• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[07.09.1972r.] Co zrobił Twój brat? | Richard & Scarlett

[07.09.1972r.] Co zrobił Twój brat? | Richard & Scarlett
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#1
02.03.2025, 15:01  ✶  

7 września 1972r. – popołudnie
Niemagiczny Londyn / Kamienica Mulciberów



Problemy nigdy się nie kończą. Człowiek szczęśliwym byłby, gdyby te potrafiły się rozwiązywać same. Potrafiły. Ale nie wszystkie. Kiedy myśli się, że więcej się ich nie pojawi, poza obecnymi, było się w błędzie. Poranna sowa, która dostarczyła wiadomość z Necronomiconu, mocno zaskoczyła Richarda. Zamiast więc zejść na śniadanie do jadalni, skierował się do gabinetu. Kilka razy musiał przeczytać, nie rozumiejąc, skąd ta decyzja Lorraine. Usiadł przy biurku i napisał prośbę o wyjaśnienie sytuacji. Odesłał sowę, zostawiając okno otwarte w gabinecie i rozsuniętą zasłonę. Pamiętał, że Robert nie znosił widoku poza domem. Mugolski krajobraz. Richard szczególnej uwagi na to nie zwracał, gdyż często pracował w terenie. Czy to w Anglii, czy w Norwegii.

Wiadomość zwrotna pojawiła się lada moment, a on nerwowy chodził po pomieszczeniu, wypalając dwa papierosy, nim dostrzegł wracającą sowę. Od razu odebrał list i nakarmił ptaka. Otworzył list i czytając, kierował się do biurka. Usiadł na fotelu. Nie mogąc uwierzyć w to, co czytał. Robert starał się o utrzymanie tej współpracy. A teraz, gdy go nie było, wszystko szlag trafiał. Trzy razy czytał, nie chcąc wierzyć, że znów problem dotyczy jego syna. Charlesa. Przetarł twarz dłonią, mając gniewny wyraz na twarzy. Jeszcze to pukanie do drzwi.

- Panie Richardzie. Selar chciała powiedzieć, że śniadanie podano.
Rzekła skrzatka.
- Później zjem.
Oznajmił gniewnym tonem, co było alarmem dla skrzatki, aby go na chwilę zostawić samego w pomieszczeniu. Zatem, odeszła, zamykając drzwi.

Spojrzał na opakowanie, które położył na biurku, uznając iż list był dla niego ważniejszy od prezentu. Rozpakował go i poznał opakowanie. Kadzidła uspokajające. Wstał gwałtownie, mając ochotę cisnąć nimi przez całe pomieszczenie, może i trafiłby w otwarte okno, aby poleciały w dal na ogród. Lecz powstrzymał się, zgniatając nieco opakowanie trzymane w zaciśniętej dłoni.

Odpuścił. Rzucił je na biurko. Westchnął ciężko, opierając się dłońmi o blat biurka. Patrzył na pergamin, to na kałamarz. Usiadł i napisał do syna wyjca, domagając się spotkania i wyjaśnienia, wysłał go.W przypływie gniewu, zapomniał się w jednym aspekcie, kiedy Charles mu odpisał, że nie wie o to co Necronomicon.

- Jasna cholera.
Przeklął do siebie, złym będąc na siebie. Wstając i zrzucając coś innego z biurka na podłogę w nerwach. Miał nerwicę interesów. Trudność w uspokojeniu się. Nawet nie myśląc, zapalić TO kadzidło.
- Jak Ty zachowywałeś spokój w takich sytuacjach?
Pytanie skierował w przestrzeń, jakby liczył na odpowiedź Roberta. Zarzucając dłonie na kark, patrząc w przestrzeń otwartego okna. "Uspokój się…" – wmawiał sobie w myślach. Biorąc oddechy. Zapędził się. Teraz będzie musiał to odkręcać. Charles nie mógł o wszystkim wiedzieć.

