby nigdy mnie tam nie było. Z łatwością zwodzę zmysły, poruszając się cicho i niezauważalnie.
Znajomość półświatka II: Doskonale znam półświatek, spędziłem w nim sporo czasu, współpracując z różnymi ludźmi, także podczas pobytu zagranicą, zanim wróciłem do kraju. Nieustannie kręcę się w tych kręgach, obserwując, co się dzieje i kto z kim trzyma. Mimo, że wiele się zmieniło, zasady pozostają te same, a ja potrafię odnaleźć się w tym otoczeniu.
Klątwołamanie III: Wiedzę tę zdobyłem dzięki mojemu mentorowi, który nie szczędził mi trudnych lekcji. Od początku rzucał mnie na głęboką wodę, zmuszając mnie do nauki metodą prób i błędów. Metody, które stosował, były brutalne, co często prowadziło do bolesnych doświadczeń, ale jednocześnie nauczyło mnie, że tylko przez praktykę i porażki z można osiągnąć mistrzostwo w tej sztuce. Nie zliczę, ile razy pierdolnęło mną o coś twardego - ścianę czy sufit. Poznałem kilkadziesiąt francuskich synonimów "kretyna". Jeden z wybuchów uszkodził mi magicznie gardło i struny głosowe. Dziś mogę z dumą powiedzieć, że jestem w tym naprawdę dobry.
Starożytne runy I: Od lat zgłębiam temat starożytnych run, stając się ekspertem w tej dziedzinie. Moja pasja do tych symboli przekłada się na dogłębną wiedzę o ich znaczeniu i zastosowaniu.
Pieczętowanie III: Znam się na zakładaniu i łamaniu magicznych pieczęci, umiejętność ta została mi przekazana przez mojego mentora. Dzięki jego naukom potrafię nie tylko je tworzyć, ale również zrywać je w razie potrzeby.
Kłamstwo I: Wychowując się w trudnym domu, musiałem nauczyć się świetnie kłamać, by przetrwać w świecie pełnym oszustw i fałszywych uśmiechów. Gdy przyjąłem nową tożsamość, umiejętność ta stała się jeszcze bardziej niezbędna, pozwalając mi na przetrwanie w jeszcze trudniejszych warunkach, gdzie prawda mogła mnie zniszczyć.
Walka wręcz I: Częste podróże po szemranych miejscach wymagały ode mnie, bym zawsze był gotowy na nieprzewidywalne sytuacje. Musiałem szybko nauczyć się walczyć wręcz, bo w moim fachu to była podstawa, aby nie dać się wykolegować ani zabić.
Zawady
Wada wymowy I: Moje struny głosowe są trwale naruszone, protestują za każdym razem, gdy próbuję głośniej mówić, więc szybko się męczę. Zmiękczam głoski i niemal nie wymawiam "r", co sprawia, że rozmowa ze mną bywa uciążliwa dla innych. Ponadto spędziłem wiele lat u boku Francuza, który nieustannie i bezlitośnie poprawiał moją wymowę, co sprawiło, że mimowolnie przyswoiłem jego akcent, nawet jeśli nie znałem języka. Chociaż w dalszym ciągu nie znam francuskiego*, to mimowolnie przyswoiłem ten cholerny sposób wymowy słów, który wychodzi na wierzch, szczególnie kiedy się denerwuję.
*Ujmując przekleństwa i wyzwiska.
Foliowa czapka I: Wierzę w teorie spiskowe, bo widziałem, jak łatwo można manipulować informacjami i jak różne narracje kształtują rzeczywistość w różnych częściach globu. Zbyt często spotkałem się z sytuacjami, które nie pasowały do oficjalnych narracji.
