Rozliczono - Cathal Shafiq - osiągnięcie Piszę, więc jestem
Nie był w posiadłości Gauntów od dawna.
Trudno powiedzieć, co go tutaj ściągnęło. Może ulotne wspomnienie matki, która póki tylko starczyło jej sił, starała się zrobić, co mogła, aby utrzymać to miejsce w przyzwoitym stanie. A może zew krwi i podszepty, które stawały się coraz silniejsze teraz, kiedy wrócił do Anglii.
(Może dlatego tak lubił przebywać w Egipcie. Palące słońce, pustynia, która zdawała się nieskończona, egzotyczne zapachy i smaki, to wszystko zdawało się usypiać Slytherina w głowie Cathala. Jakby w obcym otoczeniu brakowało rzeczy, budzących Salazara z letargu.)
Przeszedł po pustych pokojach, pełnych wspomnień o dawnej wielkości i nie tak dawnym upadku. Przewietrzył kilka z nich, a z jednej z sal usunął pleśń, odnotowując, by kolejnym razem znaleźć przyczynę jej pojawienia się. Na powrót wydeptał ścieżkę, wiodącą do altany i przez chwilę stał po prostu zamyślony, zapatrzony w przestrzeń, spoglądając na rozplenione nadmiernie chwasty. W jego głowie odżywał obraz tego ogrodu sprzed dwudziestu lat: już wtedy zaniedbanego, ale nie aż tak jak obecnie. A potem, kiedy zajrzał do hodowli węży, by je nakarmić i upewnić się, że wszystko jest w dobrym stanie, czekała go niemiła niespodzianka. Jeden z największych okazów znikł. Uważne sprawdzenie całej okolicy, szybko wykazało, że jeden z czarów chroniących hodowlę osłabł (co Cathal szybko naprawił), a w starym murze pojawiła się dziura. Nie sprawiało to różnicy w samych zabezpieczeniach domu. Zaklęcie chroniące muru i tak powstrzymałoby kogoś, kto chciałby wejść do środka z zewnątrz.
Natomiast niekoniecznie już zatrzymało to, co chciało posesję opuścić.
Na przykład wielkiego węża.
Cathal Shafiq nawet nie chciał sobie wyobrażać, jak będzie wyglądało śledztwo Brygady Uderzeniowej w sprawie ogromnego gada, który w Little Hangleton zżarł kilku mugoli. Ani zastanawiać się, jak szybko uznają, że trzeba sprawdzić posiadłość Gauntów. Może i jemu personalnie nie udałoby się niczego udowodnić, ale kto wie, czy nie postanowiliby zlikwidować hodowli? A tego, mimo wszystko, nie chciał. Cal może się do tego nie przyznawał, ale miał słabość do węży, zwłaszcza tych konkretnych węży. Obszedł więc posiadłość i ruszył poza mur – poszukując uciekiniera. Wiatr rozwiewał jasne włosy mężczyzny, mocno opalonego przez egipskie słońce, odzianego w spraną koszulę oraz ciemne spodnie.