Wrócił do biurka i napisał już normalnie list do syna, wysyłając przez swoją sowę, że wyjaśni mu jak ten się pojawi. Jednak kolejna zwrotna sowa wróciła z odmową i wytłumaczeniem się, że praca. Richarda już brała irytacja, że syn ośmiela mu się stawiać. Ale odpuścił mu na razie i wyjaśnił, że z tym tematem nie może czekać. Muszą o tym dzisiaj porozmawiać. Dał nawet wybór, kamienica czy jego mieszkanie. Wysłał wiadomość. Ale odpowiedź szybko nie przychodziła.

Do samego południa był nerwowy. I każdy otrzymany list od klientów, był stresem, czy nie przeczyta kolejnego zerwania współpracy. Źle to odbija się na przyszłości ich interesu rodzinnego, kiedy przeszedł w jego ręce. I to nie z jego winy, ale Charlesa? Co się wydarzyło, że Malfoy zerwała współpracę? O jakąś napaść chodziło? Przez poranną korespondencję, nie mógł skupić się na pracy. Zajął się odpisywaniem innym klientom, jak i przejrzeniem księgi zawartych współprac i terminów umów. Sprawdzał dla swojego spokoju, że ta jedna rezygnacja, nie wpłynie źle na całokształt ich działalności.

Standardowo ubrany w czarny sweter i spodnie, stał przy biurku z otwartą szufladą, przeglądając zeszyt zapisów zamówień.



@Scarlett Mulciber
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#2
10.03.2025, 18:09  ✶  
Dzień zaczął się z przytupem. Prawdopodobnie dotarłaby do kamienicy o wiele szybciej, gdyby nie fakt, że zwalił jej się na głowę dworzec na jakimś zadupiu, a ona sama wylądowała u Anthoniego Shafiqa na opatrywaniu ran.
Do kamienicy wpadła jak burza, omal nie deptając biednej skrzatki, która stanęła jej na drodze, chcąc zapytać o samopoczucie lub o to czy coś zje. Norweski skrzat doskonale wiedział, że na drodze młodej Mulciber nigdy się nie stawało, gdy ta wpadała w swego rodzaju szał.
Otworzyła drzwi do gabinetu ojca, co było pierwszą wskazówką - a raczej wyraźnym sygnałem, że musiało się coś wydarzyć - Scarlett zawsze pukała. A jednak teraz, wparowała do jego gabinetu, od razu kierując się do biurka za którym siedział Richard.
-Zrób coś z nim - wysyczała przez zaciśnięte zęby, gdy jej dłonie znalazły się na drewnianym blacie biurka. Czuła złość, nie, złość to za mało. Rządza mordu rysowała się na jej twarzy, a zaszklone oczy płonęły niczym piekło.
-Bo boje się, że jeśli ja coś zrobię to zostanę pieprzoną jedynaczką - warknęła. Jej dłonie drżały, a ona najwidoczniej nie mogła zapanować nad nagromadzonymi emocjami. I była to prawda, nie mogła. Gdyby była w stanie się ogarnąć, nie pojawiłaby się. A jednak teraz bała się samej siebie, bała się, że w szale złości zrobiłaby Charlesowi krzywdę.
To była jedna z tych chwil w której potrzebowała Richarda, potrzebowała ojca, który zaprowadzi porządek.
-Każ mu odpierdolić się od moich decyzji, bo ja w przeciwieństwie do niego nie przynoszę rodzinie wstydu-wysyczała. Oderwała dłonie od biurka, a ona sama zatoczyła kółeczko po dywanie, wbijając boleśnie paznokcie w dłonie.
Nie mogła uwierzyć w to co się wydarzyło. Nie mogła uwierzyć, że po tym wszystkim musiała niemal siłą wyciągać informacje na ten temat od Baldwina. To jaką złość czuła. Jak miała spojrzeć teraz w oczy Lorraine? - tak strasznie było jej wstyd. A przecież Baldwin tak bardzo się starał. Chciał ich pogodzić. Ba! nawet przy ojcu bronił go, sugerując dobre chęci i osobisty rozwój. Jak Charles mógł jej to zrobić? Jak mógł chcieć zniszczyć to co budowała? To była braterska miłość? Wbijanie raz po raz sztyletu w plecy? A potem owijanie to w fałszywą troskę? On nie chciał jej dobra, on nie dbał o jej dobro - ani o jej szczęście. On chciał by było jemu wygodnie. A Ona... przecież była szczęśliwa. Znalazła na horyzontalnej swój mały skrawek nieba, znalazła osobę, która akceptuje ją w pełni - taką jaka jest, z zaletami i wadami. Osobę, która zawsze ją wspiera i szanuje. Przecież to dla niej ma być dobry, nie dla innych, to ją powinien szanować i o jej dobro zabiegać - a nie o innych. To ze względu na nią nie podniósł ręki na Charliego, nie zrobił nic, bo wiedział, że Charlie był jedną z najważniejszych osób w jej życiu. To tylko potęgowało złość. Bo to nie chodziło o to, że się pobili - chłopakom nie raz zdarza się bić, ale to czego dopuścił się jej brat to była swoista napaść i Charlie powinien przeprosić.
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#3
11.03.2025, 00:31  ✶  

