• Londyn
  • Świstoklik
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Strażnica
    • Kromlech
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
  • Ekipa
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
1 2 3 4 Dalej »
[28 września 1969] Dziewczynka z zapałkami || Stanley & Stella

[28 września 1969] Dziewczynka z zapałkami || Stanley & Stella
Czarodziej
Wszystko jest złudzeniem, ułudą.
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#1
03-14-2023, 09:36 PM  


- 28 września 1969 -
Magiczny Londyn



Niedziela. Dla wielu osób ostatni dzień odpoczynku, przed ciężkim poniedziałkiem. Dla innych czas na to aby w spokoju zająć się swoimi sprawami. A dla Stanley i Stelli był to kolejny rodzinny obiadek.

Przed Anne Borgin stanowili największych wygranych w tej nierównej grze zwanej miłością. Byli najszczęśliwszą parą ludzi na ziemi. Słodkie słówka, trzymanie się za rączki czy zwracanie się do siebie kochanie było na porządku dziennym w trakcie ich wspólnych wizyt na ulicy Horyzontalnej. Ich relacja zażywiała się coraz bardziej. Z spotkania na spotkanie, matka Stanleya umacniała się w swoim przekonaniu, że Avery to idealna synowa. Nikt lepiej nie wypadał w tym rankingu niż właśnie ona. Dla Anne było pewne, że jeszcze z pół roku do roku i jej syn się zaręczy z tą panną.

Prawda była jednak zgoła inna. Ten cały związek był jedną wielką ułudą, złudzeniem. Teatrzykiem rozgrywanym na potrzeby jego matki. Ta cała wielka miłość rozpoczynała się kilka minut przed wizytą Stelli, a zawsze kończyła po tym jak musnęła policzek swojego mężczyzny.

Anne nie raz powtarzała, że tak pięknie razem wyglądają i są sobie pisani. Gdyby dowiedziała się jak to wygląda na prawdę to chyba pękło by jej serce. Nie mogli się z tego wycofać. Na pewno nie teraz. Nie w tym momencie. Stanleyowi było na rękę, że jego rodzicielka zna taką wersję wydarzeń. Dzięki temu miał święty spokój od niej. Stella mogła nie być z tego bardzo zadowolona ale za to była idealną partnerką w zbrodni. Borgin nie miał zamiaru zresztą pozostawać jej dłużnym. Kiedy tylko mógł, spłacał swoje zaległości. A przynajmniej próbował.

Jedno lub drugie zapewne chciałoby aby ta piękna iluzja była prawdą. Jednak żadne z nich nie miało cywilnej odwagi, aby przyznać przed innym co tak naprawdę czuje. Nie mieli nawet pojęcia na czym oni stoją. Kim dla siebie są? Co ich łączy? Można by zadać te jak i wiele różnych innych pytań… Ale do tego trzeba mieć jednak trochę zuchwałości… I przede wszystkim nie bać się odtrącenia i zepsucia tego co do tej pory się budowało.


To był chłodny wieczór. Na dworze już dawno było ciemno. Zresztą czego można by się spodziewać po końcówce września. Stanley odprowadzał Stellę do domu. Mimo, że dzisiejsze role zostały odegrane spektakularnie, a cały występ już się zakończył, Borgin wolał mieć pewność, że dziewczynie nic się nie stało.

- Naprawdę Ci mówię! Przysięgam! - zarzekał się - Tak się wtedy baliśmy, że prefekci nas złapią w tej damskiej łazience ale się udało na całe szczęście - kontynuował swój wywód o tym jak wraz z Samuelem za czasów Hogwartu uciekli w nocy przez karą - No i przede wszystkim spotkaliśmy Jęczącą Martę. Jest całkiem miła - dodał uśmiechając się od ucha do ucha. To było dla niego bardzo dobre wspomnienie. Zawsze chętnie o nim opowiadał gdy tylko został o to poproszony - Nie spotkała nas żadna kara koniec końców… Szkoda było tylko tej książki… Ale to była najmniejsza strata - dokończył opowiadanie. Nie wspominał oczywiście nic, że to nie była byle książka, a najprawdziwsza księga od nekromancji. Tego małego szczegółu Stella nie musiała wiedzieć. A na pewno nie w tym momencie.

Przemierzali w dalszym ciągu ulicę Pokątną. Z każdym krokiem zbliżali się do nieuniknionego - pożegnania. Mimo tego, że Stanleyowi ciężko było się przyznać do tego przed samym sobą, to bardzo lubił spędzać czas ze Stellą. Przy niej mógł zawsze być sobą. Spóźnialskim, popełniającym masę błędów ale przede wszystkim opiekuńczym Borginem.

- Już blisko chyba, prawda? - zapytał jej. Nie potrzebował odpowiedzi na to pytanie. Okolice znał przecież bardzo dobrze. Nie pierwszy raz odprowadzał pannę Avery do domu.

Skręcili w boczną uliczkę, aby szybciej dojść do domu Stelli. Na dworze było zimno, więc każdy zaoszczędzony metr był na wagę złota.

Szli tak dalej przez krótką chwilę w ciszy, aż nagle ich drogę zaszła mała dziewczynka, która wyłoniła się jakby znikąd. Na jego twarzy pojawił się srogi mars zdziwienia. Nie miał jednak zamiaru zostawiać tego dziecka samego w taką pogodę.

- Cześć… Coś się stało? Gdzie masz rodziców? - zapytał dziewczynki, robiąc przysiad przed nią aby jej się przyjrzeć. Dziecko trzymało w rękach pudełko zapałek.

Stanley odwrócił się w kierunku Stelli aby zobaczyć co ona na to wszystko sądzi. Nie było mu jednak dane za długo czekać na reakcję dziewczyny, ponieważ poczuł, że strasznie zaczęła go boleć głowa. Z sekundy na sekundę, ból stawał się coraz bardziej pulsujący i uporczywy.

Kiedy ponownie obrócił głowę w kierunku dziewczynki, ujrzał, że rozpaliła ona jedną z trzymanych w dłoniach zapałek, aby ogrzać swoje zmarznięte dłonie.

Stanleyowi nie pozostało nic innego jak zamknąć swoje oczy i liczyć, że ból przeminie.

Urokliwa wiolonczelistka
Mirror, mirror on the wall, who's the fairest of them all?
Stella mierzy 165 centymetrów wzrostu, należy raczej do szczupłych kobiet. Buzię ma okrągłą, posiada pucułowate policzki, które dodają jej uroku. Oczy ma w kolorze orzechowym, włosy długie, jasne, najczęściej nosi je rozpuszczone. Ubiera się bardzo starannie, dba o to, aby zawsze wyglądać nienagannie. Pachnie cytrusami.

Stella Avery
#2
03-14-2023, 10:39 PM  

Nie sądziła, że to kłamstwo, aż tak się rozwinie. Myślała, że wszystko będzie trwało krócej, jednak przynajmniej mieli powód, aby się regularnie spotykać, zawsze to jakiś plus. To, że tym powodem było oszukiwanie jego matki, może nie było szczególnie godne podziwu, jednak pannie Avery niespecjalnie to przeszkadzało. Skoro już podjęła decyzję, postanowiła zaangażować się w pomoc koledze, to w tym trwała.

Całkiem nieźle wychodziło im to przedstawienie przed jego matką. Potrafili współpracować, kiedy zmuszała ich do tego sytuacja, przy Anne Borgin byli parą idealną. Można było pomyśleć, że taka miłość nie zdarza się często. Wyglądali na szczęśliwych, kiedy siedzieli z nią w te niedziele. Krótkie gesty, najlepiej dosyć widoczne - żeby pani Borgin mogła zauważyć, że nie mogą od siebie rąk oderwać, że potrzebują swojego dotyku. Słodkie słówka, bo przecież to jest oznaką prawdziwej miłości. Te kilka godzin udawania wystarczało, by uszczęśliwić tę kobietę.

Avery zauważyła, że matka Stanleya ją polubiła. Właściwie, to ją to nie dziwiło, robiła wszystko, żeby właśnie tak było. Potrafiła sobie owinąć człowieka wokół palca, jeśli chodziło o Anne to zrobiła to tylko i wyłącznie dlatego, aby jej syn miał spokój. Nadal pamiętała list, który wysłał do niej w akcie desperacji. Nie chciałaby otrzymać go ponownie, dlatego zaangażowała się w ten plan, który tak właściwie to wcale jej nie przeszkadzał.

Miała nadzieję, że Anne nigdy nie dowie się prawdy. Nie potrafiłaby jej po tym spojrzeć w oczy. Wolała zresztą nawet nie myśleć, że ktoś mógłby się dowiedzieć o tym, w jaki sposób postępowali. Poza pierwszym razem, kiedy Stanley nieco spanikował, to żadne nich nawet nie mrugnęło, czy się zająknęło, wydawać by się mogło, że wcale nie udają. Niedobrze by było, gdyby któreś z nich zagubiło się w tym kłamstwie.

Wspólne posiłki jednak mijały, a kiedy tylko opuszczała ich dom wszystko wracało do porządku. Nie było ich. Nigdy nie padły żadne deklaracje, mimo tego, że Stella coś czuła, dziwnego, czego nie potrafiła jeszcze odczytać. Może się trochę bała tego uczucia i nie była jeszcze gotowa na to, żeby sobie to uświadomić. Wiedziała jednak, że jej na nim zależy i że nie chciałaby przerwać tej znajomości.


Zawsze mogła liczyć na to, że Borgin ją odprowadzi. Było to całkiem miłe, szczególnie, że ledwie kilka tygodni wcześniej przytrafiła jej się ta sytuacja ze snem, gdzie ktoś ją próbował zabić. Od tego momentu trochę się bała spacerować sama - szczególnie wieczorami. Zasiedziała się dzisiaj trochę u Borginów, czas płynął zdecydowanie za szybko, szczególnie kiedy się dobrze bawiła. Przedstawienie było udane jak zawsze, tylko na koniec zabrakło oklasków.

Szli przed siebie niezbyt szybkim krokiem. Avery zapięła ostatni guzik płaszcza, bo zrobiło jej się nieco chłodno. Jesień na dobre już się rozgościła na londyńskich ulicach. Dni były krótsze, a noce przychodziły szybko. - Po co w ogóle weszliście do tej babskiej łazienki, nadal nie rozumiem. - Zdawała sobie sprawę, że w Hogwarcie działy się różne rzeczy, no ale jednak bez przesady. Zimny dreszcz przeszedł jej po plecach, kiedy usłyszała o Jęczącej Marcie. - Coś Ty, ona straszna była, ciągle płakała, piszczała, to był dramat! - Wolała nawet nie wspominać ile razy wdała się z duchem w kłótnię, ale nie mogła znieść tego, że była taka rozmemłana. - Może, jakby spotkała Was kara, to byście trochę zmądrzeli, a nie łazili po szkole w środku nocy. W nocy to się śpi. - Oczywiście samej Avery też nie ominęły nocne wędrówki po szkole. Wolała jednak o tym nie wspominać, jakoś tak zawsze lepiej, kiedy inni myślą, że jest się nieskazitelnym.

- Zaraz będziesz miał mnie z głowy. - Faktycznie powoli zbliżali się do jej okolicy. Nawet dobrze, bo robiło się coraz chłodniej i Stella marzyła tylko o tym, aby napić się gorącej herbaty. Zastanawiała się, czy nie powinna i jemu zaproponować rozgrzewającego trunku, był to dobry powód, aby spędzić razem jeszcze chwilę.

Stanley skręcił w boczną uliczkę, nie spodziewała się, że będzie znał i skróty - nie doceniła go.

Wtedy na ich drodze pojawiła się mała dziewczynka. Nie wyglądała, jakby wszystko było z nią w porządku. Robiło się chłodno, a ona była tutaj sama. Wypadałoby się zainteresować samotnym dzieckiem. - Cześć. - Powiedziała również, aby przywitać się z dziewczynką. Sama zaś nie nachylała się nad nią, skoro zrobił to już Borgin. Dzieciak mógłby się wystraszyć.

Avery zauważyła, że dziewczynka ma w dłoni paczkę zapałek dopiero kiedy ta zapaliła pierwszą z nich. Musiało być jej chłodno, może powinna i ją zabrać do domu, aby się ogrzała?

Czarodziej
Wszystko jest złudzeniem, ułudą.
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#3
03-15-2023, 07:09 PM  (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03-15-2023, 07:17 PM przez Stanley Andrew Borgin.)  

Niestety ból zamiast ustawać, stawał się coraz bardziej niedozniesienia. Rozchodził się po całej głowie. Cała czaszka mu pulsowała. Nie mogąc dalej znieść tego cierpienia, padł na kolana i skulił się, aby schować głowę. Na niewiele to się jednak zdało. Z tego całego bólu Stanley był pewien, że za chwilę eksploduje mu głowa.

Do tego na całe szczęście nie doszło. Cierpienie odeszło jakby w mgnieniu oka. Jakby ktoś rzucił jakieś magiczne zaklęcie. Borgin bał się przez chwilę, aby ponownie otworzyć oczy. Co jeśli to jest tylko złudzeniem i cała katorga zaraz powróci?

Andrew nie mógł spędzić reszty swojego życia z zamkniętymi oczami. Musiał wreszcie je otworzyć, aby cieszyć się pełnią życia. Teraz albo nigdy. Zaryzykował na jedno oko i zorientował się, że nie znajduje się w tym samym miejscu co wcześniej. Przed momentem znajdował się w jakiejś bocznej uliczce. Gdzie jest Stella? Gdzie jest ta mała dziewczynka? I przede wszystkim dlaczego on widzi samego siebie w mundurze brygadzisty?

- Co jest… - rzucił w eter. Nie rozumiał co tu się właśnie wydarzyło. Jakim cudem zagiął jakoś czasoprzestrzeń i przeniósł się w to miejsce. Podszedł do “siebie” i spróbował się dotknąć. Na nic to się jednak nie zdało. Osoba stojącą przed nim w ogóle nie zareagowała na to co właśnie zrobił - Chwila… Czy to nie jest ten cały marsz? - zdziwił się, a następnie zaczął przyglądać się całej okolicy. Zobaczył, że Stanley właśnie kończył interwencję. Miał całkiem niemrawą minę, jakby czymś sie denerwował. Może był zestresowany?

Borgin teraz wszystko zrozumiał. Ponownie przeżywał swoje wspomnienia... Tylko tym razem był obserwatorem wszystkich zdarzeń. Mógł na spokojnie przyjrzeć się wszystkiemu po kolei. Zobaczyć to z perspektywy innych osób. Ujrzeć szczegóły, których nie było mu dane poznać do tej pory. Komu powinien przyjrzeć się pierwszemu? Samuelowi, z którym był tutaj wezwany z ministerstwa? To nie była taka zła opcja.

Przyglądał się w spokoju jak brygadziści ze wszystkich sił próbują oddzielić od siebie dwie zwaśnione strony. Wtedy wydawało mu się, że było ich dużo. Ale z tej perspektywy, widział, że jest ich jeszcze więcej. Na tej marsz zeszła się chyba połowa Londynu. Każdy miał coś do przekazania. Każdy miał swoją rację do wykrzyczenia.

Chwila, moment. Tutaj gdzieś powinna być też Stella. Zaczał się rozglądać po tłumie. Z tego co pamiętał mniej więcej w tym czasie mieli się tutaj gdzieś spotkać. Zrozumiał też teraz jak to tragicznie wyglądało. Kilka minut do spotkania, a on paradował w mundurze ministerialnym i rozpędzał jakieś mugolskie grono.

- Stella… Wow… Jak ona wtedy ślicznie wyglądała - rozwarł buzię i wypowiedział na głos kiedy zobaczył dziewczynę ubraną w długą, granatową sukienkę w kremowym płaszczu. To musiała być ona. Teraz dopiero przypomniał sobie jak wtedy była ubrana. Późniejsze wydarzenia z tego ich nieszczęsnego spotkania przyćmiły mu tę wiedzę.

Chwila… To jakieś zwidy. Przetarł oczy ze zdumienia. Czy niedaleko była druga Stella? Ale jak to możliwe? Przecież to było jego wspomnienie. A co jeżeli to jest jak w tym śnie?

Zdenerwował się lekko, bo jeżeli tak było. To znaczyło tylko jedno. Panna Avery brała udział w jego wspomnieniu. I co gorsza, słyszała zapewne to co wypowiedział przed chwilą. Stanley spalił lekkiego buraka - Stella? To Ty? - zapytał się dziewczyny, aby mieć pewność, że nic mu się nie przewidziało. Bo przecież nie było innej możliwości. Ta Stella była ubrana w płaszcz, który jeszcze kilka chwil temu miała na sobie w jednej z bocznych alejek.

Nie minęło zbyt długo kiedy usłyszał nawoływanie swojego imienia. Pamiętał ten moment jak nigdy. To właśnie ona, to ta wiolonczelistka, która tak pięknie grała. To musiał być jej głos. Nie mylił się. Spojrzał w tłum i ujrzał jak zaczęła tonąć w tłumie ludzi. Ten widok nie należał do najładniejszych jakie mógł kiedykolwiek zobaczyć. Widział bezradność w jej ruchach i poczynaniach. Ale czy można się temu dziwić? Kto byłby w stanie dać radę wydostać się o własnych siłach z rozwścieczonego tłumu, który nie chciał współpracować? Raczej nikt.

Przyglądał się całej sytuacji z zapartym tchem. Teraz zobaczył jak to wszystko wyglądało z perspektywy trzeciej osoby. Przecież Stanley zachował się tutaj jak prawdziwy bohater. Zostawił swoich kolegów i ruszył na pomoc dziewczynie w opałach. Widząc takie swoje postępowanie, uśmiechnął się od ucha do ucha. W końcu każdy lubi wyjść na bohatera.

Urokliwa wiolonczelistka
Mirror, mirror on the wall, who's the fairest of them all?
Stella mierzy 165 centymetrów wzrostu, należy raczej do szczupłych kobiet. Buzię ma okrągłą, posiada pucułowate policzki, które dodają jej uroku. Oczy ma w kolorze orzechowym, włosy długie, jasne, najczęściej nosi je rozpuszczone. Ubiera się bardzo starannie, dba o to, aby zawsze wyglądać nienagannie. Pachnie cytrusami.

Stella Avery
#4
03-15-2023, 08:17 PM  

Stella dostrzegła, że coś jest nie tak kiedy Borgin padł na kolana. Nie spodziewała się tego - zupełnie. Coś musiało mu się stać. Podbiegła do niego i się nachyliła, aby zobaczyć, czy wszystko w porządku, pewnie nie, bo nie wyglądało to zbyt dobrze. - Stanley, Stanley... - Powiedziała podniesionym głosem. Nie wiedziała, czy powinna go dotknąć, jeśli coś go bolało, to mogło to tylko zaszkodzić. Niestety jeśli chodzi o pierwszą pomoc panna Avery zdecydowanie nie miała potrzebnej wiedzy. Nie miała pojęcia w jaki sposób może mu pomóc. - Co się dzieje? - Zapytała, chociaż wątpiła, że uzyska odpowiedź na to pytanie. Nie wyglądał jakby chciał teraz rozmawiać. Może lepiej by bo, gdyby poszli do niej do domu, tylko czy będzie w stanie się ruszyć? Podnieść z tej ziemi. Ona raczej będzie miała problem z tym, aby pomóc mu się tam dostać. Był od niej dwa razy cięższy na spokojnie.

Dopiero po chwili przypomniała sobie o dziewczynce, która przecież przed chwilą tutaj była, gdzie ona się właściwie podziała?

Nagle wszystko się rozmyło. Avery nie miała pojęcia, co się dzieje. Może to jakaś przypadkowa teleportacja związana ze stresem? Nie, to nie mogło być to. Miała wrażenie, że pora roku jest inna. Ludzie wokół byli zdecydowanie lżej ubrani i co istotne tam wcale nie zbliżał się noc. Nie zaczęło się ściemniać.

Znała jednak to miejsce. Była tam wiele razy. Tylko o co w tym wszystkim chodziło i gdzie właściwie był Borgin?

Rozejrzała się po okolicy w poszukiwaniu znajomej sylwetki. Tyle, że zobaczyła go w mundurze, nie był sam, a z innymi członkami brygady, zmierzali w stronę głównej ulicy. Ruszyła za nimi. Dopiero wtedy zobaczyła, że był to marsz. Nie wydawało jej się. Już tu kiedyś była. Nie było to specjalnie przyjemne wspomnienie, nie miała pojęcia dlaczego do niego wróciła. Wolała jednak póki co nie rozmyślać nad tym za bardzo, szczególnie, że zauważyła Stanleya. Podeszła do niego, póki jej nie przepadł, wolała być obok - czuła się wtedy bezpieczniej.

Dopiero, gdy podeszła do mężczyzny zauważyła, że w tłumie może odnaleźć siebie samą. - Tak, to ja. - Komentarz, który powiedział Borgin dotarł do jej uszu i w sumie spowodował, że udało jej się dostrzec swoją postać. Wcześniej nawet jej nie szukała. Uśmiechnęła się do siebie kiedy usłyszała ten komplement, jednak zupełnie tego nie skomentowała. Czasem milczenie jest złotem.

Przyglądała się uważnie temu wszystkiemu. Nie pamiętała, że tłum, w którym się wtedy znalazła był aż tak ogromny. W środku aż tak się tego nie odczuwało, w końcu widziało się ledwie te osoby, które były obok, szczególnie z jej wzrostem. Zabawne było, jak bardzo nie pasowała do tego marszu, nie dało się nie zauważyć, że nie pasowała do otaczających ją ludzi i znalazła się tam przypadkowo. Ciekawe, czy wiele osób miało podobnie.

Widziała w tym wspomnieniu również Stanleya, który był skupiony na swojej pracy. Wykonywał polecenia, jakie mu zlecono, jednak w pewnym momencie przestał - bo usłyszał ją w tłumie. Dotarło do niej, że gdyby nie on, to pewnie nie udało by się jej stamtąd wyjść. Z perspektywy trzeciej osoby widziała, jak trudno było ją stamtąd wydostać. Pewnie nikt inny by się nią nie przejął.

- Mam dreszcze, kiedy to oglądam, wiesz. - Postanowiła się wreszcie odezwać. Wspomnienie w którym się znaleźli nie należało do przyjemnych. Wróciło do niej to dziwne uczucie, mimo, że nie była już w tłumie, który nie chciał jej wypuścić. - Dopiero teraz widzę, jak trudno było Ci mnie wtedy wyciągnąć - Wcześniej wydawało jej się , że było to zdecydowanie prostsze. Borgin oderwał się od obowiązków natychmiastowo, zrobił to, żeby wydostać JĄ z tłumu. Nie wahał się ani chwili, gdy tylko usłyszał jej wołanie - zareagował. Może jednak wtedy trochę przesadziła? Była za bardzo krytyczna?

Obserwowała dalszą sytuację. Niezbyt przyjemnie się patrzyło na to, jak nagle zaatakowała go swoimi pretensjami. Wtedy jej się wydawało jednak, że istotne było, aby kogoś obwinić za tą sytuację. Teraz spoglądała na to z nieco innej perspektywy. W końcu mogła się znaleźć tam zupełnie przypadkiem, mogła iść gdziekolwiek, a też by się to wydarzyło.

Borgin nie był odpowiedzialny za to, że ludzie wyszli na ulicę i zaczęli protestować. Przesadziła wtedy i dopiero to do niej dotarło. Niepotrzebnie zachowała się wtedy, jakby zrobił jej krzywdę - przecież to tylko dzieki niemu udało jej się wydostać z tego tłumu.

Nie miała zielonego pojęcia, dlaczego wróciło do nich właśnie to wspomnienie, ale czuła, że powinna go przeprosić. - Strasznie się wtedy zachowałam. - Powiedziała cicho. Trochę głupio jej było, gdy musiała to wszystko oglądać.

To jakiś cud, że Stanley po tym wszystkim postanowił się jeszcze do niej odezwać, w końcu jej reakcja była zdecydowanie przesadzona, dopiero to do niej dotarło, gdy mogła to obserwować z perspektywy osoby trzeciej. - Przepraszam, nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło. - Nie umiała tego wytłumaczyć. Na pewno była zestresowana, w końcu znalazła się w sytuacji bez wyjścia, kiedy zaś Stanley postanowił ją wyciągnąć, zamiast podziękować za to, to wspominała mu to, że musiał zostać w pracy. Nie było to specjalnie przemyślane zachowanie. - Przepraszam. - Rzekła jeszcze, bo czuła się winna. Niepotrzebnie zareagowała tak emocjonalnie.

Czarodziej
Wszystko jest złudzeniem, ułudą.
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#5
03-15-2023, 09:23 PM  

Wyciągnięcie Avery z tego tłumu nie należało wtedy do najprostszych zadań. Ale czego się nie robi aby pomóc drugiemu człowiekowi? Przecież w tym właśnie celu ściągnięto go na ten cały marsz. Miał tam stać i pilnować, aby nikomu nie stała się krzywda. Każdy by tak postąpił w tamtym momencie. Tym bardziej jeżeli chodziło o ratowanie Stelli z opałów.

- Hej, hej, hej… - powtórzył kilkakrotnie aby zyskać jej uwagę - To nie jest Twoja wina, tak? - spojrzał jej w oczy - Nie przepraszaj. Nie masz za co. Jasne? - dodał. Źle się czuł z faktem, że dziewczyna próbowała go teraz przeprosić za te wydarzenia. Dalej uważał, że zdenerwowała się wtedy całkowicie potrzebnie. To przez niego wyruszyła na spotkanie. Gdyby wpadł na genialny pomysł i poinformował ją o tym, że go nie będzie, to nawet nie musiałaby się ruszać wtedy z domu. I tym samym uniknęłaby konfrontacji z tłumem - Ja zawiniłem. Nie ma o czym gadać - stwierdził - Poleciałem całkowicie po bandzie i naraziłem cię na uszczerbek na zdrowiu - zaczął się ponownie tłumaczyć z tego co już miało miejsce - To ja Cię przepraszam. Bardzo Cię przepraszam. Nie chciałem. Nie takie były moje intencje - powiedział ze zrezygnowaniem w głosie. Znowu poczuł się źle. Spoglądanie na ich sobowtóry, które właśnie żywiołowo o tym dyskutowały, tylko mu o tym przypominało.

- Specjalnie wtedy uciekłem - skomentował widząc, że Stanley odszedł na chwilę od Stelli i zajął się jakimś młodzieńcem - Bałem się Twojej dalszej reakcji - przyznał się przed nią - Bałem się spojrzeć Tobie w oczy. Bałem się cokolwiek powiedzieć - kontynuował kiedy widział jak Avery jedzie po nim jak po burym psie. Miała w swoich słowach dużo racji i to było w tym najgorsze. Powtórka z tego wydarzenia rozkopała w nim chyba jakąś starą ranę. Ten marsz na pewno nie był najprzyjemniejszą interakcją w jaką kiedykolwiek wpadli.

Zamilkł na dłuższą chwilę. Stał i przyglądał się temu jak Borgin próbuje swoich ostatnich szans na ratowanie całej sytuacji. Mina mu zrzedła kiedy zobaczył jak dziewczyna po prostu się obróciła na pięcie, a następnie ruszyła jak gdyby nigdy nic - Dostałem później wystarczającą karę za to wszystko… - odezwał się smutnym głosem - Nie odzywałaś się do mnie… I jeszcze ta dodatkowa papierkowa robota w biurze… - ciężko westchnął.

Po chwili Avery zniknęła mu z pola widzenia, a sam Borgin ruszył za resztą swoich kompanów jako zamknięcie parady. Z każdą kolejną sekundą, obraz zaczął się coraz bardziej rozmazywać, a do tej pory ignorowany lub uciszony przez wspomnienie, ból głowy ponownie dał o sobie znać. Stanley złapał się za głowę i zamknął oczy. To pozwalało mu na chwilę zapomnieć o tej gehennie.


Otworzył oczy i ponownie ujrzał dziewczynkę, która trzymała dopalającą się zapałkę. Wrócili do świata żywych. Ponownie przywitała ich ta boczna uliczka. Poczuł także, że ból głowy przeminął. Znowu czuł się dobrze.

Rozejrzał się po okolicy, nie wstając z kolan. Nie miał na to czasu. Zdążył jedynie ukradkiem zerknąć na swoją kompankę i z powrotem na dziecko przed nimi, kiedy rozrywający czaszkę ból znowu się pojawił. Stało się to ułamek sekundy po tym jak stojący przed nimi maluch zapalił kolejną zapałkę i zaczął tym samym ogrzewać swoje zmarznięte dłonie.

Tak jak w tamtym przypadku, tak był tym razem. Stanley zakrył sobie uszy, a następnie schował głowę między nogami. Tylko tak czuł, że za chwilę nie umrze.


Kiedy katorga przeminęła wraz z ponownym otwarciem oka, zrozumiał, że znowu został przeniesiony do jakiegoś swojego wspomnienia. Tylko co tym razem było w zanadrzu?

Nie musiał się nawet zastanawiać za bardzo. Znał ten lokal bardzo dobrze. To była ulubiona knajpa Stana i Samuela. Zawsze przychodzili tutaj kiedy mieli ochotę napić się piwa. Zlokalizowanie siebie też nie było trudne. Siedzieli w tym samym miejscu pod ścianą jak zwykle. A ich stan wskazywał na to, że wypili stanowczo za dużo i powinni skierować swoje kolejne kroki do domu.

Borgin zdawał sobie sprawę z czym najpewniej wiąże się to wspomnienie. To była nocna eskapada do Stelli. Mając na uwadze to, że dziewczyna wzięła udział również w poprzedniej retrospekcji, zaczął jej poszukiwać.

Znalazł ją całkiem szybko. Moment po tym jak Samuel zadał Stanleyowi pytanie o to czy mu zależy na niej, a ten odpowiedział twierdząco. Tylko tego mu brakowało aby Avery dowiedziała się, że to była trochę grubsza akcja niż się mogło wydawać. No bo przecież Borgin właśnie wstawał i szedł chwiejnym krokiem w kierunku drzwi. Jego wyprawa do niej, miała się właśnie rozpocząć. W dodatku cała ta “operacja” była przegadana i zatwierdzona z błogosławieństwem Samuela, który zezwolił kompanowi na tę podróż.

Mężczyzna wolał nie komentować swojego zachowania w tym momencie. Było mu trochę wstyd. Tym bardziej, że posiadał wiedzę o tym, że niedługo stanie w drzwiach Stelli po tym jak zrobi burdę na cały budynek.

Nie wiedział albo nie pamiętał jednak o tym, że po drodze zgarnął jakiś kwiatek. I to z czyjegoś parapetu. No ładnie. Kradzież. Zrozumiał swój błąd dokładnie wtedy kiedy pijany Stanley zgarnął losową roślinkę w doniczce - No kurwa ładnie… - skomentował swoje zachowanie i podążył za samym sobą. Był ciekaw ile jeszcze takich dziwnych rzeczy zrobił tamtej nocy, a nie koniecznie je sobie przypominał.

Urokliwa wiolonczelistka
Mirror, mirror on the wall, who's the fairest of them all?
Stella mierzy 165 centymetrów wzrostu, należy raczej do szczupłych kobiet. Buzię ma okrągłą, posiada pucułowate policzki, które dodają jej uroku. Oczy ma w kolorze orzechowym, włosy długie, jasne, najczęściej nosi je rozpuszczone. Ubiera się bardzo starannie, dba o to, aby zawsze wyglądać nienagannie. Pachnie cytrusami.

Stella Avery
#6
03-15-2023, 10:14 PM  

Zupełnie inaczej odbierało się swoje zachowanie, kiedy patrzyło się na to z boku. Można dostrzec szczegóły, niuanse, które niekoniecznie się zauważało kiedy dochodziło do wymiany zdań. Szczególnie, że ta rozmowa była dosyć burzliwa, a panna Avery widziała tylko swoją rację. Była tak zaślepiona chęcią obwinienia kogoś, że zupełnie nie przejęła się tym, że ta sama osoba pomogła jej się wydostać z tego całego zamieszania.

Tak naprawdę dopiero kiedy dzisiaj zobaczyła te wspomnienie pojawiła się refleksja. Wcześniej jakoś nie miała ochoty do tego wracać. Zastanawiała się też, dlaczego właściwie nie wrócili do tego tematu, nie wyjaśnili sobie wszystkiego. Właściwie to Stanley ją przeprosił, wziął winę na siebie, starał się naprawić tą całą sytuację, mimo, że Stella była śmiertelnie obrażona. Nie zraziło go to wcale. Zastanawiała się, czym było to spowodowane i dlaczego zależało mu na tym, aby nadal mieli kontakt.

- Tak, to była niczyja wina. Nie wiem dlaczego tak bardzo zależało mi na tym, żebyś poczuł się winny. - Próbowała jakoś zrozumieć swoje wcześniejsze zamiary, jednak nie potrafiła.

- Nie mów tak nawet, przecież nie Ty byłeś odpowiedzialny za to, że na ulicach pojawili się protestujący ludzie, nie miałeś na to wpływu. - Starała się wyjaśnić dlaczego zmieniła zdanie. - Byłam tak bardzo zaślepiona tym, że utknęłam w tym tłumie, że nie dostrzegłam całej reszty. - Może właśnie tu był pies pogrzebany. Widziała tylko to, co chciała zobaczyć, przynajmniej wtedy. Dzisiaj otworzyła oczy i dostrzegła trochę więcej.

Stella odwróciła wzrok. Nie sprawiało jej przyjemności spogladanie na to, jak wyżywała się na Borginie. Nie wiedziała dlaczego była wtedy rąk bardzo zirytowana. Pewne bylo, że zależało jej na tym, aby się z nim wtedy spotkać, poczuła się rozczarowana, to jednak nie usprawiedliwiało jej podłego zachowania. - Potrafię być straszna, nie sądziłam, że aż tak. - Skomentowała jeszcze jego słowa na temat tego, że się jej bał. Najlepiej by było, gdyby więcej do tego nie wracali. Dla każdego z nich był to chyba dosyć niewygodny temat.

- Nawet nie wiesz ile mnie to kosztowało, żeby Cię ignorować. - To wcale nie było takie proste, szczególnie, że naprawdę chciała się z nim spotkać ponownie, zależało jej na tej znajomości. Postanowiła sobie jednak, że będzie go trzymać na dystans i mimo tego, że było to trudne to się tego trzymała. Jakby jej wcale nie obchodził, choć nie było to prawdą.

Na całe szczęście wszystko zaczęło się rozmywać. Ponownie. Wspomnienie zniknęło, przepadło, ponownie zostało zapomniane. Stella zniosła to jednak o wiele lepiej niż jej towarzysz, Stanley po raz kolejny skulił się z bólu. Avery nie miała pojęcia co się dzieje i dlaczego ich to spotyka. Nie miał być to jeszcze koniec.


Pojawiła się dziewczynka. Ta o której któryś raz z kolei udało jej się zapomnieć. Już miała zapytać, co się z nią stało, kiedy ich nie było, dostrzegła wtedy, że zapala kolejną zapałkę. Borgin, któremu udało się podnieść ponownie złapał się za głowę. Ten ból musiał pojawiać się z jakiegoś powodu, Stella jednak nie potrafiła go znaleźć. Pierwszy raz znalazła się w takiej sytuacji, nie wiedziała w jaki sposób może temu zaradzić, co ją trochę irytowało. Najchętniej by to wszystko przerwała, przykro jej było, że Stanley się tak przy tym wszystkim męczy.


Ponownie wszystko się rozmyło. Uliczka w której się przed chwilą znajdowali przepadła. Zniknęła po raz kolejny. Tym razem jednak nie miała pojęcia, gdzie się znalazła. Nie znała tego miejsca, w które została przeniesiona.

Rozglądała się uważnie, aby dostrzec jakieś szczegóły, coś co pozwoli jej znaleźć odpowiedź ja to, gdzie się znajdowała. Niestety jednak to nie pomagało. Musiała nigdy jeszcze tutaj nie być. Powodowało to lekki dyskomfort.

Nie miała też pojęcia, co to może być za wspomnienie. Musiało ono należeć tylko do Borgin, zaczęła szukać go wzrokiem, bo była pewna, że też się tutaj znalazł. Może on będzie wiedział coś więcej?

Jako pierwsze jednak zobaczyła wspomnienie, a raczej postać Stanleya przy stole, siedział tam z jakimś znajomym. Zbliżyła się do nich, żeby bardziej się temu przyjrzeć. Avery usłyszała o czym rozmawiali. Dostrzegła też wtedy Borgina, który znalazł się niedaleko niej, tego prawdziwego. Przyglądała mu się uważnie, zastanawiała się nad odpowiedzią, której udzielił Samuelowi. Czy rzeczywiście mu na niej zależało? Czy powinna się go o to zapytać, może tak byłoby prościej? Milczała jednak obserwując go uważnie. Bała się zapytać, chociaż może po prostu bała soe usłyszeć odpowiedź, która mogłaby jej nie zadowolić.

Chwilę później Stanley wstał od stołu i ruszył w kierunku wyjścia. Wyglądał jej na trochę pijanego, ale były to tylko przypuszczenia. Chyba, że... Wtedy do niej dotarło, że to musiało być wspomnienie dotyczące tej nocy, kiedy pojawił się u niej w domu. Od tego się zaczęło.

Mieli możliwość obserwować całą jego drogę do kamienicy, w której mieszkała. Kiedy spoglądała na to, jak to wyglądało... Cóż dziwiła się, że dotarł do niej w jednym kawałku. Pojawił się i kwiatek, jak się okazało ukradziony, którego jej przyniósł, zgubił, a później z ogromnym entuzjazmem poszukiwał.

- Kto by się spodziewał, że pan brygadzista tak chętnie łamie prawo. - Rzekła zbliżając się do niego. - Tego to się nie spodziewałam. - Rzekła, chociaż tak naprawdę to wszystko co im się dzisiaj przydarzyło również nie było planowane. - Będzie tylko gorzej, ale ja już to widziałam, nie musisz się denerwować, wiesz? - Może i łatwo jej było to mówić, jednak chciała go w jakiś sposób uspokoić, w końcu miała świadomość, że on pewnie niewiele pamiętał z tego spotkania.

Czarodziej
Wszystko jest złudzeniem, ułudą.
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#7
03-16-2023, 03:08 PM  

Słowa Stelli nie dodały mu zbytnio otuchy. Z jednej strony dobrze, że już to widziała i nie przeżyje takiego szoku. Z drugiej, Stanley nie będzie wiedział gdzie ma się schować przed tym całym upokorzeniem. Teraz będzie mógł sam zobaczyć do jakich czynów odważył się tamtej nocy.

- No to nie tak, że chętnie łamie prawo… - przybrał postawę obronną jak w przypadku większości kwestii omawianych z panną Avery - Po prostu… Nie wypada przyjść z pustymi rękoma, prawda? - zapytał jej, szukając jakiegoś wyrozumienia w swoich czynach - No i zresztą, kobiety lubią kwiaty, czyż nie? - próbował wytłumaczyć swoje zachowanie. Jego towarzyszka miała całkowitą rację. Kradzież jako pracownik ministerstwa magii nie wyglądała zbyt dobrze. A już na pewno nie, jeżeli to wyszłoby na zewnątrz - Przemilczmy to, dobrze? Byłem… Um… Niedysponowany wtedy… - poprosił o małą przysługę.

- Gorzej? Bardzo? - zapytał. Nie pamiętał, żeby wypadł podczas tego zdarzenia jakoś tragicznie. Ale wszystko wskazywało na to, że jednak tak było. Nie pozostało mu nic innego jak poczekać i przekonać się o tym na własnej skórze.

Ruszył dalej za Stanleyem. Na całe szczęście poza walką z grawitacją i samym sobą, nie robił nic innego. Jedyne co jeszcze starał się zrobić, to to żeby nie wypuścić świeżo ukradzionego kwiatka. Przecież musiał go donieść do Stelli.

- No ale prawo… To już złamałem trochę wcześniej… - zaczął temat kiedy znaleźli się przed budynkiem, który zamieszkiwała owa dziewczyna - Skąd miałem wiedzieć gdzie mieszkasz? Zapytałem gdzie trzeba… No rozumiesz… Znajomości w ministerstwie potrafią człowiekowi ułatwić życie - tłumaczył się, zresztą nie raz pierwszy dzisiaj. I za pewne nie ostatni. Borgin uważał, że było dużo kwestii w tym wspomnieniu z których należało się wytłumaczyć. A jako, że nie poruszali tego tematu to przeżycie tego ponownie wraz z komentarzem na żywo było idealnym wyjaśnieniem całej kwestii.

Stanley ruszył w głąb budynku za jakąś sąsiadką, a następnie zaczął bezskutecznie rozglądać się za mieszkaniem Avery - Przepraszam naprawdę… - powiedział do Stelli ze spuszczoną głową kiedy usłyszał jak wtedy ją nawoływał. Chwilę później Borgin przepraszał staruszkę, która zwróciła mu uwagę - Ja tu prawie zasnąłem? - zdziwił się - Dzięki, że po mnie wyszłaś - dodał. Gdyby wtedy nie wciągnęła go do swojego mieszkania kto jeden wie, co mogłoby mu się wtedy stać? Stanley wstał i dzielnie poszedł dalej ze swoją wybawczynią - A kwiatek? - dopytał. Dlaczego on nie wziął tego kwiatka? Ukradł go specjalnie dla niej, a teraz zostawił go po prostu na tych schodach? Borgin nie rozumiał swojego zachowania kiedy przyglądał się temu z tej perspektywy.

Dalej wszystko potoczyło się bardzo szybko. Dziewczynie udało się go zaciągnąć do środka i jakimś cudem usadowić na kanapie. Ku własnemu zdziwieniu nie wybił też po drodze zębów - Przyszedłem Cię aresztować bo jesteś zbyt czarującą? - rzekł wypuszczając ciężko powietrze. To chyba był najgłupszy tekst jaki kiedykolwiek usłyszał. Najgorsze w tym był fakt, że sam ten tekst wymyślił. Nie pozostało mu nic innego jak pokręcić głową z zażenowania.

Kolejnym ekscesem Stanleya była walka z krawatem, która okazała się zbyt ciężkim orzechem do zgryzienia. Przegrał ją bez dwóch słów. Wsłuchiwał się w słowa, które wypowiadał do Stelli - Ale ze mnie romantyk… - Z każdym kolejnym, czuł, że poziom zażenowania w nim zbliża się do górnej granicy. Dlaczego musimy to przeżywać jeszcze raz? Dla Borgina było to strasznie kompromitujące. Czuł się bardzo nieswojo kiedy to oglądał. No i jeszcze ten upadek na ziemię. Co za szopka…

- Wybaczysz mi to kiedyś? - zapytał panny Avery. Po tym co zobaczył sam miał siebie dość, a mimo wszystko Stanley nie zamierzał jeszcze poprzestać na tym. Dopiero się rozgrzewał do dalszych harców.

Następnym aktem pijackiej odwagi było wyznanie Stelli, że nie potrafi tak dłużej żyć i że ta chce go zniszczyć. Czy chodziło mu wtedy, że nie może bez niej żyć? Przynajmniej jedno było pewne. Tak jak wcześniej, tak i teraz by wskoczył w stado Charłaków za nią - Naprawdę? Tutaj też przysnąłem? - zapytał. Kompromitacji ciąg dalszy.

Z każdą kolejną sekundą czy wydarzeniem, te całe wspomnienie nie podobało mu się coraz bardziej. Było dużo gorsze od tego pierwszego. Tam zachował chociaż jakąś twarz. A tutaj co? Przyszedł nawalony jak stodoła i zaczął robić chryję, a następnie się narzucać - Nie wiem co powiedzieć na swoje zachowanie… - rozłożył bezradnie ręce. Wykorzystał moment w którym Stanley akurat przysypiał na podłodze aby porozmawiać ze Stellą - Bardzo zszargałem Ci reputację w sąsiedztwie? - zapytał, a następnie opuścił wzrok. Czuł się z tym wszystkim bardzo źle - Przepraszam - pokiwał przecząco głową, nie patrząc się jednak na nią. Jak po tym wszystkim mam jej z powrotem spojrzeć w oczy? Borgin zaczął się lekko zadręczać. Widział w tym wszystkim ponownie swoją całkowitą winę.

Urokliwa wiolonczelistka
Mirror, mirror on the wall, who's the fairest of them all?
Stella mierzy 165 centymetrów wzrostu, należy raczej do szczupłych kobiet. Buzię ma okrągłą, posiada pucułowate policzki, które dodają jej uroku. Oczy ma w kolorze orzechowym, włosy długie, jasne, najczęściej nosi je rozpuszczone. Ubiera się bardzo starannie, dba o to, aby zawsze wyglądać nienagannie. Pachnie cytrusami.

Stella Avery
#8
03-16-2023, 06:01 PM  

Stella nie zamierzała go oceniać, w końcu już wtedy tego nie zrobiła. Takie sytuacje się zdarzają, poniekąd również sama była prowodyrką w końcu ignorowała go na każdy możliwy sposób, mimo, że się do niej dobijał. Został postawiony pod ścianą i postąpił tak jak potrafił, a że był przy tym strasznie pijany. Wiadomo, że pewne decyzje najprościej jest podjąć będąc nietrzeźwym. Alkohol dodawał odwagi, zrozumiała to.

- Myślę, że ktoś mógł się zdziwić, kiedy rano na jego parapecie zabrakło kwiatka, ale trochę sam się o to prosił umieszczając go w tym miejscu. - Miała wrażenie, że jeśli nie Borgin to kto inny by się postanowił zaopiekować roślinką. - Nie wypada, nie wypada, aczkolwiek nie sądziłam, że akurat Ty przejmujesz się tak bardzo tym, co wypada. - Gdyby tak było to przecież nie pojawił by się u niej pod mieszkaniem zalany w trupa, czyż nie? - To zależy chyba od kobiety. Nie znam się na kobietach, jeśli mam być szczera, zawsze wolałam mężczyzn. Gdybyś się kiedyś zastanawiał, to dalie, dalie mi się zawsze najbardziej podobały. - W przeciwieństwie do jakichś chabazi w doniczce, ale tego nie dodała. Wiedziała, że sytuacja tamtego wieczora była trudna, zresztą to, że w ogóle pomyślał o tym, żeby przynieść jej cokolwiek i tak bardzo ją zaskoczyło, szczególnie, że naprawdę wypił sporo. - Jasne, możemy przemilczeć, nie mam z tym problemu, przecież nie chcę Cię kompromitować. - Posłała mężczyźnie uśmiech. Nie zamierzała wracać do tego tematu skoro sobie tego życzył.

- Trochę gorzej? Powiadają, że zawsze może być gorzej, więc może wcale nie było tak źle? - Bawiła ją nawet ta sytuacja, tym bardziej, że ona pamiętała wszystko z tego wieczoru, miała przewagę. Pozostawało jej jedynie czekać na to, jak Stanley zareaguje na to wspomnienie.

Avery uważnie obserwowała Borgina ze wspomnienia, coraz bardziej podziwiała to, że trafił do jej domu, ta droga wcale nie była tak prosta jakby mogło się wydawać, a do tego tak spektakularnie pilnował kwiatka, nie mogła się nadziwić.

Dotarli już do jej kamienicy, byli coraz bliżej momentu kulminacyjnego. Sama pewnie wolałaby do tego nie wracać, gdyby była na miejscu Stanleya, tylko, że nie miał na to wpływu. Te wspomnienia wróciły z jakiegoś powodu, tylko nie wiedziała z jakiego. Musieli to przeżyć, przeczekać, powinno zniknąć tak jak poprzednie.

- Nie pytałam o to wcześniej. - Chociaż miała ochotę ustalić skąd właściwie wiedział gdzie mieszka. Dzisiaj wszystko się wyjaśniło. - - Takie nadużywanie swojego stanowiska... Nie wygląda najlepiej. - Zbliżyła się jeszcze do niego, żeby stanąć tuż obok. - Masz szczęście, że na Ciebie nie doniosłam. - Na pewno by tego nie zrobiła, jednak sama świadomość, że Stanley poszukał informacji na temat jej miejsca zamieszkania łamiąc przy tym prawo, trochę połechtała jej ego. Musiała coś dla niego znaczyć.

- Złamałeś dla mnie prawo, dwa razy, jestem jedyną, czy często tak robisz? - Była ciekawa jego sposobu działania, może to było normalne, codzienne zachowanie Borgina.

Dostrzegła, że udało mu się wejść do środka dzięki nieuwadze jednej z sąsiadek - tak się jej właśnie wydawało. Te wszystkie starsze babcie były strasznie ufne, nie oglądały się za siebie gdy wchodziły do środka.

- Jeśli mam być szczera, to chyba nie prawie, wydaje mi się, że udało Ci się zasnąć na tych schodach, co jest sporym wyczynem myślę że są raczej niewygodne. - Zauważyła, że zrobiło mu się głupio, spodziewała się, że tak to się skończy. - Nie przepraszaj, przecież nie masz za co, i nie masz też za co dziękować, myślę, że każdy by wyszedł gdyby ktoś go tak głośno nawoływał. - Zaniepokoiło to ją wtedy, dlatego postanowiła wyjść i zobaczyć co się dzieje, a że zobaczyła go w takim stanie, to cóż, nie mogła zareagować inaczej.

- Teraz przynajmniej wiemy, co się stało ze zgubą, której później tak bardzo szukałeś. - Dostrzegła bowiem, że kwiatek pozostał na schodach, stąd się wzięło całe zamieszanie.

- Widzisz, jaki Ty potrafisz być czarujący jeśli się tylko postarasz. - Specjalnie użyła tego słowa, bo ją to ogromnie bawiło. Tak naprawdę nie miała mu tego za złe, miała świadomość, że za większość tego, co mówił odpowiadał alkohol, chociaż czy nietrzeźwi nie mówili w głos, tego co myśleli naprawdę? Ciężko jej było to stwierdzić, bo Stanley poza tym jednym razem i obiadkami u jego matki był w stosunku do niej zdecydowanie bardziej zdystansowany.

Doszli do momentu kiedy upadł na ziemię. - Zastanawiałam się, czy coś Cię bolało następnego dnia, kilka razy całkiem porządnie się uderzyłeś. - Wtedy jakoś wolała do tego nie wracać, teraz jednak okazja się nadarzyła to postanowiła z niej skorzystać.

- Jak widać na załączonym obrazku ogromny romantyk, to wszystko było dosyć dramatyczne, ale zadziałało. - Postanowiła dodać, bo przecież nie wyrzuciła go wtedy z domu, rozmawiała z nim, a nawet pozwoliła mu u siebie zostać na noc.

- Przysnąłeś, ale udało mi się przetransportować Cię na kanapę, myślę że to miejsce byłoby mniej wygodne od niej. - Sama była zdziwiona, że postanowił zasnąć akurat tam, ale chyba nie do końca mógł o tym decydować w takim stanie, w jakim się wtedy znajdował.

- Nie wybaczę Ci tego kiedyś, przecież już to zrobiłam. To nic wielkiego. - Mógł zauważyć, że nie ruszało jej to specjalnie, ani wtedy, ani teraz.

Stella okazała się być naprawdę wyrozumiała. - Szybko zareagowałam, także nikt się nawet nie zdążył jakoś specjalnie Tobą zainteresować. - Może poza tą jedną sąsiadką dzięki której udało mu się wejść do środka, jednak Stella przekupiła ją na drugi dzień ciastem więc nie było problemu.

- Hejj, jest dobrze, nie masz za co przepraszać. - Stanęła tuż przed nim i złapała go za dłoń. - Jest dobrze, naprawdę. - Chciała mu dodać otuchy.

Czarodziej
Wszystko jest złudzeniem, ułudą.
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#9
03-16-2023, 07:21 PM  

Najważniejsze w tym wszystkim było to, że Stella nie raziła urazy do Stanleya mimo jego wewnętrznych wyrzutów sumienia. Ze Stellą była zgoda ale z samym sobą nie. Zdawał sobie sprawę, że nie może więcej takich rzeczy robić.

- Dzięki. To dla mnie wiele znaczy - pokiwał głową - Wracając do Twojego wcześniejszego pytania, bo trochę się zagapiłem na swoje przygody… To nie… Wcześniej nie zdarzyło mi się wykorzystać do tego swojej pozycji… Nawet mi to przez myśl nie przeszło… Dopiero wtedy, jakiś taki impuls poczułem aby to zrobić. Jakby to była moja jedyna szansa na cokolwiek… - odpowiedział korzystając z tego, że Stanley jeszcze spał. Ścisnął jej lekko rękę i zaczął kciukiem przejeżdżać po kostkach. Pozwoliło mu to się w jakiś sposób odstresować i wyluzować.

- Ej… Ale nie zdradzaj dalszej fabuły, okej!? - zapytał z uśmiechem na ustach - Przecież się jeszcze nie kładę spać! - wskazał wolną ręką siebie samego, który właśnie zahaczył o sztalugę. Przez moment skupili się chyba za bardzo na samych sobie, aniżeli przyglądaniu się temu co robili wtedy.

- Teraz jak mniemam szukałem tego kwiata? - stwierdził, widząc jak Borgin zaczyna się interesować wiolonczelą - Ale widzisz. Nawet po kilku piwkach mądrze prawie. Nie powinnaś się złościć - puścił jej oczko i wrócił do przyglądania się.

Dalszym jego wyczynem było oddanie płaszcza dziewczynie, której chyba nie spodobał się prezent, ponieważ po chwili odwiesiła go na wieszak. Nie zraził się tym jednak i ruszył w dalszą podróż. Jego stopy skierowały go do kuchni gdzie napił się wody i przemył twarz, oblewając swoją koszulę przy okazji - No ładnie - skomentował, widząc swoje postępowanie - Ale jednak bardzo mi wtedy zależało aby to wyjaśnić… Chociaż chyba lekko poczułem się urażony, że nie chciałaś abym wskakiwał więcej w tłum po Ciebie - dodał po tym jak usłyszał swoje słowa dotyczące wskakiwania w hordę na marszu.

Skierował się z powrotem do salonu, ponieważ Stanley postanowił sobie w nim odpocząć. Nie puszczał jednak ręki Stelli. Dalej wspólnie śledzili jego poczynania po jej mieszkaniu.

Borgin usiadł na sofie i widać było, że nad czymś się mocno zastanawia - Tutaj nastąpił przełom poszukiwań? - zapytał kiedy podszedł do szafki z kwiatkami - Przecież takiego kwiata tutaj nawet nie ma - dodał zdziwiony. Nie rozumiał swojego procesu myślowego, który wystąpił w tamtym momencie.

- No mało brakowało - stwierdził widząc jak odkłada doniczkę na swoje miejsce, a następnie zjeżdża plecami po szafce - Kurde… Ale mi musiało wtedy zależeć aby Ci tego kwiatka dać… - podsumował, słysząc swoje słowa i widząc swój stan. Stanley miał przeszklone oczy i podłamany głos. Ta śmieszna roślinka musiała wtedy znaczyć dla niego wszystko - I nadal Ci go nie dałem… - pokiwał głową - Ale to nie ma problemu. Znajdę dla ciebie najpiękniejszą dedalie… Czy tam delie… - zapowiedział. Chociaż nie pamiętał jak ten kwiatek się nazywał. Skojarzył tylko, że było to coś z “de”.

- Ale zobacz. Nie wyrzuciłaś mnie wtedy. A powinnaś - skomentował, widząc jak tak siedział bezradnie pod szafką. Udało mu się osiągnąć sukces. Wygrał pojedynek z krawatem i przekazał go Stelli - Oooff… To musiało boleć… - Stanley właśnie zarył głową, a następnie oparł się głowa o ramię Avery. Ale odważny byłem. Tak po prostu położyć sobie głowę bez pytania? I to w dodatku w jego stanie? To było wielkie ryzyko. Mógł zwymiotować w każdym momencie.

- Przynajmniej się przyznałem, że jestem pijany… Ale o tym się już pewnie zorientowałaś… - wypuścił powietrze nosem. Ten moment akurat go rozśmieszył. Na pierwszy rzut oka było widać jak bardzo jest nietrzeźwy i przyznał się do tego dopiero po tak długim czasie.

- Prawdę też mówiłem - powiedział już dużo smutniejszym głosem - Nie przyszedłbym do Ciebie bez tych kilku piw… I pewnie wtedy nie stalibyśmy tutaj i nie przyglądali się temu wszystkiemu raz jeszcze - stwierdził fakt. Gdyby się wtedy nie zdobył na odwagę, to zapewne dzisiaj by ze sobą nie rozmawiali, ponieważ obie strony nadal miałyby do siebie jakieś niesnaski.

Ponownie zaczął przejeżdżać jej po palcach na dłoni. Zrobił to aby znowu się uspokoić. Mimo wszystko nadal budziło to w nim jakiś niepokój.

- Tu już byłem pewien, że wszystko stracone - dodał - Chciałem tylko chwilkę się zdrzemnąć i zniknąć… Raz, a dobrze… I przede wszystkim na zawsze - skończył tłumaczyć, a Stanley właśnie zasnął pod szafką na ramieniu Stelli. Nie minęło zbyt długo kiedy dziewczyna upewniła się, że śpi i przeniosła go czarem na kanapę.

- Dzięki. To było na pewno wygodniejsze spanie niż przy tej szafce… - pokiwał z uznaniem - Chociaż na Twoim ramieniu, musiało być bardzo wygodnie - odpowiedział z szerokim uśmiechem.

Stali tak jeszcze chwilę, przyglądając się jak Avery przykrywa go kocem, a następnie cały obraz zaczął się rozmywać. Ból głowy powrócił i ponownie był nie do zniesienia. Stanley zaczął skręcać się z bólu.


Kiedy otworzył oczy znowu ujrzał dziewczynkę z dopalającą się zapałką. Wstał z kolan i odwrócił się do swojej towarzyszki - To już koniec? - zapytał, a po chwili usłyszał dźwięk odpalanej zapałki. Nie było innej możliwości jak powrót cierpienia. Borgin złapał się za głowę i próbował ustać z tym bólem. Jednak bezskutecznie. Podszedł do Stelli i zaczął się przy niej osuwać na ziemię. Oczy zamknęły mu się samoistnie.


Co tym razem miała dla nich przygotowane ta dziewczynka? Jakieś kolejne kompromitujące wspomnienie, które będzie mu ciężko przeżyć? Nie. Tym razem o dziwo nie. Otworzył jedno oko i ujrzał Stanleya stojącego przed drzwiami własnego mieszkania, odbierającego bukiet kwiatów od Anne - A więc teraz obiad z mamą… - rzekł, a Borgin otworzył drzwi i próbował przekonać Avery aby jeszcze zawróciła, a następnie przekazał jej bukiecik.

Urokliwa wiolonczelistka
Mirror, mirror on the wall, who's the fairest of them all?
Stella mierzy 165 centymetrów wzrostu, należy raczej do szczupłych kobiet. Buzię ma okrągłą, posiada pucułowate policzki, które dodają jej uroku. Oczy ma w kolorze orzechowym, włosy długie, jasne, najczęściej nosi je rozpuszczone. Ubiera się bardzo starannie, dba o to, aby zawsze wyglądać nienagannie. Pachnie cytrusami.

Stella Avery
#10
03-16-2023, 08:05 PM  

Stanley nie zrobił nikomu krzywdy swoim zachowaniem. Avery uważała więc, że obwinianie siebie jest bez sensu, bo właściwie to nic się przecież nie stało. Rozumiała, że kiedy patrzył na to mógł poczuć wstyd, był to całkiem ludzki odruch. Kto nigdy nie miał w swoim życiu moralniaka po mocno zakrapianej imprezie niechaj pierwszy rzuci kamieniem. Nawet ona nie była krystalicznie czysta jeśli o to chodzi.

- Nie wiem, czy to dobrze, że potrafię doprowadzić Cię do popełniania takich czynów. - Skoro był dla niej w stanie nagiąć prawo, to oznaczało, że miała na niego jakiś wpływ. To chyba dobrze? - Jeśli wcześniej nawet nie przeszło Ci to przez myśli, to musiałeś być naprawdę zdesperowany. - Cóż, była wtedy bardzo asertywna w stosunku do niego, jak widać przyniosło to zamierzony efekt, bo pokazał jej to czego potrzebowała. Wykazał się inicjatywą, wyszedł poza pewną strefę, zrobił wiele, aby z nim porozmawiała. Nawet trochę jej to zaimponowało. Dobrze w sumie, że o tym porozmawiali, bo nieco jej się to wszystko rozjaśniło.

- Przepraszam, okropna jestem. - Faktycznie nieco się pospieszyła, zastanawiała się, czy nie zapomniała jeszcze o jakichś szczegółach z tego spotkania. Zapewne zaraz się to wyjaśni, w końcu wspomnienie było idealne - mogli przeżyć to wszystko jeszcze raz, spoglądając na swoje postaci w przeszłości.

- Poszukiwania muszę przyznać trwały dłuższą chwilę, jednak się nie powiodły. Gdybym wiedziała, że zostawiłeś go wtedy na schodach, to bym po niego poszła, może wszystko potoczyłoby się mniej dramatycznie. - Sama Stella nie do końca zarejestrowała, gdzie on wtedy przepadł, dzisiaj wszystko się wyjaśniło, gdyby wtedy wiedziała, to co wie teraz to pewnie łatwiej by jej poszło z ogarnięciem Borgina.

- Oczywiście, po kilku i pewnie po kilkunastu również dobrze prawisz. - Nie była pewna, czy ledwie kilka piwek mogło go doprowadzić do takiego stanu, w jakim się u niej pojawił. Może lepiej, żeby nie wiedziała, jaką ilość alkoholu wtedy w siebie wlał.

- Myślę, że byłeś trochę zdenerwowany, wiesz, nie jestem łatwym rozmówcą, kiedy się denerwuję, a wtedy jeszcze trochę się na Ciebie irytowałam. - Próbowała też wyjaśnić swój punkt widzenia. Może faktycznie powinna zejść z tonu, szczególnie, że widziała, że nie jest on w najlepszej formie, jednak nadal szła w zaparte próbując demonstrować swoje racje.

- Zobacz, jakoś udało mi się przeżyć bez tego kwiatka. - Nie było to dla niej ważne. Zdecydowanie większe wrażenie zrobiło na niej to, jak bardzo to wszystko przeżywał. Wtedy pierwszy raz zobaczyła, że może faktycznie, trochę mu na niej zależy, w końcu gdyby tak nie było, to by się tym tak nie przejął. W ten sposób to sobie tłumaczyła, a chyba trochę chciała, żeby tak było. Sama Stella łapała się na tym, że lubiła go mieć w swoim otoczeniu i pewnie by jej go brakowało.

- Powinnam, czy nie powinnam, nie ma sensu oceniać, zrobiłam to, co chciałam, co wydawało mi się słuszne. - Sama właściwie wtedy nie spodziewała się, że ta sytuacja się skończy w ten sposób, jednak wcale nie przeszkadzało jej zakończenie. Przynajmniej miała pewność, że nic mu się nie stanie, w końcu nie wiadomo, czy dotarłby do domu. Pewnie nie spałaby całą noc i niepotrzebnie się denerwowała, a tak to miała pewność, że jest bezpieczny.

- Tak szczerze, to myślę, że każdy by zauważył, do tego tak śmierdziałeś menelem, że na samą myśl mi się robi niedobrze, nie mam pojęcia ile alkoholu musiałeś wtedy w siebie wlać. - Wydawało jej się, że było to dużo więcej niż kilka piwek o których wspomniał. - Dobrze, że postanowiłeś przyjść, może nie wygląda to specjalnie efektownie, jak się na to teraz patrzy, ale zadziałało. Gdyby nie to, to pewnie nadal bym była na Ciebie obrażona. - Ścisnęła mocniej jego dłoń i uśmiechnęła się ciepło. Naprawdę cieszyła się, że to wszystko potoczyło się właśnie w ten sposób.

- Dobrze, że nie zniknąłeś, mam nadzieję, że nigdy nie znikniesz. - Zamilkła na chwilę, bo chyba nie chciała tego powiedzieć na głos. Powinna była ugryźć się w język. - Starałam się, żebyś miał w miarę komfortowe warunki, szczególnie, że nim trafiłeś na tę kanapę trochę się poturbowałeś. - Skoro już u niej został, to dobrze, że miał szansę się wyspać. Szczególnie, że po takiej nocy poranek i bez tego mógł być bardzo bolesny.

Wspomnienie zaczęło się rozmywać w momencie, w którym Avery przykrywała mężczyznę kocem. Zakończyło się, może to już koniec tego dziwnego błądzenia w przeszłości?


Ponownie pojawili się w zaułku, gdzie znowu pojawiła się tajemnicza dziewczynka. - Powiesz nam, co się dzieje, dlaczego to wszystko do nas wraca? - Postanowiła zapytać, jednak nie usłyszała odpowiedzi, gdyż zapaliła ona kolejną zapałkę. Spojrzała na Borgina - wiedziała, że w tej sytuacji pewnie znowu pojawi się ból głowy, który musiał być dla niego bolesny. Udało jej się złapać go w ramiona, kiedy zaczął osuwać się na ziemię.


Wszystko rozmyło się po raz kolejny. Zniknęła alejka niedaleko domu Stelli. Ponownie znaleźli się w innym miejscu. Poznała je od razu. Znaleźli się pod drzwiami do jego mieszkania. Uśmiechnęła się do siebie, kiedy zobaczyła, jak świetnie wtedy wyglądała - nie da się ukryć, że miała naprawdę niezły gust. - To chyba nie jest takie najgorsze. - Powiedziała jeszcze do Stanleya, może na koniec zostawiono najbardziej przyjemne wspomnienie, chociaż kto właściwie powiedział, że to już koniec.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Tryb normalny
Tryb drzewa