• Londyn
  • Świstoklik
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Strażnica
    • Kromlech
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
  • Ekipa
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna [Wiosna 72, Sklep na Horyzontalnej] Brenna, Erik i Heather

[Wiosna 72, Sklep na Horyzontalnej] Brenna, Erik i Heather
Pionek, chroniący figury
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe włosy, ścięte tuż nad ramionami, często rozczochrane. Duże oczy w piwnej barwie. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 178 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. W tłumie łatwo może zniknąć.

Brenna Longbottom
#1
03-13-2023, 12:14 PM  
O tym, że spodziewają się pewnych kłopotów, Heather już wiedziała. Ledwo kilka godzin wcześniej, na zebraniu Brygadzistów, Brenna ją o tym uprzedziła. Pewne powiązana z Zakonem, nawet luźne, razem z tym sprawiały, że mogła więc domyślać się i tego, że prośba pomocy w transporcie specyfików, których chcą jutro użyć, jest właśnie z tym powiązana. Jeśli by zapytała, Brenna zresztą by tylko przytaknęła. Po południu znaleźli się w Londynie: Brenna, Erik i Heather. Konkretnie na Horyzontalnej, gdzie czekały ich drobne zakupy.
- Powinniśmy chyba przywołać ducha dziadka Pottera i podziękować mu za spadek - mruknęła Brenna trochę do Erika, trochę do siebie, wydobywając przed sklepem z kadzidłami i świecami sakiewkę, by jeszcze raz przeliczyć jej zawartość. Ona i jej brat mieli to szczęście, że byli bogaci. Dziadek Godryk był dość zamożny, dziadek Potter był zamożny podwójnie i część pieniędzy zapisał wnukom, bogata była ich matka. W dodatku rodzice odkąd dzieci przyszły na świat, przelewali co miesiąc na ich konta niezłą sumę, młodzi Longbottomowie nie musieli też troszczyć się o wydatki na mieszkanie, i to wszystko pozwalało Brennie i Erikowi nie liczyć się z wydatkami, mimo pensji dobrych, ale nie z gatunku tych oszałamiających.
I dzięki nim mogli dziś dokonać zakupów, dzieląc między siebie koszty. Spore, bo chcieli zabrać materiały nie tylko dla siebie, ale też dla kilku innych osób. Normalnie Brenna poszłaby po prostu z zamówieniem do Nory, ale informację dostali dość późno i po prostu pojawiłby się problem ze skombinowaniem składników na czas - zamówili więc wszystko w sklepie i mieli tylko stawić się po odbiór zamówienia.
- Świece i kadzidła, które kupujemy, to znaczy część z nich, niestety nie mogą być zabierane ani teleportacją zwykłą, ani przez sieć Fiuu - wyjaśniła Brenna, spoglądając na Wood. Longbottom wygięła wargi w uśmiechu, choć tak naprawdę daleka była od wesołości. - Trzeba przetransportować je na miotłach do Doliny. Ja nie mogę pomóc, ostatnio, kiedy spróbowałam latać, źle się to skończyło.
Wprawdzie przez klątwę ciążącą na miotle, nie fakt, że była absolutnym beztalenciem, ale Brenna i tak zraziła się do tego środka lokomocji. Obiecała sobie, że zbyt szybko na miotłę znów nie wsiądzie.
- Mam nadzieję, że udało się im wszystko skombinować – rzuciła jeszcze, nim przekroczyła próg sklepu. W środku unosił się zapach ziół i wosku, a na półkach stały świece, kadzidła i eleganckie pudełeczka tam, gdzie coś zapakowano na prezent. – Dzień dobry! Chcieliśmy odebrać zamówienie numer 156.
Ot tak dla niepoznaki, Brenna w swej nieco przesadnej przezorności, zamówiła nie tylko te świece, których faktycznie potrzebowali, ale też sporo innych. Naprawdę sporo. Znalazły się pośród nich świece do widmowidzenia, zwykłe świece do palenia w domu i parę takich, które miała kupić na potrzeby Brygady, a także takie, które dołączy do prezentu urodzinowego dla Mabel. Ot wszystko razem miało sugerować hurtowe zamówienie dla wielu osób i na różne okazje.


Nie masz z kim pisać sesji? Zapraszam na pw. Na pewno coś wymyślimy. ;)

Coś mi właśnie nie pasowało. Brenna ma charakter, jakby wpadła do kociołka z endorfinami. By Theseus Fletcher.
Mister Magii
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja

Erik Longbottom
#2
03-13-2023, 12:59 PM  

Dziadek od strony matki może i był za życia bogaty i pozytywnie nastawiony do swoich wnuków, ale dalej był Potterem, a ci w dużej mierze mieli hopla na punkcie aparycji. Parę ciotek pewnie by zapłakało, gdyby spotkało rodzeństwo po latach niewidzenia się, kiedy jedynym obrazem, jaki z nimi kojarzyli były zdjęcia z czasów wczesnego dzieciństwa.

— Aż tak chcesz słuchać uwag na temat swojej zniszczonej cery, krzywo zaczesanych włosów i wszystkiego, co jest związane z wyglądem? — spytał z autentycznym zdziwieniem. — Ale rozumiem — dodał, nie chcąc sprawiać wrażenie oderwanego od rzeczywistości idioty — znalezieni rzeczy z tej listy na ostatnią chwilę byłoby trudniejsze, gdyby nie nasze możliwości.

