• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
« Wstecz 1 2
[wiosna, 1972] Beltane, po zmierzchu – Frezje – Nora & Cameron

[wiosna, 1972] Beltane, po zmierzchu – Frezje – Nora & Cameron
Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#1
18.03.2023, 03:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.10.2024, 13:07 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Patrick Steward - osiągnięcie Bajarz II
Rozliczono - Nora Figg - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

To wszystko wydarzyło się przez ten przeklęty wiatr. To przez tę wichurę, którą musiały spowodować jakieś wydarzenia, o których teraz nie mogliście sobie przypomnieć. Nieważne co robiliście i jak bardzo próbowaliście uniknąć nieuniknionego, siły natury zadecydowały za was.
Podmuch wiatru, większy, silniejszy, taki który praktycznie się nie zdarza, ale wam się akurat przytrafił, poderwał was w górę jakbyście niewiele ważyli, miotał ciałami jak tylko chciał, kierował, gdzie chciał…
I nagle, w samym środku, gdy już wiedzieliście, że najpewniej umrzecie, wszystko pochłonęła ciemność.

*

Nora ocknęła się w ściółce leśnej. Niedaleko niej, z głową na mchu, znajdował się Cameron. Jak na to, co wydarzyło się zaledwie przed kilkoma minutami, było tu zaskakująco cicho i spokojnie. Jakby las nie przejął się wichurą albo pokonał ją tkwiącą w samym jego sercu starożytną magią. W powietrzu unosił się zapach świerków i igliwia. W panującym półmroku widać było drzewa: jedne stare i wiekowe, o koronach tkwiących tak wysoko, że trzeba było podnosić głowę do góry by je dostrzec; drugie młodziutkie, ledwie odrosłe od ziemi, banalnie proste do złamania. W pobliżu było też trochę krzaków, sporo mchu, paproci. Być może, z uwagi na późną porę, nie było słychać śpiewu ptaków lub pohukiwania sowy. W pobliżu nie przebiegał żaden lis, żadna sarna lub jeleń.
Byli sami, porzuceni przez wiatr w środku lasu. Nie do końca jeszcze wiedzieli, co się właściwie wydarzyło i jakim cudem znaleźli się w tym miejscu. Pamięć płatała im figle a magia nie chciała działać. Ale w chwili, w której oprzytomnieli na tyle, by zdać sobie sprawę z tego, że zostali porwani przez wiatr, między drzewami coś dostrzegli. Wyglądało jak poruszająca się półprzezroczysta, kobieca postać. Duch. Znajdował się na niewielkiej polance. Unosił nad zaniedbaną, porośniętą trawą i polnymi kwiatkami mogiłą.
Duch szlochał cicho, wpatrując się w grób, jeszcze nieświadomy tego, że jego rozpacz obserwowały jakieś żywe oczy. W półprzezroczystych dłoniach trzymał wianek. Całkiem normalny wianek, upleciony z kwiatków, które mógł zebrać na polanie lub na mogile, przy której tkwił. Po co mu był ten wianek?

@Cameron Lupin
@Nora Figg
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#2
18.03.2023, 08:48  ✶  

Konczyła pracę na swoim stoisku, już miała odejść z polany, nie było sensu, aby dłużej tutaj została. Pojawiła się na sabacie w końcu tylko po to, żeby wypromować swoje produkty, nie zamierzała spędzać tu niepotrzebnie więcej czasu - zresztą i tak nie miała z kim świętować. Jaki był więc sens zostania tutaj dłużej? Tak, to udałoby się jej dotrzeć do Mabel, która była u jej rodziców i obchodziła dzisiaj swoje siódme urodziny. Na pewno zrobiłoby się jej miło, że matka pojawiała się wcześniej niż miała, i będą mogły spędzić razem ten wyjątkowy wieczór.


Norka powinna wiedzieć, że nie ma sensu planować. Jak widać po raz kolejny nic nie poszło po jej myśli. Na chwilę weszła w las, zaciekawił ją jakiś dźwięk, nic jednak nie dostrzegła. To, co wydarzyło się później, spowodowało panikę. Nie spodziewała się tego. Wiatr zerwał się nagle, jego siła przerażała. Nie mogła się temu oprzeć, nie potrafiła się przeciwstawić, nie zdążyła zareagować. Wzbiła się w powietrze, nie miał jej kto pomóc, sama nie mogła nic zrobić.

Pojawiło się przerażenie. Nora Figg poczuła, że jest to dzień, kiedy umrze i najgorsze było to, że nie mogła zareagować w żaden sposób, jak bowiem oprzeć się żywiołowi? Nie da się. Miała nadzieję, że chociaż Salemowi uda się przeżyć, koty mają przecież siedem żyć. Gdy zamykała oczy zobaczyła Mabel - małą, słodką, niewinną Mabel, która straci matkę w tak młodym wieku. Miała nadzieję, że jej rodzice dobrze się nią zaopiekują i nie pozwolą, żeby popełniła taki błąd, jak ona kiedyś. Pomyślała też, że może dobrze zrobiła, że powiedziała o wszystkim Erikowi, coś ją tknęło te kilka dni temu i bardzo dobrze, bo zabrałaby swoją tajemnicę do grobu, a tak to on mógł się podzielić z jej córką istotnymi informacjami, o ile będzie żył, w końcu i Erik i Brenna i cała masa jej innych zjaomych byli na sabacie, im też mogło stać się coś złego.