Wydziedziczony dziedzic I: Zostałem wydziedziczony, odcięty od rodzinnych pieniędzy - to tylko część konsekwencji ślubu z mugolaczką. Musiałem zmienić nazwisko oraz zniknąć z kraju z żoną, która w końcu kopnęła mnie w dupę, uznając, że nie potrafię sprostać jej oczekiwaniom. Ironia losu, bo mimo że poświęciłem wszystko, by stworzyć dla niej nowe życie, to ciągłe podróże i nowe otoczenie jej nie odpowiadały. W dodatku, oskubała mnie z pieniędzy, zostawiając jedynie wspomnienie mojej naiwności oraz gorzką refleksję, a także potrzebę odkucia się, żeby wrócić do normalnego stanu finansowego. Potrzebowałem zaangażować się w kilka bardziej ryzykownych, lepiej płatnych przedsięwzięć, by odbić się od dna.
Szlamojebca, Szlamolubny III: Długo zgadzałem się z podejściem rodziny, podążając za ich normami i przekonaniami, aż do piątego roku nauki w szkole. Wtedy wszystko się zmieniło. Była dla mnie jak powiew świeżego powietrza w dusznym świecie elit. Była też - werble - mugolaczką. Dzięki niej poczułem, że nie zgadzam się z podejściem naszej rodziny, z ich zafiksowaniem na punkcie czystości krwi i archaicznych wartości. Tuż po ukończeniu szkoły, potajemnie wzięliśmy ślub, nie zważając na konsekwencje, jakie mogły nas spotkać. To, co miało być początkiem nowego życia, szybko przerodziło się w skandal. Rodzina odcięła mnie od wszystkiego, co znałem. Zostałem wydziedziczony. Moje nazwisko stało się dla mnie ciężarem, którego musiałem się pozbyć. Wiedziałem, że to nie koniec problemów, że moja żona mogła być w niebezpieczeństwie z powodu naszych decyzji. Postanowiłem więc, że zabiorę ją i wyjedziemy z kraju, gdzie moglibyśmy zacząć wszystko od nowa, ale jak to w komediodramatach bywa, nasze szczęście nie trwało wiecznie. Po trzech szczęśliwych latach, które spędziliśmy razem, moja żona nagle postanowiła, że to koniec. Kopnęła mnie w dupę i zażądała rozwodu. Szybko wyszło, że znalazła sobie nowego partnera - szamana, który ponoć miał imponujący kij deszczowy. Zostałem sam. Bez żony, bez rodowego nazwiska, bez pieniędzy, chociaż te ostatnie udało mi się odbić w przeciągu kilku miesięcy. Za to nigdy nie rozstałem się z łatką, która przylega tak bardzo, że sam już nie wiem kto jest bardziej znienawidzony - Rookwood czy Fenwick, który od czasu powrotu do kraju na koniec sierpnia zdążył zaznaczyć swoje przekonania.
Bezsenność II: Częste zmiany stref czasowych zupełnie zrujnowały mój zegar biologiczny. Zamiast zasypiać, przewracam się z boku na bok.
Uzależnienie I: Kopcę, zadymiam stres mimo tego, że doskonale wiem, że dobijam swoje gardło tym nałogiem.
Gigant I: Zawsze byłem wysoki, jak mój ojciec, dziad i wszyscy wujowie, a rosłem dłużej, niż powinienem, w młodości nie sprawiało mi to problemu - byłem zamożny, mogłem sobie pozwolić na wszystko, ale później zaczęło mnie to wkurzać i wciąż mnie wkurza, zwłaszcza w ciasnych korytarzach, niskich pokojach, w miejscach, gdzie przestrzeń zdaje się kurczyć wokół mnie. Od lat chodzę w tych samych spodniach, bo znalezienie nowych w odpowiednim rozmiarze graniczy z cudem.
Mizantrop I: Szczerze nie cierpię goblinów - ich chciwości, przebiegłości i tej zimnej kalkulacji, którą zawsze mają w oczach - właśnie dlatego nawet nie rozważam założenia skrytki u Gringotta, bo nie mam zamiaru powierzać im ani knuta.
Zdrajca Krwi 0: Zawada przyznawana przez sprawdzającego lub mistrza gry. Odnosi się do czystokrwistych postaci, których kreacja lub prowadzone rozgrywki pokrywają się z definicją "zdrajcy krwi". Postać z tą zawadą posiada dodatkową adnotację w rubryce "krew", a poza narażeniem się na atak śmierciożerców, spotyka się z ostracyzmem i niechęcią ze strony konserwatywnych środowisk czystokrwistych czarodziejów.
Edukacja: Hogwart / Gryffindor / Rocznik 1951.
Moja edukacja była dosyć przeciętna, nie wyróżniałem się specjalnie wśród innych uczniów. Zawsze byłem zdolny, ale niestety leniwy, co sprawiało, że nie wykorzystałem w pełni swojego potencjału. Nauczyciele dostrzegali mój potencjał, co rodziło frustrację, bo wszyscy wiedzieliśmy, że mogę osiągnąć więcej, ale po prostu mi się nie chciało. Często marzyłem o tym, aby móc skupić się tylko na przedmiotach, które naprawdę mnie interesowały. Od drugiego roku grałem na pozycji ścigającego w drużynie Qudditcha, co dodawało mi trochę prestiżu. Zamiast skupić się na nauce, wolałem spędzać czas na treningach. Często wpadałem w kłopoty, moje pyskate usposobienie tylko potęgowało problemy. Lubiłem być w centrum uwagi, więc niejednokrotnie byłem pierwszym, który wpadał na pomysł jakiejś głupoty. Najbardziej nienawidziłem Transmutacji, która zawsze wydawała mi się zbyt skomplikowana. Błyszczałem w przedmiotach takich jak OPCM i Historia Magii, gdzie zdobywałem wysokie oceny bez większego wysiłku. W Starożytnych Runach byłem wręcz wybitny, co dawało mi poczucie satysfakcji. Z resztą przedmiotów radziłem sobie przeciętnie.
Doświadczenie: Po ucieczce z kraju przez pewien czas tułałem się z żoną po Stanach Zjednoczonych. Nasze wędrówki zaprowadziły nas do Luizjany, gdzie przypadkowo spotkałem starego zgreda, który okazał się być znakomitym specjalistą w łamaniu klątw. Na początku wspierałem go jako asystent, ale szybko zacząłem uczyć się fachu, wciągając się coraz głębiej w tajniki jego pracy. Z czasem zacząłem zagłębiać się w fach, a od 1960 roku stałem się częścią branży klątwołamania jako w miarę samodzielny klątwołamacz. Z biegiem lat nauczyłem się pieczętowania i run, które były kluczem do skutecznego rozwiązywania problemów. Większość czasu spędziłem we wszystkich trzech Amerykach, gdzie zdobywałem doświadczenie w pracy z różnorodnymi kulturami i tradycjami. Miałem także okazję podróżować do Australii i Afryki, choć te doświadczenia są znacznie uboższe. Podróżowałem u boku mojego mentora oraz z żoną Alice, która była uzdrowicielem samoukiem. Razem angażowaliśmy się w różne przedsięwzięcia - w tym nie tylko w łamanie klątw - podczas naszych podróży nie stroniliśmy od działalności związanej z przemytem artefaktów, roślin i ziół, wszystkiego, co uznaliśmy za korzystne. Darowanej forsie nie mówi się nie.
Aktualne miejsce pracy: Najemnik. Własna działalność. Po kilku latach spędzonych w odległych zakątkach świata, zdecydowałem się wrócić do Londynu. Obecnie zajmuję się klątwami do złamania oraz pieczętowaniem, wsparciem fizycznym, również drobnym przemytem, szukając sposobów na zarobek. Londyn znów stał się moim domem, ale już nie takim, jakim go pamiętałem.
Cechy szczególne: Moje plecy i ręce pokrywa gęsta sieć tatuaży runicznych, tylko dłonie są czyste, ale pokrywają je liczne blizny. W lewym uchu noszę zaklęte kolczyki - cztery złote kółka, które nie dają się zdjąć. Magiczne poparzenie pozostawiło trwałe ślady na części prawego ucha i na prawej stronie szyi. Na klatce piersiowej widoczne mam blizny - niektóre głębokie, inne niemalże niewidoczne. Mam nadkruszoną prawą, górną trójkę.
Rozpoznawalność: III - Gdybym chciał, mógłbym być kimkolwiek, ale zamiast tego wolę być nikim. Moim zdaniem, życie w cieniu ma swoje zalety. Płynę przez życie, zostawiając za sobą jedynie niewielkie ślady, które łatwo zatrzeć. Nie pragnę być rozpoznawalny, nie potrzebuję rozgłosu ani uwagi - wręcz przeciwnie, unikam ich jak ognia. Im dalej od spojrzeń innych, tym lepiej. W moim wąskim gronie bliskich znajomych nie ma miejsca na przypadkowych ludzi. Każdy z nich to osoba, którą znam od lat i której mogę ufać bezgranicznie. Zlecenia przychodzą do mnie same dzięki byciu we właściwym miejscu o właściwym czasie - mam talent do przyciągania cudzych problemów. Często zdobywam je dzięki ogłoszeniom, które znajduję albo poleceniom, od tych, którzy wiedzą, że potrafię działać. To wystarczające, żebym mógł przetrwać. Rookwoodowie? Wiem, że najchętniej widzieliby mnie martwego, a ja nie mam zamiaru im tego ułatwiać. Swoją anonimowość traktuję jak ochronę przed światem, który, jak się przekonałem, potrafi być bezlitosny.
Moja edukacja była dosyć przeciętna, nie wyróżniałem się specjalnie wśród innych uczniów. Zawsze byłem zdolny, ale niestety leniwy, co sprawiało, że nie wykorzystałem w pełni swojego potencjału. Nauczyciele dostrzegali mój potencjał, co rodziło frustrację, bo wszyscy wiedzieliśmy, że mogę osiągnąć więcej, ale po prostu mi się nie chciało. Często marzyłem o tym, aby móc skupić się tylko na przedmiotach, które naprawdę mnie interesowały. Od drugiego roku grałem na pozycji ścigającego w drużynie Qudditcha, co dodawało mi trochę prestiżu. Zamiast skupić się na nauce, wolałem spędzać czas na treningach. Często wpadałem w kłopoty, moje pyskate usposobienie tylko potęgowało problemy. Lubiłem być w centrum uwagi, więc niejednokrotnie byłem pierwszym, który wpadał na pomysł jakiejś głupoty. Najbardziej nienawidziłem Transmutacji, która zawsze wydawała mi się zbyt skomplikowana. Błyszczałem w przedmiotach takich jak OPCM i Historia Magii, gdzie zdobywałem wysokie oceny bez większego wysiłku. W Starożytnych Runach byłem wręcz wybitny, co dawało mi poczucie satysfakcji. Z resztą przedmiotów radziłem sobie przeciętnie.
Doświadczenie: Po ucieczce z kraju przez pewien czas tułałem się z żoną po Stanach Zjednoczonych. Nasze wędrówki zaprowadziły nas do Luizjany, gdzie przypadkowo spotkałem starego zgreda, który okazał się być znakomitym specjalistą w łamaniu klątw. Na początku wspierałem go jako asystent, ale szybko zacząłem uczyć się fachu, wciągając się coraz głębiej w tajniki jego pracy. Z czasem zacząłem zagłębiać się w fach, a od 1960 roku stałem się częścią branży klątwołamania jako w miarę samodzielny klątwołamacz. Z biegiem lat nauczyłem się pieczętowania i run, które były kluczem do skutecznego rozwiązywania problemów. Większość czasu spędziłem we wszystkich trzech Amerykach, gdzie zdobywałem doświadczenie w pracy z różnorodnymi kulturami i tradycjami. Miałem także okazję podróżować do Australii i Afryki, choć te doświadczenia są znacznie uboższe. Podróżowałem u boku mojego mentora oraz z żoną Alice, która była uzdrowicielem samoukiem. Razem angażowaliśmy się w różne przedsięwzięcia - w tym nie tylko w łamanie klątw - podczas naszych podróży nie stroniliśmy od działalności związanej z przemytem artefaktów, roślin i ziół, wszystkiego, co uznaliśmy za korzystne. Darowanej forsie nie mówi się nie.
Aktualne miejsce pracy: Najemnik. Własna działalność. Po kilku latach spędzonych w odległych zakątkach świata, zdecydowałem się wrócić do Londynu. Obecnie zajmuję się klątwami do złamania oraz pieczętowaniem, wsparciem fizycznym, również drobnym przemytem, szukając sposobów na zarobek. Londyn znów stał się moim domem, ale już nie takim, jakim go pamiętałem.
Cechy szczególne: Moje plecy i ręce pokrywa gęsta sieć tatuaży runicznych, tylko dłonie są czyste, ale pokrywają je liczne blizny. W lewym uchu noszę zaklęte kolczyki - cztery złote kółka, które nie dają się zdjąć. Magiczne poparzenie pozostawiło trwałe ślady na części prawego ucha i na prawej stronie szyi. Na klatce piersiowej widoczne mam blizny - niektóre głębokie, inne niemalże niewidoczne. Mam nadkruszoną prawą, górną trójkę.
Rozpoznawalność: III - Gdybym chciał, mógłbym być kimkolwiek, ale zamiast tego wolę być nikim. Moim zdaniem, życie w cieniu ma swoje zalety. Płynę przez życie, zostawiając za sobą jedynie niewielkie ślady, które łatwo zatrzeć. Nie pragnę być rozpoznawalny, nie potrzebuję rozgłosu ani uwagi - wręcz przeciwnie, unikam ich jak ognia. Im dalej od spojrzeń innych, tym lepiej. W moim wąskim gronie bliskich znajomych nie ma miejsca na przypadkowych ludzi. Każdy z nich to osoba, którą znam od lat i której mogę ufać bezgranicznie. Zlecenia przychodzą do mnie same dzięki byciu we właściwym miejscu o właściwym czasie - mam talent do przyciągania cudzych problemów. Często zdobywam je dzięki ogłoszeniom, które znajduję albo poleceniom, od tych, którzy wiedzą, że potrafię działać. To wystarczające, żebym mógł przetrwać. Rookwoodowie? Wiem, że najchętniej widzieliby mnie martwego, a ja nie mam zamiaru im tego ułatwiać. Swoją anonimowość traktuję jak ochronę przed światem, który, jak się przekonałem, potrafi być bezlitosny.
Wskazówki dla Mistrza Gry
• Tworzę postać, która teoretycznie jest kanoniczna, oparta na luźnym wspomnieniu w książkach o mężczyźnie o tym samym imieniu. Wiadomo jedynie, że był członkiem Zakonu Feniksa, który tragicznie zginął z rąk Śmierciożerców. W toku fabuły może dołączyć do bojówek Zakonu, stając się jego aktywnym członkiem, ale równie dobrze istnieje możliwość, że podejmie inne decyzje, które zmienią jego los. Nie wykluczam, że jego historia może zakończyć się tragicznie, tak jak historia pierwowzoru, ale chcę nim trochę pograć.

• Te same dokumenty, które kiedyś były tylko śmieszkiem w gronie znajomych, musiały mu wystarczyć do ucieczki. Musiał działać szybko. Oficjalnie podrabiane dokumenty z 1958 roku, które wyglądały na nie do odróżnienia od prawdziwych, stały się jego jedynym zabezpieczeniem, absurdem i ratunkiem. W tych papierach figuruje jako Benjy Fenwick, czarodziej półkrwi z Shitterton w Dorset. Urodzony 21 marca 1935 roku pod znakiem Barana. Ukończył Szkołę Magii i Czarodziejstwa Ilvermorny, absolwent domu Pukwudgie. Tak - dokumenty wywołują uniesienia brwi, a niekiedy wręcz śmiech. Nie - są nie do poznania.
• Postać pod akcję, pod różne wątki. Przypały są mile widziane, ale bez przesady - niech będą zasłużone... A na pewno na nie zasłużę

![[Obrazek: 4GadKlM.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=4GadKlM.png)