• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
« Wstecz 1 2 3 4 Dalej »
[25.04.72, Little Hangleton] Tropem czarnoksiężnika

[25.04.72, Little Hangleton] Tropem czarnoksiężnika
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
01.04.2023, 12:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2024, 15:18 przez Mirabella Plunkett. Powód edycji: (edytuję datę na 23 z 22) )  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Życie to przygody lub pustka

Pokłosie tej i tej sesji.

Brenna nie miała pamięci absolutnej. Ale były rzeczy, które zapisywały się w jej wspomnieniach z zaskakującą wyrazistością: i najczęściej należały do nich obrazy, jakie widywała w dymie świec. Sylwetka czarnoksiężnika mocno wyryła się w jej umyśle i wystarczyło zacisnąć powieki, aby go zobaczyć. Starszy mężczyzna o mysiej urodzie, sianowatych włosach, odstających zębach. Jego śmiech wciąż rozbrzmiewał w uszach Brenny.
Jego ofiary przez trzy ostatnie noce nawiedzały ją w snach.
Był tylko jeden sposób, aby uwolnić się od tego obrazu i tych koszmarów – dopaść go, doprowadzić do Ministerstwa i znaleźć dowody, dzięki którym trafi do Azkabanu na kolejne pięć dekad. A jeżeli będzie stawiał oporów przy aresztowaniu (och, proszę, proszę, niech to zrobi), poturbować go tak, by dementorzy po tym, jak trafi do ich celi, narzekali, że nie da się z niego wyciągnąć już niczego ciekawego. (Tak naprawdę Brenna nie była pewna, czy dementorzy mogą narzekać. Wyobrażała sobie jednak, jak siedzą razem, z filiżankami pełnymi smoły, i dyskutują, kto trafił do Azkabanu, kto dziś umrze i kogo doprowadzili już do szaleństwa.)
- …wspomniała, żeby pytać przy domach leżących najbliższej Lasu Wisielców – rzuciła Brenna do Patricka i Mavelle.
Skład nie był duży, ale i nie szykowali się do aresztowania: najpierw musieli ustalić personalia, miejsce pobytu i być może poobserwować. Na razie więc kręcili się po Little Hangleton, próbując ustalić, czy czarnoksiężnik mieszka gdzieś w pobliżu. Mieli portret pamięciowy, chociaż Brenna (która wcześniej przekopała archiwa za podobną osobą, a także przejrzała informacje o tajemniczych zaginięciach i morderstwach w Little Hangleton) nie pokazywała go każdej napotkanej osobie. Nie chciała w końcu zaalarmować czarownika. Jeżeli komuś już zadawała pytanie, to jeśli go kojarzyła, wiedziała, gdzie pracuje, nie dostrzegała śladów rodzinnej podobieństwa i rzecz jasna twierdziła, że ten mężczyzna może być świadkiem w pewnej sprawie, bo zapewne widział pewną osobę. Nie oskarżonym. Ludzie zwykle chętniej dzielili się informacjami o kimś, gdy nie zakładali, że sprowadzą na tę osobę kłopoty.
Z tych samych względów, choć w jej kieszeni była odznaka, nie miała na sobie munduru. Ach i jeszcze dlatego, że w okolicy czasem można było natknąć się na mugola. Jej prawa dłoń, na szczęście, działała już normalnie.
- Rozdzielamy się, czy idziemy razem? – spytała Stewarda i Bones, chowając dłonie w kieszeniach płaszcza. Jej spojrzenie przesunęło się po najbliższych zabudowaniach.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#2
02.04.2023, 15:52  ✶  
Za każdym razem, gdy przypominała sobie, do czego mogło dojść na tych cholernych Mokradłach, gdy sama przypadkiem na nich wylądowała, odczuwała zimny dreszcz. Już wtedy miała myśli o celowym działaniu, niemniej mimo wszystko czuła pewien absmak w ustach, gdy tylko myślała o całej sprawie.
  Tyle trupów i to w imię czego?
  Niedziwne więc, że z zapałem siedziała nad portretem pamięciowym w oparciu o wskazówki Brenny, doprowadzając go do perfekcji. Czy wymagało to wielu kubków kawy? Owszem, jak najbardziej, niemniej nie można było tego tak zostawić, a szukanie typa na zasadzie „miał siano na głowie i odstające zęby” niekoniecznie mogłoby odnieść pożądany skutek. Tak, zdecydowanie łatwiej było podsunąć pod nos rysunek niż zdawać się na wyobraźnię przepytywanych i „eee… a może to ten, wydaje mi się, że tamten ma takie zęby, bo nigdy się nie uśmiecha” i tak dalej, i tak dalej.
