Rozliczono - Stella Avery - osiągnięcie Piszę, więc jestem
Nie zamykaj oczu (część druga)
Była gotowa umrzeć. Widziała go z siekierą, kiedy szedł w jej kierunku. Nie miała wyboru, innego niż poddać się temu, co przygotował dla niej los. Nie było to spełnienie jej marzeń. Była przecież taka młoda, całe życie przed sobą. Dopiero zaczęła z niego korzystać, a już wszystko miało się skończyć. Wiedziała, że kiedyś ją to czeka, wyobrażała sobie jednak tę chwilę, jako spokojną, w towarzystwie osób, na których jej zależało. Nie o wszystkim jednak jest dane zadecydować. Miało się to skończyć teraz, w ogromnym strachu, zupełnie niespodziewanie.
Mężczyzna zbliżał się do niej. Jeszcze moment i zostaną z niej tylko kawałki. Ciekawe, co stanie się z nią po śmierci. Czy będą jej szukać, rodzice na pewno, czy znajdą? Czy będą żyli nie znając odpowiedzi. To by było chyba najgorsze. Przemknęła oczy i czekała na to, aż jej żywot się zakończy. Wtedy otworzyły się drzwi. Zupełnie znienacka. Otworzyła oczy i zobaczyła Borgina. Szarpał się z jej oprawcą, aż ten wyskoczył przez okno. Zaczął rozplątywać sznur, już miał ją wyswobodzić, kiedy ją dotknął, delikatnie przejechał dłonią po jej ręce, a wszystko znowu się rozmyło.
Tym razem jednak nie śniła dalej. Stella obudziła się gwałtownie, jakby coś ją z tego snu wyrwało. Nie było to przyjemne uczucie. Trzęsła się ze strachu, to wszystko wydawało się być takie prawdziwie, jakby ten strach wcale nie był senną marą. Oddychała głęboko, jakby miało jej za chwilę zabraknąć powietrza. Musiała się uspokoić, czuła się bardzo zmęczona. Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się obudzić w takim stanie. Bała się jednak zamknąć oczy ponownie, co jeśli to wróci, jeśli koszmary będą trwać nadal? Zdecydowanie nie był to najlepszy pomysł. Musiała z kimś porozmawiać, na szczęście słońce już wzeszło, może było wcześnie, ale jej to w niczym nie przeszkadzało.
Wstała z łóżka i ruszyła do łazienki. Musiała się doprowadzić do porządku, a nic nie działa lepiej niż zimny prysznic. Stanęła przed lustrem i spojrzała na swoje odbicie. Czuła się obolała, jednak to co zobaczyła w lustrze ją przeraziło. Zauważyła siniaki na swojej szyi, dotknęła ich opuszkami palców. Chciała je zmyć wodą, jednak naprawdę tam były. Spojrzała na nadgarstki, na jednym z nich był ślad dłoni, która w śnie się na nim zacisnęła, a do tego ślady po sznurze, to samo dostrzegła na kostkach. Tylko jak to się mogło stać? Jak to możliwe, że te rany pojawiły się na ciele, skoro był to tylko sen. Czy jeśli udałoby się mu ją zabić, to faktycznie skończyłaby swój żywot? Wolała tego nie sprawdzać. Nie mogła dopuścić do snu. Weszła pod prysznic, zmyła z siebie ten koszmar, jednak nadal czuła niepokój. Stella była przerażona, a kiedy ktoś jest przerażony ma dwa wyjścia – albo schować się pod kołdrę, albo podzielić się swoim przerażeniem z kimś innym, wiedziała, że nie może znaleźć się w łóżku. Musiała z kimś porozmawiać, jej myśli w tej chwili wędrowały ku jednej osobie - Stanley, w końcu to on tej nocy trzy razy ocalił ją przed śmiercią.
Narzuciła na siebie wczorajsze ubranie, rozglądała się po mieszkaniu, nie wiedziała bowiem, czy jest tutaj sama. W końcu te siniaki nie pojawiły się na jej ciele same, ktoś musiał chcieć ją zabić. Czy to był czar, jakiś urok? Jeszcze nigdy nie spotkała się w swoim życiu z takim rodzajem magii. Postanowiła opuścić mieszkanie, chociaż przez chwilę się wahała - było przecież tak wcześnie. Nie powstrzymało jej to jednak. Wybiegła z domu, z mokrymi włosami, którym nie dała wyschnąć. Oglądała się za siebie kiedy przemierzała puste uliczki. Bała się, że ktoś czyha za rogiem, że zechce dokończyć swoje dzieło. Nie chciała przecież umierać.
Droga wydawała się jej strasznie dłużyć, musiała zatrzymać się kilka razy, aby uspokoić oddech i zebrać siły na dalszą wędrówkę. Nie powinna się zatrzymywać, jednak kondycja jej na to nie pozwała, może powinna jednak zacząć trochę bardziej dbać o swoją sprawność fizyczną. Udało jej się jednak dotrzeć pod adres, zapamiętała go, to musiało być tutaj. Jakoś udało jej się dotrzeć do Alei Horyzontalnej i nikt jej po drodze nie zaatakował. Odwracała się za siebie co chwilę, bo bała się, że ta osoba se snu może ją śledzić. Jednak nikogo nie dostrzegła.
Nie zwlekała długo, od razu weszła do środka. Musiała się z nim zobaczyć, opowiedzieć o wszystkim, pokazać, co jej się przydarzyło. Nie miała pojęcia, że Borgin wie o wszystkim, a ten sen nie był wcale taki zwyczajny. Zmierzała po schodach tak szybko, jak tylko potrafiła, że też musiał mieszkać na samej górze, to wcale nie ułatwiało sprawy. Jakoś jednak trafiła pod te drzwi. Zaczęła w noe stukać, może trochę zbyt głośno, zapewne ten dźwięk mógł obudzić wszystkich sąsiadów. - Stanley, Stanley, otwórz mi proszę. - Nie przestała dobijać się do drzwi. - Proszę, boję się, naprawdę się boję. - Na jej policzku pojawiły się łzy, nie panowała nad sobą już wcale.
Wtedy drzwi się uchyliły, już miała wejść do środka i rzucić mu się na szyję, potrzebowała teraz odrobiny bliskości, jednak napotkała pewną przeszkodę. W drzwiach stała kobieta. To ją nieco wprowadziło w zakłopotanie i skomplikowało jej plany. - Dzień dobry. - Powiedziała drżącym głosem. Szukała wzrokiem Borgina, zastanawiając się czy faktycznie trafiła pod dobry adres.