• Londyn
  • Świstoklik
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Strażnica
    • Kromlech
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
  • Ekipa
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
1 2 Dalej »
[22.04.1972] Eunice&Ulysses

[22.04.1972] Eunice&Ulysses
Czarodziej
The bodies in my floor all trusted someone.
Now I walk on them to tea.

Eunice Malfoy
#1
03-18-2023, 05:47 PM  (Ten post był ostatnio modyfikowany: Wczoraj, 08:46 AM przez Eunice Malfoy.)  
Nie był to pierwszy dom, jaki tego dnia widzieli. Ale za to prawdopodobnie ostatni – wydawało się, że Eunice celowo zostawiła go na sam koniec. Jakby chciała się upewnić, czy przypadkiem inne opcje, jakie miała, nie okażą się lepszymi od tej, którą w teorii planowała nabyć. A jakkolwiek by nie patrzeć, nawet mając zaplecze rodzinnej fortuny, nabycie nieruchomości nie było czymś, czego nie należało zrobić z rozmysłem – choćby z tego względu, że ciągłe przeprowadzki były… upierdliwe, delikatnie mówiąc.
  - Hm, światło całkiem przyzwoite – stwierdziła, przechodząc przez pomieszczenie, którego przeznaczeniem najpewniej było pełnienie roli salonu. Kominek, obecnie rzecz jasna wygaszony, na tyle spora przestrzeń, żeby pomieścić siedzenia, ławę i upchnąć do tego dodatkowe meble, pełniące funkcję dekoracyjno-użytkową. Podeszła do jednego z okien, wyjrzała przez nie, jakby oceniając widok – Swoją drogą, Ulyssesie, jak ostatnie eliksiry? Pomagają? – spytała, obracając się zaraz w stronę mężczyzny.
  Jeśli dobrze się przyjrzeć, to można było odnieść wrażenie, że kobieta nieco schudła – choć tak po prawdzie, zapewne nie powinno to było dziwić wobec faktu, iż bynajmniej nie określała się już mianem Black, jak również nie nosiła złotej obrączki. Takie zmiany w życiu mogły za sobą ciągnąć niezłą dawkę stresu, co nie pozostawało takie do końca obojętne dla organizmu, chociaż…
  … tak po prawdzie, to wyglądała również na całkiem zadowoloną z życia. Blond włosy opadały dość swobodnie na ramiona Eunice, odzianą w dość prostą, ołówkową sukienkę. Czerwoną jak usta kobiety, pociągnięte starannie szminką.
  - Bo jeśli nie, to pomyślę nad recepturą – zaznaczyła, dając tym samym znać, że bynajmniej nie rozłoży rąk i nie stwierdzi, że taka już twoja uroda, Rookwood, cierp dalej bezsenne noce lub szukaj rozwiązania gdzie indziej.
  Wzrok młodej zaraz przebiegł po ścianach, zdając się szukać skaz, i skierowała się w głąb domostwa. Należało wszak obejrzeć całe, nie zaś tylko jeden pokój, prawda? Lepiej nie fundować sobie wybitnie nieprzyjemnych niespodzianek, odkrytych dopiero po podpisaniu umowy i przekazaniu środków.

310
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#2
Wczoraj, 11:43 AM  (Ten post był ostatnio modyfikowany: Wczoraj, 01:25 PM przez Ulysses Rookwood.)  
Ulysses rozumiał i nie rozumiał.
Rozumiał, że po dość szybkim rozwodzie z mężem Eunice szukała nowego lokum. Nie rozumiał czemu właściwie próbowała nabyć nową nieruchomość zamiast wrócić do rodzinnego domu. On na jej miejscu wróciłby z podkulonym ogonem, ale może na tym właśnie polegała największa różnica między nimi. Jemu nie starczało odwagi na to, by żyć tak, jak miał ochotę. Jej tak.
Z zainteresowaniem rozejrzał się po wnętrzu. Przez te kilka domów, które zdążyli obejrzeć, zaczęło mu się wydawać, że rozpoznawał już elementy, które ceniła (znowu) panna Malfoy. Przystanął przed kominkiem, przypatrując się osiadłej na jednej ze ścianek starej sadzy. Gdy rozpali się kominek, zakopcona ścianka nie będzie widoczna, ale on już zawsze będzie wiedział, że istniała, że gdzieś tam został stary brud po innych, którzy mieszkali w tym domu.
Okropnie irytujące.
Odwrócił głowę w stronę Eunice. Popatrzył na jej rysujący się na tle okna profil. Była ładna. Była zdecydowana. Niby uprzejma a jednak zimna. Czystokrwista tak jak i on. Rozwódka, choć to w jego oczach było raczej powodem do podziwu niż wstydu. On sam, nawet gdyby z żoną kompletnie mu się nie układało, nie zdecydowałby się na rozwód.
- Czasami tak, ale staram się nie brać ich każdej nocy. Tylko w wyjątkowych przypadkach – odpowiedział powoli. Zapatrzył się na jej krwistą sukienkę, zastanawiając się czy ten kolor miał oznaczać coś więcej niż tylko upodobanie do zdecydowanych barw. Nowy początek? Istniało w ogóle coś takiego jak nowy początek?
Ulysses nie był najbardziej wymarzonym towarzyszem do oglądania domów. Spięty, mrukliwy, ale zauważający więcej niż jakikolwiek sprzedawca chciałby pokazać kupującemu. Upierdliwie drobiazgowy, nawet nie przez złośliwość, ale z powodu choroby, która od lat trawiła jego umysł. Zdawał sobie sprawę, że ze swoim charakterem, mógł ją zniechęcić do kupienia każdego domu, który oglądali. I wcale nie dlatego, żeby miał jakąś zdumiewającą charyzmę. Wystarczyło by zaczął wymieniać wszystkie braki, które widział w budynku, a słuchający nasiąkał nimi, nagle jak i on zauważając, że drzwi osiadły, w powietrzu unosił się zapach pleśni (nieumiejętnie spryskany odświeżaczem), okna pozostawały nieszczelne, podłoga tylko udawała drewnianą a widok za oknem podobać się mógł najwyżej niewidomemu.
Ale zgodził się na towarzyszenie jej podczas wyboru mieszkania do kupienia nie po to, by ją od tego w jakikolwiek sposób odwodzić. Zaciskał zęby i milczał, litanię wad wymieniając dopiero wtedy, gdy wiedział, że Eunice absolutnie nie chciała domu, który oglądała. Był tu z dwóch powodów. Po pierwsze chciał porozmawiać z nią o eliksirach, które mogłaby dostarczać do Kromlechu. Po drugie, ale tak naprawdę najważniejsze: chciał przekonać się, że Eunice miała się dobrze. Lubił ją, bo mimo całego jego nieogarnięcia towarzyskiego, pozostawała wobec niego uprzejma. Tworzyła dla niego eliksiry, które pomagały mu uporać się z bezsennością. A on, chociaż często nie potrafił wyrazić właściwie tego, co myślał i czuł, był jej wdzięczny.
- Nie uznaj tego za wścibstwo, ale… jak się czujesz?
Czarodziej
The bodies in my floor all trusted someone.
Now I walk on them to tea.

Eunice Malfoy
#3
Wczoraj, 10:30 PM  (Ten post był ostatnio modyfikowany: Wczoraj, 10:30 PM przez Eunice Malfoy.)  
Właściwie to było całkiem proste. Życie Eunice toczyło się głównie w Londynie, a choć niewątpliwie Malfoyom nie brakowało pieniędzy na proszek Fiuu czy świstokliki, to jednak wolała móc wyjść bezpośrednio na jedną z londyńskich ulic niż ciągle się przenosić pomiędzy Wiltshire a centrum magicznego świata w Brytanii.
  Inna sprawa, że rodzinny dom nie był miejscem, do którego chętnie by powróciła, z wielu powodów, których nie równoważyły wygody w postaci braku konieczności przejmowania się czymkolwiek, co działo się z budynkiem – w końcu wszystko na głowie służby i ojca, prawda? Zresztą, choć wydawać się mogło, iż uciekła ze złotej klatki, to czy faktycznie tak było? Więzy rodzinne nadal trwały, niezależnie od woli Malfoyówny, te zaś z kolei stanowiły całkiem porządną smycz. Długą, bo długą, niemniej dla Fortinbrasa szarpnięcie za nią z całą pewnością nie stanowiło żadnego problemu.
  - Rozsądnie – pochwaliła oszczędnie Ulyssesa, po czym posłała mu całkiem ładny, ciepły uśmiech. Mimo wszystko dobrze słyszeć, że coś, nad czym się napracowała, osiągało zamierzone efekty. Przynajmniej to jej wychodziło, najwyraźniej,, w przeciwieństwie do… ach, miała to już za sobą, po co w ogóle do tego wracać?
  - W każdym razie dobrze to słyszeć – dodała jeszcze. Pewnym ruchem pchnęła kolejne drzwi i weszła do środka. Być może to ułuda, ale od rozwodu zdawała się zyskać… coś. Być może faktycznie czerwień wyznaczała nowy początek, bo w pewnym sensie musiała na nowo – po raz kolejny – ułożyć sobie życie. Czego dowodem był chociażby zakup domu, choć dla niej samej zapewne wystarczyłoby najzwyklejsze mieszkanie w jakiejś kamienicy. Wszak ani męża, ani dzieci – na co ta cała przestrzeń?
  Stukot szpilek na kuchennej posadzce.
  - Co myślisz? – spytała cicho, rozglądając się po pomieszczeniu. Meble z pewnością były do wymiany, choćby z tego powodu, iż nie wpasowywały się do końca w jej gust, aczkolwiek na sam początek, zanim się w pełni urządzi? Wystarczą. Tyle że nie o meble chodziło, a o sam stan pomieszczeń. Rzecz jasna, ideał to nie był, biorąc pod uwagę, iż to domostwo nie zostało dopiero to wybudowane, aczkolwiek po odpowiednim odświeżeniu…?
  … tak, nie bez powodu poprosiła tego konkretnie Rookwooda o towarzystwo.
  Jak się czujesz? zaciążyło nagle, niespodziewanie. Przesunęła palcami po blacie, przechodząc w głąb pomieszczenia, żeby w końcu się odwrócić i – oparłszy biodrem o tenże blat – spojrzeć uważnie na Ulyssesa.
  - Nie wiem, jak odpowiedzieć - stwierdziła po kilku sekundach – Gdyby ktoś miesiąc temu mi powiedział, że do Beltane nie będę już mieć męża, to bym go wyśmiała. Wiesz, małżeństwo… to coś, co wydaje się, że będzie trwać i trwać – wbrew wszystkiemu, czasem nawet i wbrew woli samych małżonków, przymuszonych przez rodziny. A potem? Potem pozostawało, zapewne, przyzwyczajenie bądź wola uniknięcia skandalu – Ale chyba po prostu… wolna? Choć jednocześnie i rozczarowana – zacisnęła wargi, zastukała lekko paznokciem o blat – Dać ci radę, Ulyssesie? Wprawdzie jeszcze nie wygląda, byś miał stawać przed kapłanką, ale, jeśli zechcesz…? – zaoferowała dość miękkim tonem. Nawet najlepsza rada, gdy padała na grunt, który jej po prostu nie chciał, nie mogła się zakorzenić i tym samym odpowiednio zakiełkować. Stąd też wybór należał do Rookwooda.
  

499/809
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Tryb normalny
Tryb drzewa