  Koniec końców, ostateczna wersja rysunku, dopieszczona chyba do granic możliwości, trafiła w ręce Brenny. I bynajmniej udział Mavelle w całej tej sprawie na tym się nie kończył – zwłaszcza że sama również po prostu chciała dopaść czarnoksiężnika i zawlec go do Azkabanu – nawet jeśli miałby być wtedy półżywy. I nie miałaby najmniejszych wyrzutów sumienia za doprowadzenie go do takiego stanu.
  Zasłużył – nie tylko na to, ale i na o wiele więcej, z czego żadna z tych rzeczy nie należała do przyjemności.
  - Świetnie – skwitowała krótko, przemierzając teren u boku kuzynki. Sama również tego dnia nie sięgnęła po mundur; byłoby to wręcz wywieszenie transparentu z napisem „hej, szukamy przestępcy i to nie po to, żeby uścisnąć mu rękę w ramach pochwały za swoje działania”, a tego raczej nikt z całej trójki nie chciał, prawda?
  - Rozdzielając się szybciej przeczeszemy obszar – stwierdziła z namysłem w głosie. Tyle że nie bez powodu przeważnie działało się w co najmniej parach – Z drugiej strony... – skrzywiła się, zerknęła na Patricka. Może to nie było rozsądne; nie mogli przewidzieć, na kogo wpadną podczas poszukiwań, a wyobraźnia podpowiadała bardzo złe scenariusze  – Jak uważasz?
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#3
08.04.2023, 01:18  ✶  
Tego dnia Steward również nie wyglądał jak auror, ale w jego przypadku nie było o niczym szczególnym. Lubił wygodne, mugolskie ubrania. Czuł się w nich doskonale, pozwalały mu wtopić się w zwykły, szary tłum a później, dużo później stanąć na jego obrzeżu i obserwować mijanych ludzi. Szedł obok Mavelle i Brenny, wyglądając jak człowiek, który nie poświęcał się w życiu zbyt wielu myślom. Z uwagi na porę roku miał już nieco rozpiętą kraciastą koszulę pod szyją i podtoczone rękawy. Od biedy można go było wziąć albo za zwykłego czarodzieja, który wybrał sobie akurat tę niespecjalnie przyjemną wieś na spacer albo za zwykłego mugola, który przypadkiem się tu zaplątał. W jednym i w drugim wypadku wyglądał raczej niegroźnie. I na tyle mało charakterystycznie, że łatwo było mu później ulecieć z pamięci kogoś, kto na niego przypadkiem spojrzał.
Ale wbrew temu jak wyglądał, myśli miał raczej nieszczególnie wesołe. Nocami, co prawda, nie śnił o mętnej wodzie sadzawki i wypływających z niej trupach, ale i on sporo myślał o tej sprawie. Nie, nie po to by zastanawiać się nad celem wariata – czarodzieja, który zdecydował się zabijać by więzić w kryształowej czaszce dusze. Jego cel już zdążył poznać a było nim osiągnięcie większej potęgi. Myślał, bo zastanawiał się nad tym, do czego ten człowiek był jeszcze zdolny. I tak, gdyby Stewardowi przyszło go samemu złapać, po niezbyt przyjemnym przesłuchaniu, pewnie zacząłby się głębiej zastanawiać, czy był jakikolwiek warunek łagodzący w postepowaniu starca - wariata, którzy obligowałby go, Patricka Stewarda, do wysłania mężczyzny do Azkabanu. Według Patricka bywały takie zbrodnie, których się nie wybaczało. A on sam nie potrafił ani wybaczyć, ani zrozumieć człowieka, który zdecydował się na zamordowanie kilku osób.
Idąc przez Little Hangleton rozglądał się ukradkiem, zawsze miedzy jednym a drugim rzucanym spojrzeniem, koncentrując się na rzuceniu czegoś w stronę Mavelle lub Brenny. Nie były to przesadnie inteligentne uwagi, ale też nie miały takie być. Pozwalały po prostu im wszystkim, bez tłumaczenia się postronnym, spojrzeć w jakąś stronę lub skupić uwagę na jakimś przechodniu.
