05.03.2023, 18:20 ✶
Zdawać by się mogło, że brutalne przyszpilenie do ściany w jakikolwiek sposób go otrzeźwi, ale prawda była taka, że w chwili w której jego plecy zetknęły się z chłodną lamperią zdobiącą ministerialny korytarz, a dłoń Leviego uniemożliwiła mu zareagowanie w jakikolwiek inny sposób niż wpatrywaniem się w niego, synapsa łącząca dwie ostatnie względnie logicznie myślące komórki w mózgu uległa uszkodzeniu i Morty stracił kontakt z bazą już całkowicie. Słuchał jak zaczarowany Imperiusem i kiwał tylko głową w niemym, nerwowym potwierdzeniu, że rozumie - choć tak naprawdę z każdym kolejnym słowem mężczyzny zamiast rozjaśniać się, to sytuacja w jego głowie się komplikowała, a pytania mnożyły się szybciej niż członkowie rodu Weasley - a chociaż to, co przedstawiał mu właśnie Prewett wcale nie brzmiało jak optymistyczny scenariusz, to daleko mu było do paniki. Triumfował. Bo liczyło się teraz tylko to, że rzeczywiście udało mu się dopiąć swojego celu; o całą resztę pozwolił martwić się Leviemu, tak samo jak porwać mu się z Ministerstwa rzekomo do jego mieszkania, które było bezpieczne. Inna sprawa, że był teraz w stanie takiej euforii wywołanej podróżą w czasie, że gdyby przyjaciel zaproponował że pójdzie teraz złożyć go w ofierze Czarnemu Panu, przystałby na to z równym entuzjazmem.
- Nie rozglądaj, nie gap, nie rozmawiaj… Dzień jak co dzień, nie ma problemu. Levi ufam tobie - zapewnił pospiesznie, kiedy w końcu uzyskał taką możliwość i prawie całą drogę do kryjówki odbył w milczeniu, ze wzrokiem wbitym we własne przykurzone buty, co stanowiło niełatwy test silnej woli - i potwierdzenie tego, jak wielkie zaufanie pokładał w swoim towarzyszu.
Odetchnął z ulgą, gdy tylko przekroczyli próg mieszkania Prewetta i natychmiast wparował do salonu, nie czekając aż gospodarz grzecznościowo każe mu się rozgościć; zaczął krążyć po pokoju, jakby chodzenie w kółko miało mu ułatwić procesowanie nowej rzeczywistości (przyszłości), wodząc przy tym wzrokiem po wnętrzu, ale zupełnie nie rejestrując szczegółów wystroju. Miał mnóstwo pytań i zamierzał zadać je wszystkie, uprzednio układając w kolejności od najbardziej, do najmniej palących kwestii - ale zanim zdążył je posegregować, sięgnął bezwiednie do stosu gier poukładanych w pokaźny stosik na jednym ze stolików i podniósł leżący na wierzchu egzemplarz “Mugolczyka”, wyraźnie zafrapowany tym widokiem.
- Czy to nie powinno być nielegalne...? Czy to j e s t nielegalne? - zdziwił się, puszczając w niepamięć wszystkie pozostałe wnikliwe pytania, i przez moment patrzył na Leviego całkiem trzeźwo - Czy ty jesteś w ruchu oporu? Nie grozi ci niebezpieczeństwo, za to że mnie tu ukrywasz? - spytał, po przelotnym zerknięciu na rozmówcę skupiając znów uwagę na pudełkach z grami, które przekładał jeszcze przez jakiś czas, a potem, wyraźnie zamyślony, zaczął mamrotać coś do siebie pod nosem i ruszył dalej w trwające dłuższą chwilę wojaże po salonie, zatrzymując się to tu, żeby zerknąć przez okno na zaskakująco cichą ulicę, to tam, by poczęstować się niezidentyfikowaną (i mocno zwietrzałą) zawartością jednego z porzuconych na blacie wąskich kieliszków, aż wreszcie przystanął na środku, obracając puste już naczynie w dłoniach i wydał dramatyczny werdykt:
- Levi… chyba mam przejebane. - po czym opał z impetem na kanapę, a euforia związana z sukcesem błyskawicznie przeobrażała się w przerażenie, gdy coraz intensywniej docierało do niego, że nie tylko nie ma pojęcia jak dokonał tego przełomu, ale przede wszystkim - jak ma odwrócić jego efekt. Nawet nie dopuszczał możliwości, że mógłby pozostać w tej rzeczywistości, w której cały dorobek jego życia był surowo zakazany. - Co ja mam teraz robić? Spędzić resztę życia w ukryciu? Wyprowadzić się na drugi koniec świata? Zostać zamordowanym przez Śmierciożerców? Daj mi coś normalnego do picia, tamto smakowało jak siki gumochłona.
