W końcu po tak długim wyczekiwaniu społeczność czarodziejów i czarownic mogła cieszyć się obchodami święta Beltane. Przechadzając się w służbowym mundurze pośród straganów i kramów, Longbottom prawie był w stanie uwierzyć, że na horyzoncie nie czyha na nich żadne większe zagrożenie. Drobne kradzieże, próby bójek o wianki pięknych kobiet, czy incydenty w związku z zakłócaniem porządku, to było coś, z czym mogli sobie poradzić bez większych problemów, ale poza tym? Zerknął kątem oka na Patricka, zachodząc w głowę, co też on o tym wszystkim myśli.
Bądź co bądź, chociaż to nie jemu przyszła w udziale rola przewodzenia siłom bezpieczeństwa Ministerstwa Magii, tak miał na głowie inne równie ważne, o ile nawet nie ważniejsze, obowiązki. Jeśli faktycznie dojdzie tu do jakichś szeroko zakrojonych potyczek, to może być ciężko. Dopóki nie zobaczył na własne oczy wszystkich gości sabatu, Erikowi wydawało się, że są naprawdę dobrze przygotowani. Wyznaczenie tras patroli, wprowadzenie dodatkowych ułatwień i zabezpieczeń, dyskusje z przedstawicielami kowenu... To musiało się na coś zdać, prawda?
— Mam nadzieję, że jak już się rozkręci sabat, to nieco się przerzedzi — mruknął do Patricka, przystając na moment, co by przepuścić grupę kobiet przebijającą się przez swoisty korytarz utworzony pomiędzy straganami. Powitał czarownice uprzejmym uśmiechem, gdy kilka z nich przelotnie zadarło głowę w górę, aby mu się przyjrzeć. — Nawet w normalnych warunkach, takie skupisko ludzi może być niebezpieczne... Jeszcze ktoś zemdleje i nikt nie zauważy.
Westchnął cicho. Było wczesne popołudnie, a chociaż stoiska rozłożyły się już z samego rana, to największe grupy ludzi zaczęły się schodzić właśnie teraz. W sumie nic dziwnego, jeśli ktoś planował, że będzie to „noc jego życia”, to siedzenie tutaj od szóstej czy siódmej rano mijało się z celem, o ile zamierzało się dotrwać do następnego poranka. Powłócząc wzrokiem po stoiskach, Erikowi rzuciło się w oczy stanowisko Viorici, a przede wszystkim mugolska maszyna losująca. Przykląkł na jedno kolana, przyglądając się jej nieufnie.
— Myślisz, że przyniesie nam szczęście, Patricku? — spytał, uśmiechając się półgębkiem, po czym wysupłał z kieszeni munduru jakieś drobne i wsunął jednego sykla do automatu. Spróbował przekręcić pokrętło, jednak dwa razy zrobił to w złą stroną, toteż maszyna zadziałała dopiero za trzecim razem, wypluwając z siebie magiczną niespodziankę.
!losowanie pierścionka
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.❞