Kontynuował drogę przez Aleję Horyzontalną ze swoimi towarzyszkami, rozglądając się leniwie po kolejnych mijanych przez nich kamieniczkach.

— Polecę z tobą, Heather — poinformował nagle młodszą brygadzistkę, bębniąc palcami o trzonek miotły, którą ściskał w dłoni, witkami skierowaną w stronę ziemi. — Najlepiej będzie, jak oboje weźmiemy po połowie zapasów. Jeśli dojdzie do jakiegoś wypadku, to przynajmniej część dotrze na miejsce. — Uśmiechnął się kwaśno, ale rysy jego twarzy dość szybko się wygładziły. Nie było potrzeby dodatkowo straszyć dziewczyny. Była młoda, ambitna, ale też nie powinna się od razu mierzyć z nawałem obowiązków i odpowiedzialności równym ludziom z dużo wyższym stażem. — Będzie okej. Trasa Londyn – Dolina jest mocno uczęszczana, a skoro zbliża się sabat, to w razie większego ruchu wtopimy się w tłum.

Nie oczekiwał wprawdzie, że z okazji obchodów niebo nad Anglią zostanie zasłonięte przez setki czarodziejów podróżujących przy pomocy mioteł, jednak jeśli ktoś miał pod obserwacją drogi powietrzne, to nawet kilka dodatkowych osób na trasie mogło nieco zmylić przeciwnika. Przestań tak myśleć, aż tak mocno się nie wyróżniasz, zganił się. Wysoko w powietrzu nie był tak rozpoznawalny, jak na środku ulicy, a pomimo słusznego wzrostu, dalej pozostawał dla ludzi na ziemi jedynie małym punkcikiem na tle chmur.

— Jeśli im się nie udało, to dopiero trzeba będzie się rozejrzeć po znajomych — skomentował bez większych emocji, chociaż wolał nie testować tego scenariusza w rzeczywistości. Przygotowania do Beltane z perspektywy pracownika Ministerstwa i członka innej grupy bezpieczeństwa były wystarczająco burzliwe. Nie potrzebował już dodatkowych niespodzianek, aby urozmaicić sobie życie. — Dzień dobry. — Skinął głową sklepikarzowi po wejściu do środka.

Pracownik przybytku zaczął mruczeć coś do siebie pod nosem i ruszył na zaplecze, znosząc od głównej lady pojedyncze produkty, lub zapakowane w pudełka, lub papier większe zestawy po kilka sztuk zamówionych przez nich akcesoriów do magicznych rytuałów. Erik dostrzegł konsternację na twarzy mężczyzny, ale nie czuł się w obowiązku wymyślać wymówek, które mogłyby wytłumaczyć spore zakupy. Może chcieli wykorzystać wiosnę, aby przygotować się do następnych sabatów? Wraz z nadejściem jesieni może przyjść podwyżka cen na świecie, gdy ludzie zaczną się bawić w wycinanie dyń i przystrajanie domu.



[Obrazek: 6YCHztb.png]
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, ognisto rude, sięgają jej do ramion. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#3
03-13-2023, 01:37 PM  

Wood słyszała już od Brenny że sabat może okazać się niebezpieczny. Nie otrzymała szczegółowych informacji, wiedziała jednak, że ma uważać i pozostawać czujna - nie miała z tym najmniejszeog problemu. Musiała zaangażować się mocno w pilnowanie porządku, w końcu na tym polegała jej praca. Wiedziała jednak, że chodzi też o coś więcej. Słyszała różne rzeczy, na temat działających organizacji, może niezbyt szczegółowe, ale wiedziała, że są tacy ludzie, którzy pilnują, aby bezbronnym nie stała się krzywda.

Przyleciała na Aleję Horyzontalną na miotle. Brenna poprosiła ją o to, cóż - idealnie trafiła, bo Heather nie wybierała innego środka transportu, o ile nie musiała. Nie wiedziała do czego jej potrzebowała jej partnerka i mentorka, jednak bez zbędnych pytań zjawiła się w miejscu spotkania. Jeśli chodzi o Brennę - to naprawdę jej ufała i wierzyła, że nie wzywałaby jej tutaj, gdyby faktycznie nie musiała.

- Dobre geny, to ważna sprawa. - Rzekła jeszcze do Longbottom. Sama Wood bardzo dobrze zdawała sobie z tego sprawę, dzięki fortunie rodziców nie musiała się przejmować pieniędzmi, mało kto znajdował się w takim luksusowym położeniu.

Słuchała tego, co miała do powiedzenia Brenna. Rozjaśniło jej to sytuację, już wiedziała do czego jest jej potrzebna. Dlatego miała pojawić się tutaj z miotłą - bez problemu powinna sobie poradzić z transportem zakupów.

- Nie latasz? - Odparła nieco zdziwiona, miała wrażenie, że Brenna zna się na wszystkim, a tu takie zaskoczenie!

Przeniosła spojrzenie na Erika, słuchała uważnie tego, co mówił, starała się zapamiętać każdy szczegół. Nie chciała zrobić coś nie tak. - Jasne, czyli to Ty w tej rodzinie zaprzyjaźniłeś się z miotłą? - Musiało tak być, skoro on został wyznaczony do tego, aby przenieść ze sobą zakupy. - Tak w powietrzu może być ruch, ale dzięki temu łatwiej będzie zmieszać się z tłumem. - Widziała w tym również pozytywy, w końcu nikt nie zwróci na nich uwagi, jak będą lecieć z jakimiś rzeczami, bo większość czarodziejów robiła to samo. - Po pół, brzmi dobrze. - Longbottom miał rację w tym, że było to również bezpieczne rozwiązanie.

Heather nie wnikała w szczegóły zamówienia, nie interesowały jej. Miała to tylko dostarczyć na miejsce. Weszła więc do środka za rodzeństwem Longbottom i czekała, aż ci odbiorą to ważne zamówienie.

Pionek, chroniący figury
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe włosy, ścięte tuż nad ramionami, często rozczochrane. Duże oczy w piwnej barwie. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 178 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. W tłumie łatwo może zniknąć.

Brenna Longbottom
#4
03-13-2023, 10:47 PM  
- Nie, do mojej cery nie mają uwag. Natomiast babcia uważa, że powinnam bardziej zadbać o włosy, ciocia, że powinnam poprawić sobie nos, a prababcia, że powinnam ubierać się bardziej kobieco... jeśli chodzi o cerę, to uważają, że z twoją jest coś nie tak, ale chyba po prostu dlatego, że ostatnio widzieli cię... w pewnym okresie w miesiącu– wyrecytowała Brenna automatycznie na słowa Erika. I nawet w tym przypadku nie było to jej zwykłe rozgadanie, a prawda. Jej krewni z domu Potterów nie zawsze potrafili zrozumieć, dlaczego mogąc poprawić sobie twarz, tego nie zrobiła. A już właściwie nikt z nich nie pojmował, dlaczego nie zadbała o to, aby jej włosy wyglądały idealnie.
- Nie zdarzy się żaden wypadek – ucięła stanowczo Brenna. Była czarnowidzem, owszem, ale nie aż takim. – Chociaż faktycznie, myślę, że będzie wam raźniej we dwójkę – zgodziła się, posyłając Wood uśmiech. Była absolutnie nieświadoma, że ta uważa, że Brenna znała się na wszystkim. Na nieszczęście tak nie było. Nie miała pojęcia o wielu ważnych dziedzinach magii. Oklumencji choćby, której bardzo mogła potrzebować.
- Latałam w Hogwarcie, ale od tamtego czasu tego nie robiłam. Wolę teleportację albo na krótkie dystanse przemieszczam się jako wilk – przyznała Brenna. – To znaczy do niedawna. I miotła próbowała mnie zabić, i tego dnia próbowała też zabić moją kuzynkę, stąd mamy nowe dochodzenie – parsknęła. Mogło brzmieć to jak żart, ale Brenna ani trochę nie żartowała. Naprawdę na ich biurkach pojawiła się sprawa dotycząca narażenia zdrowia i życia za pomocą klątwy rzuconej na miotły. – Trochę się więc zraziłam.
Zasadniczo nie była pewna, czy w ogóle zechce znów trenować latanie na miotle.
Sprzedawca na słowa Brenny zaczął wykładać na ladę kolejne pudełeczka. A ona przeglądała je, z radosnym uśmiechem na twarzy, i komentowała po swojemu, plotąc te „brennowe” głupoty, jakby wcale, ale to wcale nie spodziewała się, że jutro może skończyć się świat.
- Popatrz, tu mam świeczki jako dodatek do prezentu dla Mab. Wiem, że Nora robi świetne świeczki, ale te są w kształcie kotków. A tutaj świece relaksacyjne, które chciała mama i kadzidło, żeby udobruchać babcię, bo zgubiłam spinkę, którą mi dała – plotła Brenna, a jednocześnie bardzo sprawnie dzieliła wszystkie zamówione rzeczy na trzy kupki. Jedna zawierała właśnie te wszystkie prezenty i inne rzeczy kupione dla niepoznaki. Druga świece, trzecia zaś – kadzidła. Tę drugą Brenna wręczyła Erika, a trzecią Heather. Sama zabrała pierwszą, największą, z którą miała zamiar potem się teleportować. – Życzycie sobie może coś jeszcze? – spytała, niemalże z maniakalnym uśmiechem kogoś, kto właśnie wpadł w szał zakupów i jest gotów wykupić cały sklep. Nie, wcale nie przyszła tutaj konkretnie po te magiczne świeczki, podobno absolutnie niezbędne dla nich podczas Beltaine.


Nie masz z kim pisać sesji? Zapraszam na pw. Na pewno coś wymyślimy. ;)

Coś mi właśnie nie pasowało. Brenna ma charakter, jakby wpadła do kociołka z endorfinami. By Theseus Fletcher.
Mister Magii
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja

Erik Longbottom
#5
03-13-2023, 11:32 PM  

Otworzył szeroko usta, gdy siostra wyprodukowała cały monolog. Ta to jednak była przygotowana na każdą ewentualność. Z drugiej strony, jeśli w ostatnich latach odbyła kilka poważnych rozmów z kobietami od strony rodu Potterów, to nic dziwnego, że potrafiła wyrecytować cały wywód bez zająknięcia. Gdyby próbował zaprzeczyć jej słowom, pewnie miała przygotowaną całą listę argumentów, czemu jej obecna sytuacja jest dużo lepsza, niż się wydaje wszystkim babciom i pra-ciotkom. Mimo to skrzywił się lekko na wzmiankę o swoim „specjalnym czasie” w miesiącu, jednak odmówił komentarza, wzdychając przeciągle w odpowiedzi.

— Mogłabyś spróbować je zapleść w gruby warkocz albo zrobić zrobią sobie jakąś taką koronę z nich na głowie. Potem dodasz czerwoną wstążkę i będziesz gotowa na Beltane — zasugerował, starając się ruchami palców po własnych kosmykach pokazać, o co mu chodzi. Jak można się łatwo domyślić, wcale to nie pomagało, zwłaszcza że pojęcie Erika o damskich fryzurach było równie nikłe co jego wiedza o sztuce. — A prababcia zaczyna dobijać do sto pięćdziesiątki, o ile nie dwusetki — dodał, nieco wyolbrzymiając sytuację jednej z nestorek rodu. — Nie ma co się dziwić, że jej standardy są nieco... przestarzałe.

Pokiwał głową, chociaż nieco zaskoczyło go kategoryczne ukrócenie dyskusji przez Brennę. Może to i lepiej. Obecnie Beltane niosło ze sobą same problemy, więc mogli z góry założyć, że chociaż przy ostatnich szlifach są względnie bezpieczny. W końcu nie napotkali jeszcze żadnego bezpośredniego zagrożenia. Nie licząc potyczki słownej z Chesterem podczas spotkania brygadzistów i aurorów, aczkolwiek tutaj ciężko było dopatrywać się czegoś poza niezgodnością charakterów czy uprzedzeniami.

— Może jakiś fan się na ciebie uwziął? — podsunął żartobliwie, pijąc do ich zawieszonego w martwym punkcie śledztwa w kwestii klątwy kuchennej. — Masz już zakaz wstępu do domowego i ministerialnego schowka na miotły?

Uśmiechnął się do Heather, na moment zapominając o tym, że próbował wbić szpilkę swojej siostrze. Musiał przyznać, że dobrze było mieć w okolicy kogoś młodszego. Wprawdzie nie sądził, aby kiedykolwiek mógł zostać nauczycielem, ale pomoc mniej doświadczonym kolegom i koleżankom z pracy była już mu o wiele bliższa. Poza tym, sądząc po tym, że Brenna angażowała dziewczynę w sprawy Zakonu, rudowłosa cieszyła się już sporym zaufaniem, pomimo krótkiego stażu pracy.

— Tak, grałem dla Gryfonów przez kilka lat. Musiałem wybulić kasę na specjalnie dostosowaną miotłę, bo ponoć jestem zbyt wysoki na standardowy model. — Przewrócił wymownie oczami. Łatwo było wyczuć, że nie do końca zgadza się z postawioną przez specjalistów „diagnozą” problemu. Owszem, przeganiał wzrostem stereotypowego Brytyjczyka, ale daleko było mu do bycia pełnoprawnym potomkiem olbrzyma. Chociaż kto wie, jakie kwiatki czaiły się w drzewie genealogicznym Longbottomów.

Po pewnym czasie zaczął się przysłuchiwać uważniej paplaninie siostry skierowanej do sklepikarza. Zdusił w sobie uśmiech. Jak spędzą tu jeszcze kilka minut, to facet pewnie potem przez pół dnia nie opuści zaplecza, obawiając się, że kolejna klientka będzie mówić równie dużo i równie szybko.

— Trzeba będzie je zabezpieczyć — oznajmił rzeczowo, słysząc o prezencie dla Mabel. — Matka i magiczny kot w pobliżu to za mało, gdy u młodej objawia się magia. Jeszcze coś spali przez przypadek. — Zamyślił się na chwilę, zerkając na sprzedawcę. — Macie jakieś papierosy dobrej marki? — Spojrzał na Brennę przepraszająco. — Chyba resztę ostatniej paczki wypaliłem na balu. Potrzebuję na czarną godzinę!



[Obrazek: 6YCHztb.png]
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, ognisto rude, sięgają jej do ramion. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#6
03-14-2023, 10:34 AM  

Nie komentowała ich rozmowy między sobą. Spodziewała się, że rodzeństwo tak ma. Nie znała tego za bardzo, bo sama była jedynaczką, Ada robiła trochę za jej siostrę, jednak ich relacja była nieco inna, przynajmniej z tego, co udało się jej zauważyć. Longbottom wdali się w jakąś konwersację na temat ich rodziny, a nawet kilku pokoleń wstecz. Heath czekała, aż skończą dyskusję, gotowa po prostu zająć się tym, co zleci jej Brenna.

- Na pewno się nie zdarzy. - Powiedziała jeszcze bardzo pewnym głosem do Brenny. Nie wydawało jej się, żeby w ogóle miało to rację bytu. Ich celem była Dolina Godryka, latała tamtędy miliony razy, Erik na pewno też, nie mogło im się nic przytrafić. Wierzyła, że właśnie tak będzie.

- Teleportacja... - Nie był to nigdy pierwszy wybór Wood, na samą myśl o tym sposobie transportu brało ją na wymioty. - Zdecydowanie nie znoszę teleportacji, jako wilk brzmi super ekstra, to musi być ciekawe doświadczenie. - Wood jakoś nigdy nie było po drodze z transmutacją i zdecydowanie zazdrościła Brennie takiej umiejętności.

- Miotła próbowała Was zabić? - Rzekła z niedowierzaniem, zaciekawiło ją to. - Ktoś ją musiał zaczarować, wiecie kto ją stworzył? - Była ciekawa, który wytwórca mógłby zrobić coś takiego. Wiele mioteł pochodziło z ich rodzinnego sklepu, jej ojciec je tworzył, miała nadzieję, że nie została zrobiona przez niego. - Nie dziwię się w sumie, jeśli miotła próbowała Cię zabić, to całkiem uzasadnione.

Przeniosła spojrzenie na Erika, zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów. - Faktycznie jesteś trochę duży. - Nie dało się tego nie zauważyć - Mój tata tworzy takie miotły, dla wyjątkowych osób, jakby coś mogę go zagadać, jeśli będziesz potrzebował czegoś specjalnego. - Ojciec będzie zadowolony, jeśli przyprowadzi mu nowych klientów.

Przejęła od Brenny swoją część. Sprawdziła, czy jest to ciężkie - nie było jakoś specjalnie. bez problemu powinna sobie poradzić z transportem. W ogóle nie wchodziła w konwersację ze sprzedawcą, Brennie szło to wyśmienicie, nie miała zamiaru wchodzić jej w drogę. - Papierosy? Fuj. - Skomentowała jeszcze zapytanie Erika, nie mogła się powstrzymać, przecież przez nie kondycja się psuła.

- Poczekam na zewnątrz. - Wyszła z zakupami i czekała na Longbottomów przed sklepem, trochę ją drażniły zapachy roznoszące się w sklepie. Musiała odetchnąć.

Pionek, chroniący figury
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe włosy, ścięte tuż nad ramionami, często rozczochrane. Duże oczy w piwnej barwie. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 178 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. W tłumie łatwo może zniknąć.

Brenna Longbottom
#7
03-14-2023, 08:59 PM  
- Erik, wiem, że jesteś mężczyzną, więc nie ogarniasz pewnych spraw, ale czy naprawdę, naprawdę sądzisz, że z moich włosów da się zrobić koronę – parsknęła Brenna, chwytając jeden z kosmyków. Ścinała włosy stosunkowo krótko, po prostu by zaoszczędzić czasu, potrzebnego na ich pielęgnację… coś, czego babcia Potter nie umiała jej darować.
Chociaż w kwestii tego nieogarniania, to chyba przedstawiała rzecz nieco na wyrost. Jakby nie było, przynajmniej na co dzień to Erik prezentował się bardziej elegancko od niej.
- Prababcia po prostu… nie jest zorientowana. Uważa na przykład, że ty zawsze ubierasz się bardzo elegancko i jak na członka naszego rodu przystało… nie słyszała o pewnym… ehem… miauuuu – zamiauczała Brenna, nie chcąc wdawać się przy Heather w dokładniejsze wyjaśnienia, ale tak, piła do przebrania, jakie Erik założył na otwarcie klubokawiarni.
Nie kontynuowała tematu wypadku. Nawet w swoim czarnowidztwie wątpiła jednak, aby ktoś czaił się po prostu na przypadkowych czarodziejów na miotle. Poza tym nie mogła naprawdę zrobić z tym już nic więcej ponad zadbanie o to, aby leciały dwie osoby, które umiały się bronić, dobrze radziły sobie na miotłach. Trochę gryzło ją, że nie będzie w powietrzu razem z nimi, ale tylko by przeszkadzała.
- Ja ją uwielbiam – rzuciła do Heather, posyłając jej uśmiech. – Zanim się jej nauczyłam, musiałam wszędzie biegać, teleportacja wszystko ułatwia.
Brenna była w końcu osobą, która nie umiała być w kilku miejscach na raz, ale bardzo się starała. Gdyby wiedziała, że Slughornowie posiadają zmieniacz czasu, bardzo by im ich umiejętności zazdrościła.
- Ale tak, animagia jest świetna – dodała. Mówiła o tym otwarcie, bo ot gdy zaczęła się zmieniać, wojna była tylko dalekim widmem na horyzoncie i Brenna zarejestrowała się, by móc korzystać z tej zdolności w pracy. W efekcie Heather i tak prędzej czy później zobaczyłaby ją w wilczej postaci, Longbottom nie widziała więc powodów, aby to przed nią ukrywać. – Pomaga w takim łapaniu przestępców, na przykład. Ucieka taki Pokątną, myśli, że zaklęciami w tłumie nie odważymy się rzucać, by kogoś nie trafić przypadkowo, a tu ups, wilk siedzi mu na plecach – stwierdziła i prawie się roześmiała na wspomnienie Edgara. Mimo wszystko. Mimo tego, po co tu przyszli. – Klątwę rzucono na miotły niedawno, a mamy je od jakiegoś czasu, więc to nie twórca, Heath. I Erik, przypominam… Mav leciała na t w o j e j miotle. To raczej nie na mnie się uwziął – westchnęła, nie wchodząc w szczegóły. Nie chciała rozprawiać właśnie o klątwie kuchennej i ewentualnych związkach przy kimś z zewnątrz, wszak Erik nie chciał plotek na ten temat. – A zakaz to wywiesiłam ja. Karteczkę zdjęłam dopiero wczoraj…
Gdy miotły zostały wymienione i uwolnione od klątw. Nie wszystkie, oczywiście. Potrzebowali dowodu, prawda?
Odbierając zamówienie, kiwnęła tylko głową na słowa Erika, dotyczące zabezpieczenia. Miała taki zamiar, więc w razie wypadku co najwyżej spłonie sama świeczka. Rzuciła mu spojrzenie, w którym tlił się wyrzut, kiedy wspomniał o papierosach, ale nie broniła mu ich zakupu. Po pierwsze, był dorosły, po drugie… mieli teraz tak wiele powodów do stresu, że nie mogła go winić za to, że szukał sposobów na jego przytłumienie.
- Wybierz coś, czekamy na zewnątrz – powiedziała tylko, kiedy sprzedawca pokazał Longbottomowi kilka paczek: od najzwyklejszych papierosów po takie o specjalnych smakach czy produkujące kolorowy dym.
- Wy polecicie pod nasz dom, ja się z tym wszystkim teleportuję. Jutro rano… przed Beltaine spotkamy się w pobliżu – mruknęła bardzo cicho do Heather. – Wskażę ci dokładne miejsce, kiedy spotkamy się z tym wszystkim, jak dolecicie na miejscu, pod posiadłością – uzupełniła jeszcze. Nie mogła powiedzieć Heather wszystkiego, tak samo, jak wielu innym. Za duża szansa, że uprzedziłaby na przykład Adę i Camerona, ci uprzedziliby swoje rodziny… Co było naturalne, bo Brenna gryzła się w język za każdym razem, gdy ktoś wspominał o Beltaine i każda taka osoba kładła się ciężarem na jej duszy. Nie powiedziała słowa nawet własnym rodzicom, bo właśnie skoro Dumbledore kazał wspomnieć o wszystkim tylko kilku osobom, na pewno miał powody. (Miał, prawda? Musiał mieć. Tak samo powtarzała.) Ale Wood wiedziała już, że coś się może stać, i skoro miała tam być, powinna posiadać najlepszą ochronę, jaką byli w stanie zapewnić.


Nie masz z kim pisać sesji? Zapraszam na pw. Na pewno coś wymyślimy. ;)

Coś mi właśnie nie pasowało. Brenna ma charakter, jakby wpadła do kociołka z endorfinami. By Theseus Fletcher.
Mister Magii
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja

Erik Longbottom
#8
03-16-2023, 01:03 AM  (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03-16-2023, 01:04 AM przez Erik Longbottom.)  

— Jak to nie? — Zmarszczył brwi, przyglądając się włosom Brenny. Następnie powłóczył wzrokiem ku Heather, jakby oczekując wsparcia z jej strony. Może i jego siostra nie miała długich, bujnych włosów do pasa, ale też nie były aż tak krótkie, żeby nic się nie dało z nimi zrobić. On też miał krótkie włosy, a na upartego fryzjer na pewno by coś wymyślił! — No cóż — kontynuował głosem sugerującym, że chyba zamierza się poddać — skoro nie korona z włosów, to może taka prawdziwa? Chociaż prędzej by ci pasował pewnie diadem. Lepsze rozłożenie wagi, niż takie ciężkie nakrycie głowy...?

Starał się brzmieć, jakby faktycznie coś wiedział na ten temat, jednak w gruncie rzeczy po prostu nie chciał przyznać się otwarcie do niepoprawnej oceny sytuacji. Jeśli, aby uniknąć wtopy, miał nieco skomplementować Brennę i udzielić jej paru, być może nietrafnych, wskazówek, to właśnie tak zrobi! Jego delikatne, męskie ego, nie może być często wystawiane na otwarty atak.

— Odpowiedziałbym, że wraz z biegiem czasu nasze normy społeczne uległy licznym zmianom i przekształceniom, co przełożyło się na to, co wypada, a co nie. Klucz to ubierać się stosownie do danej okazji. A tutaj akurat mamy sporo wyczucia i klasy — odparł automatycznie, gromiąc siostrę spojrzeniem, gdy ta zaczęła miauczeć.

Przebranie się za kota, to była ugoda, żeby utrzymać Norę w dobrym nastroju przy otwarciu klubokawiarni! Nie miał sobie nic do zarzucenia, zrobił wszystko, co w jego mocy, aby wynagrodzić przyjaciółce nie-do-końca-przychylne komentarze z jego strony. Czy żałował? Absolutnie nie. Może ten ogon to było trochę za dużo, ale goście biorący udział w pierwszym przyjęciu w lokalu wydawali się całkiem zadowoleni. No może z wyjątkiem Salema. On mógł się pewnie poczuć nieco zazdrosny.

Słuchał ze względnym zainteresowaniem wypowiedzi Brenny odnoszącej się do animagiii. Cieszył się, że chociaż z jedną umiejętnością czuła się komfortowo. Bądź co bądź, widmowidzenie wykorzystywała w różnych celach, a korzystanie z niego na pewno w jakiś sposób się na niej odciskało. Animagia, chociaż była trudną sztuką, wydawała się bezpieczniejsza pod tym względem. Nie licząc tych nocy, gdy mnie pilnuje, dodał, automatycznie przesuwając wzrok w podłogę.

— Cóż, ja jej nie zaczarowałem — rzucił, chociaż wspomniana przez dziewczynę sytuacja nie była jakoś szczególnie pozytywna. Ledwo skończyły się problemy z klątwą kuchenną, a teraz jeszcze niektórzy musieli znosić skutki miotlarskiej. Eh, jak tak dalej pójdzie, to będą musieli zatrudnić Castiela na pełny etat. Ciekawe, czy byłby zainteresowany przeprowadzką do rezydencji na okres kilku lat. Wiele wskazywało na to, że miałby całkiem spore pole do prowadzenia różnorodnych badań. Mogliby mu nawet wygospodarować laboratorium w chatce ogrodnika za posiadłością.