Nora zamknęła oczy, była gotowa na to co nadejdzie. Nie bała się, trochę jej tylko było przykro, że tak szybko się to skończyło. Najwyraźniej miała umrzeć młodo los miał wobec niej takie plany. Nie umarła jednak, gdy zamknęła oczy, a wiatr rzucał nią na wszystkie strony straciła przytomność.

Nie miała pojęcia ile już tutaj leżała. Ocknęła się zupełnie nagle, uderzył ją zapach lasu. Musiała znaleźć się w jakimś. Czy już umarła? Tak wyglądało życie po śmierci?

Figg próbowała podnieść się na nogi. Była trochę poturbowana, jednak nie miała z tym większego problemu. Dopiero gdy wstała zaczęła rozglądać się po okolicy. Nie była tutaj sama, pozytywnie ją to zaskoczyło. Dotknęła jeszcze swojego nadgarstka, poczuła puls - musiała żyć, nie umarła, nie był to jeszczcze koniec.

Mimo tego, że była niewiadomo gdzie, niewiadomo z kim to humor jej się poprawił, gdy zrozumiała, że nie skończyła swojego żywotu, bo była pewna, że tak będzie. Ruszyła więc w stronę chłopaka, którego również tutaj wywiało. - Wszystko gra? - Powiedziała do niego i nachylila się, aby sprawdzić czy żyje, bo mógł nie mieć tyle szczęścia, co ona.

Zdziwiła ją ta cisza, która unosiła się w powietrzu. Nie było słuchać ptaków, tego wiatru, który chwilę temu był taki silny, jakby las spał, może było to spowodowane późną porą. Nora miała wrażenie jednak, że było w tym coś nienaturalnego.

Nagle coś poruszyło się między drzewami. - Widzisz to kolego, czy mam zwidy? - Wcale by się nie zdziwiła, gdyby tak było. Wiatr nią trochę potrząsnął po drodze. Miała wrażenie, że duch miał w dłoni wianek, zaczął głośno szlochać, coś musiało jej się przytrafić. - Może chodźmy to sprawdzić, wygląda jakby potrzebowała pomocy. - O ile w ogóle dadzą radę pomóc duchowi. Nora Figg jednak, kiedy widziała, że komuś dzieje się krzywda - reagowała.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#3
20.03.2023, 01:02  ✶  

Camerona spotkało podczas tegorocznego Beltane wiele niespodzianek. Nie spodziewał się, że przy jednym ze straganów spotka nowego przyjaciela Charlesa z rodu Lovegoodów. Nie sądził, że ze swoim lękiem wysokości podejmie aż trzy próby wdrapania się na majowy pal. A przede wszystkim, w najśmielszych snach, nie pomyślałby o tym, że wiatr, który zerwał się podczas nocnej części sabatu oderwie go o podłoża i pośle... No właśnie, gdzie, do diabła? Nie miał pojęcia, a w trakcie, gdy leżał nieprzytomny na mchu, jego świadomość próbowała poskładać wydarzenia ostatnich godzin do kupy.

Nie było to jednak łatwe zadanie, gdyż ten wieczór zlał się w jedno, a poszczególne części przyjęcia zdawały się pomieszane. Nic nie było pewne, a Lupin odnosił wrażenie, że został uwięziony w jakimś przedziwnym śnie. Ledwie orientował się, co robił tego dnia. Nie, żeby na co dzień jego ogarnięcie było o wiele lepsze. Tym razem jego umysł zdawał się spowity mgłą, jakby ktoś odebrał mu kluczowe części jego wspomnień, pozostawiając tylko rozbitą, niemożliwą do rozwiązania układankę. A on nawet nie wiedział, w które miejsce wsunąć pierwszy fragment puzzli. Nie była to kompletna utrata pamięci, gdyż pamiętał pewne rzeczy. Szczegóły.

Bicie własnego serca i uśmiech wdzierający się siłą na jego własną twarz, gdy zobaczył pewnego chłopaka... Och, ta twarz niczym ze starożytnego posągu, te perfekcyjne rysy! A potem, elektryzujący smak jakiegoś płynu. Herbaty? Możliwe. I ból. Potworny ból i uczucie wzbierającej w całym ciele paniki, jakby krew zaczynała mu się gotować, a serce pragnęło wyrwać się z piersi. Jak na tych zajęciach z latania na moim pierwszym roku w Hogwarcie, pomyślał.
[a]Ta jedna, przypadkowa z pozoru refleksja sprawiła, że chłopak zorientował się, że coś jest nie tak, przez co zaczął odzyskiwać przytomność. Poderwał nagle głowę do góry, niemalże uderzając o czoło Nory, która akurat się nad nim nachylała. Widząc nad sobą jej sylwetkę, gwałtownie odskoczył lub raczej poturlał się w bok, nie wiedząc, co myśleć. Omiótł wzrokiem najbliższe otoczenie, dysząc ciężko. Wbił wzrok w blondynkę. Ta twarz zdawała mu się dziwnie znajoma i...

— T-t-tak. W-w-w-wszystko g-g-gra — potwierdził niemrawo, opierając dłonie o podłoże, aby podnieść się z ziemi. Syknął, gdy trawa podrażniła jego niezagojone rany. — Czy my się znamy? Gdzie jesteśmy? Co się stało? — Rozejrzał się po lesie, a przez panującą dookoła ciszę zaczęło mu piszczeć w uszach. — G-g-gdzie Heather?

I gdzie jest Charlie?, dorzucił w myślach, czując, że zaczyna coraz bardziej panikować. Nie znosił takich sytuacji! Co tu się do cholery wyrabiało?! Przecież to było Beltane, wszystko było raczej w porządku, ale potem... Potem...

— Kurwa.... Kurwa... Co tam się stało? — Zaczął chodzić w tę i we wtę, ignorując pierwsze pytanie Figg, nie zwracając uwagi na ducha. — Czy my dalej jesteśmy w Dolinie? M-muszę znaleźć przyjaciół. G-g-dzie my jesteśmy?

Nie znał się na geografii tych terenów. Równie dobrze jakaś magia mogła ich przenieść kilka kilometrów od głównych terenów festynu, ale równie dobrze mogło ich wypierdolić z siłą świstoklika międzykontynentalnego aż do Ameryki. Przynajmniej to żadna egzotyka. Chyba, pomyślał, przyglądając się pobliskim drzewom.

— C-co? — Zmarszczył brwi, podchodząc do Figg. Dopiero wtedy zauważył między gałęziami młodszych drzew półprzezroczystą sylwetkę kobiety. Zjawa? Tutaj? — P-prowadź, m-może -p-p-powie n-nam c-co t-t-to za m-miejsce.

Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#4
21.03.2023, 00:23  ✶  

Norka odsunęła się do tyłu, kiedy zobaczyła, że Cameron drgnął jak poparzony, kiedy się nad nim nachyliła. Ostatnią rzeczą jaką chciała zrobić w tym momencie było wystraszenie go. Nie dziwiła mu się zresztą, że tak zareagował. W końcu znaleźli się nie wiadomo gdzie, przyniesieni przez wiatr, jeśli czuł się tak jak ona, zanim się ocknęła to zapewne też myślał, że umrze. Nie dziwiło jej to, że mógł się wystraszyć, to było zrozumiałe. Uniosła ręce do góry w pokojowym geście, chciała mu pokazać, że nic mu nie zrobi. Zresztą patrząc na Figg to nawet na pierwszy rzut oka nie wyglądała na kogoś, kto może zrobić komukolwiek krzywdę. Była malutka, miała okrągłą buzię, dobrze jej z oczy patrzyło no nie dało się wziąć ją za kogoś, kto ma złe zamiary.

- Pomóc Ci? - Wolała zapytać, nie wiedziała, czy nadal nie jest w szoku. - Dużo pytań, niestety nie znam na nie odpowiedzi. - Zastanawiała się nad tym samym. W końcu nie miała zielonego pojęcia, jak, dlaczego i gdzie w ogóle byli. Pamiętała tylko ten wiatr, tak silny, że zdołał ją porwać nad ziemię. Nie wiedziała ile leciała, jak daleko mogło ich ponieść. Pojawiło się bardzo wiele niewiadomych. - Nie znamy się chyba, chociaż masz w sobie coś znajomego. - Zapewne wyjaśni się co, kiedy Nora dowie się, że Cameron jest Lupinem - w końcu znała jego rodzeństwo.

- Co się stało? - Powtórzyła jego pytanie. - Zerwał się wiatr, pamiętam to, tak silny, że nie dało się mu oprzeć, porwał mnie wysoko, myślałam, że umrę, a Mabel ma dzisiaj urodziny, ma siódme urodziny, myślałam, że już po mnie i że zostanie tutaj sama, nie ma nikogo poza mną. - Na twarzy Figg pojawiły się łzy, widać było, że też jest dosyć mocno roztrzęsiona całą tą sytuacją.

- Kim jest Heather? Tutaj jej nie ma, nie ma nikogo poza nami. - Przynajmniej tak wyglądało na pierwszy rzut oka.

- Nie wiem jak daleko nas wywiało, nie wiem, możemy być wszędzie, choć ta roślinność jest podobna do lasów w których bywałam, nie możemy być bardzo daleko. - Tutaj miała na myśli inne kontynenty, bo gatunki roślin, które udało jej się dostrzec były znajome.

