15.03.2023, 11:06 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.03.2023, 11:27 przez Brenna Longbottom.)
Brenna opuściła różdżkę dopiero, kiedy Atreus do niej wrócił. Przyjęła karteczkę, przez chwilę jeszcze nie spuszczając wzroku z wilkołaka – póki ten nie znikł w tłumie.
- Zasugerowałeś mu, żeby dziś się tu już nie pokazywał? – spytała, bo wilkołak w tłumie tej nocy, gdy była pewna, że dojdzie do ataku, był ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowali. Karteczkę wsunęła do kieszeni, by za chwilę o niej zapomnieć. Normalnie odnotowałaby sobie w pamięci, by zająć się tym zaraz po Beltaine, ale teraz… nie była przecież pewna, czy jeszcze będzie jakiekolwiek „zaraz po Beltaine” dla niej i wielu innych osób.
Zerknęła na Bulstroda z pewnym namysłem. Goblin był naprawdę ostatnią osobą, która ją interesowała, podobnie jak jego oszustwa. Przynajmniej dziś. Jakie miało znaczenie naciąganie paru ludzi na kilka sykli w obliczu nadciągającej zagłady? Ale Brenna Longbottom „normalnie” nie zignorowałaby informacji o oszustwie na zabawie, której miałaby pilnować, a Atreus Bulstrode był czarodziejem czystej krwi, synem Prewettówny, a ci słynęli z różnych przekrętów. Wczorajsze spotkanie z Chesterem Rookwoodem dobitnie udowadniało, że samo bycie aurorem jeszcze o niczym nie świadczy. Mógł stać przed nią jeśli nie śmierciożerca, to przynajmniej zwolenników Voldemorta.
Nie wzbudzaj podejrzeń, Bren, pomyślała i zmusiła się do uśmiechu.
- Naprawdę? Na ostatniej Ostarze wygrałam od niego całkiem ładną szyszkę. Noszę ją przy sobie i planuję zrobić użytek, jak zobaczę w tłumie mężczyznę mojego życia. Rzucę nią w niego i potem spytam, czy to jego szyszka – oświadczyła, skręcając w stronę goblina. – Możemy chwilę popatrzeć, zakręcić, by się upewnić, że wypada cały czas ten sam numer, ale potem wracamy na stanowisko przy ogniu, dobrze? – powiedziała już poważniejszym tonem.
Tak, w swojej paranoi właśnie trzęsła się wewnętrznie, że właśnie w tym momencie, gdy znalazła się te sześć kroków od ognia dalej niż powinna, Voldemort podejdzie jakby nigdy nic i po prostu wykradnie moc ognia. Rozglądała się wciąż w tłumie, szukając czegokolwiek podejrzanego i oglądała na ognisko. Zerknęła raz czy dwa ku goblinowi i jego kołu, kiedy ktoś losował – ups, czerwone? – a potem zakręciła kołem sama, właściwie pewna, że też zobaczy czerwień…
Rzut na percepcję, obserwacja goblina, pod kątem czegoś podejrzanego.
!goblin
- Zasugerowałeś mu, żeby dziś się tu już nie pokazywał? – spytała, bo wilkołak w tłumie tej nocy, gdy była pewna, że dojdzie do ataku, był ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowali. Karteczkę wsunęła do kieszeni, by za chwilę o niej zapomnieć. Normalnie odnotowałaby sobie w pamięci, by zająć się tym zaraz po Beltaine, ale teraz… nie była przecież pewna, czy jeszcze będzie jakiekolwiek „zaraz po Beltaine” dla niej i wielu innych osób.
Zerknęła na Bulstroda z pewnym namysłem. Goblin był naprawdę ostatnią osobą, która ją interesowała, podobnie jak jego oszustwa. Przynajmniej dziś. Jakie miało znaczenie naciąganie paru ludzi na kilka sykli w obliczu nadciągającej zagłady? Ale Brenna Longbottom „normalnie” nie zignorowałaby informacji o oszustwie na zabawie, której miałaby pilnować, a Atreus Bulstrode był czarodziejem czystej krwi, synem Prewettówny, a ci słynęli z różnych przekrętów. Wczorajsze spotkanie z Chesterem Rookwoodem dobitnie udowadniało, że samo bycie aurorem jeszcze o niczym nie świadczy. Mógł stać przed nią jeśli nie śmierciożerca, to przynajmniej zwolenników Voldemorta.
Nie wzbudzaj podejrzeń, Bren, pomyślała i zmusiła się do uśmiechu.
- Naprawdę? Na ostatniej Ostarze wygrałam od niego całkiem ładną szyszkę. Noszę ją przy sobie i planuję zrobić użytek, jak zobaczę w tłumie mężczyznę mojego życia. Rzucę nią w niego i potem spytam, czy to jego szyszka – oświadczyła, skręcając w stronę goblina. – Możemy chwilę popatrzeć, zakręcić, by się upewnić, że wypada cały czas ten sam numer, ale potem wracamy na stanowisko przy ogniu, dobrze? – powiedziała już poważniejszym tonem.
Tak, w swojej paranoi właśnie trzęsła się wewnętrznie, że właśnie w tym momencie, gdy znalazła się te sześć kroków od ognia dalej niż powinna, Voldemort podejdzie jakby nigdy nic i po prostu wykradnie moc ognia. Rozglądała się wciąż w tłumie, szukając czegokolwiek podejrzanego i oglądała na ognisko. Zerknęła raz czy dwa ku goblinowi i jego kołu, kiedy ktoś losował – ups, czerwone? – a potem zakręciła kołem sama, właściwie pewna, że też zobaczy czerwień…
Rzut na percepcję, obserwacja goblina, pod kątem czegoś podejrzanego.
!goblin
Rzut Z 1d100 - 83
Sukces!
Sukces!
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.