Na jego usta wypełzł ledwie dostrzegalny uśmieszek. Czego jak czego, ale tego, że dziewczyna zwróci mu uwagę w kwestii papierosów, to się nie spodziewał. Czy teraz młodzież nie paliła na potęgę? W okresie letnim po biurze krążyły historyjki o przyłapanych grupach uczniów, którzy podczas wolnego popalali publicznie i to niekoniecznie tylko zwykłe, proste, magiczne papierosy. Mimo to uwaga Heather świadczyła o tym, że szanuje swoje zdrowie, a to się chwaliło. Ciekawe, czy sama na taką wyrosła, czy był to wpływ Brenny, która często jej towarzyszyła w pełnieniu obowiązków służbowych?

— Dobra odpowiedź, ale czasami po prostu nie idzie inaczej — skomentował z ubolewaniem. — W spokojniejszych okresach paczka potrafi leżeć w szufladzie przez kilka miesięcy. — Wzruszył ramionami. Wolał wytłumaczyć, z czego wynika ten nagły zakup. Stres, niepokój związany z nieznanym... Jakby to wszystko pododawać, to wisiało nad nim widmo zwiastującej niemałą zagładę. Jedna czy dwie sesje z tytoniem mogą już tylko pomóc. — Podręcznikowa postawa, brygadzistko Wood. Daleko panienka zajdzie.

Skłonił przed nią lekko głowę, odprowadzając rudowłosą spojrzeniem do drzwi. Uśmiechnął się pogodnie do Brenny, starając się wyzbyć kłębiących się w nim negatywnych emocji. To nie powinien być trudny wypad. Praktycznie codziennie chodzili na patrole na litość Merlina. W tych czasach spacer z Ministerstwa Magii na Pokątną był bardziej niebezpieczny, niż lot na miotle z jednego miasta do drugiego.

— Robi się — odparł na słowa siostry, przechodząc do lady.

Korciło go, aby zostać tu dłużej i wypytać o konkretne rodzaje papierosów. Kto wie, może wybrałby coś bardziej wyspecjalizowanego, dobranego specjalnie pod siebie? Niestety, gonił ich czas, więc rozmowę ze sprzedawcą musiał ograniczyć do minimum. Przedstawił mu więc swoje oczekiwania, a może raczej wymagania, wspominając pokrótce o markach, po które zazwyczaj sięgał.

To było najwyraźniej wystarczające, gdyż handlarz dodał do wybranych wcześniej paczek kilka nowych egzemplarzy. Koniec końców Longbottom postawił na klasykę, postanawiając darować sobie produkty wzbogacone o dodatkowe elementy wizualne. Może innym razem, kiedy nie będzie miał tylu obowiązków na głowie. Po dokonaniu zakupów wepchnął papierosy za pazuchę i opuścił sklepik wraz z przedmiotami potrzebnymi do przeprowadzenia rytuału.

— Jestem gotowy. — Oparł miotłę o ścianę budynku i przy pomocy kilku prostych zaklęć przytroczył swoją część ładunku do trzonka. Pociągnął mocniej za linki, sprawdzając, czy te dobrze się trzymają. Cóż, w przypadku tej misji większość swoich nadziei pokładali w magii – magiczna miotła, magiczne zabezpieczenia przy podróży – pozostawało im tylko zaufać, że tym razem magia ich nie zawiedzie. — Nie przewidujemy przystanków, prawda? — Zerknął na Brennę. Wcześniej omówili jako tako plan tej wyprawy, jednak wolał upewnić się, co do szczegółów.— Wydaje mi się, że najlepiej będzie, jeśli będziemy trzymać się głównej trasy. Ewentualnie już w okolicy Doliny Godryka zboczymy z kursu, żeby szybciej dostać się do posiadłości.



[Obrazek: 6YCHztb.png]
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, ognisto rude, sięgają jej do ramion. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#9
03-16-2023, 12:33 PM  

Wood trochę zgubiła wątek, zamyśliła się na moment, dała im sobie przedyskutować sprawy rodzinne. Mrugnęła i dotarło do niej, że rozmawiają o jakiejś koronie z włosów. Rzeczywiście coraz mniej z tego wszystkiego rozumiała. Zdecydowanie nie nadążała za rodzeństwem Longbottom.

Heather przeniosła spojrzenie na Brenne, albo jej się wydawało, albo ta zamiauczała? Zmrużyła oczy i przyglądała się uważnie Longbottom, co się tutaj działo? Dlaczego oni porozumiewali się między sobą w ten sposób. Nie znalazła jednak odpowiedzi na te pytania. Podpyta Charliego, czy to u nich normalne. Skoro z nimi mieszka, to pewnie trochę ich poznał - będzie mógł jej opowiedzieć co nieco na temat relacji rodzeństwa. Brennę niby sama znała - w końcu trochę już ze sobą pracowały, jednak jeszcze nie zdarzyło jej się, żeby przy niej wydawała kocie dźwięki. Dziwny to był dzień - naprawdę.

- Pewnie i ułatwia, ale jakbyś miała rzygać przy każdym teleportowaniu się, to pewnie też byś jej nie lubiła. - Powiedziała dosyć bezpośrednio. Za to nienawidziła tego środka transportu, zdarzało jej się, że ktoś ją zabierał w ten sposób, jednak za każdym razem kończyło się to tak samo. Przypomniała sobie o tym, jak dwa razy zwymiotowała na Camerona, kiedy Charlie ich ostatnio teleportował. Na samą myśl o tym ścisnęło ją w żołądku.

- Woaaa - Wydała z siebie dźwięk zachwytu. - Zmieniasz się w wilka? To budzi respekt. - Gdyby ona została animagiem, to pewnie przytrafiłoby się jej zwierzątko typu kaczka, fretka, czy inne małe gówno, z którego inni by się naśmiewali, dałaby sobie rękę uciąć.

- Ktoś rzucił urok... W sumie tylko kto mogłby chcieć Wam zaszkodzić, chyba nie ma kogoś, kto by Was nie lubił. - Miała wrażenie, że rodzeństwa Longbottom nie da się po prostu nie lubić. Byli takimi osobami, które wydawały się chcieć pomóc wszystkim, odbierała ich też jako bardzo dobrodusznych, dlaczego ktoś by miał rzucić na nich urok? Nie mogła znaleźć odpowiedzi na to pytanie.

Wood była sportowcem, może na emeryturze, ale jednak sportowcem. Rzadko kiedy pozwalała sobie na używki typu tytoń, czy inne rzeczy do palenia, czasem alkohol, jednak papierosów i innych takich unikała jak ognia. Musiała dbać o swoją kondycję, gdyby miała kiedyś wrócić do quidditcha. - Nie jesteś już taki młody, przemyśl czy warto się tym truć... - Powiedziała jeszcze, kiedy wychodziła do Erika.

Jeszcze chwila i będą mogli wzbić się w powietrze. Droga powina minąć im szybko. Sprawdziła jeszcze, czy dobrze przytwierdziła swoją część zapasów do miotły, aby ich przypadkiem nie zgubić, wszystko wyglądało dobrze. Mogli ruszać, skoro Erik do niej dołączył. - Jasne Brenna, pojawię się w takim wypadku jutrp, przed tym wszystkim.- Powiedziała jeszcze do swojej partnerki.

- Przystanki są niepotrzebne, przecież to krótka trasa. - Miała nadzieję, że dla niego też. - To świetny pomysł, polecimy więc główną drogą, a później poprowadź mnie skrótem. - Wood usiadła na miotłe, odbiła się nogami od ziemi i wzbiła w powietrze. Mogli już lecieć.

Pionek, chroniący figury
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe włosy, ścięte tuż nad ramionami, często rozczochrane. Duże oczy w piwnej barwie. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 178 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. W tłumie łatwo może zniknąć.

Brenna Longbottom
#10
03-16-2023, 08:47 PM  
- Dobrze, w najbliższym czasie zaopatrzę się w jakąś gustowną tiarę. Może zainspiruje mnie królowa Elżbieta, ona ma chyba całkiem ładną kolekcję – stwierdziła Brenna, która przecież wcale nie była pewna, czy będzie jakiś „najbliższy czas”. Przynajmniej dla niej.
Parsknęła cichym, krótkim śmiechem na odpowiedź Erika. Była bardzo gładka i bardzo uprzejma, tyle że…
- …sądzisz, że to przekonałoby prababcię? – spytała, uśmiechając się tylko przebiegle na spojrzenie, jakie jej rzucił, kiedy do niego zamiauczała. Przecież to nie tak, że uważała, że źle zrobił, że się przebrał. Albo że dziwiło ją, że Nora zdołała go na to umówić. – Obawiam się, że jestem najmniej budzącym respekt wilkiem na świecie – powiedziała do Heather. Ale tak, cieszyła się, że zamienia się w wilka. Podejrzewała, że swoje zrobiło to, że bardzo chciała właśnie tego: w końcu miała konkretne powody, by ćwiczyć animagię. Ale mogło chodzić i o to, że wilki były stadnymi zwierzętami, a Brenna bardzo lubiła swoje stado.
Przytaknęła tylko na wzmiankę o tym, że ktoś bardzo ich nie lubi, bo to było raczej dość oczywiste. Gdyby coś jadła, zakrztusiłaby się na słowa Wood odnośnie tego, że Erik nie był już taki młody i powinien o siebie zadbać. Czuła niejasno, że chyba powinna przywołać Heather do porządku. Z drugiej strony, nie były teraz na służbie, Erik był dużym chłopcem i mógł odpowiedzieć jej sam – gdyby broniła go siostra, efekt mógłby być odwrotny od zamierzonego i wreszcie Heather właśnie wyświadczała jej przysługę.
- Lećcie prosto do Doliny. Ja się teleportuję – powiedziała.
Brenna poczekała aż wsiądą na miotły i wystartują. A potem sama ruszyła do jeszcze jednego sklepu, odebrać kolejne zamówienie. Tym razem chodziło o świstokliki, o których rozmawiała z Patrickiem w strażnicy. Ot na wszelki wypadek. Niezbyt przejmowała się tym, że „traci czas” na odwiedzenie jeszcze jednego sklepu, w końcu teleportacja była znacznie szybsza od mioteł, więc i tak w domu miała znaleźć się szybciej od Wood.
Wreszcie – z pudełkami pełnymi świeczek, kadzideł oraz jednym z kilkoma świstoklikami, Longbottom teleportowała się do Doliny Godryka, gdzie ułożyła wszystkie rzeczy w odpowiednim miejscu, a potem wyszła do sadu razem z psami. By te się wybiegały, a ona mogła oczekiwać przylotu brata i młodej Brygadzistki.
Postać opuszcza sesję


Nie masz z kim pisać sesji? Zapraszam na pw. Na pewno coś wymyślimy. ;)

Coś mi właśnie nie pasowało. Brenna ma charakter, jakby wpadła do kociołka z endorfinami. By Theseus Fletcher.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Tryb normalny
Tryb drzewa