- Myślisz, że nic nam nie zrobi? - Podeszła do Camerona, kiedy stała obok czuła się jakoś tak bezpieczniej, chociaż ten młody chłopiec zdecydowanie nie przypominał swoją budową Erika, z którym jeszcze przed chwilą była na polanie. Z Longbottomem wszędzie czuła się pewnie, tutaj jednak miała wrażenie, że to ona powinna się zaopiekować Cameronem, był na pewno młodszy od niej.

- Mam nadzieję, że jej w czymś nie przeszkodzimy...- Nawet w przypadku kontaktu ze zjawą Norka nie chciała się narzucać i przeszkadzać, jednak potrzebowali odpowiedzi na nurtujące ich pytania, a to była jedyna rzecz, która zwróciła ich uwagę. Ruszyli więc w jej kierunku. - Przepraszam.- Powiedziała cicho. - Przepraszamy, że przeszkadzamy, ale coś się wydarzyło i znaleźliśmy się tutaj. - Postanowiła zagadać zjawę.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#5
21.03.2023, 01:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.03.2023, 01:36 przez Cameron Lupin.)  

— T-t-t-to ty j-j-jesteś tą k-k-kobietą od c-ciastek. — Zmrużył oczy, próbując skupić się na strzępku wspomnienia, które obijało się o jego głowę. Pamiętał, jak jego dłoń wylądowała w jednym z koszyków i wylosował czyjeś imię. Ale czyje? Nie miał bladego pojęcia. Wzniósł oczy ku niebu. Co za pojebana sytuacja. — J-jestem C-cameron. L-lupin.

Przymknął się na moment, gdy drobna blondynka wspomniała o siedmioletniej dziewczynce imieniem Mabel. Młodsza siostra? Córka? A może tylko dziecko będące pod jej opieką podczas Beltane? Jego wzburzone jak dotąd rysy twarzy złagodniały. Bez względu na to, jak brzmiała odpowiedź, kobiecie zależało na tym dziecku i przeżywała rozstanie z nim. Musiała być zdenerwowana i skonfundowana, tak samo, jak on. Jak to mówiła Bulstrode? Przede wszystkim zachować spokój, przypomniał sobie słowa nauczycielki z jednego z licznych szkoleń, jakie z nią odbył.

— N-na pwno w-w-wrócimy — stwierdził, cedząc powoli słowo za słowem, próbując opanować roztrzęsiony ton głosu — m-musimy t-t-tylko d-dowiedzieć się, g-g-gdzie j-jesteśmy. — Podszedł bliżej kobiety. — P-poza tym ż-żyjemy, c-co nie? J-jestem l-lekarzem, w-więc j-jest t-to j-jakiś plus.

Przeklął siarczyście w myślach. Starał się opanować nerwy, ale jąkanie się wywołane całym tym zamieszaniem wcale niczego nie ułatwiało. Nie chciał, żeby jeszcze ta kobieta zaczęła panikować, ale wątpił, aby jego zachowanie jakoś szczególnie przekonało ją, że wszystko będzie w porządku. Jebane jąkanie, pomyślał, zaciskając dłonie w pięści, aby po chwili rozluźnić poszczególne palce, jeden po drugim. Wziął głęboki oddech, aby po chwili wypuścić powoli powietrze z ust.

— H-heather to przyjaciółka. Brygadzistka. Była tam k-kiedy zerwał się ten w-wiatr, o którym m-mówisz — Machnął ręką w bliżej nieokreślonym geście, jakby chciał odwzorować nagłe pojawienie się tego tornada, czy co to innego pojawiło się na sabacie, żeby ich porwać.

Pokiwał głową, dotykając pnia jednego z drzew. Cóż, skoro blondyna tak twierdziła, to kim był, żeby jej nie wierzyć? I oczywiście, że trafiło na las, pomyślał. Chyba zaczynał odzyskiwać jasność umysłu, skoro mógł narzekać. Czemu to chociaż raz nie mógł być szpital albo jakaś magiczna klinika? Zawsze koniec końców lądował w lesie. Zupełnie jak na tych wszystkich leśnych biwakach z rodzeństwem i rodzicami. Ugh, teraz będzie miał traumę nie tylko z łonem natury, ale też wichurami.

— N-nie wiem? — Spojrzał na Norę pytająco. — Z-zajmuje się żywymi. Zazwyczaj. W większości. C-c-czaisz bazę, nie?

Czuł się dziwnie, stojąc tuż obok niej. Była zdecydowanie starsza od niego, ale też znacząco niższa. Była tak niska, że chyba nawet Ruda przewyższała ją wzrostem, a to był spory wyczyn, gdyż i ona nie była jakoś szczególnie wysoka. Mimo to Cameron czuł od niej jakąś taką siłę – być może matczyną? - więc pozwolił jej prowadzić ich dwuosobową drużynę. Podążył za nią do ducha i uśmiechnął się krzywo do zjawy, unosząc dłoń w geście powitania.

— W-wiesz c-co to za miejsce?

Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#6
23.03.2023, 01:20  ✶  
Duch podniósł załzawione oczy na nadchodzących. W półprzezroczystej sylwetce mogli dostrzec, że zjawa była za życia kobietą niezwykłej urody: drobna, smukła o twarzy jasnej i delikatnej. Umarła w kwiecie wieku. A patrząc po jej sukience, po kroju, w którym była uszyta, po wystających spod sukienki czubkach butów, pożegnała się z życiem przed kilkoma, może kilkunastoma laty.
- To las w Kniei Godryka – odpowiedziała cicho, wpatrując się w Camerona i idącą obok niego Norę. Zadrgały jej usta. Pociągnęła nosem. Odwróciła głowę, znowu patrząc na mogiłę, nad którą stała, wreszcie na trzymany przez siebie kwietny wianek w rękach.
Jeśli więc zjawa ich nie okłamała to znajdowali się w Kniei Godryka – ale może przez panującą dookoła ciemność, w której wszystkie drzewa wyglądały tak samo obco, a może przez miejsce, w którym porzucił ich wiatr, nie mieli zielonego pojęcia, w którą stronę powinni iść, by kierować się w znane im strony. Na domiar złego, do ich uszu nie dolatywały żadne dźwięki, które mogłyby im pomóc w odnalezieniu bezpiecznej drogi do domu.
Zjawa zadrgała. Myślała nad czymś. Niby się wahała, a jednak jej wahanie wcale nie trwało długo.
- Czy… czy moglibyście mi pomóc? – zapytała powoli. Brzmiała raczej żałośnie, jakby była bardzo, ale to bardzo zdesperowana. – Jest pewien mężczyzna, któremu chciałabym podarować ten wianek. Mieszka w chacie na skraju. Sama nie mogę tego zrobić… - zająknęła się. Na twarzy zmarłej odmalowało się uczucie rozpaczy. – Więzi go szalona wiedźma. Najpierw nas rozdzieliła. Mnie zamordowała a jego zabrała dla siebie. Ale on nie chce z nią być, nigdy nie chciał z nią być, wiem, że kochał mnie od pierwszej chwili, w której stanęłam na jego drodze… - opisała, spoglądając na Norę i Camerona, błagalnym wzrokiem.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#7
23.03.2023, 09:21  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.03.2023, 09:21 przez Nora Figg.)  

Kobieta od ciastek... właściwie nawet dobrze, że w ten sposób ją określił - to znaczyło, że ludzie łączyli jej wypieki z nią, a to był spory suckes, chociaż i tak mógł już nie mieć znaczenia, skoro zostali wywiani na jakieś wypiździejewo. Przedstawił się jej, więc dlatego wydawał jej się znajomy, musiał być spokrewniony w jakiś sposób z jej znajomymi Lupinami. - Kojarzysz może Cecily i Cedricka? - Zapytała jeszcze, coby pociągnąć ten temat.

- Nora Figg, miło Cię poznać, chociaż sytuacja nie jest za bardzo sprzyjająca. - dodała jeszcze, bo chyba wypadałoby być kimś więcej niż kobietą od ciastek.

- Tak, żyjemy, zawsze mogło być gorzej, jeśli mam być szczera, jak ten wiatr pociągnął mnie ze sobą to myślałam, że to koniec. - Podzieliła się jeszcze swoimi rozważaniami z Lupinem. - Lekarzem? No to nie mogłam lepiej trafić. - Raczej wolała nie testować na sobie jego umiejętności, jednak sama świadomość, że gdyby jej się coś stało to ma jej kto pomóc podnosiła ją na duchu.

Figg zupełnie nie zwracała uwagę na jego jąkanie, Norka była osobą, która nie zuważała takich nieistotnych szczegółów.

- Na pewno nic jej nie jest. - Starała się go pocieszyć, chociaż sama zastanawiała się, czy z jej przyjaciółmi wszystko w porządku. W końcu na sabacie było ich wielu: Erik, z którym spędziła bardzo przyjemny wieczór, który mówił o tym, że może przydarzyć się coś złego i jak zawsze miał rację, Elliott - nowy w tym gronie, jednak czuła, że zbliżą się niedługo trochę bardziej, Salem, Brenna, Danielle, Patrick i wiele innych osób, na których jej zależało.

- Szkoda, no ale trudno, chodźmy, jakoś sobie z tym chyba poradzimy. - Nie sądziła, że kiedykolwiek przyjdzie jej dowodzić jakąś drużyną, nawet dwuosobową, ale w tym wypadku jakoś tak wyszło, że zczęła decydować.

Zbliżyli się do zjawy, która stała nad mogiłą. Nie zareagowała na ich obecność nerwowo, co nieco uspokoiło Norkę, odetchnęła głęboko. Pierwsze koty za płoty. Figg uważnie przyglądała się kobiecie, zwróciła uwagę, na to w co była ubrana. Musiała całkiem niedawno umrzeć. Nie podzieliła się tą myślą jednak ze wszystkimi obecnymi.

- Czyli jesteśmy blisko domu. - Rzuciła do Camerona, kiedy zjawa wspomniała o tym, że nadal są w Kniei Godryka. Oznaczało to, że wcale aż tak daleko ich nie wywiało.

Niestety Figg nie należała do tych osób, które były świetnie zorientowane w terenie. Wszystkie te drzewa, wydawały się jej być jednakowe, nie miała pojęcia, jak trafią do domu - może Lupin jest w tym lepszy od niej. Nie oceniając jednak, nie wyglądał jej na takiego.

Zjawa odezwała się do nich ponownie. Prosiła o pomoc, wzrok Nory przeniósł się na jej towarzysza. Figg nie odmawiała pomocy - nigdy, więc wiedziała, że i tym razem będzie tak samo. Nie była tu jednak sama, więc liczyła na to, ze Cameron również się zaangażuje, nie widziała tak naprawdę innej możliwości. Byli w tym razem, choć nie planowali tego, to dzisiaj ich drogi zostały ze sobą splecione - musieli się stąd wydostać we dwójkę.

Kiedy zjawa zaczęła jednak mówić, Nora trochę zbladła. Szalona wiedźma, która zabiła kobietę, a mężczyznę uwięziła. Spojrzała na Lupina, nie brzmiało to kolorowo. Nora Figg nie była wojowniczką, a ten chłopak przed nią też nie wyglądał na takiego, jeszcze mówił o tym, że jest medykiem. Jak mieliby sobie poradzić z wiedźmą morderczynią? - Możemy spróbować? - Powiedziała niepewnie, chociaż miała wrażenie, że pomysł nie jest najlepszy.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#8
24.03.2023, 19:39  ✶  

Wypieki z klubokawiarni na pewno miały niebagatelny wpływ na rozpoznawalność nazwiska Nory. Wprawdzie jej działalność dopiero się rozkręcał i zapewne jeszcze nabierze na sile, tak ciężko było nie zauważyć kolorowej witryny jej lokalu, spacerując przez ulicę Pokątną. Nowa miejscówka wyróżniała się na tle innych sklepów, więc siłą rzeczy przyciągała oko. Poza tym może to i lepiej, że Cameron kojarzył ją przede wszystkim z jej talentu kulinarnego, a nie afery bobrowej, która wybuchła podczas balu u Longbottomów. Na szczęście wspomnienia tamtego wieczoru już całkiem mocno zatarły się w pamięci chłopaka, ustępując miejsca poczuciu niepokoju związanego z tym, co tej samej nocy spotkała Charlesa Rookwooda.

— No taa... C-cecylia t-t-to m-moja matka... S-siostra! S-s-siostra, znaczy się! — Zaczął machać intensywnie dłońmi w powietrzu, chcąc poprowadzić swój błąd. Nadal dochodził do siebie po starciu z wiatrem, który porwał go z polany, na której jeszcze chwilę temu sukcesywnie świętował Beltane. — A-a C-cedric to mój brat. — Zmrużył oczy, taksując kobietę ciekawskim wzrokiem. Może to był jakaś ich przyjaciółka z czasów szkolnych? Albo Cece zamawiała jej jakieś magiczne specyfiki do apteki? — Znacie się?

Uśmiechnął się niezręcznie, gdy obdarzyła go komplementem. Nie dało się ukryć, że przy tak dziwnych okolicznościach, obecność lekarza mogła na swój sposób pocieszać, ale Lupin miał nadzieję, że nie będzie mu dane testować swoich umiejętności w praktyce. Nie, żeby nie był ich pewien, w końcu był jednym z najlepszych stażystów w szpitalu, nawet jeśli miał problemy z ortografią na dyktandach Bulstrode. Po prostu to nie były idealne warunki, a on wiedział, że nie nadaje się zbytnio do pracy w terenie. A tutaj miał do dyspozycji tylko i wyłącznie własną głowę i różdżkę. Leczenie w zaciszu szkolnego dormitorium, czy sali szpitalnej, a w środku jakiegoś lasu to były zupełnie dwie różne rzeczy!

— No oby! — żachnął się Cameron. — P-prawie u-u-umarłem w-wsadzając ten w-wianek na pal! — Ominął fragment, w którym miał zdradzić, że każda z jego prób zakończyła się niepowodzeniem. Heather nie miała prawa umierać, czy nawet zostać uszkodzona. Na Merlina, to była brygadzistka, przecież nie dopuszczają ich do pracy ot tak! Na pewno sobie poradzi, bez względu na wszystko. — J-jestem t-t-tuż za tobą!

Łkająca nad własnym grobem kobieta była absolutnie przepiękna i nie uszło to uwadze młodego chłopaka. Im uważniej jej się przyglądał, tym trudniej było mu wydusić z siebie chociaż jedno słowo. Dopiero uwaga Nory sprawiła, że się otrząsnął, jednak nie przestawał wpatrywać się w półprzezroczystą sylwetkę. Knieja Godryka była w Dolinie, co nie? No to elegancko! Teraz wystarczyło tylko poprosić, żeby ich pokierowano z powrotem w kierunku polany i będą mogli ponownie spotkać swoich bliskich. Charles i Heather są tam sami, pomyślał, a ta refleksja wyjątkowo szybko sprowadziła go do rzeczywistości.

— W-wiesz, gdzie j-jest p-polana z magicznymi kamieniami? — spytał, występując nieśmiało z dwuosobowego szeregu. — N-naprawdę musimy t-tam w-w-wrócić. C-coś n-nas t-tu sprowadziło. — Zanim zdołał uzyskać odpowiedź na swoje pytanie, zjawa zwróciła się do nich z nietypową prośbą. Chłopak wybałuszył oczy. Wiedźma-morderczyni? Och, chyba nie mogła sobie znaleźć gorszych pomocników. To chyba nie takie 'uważaj na siebie' miała na myśli ruda, pomyślał, gdy wrócił do niego kolejny fragment wspomnienia z finału obchodów Beltane. — Jak masz na imię?

Cameron wytężył wzrok starając się odcyfrować personalia kobiety z nagrobka, gdyby ta nie odpowiedziała. Nie mogli się tak od razu na wszystko zdawać. Coś mu tu śmierdziało. Najpierw jakiś dziwny wiatr oderwał ich od podłoża, przeniósł nie wiadomo gdzie, a teraz od razu trafiali na jakiegoś ducha? I to takiego, który chciał faktycznej pomocy? Takie rzeczy się nie zdarzały na co dzień!

— Spróbować możemy — przytaknął niechętnie na słowa Figg. — Chcesz tylko żebyśmy przekazali mu wianek, tak? — Wolał się upewnić, jakiej pomocy konkretnie oczekuje od nich kobieta. W ostateczności mogliby podrzucić ten kwiatek pod chatę. A znalezienie dobrego punktu orientacyjnego w tym okolicach mogłoby im pomóc w powrocie na polanę! Chociaż raz się na coś przydały te wycieczki, pomyślał, nie wiedząc, czy wiedza wyniesiona z rodzinnych biwaków okaże się jego zbawieniem, czy największym utrapieniem tej wiosny.

Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#9
28.03.2023, 01:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.03.2023, 01:53 przez Norvel Twonk.)  
Duch młodej dziewczyny drgnął, jakby nie dowierzał, że Nora z Cameronem naprawdę zechcieli jej pomóc. I pewnie nie było to możliwe, pewnie zupełnie nie było to możliwe, ale półprzezroczysta twarz zmarłej rozpromieniła się radością. Patrzyła na nich z zachwytem, jakby już samo to, że się zgodzili, choć tak naprawdę nie wiedzieli jeszcze na co właściwie się godzą, sprawiło, że patrzyła na nich tak, jakby byli jej wybawicielami.
- Mam na imię Vivianne – powiedziała. – I tak. Tak. Wiem, gdzie jest polana z magicznymi kamieniami. Pomóżcie mi, a wskażę wam do niej drogę – zaoferowała.
Wyciągnęła w ich stronę półprzezroczyste ręce, w których trzymała wianek. Sam wianek był wyjątkowo starannie wykonany. Utkany z czerwonych róż, niezapominajek, hibiskusów, irysów i frezji. Zjawa czekała aż odbiorą go od niej.
- On ma na imię Grimes. Zakochał się w mnie od pierwszej chwili, w której mnie zobaczył – w głosie ducha pojawiło się rozmarzenie. – Byłam nową mieszkanką Doliny Godryka. Jeszcze niemal nikogo nie znałam. Aż spotkaliśmy się na drodze. A potem było jak w tych wszystkich opowieściach i wielkiej miłości. Zaczęliśmy się spotykać. Zamieszkał ze mną. Było jak w bajce, ale zamiast szczęśliwego zakończenia, na drodze naszego szczęścia stanęła zła wiedźma.
Duch zamilkł, najwyraźniej wspominając tamte wydarzenia. W półprzezroczystej poświacie mogli zobaczyć, że zmarła nosiła ślady po wielu ciosach nożem na klatce piersiowej a przód jej sukienki niemal w całości skąpany był w srebrzystej krwi. W zakończeniu, które ją spotkało, czekała tylko gwałtowna śmierć i bezimienna mogiła w lesie.
- A teraz ja nie żyję a on jest przetrzymywany wbrew swojej woli daleko ode mnie – powiedziała Vivianne. – Zła wiedźma nie tylko nas rozdzieliła, ale również zadbała o to, bym nie mogła do niego przybyć nawet w tej… - machnęła rękami, pokazując na swoją półprzezroczystą formę. A potem poruszyła się gwałtownie i przeniknęła przez najbliższe drzewo, by pokazać im największą ironię, jaka ją spotkała. – Wszędzie mogę trafić, ale nie tam, gdzie jest mój ukochany. Zaprowadzę was do miejsca, gdzie jest przetrzymywany. Dajcie mu wianek ode mnie. Włóżcie mu go na głowę, gdyby było trzeba. A ja pokażę wam jak trafić z powrotem polanę z magicznymi kamieniami - zaoferowała.
Las był pogrążony w ciszy. Nie słychać było pohukiwań sowy, szurania gałęzi gdy jakieś malutkie zwierzę przebiegało blisko nich. Głos Vivianne, choć cichy i melodyjny, wybrzmiewał przez to wyjątkowo głośno i zdecydowanie.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#10
28.03.2023, 11:19  ✶  

Miała wrażenie, że faktycznie ostatnio jej imię i nazwisko są kojarzone głównie z cukiernią. Uszczęśliwiało ją to ogromnie, to by oznaczało, że ludzie faktycznie kojarzą jej słodkości - a na tym przede wszystkim jej zależało. Nora jeszcze będzie najbardziej znaną cukiernią w Londynie. Na całe szczęście raczej nikt nie przypominał jej o tej aferze z bobrem, a miała wrażenie, że to przekreśli wszystko, jakoś jednak nikt do tego nie wracał. Mimo, że na balu u Longbottomów zebrała się cała śmietanka towarzyska.

- Chyba trochę za młoda jest na Twoją matkę. - Odpowiedziała Cameronowi, nim ten się poprawił z uśmiechem na twarzy. - Tak, znamy się, znamy, teraz muszę Cię pilnować, nie wybaczyliby mi gdyby coś Ci się stało. - Nie mogła pozwolić na to, aby Camerona spotkało coś złego, jak miałaby przekazać te informacje jego rodzeństwu? No nie, musiała być odpowiedzialna za tego młodego człowieka, jak przystało na odpowiedzialną kobietę. Szkoda, że sama czasami nie do końca sobie radziła ze sobą samą... No, ale Mabel nawet udało jej się wychować, więc może nie było z nią aż tak źle, miała wrażenie, że będzie dobrze. Takie dziwne uczucie, po prostu czuła, że to wszystko będzie mieć pozytywne zakończenie, choć na początku spodziewała się najgorszego.

Cóż Figg poczuła się trochę pewniej gdy dowiedziała się, czym zajmuje się Cameron, dlatego też się tym z nim podzieliła. Gdyby coś jej się stało, chociaż ten las wyglądał raczej na spokojne miejsce, to zawsze miała wsparcie profesjonalisty.

- Aż tak ciężko było? - Skomentowała informację na temat wspinania się na pal. Kiedy spoglądała, jak robi to Erik wydawało się to być bardzo proste. Longbottom bez najmniejszego problemu wspiął się na pal, chociaż zdecydowanie wydawał się być dużo bardziej sprawny fizycznie niż Cameron. Nie, żeby chciała go obrażać, ale Lupin wydawał się być chucherkiem.

Całkiem szybko ruszyli przed siebie w stronę zjawy. Norka miała nadzieję, że duch im pomoże, nie spodziewała się, że to będzie wyglądało odwrotnie i że oni najpierw będą musieli pomóc tej biednej istocie.

Norka dostrzegła, że duch się rozpromienił, sprawiło to, że nie widziała już odwrotu z tej sytuacji. Nie lubiła zawodzić, nawet jeśli chodziło o martwych. Teraz musieli już spełnić jej prośbę i wykonać zadanie. Nie było innego wyjścia.

- Ja jestem Nora, a to Cameron. - Skoro już się im przedstawiła, to wypadało, aby oni zrobili to samo. Norka nie zwklekając ani sekundy sięgnęła po wianek, był piekny, widać było, że bardzo starannie wykonany. - Śliczny jest. - Skomentowała jeszcze.

Figg słuchała uważnie opowieści Vivianne. Brzmiało to rzeczywiście jak opowieść, która nie mogła się wydarzyć, Nora nie do końca wierzyła w miłość i trochę bajkowe to dla niej było. Może i nawet pozazdrościła zjawie, że było dane jej przeżyć takie silne uczucie, jednak wtedy dostrzegła rany na jej ciele. To musiało boleć, okropne, że spotkało ją coś takiego.

- To straszne, że spotkało Cię coś takiego. - Nic więcej nie była w stanie powiedzieć. - Pójdziemy tam i wręczymy mu wianek. - Powiedziała zdecydowanym głosem i spojrzała na Camerona, jakby szukając potwierdzenia, że zrobi to z nią. Czuła, że muszą pomóc dziewczynie, należało jej się to, może dzięki temu zazna choć trochę spokoju po tej tragicznej śmierci? No i dzięki temu uda im się wrócić do domu.

- Powinniśmy coś więcej wiedzieć o tej wiedźmie? - Zapytała jeszcze, bo chyba czas ruszyć do tej chatki, o której wspomniała.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Nora Figg (3149), Cameron Lupin (2944), Norvel Twonk (1851)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa