— Proszę, dziękuję — rzucałam grzecznymi słówkami owijając rysunki w bibułkę i wydając je klientom. Ten miły pan w wieku mojego taty [Philip] kupił też mój portret Wonder Woman, ten najbardziej biuściasty. Wiedziałam co robię, gdy dodawałam jej kilka rozmiarów.
— Panowie są bardzo mili, dziękuję!
Cieszyło mnie ich zadowolenie i wszystkie miłe słowa. Nie spodziewałam się uznania w oczach starszych czarodziejów [Philip i Stanley].
— Do zobaczenia!
Grupka czarodziejów odeszła i dopiero wtedy spojrzałam na otrzymane pieniądze. Na zakręcony ogonek tatusia świnki! GALEON? Ile to było? Jeden galeon to... 16? 17 sykli? A jeden sykl to jedna owca... Czyli dostałam 17 owiec... to będzie 8 i pół świni, czyli prawie dwie krowy... czyli... oh, około jednego konia. No tak, nie tak trudno to zapamiętać.
Z rozmyślań wyrwała mnie paczka cynamonowych ciastek.
— To... Oh... Dziękuję! — rzuciłam za odchodzącym Silasem. Był naprawdę miły, chociaż nie zrobił na mnie dobrego pierwszego wrażenia. Zachłannie połknęłam dwa ciastka przypominając sobie o wizytówce, którą mi dał. No tak, muszę schować ją w to samo miejsce co tą od klienta... Hm... Wróciłam na chwilę wspomnieniem do kilkunastu minut wstecz...
Zmroziła mnie życzliwość tego chłopaka, może za ostro go potraktowałam... co mu właściwie powiedziałam? Już nie pamiętam! Wymruczałam słowa podziękowania za komplement, po czym zerknęłam na wizytówkę. Pracował w Dziurawym Kotle!? Może go tam kiedyś widziałam, a nie zdawałam sobie z tego sprawy.
— Plakaty? Oh, tak... Zależy jakie... Mam doświadczenie... — odparłam. Zamurowała mnie propozycja takiej współpracy. Dziurawy Kocioł był popularnym, szanowanym i ważnym miejscem. Wielu czarodziejów musiało tam przejść by dostać się do magicznej dzielnicy... i mogło widzieć moje prace!? — Oh, nazywam się Ula Brzęczyszczykiewicz, ale proszę mi mówić po prostu Ula...
Fontanna emocji po wspomnieniu tej rozmowy opadła, gdy dotarli do mnie kolejni klienci. Podwinęłam rękawy szaty, gotowa do obsługi.
— Dzień dobry, zapraszam, zapraszam! — rzuciłam w stronę Aveliny. — Portret razem czy osobno? — dopytałam jej towarzysza [Trevor], a po uzyskaniu odpowiedzi zabrałam się do pracy. W końcu jakaś damska buźka. Chociaż nie, Avelina miała na sobie maskę. Cóż...
Gotowy rysunek zaprezentowałam klientom, a następnie przecisnęłam przez moją magiczną prasę, by skopiować.
— Dwa sykle, dziękuje! — Klienci skasowani. Zjadłam resztę ciastek, ale pączek wciąż nie opuszczał mojej głowy.
ULI NIE MA PRZY STOISKU
Zajrzałam więc szybciutko do stoiska pani Figg, by nabyć pączusia. I eklerka. I ciasteczko z wróżbą? Jakie piękne! Bo imię nie sięgnęłam, nie jestem przesądna... Ale tak dla zabawy...
!ciastko z kwiatkiem
!pierwszy koszyk[/i][/i]