- To zależy – odpowiedział. – Macie tu jakichś znajomych lub rodzinę? Coś co z jednej strony by was demaskowało a z drugiej usprawiedliwiało wałęsanie się po okolicy? – zainteresował się. – Mavelle ma rację. Oddzielnie przeczeszemy większy teren, ale idąc razem, jeśli trafimy na trop, łatwiej nam będzie skoordynować działania. – A gdyby mieli tyle (nie)fartu by toczyć walkę, łatwiej byłoby im toczyć ją we trójkę niż w pojedynkę. – Ale to ty podejmujesz tu decyzję Brenno. Ja bym się pewnie pokręcił po okolicy w pojedynką a potem spotkał w umówionym miejscu o konkretnej godzinie. Sprawdził tropy i skierował się na poszukiwania już razem. Mimo wszystko Little Hangleton nie jest przesadnie wielkie.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
08.04.2023, 10:03  ✶  
- Trzeci syn, ale ślubny, się liczy? – spytała, a kąciki ust drgnęły jej lekko. – Raczej nie odwiedzam Rookwoodów, a Chester Rookwood już potwierdził, że nie zna tego człowieka. W pobliżu jest mauzoleum czy jak to się zwie Fawleyów, więc można spytać tam, gorzej, jeśli to jakiś Fawley. – Z drugiej strony nie planowała przecież informować, że hej, to poszukiwany przestępca, jedynie opisać go i wspomnieć, że ma do niego interes. – Mieszkają tu też niektórzy Fitwickowie, więc jeżeli jakiegoś się dojrzy, warto go spytać. Oni raczej nikogo nie mordują na bagnach.
I czarnoksiężnik był za niski na jednego z nich. Tak, zrobiła drobny research, sprawdzając dokładnie, jakie czarodziejskie rodziny tu mieszkają – poza tymi trzema, u których miała w tej wiosce w swojej karierze Brygadzistki interwencje.
Brenna wahała się przez chwilę. Rozdzielając się owszem, mogli sprawdzić większy obszar, ale gdyby wpadli na czarnoksiężnika, to… prawdopodobnie źle by się skończyło. Ktoś, kto stworzył tak daleko idące anomalie, nie będzie łatwy do pokonania w pojedynkę. Ani nawet w trójkę – po prawdzie Brenna liczyła, że ktoś wskaże im, gdzie mężczyzny szukać tak, aby zdążyli wsparcie.
Nie to, że naprawdę wierzyła, że pójdzie tak łatwo. Ale mogli mieć nadzieję.
Skrzywiła się lekko na deklarację Patricka. Nie była osobą, którą uważano za naturalnego dowódcę. Sama się za niego nie uważała. A już zdecydowanie nie uważała, że z nich dwojga to ona powinna wydawać polecenia, bo przywykła raczej do słuchania jego - i pewnie dlatego, skoro wolał iść osobno, ku temu się przychyliła... połowicznie.
- W porządku, ale w takim razie proponuję dwa do jednego. Wy możecie porozumiewać się za pomocą fal, więc tak będzie bezpieczniej. Iskry i tak pewnie uznają w razie czego za fajerwerki, ale to dyskretniejsze – zaproponowała. Własny brak umiejętności w tym zakresie mocno jej doskwierał, zwłaszcza ostatnimi czasy. – Poza tym zostajemy w tej części Little Hangleton, a widzimy się tu za godzinę. Pasuje?
Nie chciała, aby się okazało, że któreś z nich wpadnie w kłopoty, gdy reszta będzie na drugiej części wioski. Teleportacja teleportacją, ale zawsze lepiej trzymać się w pobliżu.
Miała zamiar po prostu zbliżyć się do najbliższego domu, najlepiej czarodziei, najpierw się rozejrzeć (paranoja doradzała uważać, chociaż nie to, że naprawdę spodziewała się czaszek, zapachu trupów – tu wymowne spojrzenie na Mavelle i jej nos… - albo czarnej magii), a potem, jeśli nic nie wzbudziło w niej podejrzeń, opisać czarnoksiężnika, wspominając, że mają do niego sprawę.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo
All that we see or seem is but a dream within a dream.
Czarownica urodziła się w 1903 roku. W 1932 roku Tilly wraz z rodziną spędziła wakacje w Ilfracombe w hrabstwie Devon, gdzie miał miejsce znany później incydent. Na plażę pewnego dnia wtargnął smok walijski zielony. Tilly z rodziną zatrzymała bestię, unikając ofiar śmiertelnych wśród ludności niemagicznej. Następnie zmodyfikowali pamięć mugolom za pomocą potężnego zaklęcia zapomnienia, oszczędzając żmudnej pracy amnezjatorom. Za ten czyn została jako nieliczna nagrodzona Orderem Merlina.

