Nie samą pracą człowiek żyje. Stanley pomimo faktu, że nie był wielkim fanem wszelkiej maści festynów, zgodził się przyjść na tegoroczne Beltane.
Zaczął żałować swojej decyzji w momencie, w którym minął pierwsze stoiska. Wydawało mu się, że wszyscy wokół z kimś tutaj przyszli i tylko on się kręcił po tym wydarzeniu sam jak palec. Na całe szczęście pracując w grupie uderzeniowej znał bądź kojarzył z widoku większość koronerów. Ucieszył się lekko widząc jakąś znajomą twarz.
- Cześć Cynthia. Też sama przyszłaś? - zapytał zrównując się z nią krokiem - Może byśmy połączyli swoje siły i ruszyli dalej razem? - zaproponował - W końcu w grupie raźniej, prawda? - dodał, a następnie rozejrzał się w koło w poszukiwaniu jakiejś aktywności, która przykułaby jego uwagę.
Zmrużył oczy przyglądając się kolejnym kramom. Po krótkiej chwili ujrzał jakiegoś goblina, który chyba kantuje ludzi... Trudno. Raz się żyje. Przyszedłeś się tutaj dobrze bawić powtórzył sobie.
- Patrz. Widzisz tego jegomościa? - zwrócił się do swojej kompanki, a następnie wskazał go palcem - Spróbujemy naszego szczęścia, a jeżeli nam się nie spodoba to wrócimy tutaj z nakazem aresztowania za oszustwa. Co ty na to? - zaśmiał się.
Podszedł do stoiska i ustawił się w kolejce - Ja też poproszę - powiedział po jakiejś kobiecie, uiszczając odpowiednią opłatę - Sprawdźmy co dla mnie los przygotował - dodał, a następnie włożył rękę i pomieszał chwil, próbując zwiększyć swoje szanse na coś fajniejszego.
Nie przedłużając nieuniknionego, wyciągnął swoją nagrodą - A to ciekawe... - skwitował i spojrzał na Cynthię, aby sprawdzić co jej się udało wylosować.
!goblin
"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina
"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972