Rozliczono - Heather Wood - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
W pobliżu Little Hangleton napotykasz o zmierzchu ciemnowłosą kobietę w łachmanach, niosącą w klatce lelka wróżebnika. Ptak krzyczy rozpaczliwie na twój widok, a kobieta przepowiada ci rychłe nieszczęście.
Ledwo oddalisz się od miejsca waszego spotkania – dochodzi do nieprzyjemnego wypadku, z którego ledwo wychodzisz cało albo nawet zostajesz w jego toku lekko ranny. Przypadek, czy lelek wróżebnik faktycznie wywróżył ci nieszczęście…?
- ...to chyba będzie ten dom.
Chata leżała na obrzeżach Little Hangleton. Była stara, powoli rozpadająca się już ze starości. Trawa zaczęła porastać dach, chwasty pleniły się przy kamiennych, zapadniętych schodkach, wiodących do drzwi, farba złaziła ze ścian. Brenna Longbottom mogła zrozumieć, dlaczego ktoś z miejscowych wskazał to miejsce jako "warte sprawdzenia" podczas poszukiwań czarnoksiężnika. Jednocześnie nie wyczuwała tu charakterystycznej woni ciemnej magii, a wszystko wyglądało na opuszczone od zbyt dawna, aby mogli znaleźć tu człowieka, którego szukali.
Brygadzistka wspięła się na palce, by zajrzeć do środka przez okno. Drewniana okiennica była lekko uchylona i w pomarańczowym świetle zachodzącego słońca, dało się dostrzec fragment wnętrza. Tonęło w półmroku, w środku znajdowało się niewiele sprzętów... i ani jednego czarnoksiężnika w zasięgu wzroku. Chociaż Brenna chciała go znaleźć, była raczej zadowolona, że nie wpadły na niego teraz - zresztą, po prawdzie, gdyby naprawdę sądziła, że może tu być, wezwałaby wsparcie. W tej chwili były tutaj we dwie z Heather i przyszła tu głównie po to, by wykluczyć ten trop.
- Zgodnie z przewidywaniami, wygląda na to, że to nie tutaj - rzuciła do swojej partnerki, cofając się. Potem spojrzała w górę, ku szybko ciemniejącemu niebu. Na zachodzie było już granatowe, na wschodzie barwiło się szkarłatem. Las wypełniał się cieniami. Coraz bliżej do zmroku. - Możemy wracać do punktu Fiuu - powiedziała, świadoma, że Heather nie umie się teleportować. Brenna przeniosła na nią spojrzenie, a jej twarz zdawała się wyrażać namysł.
- Chcesz porozmawiać o przedwczoraj? Albo masz jakieś pytania? - spytała w końcu. Chyba chciała powiedzieć coś jeszcze, nim jednak zdążyła, jej uszu dobiegł najpierw szelest, zwiastujący, że ktoś się zbliżał, a potem przedziwny jęk. Brenna wysunęła się natychmiast na przód, sięgając po różdżkę.
Osoba, w którą ją wycelowała, nie była jednak czarnoksiężnikiem z wizji. Zza rogu chaty wychynęła kobieta w łachmanach, o ciemnych, splątanych włosach. W klatce trzymała przedziwnego ptaka, w którym ktoś zaznajomiony z magicznymi zwierzętami z pewnością rozpoznałby lelka wróżebnika. To on wydawał ten jęk - a teraz, jakby na sam widok Brenny, krzyknął rozdzierająco.
- Śmierć sięgnie po ciebie trzy razy - powiedziała kobieta, przypatrując się Brygadzistce. Jej głos zdawał się niemalże sykiem. - Jeszcze nim minie ten dzień, trzy razy spróbuje cię zabrać i może się jej uda. Strzeż się, strzeż...
- Mhm - podsumowała Brenna. Nie schowała różdżki, acz opuściła ją, a wolną ręką sięgnęła do kieszeni. - Należy się sykl, za wróżbę, tak? Bardzo proszę. A przy okazji, widziała go pani? Może być świadkiem w pewnej sprawie, bardzo istotne, aby jak najszybciej mógł powiedzieć nam o wszystkim, co widział.
Longbottom najpierw wcisnęła kobiecie monetę, a chwilę później podstawiła jej pod nos portret pamięciowy, przedstawiający czarnoksiężnika, którego poszukiwali.