Tilly Toke
#5
24.04.2023, 01:34  ✶  
Pogoda nie była chłodna czy deszczowa, tak jak w poprzednich dwóch tygodniach. Mimo to, niebo nad wami wydawało się smętne, zachmurzone, nie pozwalające promieniom słońca rzucić choć odrobiny pozytywniejszego światła na sytuację. Tak czy siak, było sucho, ani kropla deszczu nie zmoczyła gruntu. Mając do przeczesania większy teren zdecydowaliście się rozdzielić. Mimo to, Little Hangleton wcale nie należało do największych miejsc, więc przynajmniej mogliście mieć cień pewności, że dość szybko będziecie mogli dotrzeć do siebie w razie, gdyby któreś z was znalazło się w niebezpieczeństwie. Ruszyliście w przeciwnych kierunkach.

Patrick


Powędrowałeś w stronę centrum miasteczka, najbardziej tętniącym życiem – jeżeli w ogóle cokolwiek tu takie jest – miejscem był pub ‘Wisielec’. Oczywiście nazwa odnosiła się do znajdującego się nieopodal Lasu Wisielców. Pub nie różnił się zbytnio od podobnych miejsc w innych zakątkach Wielkiej Brytanii - szyld zatarty przez dziesiątki ulew i panującą wszędzie wilgoć, skrzypiące na zawiasach drzwi wejściowe i różnokolorowe witraże w oknach, przez które nie można było stwierdzić czy w środku jest tłumnie, czy też spokojnie. Przed pubem stała dwójka mężczyzn, widać było, że są pochłonięci rozmową, chociaż starali się nie mówić zbyt głośno. Dopalali papierosy i mieli w dłoniach szklanki z ciemnym piwem. Jeden z nich miał na sobie wysokie kalosze, umorusane błotem, drugi był odziany w tańszy garnitur w kolorze szarym, na co narzucił zieloną kurtkę, na głowie miał kaszkiet. Zanim zdążyłeś do nich podejść, mężczyzna w kaszkiecie klepnął tego w kaloszach w ramie, zgasił papierosa i wrócił do wnętrza lokalu. Drzwi się za nim zamknęły.

Mavelle i Brenna


Zostałyście na obrzeżach miasteczka, gdzie znajdowało się więcej budynków mieszkalnych niż sklepów czy innych lokalów. Szukałyście czegoś upiornego i to właśnie znalazłyście. Przed wami piętrzyła się rezydencja, bardziej przypominająca mauzoleum niż dom. Teren był ogrodzony, choć bramka prowadząca do, jak można było się domyślić, głównego wejścia, pozostawała zapraszająco otwarta. Dookoła posiadłości nie było żywego ducha (martwego też nie). Jedynymi odgłosami jakie słyszałyście to skrzypiąca furtka poruszana przez lekki wiatr i ewentualne ptactwo, chociaż ono też zdawało się cichnąć, gdy tylko zbliżałyście się do posiadłości. Co mogło wam się wydać dziwne, w ogródku zasadzone były chryzantemy. Kwiaty nie były w takim samym stanie, jedne z nich definitywnie podumierały, a inne pięły się ku górze ukazując wam znamienitość swoich płatków. Brenna, która wcześniej sprawdziła informacje o rodzinach czarodziejów żyjących w tych stronach, mogła się domyślić, że stoją przed rezydencją Fawleyów. Kto inny sadziłby kwiaty pogrzebowe przed swoim domem?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
24.04.2023, 11:38  ✶  
Brenna zmierzyła posiadłość spojrzeniem, a potem skierowała je na kwiaty. Rośliny pogrzebowe, w dodatku nie wyrzucano tych martwych – szacunek wobec naturalnego cyklu życia, fascynacja śmiercią, czy absolutne lenistwo i nie znajomość zasad ogrodnictwa? Przypatrywała się temu wszystkiemu z lekko przekrzywioną głową, a potem głęboko wciągnęła powietrze w płuca.
Jakby już tutaj spodziewała się wyczuć odór śmierci albo czarnej magii. Choć gdyby komuś się to udało, to oczywiście Mavelle, nie samej Brennie. I to nie tak, że każdy Fawley był czarnoksiężnikiem. Zainteresowania nekromancją i śmiercią nie musiały od razu prowadzić do masowych mordów.
Niestety, wiodły do nich na tyle często, że Detektyw była odrobinę uprzedzona. Chociaż bardzo starała się brać pod uwagę, że może się mylić i w żaden sposób tego nie okazywać na zewnątrz.
- To chyba to mauzoleum Fawleyów. Módlmy się do Matki, by nie był to jakiś Fawley, którego rodzina będzie kryć i w razie czego stanie za nim murem – mruknęła Brenna do kuzynki. – Idziesz ze mną, czy rozglądasz się i eee, wąchasz wokół?
Niezależnie od decyzji Bones, sama ruszyła prosto do drzwi. Jeżeli do czegoś się nadawała to do gadania, a bez podpytywania w okolicy, nawet jeśli to było ryzykowne, nie znajdą tego człowieka – skoro nie znalazła niczego w archiwach i nie rozpoznał go nikt spośród Brygadzistów i aurorów, którym wysłała portret pamięciowy.
Zapukała. A jeżeli ktoś otworzył…
- Dzień dobry, Brenna Longbottom – przedstawiła się. Nie zawsze podawała przy takich okazjach nazwisko, ale założyła, że tu lepiej od razu dać znać „nie mugol”. Nazwiska czystokrwistych zresztą trochę częściej drzwi otwierały niż zamykały, nawet jeśli jakiejś rodziny się nie lubiło. Jeżeli już na progu nikt nie jej niczym nie walnął ani nie dostrzegła w twarzy stojącej przed nią osoby oszałamiającego podobieństwa do mężczyzny z bagien, zaraz podjęła dalej, chcąc wyjaśnić, dlaczego dobija się do ich drzwi.– Rozglądam się w okolicy za pewnym człowiekiem. Zastanawiałam się, czy nie mogliby mi państwo pomóc. Mniej więcej taki wzrost, siwe włosy potąd, jasne oczy, trochę wystające zęby…
Na razie nie wyciągała portretu. W końcu nie miała pojęcia, jaka będzie pierwsza reakcja.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#7
28.04.2023, 00:22  ✶  
Być może popełniali fatalny błąd, rozdzielając się. Ale też jednocześnie wydłużyłoby to czas, jaki musieli poświęcić na sprawdzenie okolicy – coś za coś. Pewne pocieszenie stanowiło, że w ostatecznym rozrachunku nie znajdowali się aż tak daleko od siebie, co w teorii dawało szansę na dość szybką reakcję, zwłaszcza jeśli dodać do równania fale i teleportację… tylko czy wystarczająco szybką?
  Pytanie to pozostawało bez odpowiedzi, wisiało jednak niewypowiedziane. Cóż, nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz – nie byli dziećmi, żeby trzymać się wzajemnie za rączki i spacerować wszędzie w ten sposób. Mieli swoje lata i doświadczenie. Zawsze jednak pozostawała ta nuta niepewności – czy aby na pewno została podjęta właściwa decyzja…?
  ”Coś upiornego” okazało się być rezydencją przywodzącą na myśl mauzoleum. Nie wyglądała na miejsce, które chętnie się odwiedzało, wręcz przeciwnie – omijało jak najszerszym łukiem. Rzecz jasna wciągnęła głębiej powietrze do płuc, już teraz, na samym wstępie, szukając woni mogących stanowić wskazówkę.
  W końcu miała ten psi nos nie od parady, prawda?
  - Przewąchać teren mogę ewentualnie po rozmowie – uznała, dreptając za kuzynką. Nie tylko otoczenie było ważne, ale i osoba, która miała się w drzwiach pojawić – jak pachniała, jak wyglądała, jak zmieniała się jej woń w reakcji na zadane przez Brennę pytania…?
  Gadanie pozostawiła Brennie – kuzynka doskonale radziła sobie z zagadywaniem innych, więc nie widziała powodu, żeby wchodzić jej w paradę; stąd też przystanęła za nią i poprzestała – jak na razie – na powitaniu i przywołaniu uśmiechu na twarz. Czyli: niewyglądaniu jak ktoś, kto byłby gotów wydusić wszelkie odpowiedzi. Oraz taktycznej obserwacji, rzecz jasna, połączonej z dyskretnym wyłapywaniem woni.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#8
30.04.2023, 11:11  ✶  
Patrick uśmiechnął się pod nosem, słysząc aluzję dotyczącą ducha, którego całkiem niedawno poznali na tutejszym cmentarzu. Trzeci syn, ale ślubny był raczej nieprzydatnym informatorem. Chociaż kto wie, może przez wzgląd na czas, który spędził w świecie żywych, akurat on rzeczywiście mógł skojarzyć człowieka, którego poszukiwali?
- Do zobaczenia za godzinę – pożegnał się jeszcze z Mavelle i Brenną a następnie skierował się w przeciwną stronę do nich.
Steward wiele uwagi przywiązał do tego, by jak najlepiej tego dnia wtapiać się w tłum ludzi. I tylko on zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo mogło się okazać to niewystarczające – w końcu w takich miejscach jak Little Hanlgeton, wszyscy się ze wszystkimi znali a on – choćby i wyglądał dokładnie jak każdy inny mieszkaniec tego miasteczka, mógł się wyróżniać tylko przez wzgląd na to, że pozostawał nieznany przez miejscowych. Tu liczył przynajmniej na to, że przez wpasowanie się do miejsca, zyska trochę dodatkowych punktów w ich oczach i nie będzie wydawał się aż tak podejrzany.
Szedł w stronę centrum, starając się nie rozglądać zbyt ostentacyjnie na boki (co chwilami było naprawdę trudne, zwłaszcza, gdy mijał innych ludzi). I pewnie, w innej sytuacji, roześmiałby się nawet na widok szyldu pubu. Czasami Patrick miał wrażenie, że wszystkie drogi w jego życiu zawsze prowadziły do pubów. I to takich nieszczególnie ekskluzywnych. Owszem, nie upijał się tam jak świnia, ale lądował w nich średnio pięć razy w tygodniu. A potem przesiadywał w nich kilka długich godzin, męcząc wciąż to samo piwo, obserwując i szkicując bez opamiętania. Popatrzył z zainteresowaniem po frontowej ścianie budynku. Zdawał sobie sprawę, że wcześniej czy później, ale pewnie i w tym przypadku będzie musiał wejść do środka.
Steward pochylił nieco głowę, zgarbił się lekko – jakby chcąc jeszcze bardziej zlać z rzeczywistością. Początkowo planował przysłuchać się prowadzonej przez dwóch mężczyzn konwersacji. Ale gdy nie zdążył, zdecydował się na zbliżenie do człowieka, który pozostał na dworze.
Posłał mu przyjazne, nieco zagubione spojrzenie.
- Dzień dobry – zaczął powoli, jakby ciągle się wahał, czy w ogóle miał prawo zagadać do mężczyzny, który pozostał na dworze. – Mam na imię Patrick. Szukam pewnego człowieka… - zaczął powoli. – Może mógłby mi pan pomóc? – zapytał, spoglądając na człowieka w kaloszach niepewnie. A potem o ile ten wyraził zgodę, opisał mu dokładnie wygląd poszukiwanego mężczyzny.
Jeśli nie, przeprosił i wszedł do środka pubu.
Widmo
All that we see or seem is but a dream within a dream.
Czarownica urodziła się w 1903 roku. W 1932 roku Tilly wraz z rodziną spędziła wakacje w Ilfracombe w hrabstwie Devon, gdzie miał miejsce znany później incydent. Na plażę pewnego dnia wtargnął smok walijski zielony. Tilly z rodziną zatrzymała bestię, unikając ofiar śmiertelnych wśród ludności niemagicznej. Następnie zmodyfikowali pamięć mugolom za pomocą potężnego zaklęcia zapomnienia, oszczędzając żmudnej pracy amnezjatorom. Za ten czyn została jako nieliczna nagrodzona Orderem Merlina.

