— Mi się trafiła talia kart, aczkolwiek nie są one zbyt hmm... grzeczne. Raczej nie będę z nich korzystał przy partyjkach w domu. — Uśmiechnął się krzywo do Patricka. Raz, że czułby się niezręcznie, grając z podobizną kogoś, kogo faktycznie znał, a dwa w domu pełnym kuzynek i kobiet ogólnie pewnie szybko dostałby po głowie, że nie pozbył się tej nagrody. — Na twoim miejscu jak najszybciej bym to wyprał. Najlepiej dwa razy. Tak na wszelki wypadek. Nie wiadomo skąd ten goblin bierze towar.
Niedługo później dotarli już do stanowiska pracy Nory. Tutaj też kręciła się całkiem spora liczba klientów. W sumie nie dziwił się takiemu stanowi rzeczy. Klubokawiarnia w ostatnich tygodniach musiała przeżywać istny rozkwit. A ta popularność z kolei całkiem nieźle przekładała się na ilość zainteresowanych na festiwalu.
— Żyjemy. Jeszcze. Jest trochę chaotycznie, ale staramy się to ogarnąć. Niektórym ludziom nieco... odwaliło — skomentował w kierunku Figg. — Jeden facet zaczarował szkice jednej artystki i je ożywił. Masakra. — Pokręcił głową. — A jak tutaj? Trzymasz się jakoś? Ruch w porządku?
Nie mogli zatrzymywać się w jednym miejscu zbyt długo. Z drugiej strony, przecież się nie obijali, prawda? Gdyby nie to, że faktycznie krążyli wokół stoisk, mogliby w ogóle nie być w stanie pomóc Uli. A tak, udało im się przynajmniej zażegnać tek kryzys.
— Chyba nie mamy wyboru — zaśmiał się cicho, gdy Nora wepchnęła im w ręce torby z pączkami. — To co, zahaczymy jeszcze o jakiś stragan z czymś do picia i spróbujemy namierzyć resztę?
Licząc, że jego słowa przekonają Stewarda, Erik ruszył w stronę stanowiska Sary Macmillan, aby tam uraczyć się gorącą herbatą. Co złego mogło się stać?
!herbata korzenna
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.❞