- Powinniśmy chyba przywołać ducha dziadka Pottera i podziękować mu za spadek - mruknęła Brenna trochę do Erika, trochę do siebie, wydobywając przed sklepem z kadzidłami i świecami sakiewkę, by jeszcze raz przeliczyć jej zawartość. Ona i jej brat mieli to szczęście, że byli bogaci. Dziadek Godryk był dość zamożny, dziadek Potter był zamożny podwójnie i część pieniędzy zapisał wnukom, bogata była ich matka. W dodatku rodzice odkąd dzieci przyszły na świat, przelewali co miesiąc na ich konta niezłą sumę, młodzi Longbottomowie nie musieli też troszczyć się o wydatki na mieszkanie, i to wszystko pozwalało Brennie i Erikowi nie liczyć się z wydatkami, mimo pensji dobrych, ale nie z gatunku tych oszałamiających.
I dzięki nim mogli dziś dokonać zakupów, dzieląc między siebie koszty. Spore, bo chcieli zabrać materiały nie tylko dla siebie, ale też dla kilku innych osób. Normalnie Brenna poszłaby po prostu z zamówieniem do Nory, ale informację dostali dość późno i po prostu pojawiłby się problem ze skombinowaniem składników na czas - zamówili więc wszystko w sklepie i mieli tylko stawić się po odbiór zamówienia.
- Świece i kadzidła, które kupujemy, to znaczy część z nich, niestety nie mogą być zabierane ani teleportacją zwykłą, ani przez sieć Fiuu - wyjaśniła Brenna, spoglądając na Wood. Longbottom wygięła wargi w uśmiechu, choć tak naprawdę daleka była od wesołości. - Trzeba przetransportować je na miotłach do Doliny. Ja nie mogę pomóc, ostatnio, kiedy spróbowałam latać, źle się to skończyło.
Wprawdzie przez klątwę ciążącą na miotle, nie fakt, że była absolutnym beztalenciem, ale Brenna i tak zraziła się do tego środka lokomocji. Obiecała sobie, że zbyt szybko na miotłę znów nie wsiądzie.
- Mam nadzieję, że udało się im wszystko skombinować – rzuciła jeszcze, nim przekroczyła próg sklepu. W środku unosił się zapach ziół i wosku, a na półkach stały świece, kadzidła i eleganckie pudełeczka tam, gdzie coś zapakowano na prezent. – Dzień dobry! Chcieliśmy odebrać zamówienie numer 156.
Ot tak dla niepoznaki, Brenna w swej nieco przesadnej przezorności, zamówiła nie tylko te świece, których faktycznie potrzebowali, ale też sporo innych. Naprawdę sporo. Znalazły się pośród nich świece do widmowidzenia, zwykłe świece do palenia w domu i parę takich, które miała kupić na potrzeby Brygady, a także takie, które dołączy do prezentu urodzinowego dla Mabel. Ot wszystko razem miało sugerować hurtowe zamówienie dla wielu osób i na różne okazje.
Nie masz z kim pisać sesji? Zapraszam na pw. Na pewno coś wymyślimy. ;)
Coś mi właśnie nie pasowało. Brenna ma charakter, jakby wpadła do kociołka z endorfinami. By Theseus Fletcher.