Tilly Toke
#9
10.05.2023, 04:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.05.2023, 04:21 przez Tilly Toke.)  

Brenna i Mavelle



Drzwi nie otworzyły się od razu. Zanim do tego doszło, mogłyście usłyszeć jak ciężkie obcasy butów stukające o marmurową posadzkę. Kiedy już je otworzono, z małej szpary wychylił się nos, jak z początku mogłyście stwierdzić, dość niskiego mężczyzny. Obrzucił was zdeka podejrzliwym spojrzeniem i otworzył drzwi szerzej dopiero na brzmienie nazwiska 'Longbottom'.
Czarodziej był blady, zbyt blady, aby podporządkować go do kategorii 'zdrowy', a być może też 'żywy'. Definitywnie nie przypominał tego z portretu pamięciowego. Był łysy, miał jasnoniebieskie, wodniste i podkrążone oczy.
Ubrany w czarną szatę z białym kołnierzem, przypominał raczej kamerdynera niżeli lokatora.
Obrzucał was tak samo podejrzliwym spojrzeniem, gdy Brenna zadawała pytanie. Nie przedstawił się.
Uniósł jedną z brwi, a raczej zrobiłby to, gdyby ją posiadał. Na jego twarzy nie było ani krzty zarostu, a gdy wykonał ten gest skóra zmarszczyła się, więc mogłyście wywnioskować, że właśnie takim wyrazem was zaszczycił.
- Czy owy poszukiwany jest martwy? Lub chociażby martwy, acz wciąż żywy? - na brzmienie własnych słów warga drgnęła mu lekko, jakby chciał się zaśmiać, ale ostatecznie tego nie zrobił.
- Nikt o wystających zębach tu nie mieszka - dodał enigmatycznie.
Odczekał chwilę, jakby spodziewał się kolejnych pytań.
- Mogę w czymś jeszcze pomóc? - dopytał, widać było że silił się na bardzo szorstką grzeczność.

Mavelle, gdy drzwi się otworzyły mogłaś poczuć woń kurzu zmieszaną z wilgocią, podtonem lekkiej stęchlizny oraz formaliny. Sam mężczyzna nie pachniał inaczej, a podczas rozmowy ani nie zaczął się pocić, ani stresować. Jedyne, co mogłaś od niego wyczuć to chłód i stęchlizna, z którą zazwyczaj spotyka się w grobowcach. Nie poczułaś niczego, co świadczyłoby o obecności czarnej magii.

Patrick



Mężczyzna zmierzył cię spojrzeniem kogoś, kto ogląda eksponaty na naprawdę rzadkiej wystawie. Nieczęsto widywał tu nowe twarze, a takową definitywnie była ta twoja. Mogłeś zauważyć jak jego zielone oczy skupiają się na tobie, z zaciekawieniem i jednocześnie absolutnym niezrozumieniem.
- Nie wiem czy taki dobry - zaczął - Najpierw ten cholerny Marvin przypomina mi o długu, jaki u niego zaciągnąłem ostatniej nocy, a teraz ty kogoś szukasz. Mam nadzieję, że to nie ja, zapłaciłem wszystko! Do ostatniego knuta! - prawie, że krzyknął, ale zaraz uspokoił się odrobinę i chrząknął.
Przysłuchał się opisowi, jaki mu przedstawiłeś.
- Szukasz jakiegoś starca, tak? Sporo tu starych ludzi, młody człowieku. To twój dziadek? - zaśmiał się, chociaż nie było w tym dźwięku zwyczajowej rubaszności mieszkańca małej wioski. Śmiech brzmiał jakby coś chropowatego przejechało po szklanym stole i zostawiło rysy.
Jak na miejscowego, mężczyzna z którym miałeś przyjemność był dość rozmowny, prawdopodobnie z powodu paru piw, które już w siebie wlał. Przystanął przy tobie, gotowy na kolejne pytania ewentualnie dalsze wyjaśnienia, dlaczego nachodzisz miejscowy pub.
- A, ta, Patrick. Jestem Frank. - podał mu rękę, która była dość spracowana, jak na kogoś, kto większość życia zapewne używał rożdżkę. Za paznokciami miał ziemię, a skórę opuszków twardą i popękaną.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
11.05.2023, 10:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.05.2023, 17:34 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna postanowiła nie zastanawiać się, czy człowiek, który przed nimi stoi, jest człowiekiem, ghulem, wampirem czy też czymś jeszcze innym. Fawleyowie byli… rodziną specyficzną, a jak długo Brygada nie miała dowodów na to, że w swoich zainteresowaniach za bardzo się zapędzają, nie było powodów do zachowywania się nieuprzejmie.
- Myślę, że wciąż jest żywy – zapewniła Brenna i ostatecznie wyciągnęła rysunek, przedstawiający mężczyznę. Mavelle sporządziła go na podstawie instrukcji od Brenny i zdaniem Brygadzistki był całkiem udatny. Jeżeli czarnoksiężnik zaś i tak tutaj mieszkał, a ten… człowiek… go krył… To cóż, i tak na pewno zaalarmuje go, że pytała o niego Brygadzistka.– Może jest szansa, że ktoś z domowników go rozpozna? Na pewno jest czarodziejem i kręcił się w tej okolicy i może być świadkiem w sprawie zaginięcia – poinformowała gładko. Zazwyczaj ludzie byli bardziej skłonni do współpracy przy znalezieniu potencjalnych świadków niż podejrzanych, bo przecież to taki miły chłopak, zawsze dzień dobry mówił, po co robić mu problemy. Nie próbowała za to wymyślać żadnych bajeczek, bo istniała szansa, że ktoś ją tutaj rozpozna jego Longbottomównę i szybko domyśli się, że to może mieć coś wspólnego z działaniami Ministerstwa.
Jeżeli jednak mężczyzna zapewnił, że nikogo takiego nie widział, i mało prawdopodobne, aby ktokolwiek z Fawleyów mógł go rozpoznać, Brenna nie zamierzała nalegać. Nadmierna natarczywość w takich sprawach była dobrym rozwiązaniem wyłącznie, jeśli miało się pewność, że ktoś coś wiedział. Zamiast tego wolała więc po prostu rozejrzeć się za kolejnymi zabudowaniami.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3410), Mavelle Bones (2032), Patrick Steward (3119), Tilly Toke (1216), Papa Legba (1239)


Strony (5): 1 2 3 4 5 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa