24.03.2025, 12:40 ✶
8 września
Moment, w którym popiół zacząć spadać z nieba
Moment, w którym popiół zacząć spadać z nieba
Tego dnia Faye wróciła zmęczona do domu, tuż przed zmierzchem. Zmęczona była i fizycznie, i psychicznie. Tak naprawdę Traversówna tylko marzyła o tym, żeby wziąć gorący prysznic, zmyć z siebie trudy dzisiejszego dnia, a potem walnąć się w miękkiej piżamie na łóżko i zamknąć oczy. Ostatnie dni tak mocno dawały jej w kość, że powoli czuła, że Dolina Godryka to jednak nie był najlepszy wybór na miejsce zamieszkania.
Nicholas ją ostrzegał. Ostrzegała ją matka, ostrzegał ją ojciec. Ale ona jak zwykle chciała postawić na swoim: nie wiedziała wtedy jeszcze, że Knieja jest zamknięta, a bardzo chciała mieć las obok. Na dodatek gdy już się dowiedziała, że tam wchodzić nie wolno, to napatoczyła się babuszka, która zaoferowała jej taką cenę za zakup piętra w domku, że musiałaby być idiotką, żeby odrzucić taką okazję. Skąd miała wiedzieć, że akurat to miejsce stało się centrum przeróżnych anomalii? Dowiedziała się pod koniec sierpnia, gdy przemieniła się wbrew własnej woli, na oczach ludzi. Mugoli i czarodziejów. Mimo że Ministerstwo się tym zajęło, Faye czuła się okropnie samotna ze swoim problemem. Maddox nie potrafił jej okazać takiego wsparcia, jakie chciała, a Scarlett... Scarlett nie wiedziała, kim ona była. Do brata nie mogła się zwrócić o pomoc, bo uważał on że empatia to taka zupa z Azji. Niby miała jeszcze Leviathana, ale w jego obecności dostawała takiego szału, że nie była pewna jak to by się skończyło - wystarczyłoby, żeby tylko sarknął czy spojrzał na nią złośliwie, a straciłaby panowanie nad sobą. Nie, to nie był dobry pomysł. Musiała sobie, jak zwykle, poradzić z tym wszystkim sama.
Już była w drodze pod prysznic (ot, mała zmiana planów - najpierw drzemka, potem prysznic), gdy słońce schowało się za horyzontem, a do jej nozdrzy doszedł swąd spalenizny. Miała dobry, wyczulony węch, a od kiedy przestało być tak gorąco, to chętnie wietrzyła mieszkanie. Zaniepokojona, bo palone stare liście pachniały inaczej niż to, co teraz czuła, wyjrzała na zewnątrz. I chyba w tej chwili postanowiła, że niedługo odwiedzi jakiegoś wróżbitę czy kogoś takiego. Ile pecha może przyciągnąć jedna mała Faye?
Na zewnątrz panował chaos. Niektóre budynki w Dolinie Godryka płonęły. A, co najgorsze, krzyk dochodzący z dołu świadczył o tym, że i jej budynek zajął się ogniem. Faye niewiele myśląc chwyciła za różdżkę i wybiegła tak, jak stała - w różowych, puchatych kapciuszkach, ale przynajmniej w ubraniu. Zbiegła swoimi schodami na zewnątrz, odruchowo zasłaniając przedramieniem usta i nos. Parter budynku, w którym mieszkała, płonął. A w środku znajdowała się babuszka, która ją przyjęła tak, jak własną wnuczkę.
- Pani Poppy! - wrzask Faye dołączył do krzyków innych osób, których głosy poniosły się ku górze niczym przerażające echo. Jebać, och jebać wszystkie tajemnice tego świata, gdy osoba którą tak lubi jest w niebezpieczeństwie. Traversówna miała z tyłu wodę, dużo beczek z wodą, ale była tylko jedna, jedyna. Potrzebowała do pomocy kogoś jeszcze. Widząc pierwszą lepszą kobietę, która biegła w bliżej nieokreślonym kierunku, wyciągnęła rękę chcąc ją złapać. - Pomóż mi! W środku jest babcia!
Rzut na AF, czy złapię Dorę za ramię?
Rzut PO 1d100 - 30
Akcja nieudana
Akcja nieudana