26.03.2023, 11:28 ✶
Przynajmniej wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że Kenny faktycznie ma zamiar zająć się sprawą. Florence to cieszyło, bo sama po prostu nie miała czasu działać, a na pewno nie chciała mówić braciom niczego, póki nie upewni się, że nie jest to jakiś głupi dowcip jednego ze stażystów.
Przysunęła do siebie umowę i przestudiowała ją uważnie, sprawdzając, czy nie ma żadnych haczyków, stawka się zgadza i czy może w dowolnej chwili zrezygnować – uregulowawszy oczywiście wcześniej rachunek, bo nie była oszustką. Czytała z nieodgadnionym wyrazem twarzy, ale na końcu po prostu wyjęła pióro i złożyła podpis.
- Zdecydowaną większość mojego czasu spędzam w świętym Mungu. Dość regularnie robię nadgodziny. – Z wielu przyczyn. Chęci bycia niezależną finansowo, tego, że po prostu lubiła swoją pracę, chciała awansować, jak i tego, że od roku 70 zaczęło im brakować ludzi. Nie wdawała się jednak w takie szczegóły, bo wątpiła, czy są istotne.
– Pracuję na wydziale usuwania skutków zaklęć oraz klątwołamania. Do pracy przemieszczam się zwykle siecią Fiuu, a po pracy na ogół odpoczywam w mieszkaniu. Raz w tygodniu robię zakupy, zazwyczaj na Pokątnej. W towarzystwie bywam średnio raz w miesiącu, zwykle to rodzinne przyjęcia albo okazje w rodzaju wystawy sztuki. Ostatnią taką był bal u rodziny Longbottomów w marcu – wyrecytowała Bulstrode spokojnie. Była osobą raczej przewidywalną pod takimi względami. Jej życiem była głównie praca. Czasem wychodziła gdzieś, na jakieś wesele czy przyjęcie wydawane przez krewnych, trochę po to, by spotkać krewnych, trochę, bo było to jednak jakieś minimum obowiązków, jakie powinna spełniać jako członkini swojego rodu. – Czasem spotkam się gdzieś z przyjaciółmi, ale raczej niezbyt często i nieregularnie. Jeśli chodzi o to, czy nie zauważyłam nic niezwykłego… Na moim oddziale stale dzieją się niezwykłe rzeczy, ale sprawozdanie z tego, ilu czarodziejom udało się w ostatnim miesiącu niechcący zamienić w wielkiego robaka, raczej w tej sprawie nie pomoże. Poza tym nie wydarzyło się nic odbiegającego od normy.
Była jeszcze wizja z Ostary. Słowa Szeptuchy, wciąż dźwięczące w jej uszach. Ani o jednym, ani o drugim, nie zamierzała jednak opowiadać. Poza tym naprawdę wątpiła, by ktoś wysyłał jej listy z powodu snów, jakie miała.
Przysunęła do siebie umowę i przestudiowała ją uważnie, sprawdzając, czy nie ma żadnych haczyków, stawka się zgadza i czy może w dowolnej chwili zrezygnować – uregulowawszy oczywiście wcześniej rachunek, bo nie była oszustką. Czytała z nieodgadnionym wyrazem twarzy, ale na końcu po prostu wyjęła pióro i złożyła podpis.
- Zdecydowaną większość mojego czasu spędzam w świętym Mungu. Dość regularnie robię nadgodziny. – Z wielu przyczyn. Chęci bycia niezależną finansowo, tego, że po prostu lubiła swoją pracę, chciała awansować, jak i tego, że od roku 70 zaczęło im brakować ludzi. Nie wdawała się jednak w takie szczegóły, bo wątpiła, czy są istotne.
– Pracuję na wydziale usuwania skutków zaklęć oraz klątwołamania. Do pracy przemieszczam się zwykle siecią Fiuu, a po pracy na ogół odpoczywam w mieszkaniu. Raz w tygodniu robię zakupy, zazwyczaj na Pokątnej. W towarzystwie bywam średnio raz w miesiącu, zwykle to rodzinne przyjęcia albo okazje w rodzaju wystawy sztuki. Ostatnią taką był bal u rodziny Longbottomów w marcu – wyrecytowała Bulstrode spokojnie. Była osobą raczej przewidywalną pod takimi względami. Jej życiem była głównie praca. Czasem wychodziła gdzieś, na jakieś wesele czy przyjęcie wydawane przez krewnych, trochę po to, by spotkać krewnych, trochę, bo było to jednak jakieś minimum obowiązków, jakie powinna spełniać jako członkini swojego rodu. – Czasem spotkam się gdzieś z przyjaciółmi, ale raczej niezbyt często i nieregularnie. Jeśli chodzi o to, czy nie zauważyłam nic niezwykłego… Na moim oddziale stale dzieją się niezwykłe rzeczy, ale sprawozdanie z tego, ilu czarodziejom udało się w ostatnim miesiącu niechcący zamienić w wielkiego robaka, raczej w tej sprawie nie pomoże. Poza tym nie wydarzyło się nic odbiegającego od normy.
Była jeszcze wizja z Ostary. Słowa Szeptuchy, wciąż dźwięczące w jej uszach. Ani o jednym, ani o drugim, nie zamierzała jednak opowiadać. Poza tym naprawdę wątpiła, by ktoś wysyłał jej listy z powodu snów, jakie miała.