- Nie rozglądaj, nie gap, nie rozmawiaj… Dzień jak co dzień, nie ma problemu. Levi ufam tobie - zapewnił pospiesznie, kiedy w końcu uzyskał taką możliwość i prawie całą drogę do kryjówki odbył w milczeniu, ze wzrokiem wbitym we własne przykurzone buty, co stanowiło niełatwy test silnej woli - i potwierdzenie tego, jak wielkie zaufanie pokładał w swoim towarzyszu.
Odetchnął z ulgą, gdy tylko przekroczyli próg mieszkania Prewetta i natychmiast wparował do salonu, nie czekając aż gospodarz grzecznościowo każe mu się rozgościć; zaczął krążyć po pokoju, jakby chodzenie w kółko miało mu ułatwić procesowanie nowej rzeczywistości (przyszłości), wodząc przy tym wzrokiem po wnętrzu, ale zupełnie nie rejestrując szczegółów wystroju. Miał mnóstwo pytań i zamierzał zadać je wszystkie, uprzednio układając w kolejności od najbardziej, do najmniej palących kwestii - ale zanim zdążył je posegregować, sięgnął bezwiednie do stosu gier poukładanych w pokaźny stosik na jednym ze stolików i podniósł leżący na wierzchu egzemplarz “Mugolczyka”, wyraźnie zafrapowany tym widokiem.
- Czy to nie powinno być nielegalne...? Czy to j e s t nielegalne? - zdziwił się, puszczając w niepamięć wszystkie pozostałe wnikliwe pytania, i przez moment patrzył na Leviego całkiem trzeźwo - Czy ty jesteś w ruchu oporu? Nie grozi ci niebezpieczeństwo, za to że mnie tu ukrywasz? - spytał, po przelotnym zerknięciu na rozmówcę skupiając znów uwagę na pudełkach z grami, które przekładał jeszcze przez jakiś czas, a potem, wyraźnie zamyślony, zaczął mamrotać coś do siebie pod nosem i ruszył dalej w trwające dłuższą chwilę wojaże po salonie, zatrzymując się to tu, żeby zerknąć przez okno na zaskakująco cichą ulicę, to tam, by poczęstować się niezidentyfikowaną (i mocno zwietrzałą) zawartością jednego z porzuconych na blacie wąskich kieliszków, aż wreszcie przystanął na środku, obracając puste już naczynie w dłoniach i wydał dramatyczny werdykt:
- Levi… chyba mam przejebane. - po czym opał z impetem na kanapę, a euforia związana z sukcesem błyskawicznie przeobrażała się w przerażenie, gdy coraz intensywniej docierało do niego, że nie tylko nie ma pojęcia jak dokonał tego przełomu, ale przede wszystkim - jak ma odwrócić jego efekt. Nawet nie dopuszczał możliwości, że mógłby pozostać w tej rzeczywistości, w której cały dorobek jego życia był surowo zakazany. - Co ja mam teraz robić? Spędzić resztę życia w ukryciu? Wyprowadzić się na drugi koniec świata? Zostać zamordowanym przez Śmierciożerców? Daj mi coś normalnego do picia, tamto smakowało jak siki gumochłona.