Dłoń wyciągnięta przed siebie, w niej różdżka – prosta, stworzona przez mojego stryja i ojca. Idealna dla takiej osoby jak ja. Obok mnie kroczył mój czarny kot, łypał na każdego zapewne groźnie choć to pojęcie jest mi obce, nieznane. Nie jestem w stanie łypać, nie jestem w stanie dostrzegać w ten normalny sposób jakim posługujecie się wy – czarodzieje ze wzrokiem. Czasami jednak zastanawiam się kto z nas nie ma wzroku, kto z nas mniej widzi? Jestem podobno wysoki, mój podbródek jest delikatnie uniesiony jakbym był dumny z tego, że nie widzę. Czasami na nos zakładałem ciemne okulary, ale była to rzadkość. Lubiłem wasze skrępowanie, gdy orientowaliście się, że posiadam taki straszny defekt.
Wyszedłem chwilę temu z pracy, byłem zmęczony psychicznie, ponieważ przynoszone przez Brenne przedmioty były dla mnie czasami zbyt trudne. Nie miałem jej tego za złe. Chciała dobrze i bardzo ceniłem sobie jej towarzystwo. Dzisiaj jednak nie skupiamy się na skrupulatnej Brygadzistce.
Kroczyłem powoli, moja różdżka w dłoni drżała, gdy zbliżałem się do nieuważnych czarodziejów, a mój kot prychał, gdy widział, że jestem bliski wpadnięcia na przeszkodę. Dawałem sobie radę, ale czułem, że ludzie wokół chcieli pomóc, sięgali do mnie łapskami, abym sobie czegoś nie zrobił. Bell wtedy ocierał się o moją nogę, a ja umykałem takim osobom sprzed nosa. Fałszywy altruizm. Czemu nie pomogą mojemu ojcu, który zmaga się z większymi problemami niż moja utrata wzroku?
W końcu dotarłem do zaułka, w którym było ciszej, w którym nie było żadnych osób. Mój kot się zatrzymał, a ja wraz z nim. Wyczułem, że był napięty, a ja usłyszałem wtedy jakiś hałas. Ruszyłem w tym kierunku, a do moich uszu dotarł pisk jakiegoś dziecka.
— Trzeba to zbadać! – powiedziałem.
— To może być niebezpieczne. – odpowiedział mi kot.
Zignorowałem go. Ruszyłem. Słyszałem doskonale płacz dziecka, ale nie do końca wiedziałem, co mogło być jego powodem.