Gwałtowne wejścia Scarlett do gabinetu Richarda, nie zdarzały się często. Jak dobrze pamiętał z ich mieszkania w Norwegii. Dzisiejszego jej wybuchu nie spodziewał się. Nie podniósł nawet głowy z nad zeszytu, coś nim notując, kiedy córka podeszła bez pukania wprosiła się do środka. Stanęła przed biurkiem, żądając działania. Wręcz sycząc, co w kolejnych swoich słowach wyznała, że coś zrobi jednemu ze swoich braci. Czy może, miała namyśli obojga?
Po tym wyznaniu, Richard kończąc pisanie słowa, podniósł poważny wzrok na córkę.

- Pragnę Ci tylko przypomnieć, że masz dwóch braci. Nie jednego.
Odpowiedział z dziwnym spokojem, który udało mu się przez te godziny uzyskać, koncentrując się na swojej pracy, wypaliwszy prawie całą zawartość papierosów, jakie miał w pamiątkowej papierośnicy. Nawet nie potrzebował zapalać zwróconych kadzideł od Lorraine.

Uświadomił córkę, że nawet jeżeli podejmie się bratobójstwa, to jedynaczką nie zostanie. Jak znał swoje dzieci, wiedział o konflikcie między Leonardem a Scarlett. Jedno za drugim nie przepadało. Mógłby być nawet przekonanym o tym, że chodziło o jego starszego syna. Bo przecież Scarlett, nie powiedziała, o którego z braci chodzi. Z Charlesem byli przecież dla siebie nierozłączni.

Wrócił spojrzeniem na zeszyt, aby spojrzeć na zapisane i niedokończone zdanie. Aby móc zamoczyć pióro w kałamarzu, żeby końcówką namoczoną atramentem, dokończyć zapis. Scarlett nie umożliwiała mu skupienia się na pracy. Zdążył zamoczyć pióro w atramencie, lecz gdy ta dodała kolejne polecenia. Zatrzymał się w swojej czynności. Zmarszczył brwi, po chwili przenosząc spojrzenie na córkę.

"... ja w przeciwieństwie do niego nie przynoszę rodzinie wstydu." – te słowa zaszczepiły się w jego pamięci.
- Mówisz o Charlesie?
Zapytał z powagą. Odłożył zaraz pióro na podstawkę. Tylko jedno z jego dzieci przynosiło wstyd rodzinie. Przynosiło problemy i to dość częste. Miało się to przecież skończyć.
- Usiądź. Wyjaśnił mi, co się dzieje?
W przeciwieństwie do niej nie żądał, ale poprosił. Starał się z opanowaniem do tego podejść. Nawet, jeżeli rankiem i jego samego ogarnęła frustracja i gniew. Odsunął zeszyt na bok, aby pozwolić wyschnąć atramentowi. Skupił i poświęcił teraz uwagę córce, która miała potrzebę wyżalenia się i naskarżenia na swojego brata. Musiało pójść naprawdę o coś poważnego, widząc jej zachowanie.


@Scarlett Mulciber
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#4
16.03.2025, 12:43  ✶  
Pragnę Ci tylko przypomnieć, że masz dwóch braci. Nie jednego. - uniosła wzrok w kierunku sufitu. Mały problem, zaraz mogła nie mieć żadnego.
Więzy krwi były tylko i aż tym, co łączyło ją z drugim bratem. Czy jedno morderstwo więcej robiłoby dużą różnicę? - nie, Scarlett. Przemawia przez Ciebie złość. Chcesz zostać prawniczką, nie niszcz swojej przyszłości. Brudne sprawy należało załatwiać w białych rękawiczkach, aby kartoteka pozostawała nieskalana, a nazwisko czyste.
Zerknęła na ojca, biorąc wdech. Chcąc uspokoić drgające serce, opanować złość, a przynajmniej spróbować.
Usiadła na krześle naprzeciwko biurka, milcząc dłuższą chwilę. Potrzebowała przerwy, potrzebowała złapać oddech. Uśmiechnęłaby się kpiąco do samej siebie, gdy jej nastrój miotał się niczym oszalałe zwierzę.
Gdy emocje powracały, gdy tylko myśli zaczynały schodzić na temat ubiegłej nocy. Gdy wspomnienia podsuwały jej list, który dostała od Lorraine, gdy próbowała wycisnąć z Malfoya każde kolejne słowo, chcąc zrozumieć. Gdy również w tym całym bałaganie pojawił się list od jej brata. Ostatni czas nie był ich czasem.
-Wiesz... - zagryzła wargę, zaczynając z wolna przesuwać paznokciem palca wskazującego o opuszek kciuka. Co miała powiedzieć? Od czego zacząć? tak wiele słów jednocześnie napływało, a każde z nich zdawało się niewystarczające. Miała wrażenie, że jej dusza czernieje, nie... to nie była dusza. Ona już dawno była spopielona, otulona przez marę. Wysłuchując bajek strzygi o lodowej pustyni. Tej którą znała, tej na której wylądowała jako mała dziewczynka, próbując rozgonić sępy od swojego anioła stróża, który już dawno temu wydał ostatnie tchnienie. Trzymając go kurczowo za rękę. Błagając przez łzy o jeszcze jeden cud, aby otworzył oczy, aby zabrał ich stąd. A Ona obiecuje być dobrym człowiekiem. Ale nie usłyszała swych próśb, swych błagań, swych łez, swego krzyku. Będąc miejscu w którym wszystkie dźwięki gasły, pochłoniętego przez nicość. I tylko sępy stworzone z cieni i cierni krążyły, raniąc jej drobne ręce. 
-Charles... - jak dziwny był smak jego imienia. Tak obcy i cierpki, gdyż w tej formie rzadko używany. Aczkolwiek dzisiejszego dnia nie rozmawiali o Charlim, o jej słodkim Charlim, o jej wspierającym Charlim. Tego dnia rozmawiali o Charlesie Robercie Mulciber, który od ostatniego dnia wakacji próbował targnąć na życie ich wspólnego świata i robił wszystko, aby zburzyć to co budowane było latami.
-Twój syn napadł na Baldwina... - wyrzuciła krótko, próbując oswoić się z tym co wypadło z jej ust, starając się nie dokładać emocji, które towarzyszyły temu zajściu.
-Bo to była napaść... - wysyczała przez zaciśnięte zęby, wbijając boleśnie paznokieć w opuszek kciuka.
-A Baldwin, nie zrobił nic... A to jest kurwa moja wina... to jest moja...-złapała głośniej wdech-  moja pierdolona wina... - czuła jak emocje na powrót biorą górę. W jej żyłach krew zaczyna mieszać się z trucizną, zaczynając wrzeć i palić niemiłosiernie. Chciała aby przestało, chciała sięgnąć dłonią i wydrapać każdą emocję, aż przestanie palić, aż przestanie czuć gniew tak bardzo jak czuła go w tej chwili, jak gdyby miałoby jej to pomóc.
-Wiedział jak ważny jest dla mnie Charles... wiedział jak wiele dla mnie znaczy... i dlatego nie podniósł na niego ręki... - pochyliła głowę - Winien mu obić mordę, a nie zrobił nic, z mojego powodu... i też z mojego powodu nie chciał mi powiedzieć o całym zajściu i musiałam dowiadywać się od osób trzecich, a potem wyciągać to z niego siłą - wyznała cicho. Przywołując obrazy z poprzedniego dnia. Tego jak musiała się natrudzić i wiedząc, że gdyby nie list od Lorraine i list od Charlesa to sam Baldwin nie powiedziałby nic, udałby przed nią, że sytuacji nie było, albo zbagatelizował by takową, aby nie zaogniać jej konfliktu z Charlim.
-To jest ta męskość? Honor? Duma? Atakowanie kogoś, kto się nie broni? kto nie ma zamiaru się bronić bo nie ma zamiaru walczyć? Szczyt męstwa, powinien być z siebie dumny... dumny z tego jak żałośnie wypada jego czyn w moich oczach. Jak wiele krzywdy mi tym uczynił, ile wstydu się najadłam... Jak bardzo za nic Charlie ma moje emocje, moje uczucia i moje szczęście... po raz kolejny - z każdym słowem zdawała się mówić spokojniej - To jest ta braterska miłość? - prychnęła kpiąco, przypominając sobie niezwykle burzliwy koniec lata podczas którego Charles mocno nadszarpnął jej zaufanie i jedynie fakt, że był jej ukochanym bratem tak naprawdę załagodził ich wspólny upadek, wyhamował ich przed przepaścią do której niewątpliwie zmierzali - Ostatnio aż nazbyt jej otrzymuje. W sierpniu już dał mi popis. A Baldwin go dalej bronił... bronił go kurwa przede mną, bronił go nawet tutaj, gdy jadł z nami śniadanie. Próbował naprawić to co się popsuło, nie znając szczegółów, ale wiedząc, że Charlie jest dla mnie ważny... myślisz, że go obchodził Charles? nie, ja go obchodziłam. Ja i moje uczucia go obchodziły - zacisnęła boleśnie dłonie, wbijając paznokcie w skórę. Czuła jak ból miesza się ze wszystkimi emocjami tworząc dość pojebany bałagan, aczkolwiek ten sam ból działał jak hamulec, pomagając jej nieco korygować reakcje. Reakcje, których od jakiegoś czasu nikt nie korygował, bo Baldwin akceptował każdą z jej twarzy, niezależnie jak szalone i agresywne miała odcienie - I nie pozwolę tego zniszczyć... nie pozwolę odebrać sobie tego co mam.  A On kazał Baldwinowi mnie zostawić, nie zbliżać się... wiesz co bym zrobiła Charlesowi jakby Malfoy go usłuchał? O śmierci Charles mógłby jedynie pomarzyć...  -wycedziła, wyłapując wzrok Richarda, wpatrując się w niego intensywnie. Oparła się o oparcie krzesła, jej wzrok pełen nienawiści zdawał się powoli wygasać.
-Baldwin chciał z nim się zakumplować, dla mnie... ja wiem, że potrafi być specyficzny, ale chciał dobrze. A ja się łudziłam, że może to dobrze. I go puściłam. Szczególnie, że tego samego dnia byliśmy na wspólnym śniadaniu... które również było pomysłem Baldwina, aby ocieplić moje kontakty z Charlim... - spojrzała w bok - Więc nie przeczuwałam, że coś może się wydarzyć... Ale najwidoczniej Charles jest niedojrzały i nie potrafi rozmawiać na poważne tematy - na jej usta wpłynął kpiący uśmiech - ale to mnie nie dziwi... On zawsze szept próbuje zagłuszyć krzykiem... Tak było też w sierpniu. Jak rozmowa ze ścianą... - nałożyła nogę na nogę - Baldwin podał w wątpliwość czy dobrym i rozsądnym jest wiązać się z dziewczyną półkrwi, należąc do konserwatywnej, czystokrwistej rodziny. Chciał o tym pogadać... może rozeznać się czy Charles jest świadomy bo całe życie prawie spędził w Norwegii... - wymruczała. Ona lubiła Scylle, ba... uwielbiała ją. Miała w sobie coś absolutnie magicznego. Wiedziała też, że Baldwin nic do niej nie miał. Aczkolwiek rozumiała obawy Baldwina, rozumiała dlaczego chciał poruszyć ten temat, dlaczego ten temat się pojawił. Przy jej pierwszym spotkaniu z blondynem, Baldwin już cytował wypowiedzi jej brata, który twierdził, że ojciec chciał dobrze, a On musi dbać o dobre imię rodu. Nie dziwne więc, że ów temat rozpoczął  - Charles nie chciał słuchać jak cywilizowany człowiek, odbiło mu... a na końcu kazał trzymać się ode mnie z daleka, jakby miała być to kara za obrazę majestatu... - przymknęła ślepia, próbując zrozumieć jak to możliwe, że jest tu gdzie jest teraz. Zadając nieustannie pytanie dlaczego. Najwidoczniej każdy z nich miał priorytety, a te już dawno temu się rozbiegły. A mimo to, jeszcze do wczoraj łudziła się, że przynajmniej będą darzyć się szacunkiem, chociażby chłodnym, chociażby zdystansowanym.
-Czuje jakby własny brat próbował zniszczyć mi życie, tato... bo nie spodobało mu się, bo zrobiło mu się niewygodnie... - westchnęła cicho. Powiedziała na głos to co próbowała stłumić jako coś nieprawdziwego, bo bardzo chciała by nie była to prawda, aby było jak dawniej. Ale z każdym kolejnym dniem, z każdym listem i z każdym wydarzeniem powoli zaczynała tracić nadzieje  - i pod fałszywą troską i obłudną opieką próbuje odebrać mi to co mnie uszczęśliwia bo zakuło go ego... Bo chce zrobić na złość dla Malfoya moim kosztem... - wymruczała. Gdyby Malfoy usłuchał i ją zostawił, stwierdzając że jest ponad patologią jaką zaprezentował jej brat, to pod koniec dnia to ona zostałaby najbardziej skrzywdzona, a ich nazwisko kolejny raz budziłoby niesmak. Charlie miałby swoją satysfakcje, że Malfoy usłuchał - a Ona... rozjebane życie. To Ona zostałaby sama, to ją by bolało. Charlie nie zrobiłby na złość dla Malfoya, zrobiłby krzywdę swojej siostrze, krzywdę, której Scarlett nigdy by mu nie wybaczyła.
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#5
24.03.2025, 02:04  ✶  

Obserwując zachowanie córki, odnosił wrażenie, że z trudem opanowywała swoje nerwy. Kierowanie spojrzenia w sufit, było chyba powstrzymaniem się od skomentowania faktu, że nie była jedynaczką i nie zostanie nią tak szybko, jakby tego chciała. Synów potrzebował żywych. Nie martwych. Musiał jednak poznać powód, dlaczego jego córka ma myśli bratobójcze.

Scarlett nie przychodziło łatwo cokolwiek powiedzieć. Wyglądała jakby ostrożnie szukała i dobierała słowa. Aż w końcu padło imię Charlesa. Chwila ciszy i kolejne słowa. Słysząc o napaści, Richard westchnął cicho. Lecz nie przerywał. Słuchał uważnie. Przetarł twarz dłonią, podpierając ją po chwili na dłoni, zaś łokciem o blat biurka. Scarlett zaczęła się obwiniać o to, co się wydarzyło. Czyżby słuchał właśnie młodzieńczych problemów miłosnych? Jego wzrok podążył po blacie biurka, zatrzymując na nieco zgniecionym opakowaniu kadzideł uspokajających.

Lorraine wiedziała, kiedy mu je zwrócić.

Otworzył opakowanie, wyjmując z niego jedno kadzidło. Opakowanie odłożył, sięgając po swoją zapalniczkę, którą zapalił końcówkę zapachowego patyczka. O właściwościach uspokajających, relaksujących. Tamto opakowanie nie nadawało się już do sprzedania komukolwiek, skoro sam je uszkodził. A widocznie teraz było jemu jak i Scarlett potrzebne uspokoić nerwy. Najchętniej to by zapalił kolejnego papierosa.

Wstał, aby kadzidło włożyć na specjalny podstawek. Wtedy jego wzrok powędrował na barek z alkoholem. Od kilku dni nie ruszał tego, przypominając sobie, że Robert za często po alkohol sięgał. Tym razem nie powstrzymywał się. Sięgnął po karafkę, otworzył i nalał sobie do szklanki trochę whisky. Zakorkował butelkę i odstawił. Ze szklanką wrócił na miejsce. Cały czas słuchając Scarlett. Co zrobił Charles. Czego nie zrobił Baldwin.

Czy Scarlett wiedziała co mówi?
Czy miłość aż tak ją zaślepiła, że nie widziała w tym wszystkim drugiej strony?

Upił łyk płynu, który w przełknięciu rozgrzał jego gardło. Odstawił szklankę na blat, oparł się wygodniej plecami o oparcie fotela, skrzyżował ręce i słuchał dalej. Nie nudziła go. Mówiła interesujące rzeczy. A jako rodzic zawsze starał się wysłuchać swoje dzieci. Nie był obojętny na ich problemy. Wtedy byli dziećmi. I myślał, że dorośli, to jedynie w liczbach. Wewnętrznie, Charles i Scarlett wciąż byli, dziećmi.

W całym monologu wypowiadanym przez Scarlett, Richard starał się odszukać powód, dla którego Charles zaatakował Baldwina. Cała ta opowieść z jednej strony miała duże powiązanie i sens, podjętych działań przez Lorraine. Baldwin to najpewniej kombinator. Zastanawiający był temat czarownicy półkrwi, o którą najpewniej wynikł konflikt?

- Powiedz mi… Cały ten konflikt w waszym trójkącie, poszedł o jakąś półkrwistą czarownicę, czy troskę Charlesa wobec Ciebie?
Zapytał, gdyż nie do końca chyba zrozumiał sytuację.
- Wiesz, że jest podatny na manipulacje, prowokacje.Twierdzisz, że Baldwin nie zrobił nic, kiedy Charles zaatakował. Nie prowokował go? Tak po prostu Charles.... jak to powiedziałaś, napadł go? Uderzył? Bez powodu? Mówisz, że Baldwin wie, jak wiele dla Ciebie znaczy Charles. Czy on swoimi zamiarami na pewno miał na myśli naprawienie relacji, czy zaszkodzenie bardziej Charlesowi? Czy może waszej relacji?
Zapytał. Dając córce moment do namysłu. Wnioskował to po jej wyjaśnieniach sytuacji. Tym samym, zastanawiał się, czy ta zagrywka nie była ustawiona po to, aby Lorraine miała powód do zerwania współpracy z nimi. Necronomicomu z Olibanum. nie mógł wyciągać pochopnych wniosków. Przed sobą miał jeszcze rozmowę z Charlesem. Musiał też poznać jego wyjaśnienia.
- Charles źle zaczął swoją karierę w Londynie przez sytuację na Lammas i z wywiadem. Źle to zniosła jego psychika. Wiem o sytuacji z klifami. Czy rozmawiałaś z bratem o całej sytuacji z Baldwinem? Wyjaśniliście między sobą zaistniały problem?
Dodał kolejne pytania. Nie kryjąc się z tym, jak bardzo nie podobało mu się wykorzystywanie słabości Charlesa dla korzyści innych czarodziei. Co ważne, czy jego dzieci w ogóle próbowały chociaż ze sobą o tym porozmawiać?


@Scarlett Mulciber
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Richard Mulciber (1596), Scarlett Mulciber (1832)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa