• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
1 2 3 Dalej »
[08.09.1972] Pierwszy śnieg | Hati&Skoll

[08.09.1972] Pierwszy śnieg | Hati&Skoll
Krew jak czekolada
Nikt nie jest bezkarny - Zawsze trzeba płacić.
Przerośnięta, barczysta zbitka mięśni mierząca 192 cm wzrostu. Jego ciało w większym stopniu pokrywają tatuaże. Niepokojące, podkrążone ślepia w kolorze jasnego błękitu często wyrażają szaleńczą rządzę mordu. Włosy ciemne od skóry głowy - pojaśnione słońcem końce, zazwyczaj zaczesane na gładko do tyłu. Odziany zazwyczaj w szyte na miarę garnitury, na palcach widnieją dwa sygnety, zaś na szyi złoty łańcuszek. W lewym uchu często widnieje złoty kolczyk - kółeczko. Pachnie trawą cytrusową, słodką mandarynką, piżmem - niekiedy i krwią (czasami pizzą xD). Pierwsze wrażenie raczej każe zejść mu z drogi.

Hati Greyback
#1
06.04.2025, 21:49  ✶  
[Obrazek: 95bd34394ef20c5071fe9c8265bdcba0.jpg]
Zostawmy ich łzy
A obok mnie tylko ten piasek i palmy i Ty
Nie oddam za złoto z La Casa De Papel - Ty śpisz
A wszystkie emocje co zgasły, rozpalmy jak drill
Dopóki możemy się bawmy, się bawmy jak źli
Powolnym krokiem nadchodziła noc, a Nokturn zdawał się budzić do życia. Jak każdego dnia. Nic nadzwyczajnego, niespodziewanego czy zajmującego uwagę.
Siedzieli na zapleczu, zalegając w kącie, przy okrągłym drewnianym stole, rozjebani na krzesłach w sposób za które winni się wstydzić. Dym papierosowy wypełniał pomieszczenie, w szklankach przelewało się stare, wysokiej klasy whisky, a oni zapatrzeni byli w karty.
Zaciągnął się papierosem, unosząc jedną z brwi w konsternacji.
-cazzo di cane - furknął przez zaciśnięte usta w których trzymał papierosa, gdy dłońmi dobierał kartę. Zerknął w kierunku starego gramofonu, który wygrywał stare włoskie hity.
-jebać to ja, a nie mnie, Skoll - prychnął w końcu, wysuwając papierosa z ust - wyciągaj te karty z rękawa, oszuście- machnął ręką, kiwając dłonią w jego kierunku - Presto - ponaglił go, krzywiąc się. I na chuj z nim grał w karty - westchnął bezgłośnie w myślach, nie znał odpowiedzi na to pytanie.
Do jego uszu dobiegły krzyki, ale nie przejął się tym zanadto, Nokturn wybudzał się ze snu. Tu odbywała się wieczna patologiczna biesiada na ulicach. Irytowało go jedynie to, że zagłuszają muzykę akurat gdy leciał hit lat minionych. Machnął różdżką, aby muzyka rozbrzmiała głośniej, po czym wrócił zainteresowaniem do swojego lustrzanego odbicia.
Gorzej było jedynie grać z Mulciberem, to dopiero by było pojebane. Granie w karty z pierdolonym wróżem.
Sięgnął w kierunku butelki, aby dolać im whisky. Złocisty trunek uroczo obijał się o szklane ścianki, a ten napawał swoje oczy ów widokiem przez dłuższą chwilę, stwierdzając, że jest to w jakiś sposób relaksujące.
Strach pachnie amortencją
Są dwa typy niewinnych ludzi: zakłamani i zaślepieni.
192 cm wzrostu, dobrze zbudowany, o wyraźnie zarysowanych mięśniach. Ciemne krótkie włosy wydają się szorstkie, zaczesane w tył. Oczy w kolorze lodowego błękitu, o dziwnym, niepokojącym wręcz wejrzeniu. Dziesiątki tatuaży na niemal całym ciele utrzymanych jest w gotyckim stylu. Podobną aurę roztaczają ubrania, czarne lub grafitowe, schludny garnitur, długi płaszcz, skórzane buty i rękawiczki, kapelusz na głowie. Nie są nowe, ale utrzymane w doskonałym stanie.

Skoll Greyback
#2
09.04.2025, 20:40  ✶  
Powietrze było gęste w ten przyjemny, ciepły sposób, otulało ich szczelnie zewsząd. Oddzielało od szumu ulicy i wszystkich jej brudów deptających po chodnikach. I choć bezustannie grała płyta, Skoll miał wrażenie, że panuje cisza, jakby ta muzyka była naturalnym elementem otoczenia. Wysłużona powierzchnia kart ślizgała się pod palcami, a wzrok wędrował spokojnie od jednego koloru do drugiego, po cyfrach, po układzie na stole i tych kilku monetach, o które toczyła się stawka. Groszach o wartości osobistej.
Odstawił z powrotem szklankę whisky, której dno cichutko stuknęło o blat, dając odczuć swój ciężar. Alkohol miło spłynął po gardle, przyszykował drogę dla kolejnej porcji papierosowego dymu. To była dobra whisky i dobre papierosy, przy takich znacznie lepiej mu się myślało.
Gdyby tylko Hati nie zaczął starej śpiewki.
— Co tam skuczysz? — mruknął pod nosem, niezbyt przejęty epitetami rzucanymi pod jego adresem. A przynajmniej tak to miało wyglądać. Zaciągnął się papierosem, na chwilę podnosząc wzrok na brata, przez sekundę mierzył go bacznie, aż prychnął cicho z rozbawieniem. — Nic tam nie mam. Jak nie wierzysz, możesz sprawdzić — odparł i pociągnął dym, który po chwili wypłynął lekko z ust.
W przeciwieństwie do swego pierwowzoru, Skoll odwrócił głowę na krótko, w tym samym momencie, kiedy krzyk rozbrzmiał w jego uszach. Nie to, żeby nie był przyzwyczajony, to był zwyczajny odruch, który bardzo często się powtarzał. Zresztą, Wilk równie szybko stracił zainteresowanie.
— Nie żadne pesto, tylko graj — rzucił własnym ponagleniem, wróciwszy uwagą do właściwego miejsca. Papieros powoli się kończył, a on nie chciał przegadać go całego.
Choć z drugiej strony nigdzie się nie spieszył.
Krew jak czekolada
Nikt nie jest bezkarny - Zawsze trzeba płacić.
Przerośnięta, barczysta zbitka mięśni mierząca 192 cm wzrostu. Jego ciało w większym stopniu pokrywają tatuaże. Niepokojące, podkrążone ślepia w kolorze jasnego błękitu często wyrażają szaleńczą rządzę mordu. Włosy ciemne od skóry głowy - pojaśnione słońcem końce, zazwyczaj zaczesane na gładko do tyłu. Odziany zazwyczaj w szyte na miarę garnitury, na palcach widnieją dwa sygnety, zaś na szyi złoty łańcuszek. W lewym uchu często widnieje złoty kolczyk - kółeczko. Pachnie trawą cytrusową, słodką mandarynką, piżmem - niekiedy i krwią (czasami pizzą xD). Pierwsze wrażenie raczej każe zejść mu z drogi.

Hati Greyback
#3
12.04.2025, 16:38  ✶  
Skrzywił się, marszcząc brwi. Nie było innej możliwości jak to, że kłamał. Kłamał, łgał i chował gdzieś karty - nawet byłby szczerze zdziwiony gdyby było inaczej. Ale wątpił aby jego brat potrafił inaczej, to płynęło w jego krwi. Sięgnął po szklankę, chcąc niego ostudzić swój zapał.
-Co graj? Podwijaj rękawy, kurwa - rzucił, wstając.
W tym momencie na zaplecze wbiegł podstarzały Włoch, pracownik pizzeri, wyglądał na widocznie przejętego.
- Oh mamma mia! Fuoco! cenere! - dyszał ciężko.
-zitto, Pedro! - fuknął Greyback - ta la feccia oszukuje w pierdolone karty!
-ma... Hati, Londyn p... - urwał, gdy do ich uszu dotarł zupełnie nowy dźwięk. Dźwięk bitego szkła.
Greyback zerwał się, przechodząc do głównej sali pizzerii.
-Co jest kurwa... - mruknął, widząc zbitą szybę, osmoloną ramę, czując zapach spalenizny. Acz ogień nie przedostał się do środka. Wyglądało to tak, jakoby musnął budynek i zrezygnował z dalszej wycieczki.
Wyszedł na zewnątrz, a jego oczom ukazał się iście krwiożerczy obrazek. Budynki dookoła zajęte były ogniem. Do jego uszu dużo wyraźniej dochodziły krzyki ludzi, którzy próbowali ratować siebie, swoich bliskich tudzież niewielki dobytek. Obejrzał się na osmalony budynek, który jakimś cudem uniknął spopielenia. Tylko jak? - białe ściany zajęła czerń, po szyldzie został jedynie nadpalony kawałek krewna. Przesunął wzrokiem na drzwi, które też były do wymiany. Cały front był do remontu, a on szybko starał się przeliczyć straty.
-Mamma mia... - mruknął nie wiedząc czy bardziej dziwić się własnym szczęściem, czy scenografią jaka rozgrywała się dookoła.
Wyciągnął przed siebie dłoń, na którą, niczym płatki śniegu, zaczął układać się popiół. Uniósł wzrok, zaraz zamykając oczy, opuszczając głowę w dół.
To nie jest zwykły pożar - przebiegło mu przez myśl, gdy gramofon przestał grać, a zamiast tego rozbrzmiał komunikat z radia mieszczącego się na sali głównej, które włączył najwidoczniej Pedro.
UWAGA DO WSZYSTKICH, KTÓRZY TEGO SŁUCHAJĄ. - jego wzrok powoli przesuwał się po budynkach-LONDYN PŁONIE. POWTARZAMY, LONDYN PŁONIE, STOLICA STOI W OGNIU.
Jego wzrok zatrzymał się na dalekim punkcie, obserwując coraz to większe kłęby dymu, przymykając oczy za każdym razem, gdy wiatr zechciał wepchnąć drobinki pyłu do oczu.
POD ZASŁONĄ DYMU ZAPUKANO DO DOMÓW TYCH, KTÓRZY OPIERALI SIĘ REBELII. CZARNE CHMURY NAD STOLICĄ PRZYBRAŁY SYMBOL, KTÓRY ZWIASTUJE ŚMIERĆ. - jego wzrok powędrował na podłoże, obserwując zaspy z popiołu, które powoli tworzyły się na brzegach drogi.
-Co tu się odpierdala - szepnął, a przez głowę zaczęły przebiegać myśli. Z początku mały strumień zamienił się w rzekę, ostatecznie stając się wodospadem, a każda z pędzących myśli zaczęła rozbijać się o kamienie.
TO MOŻE BYĆ NASZ OSTATNI KOMUNIKAT. RATUJCIE SIĘ I NIE WYPOWIADAJCIE JEGO IMIENIA.
Dlaczego teraz? Dlaczego dziś? - przejechał dłonią po twarzy. Już wiedział, że karty były jego najmniejszym zmartwieniem, a tej nocy piekło zaleje Londyn.
Tylko... co teraz? Co z ich rodzeństwem? Co z tymi, których śmiało nazwać mógłby towarzyszami? Czy żyją? Domem się nie przejmował, była to rzecz, rzecz bez wyrytej historii - mimo iż nie chciał, aby jego róże spłonęły.
-Pedro zostaniesz z Giesel - wymruczał w zadumie, a komunikat wciąż odbijał się echem w jego uszach. Wiedział, że to jedno z kolejnych wspomnień, których nie będzie dane mu zapomnieć. On nie zapomina.
Dlaczego akurat teraz, gdy chciał wszystko poukładać na nowo? - przeniósł wzrok na front pizzerii. Wciąż nie wiedział jakim cudem ogień ją ominął. Chociaż mógł cieszyć się przedwcześnie, gdyż ten żywo zajmował wszystko dookoła.
Strach pachnie amortencją
Są dwa typy niewinnych ludzi: zakłamani i zaślepieni.
192 cm wzrostu, dobrze zbudowany, o wyraźnie zarysowanych mięśniach. Ciemne krótkie włosy wydają się szorstkie, zaczesane w tył. Oczy w kolorze lodowego błękitu, o dziwnym, niepokojącym wręcz wejrzeniu. Dziesiątki tatuaży na niemal całym ciele utrzymanych jest w gotyckim stylu. Podobną aurę roztaczają ubrania, czarne lub grafitowe, schludny garnitur, długi płaszcz, skórzane buty i rękawiczki, kapelusz na głowie. Nie są nowe, ale utrzymane w doskonałym stanie.

Skoll Greyback
#4
13.04.2025, 01:08  ✶  
Siedział niewzruszony jego pomarszczoną miną. Skoll sumienie miał czyste. Głównie dlatego, że nie było tam wiele do zabrudzenia, ale to szczegół. Chciał pociągnąć z fajka i zatrzymał się z nim tkwiącym w zębach, kiedy do czarki wpadła pierwsza nadmiarowa kropla.
— Podskaku... — Nie dokończył, przerwało mu pojawienie się mężczyzny, którego Wilk obrzucił ostrym spojrzeniem, a zaraz zaś prychnął na Greybacka. — Poważnie? Faccietę to ci mo...
Ponownie odwrócił głowę, tym razem w stronę głównej sali z miną pełną zdegustowania. Ktokolwiek to był, jego głupota właśnie przewyższyła tupet.
— Co tam się znowu odpierdala? — Ruszył tam zaraz za bratem, by po kilku krokach stanąć.
Zapał do kłótni ostudziły płomienie.
Skoll wzrokiem przebiegł po oknach, z których jedno już skapitulowało. Okopcone szkło błyszczało po podłodze, a większy fragment trzymał się framugi na słowo honoru. Im bliżej podchodził, tym mocniej dym gryzł w gardle, a wrzawa uliczna stawała się bardziej chaotyczna. Kakofonia strachu, zaskoczenia i bezradności, tylko sporadycznie poprzetykana kimś, kto wiedział, co robi.
Panika.
Wyszedł niespiesznie i stanął obok Hatiego, próbując ogarnąć ogrom panoszącego się zniszczenia. Podniósł wzrok w ślad za ogniem, ck wspinał się po ścianach, wgryzał w okna i przebijał dachy. Smolisty dym zasnuwał niebo, jakby kłęby burzowych chmur, ale jedyne co przynosił, to żar i pył. Ludzie krzyczeli, ludzie uciekali, ludzie umierali w zgliszczach. Na tle płomieni trawiących domy i ciała ich bezpieczna jeszcze pizzeria, smętnie grająca przeżytek zeszłego pokolenia była niczym czarna groteska.
— Oh putain, en effet — przyznał, patrząc raczej na to, czy na pewno nic nie zwali im się z tego na głowy. Nawet odsunął się pół kroku, spoglądając zaraz na własne ślady butów w popiele.
Podniósł wzrok na dymne chmury. Jakim sposobem było go aż tak wiele?
— Hati? — Delikatnie zmrużył oczy. Coś chodziło po głowie jego brata, jednak nie doczekał się odpowiedzi. Radio postanowiło ich wyręczyć w domysłach.
Obejrzał się jeszcze raz na ulicę. Ktoś upadł w biegu i panicznie próbował się zebrać, gdzieś dalej coś wybuchło napęczniałe gorącym powietrzem, ktoś znowu krzyknął rozpaczliwie, a on zastanawiał się jedynie, kiedy sami będą krzyczeć.
Sztuczne słowa płynęły z radia jedno za drugim, proste, a nawet powtarzane, a jednak ciężkie do ogarnięcia. Nie umiał niczego doszukać się w chmurach, aż poddał się, zmuszony do ciągłego zamykania oczu przed padającym popiołem. Każde pół zdania docierające do uszu budziło więcej nowych pytań, a te powoli kierowały się w stronę jego brata.
Zatopił wzrok w jego twarzy w milczącej, absolutnie bezwyrazowej obserwacji.
— Nie powinni... — zaczął, ale zaraz zwrócił się bezpośrednio do Pedra. — Nie chowajcie się w budynku, to niebezpieczne — warknął na niego, wyjął z zębów papierosa, który już dawno zgasł, i wbił wzrok w Hatiego. — Co to za mina? Rozumiesz coś z tego? Jaka znowu jebana rebelia... — Wyrzucił peta do zaspy popiołu. Ostatnie zdanie wymruczał do siebie i ciężko było powiedzieć czy to pytanie, czy raczej osąd.
Krew jak czekolada
Nikt nie jest bezkarny - Zawsze trzeba płacić.
Przerośnięta, barczysta zbitka mięśni mierząca 192 cm wzrostu. Jego ciało w większym stopniu pokrywają tatuaże. Niepokojące, podkrążone ślepia w kolorze jasnego błękitu często wyrażają szaleńczą rządzę mordu. Włosy ciemne od skóry głowy - pojaśnione słońcem końce, zazwyczaj zaczesane na gładko do tyłu. Odziany zazwyczaj w szyte na miarę garnitury, na palcach widnieją dwa sygnety, zaś na szyi złoty łańcuszek. W lewym uchu często widnieje złoty kolczyk - kółeczko. Pachnie trawą cytrusową, słodką mandarynką, piżmem - niekiedy i krwią (czasami pizzą xD). Pierwsze wrażenie raczej każe zejść mu z drogi.

Hati Greyback
#5
21.04.2025, 15:58  ✶  
Rozbiegany wzrok omiótł okolicę, gdy Greyback intensywnie rozważał kilka kolejnych kroków. Gdzie mieli iść i co mieli zrobić. Zerknął na brata, po czym wrócił spojrzeniem na budynki.
Wsunął do ust wykałaczkę, gdyż palenie papierosów było dość idiotycznym pomysłem. I bez tego wystarczająco dymu przyjdzie im wdychać dzisiejszej nocy. Myśli galopowały, a on przeczesywał komnaty pamięci, zawieszając się na dłuższą chwilę. Czując jak jego skronie nieznośnie pulsują.
Dopiero głos brata wyrwał go z zadumy. Hati powoli przesunął spojrzenie na bliźniaka, jakoby z wyrzutem, chwilę później na Pedro, który zastygł w bezruchu, nie będąc pewnym co zrobić. Niezależnie od słuszności słów Skolla, Pedro wiedział kto go tu sprowadził i kogo słowom ostatecznie nie powinien się sprzeciwiać.
-Ulica to wybitnie chujowe miejsce aby na niej teraz zostali - mruknął w końcu z przekąsem. Nokturn i bez pożaru nad głową był dość paskudnym i nielitościwym miejscem, co dopiero teraz, gdy wszystko płonęło. Prawie wszystko.
Zerknął na brata. Pizzeria nie płonęła, jakimś cudem ominął ją ogień - jakim nie wiedział, ale rzeczywiście nie mieli gwarancji, że te szczęście potrwa całą noc.
-Zejdźcie do Sei Bello - polecił, obracając się w ich kierunku - Tam nic wam nie grozi, tylko nie zapuszczajcie się na podziemne ścieżki, mogą sobie zrobić niezłą wyżerkę... - skierował kroki na powrót do pizzeri. W bezpieczeństwo lokalu na podziemnych ścieżkach nie wątpił, w końcu znajdywał się pod ziemią. Był pewny, że płomienie ominął to miejsce, szczególnie, że renowacja miejsca była na tyle kosztowna, że wątpił w ewentualne zawalenie, nawet jeśli sama pizzeria postanowiłaby się rozsypać. A samo nazwisko chroniło ów miejsce przed ewentualnymi atakami. Opłacało się układać zarówno z nokturnowskimi szumowinami, co i ze starym.
-wyżerkę? -dopytał Pedro.
-Po prostu nie wychodź na ścieżki... A jeśli już wyleziesz, powołaj się na nazwisko Greyback, zresztą... powinni Cię kojarzyć - zerknął na Włocha - Obleciał Cię strach, Pedro?
-Oczywiście, że nie - oburzył się mężczyzna, acz w szczerość jego słów można było nieco wątpić. A jednak ten wysoko trzymał głowę
-Bene... - Greyback ruszył na zaplecze, omiatając wzrokiem otoczenie. Schował do kieszeni żeliwną zapalniczkę oraz zdobioną papierośnicę, po czym ruszył do wyjścia.
-A pizzeria? - zawołał Pedro, zawracając od przejścia.
Greyback machnął lekceważąco ręką. Nie było w niej niczego, czego nie mógłby zwyczajnie odkupić. A pieniędzy mu nie brakowało. On nie martwił się o dobytek, nie o ten, który mógłby odbudować. Przychody Pizzeri nie dawały nawet ułamka tego co zapewniał mu klub walk. Zresztą, lata we Włoszech nauczyły go, że się odkuje. Zawsze i to nie podlegało wątpliwości, bo musiał, taki był jego pierdolony obowiązek.
Pedro skinął głową, po czym wraz z małą króliczką zniknął z pola widzenia.
-Sei Bello jest bezpieczne - zapewnił, nim jego bliźniak zdążyłby zacząć go kwestionować - Jestem pewny...
Zatrzymał się przed Pizzerią, zastanawiając się nad tym co dalej. Szukanie bliskich w popłochu, mimo iż było szalenie kuszące, było niczym szukanie igły w stogu siana.
-Musimy ustalić plan, Skoll - mruknął, bawiąc się jednym z sygnetów, kręcąc nim to w prawo to w lewo, jakoby pomagało mu to zebrać myśli.
-Do ciebie? - zapytał w końcu. Jego własny dom znajdywał się w Little Hangleton, a to z kolei było daleko. Aleja Horyzontalna znajdywała się znacznie bliżej, logicznym było sprawdzić czy mieszkanie Skolla stoi, albo nie stoi - Gdzie twój burek? - zapytał w końcu.
Strach pachnie amortencją
Są dwa typy niewinnych ludzi: zakłamani i zaślepieni.
192 cm wzrostu, dobrze zbudowany, o wyraźnie zarysowanych mięśniach. Ciemne krótkie włosy wydają się szorstkie, zaczesane w tył. Oczy w kolorze lodowego błękitu, o dziwnym, niepokojącym wręcz wejrzeniu. Dziesiątki tatuaży na niemal całym ciele utrzymanych jest w gotyckim stylu. Podobną aurę roztaczają ubrania, czarne lub grafitowe, schludny garnitur, długi płaszcz, skórzane buty i rękawiczki, kapelusz na głowie. Nie są nowe, ale utrzymane w doskonałym stanie.

Skoll Greyback
#6
27.04.2025, 14:37  ✶  
Nie oczekiwał, że Pedro posłucha akurat jego, tym bardziej by tego nie wymagał. Pojęcie własności było jednym z tych praw, które Greyback uznawał za część szacunku dla osób. I Pedro był taką własnością. Jednocześnie był dostatecznie istotną osobą, by zwrócić się do niego bezpośrednio, skoro już stoi obok.
Spojrzał znowu na brata.
— To też prawda — przyznał mu bez ogródek. Już wystarczał sam chaos, a że był to chaos na Nokturnie, to nikomu nie radziłby tu zostawać. Sam Skoll co rusz kierował swoją uwagę, może nie wzrok, ale samo skupienie, na najbliższe krzyki i kroki, zupełnie jakby każdy kolejny mógł mieć ambicję zostania jego ostatnim. Nie zdziwiłby się.
Spojrzał na Hatiego, a potem wzdłuż ulicy, na kolejne małe ognisko zamieszania, tym razem z tego, że paru osobom udało się wybiec z kamienicy. Teraz musieli tylko pozbyć się płonących ubrań. Ulga ze słów brata byłaby idiotyczną hiperbolą, nie wątpił, że ten podejmie słuszną decyzję i nie narazi swoich ludzi. Nie wtrącał się, a tylko trzymał blisko, słuchał i notował w głowie, co zresztą nie było trudne przy jego przypadłości.
Kiedy Hati skoczył na zaplecze, on został w głównej sali. Ponownie ogarnęła ich ta dziwna kurtyna ścian, choć huk i krzyki i tak przedzierały się znacznie wyraźniej przez wybitą szybę. Wszystko znowu zaczęło brzmieć mniej realnie, a myśli wypływały na wierzch jak źle utopione ciało. Sięgnął po papierosa, ale nim odszukał zapalniczkę, uderzyła go ironia tego, co chce zrobić. Mimo wszystko było to kuszące i Skoll wahał się przez chwilę z fajkiem w zębach, aż w końcu zaklął pod nosem i schował go z powrotem. Ruszył do wyjścia zaraz za bratem, ponownie sięgając po papierośnicę, a konkretniej przegródkę z niezawiniętym jeszcze tytoniem.
— W tym pierdolniku dotrą tam bez trudu — przytaknął niejako na jego zapewnienia. Nikt nie zwróci uwagi na dwójkę biegnących ludzi, wszyscy wszędzie biegali i mieli sto razy więcej własnych problemów niż zwykle.
Spojrzał na brata.
— Musimy. — Wsadził do ust tytoniowy susz i podsunął papierośnicę Hatiemu. — Powinien móc uciec... jeśli budynek stoi... — Skrzywił się i ruszył przed siebie. — Ruszmy się w końcu. — Nie żeby marnowali czas, rodzący się w środku stres zaczynał wypływać razem z myślami.
Krew jak czekolada
Nikt nie jest bezkarny - Zawsze trzeba płacić.
Przerośnięta, barczysta zbitka mięśni mierząca 192 cm wzrostu. Jego ciało w większym stopniu pokrywają tatuaże. Niepokojące, podkrążone ślepia w kolorze jasnego błękitu często wyrażają szaleńczą rządzę mordu. Włosy ciemne od skóry głowy - pojaśnione słońcem końce, zazwyczaj zaczesane na gładko do tyłu. Odziany zazwyczaj w szyte na miarę garnitury, na palcach widnieją dwa sygnety, zaś na szyi złoty łańcuszek. W lewym uchu często widnieje złoty kolczyk - kółeczko. Pachnie trawą cytrusową, słodką mandarynką, piżmem - niekiedy i krwią (czasami pizzą xD). Pierwsze wrażenie raczej każe zejść mu z drogi.

Hati Greyback
#7
22.05.2025, 09:52  ✶  
Rzucił ostatnie spojrzenie na pizzerie, po raz ostatni pozwalając myślom płynąć. Przez moment kilka pytań bez odpowiedzi. Wszystko jedno. Czy słusznym było wracać? Chociaż tak naprawdę on nigdy nie odszedł i nigdy nie odejdzie, nawet gdyby zawiesił swój żywot gdzieś na końcu świata. Urodził się dzieckiem Nokturnu i zdechnie jako dziecko Nokturnu. Taki był los takich jak On. Ale nie teraz, nie dziś i nie w najbliższym czasie. Nie, kiedy ciężar odpowiedzialności wciąż spoczywał na jego barkach, czekając aż ten się ugnie pod nawałem. Ale w swej upartości czy głupocie nie zamierzał.
Zerknął na brata, na tytoń, a przez jego usta przebiegł krótki uśmiech.
-Nie, dzięki... - mruknął krótko, mimo iż propozycja brata kusiła. Tak już było z nałogami, a jednak miał wrażenie, że - Jak to zagryze tytoniem, to zaraz się zrzygam - mruknął z niejakim rozbawieniem. Wystarczyło mu bodźców, gdyby jeszcze musiał walczyć z tytoniem pomiędzy zębami to bezsprzecznie dostałby kurwicy, nerwicy i wszystkiego co z tym związane.
-Na nikogo nie natrafią - wyznał Greyback, chociaż gdyby mieli natrafić to Skoll miał rację. Wtedy też zrozumiał, że nie zaprowadził brata nigdy do Sei bello, a to musieli z pewnością nadrobić. Pizzera posiadała magiczne przejście wprost do lokalu, były połączone niczym hybryda, dzięki czemu Pedro nie musiał wychodzić na ścieżki. Wystarczy, że zszedł schodami.
Zerknął kolejny raz na brata
-Jeśli? - podjął, a na jego usta wpełzł uśmiech, mimo iż samemu Hatiemu do śmiechu nie było - cóż za pesymizm... - i tak też ruszył jak brat przykazał, rzucając krótkimi spojrzeniami to w jedną to w drugą stronę, oceniając czy nic im się nie zawali na łeb, jednocześnie starając się nie odpłynąć myślami zbyt daleko.
Strach pachnie amortencją
Są dwa typy niewinnych ludzi: zakłamani i zaślepieni.
192 cm wzrostu, dobrze zbudowany, o wyraźnie zarysowanych mięśniach. Ciemne krótkie włosy wydają się szorstkie, zaczesane w tył. Oczy w kolorze lodowego błękitu, o dziwnym, niepokojącym wręcz wejrzeniu. Dziesiątki tatuaży na niemal całym ciele utrzymanych jest w gotyckim stylu. Podobną aurę roztaczają ubrania, czarne lub grafitowe, schludny garnitur, długi płaszcz, skórzane buty i rękawiczki, kapelusz na głowie. Nie są nowe, ale utrzymane w doskonałym stanie.

Skoll Greyback
#8
15.07.2025, 19:56  ✶  
Dym wdzierający się do płuc na siłę był czymś dziwacznym, niecodziennym. Był odczuciem, który paskudnie wgryzał się w umysł i rozpraszał myśli, którym i tak już daleko było do poukładanych. Myślał, że tytoń pomoże, że będzie choć drobną deską czegoś znajomego we wszechogarniającym chaosie, ale niewiele pomagał. Nie pasował. Ta grudka uporządkowania i poprawności była jak sól w oku i chwilami zdawała się tylko dezorientować instynkt, który usilnie demonizował całą sytuację. I to też nie pasowało do niczego, bo oto nadal chodzili cali i zdrowi, nawet nie przybrudzeni za bardzo popiołem, a co dopiero naznaczeni żarem jak inni. Żałośni nieszczęśnicy, przebiegło mu przez głowę i nie był pewien, czy to wyraz współczucia, czy raczej pogardy dla chaosu i paniki, jakim bezmyślnie się oddawali. On oddawał się tylko jednemu uczuciu, którego nazwać nie potrafił, ale które bardzo wyraźnie odbijało się w zimno błękitnych ślepiach. W wilczych lampach, które bacznie lustrowały otoczenie, bezustannie rejestrując i oceniając zdarzenia, otoczenie, zwierzynę. Tym właśnie byli, w natłoku spraw, jakimi musiał zająć się jego umysł, niemal każda jedna została spłycona do niezbędnego minimum, tak więc to nie były osoby i również patrząc na niego, można było odnieść nieprzyjemne wrażenie umysłu balansującego na skraju człowieczeństwa.
Przez krótką chwilę, nim słowa Hatiego ponownie nie dotarły do jego świadomości. Odetchnął cicho, na moment przymykając oczy. Spokojnie. Mimo palącego poczucia, że to nie powinno tak wyglądać, mógł przecież tylko zaakceptować rzeczywistość i potok myśli razem z nią płynący. Chwilami nie był pewien, czy to nadal miało sens, być może nie. Może właśnie dlatego wolał z powrotem skupić się na tym, co widzi. Nawet te makabryczne sceny spalonych i wciąż płonących zwłok lepsze były od mętliku w głowie.
Na nikogo nie trafią. Owszem, sam w to wątpił, w pewnym sensie. W takim tłumie bardzo łatwo było nagle stać się samotnym, ale kolejna myśl podsunęła Skollowi inne znaczenie słów brata. Takie bardziej dosłowne. Dlaczego? Co jeszcze miał w rękawie? Choć może raczej powinien zapytać, co w ogóle tam miał, to nie Hati był specjalistą od chowania rzeczy do rękawów.
Karty. Szkoda trochę tej partii, dobrze szła.
— Jeśli — odparł, nagle łapiąc się tego szczątkowego dialogu, jakby miał mu pomóc wrócić do rzeczywistości, tej tu i teraz. — Żaden pesymizm. — Zerknął na niego kątem oka, jakby chcąc się upewnić, że faktycznie słyszał uśmiech w jego głosie. — W szczęście mogę wierzyć, ale podwójne to już przesada — prychnął pod nosem i podniósł wzrok na ponury krajobraz, wąski i czarny bardziej niż kiedykolwiek. Brudniejszy niż kiedykolwiek. W tej jednej chwili nabrał zwyczajnego obrzydzenia do tej ulicy, budynków, do tego miasta, które zmuszało ich do babrania się w takim syfie. Mieli jednak jeszcze kilka rzeczy do sprawdzenia, sprawy, przez które niepodobna było zwyczajnie zniknąć.
Jedną z nich był burek, niemniej ważny od wszystkich imion, jakie zjawiały się w głowie z niepokojem i złością na los.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Hati Greyback (1668), Skoll Greyback (1581)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa